czwartek, 21 lipca 2016

Hermes spoczynkiem - rozdział 15

Przeskoczyłam zwinnie nad płotkiem, zamachując się w powietrzu sztyletem, który poszybował i wbił się prosto w środek czoła manekina. Prawie byłoby mi go szkoda, gdyby był żywy, a tak….
- Tym razem musisz mi wybaczyć, mistrzu – klepnęłam lalkę w plecy, śmiejąc się głośno. Samotny trening przyniósł mi wiele korzyści, na przykład: zapominałam o mojej słabszej ręce, która z czasem na pewno dojdzie do poprzedniego stanu użytku. Taka kontuzja w mojej dziedzinie pracy nie przyniesie nic dobrego, więc od razu, po zakończeniu rekonwalescencji, wzięłam się za siebie, jednak, żeby wyruszyć na misję, będę musiała jeszcze poczekać.
- Natalie! - zza pleców dobiegł mnie rozweselony głos Kat.
Obróciłam się w jej stronę, chowając broń do pochwy, po czym otarłam twarz lekko zwilżonym, zimnym ręcznikiem.
- Jak przyjemnie – jęknęłam, gdy poczułam przyjemny chłód. - Co tam?
Dziewczyna pomachała mi dwoma deskorolkami, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Mamy wolne, więc przejedźmy się do parku – podała mi jedną z nich. - Słońce już tak nie praży, jest przyjemny wiatr i może wyrwiemy jakiś chłopaków.
- Kat – położyłam jej dłoń na ramieniu, zaczynając mówić poważnym głosem. - Jesteś genialna. Zaraz możemy ruszać, ale muszę się jeszcze przebrać.
- Jasne, poczekam na ciebie przed domem – i wybiegła z sali jak oparzona, prawie w podskokach pokonując drogę do drzwi.
Byłam z niej dumna. Po mimo tego, że nigdy nie poznała swoich rodziców i trafiła do nas z sierocińca potrafiła pocieszyć każdego i jeszcze przy tym samej nieźle się bawiąc. Kat była naszą małą maskotką.
Nie myśląc dłużej, zebrałam się w końcu i pobiegłam do pokoju wyciągając z szafy luźne ciuchy w postaci: czarnej, męskiej bluzki z krótkim rękawkiem i niebieskich spodenek. Do tego dobrałam jeszcze sweter, by w razie czego okryć się przed silnym wiatrem. Tak ubrana ruszyłam na spotkanie z Kat, która – siedząc na schodach przed domem – bawiła się z kotem.
- Gotowa – oznajmiłam entuzjastycznie. Zabrałam deskorolkę, która leżała obok i wskoczyłam na nią, mknąc w dal.
- Hej, czekaj na mnie! - Kat z uśmiechem pobiegła za mną.
Gdyby nie ona, nigdy nie poczułabym jaka to frajda, jeździć na desce. Kiedyś dużo biegałam, ale to tylko namiastka tego, co naprawdę chciałam robić. Potem, po kilku miesiącach w szeregach Iscariot nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy, sztuk walki czy zwykłe posługiwanie się mieczem, który już nigdy nie wyruszy ze mną na pole bitwy.
- Jedziemy do parku na lody? - zaproponowałam, wywijając różne triki, których nauczyła mnie Kat. Musiałam przyznać, że była bardzo zdolna i potrafiła przekazać swoją wiedzę innym, za co byłam jej bardzo wdzięczna.
- Jestem za – dogoniła mnie. - Już od dawna mam na nie smaka!
Ciepłe promienie słońca padały na drogę pomiędzy drzewami, tworząc różne, skomplikowane wzory. Liście zakołysały się, wydając z siebie wesołą melodię, a ptaki im zawtórowały.
- Kocham taką pogodę – powiedziała spokojnie Kat, oglądając się. Na jej twarzy zawitał prawdziwy, szczery uśmiech, że, aż miałam chęć ją przytulić. Kochałam ją jak siostrę, bo nie raz mi pomogła. Oddałabym za nią życie.
- Hmm – zamyśliłam się. Ta chwila całkowicie różniła się od tych, które spędzam z Alucardem na misjach. Sama nie wiem dlaczego akurat on wpełzł mi teraz do głowy, ale jeśli miałabym porównywać piekło do nieba, to Alucard zdecydowanie byłby tym pierwszym. Nie jestem pewna czy sam diabeł, nie byłby mu wdzięczny, jeżeli przejąłby jego pałeczkę. Cóż, chociaż nie zatruwałby mi życia.
Kiedy dotarłyśmy do parku, zatrważająca ilość ludzi nagle obległa budkę z lodami. Dzieci wrzeszczały, że już chcą jeść, a rodzice uspokajali swoje pociechy, mówiąc, że zaraz je dostaną, jeśli tylko będą cicho.
- Zajmij miejsce na ławce, a ja stanę w kolejce – zaproponowała ochoczo Kat, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Jaki chcesz smak?
- Może być truskawka – odparłam szybko na odchodnym i pobiegłam we wskazane przez przyjaciółkę miejsce.
Ławka stała naprzeciwko niewielkiego mostu, pod którym płynęła rzeka, a w niej wesoło pluskały się ryby. Nade mną rozciągnęła się wysoka, płacząca wierzba, odgradzając widok ciekawskim.
Odchyliłam głowę do tyłu i nabrałam w płuca dużo, świeżego powietrza. Ręka mnie już prawie wcale nie bolała: kości zrosły dobrze i szybko – przynajmniej tak mówił Makube, który nadzorował cały mój czas leczenia. Będę musiała się mu jakoś odwdzięczyć.
- Cześć koteczku - odskoczyłam jak oparzona, widząc Alucarda, który pochylał się w moją stronę. - Tęskniłaś? - wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał czerwoną różę.
- Co ty tu robisz? - syknęłam, nie przejmując się tym, że usilnie próbuje wcisnąć mi kwiatek. I tak bym go nie przyjęła. Nie od niego. - Oszalałeś?!
- Tak – uśmiechnął się zawadiacko. - Na twoim punkcie, dlatego też moja droga, przyjmij ode mnie ten skromny, niegodny twej urody, ale jakże piękny kwiat.
Wybałuszyłam na niego oczy, otwierając i zamykając usta, nie wiedząc co mam powiedzieć. Byłam w szoku.
- Zaniemówiłaś na mój widok? To oczywiste! - usiadł obok mnie.
- Na twój? - ogarnęłam w końcu swoje myśli, które szalały jak burza. - Chyba śnisz.
Wampir odwrócił głowę w moją stronę, szczerząc kły.
- O tobie, zawsze – pocałował mnie w policzek, a ja odsunęłam się jak torpeda na sam koniec ławki.
- Spadaj stąd – syknęłam jadowicie. - Nie mam czasu, żeby się z tobą użerać zboczeńcu.
Alucard wydał się tym faktem, jakże urażony.
- Kto jak kto, ale nie ja, moja droga – wyprostował nogi i rozpostarł ręce na oparciu ławki, wpatrując się w przepływające kaczki. - Jestem dżentelmenem z krwi i kości.
- Yhym – odparłam bez przekonania. - Na pewno. W ogóle – odwróciłam się gwałtownie. - Czego ode mnie chcesz? Myślałam, że ostatnia misja pokazała ci, że raczej już nie będziemy razem pracować.
- Właśnie z tego powodu tu jestem – przybliżył się i złapał moją twarz w swoje zimne dłonie. Mimowolnie się wzdrygnęłam widząc w jego oczach tą zatrważającą czerwień. - Chciałbym cię…
- …. nie przyjmę twoich przeprosin – powiedziałam chłodno, mrużąc oczy. Przenigdy, dodałam jeszcze w myślach, wiedząc, że na pewno to do niego dotarło. - Myślisz, że po tym wszystkim co mi powiedziałeś i zrobiłeś, od tak ci wybaczę?
Na twarzy Alucarda tańczyły różne emocje, co mocno mnie zdziwiło. Zawsze sarkastyczny, ironiczny, a tu proszę. Teraz nie wie co zrobić.
- Hmm – skierował wzrok ku ziemi. - No to mnie masz. Myślałem, że pójdzie łatwiej.
- Nie ma szans – pokręciłam głową, w duchu śmiejąc się do rozpuku. - Ja przeprosiłam Integrę osobiście, nikt nie musiał mnie o to prosić – skrzyżowałam ręce na piersi. - Ona natomiast wydała ci taki rozkaz.
- Skąd wiesz? - zainteresował się nagle.
- Kobieca intuicja – wstałam z ławki. - A teraz wybacz, siostra na mnie czeka.
Potruchtałam w stronę Kat, która już smakowała swojego cytrynowego loda. Wiedziałam, że wampir tak łatwo nie odpuści. On nie był z tych, którzy tak łatwo się poddają. Nasza mała wojna dopiero się rozkręcała. Od momentu, kiedy go ujrzałam, w tamtym korytarzu, wiedziałam, że będziemy wrogami, że skierujemy swoje ostrza przeciwko sobie. Już w tamtym momencie chciałam się go pozbyć.
- Proszę – Kat wręczyła mi loda, a ja z uśmiechem zaczęłam go pałaszować. - Kim był ten przystojniak, który się do ciebie dosiał?
- Pracowałam z nim – odparłam szybko.
- To…. - zrobiła wielkie oczy, a ja kiwnęłam głową.
- Sarkastyczny, egoistyczny, ironiczny i zapatrzony w siebie dupek.
- No pięknie – Kat uśmiechnęła się. - Jeśli już na kogoś takiego marnujesz więcej niż jedno określenie, to coś znaczy.
- Słucham?!
- Nie, nic – machnęła ręką. - Wracamy?

wtorek, 19 lipca 2016

Hermes egoizmem - rozdział 14

- Nasi szanowani koledzy z góry mają trudności z uzasadnieniem niektórych, naszych wydatków.
Integra wychyliła się zza drzwi, mierząc wzrokiem Waltera, który stał obok jej biurka i przeglądał różne papiery.
- Większość z nich nosi miano „Alucard”
- Kontynuuj - kobieta wciągnęła powietrze nosem, próbując się w miarę uspokoić.
- Przykładowo, niektóre z nich były oznaczone jako… „rozrywka”
- Rozrywka? - powtórzyła, nie wiedząc czy, aby na pewno dobrze usłyszała.
- Dokładnie. Dwadzieścia tysięcy za...Candi
- Słucham?
- Candi z „i” na końcu – wyjaśnił szybko lokaj. - Wiesz, ta prostytutka.
- Rozumiem.
Integra stanęła obok Waltera i przyjrzała się dokładnie papierom oraz zawartych w nich skargach.
- Nie wspominając już o bezcennym, zabytkowym samochodzie…. „Myślałem, że mogę pomalować go na czerwono, ale nie znalazłem wystarczająco kóz” „Więc go zezłomowałem”… tak tu pisze.
- Widzę Walterze – teraz już naprawdę zaczynała wierzyć w swoje zamiary, aby wampir już nigdy się nie podniósł. - I to dlatego znaleźli samochód ojca Makube pokryty kozią krwią i rozbity o Dairy Queen ( sieć barów szybkiej obsługi. Dop. autora ).
- Tak, ale odnoście Diary Queen: ranni klienci, jak i pracownicy, uszkodzenie mienia.
- Przysięgam, Alucard nie dożyje jutra – Integra przeczesała jeszcze wilgotne włosy.
Kiedy brała prysznic, jej ciało w miarę się rozluźniło, jednak...kiedy Walter zawitał do jej pokoju z toną papierów, w której zawarte były w większości skargi, to ciepła kąpiel okazała się być tak natarczywa, że blondynka postanowiła zrezygnować z dalszej przyjemności.
- Życzę Panience powodzenia.

****

- …. a w zeszłym tygodniu dostałam awans – podnieciła się Kat, machając zawzięcie rękoma. - Teraz mogę dołączyć do oddziału specjalnego.
- Cieszę się – mruknęłam, potwierdzając to, że słyszę wszystko o czym mi powiedziała.
Przeciągnęłam się i poprawiłam kołdrę, którą byłam szczelnie okryta. Moja złamana, lewa ręka nie dawała już o sobie znać tak często, bo od feralnego „wypadku” minęły już dwa tygodnie, a ja usilnie stawiając na swoim, mogłam po paru dniach wrócić do Watykanu. Makube, jak i Vin byli tym faktem wielce zadowoleni, ale Pani Hellsing już nie. Proponowała mi długą rekonwalescencję za to co zrobił Alucard, ale słysząc, że to jeszcze on będzie tego pilnował, to od razu podziękowałam, spakowałam rzeczy i już mnie nie było.
- Chcesz coś do picia? - zaproponowała Kat, uśmiechając się.
- Może wodę, zaschło mi w gardle.
Dziewczyna poderwała się i zniknęła za drzwiami mojego pokoju, ale kiedy w progu, za nią pojawił się Makube rozpromieniłam się jeszcze bardziej.
- Witaj – pomachał ręką i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. W jego ręce zauważyłam srebrną walizkę i przez chwilę zastanawiałam się co w niej jest. - Jak się czujesz? Ręka cię jeszcze boli?
- Trochę – odparłam, krzywiąc się. Owszem ręka już nie bolała mnie tak bardzo, jak na samym początku, ale czasami nachodziły mnie dziwne drgania mięśni i to właśnie, to potęgowało krótki ból. - Jest lepiej.
- To świetnie – Makube usiadł na fotelu obok łóżka, gdzie stała także moja kroplówka. Nie czułam potrzeby przyjmowania środków przeciw bólowych, ale lekarze uparli się, że dzięki temu dojdę do siebie szybciej. - Mam coś dla ciebie.
Spojrzałam na walizkę, którą zaczął otwierać. Jej zatrzaski strzeliły.
- Teraz, kiedy twoja sprawność zauważalnie spadła – skrzywiłam się na te słowa – nie będziesz już używać miecza. Był ciężki i niezbyt poręczny, prawda? - kiwnęłam głową. - Razem z kolegami stworzyliśmy coś lepszego, co polepszy twoje wyniki.
Spojrzałam na niego bez przekonania.
Makube wyjął z walizki dwa sztylety: nie długie, proste i ze srebra, które wcześniej zostało poświęcone jak mój miecz.
- Są lżejsze i poręczniejsze, powinnaś szybko się do nich przyzwyczaić. - Podał mi jeden z nich, a ja zważyłam go w dłoni. - Zanim wyruszysz na misję, możesz z nimi poćwiczyć.
- Jeśli jeszcze w ogóle pójdę na misję.
- Nat – jęknął przeciągle. - Nie możesz tak myśleć. Jesteś naszym najlepszym człowiekiem, zaraz po Andersonie, ale on to całkiem inna bajka. Nie skreślaj się tak od razu.
- Czy przeszkadza ci to kim byłam? Czy wam to przeszkadza? - posmutniałam na samo wspomnienie upokorzenia przez wampira.
Widać było, że Makube stara się dobrać odpowiednie słowa.
- Nie możesz tak myśleć – powtórzył kolejny raz. - To kim byłaś nie ma teraz znaczenia. Ważne, abyś czuła się tu dobrze, bo tu jest twój dom.
Tak bardzo chciałam wierzyć jego słowom. Spuściłam głowę, zaciskając dłoń w pięść.
- Ale on… to wszystko do mnie wraca, kiedy jestem obok niego. Wszystkie wspomnienia tak nagle się pojawiają.
Poczułam dotyk na głowie.
- Nie martw się – powiedział, uśmiechając się. - Teraz już wszystko będzie dobrze.


****

- Alucard! - krzyknęła Integra, stojąc przed drzwiami do piwnicy. Chłód bijący od kamiennych ścian przyprawiał ją o dreszcze, a ciemność w korytarzu narastała z sekundy na sekundę.
- Nie ma mnie – odpowiedział jej pełen sarkazmu pomruk zmieszany z jękiem.
- Wyłaź stamtąd, bo użyję siły – blondynka uderzyła pięścią w drzwi. Nie sądziła, że zaraz poczuje pieczenie i ból.
- Wyjechałem! - powtórzył głośniej, jednak i to nie zniechęciło Integry.
- Alucard, wiem, że tam jesteś, wyłaź!
- Okej…. - przeciągły jęk zbliżył się do drzwi. - Muszę cie zatrzymać o tutaj...Podlegam bezpośrednio rozkazom mojej szefowej, która dobitnie przekazała mi, że mam nie opuszczać tego pokoju do odwołania. Byłem nawet przekupiony, wyobraź sobie.
- Alucard, ty wampirzy dupku będę-…
- Brzmi ekstra, ale muszę teraz iść. Właśnie skolekcjonowałem sobie „Porę na Przygodę” na Netflixie, więc...paaaa
Integra zacisnęła pięści, po chwili wyciągając z kabury ulubiony pistolet. Kilka nabojów spotkało się z drewnianymi drzwiami, a pięć kolejnych trafiło już w białą koszulę wampira, który – o dziwo – się nie uśmiechał.
- Starałam się z tobą prowadzić normalną konwersację – powiedziała, chowając pistolet i poprawiając okulary.
- Oh, tak jak ja – uśmiechnął się pod nosem. - Ale ponoszę porażkę. To była moja ulubiona koszula.
- Oh, przepraszam.
- Jestem lekko wstrząśnięty – oparł się o framugę drzwi, dobitnie górując nad szefową. - Bo ta mała blondwłosa gówniara wparowała mi do pokoju, uprzednio torując sobie drogę kilkunastoma nabojami. Jesteś nieczuła – Alucard dotknął dziur po kulach. - To je na pewno bolało. Wiesz jak to mówią, że telewizja wzbudza w tobie agresję? Ale powiem, że nie posiadanie mojego telewizora wzbudza we mnie cholernie dużo agresji.
- Już? - Integra krzyżując ręce na piersi, przestępując z nogi na nogę i odgarniając sobie włosy, spojrzała na wampira zza okularów. - Skończyłeś?
- Yup
Integra nie zważając na cichy protest wampira, weszła do piwnicy, w której panowały egipskie ciemności, przenikliwe zimno i zapach wytwornych win, w których gustował Alucard.
- Jutro: bierzesz manatki i lecisz do Watykanu.
- W celu?
- Mam ci przypomnieć o tym, jak zeszłej nocy prawie zabiłeś tą dziewczynę?
Alucard spuścił ręce wzdłuż ciała i bezradnie westchnął.
- Przypomnisz?
Inegra złapała go za kamizelkę i przyciągnęła do siebie.
- Jeśli nie chcesz umrzeć w ciągu najbliższych trzech sekund, to się zamknij! - warknęła ostro, a jej wzrok mógł przebić się nawet przez drzwi pancerne.

- Raz, dwa… - jego śmiech poniósł się po całej rezydencji. 

środa, 13 lipca 2016

Historia " Nie jesteś Sam"

   Zastanawialiście się czasami dlaczego ten blog nosi tytuł "Nie jesteś Sam"?
Leżąc dziś na łóżku, słuchając muzyki doszłam do wniosku, że chyba mogę wam przybliżyć moje myśli, które kierowały mną podczas zakładania tego bloga.
  W szkole podstawowej, gdzie dzieciaki zaczynały już pomału tworzyć różne grupki, ja nie należałam do żadnej, bo byłam zbyt nieśmiała i nie ufna. Nie wiem skąd mi się to wtedy wzięło, bo miałam zaledwie... no nie wiem... młoda byłam - pierwsza klasa. Jednak... kiedy dotarło do mnie, że cały czas jestem sama, zaczęłam gadać z "członkami" mojej klasy. Nawiązywałam powoli dziwne, skomplikowane i bardzo cienkie więzi oparte jedynie na "hej", "cześć", "co tam u ciebie?". Potem było lepiej, bo zostałam "zaproszona" do dość popularnej grupki z całego naszego rocznika, klas było bodajże trzy, jak nie cztery : A,B,C,D.
   Bawiliśmy się, śmialiśmy, wymienialiśmy się - wtedy - dość popularnymi karteczkami, graliśmy w jednej drużynie - i tak do czwartej klasy, gdzie wszyscy nagle zaczęli myśleć, jak dorośli. Grupki się podzieliły, zmniejszyły, powstały prawdziwie więzi przyjaźni. Muszę przyznać, że wtedy, jako jedyna nie miałam przyjaciela/ przyjaciółki. Do szkoły jeździłam sama, do domu wracałam sama, w domu zawsze byłam sama, nie licząc tych kilku godzin z rodziną.
  Kochałam swój pokój, gdzie zawsze czułam się bezpiecznie. Cztery ściany były moim niezniszczalnym murem, chroniący zamek w środku, misie natomiast broniły mnie po rycersku :). Od tej czwartej klasy zrozumiałam, że lubię być sama. Nie muszę udawać przed kimś kogoś kim nie jestem, na siłę wymuszać uśmiechu, czy śmiać się, bo "wypada" - do dzisiaj mnie to denerwuje i dość często muszę tak postępować, chociaż w środku nie czuję żadnej potrzeby radości. Po prostu lubię samotność.
  W następnych klasach próbowałam się wbić do grupek i kiedy już mi się to udało, to nagle ktoś inny, zazdrosny wkręcał mnie w różne sprawy i tak stałam się małą, czarną owieczką, która bogu ducha winna chciała tylko z kimś spędzić czas, porozmawiać czy nawet się pośmiać. Do dziewiętnastego roku życia nie miałam przyjaciela i nawet gdy teraz on jest, ja nie czuję żadnej wielkiej więzi. Nieświadomie odpycham od siebie ludzi, bo nie potrafię się z nimi "połączyć". Cały czas czuję, że robię to na siłę. Z jednej strony czuję, że kogoś potrzebują, a z drugiej naprawdę wolę być sama.
   Róże historie zaczęłam snuć długo przed założeniem bloga, na zwykłych kartkach papieru zapisywałam wesołe przeżycia bohaterów. Kiedyś czytałam, że pisząc wesołe historyjki, opisujemy, jak naprawdę miałby wyglądać nasz wymarzony świat - czy jakoś tak. W klasie licealnej byłam typową, szarą, nie wychylającą się z tłumu myszką. W ciągu trzech lat byłam naprawdę mało brana do odpowiedzi ze względu na to, że byłam prawie niewidzialna. Siedziałam cicho i pisałam, a nauczyciele nie zwracali na mnie uwagi.
  Potem powstał blog, może wcześniej, sama nie wiem kiedy, ale nadanie mu tytułu "Nie jesteś Sam" miało pokazać każdemu czytelnikowi, że nawet nigdy nie jesteśmy sami, bo zawsze ktoś obok nas jest, nawet jeśli go nie widzimy, nie słyszymy czy czujemy.
  Do dzisiaj jestem stroniącym od ludzi, przestraszonym świata introwertykiem z długim okresem depresji. Może to wszystko zaczęło się w czasach gimnazjum lub trochę później. Sama stwierdziłam, że od długiego czasu przestają mnie bawić różne rzeczy, którymi cieszą się dzieci, nastolatki czy dorośli. W towarzystwie przeważnie milczę, obserwuję z ponurą miną, a potem słucham czemu się nie uśmiecham, bo "trzeba". Wtedy naprawdę czuję się słaba, bo muszę to zrobić. Nigdy nikomu nie mówiłam o strasznych myślach jakie przychodziły mi do głowy w wieku siedemnastu lat. Przeżyłam wtedy naprawdę trudny okres i naprawdę byłam zdolna do wielu "czynów", które skończyłyby się źle.
   W dniu dzisiejszym nadal myślę o tych rzeczach, ale znacznie mniej, jednak one nadal się mnie trzymają. Rozważałam pójście do psychologia, psychiatry czy kogoś podobnego, ale zawsze kończyło się to tym, że przesadzam i na powrót zamykałam się w sobie, jak to miałam w zwyczaju od 8-7 lat.
  Lubiłam uszczęśliwiać ludzi, nawet kiedy wiedziałam, że jestem wtedy wykorzystywana i inni się na tym wzbogacą. Może potrzebowałam wtedy być po prostu zauważona, bo miałam czasami dość mocowania się ze samotnością? Nie wiem.
  W moim życiu było wiele szczęśliwych, ale przelotnych chwil, natomiast bardziej pamiętam te gorsze, które zawsze zapisywały się w mojej pamięci. Mimo, że mam dwadzieścia lat, nie czuję się jak dorosła, unikam ludzi, bo się ich boję. Boję siw być daleko od domu, bo wtedy mam wrażenie, że zostanę już tam gdzieś na zawsze, jak w klatce. Duszno mi, moje serce bije jak szalone, boję się. Nie jestem samodzielna, odpowiedzialna i twarda, za to jestem smutna, roztargniona i bardzo wrażliwa.

 Tym akcentem zakończę moją chaotyczną historie życia, która była dość krótka, bo opisałam tylko szczegółowe sytuacje, a to jeszcze nawet nie wszystkie, ale kto wie. Czas pokaże czy kiedyś opiszę coś jeszcze. Dziś tego po prostu potrzebowałam i nagle poczułam ulgę.





















Hermes życiem po życiu - rozdział 13

Ale coś mnie tknęło. Spojrzałam na odchodzącego wampira, zaciskając dłoń na rękojeści. Poderwałam się do biegu i bez zastanowienia przeszyłam go na wylot. 
- No, no… - powiedział z obojętnością. - A ktoś tu się przed chwilą zasłaniał paktem pokojowym.
Alucard pociągnął miecz tak mocno, że uderzyłam o jego plecy, a potem straciwszy równowagę, upadłam na ziemię. Rozwścieczony wampir – u którego pierwszy raz widziałam tyle zła w oczach – rzucił się na mnie, przygwożdżając do ziemi. 
- Puszczaj debilu – warknęłam, ale przez to, że Alucard zaczął szarpać moim ciałem, ugryzłam się boleśnie w język, z którego pociekła krew. Rana piekła, ale nie, aż tak by zaraz się tym zamartwiać. - Alucard!
- Zamknij się! - syknął jadowicie. - Myślisz, że ja nic nie czuję?! Że jestem pustą skorupą?! - złapał mnie za gardło i podciągnął do góry. Z jego oczu dosłownie wylewała się iście krwista czerwień zła, a chłód bijący z jego ciała przeszył mnie na wylot, wywołując ciarki. Przeraziłam się. - Wszyscy postrzegają mnie jako potwora, a wcale tak nie jest! Miałem kogoś na kim mi zależało, kochałem ją całym sercem i byłem gotów oddać w każdej chwili za nią życie!
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. 
- Potem umarła, a ja cierpiałem każdego dnia. Wszystko we mnie umarło! A to wszystko przez ludzi. Zabili ją!
Poczułam na odsłoniętej skórze ręki coś mokrego, więc szybko przeniosłam tam wzrok. To były łzy. Alucard płakał…..płakał… On naprawdę płakał. 
- A….
- Na tym nędznym świecie jest wiele istnień, które przeżyły coś gorszego niż ty – znów powrócił do tematu mojej przeszłości, co nie za bardzo mi się spodobało. - Myślisz, że w cierpieniu jesteś jedyna?
- Nie, ale…
- Twój ból w porównaniu do innych, nic nie znaczy.
Wezbrała we mnie złość. Wbiłam paznokcie w dłoń Alucarda, którego kompletnie to nie poruszyło. Zacisnęłam zęby. 
- Puść mnie – zażądałam, a on szybko wykonał moje polecenie. W ostatnim momencie podparłam się dłońmi, ale wampir wcale nie zamierzał przestać mnie męczyć.
Chwycił moją rękę w żelaznym uścisku. Zabolało, więc szybko zastosowałam plan wyrwania się, lecz to też na nic się zdało. 
- Gdybym tylko chciał, już dawno leżałabyś w piachu – warknął przez zaciśnięte zęby i dosłownie rzucił mną o przeciwległą ścianę.
W ułamku sekundy, gdy poczułam ból w plecach, zabrakło mi oddechu. Opadłam na ziemię, słysząc gruchot kości w ręce i w klatce, poczułam silny, szybko rozchodzący się ból, który szybko zamienił się w coś gorszego. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, a cisnące się do oczu łzy, szybko przysłoniły mi widoczność. Spazmatycznie nabierałam tlenu, jednak uścisk w piersi był zbyt mocny.
- Szybko mógłbym zakończyć twoje cierpienie. Tu i teraz – wampir ukląkł zaraz obok mnie.
Zamglonym wzrokiem spojrzałam na niego. Kiedy tylko dojdę do siebie, obiecuję, że tym, który będzie leżał pogrzebany w piachu, będzie Alucard. 


- Raz, dwa, trzy, cztery…
- …. dziesięć. No weź, Natalie żyje i prawie ma się dobrze. To była tylko chwila…
Integra ponownie ( dziesiąty raz ) obeszła swoje biurko. Zdenerwowana nie na żarty zapaliła piąte już z kolei cygaro.
- Ona też nie jest bez winy – uniósł się, wstając z fotela. - Obie strony zawiniły!
- CZY TY MASZ JAKIEKOLWIEK POJĘCIE O KRUCHOĆI LUDZKIEGO ŻYCIA?!!! - blondynka uderzyła go z otwartej dłoni w twarz. - Ja pierdolę, Allucard.
- Chwilowa utrata kontroli… rozmasował obolałe miejsce, przenosząc wzrok w inne miejsce.
- Nie mam już do ciebie siły.
Hellsing otworzyła okno i wpuściła do pokoju, świeże, nocne i zimne powietrze, które owinęło się wokół niej, niczym koc. Granatowy nieboskłon mienił się milionami gwiazd i jednym, naprawdę jasnym księżycem. 
- Przecież przeprosiłem – wampir podszedł do biurka.
- Alucard – zwróciła się w jego kierunku. - To nie wystarczy. Kilka godzin temu był u mnie Vincent.
- Ten od Iscariot?
- Tak – potwierdziła, zasiadając przed biurkiem. - Opowiedział mi wszystko o Natalie: to co przeżyła, jak znalazła się w Iscariot i takie tam.
- I? - ponaglił ją, krzyżując ręce na piersi.
- I stwierdzam, że jesteś totalnym idiotą.
Tego nie pojął. 
- Rozwiniesz swoją nieuzasadnioną myśl?
- Owszem. Straciła rodziców, żyła na ulicy, żebrała, nie miała dachu nad głową, była bita, gwałcona i wykorzystywana.
- Nie kojarzysz podobnej historii? - skwitował wampir.
- Zamknij się i słuchaj – warknęła. - Pamiętasz incydent sprzed siedmiu lat?
Alucard machnął dłonią.
- Przypomnij mi, bo starość mąci mi pamięć…
- … i rozum, ale do rzeczy. Włochy, Genua – trzecia dzielnica portowa. Miałeś wtedy wyeliminować bossa wampirskiej, niższej mafii, która handlowała specjalnymi dopalaczami, po których ludzie zaczęli umierać.
- Kojarzę.
- No więc, na pewno pamiętasz Pablo.
- Młody, porywczy i nie zbyt inteligenty wampir, klasy gdzieś poniżej ostatniej litery alfabetu. Zawsze chodził w tej samej kamizelce i bereciku. Za grosz elegancji.
- Wspaniale – Integra udała zainteresowana jego wywodem. - Ale chodzi mi o coś innego. Uciekł ci , a ty musiałeś go gonić, aż dotarłeś…
- Rozumie się samo przez się. Masz w ogóle dobry dzień Integral? Wysypiasz się, bo ta niebezpiecznie drgająca żyła na twoim czole…
Kula przeszyła ze świstem powietrze i zatrzymała się dopiero w mózgu. 
- … aż dotarłeś – podjęła przerwany wątek – do takiego, jednego domu, gdzie na wstępie naszego drogiego Pablo przywitał pewien mężczyzna mający żonę i dziecko.
Alucard uniósł palec do góry.
- Ja cię słucham, nie marnuj naboi. - Wyprostował się.
- Pablo wpadł do domu i zaczęła się szarpanina w wyniku czego, ucierpiała cała rodzina. Prawie.
- Prawie? - w końcu wykazał cień zainteresowania.
- Tak, prawie.
- Kto przeżył?
Integra uśmiechnęła się do niego tajemniczo, oceniając także swoje cygaro:
- Nie pamiętasz? 

poniedziałek, 11 lipca 2016

INFORMACJA

  Witajcie moi drodzy czytelnicy. Jak mogliście już zauważyć, nie sypię rozdziałami tak jak wcześniej. Powód? Praca - niby jako kelner i nie wymagająca, bo chodzę i tylko sprzątam, knajpka, w której pracuje jest po drugiej stronie ulicy, więc rzut beretem, szefem jest mój były nauczyciel WF z gimnazjum i do tego pracuje tam moja kuzynka, ale mimo wszystko, jak schodzę do domu, to padam - nogi bolą, dziś nawet blada byłam ( sama nie wiem czemu ), gorączka mi się z przemęczenia rzuca :D, ale żyję i oznajmiam, że już za nie długo wszystko nadrobię.
  Proszę was tylko o cierpliwość, aż sobie to wszystko poukładam. Ostatnio przez długi czas nie mogłam wejść na bloggera, bo się zepsuł - włączałam bloga, a tu biała strona, ale już jest wszystko pod kontrolą.
  Jeśli macie jakieś pytanie, piszcie w komentarzach - odpowiem na pewno.
  Hatre - z kolanem nic mi nie jest, a boli. Dziwne nie XD