wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 7 "Długo oczekiwana odpowiedź"


No dobra. Zapewne w tym momencie wszyscy czytelnicy opowiadania Innocent czekają u mnie przed drzwiami z siekierami :D 
Napisałam rozdział z trudem, ale się udało. Z góry przepraszam, że taki krótki. Następne będą lepsze i popchnę fabułę do przodu. 
A teraz zapraszam do czytania :D 











  Noc zapowiadała się na naprawdę długą, biorąc pod uwagę to, że nie mogłam zasnąć, nawet po upływie dwóch godzin. Sierp księżyca wiszącego na niebie dawał o sobie znać i po mimo ciężkich, stalowo-szarych chmur, jego blask pozostawała niezmienny. Gwieździsty koc okrył go szczelnie, ukazując całe piękno pory nocnej.
  Ponownie usiadłam na skraju łóżka, dotykając stopami zimnej podłogi. Przejechałam wierzchem dłoni po zmęczonej twarzy, po czym przymknęłam oczy, marząc, aby to wszystko się skończyło. To całe zamieszanie z Lokim i rzekomym zabójstwem Toma, nie miało sensu. No bo po co zabijać kogoś, kto tak naprawdę jest w nikłym stopniu powiązany z Avengers. Tom wydawał się być naprawdę miłym, bystrym i kochanym mężczyzną, który po mimo tego, że nawet mnie nie znał, to dał drugą szansę i dach nad głową. Przez myśl przemknęła mi nagle inna myśl, a raczej krótkie wspomnienie.
  Loki i jego dziwne zachowanie w tamtym pokoju. Kiedy zbliżył się do naszej dwójki, nagle został zmuszony do wycofania się. Pomiędzy nami pojawiła się, tak jakby cienka ściana, która odbiła jego rękę. Zielone, migoczące promienie zawisły w powietrzu, tworząc małą mgłę.
- Co to było? - Spytałam, patrząc na swoją otwartą dłoń. - Magia?
  Potrząsnęłam szybko głową, wstając. Chwilę próbowałam utrzymać równowagę, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je cicho i wyszłam na korytarz. Odruchowo zamarłam w miejscu i spojrzałam na wrota na przeciwko mojego pokoju. Słyszałam kołatanie swego serca, a oddech na krótką chwilę stał się płytszy. Czułam się jak w horrorze, gdzie zaraz powinien mnie dorwać jakiś potwór. Następnie mnie zje i pójdzie wybić całą okolicę.
- Tak. - Zaśmiałam się krótko. - Mogłam oglądać więcej tych pokręconych filmów od Emmy.
  Zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam się schodami na dół. Miałam dziwne wrażenie, że jednak Tom może mieć jakieś informacje na temat Avengers. Inaczej nie użyczałby im swojej rezydencji. To wszystko musiało mieć związek z czymś większym. I w tym celu zostałam zmuszona, wylądować w salonie Tom'a, gdzie rozpoczęły się moje poszukiwania.
- Ghost - Szepnęłam w przestrzeń, a obok mnie zmaterializowała się mała, lewitująca maszyna. - Daj trochę światła.
  W istocie te małe urządzenia były bardzo przydatne. Wszyscy, którzy je posiadali, byli z nimi wewnętrznie połączeniu, co nie stanowiło problemu z zabieraniem ich gdziekolwiek. Przeszłam przez salon, gdzie w między czasie zauważyłam szafkę. Od razu skierowałam się w jej stronę.
- Tutaj mały - Poleciłam maszynie i zaraz mogłam zabrać się za grzebanie w cudzych papierach. Było to co najmniej niekulturalne i nie przemyślane, ponieważ gospodarze tego dobytku zaoferował mi wiele, a ja tak po prostu naruszam jego prywatność.
  Wzięłam w dłonie pierwszy plik kartek i szybko przeczytałam ich zawartość, dowiadując się jedynie tego, co niepotrzebne. Kolejne minuty, które przerodziły się w godziny upłynęły tak samo. Stera niepotrzebnych informacji mnożyła się niekontrolowanie, a ja nie natrafiłam na nic ciekawego.
- Eh. - Westchnęłam przeciągle, opierając się o fotel stojący za mną. - Nic tu nie ma.
- Owszem. - Usłyszałam głos gospodarza, który stał oparty o framugę drzwi.
  No pięknie. To narobiłam. Powoli i spokojnie obróciłam głowę w jego stronę. Ponownie moje serce biło rekordy szybkości, a oddech stał się płytki. Zimno przeszyło moje ciało, wywołując ciarki.
- Co tu robisz? - Jego głos wydawał się być zimnym i ostrym mieczem, które przetnie wszystko.
  Wstałam na równe nogi, uprzednio odsyłając Ghost'a. Mój wzrok błądził po całym pokoju, tylko na chwilę zatrzymując się na postaci Tom'a, który...
- Co się dzieje? - Spytałam. Mój głos załamał się równie szybko, co moje nogi. W ostatnim momencie zdążyłam złapać się fotela, który wcześniej służył mi za oparcie. Moja głowa zaczęła pękać, pod naporem dziwnego uczucia, które rozsadzało ją od środka. Obraz, który moje oczy rejestrowały, stawał się coraz bardziej niewyraźny, aż w końcu pokrył się czerwienią.
  Postać Tom'a zaczęła migać, a obok niego pojawiła się kolejna, odziana w czarny płaszcz. Zielone tęczówki tajemniczej osoby błysnęły, co przywiodło mi na myśl kolejną scenę z horroru. Czarne włosy, opadły na jej ramiona, a płaszcz zakołysał się pod wpływem energicznych ruchów. Aura, ciemna i zimna zaczęła pulsować niczym mój nieodchodzący ból głowy.
- Kim ty jesteś? - Syknęłam, czując zbliżające się nieszczęście.
  Postać spojrzała w moją stronę, a ja zostałam sparaliżowana. Dopiero teraz mogłam dostrzec kim był ten nieznajomy.
- Loki! - Krzyknęłam, rzucając się w stronę Tom'a, który niczego nieświadom, stał w miejscu.
  Czarnowłosy wyciągnął dłoń przed siebie, a nagle się zatrzymałam. Poczułam jak przez moje wszystkie kończyny przechodzi ogrom ciepła, jakby ktoś w chwili obecnej podkręcił ogrzewanie.
- Przeszkadzasz - Powiedział obojętnie. Jego ruchy były wolne, ale miały w sobie nutkę tajemniczości. Nóż, który trzymał w ręce, powędrował na szyję Tom'a. - Nie wiesz, że rozkazy należy wykonywać?
- Loki nie rób tego. - Spróbowałam się ruszyć, co poskutkowało tym, że upadłam na kolana, podtrzymując się jedynie krawędzi fotela. - Co to w ogóle wszystko ma znaczyć?
  Mężczyzna przeniósł swe zielone tęczówki w moją stronę. Podchodząc do mnie, nie wypuszczał z rąk noża, który błysnął niebezpiecznie.
- Narobiłaś sobie kłopotów. - Powiedział szorstko, klękając na przeciwko mnie i unosząc mój podbródek do góry. - Nie ominie cię kara, jednak chciałbym osobiście ci ją wymierzyć.
  Słyszałam jego cichy, szaleńczy śmiech, który wypełnił moją głowę. Przed mymi oczyma dostrzegłam zarys upadającej postaci Tom'a. Moje powieki stały się cięższe i z każdą chwilą czułam jak świadomość mnie opuszcza.


****

  To wszystko było dla niego, aż za proste. Kilka prostych sztuczek i odrobina magi wystarczyła, aby odnaleźć dziewczynę i jej "wybawcę". I chociaż używanie magi sprawiało mu kilka drobnym problemów, to nic sobie nie robił z kolejnych bólów głowy. Odnalazł dziewczynę i to w chwili obecnej było najważniejsze. Mógł teraz wysłać kilka swoich ludzi do Petworth i rozkazać im, aby wyeliminowali dwóch ludzi, którzy szarpali jego opinię.
- Wzywałeś? - Rozległ się dumny głos. 
- Masz nowe zadanie - Loki wstał, poprawiając swój dobrze skrojony garnitur. - Dziewczyna jest w Pertworth i jak mnie mam, nie będzie to dla ciebie problem, aby ją tu ściągnąć? 
  Brew sługi powędrowała do góry. Czy jego mistrz właśnie sugerował mu, że nie będzie w stanie sprostać takiemu zadaniu? Grubo się mylił.
- Raczysz oświecić mnie dlaczego pozwoliłeś jej uciec?
- Błędne obliczenia - Odparł beznamiętnym tonem Loki, nalewając sobie do kieliszka wytrawnego wina. 
- A czy kiedykolwiek zamierzałeś jej powiedzieć całą prawdę? - Sługa zbliżył się do swego mistrza. 
  Czarnowłosy uśmiechnął się pod nosem, po czym wyminął mężczyznę i skierował się w stronę łazienki, rozpinając pierwsze guziki śnieżnobiałej koszuli. 
- Może kiedyś dowie się prawdy. 































Vampire - Rose VII


Witam wszystkich serdeczne :D
Arisu jest notka (w końcu). Trochę krótka i nietreściwa, ale to ze względu, że robiłam masę innych rzeczy :D
Dobieracie sobie dziś sami, a ja dedykuję rozdział wszystkim czytającym :D 




- Myślisz, że jest gotowa, aby zdać test? - Spytał wyraźnie zaciekawiony Ruben.
  Razem z Tamarą, udaliśmy się do pobliskiego lasu, aby dziewczyna w pełni mogła zaprezentować poznane dotąd techniki czy umiejętności. Ruben zgodził się być jest sparing-trenerem, co poskutkowało gniewnym wybuchem ze strony zmiennokształtnego. Chłopak dał się pobić dziewczynie, a jego mina była wręcz bezcenna. Śmiałam się dobre pięć minut i czując lekki ból brzucha, postanowiłam zająć swe myśli czymś innym. Czymś co sprawiło, że moje policzki od razu przybrały kolor dojrzałej wiśni.
- Wszystko w porządku? - Spytała Tamara, kiedy razem z Rubenem zrobili sobie chwilę przerwy.
  Zerknęłam na dwójkę towarzyszy, po czym usiadłam na konarze zawalonego drzewa.
- Tak sobie tylko myślę - Uśmiechnęłam się, układając głowę na rękach, które oparłam na kolanach.
  Zimny wiatr lekko targał moje włosy. Pogoda nie była wysokich lotów, a ciemne chmury idące znad południa zwiastowały tylko deszcz i burzę. Nie lubiłam burzy, która wiązała się z piorunami, grzmotami i błyskami. Zawsze się jej bałam.
- Wiem o czym myślisz kochanie - Obok mnie zmaterializował się Ruben, który wesoło zamachał ogonem. - Ja też już nie mogę się doczekać.
  Zrobiłam wielkie oczy, które wlepiłam w chłopaka. Jego głupi uśmieszek doprowadzał mnie do szału i po mimo tego, że był ode mnie starszy, to zachowywał się jak gówniarz. Wytargać ogon i uszy to za mało, jak dla niego.
- Nie myślałam o tym - Sprostowałam, zauważając minę Tamary, u której w głowie tylko jedna myśl miała zalążek. - To nie to co myślisz.
  Dziewczyna zbyła nas miłym uśmiechem i powróciła do treningu.
- Hej, nie ma co się wstydzić - Ruben objął mnie ramieniem - To normalne, że chłopak i dziewczyna...
  Nagle zamilkł, a ja poczułam się nieswojo. Przekrzywiłam lekko głowę, aby na niego spojrzeć i dowiedzieć się o co chodzi. Jedyne co spostrzegłam nim rzuciłam się do ucieczki, były jego rozszerzone, złote oczy.
- Cholera znowu? - Ominęłam zdziwioną Tamarę, która po czasie załapała o co chodzi.
  Przeskoczyłam nad konarami zawalonych drzew, których było tu od groma i trochę, po czym skierowałam się w stronę polany, gdzie nic nie mogło mnie ograniczać. W myślach przeklinałam swoją głupotę, że nie wzięłam kuszy. Mogłam się domyślić, że po wczorajszej nocy spędzonej z Alucardem, Ruben go wyczuje. Nie tak łatwo jest zamaskować zapach wampira.
- Lilith czekaj! - Usłyszałam jego wołanie - Nic ci nie zrobię.
  Ta jasne. Tylko podrapiesz i ugryziesz. Zerknęłam za siebie. Pozostawiając daleko w tyle gęste zarośla, krzaki i drzewa, wybiegłam na sporą polanę, która była wokół była osłonięta gąszczem. Szybko zwróciłam się w stronę, z której przybiegłam i zaczęłam wypatrywać Rubena. Jego złote oczy przerażały mnie w takim stopniu jak burza, lecz nie dając po sobie tego poznać, zmuszałam się wytrzymać jego spojrzenia.
- Dlaczego się z nim zadajesz? - Dobiegło mnie skądś jego warknięcie. Dokładnie przeskanowałam okolicę wzrokiem, lecz nigdzie nie dostrzegłam zmiennokształtnego. - Oni są nieobliczalni i w każdej chwili mogą cię zabić.
  Nagle w moją stronę poleciało ostrze. Widziałam błysk stali, kiedy o włos mijało moją głowę. Mój oddech zatrzymał się, a serce kotłowało w piersi.
- W porządku? - Włosy Tamary zafalowały w powietrzu, kiedy dziewczyna zwinnie obracała się wokół własnej osi. W tym momencie byłam jej dozgonnie wdzięczna.
- Chyba tak. - Z trudem wypowiedziałam kolejne słowa.
- Nie wiem o co chodzi, ale... - Dziewczyna zawahała się. Okręciła włócznię wokół ciała i pewnie chwyciła ją w obie ręce. -... ale nie mam zamiaru zbierać twoich szczątków.
  Nie wiem czy powiedziała to złośliwie czy w żarcie, ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Ruben stawał się coraz groźniejszy, a do tego dochodziło rozdrażnienie zapachem Alucarda, który traktował to wszystko jako zabawę. Ciemne chmury całkowicie zakryły nieboskłon, a kilka kropel wody spadło z nieba, zwiastując deszcz.
- Masz broń? - Spytała białowłosa.
- Właśnie problem w tym, że nie mam - Odparłam słabo. Nagle w moją stronę poleciało kolejne ostrze, lecz tym razem zdążyłam zrobić unik. Stal wbiła się w drzewo za mną.
- Trzymaj - Tamara podała mi nóż, który w tym momencie był dla mnie wybawieniem.
  Uśmiechnęłam się w duchu. Miałam szansę pokazać przyszłej łowczyni, jak pracują zawodowcy, lecz mym celem stał się przyjaciel.
  Szelest krzaków uświadomił nam, że Ruben zaraz ruszy do ataku. Przyjęłyśmy pozy do walki, po czym przygotowaliśmy się na atak. Zza zarośli wyłonił się wielkich rozmiarów, czarny wilk, a jego złote oczy, przeszywały na wskroś. Chłopak przeszedł do pełnej defensywy. Jego wielkie łapy prześlizgnęły się po trzonie włóczni Tamary, na co ta miała świetną okazję, aby powalić Rubena kopnięciem. Ja natomiast analizowałam wszystkie możliwości wygranej, jak i przegranej.
- Nie rozumiesz, że pakujesz się w kłopoty. - Warknął chłopak, momentalnie podnosząc się do góry.
- To nie ma z tobą nic wspólnego. Nie jesteś moją matką, żeby mówić mi co dobre, a co złe. - Wykrzyknęłam.
  Rozpadało się na dobre, a cała sceneria zniknęła w gęstej mgle. Wszystko było niczym wyjęte z horroru, lecz zmieniając zakończenie, mamy szanse na przetrwanie. Podmuch zimna dostał się pod moją bluzę, wywołując ciarki na całym ciele. Przetarłam ręką załzawione oczy, po czym zrobiłam szybki unik, schylając się. Ruben znów zaatakował, a jego pierwszym wymierzonym ciosem, było zamachnięcie się łapą, która miała w sobie cztery, wielki i ostre pazury.
  Wilk opadł na ziemię, a ja korzystając z chwili jego nieuwagi, odskoczyłam na pewną oraz bezpieczną odległość. Tamara zgrzytnęła zębami, po czym ściskając włócznię, ruszyła na chłopaka. W dezorientacji przeciwnika była całkiem nie zła. Dała mi czas na podejście bliżej i zadanie ciosu, który pozbawił Rubena tchu.
- Lilith cofnij się - Krzyk Michaela wyrwał mnie z zamyślenia. Obróciłam się w jego stronę i dostrzegłam jeszcze dwójkę towarzyszy u jego boku. - Kundel pożałuje, że cię zaatakował.
  Razem z Tamarą ustąpiliśmy miejsca trzem łowcom, którzy mierząc do Rubena z broni palnych, stanęli między nami. Ich miny były jednoznaczne, zamiary także. Wiedziałam, że zmiennokształtnemu nie ujdzie taki wybryk na sucho, jednak zastanawiałam się nad jednym.
- Chodźmy stąd - Poczułam szarpnięcie za rękaw. Spojrzałam na twarz Tamary, po czym skinęłam głową i razem opuściłyśmy to miejsce.

****

  Kiedy razem z Tamarą siedziałyśmy razem w salonie, przy kominku, w kuchni obok toczyła się słowna bitwa. Słyszałam krzyki ojca i Michaela, który stłukł już przynajmniej kilka talerzy. Spór toczył się o niekontrolowany gniew Rubena, który ze znanej mi przyczyny, rzucił się na mnie z pazurami. Nie miałam jednak pojęcia dlaczego tak bardzo nienawidził wampirów skoro tak jak my, zawarł z nimi pakt neutralności. Owszem nie dziwiłam mu się jednak, że nie pała sympatią do nieśmiertelnych, ponieważ kiedyś zaatakowali jego rodzinny dom, jednak nikt wtedy nie zginął, a oni oficjalnie zawarli rozejm. 
- Lilith - Z zamyślenia wyrwał mnie męski głos. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na wysokiego mężczyznę, który był jednym z kompanów Michaela. Miał on krótkie, ciemne włosy i niebieskie oczy. 
- Słucham? - Zamrugałam kilkakrotnie, aby mój wzrok przyzwyczaił się do mroku panującego w pomieszczeniu. 
- Twój ojciec chciałby z tobą porozmawiać. - Powiedział do mnie, jednak jego wzrok spoczął na dziewczynie, która siedziała obok mnie. - Zajmę się twoją koleżanką.
  Potaknęłam głową, po czym odkładając pusty kubek na stolik, udałam się do kuchni. Spodziewałam się tam zastać totalny chaos, jednak ku mojemu zdziwieniu wszystko było na swoim miejscu. Na krześle obok wejścia siedział rozzłoszczony Michael. Spojrzałam na niego, jednak on nie odwzajemnił tego gestu. Wzruszyłam ramionami, a mój wzrok prześlizgnął się po pozostałych, natrafiając w końcu na Rubena, który wywiercał mi dziurę w głowie swoim przenikliwym spojrzeniem. 
- Kochanie - Odezwał się ojciec, wyczuwając nadchodzącą burzę. W gruncie rzeczy nie byłam zła. Przemawiało przeze mnie zdziwienie i rozczarowane zachowaniem przyjaciela z dzieciństwa. - Musimy porozmawiać.
  Zajęłam miejsce obok okna, po czym wyczekująco spojrzałam na rodziciela.
- Razem z Michaelem zabieramy Rubena do Krwistych, ponieważ mamy kilka niewyjaśnionych spraw, które nie mogą czekać. Wyjeżdżamy dziś wieczorem.
- Na długo? - Skrzyżowałam ręce na piersi, maszcząc brwi.
- Trzy dni minimum - Odparł bez przekonania.
  Zdziwiłam się długością ich pobytu. Co prawda Rada Krwistych miała swoją kwaterę w Poznaniu, a droga zajmowała co najmniej dwie godziny. Jednak jeśli sprawa ma związek z Rubenem, mogłam przymknąć oko na podejrzliwy plan ojca.
- Na miejscu zostaną koledzy Michael'a. - Ojciec wskazał na drugiego z mężczyzn. Był to wysoki brunet z włosami związanymi w kucyk i brązowymi, bystrymi oczami.
  Skinieniem głowy zgodziłam się z nim, lecz w duchu miałam pewne wątpliwości czy, aby na pewno poradzimy sobie bez ojca i Michael'a. Co prawda ja także należałam do grupy najlepszych łowców, jednak jeśli wróg będzie miał przewagę liczebną, wtedy nasz koniec jest nieunikniony.

  Razem z Tamarą, która obecnie została przydzielona do naszego małego oddziału, żegnaliśmy ojca i Michaela. Mężczyzna prowadził związanego Rubena w obecności dwóch przybocznych, gdy ten łypnął na mnie dziwnym spojrzeniem. Nie miałam najmniejszego zamiaru odpowiadać na tą zaczepkę, ale musiałam przyznać, że było mi go żal. Nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze był spokojny i opanowany, nawet wtedy, gdy wyczuł wampira.
- Martwisz się o niego? - Spytała Tamara cichym głosem, kiedy pomagałam się jej ulokować w moim pokoju. Dzieliłyśmy razem łóżko, które było sporych rozmiarów, więc jak na razie nie miałam się czego bać. 
- Trochę - Odparłam bez emocji, po czym zwróciłam się w jej stronę. - Znaczy....ehh.. nigdy go takim nie widziałam. Zawsze był wobec mnie miły i troskliwy. Dopiero teraz, gdy znów mnie odwiedził, zmienił się. 
  Tamara odeszła od łóżka, na którym wcześniej siedziała i podeszła do mniej. Jej wzrok błądził przez chwilę, po czym zatrzymał się na oknie. Jej twarz stężała. 
- Co jest? - Obróciłam się w stronę okna, gdzie dziewczyna utkwiła swój wzrok. 
  Byłam niemalże pewna, że zejdę na zawał.