wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 21 "Mroźna Kraina i odkryta prawda"

 Powstała nowa zakładka o nazwie SPAM. Proszę tam umieszczać adresy swoich blogów.
 Pewnie nie wiecie co dziś jest za dzień. Sylwester.
 Chcę wam życzyć wszystkiego dobrego w nadchodzącym nowym roku. Dużo szczęścia i żebyście się zaczęli uczyć nieuki :D
Tony: Dużo winka, piwa, wódki i gorzołki. A szczególnie jabłkowego wina od Vint. Jej rodzice robili.
  Dzisiaj rano byłam z mamą u weterynarza po tabletki dla psa na spanie. Dostaliśmy strzykawkę z jakimśc pomarańczowym płynem :D. Mam nadzieję, że przetrwa dzisiejszą noc. Potem jechaliśmy na zakupy. Od dłuższego czasu poszukiwałam ciemnozielonego lakieru do paznokci, haha znalazłam. Prawie podchodzi pod kolor szat Lokiego :D.

- Ty nie jesteś Ellie - Wychrypiała Sarini i podniosła się do siadu. Jej oczy dziwnie błysnęły. - Nazywasz się Arkadia i jesteś moją córką.
   Dziewczyna wpatrywała się w Sarini, jakby ta była duchem. Jeszcze przez dobre parę minut przetwarzała nowe informacje i z każdą chwilą coraz bardziej nie mogła w to uwierzyć. Oczywiście, że w tym momencie uważała tą kobietę za wariatkę. Siedzenie w samotności i to jeszcze w więzieniu robi swoje. Idzie zwariować.
- Przepraszam... ale chyba mnie z kimś pomyliłaś - Tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
   Kobieta szybko chwyciła ja za ramiona i z podekscytowaniem utkwiła w niej swój wzrok.
- Mówię prawdę. Jesteś moją córką, wiem to, ponieważ to zobaczyłam. Tak samo jak ty jestem czarodziejką. Po mnie odziedziczyłaś moce. Mam dar patrzenia w przeszłość i mogę przejmować kontrolę na istotami żywymi - Wyjaśniła z zapałem.
- Ale to nie możliwe - Upierała się Ellie. Wstała i zaczęła żywo gestykulować, na co więźniowie z celi na przeciwko zareagowali zdziwieniem. - Moi rodzice byli ludźmi. Urodziłam się na ziemi, ale od pewnego czasu mam te moce. Nie wiem skąd one się wzięły.
- No właśnie nie wiesz - Sarini skrzyżowała ręce na klatce i dumnie uniosła brodę do góry - Arkadio jesteś córką moją i Pallando. - Widząc pytającą minę dziewczyny, kontynuowała: Jest on twoim ojcem. Należysz do rodziny królewskiej. Pallando jest przyjacielem Odyna i niegdyś razem staczali boje, dlatego gdy zobaczyłam Lokiego od razu go poznałam, ponieważ niegdyś się nim opiekowałam, kiedy Frigga miała pod swymi skrzydłami Thora.
   Ellie z wyrzutem spojrzała na Sarini.
- Jeśli to wszystko prawda, to dlaczego moimi rodzicami byli ludzie? Dlaczego mnie porzuciliście?
   Kobieta opuściła ręce wzdłuż ciała. Przeszła parę kroków i wyjrzała zza krat.
- Nie zrobiliśmy tego. Zostałaś zesłana na ziemię jako niemowlę. Urodziłaś się w tym samym czasie, kiedy zaczynały się łowy. Tym określeniem zwiemy wyprawy łowców po królewskie dzieci. Pochodzą oni z nieznanych ziem i krain. Szukają następców na swe trony i zrobią wszystko by odebrać rodzicom ich pociechy. Po wielkiej wojnie pomiędzy Królestwem Białego Tygrysa, a łowcami przeprowadziliśmy się na dwór Odyna i tam wiedliśmy spokojne życie.
- Więc czemu po mnie nie przyszliście? - Ellie była coraz bardziej zdenerwowana postawą matki. - Dlaczego żyłam tyle lat w niewiedzy?
- Kochanie robiliśmy to wszystko by cię chronić, lecz po ataku Lodowych Olbrzymów ja zostałam uwięziona tutaj, a twój tata został poważnie ranny.
- Czy on...
- Żyje, lecz jest w głębokim śnie. Gdyby nie...
  Nagle rozbrzmiał dźwięk rogu, w który zadął jeden ze strażników. W jednej chwili wszystkie cele zostały otwarte, a uwięzione w nich stwory poczęły wychodzić i kierować się w stronę wyjścia na arenę. Nastała noc, jednak liczne pochodnie umieszczone na ścianach wielkiego Koloseum dawały znaczną ilość światła.
  Ellie podążała za matką, która doskonale znała tutejsze obyczaje, ponieważ więziona tu przez wiele lat, zdążyła się już wszystkiego wyuczyć. Kiedy wszyscy więźniowie zebrali się na arenie, rozbrzmiał donośny głos Thryma.
- Witam na corocznych Igrzyskach. - W tle można było usłyszeć owacje i gwizdy istot, które przybyły tu, by oglądać przedstawienie, a raczej walki na śmierć i życie. - Mam zaszczyt powitać tegorocznych uczestników i przedstawić im zasady. Otóż, dotychczasowe układy walk zostały zmienione. Teraz nasi wojownicy zamiast walczyć w grupach, będą walczyć przeciwko sobie.
   Ellie nie była zbyt przejęta monologiem, który wygłaszał Thrym. Jej wzrok co chwilę wędrował na inne osoby w poszukiwaniu Lokiego.
- Spokojnie - Szepnęła Sarini i złapała córkę za rękę. - Nic mu nie będzie. Pamiętaj, że o mężczyzn nie ma co się martwić.
- On jest chodzącym, rozklekotanym kłębkiem emocji. Czasami zachowuje się jak pięcioletnie dziecko. Jest też rozpuszczony i ma humorki, ale zbyt długo z nim przebywam, żeby się o niego nie martwić.
  Publiczność nagle zaczęła klaskać.
- Mam też zaszczyt przedstawić wam dwóch, nowych magów. - W momencie gdy Thrym przemawiał z nieba runęła na ziemię poświata, która ukazała Ellie i Lokiego. - Już za chwilę rozpocznie się pierwsza walka, więc czekajcie cierpliwie.
                                                                     ~*~*~*~
  Z areny dobiegały przeróżne dźwięki. Od wrzasków bólu, cierpienia i agonii, przez dźwięki krzyżowanych mieczy, aż po traszki łamanych kości. Tego miejsca nie można było nazwać normalnym. Igrzyska Thryma były walkami o życie. Albo walczysz, albo giniesz.
 Ellie, czy też raczej Arkadia siedziała w kącie celi z głową schowaną miedzy kolanami i z ciasno zamkniętymi powiekami. Nie chciała wychodzić na górę, gdzie będzie musiała walczyć. Nie jest typem wojownika, więc jak przyjdzie jej zmierzyć się z przeciwnikiem, to zginie. Droga prowadząca na arenę była cała we krwi, przez ludzi, którzy padli z wycieńczenia lub zostali dobici przez strażników. Thrym nie miał litości nawet dla dzieci i ich matek. Oczywiście Sarini była waleczną kobietą i przetrwała każdą, dotychczasową walkę.
- Ja nie chcę tam iść - Wyszeptała załamanym głosem Ellie. Spojrzała błagalnie na matkę ze łzami w oczach.
  Sarini podeszła do dziewczyny i uklękła na przeciwko niej. Złapała jej głowę w obie ręce i podniosła do góry tak, aby patrzyła jej prosto w oczy.
- Wiem, że nie uznajesz mnie za swoją matkę Arkadio, ale pamiętaj, nie ważne co się stanie musisz wygrać te Igrzyska i razem z Lokim opuścić Jotunheim. - Jej głos był kojący, jak upragniona woda na pustyni. - Pamiętaj Haiiael się tobą zaopiekuje.
- Skąd o nim wiesz? - Spytała zdziwiona.
   Sarini chwyciła swój medalion i pokazała go córce. Była to druga połówka skrzydła.
- Moim opiekunem jest Rafael i to on dał mi ten naszyjnik. Twój absorbuje magię, a mój pozwala mi patrzeć w przeszłość i kontrolować umysły. - Wyjaśniła, uśmiechając się pokrzepiająco. - Już nie raz wołałam Rafaela, ale on nie dopowiadał. Zakładam, że musiało się mu coś stać, przez co nie mógł mi pomóc.
- Rafael został pozbawiony skrzydła i nie mógł latać. Byłam na Venis razem z Lokim i uleczyłam go, jednak on potem zaatakował Asgard. - Dziewczyna skuliła się bardziej, a kilka łez spłynęło po jej policzku. - Był tam, też Lex. Walczyliśmy z nim, to znaczy Loki walczył, a potem.... potem
- Wiem kochanie. - Sarini przytuliła córkę - Nie mów już nic.
  Arkadia po raz kolejny poczuła się bezpiecznie. Pamiętała jak razem z Lokim była jeszcze na ziemi i płakała. Wtedy on też ją przytulił. Fala przyjemnego ciepła wlała się do jej ciała i wypełniła każdą komórkę.
- Sarini... to znaczy mamo - Zaczęła Arkadia - Dziękuję. - Oddała uścisk.
  Chciała, aby ta chwila trwała dłużej, jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Nagle kraty ich celi się otworzyły. Szatynka spojrzała przez ramię matki na rosłego olbrzyma, który w jednej ręce miał kajdany, a w drugiej bicz.
- Ty - Wskazał na Arkadię, którą ogarnęło przerażenie. - Twoja kolej.
  Sarini wstała i podała jej rękę.
- Pamiętaj Haiiael ci pomoże. Biały Tygrys cię wesprze, a ja będę tu na ciebie czekać. - Szatynka skinęła głową i niepewnie poszła za strażnikiem.
                                                                               ~*~*~*~
  Szli stromymi, oblodzonymi schodami. Zimno co rusz wkradało się pod poły płaszcza dziewczyny. Idąc z opuszczoną głową, mijała kolejce cele. Różne istoty wyciągały swoje długie łapska, aby ją dosięgnąć, lecz bicz strażnika skutecznie im to uniemożliwiał.
  Po chwili dotarli do wielkich, metalowych wrót, które otworzyły się. Twarz dziewczyny spowiło światło wiszących wszędzie pochodni. Rozjuszona widownia zaczęła gwizdać i krzyczeć. Arkadia rozejrzała się. Arena przypominała rzymskie Koloseum, a umieszczone po bokach stojaki z broniami nie przywodziły na myśl nic dobrego. Kiedy zrobiła kilka kroków, dostrzegła znajomą postać.
 Loki wychodził właśnie innym wejściem. Kulał, a za nim ciągnęła się dróżka umalowana krwią. Dziewczyna momentalnie poderwała się do biegu. Krzyczała, lecz on jej nie słyszał. Zrzuciła z siebie ciężący płaszcz i przyspieszyła. Kiedy była już prawie u celu, drogę zablokowało jej dwoje strażników. Potężne uderzenie halabardy powaliło ją na ziemię. Obraz na chwilę się zamazał.
- Nie tak prędko - Odezwał się jeden z olbrzymów. Przełożył swoją włócznię do lewej ręki, a prawą chwycił ją za włosy. Arkadia krzyknęła z bólu i próbowała się wyrwać, lecz silny uścisk strażnika nie zelżał. Pociągnął ją za sobą na środek areny, rzucił, a ona upadła na ziemię kuląc się.
- Wstawaj i walcz - Krzyknął jej przeciwnik.
  Był to elf wojownik. Wysoki z długimi blond włosami. W prawej ręce dzierżył miecz, a w z drugiej zwisał naszyjnik. Pomimo dzielącej ich odległości, Arkadia mogła dostrzec, że zdjęcie w medalionie przedstawiało kobietę, zapewne jego żonę.
  Dziewczyna podniosła się, ignorując ból.
- Haiiaelu dopomóż - Szepnęła, a jej słowa powędrowały razem z wiatrem














poniedziałek, 30 grudnia 2013

Vintowiastki czyli co Vint robi jak się jej nudzi...

Słońce chyliło się ku zachodowi. Tylko jego ostatnie promienie muskały  bladą twarz księcia, który samotnie siedział na klifie. Jego nogi swobodnie zwisały w dół, a książka, którą miał na kolanach była zamknięta. Kochał te dni, w których mógł wyjść z zamku i w spokoju udać się do tego miejsca, o którym nikt poza nim nie wiedział.
   Ostatni promień właśnie zniknął za linią łączącą morze i niebo. Na granatowym sklepieniu zaczęły migotać pierwsze gwiazdy, a księżyc nieśmiało zaczynał swoją wędrówkę. Loki za pomocą magii stworzył małą kulę światła, która zaczęła latać wokół jego głowy. Ciepły, letni wiatr poruszył drzewa za jego plecami. Magiczna kraina Asgard co noc ponownie budziła się do życia. Stada ptaków ze świecącymi na złoto skrzydłami przecinały niebo, a pąki kwiatów kochających tą porę dnia rozkwitły.
   Cisza błoga i upragniona wypełniła to miejsce. Loki odetchnął ze spokojem i położył się na plecach krzyżując ręce pod głową. Kula światła pozostała w tym samym miejscu, ukazując jedynie cień jakiejś postaci. Zaraz, zaraz. Kogo cień?
  Loki gwałtownie poderwał się do siadu i odwrócił.
- Wszędzie cię szukałem - Odezwał się gość i zajął miejsce obok księcia.
  Zawiał wiatr, a blond włosy chłopaka zakołysały się lekko.
- Matka się martwi, bracie - Thor położył dłoń na ramieniu Lokiego
- Czy jest jeszcze jakiś ważny podwód, dla którego nękasz moją osobę? - Spytał wyniośle książę, a jego wzrok ani na moment nie zaszczycił blondyna. Zielone tęczówki bacznie obserwowały srebrne kule, które z lekkością sunęły po przeźroczystej tafli morza.
- Dlaczego tak się od nas izolujesz? - Thor wyraźnie posmutniał spuszczając głowę w dół
- Dlatego, aby twoja głupota nie przeszła na mnie
   Loki wstał i wziąwszy swoją książkę do ręki skierował się w stronę drzew, za którymi było wyjście. Nim, jednak do niego dotarł, silna dłoń brata zatrzymała go i wyrwała lekturę z ręki. Książę popatrzył na niego zdziwiony. Taka reakcja u Thora była rzadkością.
- Co ty robisz? - Loki zmarszczył brwi.
- Powiedz prawdę - Zażądał z zaciekła miną blondyn
- Słucham?
- Dlaczego nie chcesz się z nami bawić? Dlaczego cały czas nas unikasz i zaszywasz się w tym miejscu?
  Loki przez chwilę się zastanawiał się nad odpowiedzią. Było ich wiele, np: Za każdym razem, kiedy widzę twoich przyjaciół Thor, mam ochotę ich pozabijać, pomyślał. Ciekawe jaka byłaby jego reakcja?
- Nie ma prawdy Thorze - Zaczął podniesionym głosem - Nie było, nie ma i nie będzie. A teraz oddaj mi książkę - Loki wyciągnął dłoń po swoją własność. Thor był jednak innego zdania i zamiast oddać książkę, złapał go za rękę i pociągnął tak, że obaj wylądowali na ziemi.
  Blondyn jednym, silnym ruchem przewrócił Lokiego na plecy, a sam usiadł na nim okrakiem.
- Co ty robisz? - Książę rwał się pod nim, jak zwierze złapane w pułapkę. Zaczął energicznie machać rękoma, a jego nogi uderzały z hukiem o ziemię.
- Próbuję cię jedynie przekonać, abyś nie siedział sam całymi dniami, tylko się zaczął z nami bawić - Wyjaśnił blondyn, unieruchamiając ręce bratu.
- Ale ja tego nie chcę, nie rozumiesz? - Bronił się książę i posłał wiązkę magii, która uderzyła w tors Thora. Ten pomimo, że odczuł to boleśnie, nie poddawał się.
   Walka pomiędzy braćmi trwała w najlepsze, a minuty mijały. Wiatr ustał i wszystko się uspokoiło.
- Dlaczego? - Spytał Thor z bólem w głosie
    Loki w końcu podjął się ryzyka i wyznał całą prawdę.
- Bo nie jestem twoim bratem - Wykrzyczał mu prosto w twarz.
  Blondyn zamrugał kilkakrotnie, a nowe informacje właśnie zostały przetworzone.
- Loki jak to? Co ty mówisz? - Niewierzący Thor, utwierdził księcia w przekonaniu, że jednak będzie musiał mu pokazać.
- Zejdź ze mnie - Rozkazał i po chwili siedział ze skrzyżowanymi nogami na przeciwko brata.
   Loki za pomocą magi powiększył kulę światła, która teraz obejmowała ich obu. Zamknął oczy i mocno się skupił. Po niecałej minucie jego skóra przybrała niebieskawy kolor, a oczy zabarwiły się na czerwono.
- Jestem Lodowym Olbrzymem - Szepnął spuszczając wzrok - Nie Asem jak ty.
   Thor siedział i wpatrywał się w brata, jakby zobaczył ducha. Nie powiedział nic, tylko lekko dotknął jego skóry. Jednak kiedy poczuł piekący ból, odsunął rękę.
- Jesteś zimny jak lód - Odezwał się w końcu.
   Loki złapał jego poparzoną dłoń, a jego skóra przybrała prawidłowy kolor. Począł leczyć skaleczenie brata, lecz jego wzrok skupiał błądził.
- Zawsze uważałem cię za brata - Thor podniósł się klękając na przeciwko niego i złapał jego podbródek, lekko całując w czoło - I zawsze będę cię bronić.
                                                             ***
   Dziesięć lat później, kiedy obaj młodzieńcy byli już dorośli, bowiem przekroczyli prób pełnoletności, słońce zwiastowało idealną pogodę na polowanie. Konie były już gotowe i czekały na swoich jeźdźców.
- Oh mam nadzieję, że tym razem upolujemy coś dużego i dobrego - Volstagg złapał się za swój opasły brzuch i zaśmiał.
- Mój przyjacielu - Thor poklepał go przyjacielsko po ramieniu - Dzisiejsze polowanie będzie udane.
- Znów macie zamiar rywalizować ze sobą kto więcej upoluje? - Sif zrównała z nimi swe kroki
   I w tym momencie rozegrała się krótka kłótnia pomiędzy czwórką wojów. Thor nie zwróciwszy na to większej uwagi, zerknął ukradkiem na swego milczącego brata.
                                                                     ***
   Droga, którą jechali była wydeptana i usłana różnymi darami lasu. Konie sunęły szybko, a ich kopyta prawie nie dotykały ziemi. Powietrze było rześkie i lekkie, a chłodny wiatr przedzierał się między koronami rosłych drzew.
   Sif po raz kolejny naciągnęła cięciwę łuku i szybko wypuściła strzałę. Jazda konna i łucznictwo leżały w jej naturze, tak samo jak wojownicza dusza. Ostry grot zanurzył się w ciele jelenia. Zwierze wydało ostatnie tchnienie i padło.
- Sif dziś wyjątkowo los ci sprzyja - Powiedział Thor, kiedy kobieta ześlizgnęła się ze swojego rumaka. Odpięła od pasa zdobycze i rzuciła koło ogniska, które zapłonie dopiero w nocy, bowiem wyprawa na polowanie w Asgardzie trwała dwa dni.
   Sif zerknęła na maga siedzącego nieopodal obozowiska i opierającego się o pień drzewa.
- Czy on w ogóle coś robi? - Spytała z nieukrywaną złością
- Loki nigdy nie lubił polowań - Odezwał się Thor. Zerknął na brata - Za to świetnie idzie mu budowa szałasów. - Wskazał na małe, leśne domki za ich plecami.
   Loki doskonale wiedział, że o nim rozmawiają. W ułamku sekundy zniknął i pojawił się za kobieta.
- Wiedzę, że chciałabyś się dowiedzieć więcej o moich umiejętnościach - Szepnął jej do ucha, a przestraszona Sif szybko od niego odskoczyła. Spojrzał na nią lubieżnie i zaśmiał się pod nosem.
- Gdyby nie Thor, już dawno leżałbyś martwy - Warknęła na niego, odchodząc
                                                                         ***
  Loki nie chcąc spędzać większości dnia na rozmowach z przyjaciółmi Thora, wybrał się na spacer.
Asgardzkie lasy nie były porównywalne do innych. Te tętniły życiem. Ptaki radośnie śpiewały ukryte gdzieś na gałęziach drzew. Zwierzęta wolno hasały po łonie natury, a Loki stąpał lekko, by nie zaburzyć tego cyklu. Kochał obcować z naturą, a każda wolna chwila spędzona z dala od zamku była błogosławieństwem. Wielu mężczyzn w jego wieku uganiało się za pannami lub pracowało, a on korzystając z wolności przechadzał się po lesie. Promienie słońca muskały jego bladą twarz, a lekki wiatr szarpał jego czarne włosy. Wiele kobiet uważało go za przystojnego, inteligentnego i bystrego. Oczywiście to wszystko było faktem, ale on nie zaprzątał sobie głowy niepotrzebnymi związkami czy też zalotami. Chciał być wolny niczym chmury płynące po niebieskim niebie. Każda miała swój własny kształt i cel podróży.
  Jego rozmyślenia przerwał dźwięk łamiącej się gałązki. Szybko dobył jednego ze swoich sztyletów i zwrócił się w stronę nadchodzącego przeciwnika, który okazał się Thorem. Jego blond włosy powiewały na wietrze, a czerwona peleryna trzepotała pod wpływem każdego z ruchów.
- Loki znów to robisz - Odezwał się gromowładny, podchodząc do maga.
- Robię co? - Zdziwił się
- Czemu nie chcesz spędzić z nami trochę czasu? - Gromowładny objął brata przyjaznym ramieniem i spojrzał w dal na malujące się zielone wzgórza. Z daleka wyglądały na małe wysepki, jednak one pokrywały dużą część Asgardu.
- Twoi przyjaciele nie darzą mnie sympatią - Odpowiedział Loki
- Zdobyłbyś ja gdybyś z nimi porozmawiał
  Książę tak samo jak brat skierował swój wzrok w dal.
- Nie potrzebuję tego - Strzepnął rękę Thora i postąpił kilka kroków do przodu. - Nie chcę niczyjej litości.
   Thor zrobił poważną minę
- To nie litość bracie. Pragnę jedynie, abyś więcej czasu spędził z ludźmi niż sam. To jest troska.
   Loki prychnął
- Troski też mi nie trzeba. Przypominasz sobie bym kiedykolwiek prosił cię o pomoc? - Widząc niezdecydowaną minę gromowładnego kontynuował:
- Właśnie. Nigdy nikogo o nic nie prosiłem i nie będę prosić. Szczególnie ciebie.
  Nagle, w jednym momencie Thor znalazł się przy Lokim. Uniósł zaciśnięta dłoń do góry i powalił brata. Ten z zawadiackim uśmiechem splunął krwią i zaśmiał się. Po chwili poczuł kolejne uderzenie, które zmyło mu z twarzy uśmiech. Korzystając z okazji, że miał wolne ręce dobył swego sztyletu. Thor widząc zamiary brata szybko cofnął się i przyzwał swój młot, który z zawrotną prędkością przeciął powietrze i trafił w ręce swego właściciela.
- Nie chcę z tobą walczyć bracie - Odezwał się Thor
- Wcale nie musisz - Syknął mu do ucha jadowitym tonem książę.
   Jednym, płynnym ruchem pchnął swój sztylet, a zimna stal przebiła lekką zbroję gromowładnego. Thor osunął się na kolana, jednak nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać. Na nowo pochwycił swój młot i zamachnął się nim. Broń dosięgnęłaby celu, gdyby nie fakt, że Loki za pomocą magii stworzył klona.
- I co teraz zrobisz? - Spytał książę. Podszedł do brata i schylił się nisko, by lepiej słyszeć jęki bólu.
  Thor, jednak zaczekawszy na odpowiednią okazję, pochwycił Lokiego za szaty i przygwoździł do ziemi. Książę zaczął się rwać. I nagle obydwoje przypomnieli sobie sytuację sprzed laty, kiedy byli jeszcze dziećmi, lecz sprzeczka miała się inaczej, bowiem Thor nie został ranny.
- Przestań - Nakazał, a jego głos przybrał na stanowczości.
  Loki spojrzał na niego zdezorientowany i nim połapał się o co chodzi, poczuł usta Thora na swoim czole. - Bracia nie toczą walk na śmierć i życie. - Gromowładny uśmiechnął się i starł jedną z łez brata. Pomógł mu podnieść się do siadu i mocno przytulił.
                                                                                     ***
  Loki niepewnie dotknął nagiej skóry brata i począł go leczyć, bowiem rana od sztyletu była głęboka.
- Zaboli - Uprzedził go
  Thor jednak nic nie powiedział
   Słońce chyliło się ku zachodowi, a oni dalej byli w tym samym miejscu. Loki chciał, aby to leczenie było jak najmniej bolesne, jednak tkanki i skóra muszą na nowo się zespolić.
   Ostatnie promienie gorącego słońca musnęły ich skórę, wiatr zawiał po raz ostatni tego dnia, a ptaki już pochowały się do swoich gniazd. Nastała noc. Było ciemno i zrobiło się zimniej. Thor przyodział swoją zbroję i zwrócił się w kierunku brata. Ten z opuszczoną głową wpatrywał się w swoje dłonie. Gromowładny delikatnie pochwycił w swe dłonie twarz Lokiego. Nie przejmując się jego zdezorientowaniem złożył na jego ustach pocałunek. Ku jego zdziwieniu książę wcale nie protestował, tylko oddał pieszczotę. Pociągnął Thora za ramiona i plecami oparł się o drzewo.
    Nocne kwiaty obudziły się. Rozłożył swe płatki na boki, a umieszczone w nich świetliki wolno wzbiły się do lotu. Ich światło odbijało się on nagich już skrawków skóry Bogów, a oni sami się tym nie przejmowali.
    Thor chwycił biodra Lokiego i uniósł do góry. Posadziwszy go sobie na kolanach, przyparł mocniej do drzewa, a ręce oparł po bokach jego głowy. Z pocałunkami zjechał niżej. W akompaniamencie cichych jęków rozkoszy Lokiego, przygryzał lekko jego skórę. Młody książę wbił paznokcie w plecy gromowładnego.
- Nie powstrzymuj się - Thor szepnął mu do ucha.
  Jak na zawołanie skóra Lokiego już po chwili zabarwiła się na niebiesko, a razem ze światłem świetlików dawało do ciekawy obraz.
   Dwóch kochanków siedzących pośród drzew i dających sobie na wzajem rozkosz. Skąpani w świetle księżyca, który niepewnie okrywał ich swoimi promieniami. Obejmowali się i patrzyli w oczy.
   Gdyby jakiś malarza chciał namalować taki obraz przedstawiający miłość, miałby poważny problem, bowiem miłości można zaznać tylko w jeden sposób.

środa, 25 grudnia 2013

Zwierzenia Lokiego. Czy, aby na pewno?


Uczucia samotności doznawałem wiele razy, ale czy mogę powiedzieć, że jest mi ono naprawdę bliskie? Myślę, że tak.
Kiedy codziennie zakładam maskę, na zewnątrz nie czuję nic, jednak w środku moje emocje są jednoznaczne. 
Czuję się taki wyobcowany, inny, jakby świat za wszelką cenę próbował mnie odrzucić. Pozbywa się mnie każdego dnia, po kawałku i to boli najbardziej. Boli to, ponieważ widzę jak bliscy ludzie śmieją się, ucztują, bawią, a ja?
Ja jestem sam. 
Z jednej strony tego nie chcę. Pragnę jedynie zostać zauważony w pozytywny sposób. Chcę, aby ludzie rozpalili we mnie to co kiedyś, dawno temu zgasło. Z drugiej strony utożsamiam się z tą samotnością, której tak potrzebuję, by przetrwać. 
Jest ona częścią mnie. Jest jak tlen, którym oddycham, wodą, którą piję, a zarazem jest mym przekleństwem.
Tylko te maski utrzymują ludzi w przekonaniu, że wszystko ze mną dobrze. Całe życie ich okłamuję mówiąc, że nic się nie stało, że nic mi nie jest.
Jednak, kiedy jestem sam to wszystko ze mnie wychodzi. Daję upust złości. Wyładowuję agresję. Moje łzy mogą spokojnie płynąć, ale dopiero wtedy, kiedy jestem sam.
Kłamstwo pokazuje ile jestem wart, a ukrywanie się jakim jestem tchórzem, by wyznać co naprawdę czuję i sięgnąć po pomocną dłoń.
Rano budzę się z dobrymi myślami, jednak w ciągu dnia na nowo przekonuję się w jakim byłem błędzie.
Wieczorem nim zasnę patrzę w gwiazdy migoczące na nocnym, granatowym niebie. Zastanawiam się wtedy po co żyję i dlaczego jeszcze nie zginąłem z własnej ręki.
Takie myśli nawiedzają mnie.
Jest ich tyle, że mógłbym się nimi podzielić z całą ludzkością.
Kiedy moje myśli wrócą na normalny tor, wtedy układam się na łóżku i myślę ponownie, aż sen nie spowije moich powiek.
Czasami myślę, że każda żywa istota została zaprogramowana, że ma klapki na oczach i podąża drogą wskazaną przez szefa. Wydaje mi się, że jako jedyny mam świadomość swego istnienia i, że to na mnie spada ból i cierpienie wszystkich. Mam nieodparte wrażenie, że to ja cierpię najbardziej, a każdy inny człowiek cieszy się życiem.
Uczucie samotności przytłacza mnie. Izoluje od świata, ludzi. 
Powoduje, że bardziej zamykam się w sobie i nie chcę z nikim rozmawiać. 
Chciałbym, aby na tym świecie istniało miejsce, w którym żyłbym tylko ja.
Arkadowa kraina przepełniona szczęściem, którego tak mi brakuje...













wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 20 " Lodowy Bastion cz.2 "

   Klaudia poniekąd cię znam, ale tylko przez bloga. Czytam twojego i nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Pomysł świetny. Kelnerka i Rosja oraz polska koleżanka :D Lubię Rosję i ich język.
   Z okazji świąt wstawiam wam drugą część opowiadania.

                                                                       






- Tylko jest jeden warunek - Powiedział Lex.
  Ellie wyczekująco wpatrywała się w maga, który został uwięziony w lodowej klatce. Powinna ona jeszcze przez jakiś czas wytrzymać, bowiem szatynka nie miała tyle energii, by utrzymać twór w całości. Już niedługo jej magia się wyczerpie, a wtedy Lex będzie wolny. Mieli mało czasu, a pytań było jeszcze wiele.
- Jaki? - Spytała
- Jest pewna kraina - Zaczął - Zwie się Jotunheim. Zostawiłem w niej pewną, drogą memu sercu rzecz, której obecnie potrzebuję. Jeśli mi ją przyniesiesz, powiem ci kto wie o tobie wszystko.
- Dobrze przy...
- Nie ma mowy - Loki wystąpił do przodu, przerywając dziewczynie.
- Więc nie pragniesz poznać swojej przeszłości? - Pytanie skierował do Ellie, całkowicie olewając Kłamcę.
  Już nie wiedziała co robić. To wszystko robiło się coraz trudniejsze, a ona nie dawała już sobie z tym rady. Dowiedziała się o wiele za dużo, co zapoczątkowało serię przykrych zdarzeń. Dlaczego to wszystko spotkało właśnie ją? Dlaczego nie może żyć jak normalna kobieta z normalnymi problemami?
  Nagle przed oczami zobaczyła cienie i po chwili klęczała na zamarzniętej ziemi. Cały lód wokół niej zaczął się topić, w tym klatka, w której chwilowo przetrzymywali Lex'a. Poczuła się osłabiona i wyczerpana. Do oczu zaczęły napływać jej łzy bezradności, a skóra zaczęła barwić się na biały kolor. Kolor podobny do szronu. Poczuwszy silne ręce Lokiego, natychmiastowo podniosła na niego smutne spojrzenie. Kontakt wzrokowy nie trwał długo, bowiem uwagę Ellie przykuło coś dziwnego. Skóra maga zaczęła barwić się na niebiesko w tych miejscach, w których ją trzymał.
- Loki - Wskazała na jego ręce
  Mag gwałtownie ją puścił. Już po chwili znów jego skóra była blada, jak zawsze.
- Piękne przedstawienie - Lex zaklaskał, kierując się w ich stronę. Z tylnej kieszeni swojej zbroi wyjął dziwne urządzenie, które po chwili zaczęło pikać.
 Powietrze wokół zaczęło wirować i przybierać wiele barw.
- To nie tęczowy most - Czarny mag wyprzedził Lokiego, który już otwierał usta by coś powiedzieć. - To jest coś bardzo podobnego do waszego teleportu. - Teraz skierował się do Ellie - Będę obserwował twoje poczynania w Jotunheim'ie. Przynieś mi to czego pragnę, a powiem ci wszystko. Odnajdź Thryma, a on wskaże powie ci gdzie szukać.
 Po tych słowach dwoje magów zostało wessanych w mieniący się wir.
- Wrócą jeśli przeżyją - Lex złowieszczo zaśmiał się pod nosem.
                                                                           ~*~*~*~
  Biało, zimno, ciepło i znowu zimno. Jotunheim nie należał do krain, które są godne odwiedzenia czy też zapamiętania. W żadnym razie. Jest to spory kawałek zamarzniętej ziemi, która pękała pod ciężarem lodu. Dookoła góry pokryte puchem. Żadnej żywej istoty lub też roślin, nie mówiąc już o drzewach. Słońce jakby zapomniało o tej krainie i nie wychylało się razem ze swoimi promieniami zza horyzontu. Ciemne chmury pokrywały znaczną część nieba, a tutejsze powietrze było ciężkie i zimne.
  Znów ciepło, tylko tym razem jakby cieplejsze?
  Ellie lekko uchyliła powieki, a jej oczy rozszerzyły się pod wpływem nagłego blasku ognia. Głowa bolała ją niemiłosiernie, a policzki piekły od zaschniętych łez. Przetarła twarz ręką i rozejrzała się dookoła w celu zlokalizowania źródła ciepła. Ognisko zapalone zostało niecałe dwa metry od niej. Nagle poczuła ruch. Przeniosła ciekawskie spojrzenie na maga, który spał na siedząco, oparty o zimną ścianę groty, w której obecnie byli. Ellie delikatnie dotknęła czoła Lokiego. Nie miał gorączki, a to najważniejsze. Chociaż biorąc pod uwagę panujący tu chłód, nie trudno o przeziębienie. Dziewczyna ułożyła się wygodniej. Przylgnęła bardziej do maga, ale tak, żeby go nie obudzić, bowiem sen jest najlepszym lekarstwem na wszystko, no prawie.
  Wszystko działo się zbyt szybko, bo jeśli spojrzeć na to z perspektywy czasu, to wezwanie Lex'a, jego uwięzienie, a potem ucieczka i przeniesienie do Jotunheim'u, trwało zaledwie parę godzin. Tak mało czasu, a ile może się zdarzyć.
   Ellie wpatrywała się w tańczące na lekkim wietrze ogniki. Wielu uznawało, że ogień jest symbolem ciepła i pokoju, inni zaś twierdzili, że zwiastuje on wojny i śmierć. Dla Ellie był jedynie źródłem ciepła, którego potrzebowała, bez którego na pewno zamarzłaby. Chociaż od pewnego czasu zimno nie doskwierało jej tak jak kiedyś. Teraz jedynie mogła powiedzieć, że jest jej chłodno, ale nie zimno.
   Nagle do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Mógł się on wydawać dziwny i głupi, jednak jej natura nie pozwalała na to, aby nie spróbować. Powoli odsunęła się od Lokiego, który pozostawał w głębokim śnie i wyciągnęła rękę ku ognisku.
- Jeśli naszyjnik absorbuje magię, to może też pochłonąć energię ognia - Kiedy wszystko tłumaczyła sobie na głos, wtedy lepiej rozumiała swoje zamiary oraz ich konsekwencje.
  Jej dłoń była coraz bliżej, gdy niespodziewanie została zatrzymana. Obróciła głowę i napotkała parę przenikliwych, szmaragdowych tęczówek. Nie spiesząc się z tłumaczeniami, Ellie cofnęła rękę i spuściła głowę.
- On tak nie działa. - Loki doskonale przewidział zamiary dziewczyny i w porę zareagował. Gdyby nie szybka reakcja, mieliby do czynienia z poparzeniem pierwszego stopnia. - Tylko prawdziwa magia magia może zostać pochłonięta przez naszyjnik.
Ellie spochmurniała. Idealny plan rozgrzania się od środka legnął w gruzach. 
- Tylko ogień krainy Muspelheim może być uznawany za ten, którym można władać - Wyjaśnił. Wolnym ruchem złapał dziewczynę za dłoń i zamknął w swojej. - Jest pewna historia. W krainie Muspelheim mieszka władca Surtur, który jest ogniem, a leżąca na północ od niego kraina Nifheim jest lodem. W wyniku zmieszania obu przepaści Ginnungagap z topniejącego lodu powstała rzeka. Jej krople dały początek życiu w postaci giganta Ymira, który był ojcem wszystkich lodowych olbrzymów.
  Ellie słuchała krótkiej historyjki i mogła przysiąc, że poczuła jak aura Lokiego zmienia się. Podniosła na niego ukradkowe spojrzenie i zobaczyła jak mag zaciska szczękę. Dziewczyna mimowolnie posłała mu wiązkę pozytywnej energii.
- Nie możemy tu zostać - Oznajmił, wstając - Wrócimy na zimie za pomocą Bifrostu.
  Mag wyszedł z jaskini i od razu zniknął. Nagła śnieżyca powodowała trudności z określeniem pozycji i widocznością, dlatego Ellie nie mogła dostrzec Lokiego. Nie słyszała także jak woła strażnika. Wiatr był tak silny, że wszystko zagłuszał.
  Nagle coś rozbłysło. Z dobrą myślą, że Lokiemu udało się otworzyć most, wybiegła na zewnątrz, jednak jej oczom ukazał się przerażający widok. Olbrzymi krater, z którego unosił się dym, a obok mag z jarzącymi się na zielono rękami.
  W oddali słychać było kilka śmiechów i nagle powietrze przeciął lodowy sopel, który zatrzymał się w skale za plecami dziewczyny.
- Życie ci nie miłe, synu Laufeya? - Rozbrzmiał czyiś donośny głos.
   Śnieżyca przestała szaleć i oczom szatynki ukazała się wielka istota z soplem zamiast ręki.
- Zabiłeś swojego ojca i teraz masz czelność stawiać kroki na naszej ziemi?
- Ojca? - Szepnęła Ellie, jednak szybko zrozumiała o co chodzi.
   Jej moc jeszcze się nie odnowiła, ale skupiła się i wyciągnęła przed siebie ręce, z których po chwili wystrzeliły lodowe pasma. W locie zmieniły się w ostre sople i uderzyły jednego z olbrzymów. Loki poszedł w jej ślady i tak samo zaczął atakować. Istoty nie wiedziały co się dzieje, ponieważ były napierane z każdej strony przez klony maga i lodowe strzały Ellie. Nagle dziewczyna doznała kolejnego olśnienia.
- Loki - Zawołała na mężczyznę, który dobił ostatniego z olbrzymów i podbiegł do niej - Oni są z lodu, a lód można stopić prawda? Trzeba ich tylko zebrać w grupkę, a ja zajmę się resztą.
  Mag uśmiechnął się. Stworzył więcej klonów, które skutecznie zapędziły olbrzymy w kozi róg. Kiedy nie miały gdzie uciec, ponieważ natrafiły na skały, wtedy Ellie wykonała swój ruch. Resztkami  magii zaczęła roztapiać śnieg pod stopami istot, a potem zrobiła to samo z nimi samymi.
  Ryki agonii poniosły się i echem odbiły od skał. Ziemią zatrzęsła się, a jeden z olbrzymów wydał ostatnie tchnienie.
  Ellie poczuła nagły ból głowy i osunęła się na kolana. Potarła skronie, jednak to nic nie dawało.
- Wszystko w porządku? - Spytał Loki, klękając obok
- Tak to... to tylko - Nie dokończyła, ponieważ przed sobą zobaczyła parę wielkich łap.
  Obydwoje w tym samym momencie podnieśli głowy do góry i napotkawszy wielkie, czerwone oczy, parę rogów i ostre jak brzytwa zębiska, zaczęli uciekać.
- Co to jest? - Spytała Ellie, pomiędzy hukiem i szalejącą na nowo śnieżycą.
   Nie wiedziała dokąd biegli, ale ważne, że byli coraz dalej od potwora, chociaż w pewnych momentach myślała, że będą martwi.
- Strażnik bramy do Utgardu. - Odpowiedział Loki.
  Kiedy nie słyszeli już przeraźliwego wycia potwornej istoty, przystanęli. Ellie zgięła się w pół nabierając powietrza do piekących od biegu płuc.
- Co teraz zrobimy? - Dziewczyna usiadła na zimnej ziemi. Wiedziała, że zaraz może odmrozić sobie pewną część ciała, ale jeśli by tego nie zrobiła to wylądowałaby twarzą w śniegu. - Utgard jest daleko za nami, a ta bestia nie pozwoli nam przejść przez bramę. I robi mi się coraz zimniej - Dodała po chwili, obejmując się ramionami.
  Loki podszedł do dziewczyny i okrył ją swoim płaszczem. Ukląkł i powiedział:
- Mam plan, ale będę musiał zrobić coś czego nienawidzę. - Ellie spojrzała na niego pytająco. - Taka mała sztuczka ze zmianą koloru.
                                                                          ~*~*~*~
- Loki - Ellie szła krok w krok za Kłamcą, który już przybrawszy swe prawdziwe kolory kierował się w paszczę lwa. 
- Gdyby to było takie proste, to wszyscy by tak robili - Rzucił przez ramię. - Nie okazuj strachu. Oni go wyczuwają.
- Oni? To znaczy...
  Nagle wielka brama ustąpiła. Dwa skrzydła otworzyły się na bok, ukazując swe wnętrze. Przed dwojga magami wznosiła się wielka, lodowa cytadela z mnóstwem wież, na których stacjonowali zwiadowcy. Zewsząd było słychać szepty i pomruki strażników. Nie była to zwyczajna twierdza. Utgard był czymś co można porównać do piekła. Długa, prosta droga ciągnęła się, aż do wielkiego zamku. Po obu jej stronach stały lodowe olbrzymy, trzymające w ręku ostre miecze lub baty, którymi okładali przeróżne istoty. Zostały one pojmane lub też zaciągnięte tu siłą. Karły, elfy i upadli bogowie.
  Ellie podążała za Lokim, który najwyraźniej był przyzwyczajony do takich widoków i w ogóle nie zwracał na to uwagi. Śnieg przybrał barwę czerwieni. Jęki bólu i rozpaczy unosiły się wokoło, by po chwili zniknąć. Dziewczyna zamknęła oczy. Nie umiała tego znieść. Nie chciała już widzieć krwi, która tak bardzo przypominała jej dzieciństwo.
  Nóż
  Ojciec
  Szaleńcze spojrzenie
- Spokojnie - Loki chwycił ją za rękę - Już niedługo to wszystko się skończy. - W tej chwili jego głos był tym co ją uspokajało.
  Magowie przeszli jeszcze parę kroków, by po chwili stanąć u wrót prowadzących do sali tronowej. Strażnicy odsunęli się na boki i pozwolili wejść dwóm magom do środka. Audytorium było w całości pokryte lodem, a gdzieniegdzie można było dostrzec wzory pokryte czerwienią. Na samym końcu pomieszczenia stał wielki tron, także z całości wykonany z lodu, jednak to co znajdowało się za nim przypominało żelazo. Był to posąg, który swoim wyglądem budził respekt. Przedstawiał on zapewne poprzedniego władcę Jotunheim'u. Laufeya.
- Loki - Olbrzym podniósł się ze swojego tronu rozstawiając ręce szeroko na boki. Zszedł z podwyższenia i stanął przed Kłamcą. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - Przeniósł ciekawski wzrok na dziewczynę, stojącą u boku maga. - A ta urocza kobieta to...?
- Ellie - Odpowiedział beznamiętnym głosem Loki. - Jednak nie mam czasu na przyjacielskie pogadanki Thrym'ie. Przybyłem tu po pewną rzecz. Należy ona do Lex'a, który domaga się jej zwrotu.
   Władca zamyślił się. Jego wyraz twarzy z przyjacielskiej zmienił się na podejrzliwą. Zerknął za plecy Kłamcy i skinął na strażników.
- Chyba wiem o co ci chodzi, jednak - Uśmiechnął się złośliwie - Nie tak łatwo będzie można zdobyć ową rzecz.
- Czego więc żądasz w zamian? - Spytała Ellie.
- Dziś wieczorem zaczynają się Igrzyska i wy weźmiecie w nich udział - Wyjaśnił olbrzym, po czym odwrócił się do nich plecami i podążył w kierunku swojego tronu, by na nim usiąść.
 Nagle magowie poczuli na swych nadgarstkach ciężar, a zaraz potem zostali powaleni na kolana.
- Thrym - Warknął Loki. Gdyby jego spojrzenie mogło zabijać, władca dawno leżałby już martwy.
- Jeśli wygracie oddam wam to - Olbrzym wyciągnął zza swojego tronu wielki, złoty miecz. - Chyba wiesz do czego służy - Zwrócił się do Kłamcy.
  Mag ze przerażenia otworzył szeroko oczy
- Wiem czego pragnie Lex, jednak ja nie zamierzał mu tego ułatwiać. Ten miecz wbity w ziemię wywoła...
- Ragnarok - Szepnął Loki. Przez chwilę sam nie zdawał sobie sprawy ze słabości swojego głosu. - Zmierzch Bogów. Walka pomiędzy Bogami, a olbrzymami pod...
- Tak Loki. Pod twoją władzą. - Thrym zamierzał kontynuować tą historię i bardziej pogrążyć Kłamcę - Asgard strawi ogień, wszystkie gwiazdy na niebie zgasną, a ziemię zaleje wielkie morze. Ostatecznie z morskiej toni wyłoni się nowy, lepszy świat bez wojen i przemocy. Wydarzenie te poprzedzi wielka, sroga zima, która zstąpi na Midgard i będzie trwać trzy, długie lata. Ludzie ogrążą się w wojnach, grabieży i przemocy. Zniknie wszelka moralność. Przeżyje tylko jeden mężczyzna i jedna kobieta, którzy skryją się w gałęziach drzewa Yggrasil. Dwa straszliwe wilki – Sköll i Hati – goniące Słońce i Księżyc wreszcie dopadną swe ofiary. Wtedy Słońce i Księżyc przestaną istnieć, gwiazdy pospadają i cały nieboskłon ulegnie zniszczeniu. Loki i Fenrir uwolnią się z więzów i postanowią zemścić się na bogach. Wąż Midgardu wyjdzie z wody na ląd, a Loki, wraz z olbrzymami i innymi sprzymierzonymi mu potworami, na statkach, aby zemścić się na swych wrogach. Heimdal, widząc zbliżających się wrogów, zagra po raz ostatni na rogu Gjallarhorn, tak głośno, że słychać go będzie we wszystkich dziewięciu światach. Pod ciężarem przechodzących po nim gigantów i potworów zawali się również sam Bifrost, Tęczowy Most – przeprawa między światami strzeżona przez Heimdala, boga czujności.
    Nagle drzwi do sali tronowej otworzyły się, a w progu stanął strażnik.
- Panie już czas - Oznajmił
   Thrym nie mówiąc nic więcej, zszedł ze swojego tronu i spojrzał pobłażliwie na Kłamcę, który klęczał przed nim zakuty w kajdany.
- Zamknąć ich w lochach. - Rozkazał, a dwóch, rosłych olbrzymów na rozkaz wzięli więźniów. - Kiedy zaczną się Igrzyska, zobaczymy ile są warci.
                                                                      ~*~*~*~
   Ellie sama nie wiedziała dlaczego Loki nie użył magii i ich nie uwolnił. Może już miał jakiś plan, ale jej wcale nie uśmiechała się wizja Igrzysk.
   Razem z magiem szli równym krokiem, a ciągnące ich kajdany olbrzymy co chwilę za nie szarpały, aby ich ponaglić. Jotuńskie ( Przepraszam za błąd, jeśli owy jest. Nie wiedziałam jak odmienić tą nazwę dop. autorki ) więzienia w żadnym calu nie przypominały tych na ziemi. Tutaj wszystko było wykute w lodzie i kamieniu. Odporność Ellie na zimno zmniejszyła się, kiedy zawitała w tej krainie. Na początku jeszcze mogła wytrzymać, lecz teraz zamarzała. Czy to właśnie jest kara za to, że pomagam Lokiemu, pomyślała. I ten cały Ragnarok.
   Nagle poczuła mocniejsze szarpnięcie za kajdany. Podniosła wcześniej spuszczony wzrok do góry i napotkała parę, jarzących się oczu. Przed nią stał jeden ze strażników i brodą wskazywał, aby weszła do jednej z cel. Nim dziewczyna weszła do klatki, rozejrzała się jeszcze w poszukiwaniu maga, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Gdzie jest Loki? - Spytała.
  Olbrzym nie odpowiedział, tylko złapał ją za ramię i pociągnął. W miejscu gdzie jego skóra zetknęła się z jej, wystrzeliła niebieska, wiązka magii. On jednak nie przejmując się tym wcale, wepchnął Ellie do celi i zatrzasnął kraty.
- Gdzie on jest? - Krzyknęła i dopadła lodowych prętów. Desperacka próba rozwalenia ich za pomocą lodowej magii, nie zdała się na nic. Ellie opadła na kolana, bezsilnie wpatrując się w odchodzącego strażnika. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Nie płacz kochanie - Z kąta, ciemnej celi usłyszała słaby głos. Szybko przeniosła tam spojrzenie i po mimo przymrużenia oczu, nie mogła dostrzec nikogo. - Lokiemu nic nie będzie. Jest silny i sprytny, a po za tym nie pozwoli cię skrzywdzić.
- Skąd wiesz to wszystko? - Spytała Ellie
- Znam go od dziecka i może na to nie wygląda, ale on zawsze chronił to na czym mu zależało.
- Kim jesteś?
  Tajemnicza postać wyłoniła się z cienia. Była to kobieta na oko w wieku czterdziestu lat. Miała tak samo jak Ellie brązowe włosy, zielone oczy i owalną twarz. Ubrana była w czarną, podartą już suknię, którą gdzieniegdzie zdobiły złote i srebrne nici. Na odsłoniętych rękach miała siniaki, a na policzku widniało spore rozcięcie. Pomimo niskiej temperatury, nie skarżyła się.
- Nazywam się Sarini i chcę cię uprzedzić, że odbywające się tu Igrzyska nie są niczym przyjemnym. Każdy więzień Thrym'a ma powinność brać w nich udział. Są to walki na śmierć i życie.
  Oczy Ellie rozszerzyły się, a serce pobijało rekordy szybkości.
- Zaczynają się one dzisiaj i trwają przez siedem dni - Kontynuowała - Mają na celu wyłonienie najlepszego wojownika, a nagrodą jest...
- Miecz Ragnaroku - Dokończyła szatynka i szybko poczęła zmieniać temat - Mogę uleczyć twoje rany.
    Sarini nie ukrywając zdumienia, pozwoliła, aby Ellie robiła swoje. W między czasie zaczęła opowiadać jej wszystko na temat zbliżających się Igrzysk. Od zasad, po najlepsze techniki. Jednak, kiedy kobieta chciała podjąć nowy wątek, coś się zdarzyło. Przesył magii zwiększył się, a pomieszczenie spowiła jasna poświata. Nie wiedząc co się dzieje, przestraszona szatynka odskoczyła na bok. Sarini dostała drgawek. Źrenice zatraciły się, pozostawiając tylko białko, co nie było przyjemnym widokiem. Na całe szczęście strażnicy nie zareagowali.
   Kiedy wszystko się uspokoiło, ciało kobiety bezwładnie opadło na ziemię. Oddychała płytko i szybko. Źrenice powróciły na swoje miejsce, a jej magia przestała szaleć.
- Sarini - Zawołała Ellie - Wszystko w porządku? - Spróbowała ją podnieść, ale była dla niej za ciężka. Gdyby tylko miała więcej energii. A jak zabiła tę kobietę? Nie, ona żyje. Oddycha.
- Ty nie jesteś Ellie - Wychrypiała Sarini i podniosła się do siadu. Jej oczy dziwnie błysnęły. - Nazywasz się Arkadia i jesteś moją córką.










Rozdział 19 "Lodowy Bastion"

Jak wiecie za niedługo są święta Bożego Narodzenia i na tą okazję wstawię rozdział.
Od jakiegoś czasu mam takie wrażenie, że jakoś wam się nie podoba ten blog. Oczywiście nie świadczy o tym ilość odwiedzających, bo to to masakra. Obecna liczba wynosi 7116, a to cały czas się zmienia, chodzi mi o komentarze. Nie narzekam, ale mogłoby być lepiej. Tak na święta :D
Oke nie będę się rozpisywać, czytajcie :D
I jeszcze jedno: Zakładka "Bohaterowie" została zaktualizowana 

                                                                        Merry Christmas for EVERYONE.

Tony Stark: Jak już wspominałem.. Nienawidzę zimy, ale jesteście tacy słodcy ( i tępsi ode mnie ), że życzę wam Wesołych Świąt. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia Mun. ( Wasze relacje z Lokim są...no...wiesz jakie :D )
Kapitan Ameryka ( Tarcza czy. dzieło Loli  ): Dużo prezentów, miłej rodzinnej atmosfery i żebyście nigdy nie zapomnieli jak takie święta są ważne.
Natasha Romanoff: Uważajcie na mikołaja, on może być zdrajcą i może nas zaszlachtować, kiedy będziemy spać. Nigdy nie wiadomo gdzie może się ukrywać, więc zachowajcie ostrożność. Ości w karpiu też są jego zasługą, on chce nas pozabijać.  ( Musicie jej wybaczyć. Świąteczna atmosfera się jej nie udziela i w każdym z nas widzi zabójcę.) 
Clint Barton: Pragnę, aby każdy z was dostał pod choinkę łuk. Wiecie on zawsze przychodził mi z pomocą. Ale wiecie nie możecie być lepsi ode mnie. Już dawno wysłałem list do mikołaja, którego Natsha tak się boi i poprosiłem o nowy zestaw strzał.
Bruce Banner ( Hulk ): Hulk lubi święta. Hulk lubi jeść. Hulk nie cierpi świętego Mikołaja, bo on nie daje Hulk'owi prezentów * ucieka z płaczem*. Przepraszam za zielonego, on nigdy czegoś takiego nie odstawiał. Spędzie te święta w najmilszej atmosferze, by potem móc śmiało powitać Nowy Rok, który zbliża się wielkimi krokami. Bądźcie dla siebie tolerancyjni i przymknijcie oko na wyczyny waszych rozbrykanych dzieci. * biegnie za Hulkiem* - Hulk masz Mikołaj przyniósł ci ciasteczko.
Nick Fury razem z Tarczą: Cała organizacja zapewni wam bezpieczeństwo podczas tej imprezy i prosi, abyście nie upili w trzy dupy podczas sylwestra. Prosi też, abyście strzelali najlepszymi fajerwerkami.
Thor: Ah moi drodzy, moja radość jest wielka, gdy widzę wasze szczęśliwie uśmiechnięte buźki. Cała rodzina zapewne czeka, abyście razem z nimi zasiedli do wigilijnego stołu i spożyli przeróżne przysmaki. Alkohol wskazany.
Vint: Tony nie mieszaj Thorowi w głowie swoimi zapędami na wino, wódkę, piwo i co tam jeszcze masz w swoim barku, który zajmuje pół twojej wieży.
*Tony odchodzi z płaczkami w oczach*
Vint: Oj nie chciałam. No już *Tuli go*. Vint kupi ci roczny zapas ognistej.
A teraz coś od autorki i bohaterki oraz Lokiego, który chowa się po kącie, bo nie lubi świąt. *Ciągnie go na środek sceny*
Wiem - to jest dla Was szok, że znowu mamy Nowy Rok! Niech będzie radosny, niech się zacznie mile, i niech Wam przyniesie same szczęśliwe chwile. Niech moje życzenia, spełnią się co do joty. Niech ominą Was kłopoty. Bóg da wszystko co potrzeba, poprowadzi wprost do nieba.
Loki: Bóg jest jeden i jestem nim JA.
Vint: Tak, tak księżniczko *unika wszystkich, lecących rzeczy, którymi rzuca Loki*
Ellie: *próbuje rozdzielić tę dwójkę* Dużo szczęścia, pomyślności, nie połykaj z karpia ości. Nie jedz bombek, nie pal siana, jedz pierogi, lep bałwana. A w Sylwestra siedź do rana.
Vint: Czyli innymi słowy:
WESOŁYCH ŚWIĄT ŻYCZĘ JA, AVENGERSI, ASGARD I LOKI. 

   Ellie wybiegła na ulicę. Było zimno, a ona miała na sobie tylko dresowe spodnie i długi rękaw, który nie specjalnie grzał. Złapała się za ramiona, aby chociaż trochę rozgrzać zdrętwiałe ciało, rozejrzała się dookoła, a gdy zobaczyła długi, czarny płaszcz od razu pobiegła w tamtym kierunku.
- Loki do cholery - Złapała mężczyznę za ramię i zmusiła, aby się zatrzymał.
  Brunet zdziwiony popatrzył na dziewczynę.
- Jak.. - Zaczął, ale nie dane mu było skończyć, ponieważ Ellie kontynuowała.
- Długa historia, potem ci opowiem, a teraz... - Zatrzymała się w pół zdania, aby nabrać oddechu - Powiedz mi jak chcesz znaleźć Lex'a?
  Chociaż mogła zadać inne pytanie, ona jak na złość stawiała na swoim. Ellie wpatrywała się w Lokiego wzrokiem, który można określić jako wyczekujący i nieustępliwy. Tak właśnie można było ją opisać. Kiedy się na coś uparła, brnęła do samego końca i dopinała swego. Jej postawa była godna podziwu. Podążała za magiem, wiedząc, że może czekać ją śmierć, jednak... nie poddawała się.
- Wy ludzie jesteście tacy... - Zawahał się. Pamiętał minę dziewczyny, kiedy ostatni raz wyraził się źle o midgarczylach, kiedy powiedział jacy są sentymentalni. Według niego ta wrodzona, ludzka cecha prowadziła do upadku, bowiem czyniła ona emocję silniejszymi i osłabiała człowieka.
- Jacy? - Dopytywała się dziewczyna
 Loki westchnął i zamknął oczy skupiając się. Nagle powietrze wokół Ellie zaczęło wirować i już po chwili poczuła na sobie coś cięższego i cieplejszego.
- Jeśli już chcesz ze mną iść, to chociaż powinnaś się cieplej ubrać - Uśmiechnął się
                                                                  ~*~*~*~
- Znalezienie Lex'a nie będzie łatwe - Zaczął mag. Razem z Ellie szli właśnie zamarzniętym chodzikiem, kierując się w stronę parku. Właśnie to miejsce obrali sobie za główny punkt skąd Loki będzie mógł go namierzyć za pomocą swoich wrodzonych umiejętności. - Będzie się ukrywał, tylko dlatego, że go nie zabiłem, a miałem do tego nie lada okazję. Jednak jakimś cudem mi zwiał.
 Ellie kątem oka zerknęła na Lokiego, który mocno zaciskał zęby. Wiedziała, że jest zły, tylko nie wiedziała na kogo. Na nią? Za to, że przeszkodziła im w bitwie? A może za to, że w ogóle wdała się w znajomość z Lokim, który preferował samotność. Przecież nikt nie może być sam. Można mieć przyjaciela, znajomego czy chociaż psa, albo kota, byleby nie siedzieć samotnie w domu. A jednak ona znała to życie, aż za dobrze. Tyle lat spędzonych w czterech ścianach pustego domu, który z czasem zaczynał przypominać klatkę, a Ellie była małym, uwięzionym ptaszkiem, który pogodził się już ze swoim losem. Na zawsze pozostanie w osamotnieniu.
- Ellie - Poczuła szarpanie za ramiona. Ocknęła się z zamyśleń i powróciła do rzeczywistości. Nudnej i szarej.
- Przepraszam zamyśliłam się - Odruchowo potarła dłonie, aby dostarczyć im chodź odrobinę ciepła. Lecz z drugiej strony wcale nie odczuwała przenikliwego mrozu i wiatru, który za wszelką cenę chciał wkraść się pod jej kurtkę. - Wiesz nie sądzę, żeby Lex tak po prostu spacerował sobie po parku w centrum Nowego Yorku, wiedząc, że polują na niego mściciele i ty.
  Loki zamyślił się.
- Ewentualnie możemy go zwabić - Powiedział po chwili - Wykorzystamy połączenie naszych mocy i wyślemy mu sygnał, a on zjawi się i wpadnie w pułapkę.
- No dobrze - Zgodziła się Ellie, nie widząc w tym sensu - Ale jak chcesz wysłać mu ten sygnał?
- To proste. Kiedy nasze moce osiągną połączenie, wtedy ja skieruję ja na odpowiedni tor i same zawędrują do najbliższego maga.
- Można i tak.
  Kiedy oboje dotarli do ustalonego miejsca, Loki jako pierwszy zaczął przesył magi, a po chwili dołączyła do niego Ellie.
- Skup się na swojej pozytywnej energii i spróbuj skoordynować jej  bieg z moją - Wytłumaczył. Chwycił dziewczynę za ręce, aby przesył był lepszy, jednak poczuwszy zimno jej dłoni otwarł szeroko oczy i spojrzał na nią z nieukrywanym zdziwieniem.
- To pewnie przez to absorbowanie magii - Odparła i machnęła lekceważąco ręką.
  Loki ponownie się zamyślił, a im więcej razy tak robił, tym Ellie była bardziej zaniepokojona.
- Mam pewien pomysł - Zaczął i cofnął się do tyłu na trzy, duże kroki. - Spróbuj stworzyć lodową wieżę. - Polecił, jednak widząc minę dziewczyny, która wyrażała coś w stylu "Chyba sobie żartujesz", przeszedł do dalszych tłumaczeń - Będzie ona stanowić taki jakby nadajnik. Jest większa i wyższa, co pomoże w namierzeniu lub ewentualnym ściągnięciu tu Lex'a, a przecież o to nam chodzi prawda?
  Ellie westchnęła. Pomysły Lokiego zawsze kończyły się bardzo nie dobrze dla niego, jak i dla świadków jego czynów.
 Lodowa wieża tak? Pomyślała. Ellie zamknęła oczy i skupiła się na obrazie wysokiej budowli, która miała stanąć po środku parku. Z jej rąk zaczęły "wypływać" lodowe pasma, które po chwili zaczęły piąć się w górę formując tym samym piękną, dużą, z przeróżnymi zdobieniami wieżę. Kiedy otworzyła oczy nie umiała posiąść się z wrażenia.
- To niemożliwe - Nie mogła uwierzyć w to co widzi.
  Basteja sięgała dwudziestu metrów wysokości i dziesięciu szerokości. Była cała z lodu, a w niektórych miejscach biegły wydrążone linie. W środku jarzył się mały płomyk, który chodź powinien roztopić owy twór, tlił się lekko, a jego kolory zmieniały się z zielonego na biały i na odwrót. Ludzie, którzy byli świadkami całego zdarzenia, stali teraz jak słupy soli i niemo wpatrywali się to w dziewczynę, która stworzyła niewiarygodne cudo, to w samą wieżę, która w normalnych okolicznościach powinna runąć z hukiem na ziemię.
  Ellie powróciła na ziemię dopiero wtedy, gdy przez basteję zaczęły przepływać zielone strumienie energii Lokiego, który stał przy niej i przyciskał do niej ręce. Miał zamknięte oczy i był skupiony na postawionym sobie zadaniu, które z pewnością zamierzał wykonać w stu procentach. Dziewczyna okrążyła twór i podeszła do mężczyzny, następnie położyła swoje dłonie na jego i tak samo skupiła się.
  Nagle poczuła ogrom energii, która zaczęła wypełniać jej ciało. Rozpływała się ona po żyłach i docierała do wszystkich komórek. Spostrzegła nawet, że od pewnej chwili jej medalion zaczął mienić się różnymi kolorami. W tym momencie także zaczęła dzwonić jej komórka. Ellie zerknęła na wyświetlać i odebrała widząc imię przyjaciela.
- Halo? Tony? - Zasięg nie był najlepszy, może przez tą wielką wieżę stojącą w środku parku? - Tak? Widzisz to? Jest przepiękna.
- Widzę coś jeszcze - Zaczął Stark - Wasza mała zabawka chyba przyciągnęła stado tych cieni Lex'a. Oraz jego samego - Dodał po chwili
- Loki - Dziewczyna schowała komórkę do kieszeni i nerwowo spojrzała na maga, który chyba usłyszał rozmowę i teraz szykuje się do ataku.
  Naglę niebo przecięła jasna poświata, a już po chwili przed Ellie stanął czarny mag, u boku ze swoimi cieniami.
- Nie wiem co próbowaliście zrobić, ale chyba nie przyniosło to oczekiwanych efektów - Zaśmiał się złowieszczo, po czym przeniósł wygłodniały wzrok na szatynkę. - No proszę. Ty też tu jesteś. Świetnie.
  Loki zrobił kilka kroków w bok zasłaniając dziewczynę, a samemu chcąc się zmierzyć z wrogiem.
- Chcesz umrzeć ponownie? - Lex wyciągnął swój miecz - Tym razem sprawię, że już się nie podniesiesz.
  Kiedy walka miała się rozpocząć, nagle cała lodowa wieża runęła w dół. Czarny mag jakby to przewidziawszy, uskoczył w bok i zaniósł się szaleńczym śmiechem.
- To miało mnie zatrzymać?
- Nie - Odezwała się Ellie i wystąpiła przed Lokiego - To jedynie miało odwrócić twoją uwagę.
 Powiedziawszy to, dziewczyna wykonała parę ruchów ręką. Lodowe pasma powędrowały ku Lex'owi i zaczęły tworzyć wokół niego klatkę. Ten zdezorientowany zaczął skakać na wszystkie strony.
- Mam do ciebie kilka pytań - Odezwał się w końcu Loki.
- I myślisz, że ci na nie odpowiem? - Czarny mag zaśmiał się. - Nie wiesz z kim masz do czynienia Kłamco. Kiedy tylko się stąd wydostanę, wtedy poznasz mój gniew.
- O ile się wydostaniesz. - Ellie zrobiła poważną minę - Jak na razie moja magia trzyma cię w ryzach.
 Lex spuścił głowę.
- Co chcecie wiedzieć?
                                                                   ~*~*~*~
- Ty synu Laufeya - Czarny mag wskazał na Kłamcę palcem - To dla ciebie przeznaczone było te ostrze. Miałeś zginąć, a ja w zamian miałem pozyskać tron Venisu. Jednak - Spojrzał ciekawskim wzrokiem na Ellie - Nie wiem dlaczego ta dziewka jeszcze żyje. Pomimo świętego reliktu, który nosi, powinna już leżeć martwa.
 Ellie z przestrachem w oczach spojrzała na medalion. Dotknęła go, jednak nic się nie stało.
- Owszem absorbuje ono magię - Kontynuował - Lecz posiadacz musiał mieć w rodzinie maga.
- Ale moi rodzice byli zwykłymi ludźmi - Powiedziała szatynka, nerwowo zerkając na Lokiego, który z zaciętą miną stał i słuchał tego wszystkiego.
- Zadaj sobie pytanie czy to byli twoi prawdziwi rodzice - Lex po raz kolejny zaniósł się ciężkim śmiechem - Dziecino dla ciebie los chyba nie był łaskawy.
- Zamknij się - Warknął Loki, zaciskając ręce w pięści.
- Och czyżbym cię czymś zdenerwował?
- Nie skądże. Po prostu mam nieodpartą ochotę cię zabić - Loki już szykował się do ataku. Jego maska obojętności zniknęła i teraz pokazywał swój gniew, który potęgował czarny mag. Na jego otwartej dłoni zaczął formować się mały płomyk, który z czasem zaczął przybierać na sile. Stał się większy i teraz zyskał miano wielkiego płomienia.
  Loki zamachnął się, jednak jego atak nie dosięgnął  klatki, w której był uwięziony wróg. Na drodze płomienia wyrosła lodowa tarcza, która go zatrzymała. Mag spojrzał z wyrzutem na dziewczynę.
- Mamy do niego jeszcze parę pytań - Oznajmiła przyjmując neutralną pozycję.
- Posłuchaj dziewki
- Nie nazywaj mnie tak - Ellie posłała wiązkę energii, która uderzyła w Lex'a. Ten tylko cicho jęknął z bólu.
- Twierdzisz, że ludzie, którzy rzekomo mieli by być moimi rodzicami, nie byli nimi? - Spytała z nieukrywanym smutkiem.
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie, jednak znam osobę, która może ci pomóc
- I zapewne nie powiesz mi kto to? - Ellie uniosła brew do góry, a Lex w odpowiedzi wybuchnął śmiechem
- Oczywiście, że ci powiem. - Zdziwienie wymalowało się na twarzy szatynki i Lokiego - Tylko jest jeden warunek.












poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 18 "Myślę, że nie ważne jak bardzo się starasz, nie można uciec przed przeszłością."

Zajebiste video. Tak dopasowane klipy do muzyki :D http://www.youtube.com/watch?v=6WPeSbqI1S0
A tu coś podobnego ( by me ). Moje się nawet nie umywa do jej montażu, ale wiecie staram się :D
http://www.youtube.com/watch?v=wPbsTb1U4KA

 No dobrze, ale jeszcze pierścionka nam trzeba. A co tam pierścionek. Taaaak

Wiecie kto to? Chibi Ellie :D
Nom właśnie. Vint ostatnio spotkała się z dziwną sytuacją, a mianowicie: Idzie taka Vint do łazienki, aby ząbki umyć i wyciąga pastę, a na niej pisze co ??? Ellie. Ja WTF?! Przychodzi mój tata i znak zapytania. Pokazuję mu pastę, a on dalej nie wie o co chodzi.
Ja: Moja bohaterka zamieniła się w pastę do zębów *płaczki o oczach*
Tata: Coś na to poradzimy. Wiem * w tym momencie miałam nadzieję, że naprawdę mi pomoże* mam numer do dobrego psychiatry.
Ręce opadają jak to usłyszałam. Oczywiście on w śmiech, a ja w depresję.  





- Dlaczego Ellie wygląda jakbyś wyjął ją z zamrażarki? - Spytał Barton, wchodząc do pokoju pełnego dymu, żołnierzy i dwóch nieprzytomnych ludzi.
- Nie mam pojęcia.
  Stark spojrzał na dziewczynę, która bezwładnie leżała w jego ramionach. Jej skóra była delikatna, jednak teraz widniały na niej ślady szronu i lodu. Przejechał ręką po jej dłoni, która pod wpływem nagłego ciepła drgnęła. Jak dobrze, że żyje, pomyślał. Jednak niecodzienne zjawisko, jakie miało obecnie miejsce w wieży, było niewyjaśnione. Nikt nie miał zielonego pojęcia co się stało i jaki miało skutek na magów, którzy byli nieprzytomni.
  - Ellie żyję, więc wszystko jest w porządku. - Powiedział Tony, kierując się w stronę wyjścia - Na razie musi odpoczywać, a w tym celu niezbędne jest wyciszone miejsce, z dala od nieproszonych gości - Tu posłał Fury'emu ostrzegawcze spojrzenie. - Jak na razie nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo ze strony Lokiego. Spójrz, on ledwo chodzi.
   Poniekąd była to prawda. Kłamca z trudem podnosił się z ziemi, z niewielką pomocą brata, którą tym razem przyjął bez zbędnych ceregieli. Niebieskie plamy powoli znikały z jego skóry, która już po chwili przybrała swój blady kolor. 
- Cholera jasna - Fury zwrócił się do Starka, który w oczekiwaniu na jego decyzję, stał w progu pomieszczenia. - Macie mieć na niego oko, a najlepiej niech Natasha go pilnuje. Jej jako jedynej ufam. Po za tym, nie mam zamiaru kolejny raz dać się mu zmanipulować. - Powiedziawszy to, wyszedł dumnym krokiem, a czarne poły płaszcza zatrzepotały pod wpływem gwałtownego ruchu.
  Wszyscy patrzyli jak dyrektor Tarczy właśnie opuszcza Stark Tower i wraca do siebie. 
                                                                         ~*~*~*~
http://www.youtube.com/watch?v=VxIbIkycXwU

Nikłe promienie, zachodzącego słońca wpadały do pokoju, w którym została ulokowana Ellie. Już obudzona, siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, opierając się plecami o jego zagłówek. Pościel była miękka i ciepła, co dawało uczucie bezpieczeństwa. Jak rodzinny dom, którego nigdy nie miała. Jak rodzinna miłość, której nigdy nie zaznała. Gdyby nie piosenka, której nauczyła się sama, to jej życie byłoby pozbawione jakichkolwiek barw, a i tak było szare wliczając w to zachowanie ojca. Nagle w jej głowie zaczęły krążyć słowa pewnej piosenki.
    The snow blows white on the mountain tonight
Not a footprint to be seen
A kingdom of isolation and it looks like I'm the Queen
The wind is howling like the swirling storm inside
Couldn’t keep it in, heaven knows I tried

   Don’t let them in, don’t let them see
Be the good girl
You always had to be
Conceal, don’t feel
Don’t let them know
Well, now they know 

   Let it go
Let it go
Can’t hold it back anymore
Let it go
Let it go
Turn my back and slam the door
And here I stand, and here I'll stay
Let it go
Let it go
The cold never bothered me anyway

  Słowa piosenki wędrowały w jej głowie i tam też miały zamiar pozostać. Jednak z rozmyślań wyrwał ją cichy pomruk dochodzący z boku. Gwałtownie zwróciła głowę w tamtym kierunku i niemalże bezgłośnie pisnęła, kiedy zobaczyła zieloną koszulę, a potem błyszczące, szmaragdowe tęczówki, które z zniecierpliwieniem wpatrywały się w nią.
  Nie musiała używać słów, aby wyrazić to co czuje. Wystarczył tylko jeden gest, a mianowicie: pocałunek, w który obydwoje przelali swoje uczucia. Loki przysiadł się na skraj łóżka, by być bliżej ukochanej i objął ją w pasie, przyciągając bliżej siebie. Pchnął ją lekko, acz stanowczo do tyłu, a ona mu się poddała. Wygodnie ułożyła się na plecach, nie przerywając pocałunku, tylko pogłębiając go jeszcze bardziej.
   Kilka samotnych łez.
   Dotyk drugiej osoby.
   Cichy jęk rozkoszy.
Ellie wsunęła rękę w jego gęste, czarne włosy. Przesypywały się między palcami, delikatnie je łaskocząc. Błądziła dłońmi po jego torsie, który opinała bawełniana koszula. Czuła przyspieszone bicie jego serca, które komponowało się z jej własnym. Cichy jęk wydobył się z jej piersi, kiedy jego ręką zjechała niżej. Zadowolony z siebie Loki, podniósł się na łokciu by spojrzeć na Ellie. Miała półprzymknięte oczy, a jej klatka szybko unosiła się i opadała. Pochylił się i pocałował ją delikatnie w kąciki ust. Ona rozchyliła wargi, więc odpowiedział jej głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwali tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z ich ciał pary. Kiedy chciał się cofnąć, przytrzymała go ustami. Nie chciała opuszczać tej pięknej krainy, do której zawędrowała dzięki niemu - chciała aby ta chwila trwała wiecznie.
  W jednej chwili odsunęła się od niego, a on spojrzał na nią z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Proszę - Szepnęła prawie bezgłośnie. - Nigdy więcej tak nie rób. - Łzy zaczęły spływać po jej rozgrzanym policzku. W końcu mogła dać upust emocjom. Tak wiele z nich skrywała na dnie swojego serca, że teraz powróciły ze zdwojoną siłą. 
   Zadrżała na całym ciele i skuliła się w kłębek. Objęła ramionami kolana i ukryła w nich głowę. Jak struś, który nie wiedząc co robić, chowa głowę w piach.
   Nie odpowiedział. Nawet nie wiedział co miałby w tej chwili powiedzieć. Nigdy nie pocieszał załamanej kobiety. Zawsze odchodził i nie musiał się tym martwić. Ale czy teraz mógłby tak postąpić? Zostawić Ellie?
   Ułożył się obok niej i objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego, przekazując tym samym pozytywną energię. Jednak było coś jeszcze. Coś chłodnego. Nie było to jednak zimno, którego zaznał, kiedy podczas swoich wieloletnich wędrówek do Jotunheimu, musiał tułać się po zamarzniętej ziemi olbrzymów, które w każdej chwili były skore do zaatakowania go.
- Kocham cię - Wyszeptała.
Chociaż było to wypowiedziane tak cicho, on usłyszał to, aż nader za dobrze. Jedyną osobą, która dotychczas wypowiedziała do niego te słowa, była jego matka. Za każdym razem odpowiadał jej tym samym, jednak teraz nie wiedział czy byłby w stanie skierować takie słowa do Ellie. Owszem wiedział, że zrobiłaby dla niego wszystko, jednak czy on dalej będzie umiał się tak poświęcać?
- Śpij - Powiedział i ucałował ją w czoło. On sam ułożył się wygodnie z zamiarem pójścia spać. Zamknął oczy.
Tyle pytań, na które nie dostaniemy odpowiedzi. Tylko czas pokaże nam ile jesteśmy warci.
Matko...
                                                                       ~*~*~*~
   Nowy dzień zaczął nabierać kolorów. Ludzie pospiesznie gnali do pracy, aby się nie spóźnić. Dzieci z nieukrywaną niechęcią i pogardą maszerowały do szkół, aby nabyć wiedzy potrzebnej im w życiu.
   Zbliżała się zimna. Powietrze stało się ostrzejsze, jednak słońce nadrabiało to wszystko. Gdyby nie ono, każdy zapewne nie wychyliłby nosa zza drzwi swojego domu, w którym był kominek i który można rozpalić, by się ogrzać. Niebo było bezchmurne, a stada ptaków na nim widoczne właśnie zaczynały swoją wędrówkę do ciepłych krajów gdzie spędzą kolejne miesiące czekając na gorące lato w Nowym Yorku.
- Jeszcze tylko Kevina nie puścili - Burknął Tony, odchodząc od okna i ukradkiem przypatrując się telewizorowi, przed którym siedział teraz Clint oglądając kreskówki i jedząc płatki. - Nienawidzę zimy.
- Co ty mówisz? - Odezwał się Barton, jakoś nie mogąc się oderwać od śmiesznie przedstawionej postaci Kaczora Duffy.
- Właśnie - Do pokoju weszła nowa osoba. - To najpiękniejsza pora roku. Wszystko dookoła jest białe i skrzy się w słońcu. Dzieci się bawią, organizują bitwy na śnieżki, jeżdżą na sankach. 
- Ellie - Ucieszył się Tony - Jak się spało? - Podszedł do niej i objął ją przyjaźnie ramieniem.
- Doprawdy - Ponownie do salonu zawitała nowa osoba - Zima nie służy tylko Thorowi.
  Stark naprawdę nie przejął się obecnością Lokiego i jego sarkastycznymi uwagami. Jak gdyby nic poprowadził dziewczynę w głąb salonu.
  Mag uniósł oczy ku górze i klnąc na ziemian, ruszył za nimi.
- Czy Natasha nie miała cię pilnować? - Zapytał Barton z głębin fotela, w którym przesiedział większość swojego wolnego czasu.
  Loki nie zwrócił uwagi na jego osobę, lecz odpowiedział:
- Agentka Romanoff zapewne integruje się ze swoją bronią, a ja... - Specjalnie zrobił przerwę i złapał Clinta na tym, że jego wzrok był pełen oburzenia - Nie chciałbym jej przerywać.
  Atmosfera zrobiła się napięta. Uwaga, gracze już zaczynają mierzyć się spojrzeniem. Żadna ze stron nie odpuści drugiej, pomyślał Tony. Pomysł, aby zostawić Lokiego i Bartona razem był jednym z najgorszych jakie przyszły Starkowi do głowy w ostatnich godzinach, bowiem pozostawieni sami sobie, mogliby narozrabiać, a Tony nie chciał ponownie odbudowywać wieży.
  Z jakże genialnych rozmyślań, wyrwał go odgłos błogiego robienia kawy. Ekspres. Genialne urządzenie, aż szkoda, że sam go nie wynalazł. Odwrócił się na pięcie i podłożył filiżankę pod syfon do kawy.
- Po za tym - Zaczęła Ellie. Właśnie przygotowywała sobie i reszcie śniadanie, które składało się z genialnych naleśników. Wszystko według perfekcyjnego przepisu Kapitana. - Zima wiąże się też ze świętem Bożego Narodzenia, więc nie wiem czemu jej tak nienawidzisz. To piękny czas, w którym wszyscy bliscy spotykają się razem. Jest choinka, smakowite potrawy i prezenty.
- Tym go nie przekonasz - Wciął się Loki, na co Tony gwałtownie zareagował.
- Zamknij się Bambi - Gwałtownie, ale w śmieszny sposób
- Bambi? - Zdziwił się mag - Czy to nie jest ten wasz Midgardzki jelonek?
  Tym razem zdziwienie dopadło Ellie.
- Skąd wiesz kim jest Bambi?
  Loki wypił do końca swoją kawę i odłożył filiżankę.
- Kiedy ty byłaś chora, to ja siedziałem z Mią, a ona nie dawała mi spokoju i wszyło tak, że musiałem oglądać z nią tą bajkę. - Wyjaśnił
- Aha.
Ellie skończyła przygotowywać śniadanie i już miała podać każdemu osobny talerz, kiedy nagle zakręciło się jej w głowie. Jako, że Loki był najbliżej, to on ją złapał i uchronił przed niechcianym upadkiem.
- W porządku? - Spytał, aż nadto zatroskanym głosem i chyba wszyscy zebrani dookoła to wyczuli, bo spojrzeli na niego jak na kosmitę.
- Tak...w porządku - Odparła z widocznym trudem. Skorzystała z ramienia Lokiego i oparła się na nim. - Zabierz mnie do pokoju.
                                                                            ~*~*~*~
- Czemu tu jest tak zimno? - Ellie drżała i to w niemałym stopniu. Trzepała się jakby właśnie hipotermii dostała.
 Loki odprowadził ją do pokoju i położył do łóżka. Następnie dokładnie przykrył kołdrą i sprawdził czy przypadkiem nie ma gorączki, jednak chłodne czoło na to nie wskazywało.
- Nie jesteś chora - Stwierdził i usiadł na skraju łóżka - Ale powinnaś jeszcze poleżeć
- Od kiedy jesteś taki opiekuńczy? - Zdziwiła się Ellie
 Ponownie milczał. Dlaczego ludzie zawsze chcą wszystko wiedzieć, pomyślał. Na szczęście Ellie nie zażądała odpowiedzi.
 Szatynka po raz ostatni spojrzała na maga, po czym zamknęła oczy i ułożyła się na prawym boku. Jednak nim jakakolwiek myśl zdążyła przebiec po jej głowie, odskoczyła jak oparzona i powróciła do pozycji siedzącej. Nikt nie wiedziała co się dzieje. I dlaczego to wszystko przytrafiało się właśnie jej. Najpierw dowiedziała się, że posiada moce podobne do Lokiego i może leczyć ludzi, następnie widzi jak dookoła jej głowy lewitują sobie płatki śniegu, które rzekomo powinny się stopić w pomieszczeniu o temperaturze pokojowej. Swoim rozmiarem przypominały ozdoby z wystaw o charakterze świątecznym, a w dotyku wcale nie były takie zimne.
- Loki wiem, że mam moc, ale powiedz - Spojrzała na niego z wyraźnym zdenerwowaniem - Czy ja o czymś jeszcze nie wiem?
  Olbrzymi płatek śniegu zaczął wirować po pokoju, a już po chwili dołączyły do niego mniejsze wersje. Całość wyglądała prześlicznie, gdyby nie fakt, że to wszystko nie miało najmniejszego sensu.
- Powiesz mi w końcu o co tu chodzi? - Spytała ponownie, już spokojniejszym tonem.
 Jeden z mniejszych tworów wylądował na jej dłoni. Spojrzała na maga. On jako, że był chwilowo nieobecny myślami, to jego wzrok też wędrował tam gdzie nie powinien.
- Loki - Krzyknęła
- Słucham - Odparł jak gdyby nic
- O to właśnie chodzi, że nie słuchasz. Ty to zrobiłeś? - Wskazała na dziwne zjawisko, które raz po raz latało dookoła ich głów.
- Skąd masz ten naszyjnik? - Spytał mag, patrząc na błyszczącą ozdobę, która spoczywała na szyi dziewczyny.
  Ellie od razu powędrowała tam wzrokiem i widząc co się dzieje, zatkała sobie usta, by nie krzyknąć.
Relikt świecił się i lekko unosił w powietrzu.
- Skąd go masz? - Loki ponowił pytanie
  I tu zaczęła się krótka historia jak to wszystko było. Ellie ze spokojem opowiedziała magowi skąd ma wisiorek i od kogo go dostała. Mężczyzna nie był tym specjalnie zadowolony, jego mina mówiła wszystko, więc Ellie szybko zażądała wyjaśnień.
- Naszyjnik, który dostałaś należał do potężnego władcy Archaniołów z Venis. Ich naród nigdy nie umiał posługiwać się magią, do czasu, kiedy najwyższy znalazł właśnie ten wisiorek. Odkrył moc w nim drzemiącą, którą wykorzystał przeciwko licznym nalotom na Venis. Skrzydło absorbowało każdą magię i pozwalało użytkownikowi się nią posługiwać. Nie ważne czy dana osoba umiała nią władać czy nie. Magia należała do tego, który nosił wisior. Po wielkiej wojnie, Archaniołowie użyli jednego zaklęcia, którego nauczyli się od pewnego maga i rzucili na go na Venis, aby każdy kto się tam urodzi mógł władać magią i ratować kraj przed niebezpieczeństwami i upadkiem.
- Czyli ten wisiorek...
- Nie wiem skąd zaabsorbował magię lodu ale...
- Czekaj - Weszła mu w pół zdania - To jest magia lodu?
- Taak - przeciągnął i zaraz zatopił się we własnych rozmyśleniach. - Słuchaj, nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Nie używaj tej magi, jak nie musisz. Zdjęcie naszyjnika też nic nie da. Ta magia jest już w tobie i tam pozostanie.
 Mag wstał gwałtownie, a Ellie spojrzała nie niego z wyraźnym niezadowoleniem. Takie porywy zawsze kończyły się tym, że Loki zawsze gdzieś znikał. Zdarzały się też przypadki, że go zadrasnęli albo na odwrót. Była też akcja, kiedy rzekomo zginął. Wpierw dziewczyną zawładnęły silne emocje, które po pewnym czasie się zmniejszały, a kiedy już go zobaczyła, to miała ochotę go zabić ponownie. Wszystko to, by dać mu do zrozumienia, że tak się nie robi.
- Co chcesz zrobić? - Spytała z nutką dezaprobaty, a w myślach już wysyłała modlitwy, aby nie było to coś głupiego.
- Muszę znaleźć Lexa i zadać mu parę pytań
 Ellie prawie się zaśmiała.
- Chyba nie mówisz poważanie? Przecież go zabiłeś - Spojrzała na niego z błyskiem w oku
- Zwykłe zaklęcie ogłuszające - Chwila pauzy - Zrobię to co powiedziałem
 Swe kroki skierował w stronę drzwi. Nim jednak zdążył dotknąć klamki, poczuł na sobie ciężar, a potem zobaczył przed sobą twarz dziewczyny.
- Wiesz wystarczyło powiedzieć, abym się zatrzymał - Zaśmiał się, prezentując tym samym szereg białych zębów.
- Nie posłuchałbyś - Zgromiła go spojrzeniem
- Zapewne
Ellie westchnęła
- Nigdzie nie pójdziesz - Czekała na jego sprzeciw, jednak widząc, że nic nie zamierza powiedzieć kontynuowała:
- Zostajesz tutaj
- Rozkazujesz mi? - Uniósł brew do góry
- Tak - Odparła bez zastanowienia
  Mężczyzna jednym, szybkim ruchem zrzucił z siebie dziewczynę i nim ta upadła na ziemię, złapał ja i podniósł do góry. Tony zapewne skomentowałby tą pozę jako "nowożeńcy". Tak właśnie wyglądali w tym momencie. Loki trzymał Ellie na rękach, jakby właśnie wzięli ślub.
  Przeszedł  odległość dzielącą go od łóżka i ponownie położył na nim dziewczynę. Następnie usiadł na niej okrakiem, aby ta nie mogła wstać, przyszpilił jej nadgarstki i spojrzał prosto w oczy.
- Ja idę, ty zostajesz - Uśmiechnął się drwiąco i wstał, by na powrót skierować się do drzwi.
  Ellie chciała zrobić to samo, jednak coś jej to uniemożliwiało. Szarpnęła się raz, drugi, ale bezskutecznie. W końcu po zaciętej walce z niewidzialnymi kajdanami, opadła na łóżko.
- Loki do cholery zdejmij te zaklęcie - Krzyknęła, a powietrze wokół niej zaczęło powoli wirować.
- Nie - Odparł, dalej zwrócony w stronę drzwi.
- Czy to, że nie chcę cię ponownie stracić coś ci mówi - Złapał za klamkę, jednak słysząc słowa dziewczyny zamarł. Na jego dłoni spoczął mały płatek śniegu, który wywołał zmianę. Jego skóra w tamtym miejscu zrobiła się niebieska, jednak wraz z topnieniem lodowego tworu, jego prawdziwa natura powróciła do stanu uśpienia.
- Wy ziemianie jesteście tacy sentymentalni - Te słowa wywołały u Ellie niemały ból. Wiedziała, że Loki nie chce jej narażać, ale żeby przedstawić to w taki sposób to trzeba mieć tupet.
- Loki - Szepnęła.
  Mężczyzna nawet się nie obrócił i nie zaszczycił jej spojrzeniem, tylko złapał mocniej za klamkę. Otworzył drzwi i wyszedł.
                                                               ~*~*~*~
   Ellie biegła korytarzem Stark Tower w poszukiwaniu maga, który właśnie udaje się do paszczy lwa. Zdjęcie niewidzialnych kajdanek nie zajęło jej zbyt wiele czasu, lecz pochłonęło znacznej ilości magi. Owego zaklęcia nauczyła się już swego czasu, kiedy to była w Asgardzie. Teraz wystarczyło się tylko skupić i gotowe.
  Nagle na kogoś wpadła, a tym kimś był Kapitan Ameryka, który dziwnym trafem znalazł się na jej drodze. Dziewczyna zaczęła rozmasowywać sobie kość ogonową, na którą upadła, po czym zamrugała kilkakrotnie, aby pozbyć się chwilowych mroczków przed oczami.
- Przepraszam Ellie - Steve wyciągnął do niej pomocną dłoń.
- Nic się nie stało. - Skorzystała z pomocy i po chwili stała już o własnych siłach
- Gdzie tak biegłaś?
 Rozwiązań było parę. Pierwsze: skłamać Kapitanowi, który niczego nie świadomy przyjmie kłamstwo i odejdzie. Drugie: powiedzieć prawdę i czekać na reakcję. Trzecie: biec dalej i nie oglądać się za siebie.
 Oczywiście pierwsza i trzecia opcja odpadały, ponieważ Ellie nie czułaby się z tym dobrze, że skłamie swojemu przyjacielowi, który darzy ją zaufaniem, a odejść bez słowa także nie mogła. Pozostaje tylko jedno.
- Loki zniknął. Chce znaleźć Lex'a. Nie wiem dlaczego, ale wiem, że muszę mu pomóc.
 Kiedy chciała wyminąć Kapitana, on zablokował jej drogę.
- Steve co ty robisz? Przepuść mnie
  Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z góry.
- Nie - Odparł stanowczym głosem
 Ellie wpatrywała się w niego, jakby zobaczyła ducha. No cóż dyskutować się z nim nie dało i każda próba kończyłaby się fiaskiem, dlatego wymyśliła inną drogę ucieczki. Zrobiła krok do przodu, a potem jak strzała wyminęła Kapitana, jednak ze swojego zwycięstwa nie mogła cieszyć się zbyt długo. Już po chwili poczuła silny uścisk ręki na ramieniu, a potem zobaczyła rozgniewanego Steve'a.
- Nie pozwolę ci za nim pójść. Nie po to każdy się stara, byś była bezpieczna, aby teraz iść za samobójcą. - Te słowa wyrzucił z siebie, z prędkością karabinu maszynowego. Pociągnął dziewczynę i przygwoździł ją do ściany. Spojrzał jej prosto w oczy i powiedział:
- Nie chcę więcej widzieć jak jesteś jedną nogą w grobie. Zależy mi na tobie i nie pozwolę, aby stała ci się krzywda.
  Gdy już chciała coś powiedzieć, poczuła jego usta na swoich. Ten pocałunek był pełen żalu i smutku oraz troski o bezpieczeństwo. Ellie stała tam i czekała, aż to wszystko się skończy. Nie oddała pieszczot, nieie, że nie chciała, tylko dlatego, że nie umiała. Nie czuła tego samego co Steve, a on o tym dobrze wiedział.
- Gdy będę musiał - Oderwał się od niej - To zatrzymam cię siłą.
  Teraz miała szansę. Tak bardzo nie chciała tego robić, szczególnie osobie, która ją kochała, ale musiała.
- Przepraszam Steve - Szepnęła
  Dotknęła jego klatki piersiowej, na której zaraz pojawił się zielono-biały promień. Widziała jego zdezorientowanie i żal o to, że go nie posłuchała. Ellie lekko pchnęła go do przodu. Mężczyzna zatoczył się i upadł ciężko dysząc, i powoli tracąc kontakt ze światem. Uklękła obok jego głowy i położyła rękę na ramieniu.
- Naprawdę przepraszam - Jedna z łez zatrzymała się na jego policzku - Ja go kocham.

Przepraszam, że rozdział taki króciutki, ale zrozumcie mnie. Choroba nie wybiera, a ja już nie wytrzymuje. Zapalenie oskrzeli i cholerny ból głowy ilekroć zasiądę przed moim kochanym laptopem, który chyba już ma mnie dość, bo czasami nie chce współpracować :D
  














piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 17 " Rise. Escape. Love. Apologise. My word. "

Ogłoszenia parafialne !!!!

Primo: Hatremaya ma do sprzedania piec zasilany na mięso ( czy. Ignis )
Secundo: Co do komentarzy, to oznajmiam, iż krytyką też jest mile widziana, znaczy się.... Ujmę to tak. Krytykujcie jak chcecie. Ja jestem wyrozumiała i tolerancyjna, więc kilka negatywnych słów pchnie mnie do przodu i pokarze co jest źle. Nikogo nie będę mieszać z błotem. Nie na tym rzecz polega.
Tetrio: Choroba mnie dobija. Ogółem spałam tylko cztery godziny w nocy. Poprzednie sześć kręciłam się z boku na bok i dusiłam kaszlem. Normalnie leże już trupem, ale napiszę ten rozdział z myślą o was.
Quatro: Co do akcji - chodzi mi tu o Lex'a, emocjonalnie rozdartego Lokiego i Ellie. Wszystko zostanie wyjaśnione, więc spokojnie.
    Dziękuję każdemu czytelnikowi, który czyta mój blog. Pisałam już o tym, ale powtórzę to jeszcze raz. Jest mi bardzo miło, kiedy podoba wam się rozdział. Dla pisarza jest to wielkie wyróżnienie.
    Tak mi się zebrało na sentymenty :D
Piosenka na dziś --> http://www.youtube.com/watch?v=lhZrT0QMeyA or http://www.youtube.com/watch?v=f-FX27vMylo
    Nienawidzę być chora :/
                                                                

   Anielica biegła, a może raczej uciekała zamkowym korytarzem. Płuca niemiłosiernie ją paliły, kiedy pokonywała kolejne schody prowadzące w dół. Nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nie teraz. Bała się tego, że jeśliby stanęła, Lex od razu by ją złapał i na nowo zakuł w kajdany. Minęła kolejny zakręt.
- Iris gdzie ci tak spieszno? - Usłyszała znajomy głos za plecami. Szybko zwróciła się ku mężczyźnie, który właśnie szedł w jej stronę. Nie bacząc na odległość, która ich dzieliła - a była ona niewielka - anielica rozłożyła skrzydła wzbijając się do lotu.
- Rafaelu - Powiedziała z ulgą. Wylądowała prosto w jego objęciach. - Musisz mi pomóc.
- Co się stało, najdroższa? - Archanioł pogładził ją po plecach między skrzydłami
- Lex zwrócił się przeciwko nam. - Zaczęła pospiesznie tłumaczyć - Wpierw mnie zakuł w kajdany, a potem opowiedział swój plan, który ma na celu zabicie Ellie.
- Kobiety jednego z Asów? - Rafael zmarszczył brwi.
Iris skinęła głową, po czym kontynuowała.
- Zapewne jest już w drodze na ziemię
- Zatem musimy się spieszyć, najdroższa. - Wypuścił ją z objęć i skierował się w stronę sali tronowej. - Opowiem wszystko najwyższemu, a ty zbierz oddziały.
- Zaczekaj - Zawołała za nim, kiedy ten już rozpościerał skrzydła. - Po waszym ataku na Asgard, nie jestem pewna czy Midgarczycy przyjmą nas z pokojem.
Rafael uśmiechnął się znacząco.
- O to się nie martw - Powiedział i wzbił się w powietrze.
   Iris podjęła wcześniej przerwany bieg. Musieli się spieszyć, inaczej ludzie będą w poważnych kłopotach. Nie wiedzą jak silny jest Lex i co nim kieruje.
   Wybiegła na rozległy, zamkowy dziedziniec zewsząd otoczony białymi różami. Gdzieś w oddali słychać było dziecięce głosy, a dalej dźwięk, który wydawały dwa krzyżujące się miecze. Właśnie tam musiała się udać. Na arenę, by zebrać wojów godnych uwagi najwyższego. Przekroczyła próg dziedzińca, wchodząc tym samym pod arkadowe łuki, które zaprowadzą ją wprost do wojowników. Nagle dostrzegła jakiś ruch z prawej strony.
- Haiiaelu - Krzyknęła przestraszona, widząc kiepski stan swojego towarzysza. Podbiegła do niego szybko łapiąc po ramię i pomagając usiąść na pobliskiej, drewnianej ławce - Co się stało? - Spytała zatroskanym głosem
- E-Ellie - Wyjąkał - Miałem wizję. To był Lex. - Złapał się za głowę. Ból, który czuł w środku rozrywał mu czaszkę.
- Ellie jest twoją podopieczną - Zaczęła spokojnie - Już poinformowałam Rafaela o tym co knuje Lex.
- Nie, nie, nie - Anioł szybko stanął na równe nogi i spojrzał na nią błagalnie - Nie. Ja sam muszę to załatwić.
- Ale Haiiaelu...
- Iris - Złapała ją za ramiona - Pamiętasz ten talizman. Ten, który najwyższy dostał od swojego poprzednika.
Dziewczyna przytaknęła
- Muszę go zdobyć, a ty mi pomożesz - Słysząc wstępny plan swojego pobratymca, Iris wpatrywała się w niego z przerażeniem. - Dam go Ellie, nim Lex zdąży zrobić jej krzywdę.
                                                                        ~*~*~*~
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - Szepnęła anielica.
   Razem z Haiiael'em udali się, aby wykraść cenny artefakt należący do najwyższego.
- Jeśli nas złapią... - Najgorsza wizja śmierci mignęła jej przed oczami. - Wiesz, że łamiemy święte przepisy.
   Anioł jakby niczym niewzruszony podążał dalej. Szli ciemnym korytarzem, kierując się w stronę sali tronowej. Noc dawno już spowiła krainę, a każda żywa istota udała się na upragniony spoczynek. 
- Schowaj skrzydła - Polecił jej mężczyzna - Inaczej się wydamy.
   Jak powiedział, tak zrobiła. Skupiła swoje myśli na tym, aby jej skrzydła zniknęły i już po chwili, Iris wyglądała jak normalny człowiek. Przeszli jeszcze parę kroków, nim stanęli przed potężnymi drzwiami prowadzącymi do sali tronowej. Mężczyzna skinął na anielicę, po czym pchnął wrota, które otworzyły się z cichym szmerem.
- A wy dokąd to?
  Dwójka aniołów została w tym momencie sparaliżowana. Niepewnie odwrócili głowy.
- Myślicie, że pozwolę wam działać bez mojej pomocy?
  Na twarzy Iris zagościł uśmiech, a Haiiael odetchnął z ulgą. Po objaśnieniu plany po raz kolejny, cała trójka na czele z Rafaelem, który doskonale znał położenie medalionu, bowiem był on zaufanym wojem najwyższego, wszedł do wielkiej sali.
- Dzięki ci bracie - Haiiael położył dłoń w przyjaznym geście na plecach anioła.
- Podziękujesz mi, kiedy uda nam się zdobyć medalion. - Odparł Rafael, zerkając przez ramię.
   Przeszli przez środek sali tronowej, niczym skryci zabójcy. Stanęli na przeciw tronu i skinąwszy sobie nawzajem, spojrzeli na anielicę, która jako najchudsza z nich wszystkich wślizgnęła się doń, by po chwili znaleźć się w ukrytej komnacie. Rozejrzała się dookoła po ciemnym pomieszczeniu. Jej oczy zdążyły się już przyzwyczaić do panującego wszędzie mroku, więc doskonale wiedziała gdzie ma iść. Na cały wystrój małego miejsca składało się tylko kilka biblioteczek z mnóstwem książek na półkach i paru zabytkowych reliktów. Na samym końcu ukrytej komnaty, pod ścianą stała mała szafka. Iris podążyła w jej kierunku pewnym krokiem. Uklękła na przeciw niej i otworzyła drewniane drzwiczki. Jej oczom ukazał się niesamowity widok. W środku mebla, na półce leżał srebrny wisiorek w kształcie pojedynczego skrzydła.
- Iris pospiesz się - Do jej uszu dotarł głos Rafaela, która z niecierpliwością tupał noga o posadzkę, jednak tak cicho, by nikt nie mógł go usłyszeć.
  Anielica złapała medalion w ręce i szybkim krokiem wyszła z ukrytej komnaty. Uniosła dłoń do góry, w której spoczywał naszyjnik, pokazując go tym samym mężczyzną.
- Świetnie - Haiiael uśmiechnął się. Wziął od dziewczyny relikt i skierował się w stronę wyjścia z sali tronowej.
- Uważaj na siebie - Powiedzieli jednocześnie Iris i Rafael.
   Ten tylko pomachał im na pożegnanie i pognał przed siebie, w między czasie rozpościerając skrzydła.
- Nie powiedziałeś nic najwyższemu - Anielica bardziej stwierdziła, niż zapytała.
   Rafael zaśmiał się i objął ją ramieniem. Po czym tak samo jak Haiiael opuścili salę.
                                                                              ~*~*~*~
   Leciał na jeziorem, które rozciągało się daleko po za linię horyzontu. Jego skrzydła raz za razem przecinały powietrze. Brązowe włosy powiewały na wietrze, a oczy przyzwyczajone już do ciemności, która spowiła krainę, bowiem nastała noc, dokładnie widziały co się dzieje. Tafla nieskazitelnie, czystej wody załamała się pod wpływem jego dotyku, kiedy obniżył lot. Nie ma czasu na sentymenty. Trzeba się spieszyć, inaczej Lex dopnie swego, a wtedy koniec, zganił się w myślach.
  Mocniej zamachnął się skrzydłami, a jego oczom już ukazała się wielka góra. To właśnie był jego cel. Nie tylko Kłamca wiedział, gdzie są tajne przejścia. On sam w czasach młodości wiele podróżował po swej ojczystej krainie w poszukiwaniu przygód. Spotkał wiele istot zamieszkujących tą krainę. Istot, które okazały się bardzo pomocne.
  Był coraz bliżej. Już widział wnętrze jaskini. Ostrożnie wylądował na śliskiej skale i rozejrzał się dookoła czy nikt go nie śledził, po czym wszedł do środka. Ciemność ogarnęła całą jego osobę. Ściany jaskini były wilgotne, a z licznych stalaktytów kapała woda w postaci małych kropelek, które głucho zatrzymywały się za ziemi. Dawno mnie tu nie było, pomyślał wodząc wzrokiem za przeróżnymi stworzeniami wijącymi się na wystających skałach.
  Swój wzrok na powrót zwrócił na krainę, którą teraz musiał opuścić.
- Już czasz - Szepnął
                                                                   ~*~*~*~
  Tej samej nocy, której opuścił Venis, ukazał się Ellie we śnie jako jej opiekun. Dziewczyna była przerażona, kiedy go zobaczyła, jednak po kilku wstępnych wyjaśnieniach uspokoiła się. Nie widziała już w nim kogoś, kto chciał ją zabić. Już nie.
  Haiiael wręczył jej srebrny wisior, który miał ja bronić przed śmiercią lub innymi zagrożeniami ze strony Lex'a. Relikt nie był używany od wieków i robił jedynie za ozdobę, więc prawdopodobieństwo, że zadziała jest małe. Ale musiał jej go dać. Był pewny, że jej moc zareaguje i połączy się z wisiorkiem. Musi, inaczej dziewczyna mogła nie przeżyć.
  Oczywiście nie była to żadna broń, lecz święty relikt, który służył w obronie tego, który go posiadał. Wpierw skrzydło musiało dopasować swoją częstotliwość magi do posiadacza, a później była mowa o jego działaniu.
  Panie chroń ja ode złego, kiedy stoczy w swoim życiu wiele trudny walk, pomyślał, kiedy wręczał jej naszyjnik.
- Noś to, a zawsze będę przy tobie. - Powiedział i zniknął w chmurze białego dymu.
  Nie wiedział jeszcze, że naszyjnik nie zamierzał jak na razie usłuchać jego prośb
                                                                   ~*~*~*~
http://www.youtube.com/watch?v=g8wXQumdkmU

   Nie siedział w metalowej puszce, która pierwotnie została przeznaczona dla Hulka. Tamtą już dawno zniszczył pod wpływem fali furii, która ogarnęła go całego. Wiedział, że Ellie żyje i, że Stark zrobi wszystko, by wyszła z tego stanu, w którym obecnie się znajduje.
  Poruszył się niespokojnie, a kajdany na rękach i nogach zabrzęczały pod wpływem ruchu. Nienawidził dźwięku stali, w którą go zakuli. Nienawidził także celi, w której obecnie przesiadywał. Bez okna, ciemna, pusta i szara. Tylko jedna lampka postawiona na prowizorycznym biurku, dawała temu miejscu nikłe światło.
  Ciekawe ile jeszcze będzie musiał tu siedzieć, nim go wypuszczą. Chociaż miał nieodparte wrażenie, że jak na razie nie mieli tego w planach. Tarcza wyraźnie podkreśliła, że musi odkupić swe winy. Nie wiedział jaka kara jest dla niego przeznaczona, ale poprzysiągł, że się stąd wydostanie i wydłubie Fury'emu drugie oko. Był Bogiem i nie mieli zasranego prawa tak go traktować. Na dowód tego, że naprawdę mu nie ufają, Stark wszczepił w niego jakiś mikr czip, który skutecznie blokował jego magię u samego źródła. I to zaraz po tym jak zniszczył pierwsze więzienie. Mina Fury'ego była bezcenna, kiedy patrzył jak klatka leci w dół z ogromną prędkością, bez Kłamcy w środku. Wtedy Stark użył jakże swojego super wynalazku i Loki znów stracił przytomność, budząc się potem po około godzinie w nowej celi z zablokowaną magią.
- Proszę Pana tam nie wolno wchodzić - Usłyszał liczne protesty skierowane do żołnierzy Tarczy
- Co tu się dzieje? - Usłyszał poddenerwowany, lecz stanowczy głos Fury'ego.
- Chcę porozmawiać z więźniem - Stark
  Loki przetarł twarz i westchnął, opierając głowę o ścianę za nim. Jeszcze jego tu brakowało, pomyślał.
- Jak wie Pan, panie Stark - Zaczął swój wywód Nick - Więzień jest obecnie w stanie wahania się nastrojów.
- Czyli nic nowego - Prychnął Tony. Wyminął dyrektora, wchodząc tym samym do środka i zamykając za sobą drzwi.
   Loki nawet na niego nie spojrzał. Jednak mógł wyczuć, że Stark nie przyszedł tu pogadać o przysłowiowej "pogodzie".
- Widzę, że...
- Zamknij się - Tony skutecznie uniemożliwił dalszą wypowiedź Kłamcy. Podszedł do niego i zaciskając rękę w pięść, ładnie mu przywalił. Loki wylądował na ziemi. Wypluł krew zalegającą mu w ustach i nie kryjąc rozbawienia zachowaniem Tony'ego, uśmiechnął się na swój sposób.
- Miłe powitanie - Odpowiedział dopiero po chwili Kłamca. Podniósł się z podłogi i stając prosto, spojrzał Starkowi prosto w oczy.
- Słuchaj jelonku - Miliarder pogroził mu palcem - Jeszcze jeden taki wyskok, a nie będę miły i obiecuję, że Hulk i Wdowa przestaną nad sobą panować.
- Przyszedłeś tu tylko po to, by mówić mi co mam robić?
- Nie - Tony stanowczo zaprzeczył - Jestem tu, bo nie wiem co się dzieje z Ellie.
  Na dźwięk jej imienia, oczy Lokiego w niewielkim stopniu się rozszerzyły. Widzą, że Stark będzie kontynuował, Kłamca pozwolił mu na to.
- Jej organizm przestał...odmówił współpracy z moim sprzętem. Nie wykrywa jej pulsu, ale jej serce nadal bije. Oddycha, ale nie reaguje na żadne bodźce.
- Pomogę jej, ale musisz wyciągnąć ze mnie te cholerne urządzenie, które blokuje moja magię.
- Fury nie będzie zadowolony - Westchnął Tony, drapiąc się po tyle głowy.
                                                                      ~*~*~*~
- Chyba nie muszę udzielać ci odpowiedzi - Nick ze skrzyżowanymi rękoma, opierał się o swoje biurko.
- Fury ona umiera - Naciskał Tony.
  Ustalili razem z Lokim, że pozbędą się tego czipu i uleczy on Ellie. Jednak Stark miał podejrzenia, że po tym wszystkim mag znów zacznie szaleć i rozwalać całe miasto oraz zabijać ludzi. Fury o tym wiedział i kategorycznie sprzeciwiał się jakiemukolwiek pomysłowi Starka. W efekcie wyszło na to, że Tony będzie potrzebował małej pomocy w postaci Boga Piorunów.
- Jeden człowiek tam czy we wte, nic nam nie zrobi - Słysząc te słowa wypowiedziane przez dyrektora, miliarder oniemiał. Jego oczy rozszerzyły się jak pięciozłotówki, a buzię miał otwartą jakby zobaczył ducha. Złość w nim nabierała siły. Sięgnął do kieszeni i nie wyciągając ręki nacisnął guzik w telefonie.
- Robisz poważny błąd Fury - Odrzekł w końcu Stark, kiedy przetrawił jego słowa. - Ellie jest naszą przyjaciółką i nie dam jej umrzeć.
   Trzy. Dwa. Jeden.
- Co do...?!
Na helikarierze zapanował chaos.
- Mówiłem, że popełniasz błąd Nick - Tony już w stroju Iron Mana wyleciał z biura z prędkością światła.
Przeleciał całą długość oświetlonego na czerwono korytarza, po czym wylądował przed metalowymi drzwiami, które wyglądały na bardzo solidne. Uruchomił repulsory w rękawicach, a niebieskie światło rozwaliło zamek.
- Thor transportujemy więźnia - Krzyknął do mikrofonu zamontowanego w hełmie.
   Jak na zawołanie blondyn zjawił się obok Starka i wszedł do środka, biorąc Lokiego dosłownie za "szmaty". Kłamca wcale się nie sprzeciwiał. Wręcz przeciwnie. Na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech skierowany do oniemiałego dyrektora, który przyglądał się ich ucieczce.
- Do zobaczenia dyrektorze.
                                                                   ~*~*~*~
- I co? - Tony po raz kolejny zadał to samo pytanie.
  Loki za pomocą swojej magii próbował właśnie dowiedzieć się dlaczego maszyny miliardera nie chcą współpracować z organizmem dziewczyny.
- Stark - Zaczął zjadliwym tonem mag - Jeśli jeszcze raz zadasz to pytanie, to obiecuję, że ponownie wyrzucę cię przez okno. Tylko tym razem zadbam, abyś nie miał na sobie zbroi.
  Thor przyjaźnie poklepał go po plecach.
- Spokojnie Tony Starku - Gromowładny obdarzył go radosnym uśmiechem pozbawionym trosk. - Jeśli chodzi o magię, to mój brat nie ma sobie równych.
- W to nie wątpię, ale martwi mnie coś jeszcze.
  Bóg spojrzał na niego pytająco. I nagle rozległ się potężny huk, a w drzwiach stanęła Wdowa.
- Mamy problem - Oznajmiła
 Tony westchnął
- Znów będę musiał remontować wierzę.
  Jego rozmyślenia trwałyby dalej, kiedy do pomieszczenia wszedł dyrektor Tarczy. Jeśli dzieci boją się rodziców, którzy przychodzą zdenerwowani po wywiadówkach, to co mają powiedzieć Avengersi, kiedy jeden z nich zabiera Fury'emu więźnia z przed nosa? Tony nawet nie zaprzątał sobie głowy wyjaśnieniami, tylko pochwycił wściekłe spojrzenie, świdrującego oka dyrektora i podążył za nim.
  Loki chyba całkowicie nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Był tak zajęty, że miał głęboko gdzieś czy do pokoju wszedł Fury, rozwścieczony Hulk, albo sam Odyn.
- Zabierzcie go - Polecił Nick, swoim ludziom, którzy tylko czekali na rozkazy.
- Czekaj...nie możesz... - Tony próbował zatrzymać żołnierzy, lecz oni dostawszy polecenie wykonają go nawet gdyby mieliby umrzeć.
  Kilku ludzi podeszło na tyle blisko maga, że jako pierwsi przekonali się o jego mocy. Magiczna bariera została postawiona dookoła łóżka Ellie tak, żeby nikt nie mógł do niej podejść i nie przeszkodzić pracy Lokiemu.
- Panie Laufeyson proszę się poddać, inaczej otworzymy ogień - Zabrzmiał głos dyrektora.
- Proszę bardzo - Loki uśmiechnął się pod nosem - Tylko licz się z tym, że twoi ludzie mogą dostać rykoszetem.
- Do jasnej cholery Nick - Tony zaczął nerwowo gestykulować - Wcześniej nie pozwoliłbyś na to, aby Ellie stała się krzywda, a teraz chcesz ją uśmiercić?
- Panie Stark - Dyrektor zwrócił się do mężczyzny stojącego obok, i który bynajmniej w tym momencie chciał uzyskać jakiekolwiek wyjaśnienia. - Loki jest niebezpieczny i chwilowo góruje w rankingu Tarczy, jako najniebezpieczniejszy przestępca.
  Loki z aprobatą przyjął to wyróżnienie, co dało się usłyszeć przez jego cichy pomruk. Nick zmroził go spojrzeniem i kontynuował:
- Liczymy na jak najmniejsze straty wśród ludności. Lepiej poświęcić dwie osoby, niż cały Nowy York.
  Nagle wszystkie urządzenia, które były w tym pokoju, zaczęły piszczeć i wydawać najróżniejsze dźwięki.Wszyscy popatrzyli na siebie zdziwieni, nie wiedząc co właśnie się stało.
- Cholera Jarvis - Krzyknął Tony
- Błąd systemu, błąd systemu
- Loki - Tym razem zwrócił się do maga, który sam nie miał pojęcia co się dzieje.
  Cofnął się od łóżka dziewczyny i oniemiał. Urządzenia do, których była podłączona, zaczęły zamarzać. Dosłownie osadził się na nich szron i lód.
  Chociaż pochodził z krainy lodowych olbrzymów, to chłód nie działał na niego za dobrze. Zaraz zacznie...
- Loki zdejmij tą barierę - Polecił Stark, jednak było już za późno. Urządzenia przepaliły się pod wpływem nadmiaru mocy, której zapewne Jarvis próbował do nich "wpompować" i wybuchły.
  Eksplozja była tak wielka, że dało się ją nawet usłyszeć poza barierą. Dym spowił kawałek pokoju, a maszyny przestały już pikać.
  Wszyscy oniemieli i wpatrywali się w to wszystko z niedowierzaniem. Z szoku jako pierwszy otrząsnął się Tony. Zrobił kilka kroków do przodu i upewniwszy się, że bariery już nie ma, poszedł dalej. Gdzieś w tle pomiędzy krzykami i poleceniami odezwał się Jarvis, który miał już wszystko pod kontrolą. Chmura dymy powoli zaczęła opadać i wszyscy mogli zobaczyć czy z magami wszystko w porządku.
- Chyba mamy poważniejszy problem - Odezwał się Stark. Obrócił się do zgromadzonych w pomieszczeniu i pokazała im ciało dziewczyny.


Rozdział nie jest ciekawy. Według mnie nawet nudny, więc nie wiem czy wam się spodoba. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że jestem chora i ilekroć siądę przed laptopem, mam okropne bóle głowy i jest mi słabo, ale coś udało mi się napisać. Teraz możecie mnie dobić.