sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 1



Tej nocy Ellie nękały koszmary. Jako, że miała swoje mieszkanie, zmuszona została, aby nocować w Stark Tower. Z Tonym znali się już ponad trzy lata, ponieważ Ellie była starą przyjaciółką Pepper . Dogadywały się i traktowały, niemalże jak siostry.
- Jarvis światło – Tony żwawym krokiem podszedł do łóżka dziewczyny. Usiadł na skraju i złapał ją za ramiona, mocno potrząsając. – Ellie obudź się.
Szatynka momentalnie otworzyła oczy i podniosła się do siadu z towarzyszącym temu krzykiem. Oddychała ciężko i była zalana potem. Stark nigdy czegoś takiego u niej nie widział. Musiała zostać na noc, ponieważ po wczorajszej imprezie w jego domu, wypiła za dużo i z pewnością sama nie dotarłaby do domu w takim stanie.
- Spokojnie to tylko zły sen – Pogłaskał ją po głowie , jak ojciec troszczący się o swoje najdroższe dziecko.
- On…był taki realistyczny. – Wydusiła. Jej serce jeszcze przez chwilę biło rekordy szybkości. Oparła głowę o ramię mężczyzny i westchnęła. – Śniło mi się, że Loki uciekł z więzienia w Asgardzie i chciał mnie zabić za to, że pomogłam wam go tam zamknąć. – Wyjaśniła trzęsąc się. Stark objął ją ramieniem i poklepał lekko po plecach.
- Przecież wiesz, że wieża ma najlepsze zabezpieczenia i nic ci tu nie grozi. – Te słowa ją uspokoiły i wywołały na jej twarzy  cień uśmiechu.
- Tak masz rację – Odsunęła się od niego – Posiadasz najlepsze zabezpieczenia, w to nie wątpię , jednak – Tu się zawahała – Mam złe przeczucia, ale to nic. Dobranoc i przepraszam, że cię obudziłam – Posłała mu przepraszające spojrzenie i odprowadziła do drzwi. Zamknąwszy je, oparła się o ich zimną nawierzchnię , aż jej ciarki przeszły po plecach, lecz ona w tej chwili nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Skupiona była na analizie snu. Wydawał się taki prawdziwy i to uczucie. Czuła jakby była tam naprawdę. Stała na jednym z wielu balkonów wierzy Stark Tower i z zapartym tchem, wpatrywała się w nocną panoramę miasta. I naglę usłyszała trzask. Przestraszona co mogło go wywołać , obróciła się. Przed nią, we  własnej osobie stał Bóg. Ten najgorszy. Bóg kłamstwa i chaosu. Wojny i wina. Kłamca nad kłamcami. Tak go sobie właśnie wyobrażała. Podłego, nieczułego psychopatę. Lokiego. To on właśnie stał naprzeciw niej z szatańskim uśmiechem. Był ubrany w zielone szaty, z resztą jak zawsze, a jego peleryna trzepotała pod wpływem gwałtownego wiatru. W lewej ręce trzymał swoją broń. Złotą włócznię, zakończona ostrym szpicem, pozwalająca przejąć kontrolę nad czyimś umysłem. Dziewczyna cofnęła się o krok, widząc jak się do niej zbliża. Czując za plecami opór, zerknęła przez ramię. Za nią znajdowała się ulica, i wystarczyło się tylko wychylić, by poszybować w dół i zaznać szybkiej śmierci. Przed nią zaś stał on, z sekundy na sekundę zbliżając się. Bała się. Wiedziała co Loki kiedyś robił. Mordował. Jego oczy dziwnie błyszczały. Nagle zniknął, a ona poczuła silny uścisk z tyłu. Mężczyzna wykręcił jej ręce, tak aby nie mogła wykonać nawet najmniejszego ruchu.
- Jesteś taka sama jak oni – Wysyczał jej do ucha – Jak wszyscy. Potraficie jedynie gadać o dobroci, którą chcecie obdarzyć ten nędzny i nic nie warty świat. Jednak robicie co innego. Niszczycie, zabijacie, szydzicie. Zupełnie jak on. Jesteście zmuszeni do monotonnego życia w ciągłym kłamstwie i niewiedzy. Wasza prymitywna rasa tylko czeka na śmierć. – Wszystkie słowa wypowiadał z dobitnością, aby zapadło jej to w pamięci, aby wiedziała, że ludzie są nic nie warci i nigdy nie przewyższą Bogów.  Nagle jego uścisk zelżał, a ona była wolna. Chwilowo. – Teraz umrzesz jak oni.
Przed jej oczami zaczęły przewijać się różne obrazy. Była to śmierć każdego z mścicieli. Dziewczyna musiała zasłonić sobie usta, aby nie krzyknąć. Bezsilna opadła na kolana, a łzy spływały jedna po drugiej, po jej policzkach. Objęła się ramionami, aby powstrzymać drgawki. Podniosła wzrok na bruneta, który zadowolony ze swojego dzieła, stał teraz i mierzył włócznią w jej serce. Lekkim i płynnym ruchem, pchnął ją do przodu, a ostry koniec zagłębił się w ciele dziewczyny. Z jej ust wydobył się krzyk bólu i rozpaczy. Najpierw widziała śmierć swoich przyjaciół, a teraz swoją. I w tym momencie się obudziła. Wszystko to wydawało się takie realistyczne, nawet ból, którego nie powinno się czuć we śnie. Dziewczyna przeczesała ręką i tak już zmierzwione włosy. Wstała i podeszła do okna. Na ciemnym nieboskłonie, malował się obraz gwiazd i księżyca, będące w pełnej harmonii. One migotały, a on świecił. Szatynka otworzyła okno. Zimny wiatr wdarł się do pokoju, muskając lekko skórę dziewczyny. Nie przeszkadzało jej zimno , chociaż gdyby miała dłużej tak zostać, to zapewne by zamarzła. Zamknęła więc okno i na powrót ułożyła się spać.
Ranek nadszedł dość szybko, a dziewczyna nie skarżyła się na kolejne koszmary. W lekko złym humorze, wygramoliła się z łóżka i zeszła do jadalni, w celu skonsumowania śniadania. Jajecznica i boczek. To co lubiła, oraz zapach świeżo zaparzonej kawy. Przypomniała sobie jak ojciec zawsze robił jej kawę, kiedy miała zły humor, jednak po jej wypiciu szybko wracał.  Na te wspomnienie uśmiechnęła się, co nie uszło uwadze Starka i Pepper. Dziewczyna usiadła do stołu i zaczęła jeść. W trakcie opowiadała, że w nocy nie miała już żadnych koszmarów, na co ruda kobieta odetchnęła z ulgą.
- Nigdy jako tako nie miałaś koszmarów – Powiedziała i zaczęła sprzątać, wkładając brudne naczynia do zmywarki. Szatynka wstała od stołu, wzięła do ręki kubek z parującą kawą i oparła się o blat.
- To prawda. Nie miałam, ale jakieś się zdarzały, jednak bardzo rzadko i to po obejrzeniu jakiegoś strasznego filmu. – Wyjaśniła.
- Mamy gości – Oznajmił Jarvis, mechanicznym głosem. Wszyscy popatrzeli na siebie zdziwieni. Kim byli owi goście?
- Wpuść ich – Stark podszedł do drzwi. Nawet nie zdążył ich do końca otworzyć, a przez próg przeszedł Nick Fury. Za nim reszta bohaterów. Po skromnym przywitaniu, Nick stanął tak, aby był dla wszystkich widoczny i słyszalny.
- Loki uciekł z więzienia – Te słowa wywołały u dziewczyny szok. Upuściła kubek z kawa, który z hukiem rozbił się na milion kawałków. Stała i wpatrywała się w Furego z niedowierzaniem. Treść jego wypowiedzi powoli zaczęła do niej docierać. Sen zaczął się spełniać. Teraz tylko czekała ich śmierć.  Nie. To był tylko głupi sen, a sny się z reguły nie spełniają. A jednak. Część marzenia sennego zaczęła się spełniać.
- P-przepraszam – Wyjąkała i zaczęła zbierać kawałki porcelany. Ręce się jej trzęsły, a umysł wariował. Syknęła kiedy poczuła ostry ból w ręce. Spojrzała w tamtą stronę. Zobaczyła jak z jej lewej dłoni leje się szmaragdowa substancja.
- Zostaw i chodź – Pepper szybko pociągnęła ją za sobą do innego pokoju.
- Trzeba najpierw zdezynfekować ranę – Z półki wyjęła apteczkę i poczęła przygotowania.
Ellie trzęsła się z przerażenia, Loki uciekł, a teraz będzie chciał się zemścić.
- Tony opowiedział mi co śniło ci się w nocy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Loki na pewno nie będzie chciał cię zabić. Mściciele na to nie pozwolą. – Peppre próbowała chodź w najmniejszym stopniu uspokoić dziewczynę, lecz jak na razie bez skutku. – No już gotowe. Ręka dziewczyny była zabandażowana i nie szczypała tak bardzo jak przedtem. Podziękowała przyjaciółce. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi i położyła dłoń na klamce i poczuła jak lekko opada. W progu stanął Kapitan Ameryka.
- Możemy zabrać cię na helikalier. Może tam poczujesz się bezpieczniej. – Zasugerował, chodź dziewczyna widziała w tym pomyśle ingerencję Tonyego. Zgodziła się.
Droga nie zajęła im wiele czasu, ponieważ polecieli prywatnym odrzutowcem Starka. Będąc na miejscu, dziewczynie od razu został przydzielony i pokazany pokój. Ona jednak wolała pozostać ze wszystkimi na mostku i obserwować poczynania tarczy.
- W porządku? – Obok niej pojawił się Thor. Jego miły i serdeczny uśmiech, złagodził nieco, napiętą atmosferę.
- Tak – Zawahała się i obróciła głowę – W porządku. Powiedz czy twój brat może dostać się na ziemię, po ucieczce  z więzienia?
Blondyn zamyślił się.
- Myślę, że nie Heimdall nie dopuści do otwarcia teleportu na zimie. Jednak znam Lokiego i wiem, że zna inne przejścia, o których nie wie nikt oprócz nas. Z pomocą czarów na pewno mu się powiedzie.
To wywołało u dziewczyny większy niepokój, niż się spodziewała. Bała się o mścicieli, o zimie. O siebie. Nie chciała umierać.
- Może chciałabyś się przespać? – Zaproponował Stark, stając obok. Dziewczyna skinęła głową i podążyła za nim.
Szli długim i oświetlonym korytarzem, pochłonięci rozmową na temat, niektórych zachować innych mścicieli.
- Banner twierdzi, że zawsze jest wkurzony, ale ja twierdzę, że jest spokojny. – Ellie pierwszy raz od jakiegoś czasu zaczęła się śmiać. Jednak to nie trwało długo. Nagle usłyszeli czyjeś kroki.  Stanęli. Tuż obok nich przeszła grupka uzbrojonych żołnierzy. W środku szedł ktoś jeszcze. Wysoki mężczyzna o czarnych włosach i błyszczących zielonych oczach. To, że został właśnie pojmany nic mu nie robiło. Wręcz przeciwnie. Wyglądało jakby się z tego cieszył, co wskazywał łobuzerski uśmiech na jego twarzy.Szatynka nie mogła oderwać od niego wzroku, chodź wiedziała kim jest. Chciała się ruszyć. Uciec, lecz jej ciało zesztywniało. Bała się zrobić jakikolwiek ruch, bo być może on by zaatakował.
- Ellie! – Z transu wyrwał ją głos Tonyego, oraz szarpnięcie za ramię.
- No proszę. Czyżby mściciele znaleźli sobie nowego kozła ofiarnego – Głos Lokeigo był przesiąknięty ironią.
Dziewczyna nie chciała pokazywać, że się go boi. Dlatego dumnie podniosła głowę do góry i spojrzała prosto w oczy Boga. Dopiero teraz zauważyła jego podrapaną twarz. Since pod oczami i wiele głębszych ran. Kajdanki na rękach i lufa pistoletu przystawiona do jego skroni.  Jego głos był stanowczy i dumny, lecz szatynka z nie wiadomo jakich powodów, wyczuła w nim jeszcze coś. Smutek? Żal? Oczywiście on się do tego nie przyzna.
- Nie jestem kozłem ofiarnym Loki – Lekko drżała, ale nie dała po sobie tego poznać. O nie. Nie da mu tej satysfakcji.
- Z jednego więzienia trafiłeś do drugiego i to w tak krótkim czasie. Twój rekord jelonku – Odezwał się w końcu Stark. – Zabrać go – Polecił żołnierzom, a oni zwinnie odtransportowali więźnia do jego klatki. Była to wielka, stalowa puszka z mocnymi szybami, które pod gwałtowny uderzeniem zwalniały zaczepy, a klatka spadała w dół. W efekcie więzień mógł się już wtedy pożegnać z życiem.
- Dlaczego on tu jest Tony? – Ellie objęła się ramionami, aby się uspokoić.
- Spokojnie. Tarcza wie co robi i na pewno wszystko przemyślała. Nie masz się czym przejmować. – Stark odprowadził ją do pokoju. – A teraz idź się przespać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Dziewczyna usłuchała. Wpełza na łóżko i owinęła się ciepłą kołdrą, na chwilę zapominając o wszystkich smutkach.
Stała na mostu kapitańskim w helikalierze. Zrobiła krok do przodu. Nagle pod stopami poczuła coś dziwnego. Spojrzała w dół. Nie miała na sobie butów. Stopy miała całe we krwi. Obejrzała się przestraszona. Wszędzie dookoła było tak samo. Wszędzie krew. Tylko czyja?
- Twoich przyjaciół. – Przed nią pojawił się uradowany Loki. Gdy go zobaczyła, cofnęła się o krok i upadła. Otrząsnęła się i zobaczyła pod swoimi nogami ciało swojej najlepszej przyjaciółki.
- P-pepper?! – Załkała – Dlaczego… ty to robisz?
- Dlaczego pytasz? – Ukląkł przed nią – Dlatego, że musiałem przez was wszystkich siedzieć w tym zasranym więzieniu. Gdyby nie wy byłbym już królem Asgardu, ponieważ Thor jest na wygnaniu, a Odyn zapadł w sen. – Dostrzegła w jego głosie żal, którego chyba nawet nie chciał ukrywać.  Nagle chwycił ją za gardło. – Nie wiesz co to znaczy żyć w cieniu brata, przez dwadzieścia lat. Nie wiesz co to znaczy, kiedy z ciebie szydzą i drwią. Wytykają palcami i obrażają. Nie możesz wiedzieć, bo ciebie otaczają oddani przyjaciele. Ja nie zaznałem miłości i ciepła rodziców, jak wy. – Pierwszy raz widziała płaczącego mężczyznę i to nie byle jakiego. Tylko Boga z Asgardu.
- Więc o to ci chodzi? – Spojrzał na nią zbity z tropu. – Nie chcesz żyć sam. Chcesz mieć przyjaciół i osobę, która obdarzy cię miłością. – Prychnął na nią i rzucił na podłogę.
- Nie potrzebuję czegoś takiego. Przyjaciele i tak cię kiedyś zdradzą, a ukochana osoba opuści. – Teraz stał obrócony do niej plecami z opuszczoną głową.
- Nie musi tak być. Nie każdy taki jest. Jeśli się zmienisz to mściciele na pewno cię przyjmą. – Wyjaśniła, spokojnie do niego podchodząc.
- Ha. Miałbym współpracować z bandą idiotów, którzy nie potrafią nawet się zgrać – Skierował w nią swoją włócznię.
- Posłuchaj – Podniosła ręce do góry w pokojowym geście. – Mogę ci pomóc się zmienić, lecz ty tego musisz chcieć. Oni nie są tacy jak myślisz. Gdyby nie współpraca, to nie zamknęliby cię w więzieniu. Działali razem i się udało.  No może to nie jest szczęśliwa wiadomość dla ciebie, ale pokazali na co ich stać.
Mężczyzna westchnął.
Dziewczyna zamyśliła się. Dlaczego on nie pozwalał sobie pomóc. Straszna samotność. I tęsknota.  Nieludzka, niemal nieznośna tęsknota.
- Dlaczego niby mam pozwolić na pomoc zwykłej śmiertelniczce?  - Spytał na powrót zimnym głosem.
- Bo może ona właśnie cię rozumie. Może przeżyła coś podobnego. Nigdy tak jak ty nie usłyszała od rodziców słów otuchy, tylko same rozkazy. Wychowana w surowych warunkach. I obecna na każde ich zawołanie, a gdy coś nie wychodziło, była bita i dręczona. Loki jest wiele osób na świecie cierpiących podobnie jak ty i ja, ale zawsze znajdzie się ktoś kto może pomóc ci się podnieść i pchnąć do przodu. Jesteś sam dlatego, że nie dopuszczasz do siebie nikogo, kto niesie pomocną dłoń. Boisz się, że jeśli ją przyjmiesz, on się obróci i cię zostawi. – Wyrzuciła z siebie wszystko. Wzięła głęboki oddech i odważnie do niego podeszła. Położyła mu dłoń na sercu i spojrzała prosto w oczy. – Daj sobie pomóc.