sobota, 30 listopada 2013

By Vinterry

Po obejrzeniu Thora 2, tak mnie wzięło, że stworzyłam coś takiego. Nie jest to wysokich lotów, ale jeszcze pracuję nad ogarnięciem Sony Vegasa Pro.
A ostatnio:
Siedziałam sobie w kuchni z książką Jakuba Ćwieka "Kłamca" cz. czwarta, w ręku i czytała. Nagle słyszę mlaskanie. Patrzę pod stół, a tam mój pies sobie łapkę gryzie. No gryzie jak gryzie, pewnie ją swędziała. Ale nie. No dobra powróciłam do przerwanej czynności i po chwili znowu słyszę owe mlaskanie. Patrzę, a ona znowu ją gryzie. Podchodzę i widzę, że ponton, na którym leży jest mokry. Podchodzę i przyglądam się tej łapie, a tam krew. No mój genialny pies wygryzł sobie skórę przy poduszkach. "FACEPALM"
A niby Goldeny to mądre psy....Mój pies odbiega od normy.
( Nora )









wtorek, 26 listopada 2013

Ragnarök

Po przeczytaniu niespełna paru linijek, stwierdzam, że zobaczymy Lokiego :D
http://niewiarygodne.pl/kat,1031979,title,Koniec-swiata-nastapi-22-lutego-2014-r-Oni-nie-maja-co-do-tego-watpliwosci,wid,16178088,wiadomosc.html

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 13 "Jeśli masz wątpliwości - mów prawdę"

Kiedy tylko skończyłam pisać rozdział 12, pomyślałam sobie: "- Kurcze ( odsunęłam się na krześle, aby spojrzeć na swoje dzieło ) - No kurcze. Chyba będę zmuszona zamówić trumnę i to jak najszybciej. Czytelnicy mnie zabiją.
Witam także Małgosię, która także pragnie mej śmierci :D 
Za wszelkie błędy przepraszam, spieszyłam się, ponieważ w niedzielę zawsze mam mało czasu na pisanie.

Spokojnie Olga. Nie gniewam się, że jeszcze nie obejrzałaś Thora. I wierzcie lub nie, tak sobie pomyślałam. Miałam wtedy taką wenę, że nie mogłam jej nie wykorzystać. No wiecie, kocham pisać właśnie smutne historie, ale jak sama przeczytałam to pewnego wieczoru z tą muzyką, to też się popłakałam. Przepraszam was za takie zakończenie, ale musiałam takie dać, bo potem wszystko inne by mi się nie zgadzało. Oke nie będę was zanudzać moją gadką, bo nie lubię się tak rozpisywać. Nie jestem dobra w przemowach :D Przechodzimy do notki. Piosenka na dziś
   --> http://www.youtube.com/watch?v=eeRJJfQhGLA

                                                                         
Padłam jak zobaczyłam ten obrazek. Słodkie jednym słowem. Ta braterska miłość ahh....

Once upon a time there was a charming prince
Warm soul and arms of steel
but luckless on his love...


       Ból. Uczucie tak dobrze znane każdemu człowiekowi. Jednak czy można go porównać do innych przeżywanych przez nas uczuć? Oczywiście, że nie. Ból po stracie ukochanej osoby, ta pustka, która zostaje w środku i nic nie może jej zapełnić. Będzie ona rosła z każdym dniem, aż w całości pochłonie cię od środka. Zatracisz się we własnej ciemności. Twoja dusza będzie rozdarta na milion kawałków. Będziesz płakać, aż wpadniesz w depresję, a potem droga jest już prosta. Niewielu udaje się wyjść z tego stanu. Tylko nieliczni z pomocą bliskich, na nowo odkrywają świat, który otacza ich dookoła. Zaczynają postrzegać barwy życia, zaczynają normalnie funkcjonować. Jest też także pewna grupa ludzi, która na zawsze pozostanie w tym stanie. Będą balansować nad przepaścią, na pograniczu śmierci. Kiedy już wszystko się zakończy, dusze udają się do pewnego miejsca. Tam gdzie szczęście będzie trwać wiecznie i tam gdzie smutek nie będzie mieć prawa bytu. Los. Taki okrutny. Zabiera wszystko co kochasz. Czy kiedykolwiek będzie lepiej?
     Łódź lekko sunie po tafli ciemnej wody, która odbija światło księżyca w pełni. Płynie wprost na przepaść, jednak nie spadnie w dół. Wpierw zapłonie czerwonym, żywym ogniem, który dla wielu symbolizuje spokój i ciszę, a potem uniesie się wysoko w górę, aby tam zakończyć swoją wędrówkę. Cichy wiatr uniesie jego duszę do nieba, gdzie miliony gwiazd będą pokazywać swoją tęsknotę. One także ronią swe złote łzy. Już nie płakała. Nie umiała. Ból był tak ogromny, że niszczył ją od środka. Stała z nisko opuszczoną głową, a jej łzy spływały po rozgrzanym policzku, co chwila skrząc się pod wpływem blasku białych kul, unoszących się do góry. Nie mogła na to patrzeć. Nie mogła patrzeć na to jak unosi się do góry, a potem znika, ponieważ wiedziała, że gdyby to zrobiła, to na pewno skończyłoby się to wszystko. A tak miała nikłą nadzieję, że kiedyś powróci. Gdzieś na dnie jej roztrzaskanego na milion kawałków serca, tlił się mały płomyczek, czekający na tą jedną chwilę, w której zapłonie na nowo i przegoni ciemność. Mia, która stała koło Friggi, wiedziała co przeżywa jej opiekunka. To uczucie po stracie kogoś bliskiego. Zrobiła kilka małych kroków, aby zrównać się z szatynką. Chwyciła ją za rękę i spojrzała przed siebie. Może ten gest nie znaczył wiele, ale teraz Ellie wiedziała, że nie jest sama.
                                                                                ~*~*~*~
    Ellie razem z Avengersami powróciła na ziemię. Chociaż Thor nalegał, aby została, ona odmówiła mówiąc, że Asgard za bardzo przypomina jej Lokiego. Po powrocie stała się mniej rozmowna, zamknęła się w sobie i nie dopuszczała do siebie nikogo. Przerwała pracę nad nową książką, zerwała wszystkie dotychczasowe kontakty ze znajomymi, a Mi'e powierzyła Jess, która chętnie wzięła małą pod swoje skrzydła. Mściciele na próżno próbowali z nią porozmawiać. Nawet Steve, który tak bardzo chciał jej pomóc, został odesłany z kwitkiem. Ellie siedziała w salonie na kanapie w rozciągniętych ciuchach po ojcu i z rozczochranymi włosami. Owinięta kocem, wyglądała jak kokon. Oczy miała czerwone i podpuchnięte. Chodź tak bardzo nie chciała już płakać, nie umiała się powstrzymać. Co chwilę przywoływała do siebie tę jedną, najokrutniejszą scenę w jej życiu.
     Jego bezwładne, upadające ciało. Zimne, pozbawione tego koloru, który na myśl przywoływał kolor kości słoniowej. Jego oczy pozbawione blasku i intensywnej zieleni, teraz szare. Jego twarz tak spokojna w obliczu śmierci. Mówił, że tyle osób pragnie jego śmierci, lecz tu się mylił. Ona nie była jedną z nich. Ona chciała, aby żył. Teraz. W tej chwili, był przy niej. Chciała ponownie zobaczyć jego uśmiech i blask w oczach. A tak? Nie może. Dlaczego? Bo jego już nie ma.
- Zamknij się!!! - Krzyknęła, aż prawie dom się zatrząsł. Wewnętrzny głos stał się coraz bardziej nieznośny. Ty chcesz o czymś zapomnieć, a on ci to wszystko przypomni ze zdwojoną siłą. Podwinęła nogi bardziej pod siebie i schowała głowę w kolanach. - Loki - Szepnęła w pustą przestrzeń.
Jednak jej dotychczasowa rozpacz nie trwała długo. Okno, które zajmowało ścianę na przeciwko kanapy z niewyjaśnionych przyczyn, rozbiło się na milion kawałków. Szkło z hukiem upadło na ziemię. Ellie ze strachu wyprostowała się jak struna. Jej serce zaczęło bić szybciej, a źrenice rozszerzyły się. I co człowiek w takiej chwili ma sobie pomyśleć. Napad? Kradzież? Wdowa, której znudziło się siedzenie w wierzy?
- Ellie!!! - Usłyszała krzyk, który dobiegał z zewnątrz. Już po chwili przez okno, a raczej to co z niego zostało, weszła Jess. Blondynka poczuła na sobie złowrogie spojrzenie Ellie, która za pewne będzie się czepiać o wybitą szybę. - Spokojnie, jesteś bogata. - Machnęła na to ręką i usiadła obok przyjaciółki - Kupisz sobie nowe nie?
Zasmucona szatynka westchnęła.
- Ellie do cholery jasnej - Jess gwałtownie obróciła się w jej stronę - Przestań. Nie możesz całe życie siedzieć na tej wypasionej kanapie i użalać się nad sobą - Blondynka zaczynała swój monolog, albo dwugodzinny wykład na temat życia. Czas, aby się ulotnić. - Nie zostajesz - Ellie została dosłownie przygwożdżona do kanapy mocnym uściskiem przyjaciółki. - Wiem, że jest ci ciężko. Kochałaś go, a u ciebie to rzadkość obdarzyć kogoś takim uczucie. Wiem, że cierpisz, ale jeśli będziesz tu tak siedzieć, to pogorszysz sprawę.
- To boli - Wyszeptała załamanym głosem szatynka. Spuściła wzrok przenosząc go na włochaty dywan.
Pamięta jak siedziała na nim i zszywała Lokiego. Pamięta jego dotyk. Taki zimny, wywoływał na jej ciele dreszcze, jednak po czasie przyzwyczaiła się.
- Wiem - Jess objęła ją ramieniem i przytuliła do siebie - Jednak musisz się z tego otrząsnąć, inaczej twoi fani będą zawiedzeni. Zwlekasz Ellie - Pogroziła jej palcem - Nie ładnie.
- Nie mam ochoty na pisanie - Odparła obojętnie
Jess teatralnie chwyciła się za serce. Szok wymalował się na jej twarzy, a oczy przypominały teraz pięciozłotówki.
- Nie...masz ochoty? Nie poznaję cię.
Blondynka wstała z kanapy i skierowała się w stronę ramy okna. Wyjrzała przez nie i uśmiechnęła się promiennie.
- Jess co ty kombinujesz? - Spytała podejrzliwie, patrząc na ten jakże podejrzliwy uśmiech przyjaciółki, kiedy ta coś knuła.
- Spodoba ci się
Ellie już otwierała usta, aby coś powiedzieć, kiedy zobaczyła wchodzącego mężczyznę. Tym razem nie miał na sobie swojego super stroju. Czarne jeansy w połączeniu z białą bluzką z długim rękawem i skórzaną kurtką, idealnie się prezentowały. Kto by nie znał wspaniałego Kapitana Ameryki, pomyślałby, że jest sławnym modelem. Ale powiedzmy szczerze, kto go może nie znać?
- No - Jess oparła ręce na biodrach, a jej postawa przypominała postawę kogoś kto właśnie wygrał medal.
- Co no? - Powtórzyła szatynka dalej nie wiedząc o co chodzi.
Czyżby jej przyjaciółka zaczęła bawić się w swatkę? A może Thor za mocno zakręcił tym swoim młotkiem i wyślizgnął mu się z rąk uderzając ją w głowę? Lub też Stark z Banner'em testowali swoje nowe wynalazki, w skutek czego Jess ucierpiała psychicznie?
- Ellie nie zrobiłam niczego lub też nikt nie zrobił mi niczego co dzieje się teraz w twojej nad wyraz kreatywnej główce - Jess zastukała palcem w czoło dziewczyny, na co ta odzyskała kontakt ze światem.
Blondynka westchnęła
- Po prostu nie mogę patrzeć jak się męczysz. - Podeszła do Kapitana i poklepała go po ramieniu - Wiem jak bardzo lubisz Steve'a, więc go zaprosiłam. - Jess niebezpiecznie zaczęła wycofywać się w stronę okna lub jego pozostałości - Pogadacie sobie, a ja skoczę na zakupy - Z ostatnimi słowami wyskoczyła na zewnątrz, gnając co sił w nogach przed siebie.
                                                                                       ~*~*~*~
 Once upon a time an angel prayed for him
they had a destiny...
Remember it...


Księżyc był w pełni, więc mógł iść przed siebie, nie martwiąc się, że może się potknąć. Jego bystry umysł i sokoli wzrok wypatrzył ją w tłumie ludzi, którzy o tej porze w swym zwyczaju mieli sposobność chodzenia do karczm. Jego plan zakładał, że chwilowo nie może się odsłonić. Nie mógł pozwolić sobie na to, że ktoś z pospólstwa mógłby go zobaczyć i wszystko spieprzyć. Powoli i cicho niczym drapieżnik, kroczył za nią i czekał na chwilę okazji, by móc zaciągnąć ją do jednej z mniej uczęszczanych uliczek, i z nią porozmawiać. Chociaż wiedział jaką nienawiścią do niego pała, to była jednak jedyną osobą, która potrafiła trzymać język za zębami. Może też okazać się pomocna, jednak w to szczerze wątpił.
- Hej uważaj jak chodzisz - Zawołał jakiś stary przechodzeń, kiedy zakapturzona postać za mocno się o niego otarła i poszła dalej. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi. Ofiara powoli zbliżała się do celu, do ustalonego miejsca, tam gdzie będzie musiał z nią porozmawiać. Jeszcze tylko parę kroków. Trzy. Dwa. Jeden.
- Co ty... - Zaskoczona dziewczyna nie wiedziała co się dzieje. Chodź tak dobrze wyszkolona w walce, teraz na nic jej nauki. Została zaatakowana z zaskoczenia, a wtedy trochę trudniej dobyć broni.
- Cicho - Skarciła ją zakapturzona postać. Przycisnął jej dłoń do ust, aby ta nie wydała z siebie żadnego dźwięku, po czym rozejrzał się dookoła czy nikt za nimi nie poszedł lub co gorsza ich nie podsłuchuje. - Chcę porozmawiać - Powiedział już spokojniejszym tonem, patrząc jej prosto w oczy.
- Ty...ale...jak - Jąkała się. To co zobaczyła dosłownie zwaliło ją z nóg. Źrenice rozszerzyły się, a usta były otwarte z niedowierzaniem. - Przecież ty...
W końcu zdjął kaptur, odsłaniając swoją twarz. Jego zielone niczym szmaragd oczy, zalśniły pod wpływem światła pełnego księżyca, usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu, a swoją postawą prezentował okaz zdrowia.
- Sif zamknij buzię, bo wyglądasz bynajmniej śmiesznie - Zaśmiał się cicho pod nosem. - I wyprzedzając twoje kolejne pytanie. Tak... - Mógł się tego spodziewać. Nie pierwszy raz został spoliczkowany. - Żyję - Dokończył.
- Coś ty sobie w ogóle wyobrażał. - Zaczęła nerwowo gestykulować. - Wiesz przez co wszyscy teraz przechodzą. Znaczy nie mówię tu o sobie, bo byłam iście uradowana na wieść o twojej śmierci, jednak pomijając moją osobę - Uderzenie w drugi policzek - Wiesz co czuła Ellie? Jesteś aroganckim egoistą, tchórzliwym, rozpieszczonym bachorem z kompleksem pięcioletniego dziecka. Jesteś uparty, cyniczny, a i czy mówiłam, że twoje ego jest większe niż wieża Babel przed upadkiem? Chyba jeszcze nie, ale wracając do tematu...
- Zrozumiałem
- Rozpieszczony książę... - Jej zdziwienie, bezcenne - Czekaj co mówiłeś?
- Zrozumiałem - Powtórzył rozbawionym tonem. - Dasz mi teraz coś powiedzieć?
Skinęła głową.
- Zanim udałem się na Venis razem z Ellie, dowiedziałem się o spisku Lex'a przeciwko archaniołom. One same z siebie nigdy nie chciały zaatakować Asgardu. To on je podpuścił. Lex nie jest na tyle silny, aby sam ruszyć na całą naszą armię, więc zawarł z nimi układ. Obiecał im, że będą królami, w zamian za małą pomoc. Jednak nie wiedziały, że on kłamie.
- Tak jak ty - Wtrąciła Sif, jednak widząc groźne spojrzenie mężczyzny, ucichła
-  Kiedy Michał razem z armią przejąłby Asgard, wtedy Lex zabiłby go i sam zasiadł na tronie. Musiałem upozorować własną śmierć, by potem móc go zaatakować.
- No dobra to rozumiem, ale jak ty chcesz powiedzieć wszystkim, że jednak żyjesz? - Naciskała
- Zaczniemy od Midgardu.
                                                                          ~*~*~*~
Though the shadows tried to keep
our hearts away forever!!
it never came true.
My love was within you...


Tony jak to Tony, siedział w swoim warsztacie i zabierał się właśnie za najnowszy projekt. Kochał to co robił, ponieważ tworzenie leżało w jego naturze, jednak, kiedy mieszka się z dwoma agentami zabójcami, niełatwo o chciany spokój. Taki Barton. Łazi sobie, a raczej czołga się po kanałach wentylacyjnych i swoimi strzałami zakłóca twoją bezcenną ciszę. No jak małe dziecko, można powiedzieć. Natomiast Natasha, która powinna zachowywać się jak dorosła, dojrzała kobieta, chowa się po kątach i straszy lokatorów lub pracowników. Ostatnio tak przestraszyła Kapitana, że ton o mało na zawał nie zszedł. Tony kolejny raz zaklął pod nosem, kiedy jedna ze strzał Clinta, przecięła powietrze tuż obok jego ucha.
- Jarvis w wentylacji są szczury. Wiesz co robić - Polecił sztucznej inteligencji. Zaraz potem zaniósł się śmiechem, słysząc krzyk Bartona, a potem jego upadek na ziemię. Agent wyglądał teraz, jakby ktoś obracał go na rożnie. Spalony i z włosami postawionymi do pionu jak struna.
- Już sobie idę - Zakomunikował, zwracając się w stronę wyjścia. Kiedy już chciał otworzyć drzwi, jego oczom ukazał się nieprawdopodobny widok.
- Stark - Zagadnął Clint, stoją przed drzwiami z szeroko otwartą buzią i miną jakby zobaczył ducha.
- Widzisz co teraz robię. Nie mam czasu  - Warknął Tony, sięgając po jeden z licznych kluczy leżących na biurku. - Idź się pobawić gdzie indziej.
- Stark - Powtórzył agent
I Tony już wiedział, że nie odpuści. Dopóki będzie tu stał, dopóty nie zazna spokoju. Odepchnął się nogami od biurka i przejechał odległość dzielącą go od Clinta. Lecz tak samo jak Barton oniemiał.
- Witaj - Odezwała się postać, która niemalże pięć minut temu zawitała w wierzy.
- O ja pierdolę... - Tylko tyle zdołał wydusić miliarder, nim spad z krzesła. Wierzchem dłoni sprawdził czy, aby na pewno nie ma gorączki i, czy to wszystko mu się nie śni. Wszystko jednak było w jak najlepszym porządku. - Nigdy więcej nie będę pić z Natashą jej wódki. - Powiedział i podniósł się z ziemi.
- Ja też - Zawtórował mu agent.
Nie minęła jednak sekunda, z Tony już zdążył się otrząsnąć z szoku, który zaoferował mu - jak sam na własne oczy widział - martwy człowiek. Zacisnął dłoń w pięść i wymierzył pięknego, prawego sierpowego prosto w blady policzek.
- O, a jednak jesteś prawdziwy - Zażartował
Mag podniósł się z ziemi, ocierając sobie piekący policzek.
- Zasłużyłeś - Barton wstrząsnął tylko ramionami z obojętną już miną
- Przeważnie Pepper jest od tego, żeby prawić komuś kazania, ale...
- Już to zrobiłam - Zebrani dopiero teraz dostrzegli smukłą postać wojowniczki, która stała u boku Kłamcy.- Może nie przywaliłam mu tak jak ty, ale także uważam, że sobie na to zasłużył.
Tony zaśmiał się pod nosem widząc minę maga. W duchu musiał się cieszyć z tego, że nikt ich nie widział, bo wtedy ucierpiałaby jego duma, którą, aż nadto lubił się chwalić. Ale cóż można rzec. Mężczyzna to mężczyzna. Nie ważne czy Bóg, czy zwykły człowiek.
- Co to wszystko ma na celu? - Odezwał się w końcu Barton.
Kłamca westchnął i zaczął wszystko tłumaczyć.

Tak wiem rozdział nie za ciekawy. Nie miałam dziś weny, bo co chwilę ktoś, coś ode mnie chciał. To śniadanie, to basen, to sprawdzanie ile cm powinny mieć moje nowe narty. ( Tak kocham narciarstwo. Jeżdżę od szóstego roku życia. Czyli jedenaście lat. :D )


              
















niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 12 "Wol­nym bo­wiem jest człowiek tyl­ko wte­dy, gdy jest samotny"

Chcę powitać nowe czytelniczki:

Mrs.Darkness
Stella Gilbert
Lola Tasak
Olga Horan
 Witam was więc na blogu pt; "Nie jesteś Sam". Dziękuję, że tu zajrzałyście, bardzo się z tego powodu cieszę. Mam nadzieję, że spodoba wam się moje opowiadanie. Czytam także wasze, które są pełne zwrotów akcji, romantycznych, jak i smutnych scen.

Zapraszam na ich blogi:

Stella - http://loki-and-stella.blogspot.com/

Mrs.Darkness - http://the-darkest-side-of-me-loki-laufeyson.blogspot.com/

http://whispers-in-thedark.blogspot.com/

Lola Tasak - http://myowndarklife.blogspot.com/  ( Lola co do twoich komentarzy to po prostu woow. Dziękuje za nie.) A wracając do scen, które w nich opisałaś, to jeszcze na jednej padłam, kiedy Thor wraca na ziemię tam do Jane i wchodzi do jej domu. Pacza tak podejrzliwie na wieszak, na którym kurtki wiszą i on zawiesza na nim swój młot. Normalnie mózg mi rozwaliło :D Pamiętna scena, kiedy Thor wypycha Lokiego ze statku i jego zdziwienie :D  Oczywiście nie mogę pominąć też sceny jak Darcy nazywa Mjolnira jakoś tak: miu, miu?! Nie wiem. Śmieszna scena była także wtedy, gdy całowała się ze swoim stażystą ( Imię mi z głowy wypadło ). Ogółem film był po prostu wspaniały, ale za razem zły, ponieważ wycieli wszystkie fajne sceny. ( Będą one da DVD, tak podejrzewam ). Dosłownie ryczałam jak Frigga rozmawiała z Lokim w celi i potem jak umierała ( zły reżyser ). Od samego początku wiedziałam, że Loki nie zginie, bo wszystkie fanki poleciałyby i zabiłyby reżyserów, scenarzystów i wszystkich innych :D
Na Thora 3 poczekamy sobie, aż do bodajże 2016?! Nosz Fack. :(

Dobrze to tak tytułem wstępu, teraz zapraszam na kolejny rozdział pt: "Wol­nym bo­wiem jest człowiek tyl­ko wte­dy, gdy jest samotny"

Ah... zapomniałam ( żart ) Dziękuję za miłe komentarze.

Music na dziś --> http://www.youtube.com/watch?v=Wq8BqYus40A

                                                                        









                                                             

 No ryczałam i wyryczałam z pięć opakować chusteczek.

                                                                 

 Można byłoby rzecz: Jaka matka, taki syn :D


 Walka w Asgardzie miała się już ku końcowi. Tylko kilka niedobitków z fatalnej armii Michała, próbowało jeszcze unieść się nad ziemią i przeciąć swoim mieczem jednego z bohaterów, którzy dzielnie bronili królestwa.
 - Biedny Thor - Tony opadł na ziemię, opierając się plecami o stos ciał poległych aniołów. - W końcu sobie nie powalczył.
- Tak właściwie to gdzie on jest? - Spytał Kapitan, zerkając karcącym wzrokiem na Starka.
 Widząc to, milioner od razu stanął prosto. Ta jego honorowość, aby nie bezcześcić ciał martwych istot.
Gdzieniegdzie można było zobaczyć spadające z nieba pióra, a jeszcze indziej miecz wbity w ziemię. Kompani Thora dołączyli do tej jakże trudnej bitwy, ofiarując swoją pomoc. Chodź Sif wyglądała tak jakby się z tego cieszyła. Kobiety nie zrozumiesz - Zaśmiał się pod nosem Stark. Jej ostrze płynnie wchodziło w ciała aniołów, a ruchy jak u kota. Szybkie, przemyślane i z gracją.
- Loki zniknął - Rozbrzmiał donośny głos gromowładnego, który wylądował na ziemi. Był wyraźnie zdenerwowany tym, że znów nie upilnował swojego młodszego braciszka, ale cóż nie dziwić, to jest Loki. Nawet gdy na niego patrzysz, on potrafi zniknąć, a ty nawet nie będziesz wiedział kiedy.
- A Ellie? - Spytała Natasha, podchodząc do nich.
- Też zniknęła - Odpowiedział Thor.
Wdowa zacisnęła pięści i spuściła wzrok.
- Kiedy Loki się znajdzie, to osobiście zrobię mu z życia piekło - Zazgrzytała zębami - Ale wpierw wygarnę mu co o nim myślę.
Tak. Kiedy Natasha rozmyślała nad najdziwniejszymi sposobami uprzykrzenia komuś życia, bez tarczy Kapitana Ameryki, zbroi Iron Mana, sprytu Clinta i siły Hulka, do niej nie podchodź.
- Czy przypadkiem ten eee...złotogłowy strażnik z wykałaczką nie widzi wszystkiego? - Wysunął Stark.
Wszyscy popatrzyli na niego ze zdumieniem, a ten tylko wzruszył ramionami.
- Z reguły jestem geniuszem.

                                                                             ~*~*~*~

- A może połączysz się telepatycznie z Thorem?
- Nie myśl, bo ci to nie wychodzi
- Przecież to dobry pomysł. Powiesz mu gdzie jesteśmy, a on przyleci nas uratować
- Nie będę prosić go o pomoc
- Dlaczego?
- Bo on nie jest moim bratem, a ja nie będę go prosić o pomoc
Ellie dała w końcu za wygraną. Kłótnie z Lokim do niczego nie prowadziły. Stała oparta plecami o zimną ścianę, patrząc przed siebie. To jak do cholery oni mają się stąd wydostać? Bo czekanie na cud może okazać się stratą czasu. Po chwili zerknęła na maga. Był bladszy niż przedtem. Magia Lex'a nie działała na niego uzdrawiająco. Wręcz przeciwnie. To go wykańczało od środka. Mogłoby się wydawać, że nie ma potężniejszego maga od Lokiego, ale w gruncie rzeczy było inaczej. Westchnęła. To siedzenie w celi na nią samą też nie działało za dobrze. Była głodna, spragniona i tak jak mag, chciało się jej spać. Dosłownie zjechała plecami po ścianie, opadając na posadzkę. Jej maga była na niższym poziomie niż Lokiego, więc ona odczuwała skutki zaklęcia Lex'a w mniejszym stopniu. Chociaż czuła jak sen spowija jej umysł, musiała się temu przeciwstawić. W tej chwili to ona trzymała wartę i nie mogła zawieść. Nie może zasnąć. Musi odpłacić Lokiemu za ratunek, bo przecież on nienawidził mieć u kogoś długu. Jej powieki stawały się coraz cięższe. Nie może zasnąć. Nie teraz....
Nagle usłyszała czyjeś kroki. Były krótkie i szybkie, jakby ktoś biegł. Ellie momentalnie otrzeźwiała. Doczołgała się na kolanach pod kraty i spróbowała wychylić głowę.
- Iris - Krzyknęła uradowana.
- Ellie wszędzie cię szukałam - Anielica uklękła na przeciwko szatynki, chwytając jej zimną dłoń. - Rafael powiedział mi, że widział jak Lex cię tu znosi. Dlaczego to zrobił?
- Nie wiem - Westchnęła - Ale musisz nas stąd wydostać. Lex rzucił jakieś zaklęcie na tą celę i obawiam się, że dłużej nie wytrzymamy.
- Książę Loki jest z tobą? - Zerknęła w głąb ciemnej celi przez ramię dziewczyny.
- Próbował mnie uratować, ale jakoś mu nie wyszło.
Anielica odeszła od krat, robiąc dziwnie zamyśloną minę. Po chwili w jej dłoni zmaterializował się kostur z rozkwitniętą różą.
- Odsuńcie się jak najdalej - Nakazała, wystawiając przed siebie ręce. Koniec różdżki rozbłysł białym światłem, formując kulę.Ellie szybko podbiegła do Lokiego, zasłaniając go swoim ciałem. Nie ruszał się, więc uznała, że musiał ponownie zasnąć.
- Mio e fu exe - Anielica wyszeptała słowa w swoim ojczystym języku, a wiązka energii wystrzeliła. Kraty już po chwili leżały rozwalone na ziemi.

                                                                                  ~*~*~*~
Ciężki oddech, słabo bijące serce, znikający puls, zero reakcji na jakiekolwiek bodźce. Według Ellie taki był obecny stan Lokiego. Miał zamknięte oczy, ale pozostawał świadomy. Razem z Iris niosły go do najbliższej komnaty, żeby szatynka mogła przesłać mu chodź trochę leczniczej magii.
- Tutaj - Iris pchnęła drewniane wrota wchodząc do środka. Ostrożnie ułożyły maga na łóżku.
Jego odcień skóry idealnie dopasowywał się do śnieżnobiałej pościeli, którą Ellie go przykryła. Miał dreszcze, a jego czoło było gorące. Typowe objawy gorączki.
- Moja moc nie wystarczy, aby całkowicie go uleczyć - Ellie spojrzała błagalnie na anielicę, która wyraźnie była poddenerwowana zaistniałą sytuacją. - Iris potrzebuję jakiś lekarstw. Coś co zbije jego gorączkę. I jeszcze coś ciepłego do picia. Dodatkowe koce też się przydadzą.
Anielica jak na zawołanie wybiegła z komnaty w poszukiwaniu dodatkowych środków leczniczych. W tym czasie Ellie zaczęła przesyłać swoją magię. Jej ręce rozbłysły zielono-białą poświatą, która została wchłaniana przez ciało maga.
- Loki błagam cię tylko mi nie umieraj - Szeptała słabym głosem. Wszystkie słowa same pchały się jej na usta. Czy tak właśnie jest, kiedy ważna dla ciebie osoba jest jedną nogą w grobie? Uświadamiasz sobie jak bardzo będzie ci jej brak, kiedy odejdzie. Już nigdy jej nie zobaczysz, nie poczujesz jej oddechu, zapachu. Już nigdy nie zobaczysz jak się uśmiecha. - Nie chcę cię stracić.
Trzymała jego zimną dłoń w swojej, a jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku, zatrzymując się dopiero na ubraniu maga. Nie. Nie może sobie pozwolić na chwile słabości. Musi pomóc Lokiemu. Otarła mokre policzki wierzchem dłoni, ale kiedy chciała cofnąć rękę coś ją zatrzymało. Otwarła oczy i zobaczyła parę intensywnie zielonych tęczówek, wpatrujących się nią.
- Nie...okazuj słabości - Opuszkami palców musnął jej policzek - Inaczej przegrasz
Słowami nie można było opisać uczuć, które teraz rozpalały ją od środka.
- Żyjesz - Szepnęła radośnie
- Ustaliłaś już datę mojego pogrzebu? - Zaśmiał się słabo.
Oparł się na przedramieniu i spróbował podnieść do siadu, jednak ból jakiego doznał podczas wykonywania tej jakże prostej czynności, nasilił się. Mag syknął z bólu i usiadł.
- Musimy wracać do Asgardu - Oznajmiła
- Nie ma potrzeby
Ellie spojrzała na niego oburzona.
- Przecież armia Michała zaatakowała zamek. - Zaczęła donośniejszym głosem - Tam są Avengersi.
- Poradzą sobie.
- Loki czy ty się słyszysz? - Wstała i podeszła szybkim krokiem do okna. Wyjrzała na zewnątrz. Słońce chyliło się ku zachodowi. Ostatnie jego promienie musnęły twarz dziewczyny, by zaraz potem zniknąć za rozległym horyzontem. Ziemia nie mogła się równać z Venis. Tu wszystko tętniło życiem. Niebiańskie istoty wiodły spokojny i neutralny tryb życia. - Jak możesz być takim egoistą. - Zaczęła nerwowo gestykulować - Tam są moi przyjaciele. Nie mogę pozwolić im zginąć, bo ty boisz się stanąć do walki. - Spojrzała na niego.
Loki siedział ze wzrokiem utkwionym w przeciwległą ścianę. Ellie myślała, że po jej słowach zdenerwuje się lub co gorsza, po prostu się obrazi jak małe dziecko, którym był w środku. Ale nic nie nastąpiło. Odpowiedziała jej tylko głucha cisza. A tak po za tym gdzie jest Iris? - Pomyślała i przeszła odległość dzielącą ją od drzwi. Chwyciła za klamkę, lecz wrota same zaczęły się otwierać. Ellie z niedowierzaniem wpatrywała się w rosłą postać stojącą na przeciwko niej. Mężczyzna był ubrany w biało-czarne szaty sięgające do kostek. Ciemnobrązowe włosy miał związane w kucyk, który opadał na plecy. Przy pasie u boku miał pochwę, a w niej miecz. Jednym, szybkim ruchem chwycił ją za gardło i wszedł do komnaty. Jego uwadze także nie uszło zdziwienie Lokiego, który w obecnym stanie nie wiele mógł.
- Puszczaj ją - Kłamca gwałtownie wstał, lecz słaby organizm zaalarmował. W mgnieniu oka klęczał już na podłodze, plując krwią.
- Widać, że moje zaklęcie nadal działa - Zaśmiał się złowieszczo. Przeniósł wzrok na szatynkę, która za wszystkich sił próbowała zaczerpnąć świeżego powietrza podtrzymując się na jego nadgarstku. Lex dobył swojego miecza i nakierował go na brzuch dziewczyny - Co zrobisz jeśli ostrze zagłębi się w jej ciele?
- Zostaw...ją - Wychrypiał Loki. Wyciągnął przed siebie rękę, a w jego dłoni zaczął kumulować się zielony płomień, jednak po chwili zgasł tak szybko jak zapłonął.
Lex zaniósł się ciężkim śmiechem.
- Kiedyś byłeś naprawdę wspaniałym czarnoksiężnikiem - Przeniósł wzrok na dziewczynę. - Czy to ona zmiękczyła twoje lodowe serce? Sentymenty.
Przyciągnął Ellie do siebie, by potem z zamachem rzucić nią o ścianę. Dziewczyna wydała z siebie zduszony jęk i splunęła krwią zalegającą jej w ustach. Podniosła wzrok na mężczyznę, który w tym momencie podchodził do Lokiego. Ellie rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Obok niej stał mały, drewniany stoliczek, a na nim wazon z kwiatami. Podnosząc się, chwyciła za naczynie i cicho zaszła przeciwnika od tyłu.
- Loki, Loki, Loki - Lex ukląkł na przeciwko niego. Złapał go za włosy i uniósł jego głowę tak, że mag był zmuszony spojrzeć mu prosto w oczy. - Powiedz co kobiety mogą zrobić z mężczyzną? - Odpowiedział mu tylko triumfalny uśmiech, a zaraz po tym poczuł przenikliwy ból z tyłu głowy. Porcelana rozsypała się na milion kawałeczków i z trzaskiem odbiła się od ziemi, na której już leżał mag.
- Wiele mogą - Powiedziała - Nie będę wymieniać, ponieważ spieszy mi się.
Podeszła do klęczącego Lokiego i pomogła mu wstać.
- Powinienem być ci wdzięczny? - Spytał, kiedy wyprowadzała do z komnaty. Ellie trzymała go za rękę, którą przewiesiła sobie przez szyję. Szli jasnym korytarzem w stronę wyjścia z zamku. Wszędzie dookoła na marmurowych ścianach wisiały obrazy aniołów. W szczególności jeden przyciągnął uwagę dziewczyny. Był on wielki i zajmował osobną ścianę. Jego rama była owalna, wykonana z litowego drewna sosnowego, w całości wykonana ze złota. Obraz przedstawiał młodą dziewczynę ze złotymi lokami okalającymi jej trójkątną twarz. Brązowe oczy patrzyły w przestrzeń, a kącik jej ust był lekko uniesiony w górę. W ręce dzierżyła kostur, zakończony pięknie rozkwitniętą różą. Skrzydła dumnie rozstawione na boki, ukazywały jej wielką chwałę oraz wyższość. Ellie kątem oka dostrzegła wygrawerowany napis na spodzie ramy.
- Ta, która przywróciła pokój - Wyszeptała. Na powrót uniosła wzrok ku górze. Wizerunek dziewczyny przedstawiony na tym obrazie, przypominał jej kogoś kogo dobrze znała.
- Teraz ci się zachciało obrazów oglądać. Przypominam ci, że to co zrobiłaś nie zabije Lex'a, a jedynie go jeszcze bardziej rozzłości - Ponaglił ją Loki. - Więc jeśli nie masz nic przeciwko, to może byśmy już wyszli na zewnątrz?
Tak jak powiedział, Ellie szybkimi krokami ruszyła przed siebie. Nie było łatwo, ponieważ mimo takiej postury jaką miał Loki, wydawał się cięższy, a ona nie była taka silna jakby się mogło wydawać.
- Heimdall otworzy most, kiedy tylko wyjdziemy na dziedziniec. - Wychrypiał Loki, trzymając się kurczowo za prawy bok.
Ostatni korytarz, ostatni zakręt i ostatnie wejście dzieliło ich od wybawienia. Jednak los nie jest tak łaskawy i ma co nie co inne plany. Jako, że mogłoby się wydawać, iż już wszystko się uspokoiło, nagle ni stąd ni zowąd pojawił się Lex. Jego wyraz twarzy przypominał teraz wściekłego niedźwiedzia albo raczej wściekłą niedźwiedzicę, która broni swoich dzieci. Tak, w porównywaniach jestem genialna. - Nim zdążyła pomyśleć coś jeszcze, ostrze maga przecięło powietrze nad ich głowami. Dobrze, że tylko powietrze. Loki był nieco szybszy i pociągnął dziewczynę za sobą w drugą stronę.
- Nie uciekniesz mi Kłamco. - Krzyknął rozwścieczony - Ty i ta twoja dziewka zginiecie.
- Jak on mnie nazwał? - Oburzyła się Ellie, kiedy razem z magiem rzucali się do ucieczki.
Oczywiście Lex nie dał im od tak po prostu uciec. Pobiegł za nimi, szepcząc słowa w swoim języku, a po chwili przed Ellie i Lokim wyrósł wielki mur z cierni.
- Cholera - Zaklęła pod nosem dziewczyna. Obróciła się w stronę maga, widząc, że ten szykuje się do ponownego ataku.
- Ellie - Loki wysunął się na przód, stając pomiędzy nią, a Lex'em - Omiń to jakoś, a ja go zatrzymam.
Zszokowanie jakie wymalowało się na jej twarzy, przerosło wszelkie oczekiwania. On się poświęca, od tak. Bezinteresownie? No dobra albo śnię, albo on całkowicie zwariował przez te zaklęcie.

--> http://www.youtube.com/watch?v=ugHHL15eK_Q ( Nakazuję wam jej posłuchać i to parę razy do tego momentu. Wprost idealnie pasuję. Mówię wam. )
 
- Nie wygłupiaj się - Krzyknęła na niego - Nie dasz mu rady.
No to trafiła w czuły punkt. Powiedzieć mężczyźnie, że nie da rady, to jak powiedzieć kobiecie w ciąży, że nie będzie wiedziała jak urodzić dziecko.
- Uciekaj stąd głupia - Obrócił głowę w jej stronę. - Życie ci nie miłe?
- Nie będzie miłe jeśli umrzesz. - Odparowała
W tym momencie wszystko zwolniło. Czas jakby stanął i dał dziewczynie najgorsze przedstawienie na świecie. Wystarczyła chwila nieuwagi Lokiego, a Lex pchnął swój miecz, który płynnie zanurzył się w jego ciele. Dziewczyna z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w to, jak Loki opada na ziemię. W tym momencie niebo przecięła jasna poświata, a Lex odleciał na kilka metrów, zatrzymując się na ścianie zamku, robiąc w nim dziurę. Wszystkie krzyki, które skierowane były do Ellie, słychać było jak przez mgłę. Szybko podbiegła do mężczyzny leżącego na ziemi. Uklękła przy nim i ujęła jego zimną dłoń.
- Czyli ta....data była....zaplanowana na dzisiaj? - Wychrypiał, a z kącika jego ust spłynęła strużka szkarłatnej substancji.
- Nie, nie nie Loki - Oczy szatynki zaszkliły się i teraz widziała jak przez mgłę - Loki nie.
- Tyle...osób chciało mojej....śmierci. - Zaśmiał się słabo - Teraz w końcu....
Jedno życie, które można cenić nade wszystko. Jedno spojrzenie, które jest przeznaczone tylko dla ciebie. Jeden dotyk, który powodował u ciebie te wszystkie emocje. I ten jeden pocałunek, który zmienił wszystko. Dotychczas bezbarwne, pozbawione jakichkolwiek uczuć życie, skończyło się właśnie w tym jednym momencie. Ta chwila taka ulotna, ale jak ważna. Ten ból wypełniający cię całą. On pojawił się tak szybko, lecz trwać będzie wieki, ponieważ ciebie już nie będzie. Pozostaną tylko wspomnienia. Tak bolesne i trwałe. Takie prawdziwe i wyobcowane. To jest los. On ma swoje własne zasady, a ty musisz się mu podporządkować, inaczej będziesz cierpieć. Jak ona. Tak. Ona właśnie utraciła coś ważnego. Coś, raczej kogoś kto stanowił dla niej przyszłość. Widziała w nim osobę, której pierwszy raz mogłaby zaufać. Powierzyć swoje własne życie. A teraz? Teraz patrzyła jak odchodzi. Jak jego powieki powoli opadają na pozbawione blasku oczu. Pozbawione tego żywego koloru zieleni. Oddech staje się wolny i głęboki. Puls zatraca się gdzieś pomiędzy jej płaczem i krzykami. Unosi jego bezwładne ciało i zamyka w ramionach. Jej łzy mieszają się z jego krwią. Modlitwy, błagania. Nic nie przywróci go do życia. Kolejna ważna dla niej osoba opuściła ten świat. Kolejne bóle rozpaczy rozdzierają jej serce na milion kawałków. Czyjaś silna dłoń wyswobadza z jej ramion martwe ciało. Ona unosi smutną twarz z grymasem bólu, do góry. Patrzy jak ktoś trzyma go na rękach. Chce wstać, chce podbiec do niego i na powrót go przytulić, lecz nie może. Kolejna silna ręka przytrzymują ją i nie dopuszcza do niego. Próby wyrwania się z uścisku, kończą się fiaskiem. Opadła z sił i upada na ziemię. Ukrywa twarz w dłoniach i płacze. Nie zważa na to co pomyślą inny. Teraz ma do tego prawo, ponieważ osoba, którą pokochała, odeszła.

No teraz możecie mnie zabić za to co napisałam. Wyjawię wam jednak skrawek mojej tajemnicy. Wszystko wyjaśnię w późniejszy rozdziałach.
























poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 11 "Ceń słowa. Każde może być twoim ostatnim"

Aaaaaa Przepraszam za tak dużo przecinków. Po prostu stawiam je tam gdzie popadnie, nie do końca ogarniam te kreski. Byłam w sobotę na Thorze The Dark World. Mam mieszane uczucia.. Nie zabrakło śmiesznych scen, jak i smutnych, ale sami musicie to zobaczyc. Jednak mam nadzieję, że czytelnicy już obejrzeli ten film, więc zacznę już wprowadzać jego wątki do opowiadania. Oczywiście dialogi, które tam przytoczę, nie są całkowitym odwzorowaniem tego co mówili w filmie dlatego, że nie do końca je pamiętam, a po drugie z angielskim u mnie trochę słabo, zwłaszcza, kiedy nie mam tych słów przed oczami.
Uwaga pozytywna energia została wessana przez Vint. Dziękuję :D
Nie wiem czemu ale w tej walce pasi mi ta piosenka --> http://www.youtube.com/watch?v=USm-SpKJK8o

Szukanie Natashy i Clinta nie przychodziło łatwo Tony'emu. Dlaczego? A dlatego, że dwaj assasyni woleli łazić i zwiedzać Asgardzki zamek, pełzając w kanałach wentylacyjnych.
- Jarvis namierz ich - Polecił maszynie. Aż cud, że jego osobista sztuczna inteligencja działała nawet tutaj. To się nazywa być geniuszem.
- Obecnie znajdują się nad Panem. - Odpowiedział mechanicznym głosem.
Tony spojrzał w górę, a widok, który tam zobaczył wcale go nie zdziwił.
- Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby Odyn was teraz zobaczył - Zaśmiał się cicho pod nosem - Lub ktoś z jego teamu.
- Coś się do nas zbliża Tony - Natasha z gracją opadła na podłogę, otrzepała się z kurzu zalegającego w wentylacji i wyprostowała się.
- I wyczułaś to za pomocą twojej wrodzonej zdolności? - Sarkazm, tak popularny u Starka.
Wdowa obrzuciła go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, a następnie złapała go za ramiona i obróciła w przeciwną stronę. Tony otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, kiedy przed oczami przeleciało mu coś dziwnego. Powinien się raczej już do tego przyzwyczaić, po tym jak Loki razem z armią chitauri napadł na Manhatan. Jednak widok istoty wyposażonej w parę skrzydeł, złocistą zbroję z symbolem przypominającym pióro, jednym mieczem schowanym w pochwie i drugim uniesionym wysoko do góry, którego głownia płonęła czerwono-pomarańczowym ogniem, spowodował u niego szok. Czy ta dziwna istota przybyła do Asgardu w pokojowych zamiarach czy pragnęła w tym momencie pozbawić go głowy, swoim nad wyraz imponującym mieczem, Stark miał się dowiedzieć już za moment.
- Kupidyna to ty mi raczej nie przypominasz - Grać za zwłokę, dobra taktyka. - Wiesz bez łuku, strzał z grotami zakończonymi w kształcie serca i bez pieluchy na pewno się do niego nie upodobnisz.
Anioł wyraźnie rozbawiony, lecz także nad wyraz podirytowany słowami miliardera, skierował ostrze miecza wprost na jego szyję.
- Żaden śmiertelnik nie będzie ze mnie drwił. Chociaż uważam, że było to w minimalnym stopniu zabawne, to nie będę tego tolerować - Tatuaż w kształcie płomienia na twarzy anioła, zapłonął na czerwono, a sam jego właściciel emanował dziwną, straszną aurą.
- Nic nie mówiłem - Tony uniósł ręce do góry w geście wyraźnego zaprzeczenia i zrobił krok do tyłu.
Postąpił bardzo dobrze, gdyż właśnie miecz anioła przeciął powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą stał milioner. Assasyni zadziałali od razu, próbując go unieruchomić i dać Tony'emu czas na wpakowanie się w zbroję. Ten anioł nie był ostatnim. Już po chwili w jego ślady ruszyli nowo przybyli posłańcy najwyższego. Asgardzkie niebo pokryła biała, ruszająca się plama, spowodowana trzepotem skrzydeł niebiańskich istot. Na ich czele stanął ubrany jako jedyny w złotą zbroję połyskującą w blasku zachodzącego słońca, archanioł.
- Bijcie pokłony przed Panem tej krainy. - Krzyknął tak, aby wszyscy go usłyszeli. - Nadszedł dzień, w którym Wszechojciec polegnie, a jego krew spowije mój miecz.
Jego jakże wspaniały monolog został przerwany przez dziwny dźwięk.
- Stark znowu się popisuje - Stwierdził Kapitan, który już zajął swoje miejsce obok agentów.
Tak Stark lubił się popisywać. Szczególnie kiedy walczył na otwartej przestrzeni, a jego wrogowie stali w jednym rządku gotowi do unicestwienia. Muzyka z głośników zamontowanych w jego zbroi, grała na całego, a on sam latał w powietrzu, robiąc najdziwniejsze akrobacje w celu uniknięcia spotkania z mieczami.
- Gdzie Thor? - Spytał Clint, kiedy kolejny z jego przeciwników opadł na ziemię.
- Powiedział, że idzie szukać brata - Miecz jednego z aniołów, odbił się od tarczy Kapitana
- Teraz mu się zachciało spotkać rodzinnych - Prychnął Barton.
Stark zrobił kolejny korkociąg nurkując w dół, aż po samą linię oddzielającą ląd od powietrza. Kiedy już myślał, że zgubił oddział lecących za nim aniołów, poczuł mocny uścisk wokół kostki. Spojrzał w dół.
- Wy....śmiertelnicy przegracie - Wydusił z siebie, na wpół żywy archanioł. Ostatkami sił dobył miecza i nim zdążył zrobić nim dziurę w nodze Iron Mana, padł.
- Ruszaj się stalowa puszko - Zawołała Clint. Jedna z jego strzał właśnie uratowała Tony'emu życie, ale za publiczne nazwanie go puszką będzie cierpiał.
                                                                ~*~*~*~
--> http://www.youtube.com/watch?v=WTdquYYOD2E

Ellie siedziała skulona w kącie celi, co chwila zerkając na Lokiego, który spokojnie się jej przyglądał.
- Dlaczego się mnie boisz? - Spytał nad wyraz łagodnym tonem, a jego zielone oczy błysnęły.
- P-proszę nie rób mi krzywdy - Załkała cicho.
- Czemu miałby... - Przerwał, kiedy zobaczył jak dziewczyna kurczowo trzyma się za prawy bok, a spod jej palców płynęła szmaragdowa substancja - Jesteś ranna.
- Odejdź - Krzyknęła - Nie podchodź.
Loki nie zważał na jej protesty i krzyki. Szybkim ruchem znalazł się przy niej.
- Nic ci nie zrobię - Szepnął niemalże bezgłośnie. - Pokaż to
Zbliżył się do niej, czyli już mógł użyć magii. Dziewczyna odetchnęła głęboko, zamykając oczy i opadając na bok. Jej bezwładne ciało było oparte o ścianę, a on w spokoju mógł zacząć ją leczyć.
Tylko teraz nie wiedzieć czemu nasunęło mu się parę pytań. Dlaczego to robi? Dlaczego tak biernie się nią zajmuje? Przecież od wieków dbał tylko o siebie i nikt inny nie wdzierał mu się w życie z butami. Więc dlaczego? Czyżby chciał spróbować czegoś nowego? Zobaczyć jak to jest, kiedy ktoś w końcu obdarzy cię jakimś uczuciem? Owszem, wiele razy słyszał jak kobieta wyznaje mu swoje uczucia po jednej nocy, ale nigdy nie spotkał się z przypadkiem, że inna kobieta może zanim pójść i się go trzymać, a do tego wszystkiego znosząc ból i cierpienie. Dlaczego tak się zmienił? Powinien być zimny, nieczuły, wyprany z uczuć, albo raczej dobrze je ukrywać pod maską obojętności. Powinien kłamać, płatać innym figle. Taki właśnie powinien być Bóg Kłamstw.
- Cholera - Zaklął pod nosem
Lex nim wyszedł, nałożył na kraty zaklęcie. I to, którego Loki nigdy nie umiał zdjąć. Polegało ono na ograniczeniu zdolności magicznych maga przebywającego w zasięgu czaru. Pech chciał, że on i Ellie byli najbliżej, więc jego zaklęcie, które rzucił na dziewczynę zaraz przestanie działać.
- Moja głowa - Zbyt szybko się wybudziła. Nie zdążył jeszcze uleczyć rany zadanej jej zapewne od sztyletu.
Przygotował się na to, że Ellie zaraz odskoczy od niego i na wpół sklepiona rana, otworzy się na nowo. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
- Loki? - Spytała cicho - Co ty tu robisz? Gdzie my jesteśmy?
- Mogłabyś łaskawie się nie ruszać? Zniszczysz moją pracę - Syknął w jej stronę. Tak stary dobry Loki wraca, ze swoim srebrnym językiem.
- To boli - Syknęła z bólu, wędrując wzrokiem za jego ręką.
- To się nie ruszaj.
- Co się stało? - Rozejrzała się po celi
- Może sama mi powiesz? - Spojrzał na jej twarz, która chwilowo wyrażała zdezorientowanie.
- Ja...nie wiem. Nim się tu znalazłam widziałam ciebie, znaczy twoje szaty, a później już nic - Wyjaśniła
Loki uniósł brew. Widziała go? Jakim cudem?
- Nie mogłaś mnie nigdzie widzieć. Powiedziałem, że spotkamy się dopiero w komnacie.
Odsunął się od niej, kiedy rana wyglądała już na zasklepioną i zajął się pomniejszymy cięciami.
- Pamiętasz chociaż kto ci to zrobił? - Uniósł pytająco brew
- Czułam się jakby ktoś wyssał ze mnie życie - Zaczęła - Widziałam tylko urywki i twoje zielone szaty.
- To był Lex - Odparł po chwili - Musiał rzucić na ciebie jakieś zaklęcie odurzające, a potem....
Loki bezwładnie opadł na ziemię. Poczuł jak ktoś, a raczej zaklęcie tego kogoś wysysa z niego magię i energię. Nim ciemność całkowicie zawładnęła jego umysłem, widział jak przez mgłę Ellie, która szarpie go za ramiona, jak krzyczy chodź jej głos był stłumiony, jak wysyła pojedyncze cząstki swojej magi, lecz jego organizm całkowicie je odrzucił. Zamknął oczy i po prostu zemdlał.
 
                                                                                ~*~*~*~
http://www.youtube.com/watch?v=-dhMjbrn9Lw ( Jak dla mnie idealnie tu pasuje. )

-  Po tak długim czasie przychodzisz do mnie z wizytą bracie? Dlaczego? By szydzić?
 - Potrzebuję twojej pomocy. I żałuję, że nie mogę ci zaufać.
- Dlaczego tu jesteś, skoro nie możesz dać mi wolności?
- Potrzebuję twojej pomocy, aby opuścić Asgard
- Naprawdę jesteś, aż tak zdesperowany, aby przychodzić do mnie i prosić o pomoc? Dlaczego myślisz, że możesz mi zaufać?
- Nie ufam. Jeśli zdradzisz, zabiję cię
 - Kiedy zaczynamy?
Słyszał jak wypowiada te słowa, lecz dziwnym trafem nie należały one do niego. Widział siebie jak wychodzi z celi, jednak nie był tym, którego, zobaczył. Czuł jakby żył, a jednocześnie był martwy. Dlaczego jego umysł zobrazował mu właśnie to wspomnienie? Czyżby było na tyle ważne, aby je pamiętać?  Nie. 
Nagle wszystko się rozmazało i na powrót zapanowała ciemność, by po chwili mógł ujrzeć kolejne zdarzenia. Teraz wszędzie dookoła panowała pustka. Szary piach pomieszany z błotem, zgrzytał pod butami, kiedy razem z Thorem i jego ukochaną Jane, zmierzali na spotkanie z mrocznym elfem. Przystanęli nad jednym z wzgórz. Loki wystawił, skrepowane przez kajdany, ręce przed siebie, a gromowładny zdjął je. Już miał dobyć swojego sztyletu, by ostrze zagłębiło się w ciele Thora, gdy nagle powietrze przeciął kobiecy krzyk.
Dlaczego krzyk? Przecież nie tak to wszystko wyglądało. Jego dusza wyrwana niczym z ciała, przyglądała się temu wszystkiemu. Z daleka dostrzegł rosłą posturę Malekith'a, który za pomocą swojej mocy, znęcał się nad kolejną ofiarą. Loki podleciał bliżej. Nie musiał się martwić, że ktoś go zobaczy, ponieważ to po pierwsze: było tylko wspomnienie, po drugie: był niczym duch. Ciało kobiety unosiło się w powietrzu, z szeroko rozłożonymi rękami. Jej oczy były czarne, a wzrok utkwiony gdzieś w niewidocznym punkcie. Kiedy dokładnie się jej przyjrzał, znieruchomiał. Tak kobieta to była...
- ELLIE! - Krzyknął, dla nikogo niesłyszalnym głosem. Czuł jak jego dusza sama porusza się do przodu, tak jakby biegł. Jednak ilekroć chciał ją dosięgnąć, ona wydawała się taka daleka, niedostępna, nieosiągalna. 
Dlaczego? Przecież jej tam nie było. Nie mogło być. Spotkał ją dopiero, kiedy wrócił na ziemię.
Jego umysł przetwarzał wszystkie potrzebne informacje. Chociaż wiedział, że to wszystko to tylko wspomnienia, przy których majstrował Lex, to widok umierającej Ellie był dla niego ciosem, który skutecznie powalił go na kolana. Kiedy widział jej twarz, która wyrażała cały ból i cierpienie zadane przez elfa, chciał ja stamtąd wyrwać, a potem dobrać się do Malekith'a, aby poczuł jak to jest, kiedy twój wróg wyrywa ci jeszcze bijące serce z piersi. Nie mógł jednak temu wszystkiemu zapobiec, ponieważ był tylko nic nie znaczącą duszą, która była biernym obserwatorem całego zdarzenia. Kiedy uradowany mroczny elf dopiął swego, ciało dziewczyny opadło na ziemię. Jej zielone wcześniej oczy, teraz były szare, bez życia. Lekko uchylone usta, z których sączyła się szkarłatna ciecz i ciało bez duszy. Poczuł ukłucie w sercu. Ukłucie czegoś co przypominało żal, tęsknotę smutek. Już dawno chciał jej coś powiedzieć, lecz teraz nie miał na to szans. Mógł tylko patrzeć.
                                                                                 ~*~*~*~
http://www.youtube.com/watch?v=qD8OnPC1fLI

Z jego piersi wydarł się krzyk. Taki, który towarzyszy najgorszym koszmarom. W jego wypadku, to coś było o wiele gorsze. Dalej znajdował się w tej przeklętej celi, na którą Lex nałożył zaklęcie i przez, które nie mogli się stąd wydostać. Oni? Loki szybko podniósł się do siadu i omiótł pomieszczenie, przerażonym wzrokiem. Jego serce, które teraz biło rekordy szybkości, uspokoiło się dopiero wtedy, kiedy ją zauważył. Spała oparta o ścianę z lekko uchylonymi ustami. Ten widok utwierdził go tylko w przekonaniu, że to co zobaczył, to tylko głupie, nic nie znaczące wspomnienia. A jednak, wtedy czuł się, jakby odbierano mu coś najważniejszego w jego życiu. Jakby jakaś jego część już nigdy nie mogła do niego powrócić.
Miękniesz - Odezwała się jego podświadomość. Czy to była ta prawda? Ta okrutna prawda, której za żadne skarby nie chciał przed sobą przyznać? Wzbraniał się przed wszelkimi uczuciami, aż do chwili, w której ją spotkał. Wiedział, że coś w jego życiu zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, ale nie wiedział co. Zawsze trwał w przekonaniu, że będzie sam i tak też umrze. Umrze ze świadomością tego, że ludzie, którym wyrządził tyle krzywd, w ogóle nie będą o nim pamiętać. Pamięć, pamięcią. Najgorsze w tym wszystkim było to, że oni tego chcieli. Jego śmierci. Bo po co dać szansę takiemu jak on. Temu, który chciał widzieć jak inni ludzie cierpią przez jego czyny, jak umierają w agonii, kiedy on będzie nad nimi stał i szatańsko się uśmiechał. Nawet nie wiedział, kiedy jego oczy zaszkliły się łzami, a potem kilka kropel spadło ja jego blade ręce. Te dłonie, które zrobiły tyle złego. Rachunek sumienia sobie robisz czy co? - Przeklęta podświadomość miała rację. Przecież nie był tym, który użala się nad sobą. Wierzchem dłoni otarł łzy i nabrał powietrza do płuc, aby się uspokoić. Zerknął na kraty. Dopóki nikt z zewnątrz tu nie przyjdzie, dopóty będą tu siedzieć.

Tak dialog, który prowadzili Loki z Thorem, odbiega od tego prawdziwego. Nie bijcie mnie za to. Po prostu moja pamięć ze mną nie współgra. Hehe. Dobrze rozdział napisany, więc na ten tydzień mam spokój. W swoich planach mam także pomysł napisania książki. Zapewne zapytacie dlaczego. Otóż, marzyłam o tym od dawna i mam zamiar spełnić to marzenie. Oczywiście wiem, że książka nie będzie najwyższych lotów, ale postaram się ją napisać.
:D Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Komentujcie, udostępniajcie i lajkujcie. Odpłacę się wam :D Pozdrowionka życzy Vint :D
                                                               
Macie zdjęcie słodkiego Toma, jak sobie pływa. :D










piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 10 "Ponieważ ty jesteś pięknym kłamstwem, a ja okrutną prawdą"

No tak muszę zainwestować w klawiaturę do telefonu, ponieważ nie chce mi się pisać i męczyć ze znakami polskimi na mini pro :D Tak dziś premiera Thora The Dark World. Oczywiście na mój pech, nie pojadę, bo nie ma jak. Dopiero w niedzielę zawitam w kinie. Zawsze coś. Przepraszam za błędy, które możecie napotkać w notce, ale poprawiałam je na laptopie z telefonu. Nie każde były podkreślone na czerwono, więc mogłam coś przegapić.
Kolejna sprawa. Wasze komentarze. Kiedy je przeczytałam, aż ciepło mi się na sercu zrobiło.
Każdy pisarz, wróć przepraszam nie jestem nim jeszcze, znaczy nie tak dobrym ( w planach: napisać jakąkolwiek książkę ), ale ok wracamy do tematu, więc każdy blogger cieszy się z tak pozytywnych komentarzy. Jestem wam bardzo, bardzo wdzięczna. Podtrzymujecie mnie na duchu i przesyłacie pozytywną energię, która potem zamienia się wenę. :D Dziękuję,
Piosenka na dziś, albo raczej soundtrack z zajebistej gry --> http://www.youtube.com/watch?v=P6zvejSPJbs

Cier­pienie wy­maga więcej od­wa­gi niż śmierć.
Napoleon Bonaparte

Ellie wsłuchiwała się w każde słowo anielicy, która dokładnie tłumaczyła jej cel przybycia na Venis. Dowiedziała się, że jeden z pobratymców Michała został poważnie ranny w walce i jego skrzydło jest niesprawne, dlatego Loki uczył jej zaawansowanej magii leczniczej, aby mogła sprostać temu zadaniu.
Oczywiście Ellie nie wysunęła swoich przemyśleń, podejrzeń, lub czegoś innego związanego z tą sprawą. Miała pewne wątpliwości, czy uda się jej sprostać temu zadaniu, ale przysięgła Iris, że się postara i da z siebie wszytko.
- Dobrze, więc może chciałabyś się czegoś napić? - Zaproponowała, wstając z ławki, na której usiadły, by porozmawiać.
- Chętnie - Ellie uśmiechnęła się ciepło i podążyła za anielicą.
Przemierzały rozległe, kwitnące ogrody, które swoim wyglądem przypominały te w Asgardzie. Na Venis wszystko było zadbane, czyste i piękne. Tak właśnie powinna wyglądać kraina aniołów. Uniosła wzrok ku górze, gdzie na błękitnym niebie, wędrowały jasne chmury, oraz dostojne orły szybowały, przecinając swoimi skrzydłami powietrze. Motyle przestępowały z kwiatu na kwiat i zbierały nektar, białe konie, luźno spacerowały sobie pomiędzy niebiańskimi istotami. Gdzieś w oddali słychać było rozbawione dziecięce głosy, które lekko unosiły się nad ziemią, z szeroko rozstawionymi skrzydłami. Ich zwiewne, białe szaty powiewały na wietrze, a złociste włosy kołysały, opadały na ich ramiona.
- Wasza kraina w niczym nie przypomina ziemi. - Zagadnęła Ellie, zrównując swoje kroki z Iris, która dumnie kroczyła ścieżką wyłożoną białymi kamyczkami.
- To wszystko to dzieło naszych przodków. Niegdyś niezamieszkana kraina, stała się ich i naszym domem. Kochamy wolność i pokój, dlatego żyjemy ze wszystkimi w zgodzie. - Podeszła do białej klaczy, która właśnie upijała łyk wody, z małego strumyka. Kiedy zwierze zobaczyło, że ktoś się do niego zbliża, od razu podniosło głowę i dało się pogłaskać. - Pragniemy, aby to wszystko trwało wiecznie i nigdy się nie zmieniło.
- Mówiłaś, że śmierć jest dla was zbawieniem tak? - Iris podniosła na nią wzrok - Czy ty się jej boisz?
-  Kiedyś życie spytało śmierć: Śmierć, dlaczego wszyscy mnie kochają, a nienawidzą ciebie? Śmierć odpowiedziała: Ponieważ ty jesteś pięknym kłamstwem, a ja okrutną prawdą.
- Nie rozumiem - Ellie westchnęła i podeszła do konia, aby tak samo go pogłaskać - Czyli nienawidzisz życia, bo jest kłamstwem, a czekasz na śmierć, bo chcesz się dowiedzieć prawdy?
- Gdyby życie było prawdą, to czy nie bylibyśmy szczęśliwi? Czy wszystkie nieszczęścia, przykrości, bóle i smutki, zaniechałyby kontaktu z tobą? - Klacz potrząsnęła łbem i prychnęła, po czym zrobiła krok do tyłu i wycofała się. Ellie odprowadziła ją wzrokiem, gdy tak kłusem podążyła przed siebie.
- Życie nie zawsze jest usłane różami - Powiedziawszy to, zwróciła się do Iris, która wręczyła jej białą filiżankę, z parującym napojem. Sama zaś zrobiła łyk i podążyła wzrokiem za odlatującym motylem.
- Ale musi trwać...
                                                                             ~*~*~*~
- Za chwilę przyjdzie tu Iris i zaprowadzi cię do lecznicy. Tam dowiesz się co masz robić. - Tłumaczył Loki.
Jego ręce były splecione z tyłu, a wzrok utkwiony miał w nieobecnym punkcie gdzieś za oknem.
- A ty co będziesz robił? - Spytała Ellie, poprawiając swoje ubranie
- Mam kilka spraw do załatwienia. - Przestał podziwiać widoki za oknem i przeszedł pokój, zmierzając ku drzwiom - Kiedy skończysz od razu wróć do pokoju i czekaj na mnie. Nie wpuszczaj nikogo do środka, po za mną rozumiesz?
- Co ty chcesz zrobić? - Lekko się zdenerwowała, lecz Kłamca już zamknął za sobą drzwi.
Super. Po prostu super. I weź człowieku z takim tu rozmawiaj. Intrygant jeden się znalazł. Gdyby chodź raz nie wychodził podczas rozmowy.
Jej wstępne obelgi, które skierowane były w stronę Lokiego, przerwało skrzypienie drzwi.
- Już czas - Oznajmiła Iris.
                                                                       ~*~*~*~
Oślepiające białe światło, raziło Ellie, kiedy razem z Iris weszły do skrzydła szpitalnego. Nie różniło się ono niczym, od tego, które widziała w Asgardzie. No może poza rażącym światłem.
- To tutaj - Iris wskazała jedno z łóżek, na których leżał pacjent.
Ellie spojrzała na anioła, który leżał na prawym boku tyłem do nich. Jego lewe skrzydło zostało zabandażowane i usztywnione, tak, aby sprawiało jak najmniej bólu podczas poruszania się.
- Rafaelu - Anielica szturchnęła go lekko w ramię.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie, by zaraz wstać i jęknąć z bólu. Miał on pociągłą twarz, a jego oczy były koloru niebieskiego. Prawie takie same jak u Thora, tylko, że te jakby na chwilę stracił swój blask i chęć życia. Jego brązowe włosy, lekko opadły na ramiona.
- To jest Ellie - Wskazała na dziewczynę - Książę Loki ją przyprowadził, aby uleczyła twoje skrzydło.
Rafael poderwał się i złapał szatynkę za ramiona, a na jego twarzy zagościł radosny uśmiech.
- Naprawdę dasz radę uleczyć me złamane skrzydło Panienko? Jakże się cieszę, że moje modły zostały wysłuchane przez najwyższego.
Iris uśmiechnęła się do siebie i zapisała coś na kartce, którą po chwili wsunęła kieszeni pod zbroją.
Mężczyzna się uspokoił, a Ellie mogła zacząć go leczyć.
- Może trochę zaboleć - Powiedziała, kiedy jego skrzydło zostało już ułożone w odpowiedni sposób. Nie był to przyjemny widok. Dało się zauważyć wypukłości, spowodowane złym ułożeniem kości. - Nieźle się załatwiłeś.
- Było to konieczne, aby obronić Pana.
- Michał jest twoim Panem prawda? - Spytała przykładając ręce do złamania
- Tak Panienko - Odparł, patrząc gdzieś w dal
- Mów mi Ellie.
                                                                            ~*~*~*~
 Operacja przedłużyła się o półgodziny. Dlaczego? Ponieważ moc jaką Ellie musiała użyć do leczenia złamanego skrzydła, zbyt szybko się wyczerpała. Pierwsze piętnaście minut szło jak z płatka, lecz po tym czasie zaczęła czuć dziwne mdłości i ból głowy. Iris nakazała jej, aby zrobiła sobie przerwę, ale szatynka nie chciała słuchać. Dopiero po interwencji medyków zebranych w sali - a było ich z dziesięciu -, którzy siłą ją odciągnęli, przestała. Zajęła jedno z wolnych łóżek, by wypocząć. Dostała nawet parę leków wzmacniających. Ellie bardzo się zdziwiła, kiedy jej moc tak szybko zaczęła się ulatniać. Nigdy wcześniej tak się nie działo. Kiedy była w Asgardzie, mogła leczyć godzinami, bez chwili wytchnienia, a teraz? Coś dziwnego działo się z jej organizmem, który w jednej chwili przestał poprawnie funkcjonować. Po dziesięciu minutach bezczynnego leżenia, Ellie w końcu wstała i powróciła do leczenia anioła, jednak nadal czuła się bardzo dziwnie. Ból głowy nasilał się, a ona sama pobladła po twarzy. Kiedy zakończyła cały proces, odetchnęła z ulgą. Rafael był tak w niebo wzięty, że z radości zaczął skakać po pokoju. Uściskał Ellie, prawie łamiąc jej żebra i śpiewnym krokiem wyszedł, dziękując za jej ciężką pracę.
- Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni - Iris położyła dłoń na ramieniu szatynki. - Lecz niepokoi mnie twój stan organizmu. Kiedy leczyłaś skrzydło Rafaela, strasznie zbladłaś. Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest - Skłamała, siląc się na uśmiech - To takie efekty uboczne.
Swoje chwiejne i powolne kroki skierowała w stronę komnat, gdzie była umówiona z Lokim.
Droga, która zazwyczaj zajmowała jej piec minut, teraz ciągnęła się w nieskończoność. W nogach poczuła bezsilność, a przed oczami pojawiły się cienie. Gdyby nie ściana, która robiła za tymczasowe podparcie, na pewno bliżej zapoznała by się z ziemia. Dlaczego czuła się tak źle? Nim całkowicie straciła świadomość ze światem, zdążyła zobaczyć tylko poły zielonej zbroi.
                                                                             ~*~*~*~
- Moi wojownicy - Zabrzmiał donośny głos Michała. Stal na niewielkim podwyższeniu z wysoko uniesiona głowa i skrzydłami wzniesionymi w kierunku nieba, aby oddać mu cześć. - Zebraliście się tutaj, by walczyć w imię Pana, który podczas tej jakże trudnej bitwy, użyczy nam swej nieograniczonej mocy. - Skrzydła oddanych mu wojowników, zatrzepotały, a głownie mieczy, uniesionych wysoko w górę, zapłonęły żywym ogniem. - Wasza obecność tutaj, pozwala mi być w przekonaniu, ze jesteście gotowi, aby oddać życie za najwyższego. - Przerwał na chwile, aby zwrócić się ku mężczyźnie stojącemu obok. - Kłamco otwórz przejście, by moje zastępy mogły przejść do twojego świata.
Magik zmierzył go przenikliwym spojrzeniem, a na jego twarzy wystąpil grymas, widoczny tylko przez chwile. Postąpił krok do przodu i zawołał:
- Heimdallu otwórz most.
W ułamku sekundy, kolorowa poświata przecięła niebo, tworząc coś na wzór cyklonu, który dosłownie wessał wojowników.
- Kłamco zostań na mojej ziemi. Wyczekuj naszego przybycia. Wrócimy z głowa twojego ojca.
Loki prychnął i skrzywił się.
- To nie jest mój ojciec.
- Dobrze wiec - Zamachnął się skrzydłami i wzniósł się w powietrze. - Wrócimy zwycięsko z tej wojny.
Kłamca odprowadził wzrokiem znikającą, kolorowa poświatę, kiedy most się zamykał. Prychnął zirytowany pod nosem i zwrócił się w stronę komnat, gdzie umówił się z Ellie. Michał bardzo się pomyli co do swojego zwycięstwa. Mianowicie: napotka pewne trudności, którymi są nie kto inni jak Avengersi, chwilowo przebywający w Asgardzie. Dobrze się złożyło. Zajmą trochę jego wyolbrzymione zastępy, kiedy on w spokoju będzie załatwiać swoje sprawy. Kolejnym czynnikiem wpływającym na niepowodzenie tej misji jest to, ze Odyn za żadne skarby nie pozwoli odebrać sobie władzy. Michał był na tyle głupi, ze uwierzył, iż może wygrać z samym Wszechojcem i do tego jeszcze zasiąść na jego tronie, który rzekomo należał się Lokiemu. Aczkolwiek trzeba jeszcze zwrócić uwagę na pewien szczegół, a jest nim sam strażnik, którego nie idzie od tak obejść.
Jego przemyślenia zostały zakończone, kiedy natrafił na pewien opór, którymi były drzwi komnaty, do których doszedł nieświadomie. Nacisnął na klamkę, która ustąpiła od razu, zapraszając go do środka. Chłodne powietrze owiało jego twarz, a czarne włosy lekko zakołysały się na wietrze. Przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie dostrzegł Ellie. Zacisnął usta w wąska kreskę, a jego oczy pociemniały. Zamknął oczy i skupił się na wykryciu jej energii, jednak w promieniu 300 metrów, nie wykrył, ani namiastki jej magi. Gdyby teraz go ktoś zobaczył można by było rzecz, że wygląda jak dziecko, któremu właśnie zabrano upragnionego lizaka. Z impetem zatrzasnął za sobą drzwi i zaczął przemierzać korytarze, w celu zlokalizowania dziewczyny. Po niecałych dziesięciu minutach, zezłoszczony i podirytowany, oparł się plecami o zimną ścianę zrobioną z białego marmuru. Wszystko w tym cholernym zamku było zrobione z białego marmuru, który, aż bil po oczach. Gdyby tylko Ellie się zezło...
- Dobra poczułem - Powiedział, rozmasowując sobie skronie.
Dziewczyna musiała się naprawdę przestraszyć, bo przekaz jej magii był niewiarygodnie wysoki. Chociaż teraz mógł ja bez problemu namierzyć. Skierował swoje pospieszne kroki w stronę najbliższych schodów, prowadzących w dol.
Cztery pietra i milion schodów niżej, stanął przed wielkimi, drewnianymi drzwiami, które robiły wrażenie, po przez wymyślne kłódki i zamki. Dla takiego wprawionego magika jak on, to żadne wyzwanie, jednak będzie musiał to zrobić po cichu, by straż, która została w zamku, przypadkiem nie natknęła się na niego. Przyłożył prawa dłoń do drzwi, a zamki pod wpływem magii, otworzyły się, sygnalizując cichym kliknięciem. Sala więzienna. Tak jak przypuszczał. Zrobił krok do przodu, a pochodnie na ścianach, zapłonęły, owijając długi, prosty korytarz nikłym światłem. Szedł kilka minut, co chwile przyglądając się celom, w których mogła przebywać dziewczyna, aż trafił na ta jedną. Zmrużył oczy, w środku dostrzegając drobna postać, z rekami w kajdanach, które były zawieszone na ścianie. Kajdany. Wspomnienia ożyły ponownie. Jego uwiezienie w Asgardzkich celach, zimna ziemia, na której klęczał, z rekami uniesionymi do góry, przez stalowe kajdany. Potrząsnął głową, a cienka mgła zasłoniła nieprzyjemne myśli. Przyłożył ręce do krat, które rozstąpiły się na boki - jak może czerwone - robiąc średniej wielkości wejście. Wszedł do środka i ukląkł na przeciwko dziewczyny. Jej głowa bezwładnie zwisała, a podwinięte rękawy bluzki, ukazywały liczne rany.
- P-proszę.....pomóż - Wyjąkała cicho, nie podnosząc wzroku.
- Ellie - Szepnął.
Ta jednak nie zareagowała. Loki wyprostował się i począł zdejmować uciążliwe kajdany. Jej ręce już po chwili wolne, opadły wzdłuż ciała, a sama dziewczyna przechylała, by upaść. Loki szybko znalazł się przy niej, podtrzymując i próbując obudzić.
- L-loki? - Uniosła nieznacznie głowę. Jedyne co dostrzegła, to zamazany obraz i zieleń. Tą, którą widziała wcześniej, nim zemdlała. Momentalnie otrzeźwiała i odsunęła się od niego, przylegając do ściany. - Odejdź - Krzyknęła - Nie chce cie widziec.
- Co ty... - Nie dokończył, ponieważ musiał uniknąć zielono-bialego promienia, który leciał w jego stronę. - Uspokoj sie.
- Nie chcę już więcej cierpieć - Po jej twarzy poczęły płynąc łzy, mieszające sie z jeszcze świeżą krwią.
Magik nie umiał wydusić z siebie, ani jednego słowa. Było to równoznaczne z tym, że będzie musiał posunąć się do zaawansowanej magii, ale najpierw ona będzie musiała się uspokoić, aby chodź o krok mógł się do niej zbliżyć.
- Ellie uspokój się. Nie chcę ci nic zrobić - Wyciągnął przed siebie ręce w uspokajającym geście. Najwyraźniej jej coś podali, bo inaczej nie bałaby sie go w taki sposób jak teraz.
- Proszę, proszę - Nowy głos, poniósł się echem po celach. Zbyt dobrze znany głos. - Kogo my tu mamy. Dwa gołąbki w jednej klatce.
Kiedy wysoka postać mężczyzny wyłoniła się z ciemności, Loki zaklął siarczyście pod nosem. W jednej chwili kraty przez, które można było przejść, na powrót przyjęły postać pionowych, ustawionych w małej odległości od siebie, prętów.
- Lex - Loki zgrzytnął zębami. Wysunął przed siebie rękę, na której już tlił się zielony płomień. Wycelował w sam środek krat, po czym jasna poświata, wystrzeliła. Nim został powalony na ziemię przez swoją własną magię, zdążył usłyszeć tylko cichy śmiech.
- Niegdyś wielki czarnoksiężnik, którego bali się wszyscy, a teraz - Spojrzał na Lokiego z politowaniem i odrazą - Jesteś nikim Loki.
- Co cię sprowadza do Venis Lex? - Spytał magik, podnosząc się z brudnej ziemi i otrzepując swoje szaty.
- Pewne interesy, a także ona - Przeniósł wzrok na dziewczynę, zwiniętą w kącie. - Słyszałem, że udzielałeś jej nauk i jest prawie tak potężna jak ty. Szkoda tylko, że o tym nie wie.
- Michał nie będzie zadowolony z twojej wizyty.
- Sam wysłałeś go do Asgardu na pewną śmierć, więc nie mam się o co martwić - Lex obrócił się do niego bokiem, kierując się w stronę wyjścia z więzienia. - Dobrej nocy Kłamco.
                                                                           
Tom jak zawsze świetny. :D














niedziela, 3 listopada 2013

SPOILER

Muszę wam wyznać okrutną prawdę. Mianowicie. Thor The dark world ma w sobie jedną znienawidzoną przeze mnie scenę. Link jest dla tych, którzy chcą to zobaczyć. Jeśli nie chcecie nie wchodźcie. To na własną odpowiedzialność. Nie krzyczcie, nie bijcie i nie zabijajcie mnie za to. Wstawiam to tu tylko po to, aby pokazać ludziom, jacy okropni potrafią być reżyserzy.
 SPOILER -->http://damndixon.tumblr.com/post/65843179955/ill-tell-father-what-you-did-here-today-i

Oczywiście nie wiem czy to prawda, ale dwie paczki chusteczek już poszły i przeżywam załamanie, stres i depresję, nostalgię, umieram w agonii, afekty, irytację, złość, ogromną chęć zabicia reżysera.
Nie bijcie mnie za spoiler.

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 9

 Przepraszam za wcześniejsze błędy językowe. Na przyszłość postaram się dogłębniej sprawdzać tekst. Przepraszam też za taką sobie notkę. Następne będą ciekawsze i będzie się wiele działo.
Jak tam po Halloween? Za kogo się przebraliście i poszliście obrabowywać domy z cukierków?
Piosenka na dziś --> http://www.youtube.com/watch?v=SUXyoyuJZ8Y
No i w końcu nie pojechałam na Thora z powodu braku czasu, ale w weekend to nadrobię :D
Oglądaliście już ?

                                                               

I gdy już mogłam osiągnąć, to cze­go pragnęłam, zro­zumiałam, że to nie jest klucz do szczęścia.  

Minuty, godziny, tygodnie mijały na nieustannych ćwiczeniach w posługiwaniu się zaawansowaną magią leczniczą, oraz na tworzeniach różnych eliksirów, odtrutek, a nawet trucizn. Ellie przyznała, że w pewnym momencie nie wytrzymała tego wszystkiego i wybuchła gniewem. Była fizycznie jak i psychicznie wykończona, a Loki nie chciał jej powiedzieć dlaczego musiała to wszystko robić. Od pewnego czasu żyła w niewiedzy, dlaczego tak bardzo zależy mu na tym, aby doskonaliła się w tej sztuce. Czy nie wystarczyłoby, aby poznała tylko podstawowe zaklęcia lecznicze, takie, które pomogą chorym wyzdrowieć? Oczywiście z tym wiązały się także nieustanne ćwiczenia rysowania run i zapamiętywanie przeróżnych inkantacji. W końcu, któregoś pracowitego dnia, wygarnęła mu to wszystko. Powiedziała, że dłużej nie może i potrzebuje chwili odpoczynku. Wtedy też zielono-białe płomienie zaczęły niebezpiecznie iskrzyć wokół jej dłoni. Zauważywszy to, policzyła do dziesięciu, biorąc w między czasie głęboki oddech. Wychodząc trzasnęła drzwiami, zostawiając Lokiego z obojętną miną.
Kroczyła złotymi korytarzami, w poszukiwaniu jakiegoś odległego miejsca, w którym mogłaby spokojnie pomyśleć. Owym błogim miejscem, okazał się jeden z bogato zdobionych balkonów pałacu. Wstąpiła na niego lekkim krokiem, czując na sobie podmuch świeżego powietrza. Słońce przyjemnie otulało promieniami jej ciało. Gdzieniegdzie można nawet było usłyszeć ćwierkanie tutejszych ptaków. Ellie oparła łokcie na marmurowej balustradzie i rozejrzała po wielkim, malowniczym ogrodzie.
- Czemu na twojej twarzy gości smutek? - Usłyszała głos za plecami.
- Witaj Thorze. - Zmusiła się do uśmiechu, co nie przyszło jej łatwo. - Nie jestem smutna.
- Widzę, że coś cię trapi. Czyżby mój brat był, aż tak uparty w stosunku do twoich lekcji?
Jego niebieskie oczy dosłownie ją przewiercały. Cóż kłamanie, lub granie na czas nic nie przyniesie.
Westchnęła i spuściła głowę, w poddańczym geście.
- To robi się coraz męczące. Codziennie uczy mnie kolejnego eliksiru, lub nowych sztuczek, a ja już nie mam siły. To naprawdę jest wyczerpujące.
- Porozmawiam z nim - Zaproponował i już skierował się w strony komnat.
W ostatniej chwili chwyciła go za skrawek materiału.
- Nie - Rzekła stanowczo - Nie ma potrzeby. Jakoś dam radę.
- Ellie spójrz na siebie. Wyglądasz jak wrak.
Słysząc słowo "wrak" z jego usta, od razu nasunął się jej jeden mężczyzna.
- Tony cię uczył ziemskiego słownictwa? - Spytała podejrzliwie.- Dobra nie ważne. - Puściła go i przeszła parę kroków. - Sama to załatwię. Dobranoc.
                                                                  ~*~*~*~
Tak załatwi sprawę, która w rzeczywistości może okazać się trudna. Nakłanianie go, żeby trochę przystopował, nie wchodzi w grę. Dlaczego? Ponieważ na czymś mu bardzo zależy i dąży do tego, co oczywiście widać.
Minęła ostatnie drzwi, dzielące ją od komnaty. Stanęła przed nimi i wzięła głęboki oddech.
- Raz kozie śmierć
Pchnęła wrota, które ustąpiły od razu. W środku - tak jak oczekiwała - zastała maga. Siedział na łóżku, oparty o zagłówek i studiował jakąś opasłą księgę, nawet nie zwracając uwagi na wejście Ellie.
- Loki - Zaczęła, podchodząc do łóżka i siadając na jego krawędzi. I gdy już miała mu wszystko powiedzieć, on z impetem zamknął, czytaną wcześniej lekturę i spojrzał na dziewczynę.
- Już czas - Oznajmił, wstając - Chodź.
- Czekaj - Złapała go za krawędź szaty - Co się dzieje Loki, nic mi nie mówisz, tylko ciągle ode mnie wymagasz. Wytłumacz mi w końcu po co to wszystko?
- Teraz nie mamy czasu - Przeszedł przez komnatę i stanąwszy przed szafą, otwarł ją i wyciągnął z niej dwa płaszcze. Jeden podał Ellie, a drugi zarzucił na siebie. - Jak się nie pospieszymy, to koniec.
Widząc, że dziewczyna znowu miała zamiar coś powiedzieć, kontynuował:
- Potem ci wszystko wyjaśnię. Teraz chodź.
Pociągnął ją za rękę i wyszedł z komnaty, kierując się w stronę jednego z tajnych wyjść, o którym wiedział tylko on. Zszedł jednymi w wielu schodów zamku, brnąc coraz głębiej w dół, aż ciemność zapanowała dookoła. Loki pstryknął palcami, a nad ich głowami rozbłysło małe światło w kształcie kuli. Korytarz robił się coraz szerszy, aż w końcu stanęli na rozstaju dróg. Bez zastanowienia się, pociągnął ją w prawo. Szli prosto, przez ponad pięć minut, by natrafić na drzwi. Mag szarpnął za klamkę i wyszli na zewnątrz. Na tyłach zamku nie było żadnej straży, natomiast czekały na nich dwa konie.
- Wsiadaj - Polecił, jednak po sekundzie przystanął i spojrzał na nią przez ramię - Umiesz jeździć konno?
Ellie zrobiła odważną minę i uniosła dumnie głowę do góry.
- Oczywiście.
Powiedziawszy to, wsunęła nogę w strzemię i podciągnęła się, by zaraz lekko siedzieć na białym wierzchowcu.
Kiedy Loki ruszył przodem, ona pognała za nim. Jechali galopem, po mieniącym się milionami kolorami, moście Bifrost. Słychać było tylko odgłos końskich kopyt, sunących prawie w powietrzu. W oddali już malowała się złota kopuła teleportacyjna, a przed nią stał strażnik.
Mag zatrzymał konia i dostojnie zsiadłszy z niego, podążył ku wartownikowi.
- Heimdallu otwórz most do Venisu* - Nakazał, wchodząc do środka kopuły.
Ellie podążyła za nim, będąc w lekkim przerażeniu. Nie wiedziała dokąd ją zabiera, ani po co. Miał w tym jakieś złe zamiary? Czyżby jego dotąd skrywana nienawiść, na powrót chciała ujrzeć światło dzienne? Czy nie wyrządził już tak wielu krzywd? Chce posunąć się dalej?
Stanęła u jego boku, będąc w niepewności, czy jeszcze zobaczy swoich przyjaciół.
Loki delikatnie objął ją w tali i przyciągnął bliżej, by już po chwili zniknąć z Asgardu.
                                                                        ~*~*~*~
- Możesz otworzyć oczy. - Jego głos, jak echo odbijało się w jej głowie.
Niepewnie uchyliła powieki, a widok, który zobaczyła zaparł jej dech w piersi.
- Jak tu pięknie - Szepnęła, robiąc krok w przód. Nagle poczuła szarpnięcie za ramię. Momentalnie otrzeźwiała i spojrzała pod nogi. Przestraszona odskoczyła do tyłu.
- Uważaj - Ostrzegł Loki. - Jeden niepewny krok i spadniesz w dół.
Ellie na powrót uniosła wzrok do góry, na wielkie drzewo, które migotało złotymi kolorami.Wszystko wyglądało tak magicznie i nieprawdziwie. Niebo było lekko zachmurzone, a słońce zapewne próbowało się przebić przez gęste chmury, ale to wszystko nadawało tajemniczości temu miejscu. Pod nieboskłonem, wędrowały wielkie orły, które przecinały powietrze swoimi, długimi skrzydłami. Prezentowały się tak dostojnie, jakby były królami podniebnych podróży.
Nimfy wodne, podśpiewywały piękne pieśnie w swoim języku, a nimfy drzewne wyglądały zza gałęzi wielkich konarów. Nagle Ellie dostrzegła jakiś ruch. Szybko obróciła się w stronę, skąd wyłoniła się dziwna postać.
- Witajcie w naszej krainie - Powiedziała melodyjnym głosem - Nazywam się Iris i za me zadanie jest was zaprowadzić przed oblicze najwyższego.
Przed nimi stanęła istota nad wyraz piękna. Włosy koloru bladego złota, okalały jej trójkątną twarz. Biało-niebieska zbroja szczyciła się zapewne swym wyglądem wśród innych istot jej pokroju. W ręku dzierżyła kostur, zakończony wyrzeźbioną, białą, rozkwitniętą różą. Jedyne co odróżniało ją od prawdziwego człowieka, były jej białe jak papier, skrzydła, dumnie zwinięte na plecach.
Ellie dopiero po szturchnięciu przez Lokiego, odzyskała pełną świadomość. Jej zielone oczy migotały, jak ogniki, będąc nad wyraz zachwycone osobą Iris.
- Proszę, abyście podążyli moimi śladami. - Powiedziała, obracając się do nich plecami i kierując się w stronę zejścia z góry. Na dół prowadziła wąską ścieżka usłana wielokolorowymi kwiatami, w różnych kształtach.
- Nie wiedziałam, że anioły naprawdę istnieją - Szepnęła Ellie do Lokiego, który ze skupieniem ilustrował każdy centymetr powierzchni.
- Jesteśmy ostatnimi potomkami, kiedy nas spotka śmierć już nigdy nasze skrzydła nie poszybują wysoko nad ziemią.- Wyjaśniła krótko. - Dlatego żyjemy w pokoju z innymi krainami, a Asgard służy nam pomocą.
Loki cicho prychnął, co nie uszło uwadze Ellie.
- To straszne. - Powiedziała szatynka - Śmierć jest okropna, zabiera to co najważniejsze.
- Ależ wręcz przeciwnie moja droga - Anielica zerknęła na nią przez ramię - Śmierć jest zbawieniem i dalszą ścieżką w naszym życiu. Ona nie ma końca, ani początku. Ona trwa i rwać będzie.
                                                                                ~*~*~*~
Chłodne powietrze owiało jej twarz. Skrzydła zatrzepotały pod wpływem nagłego ruchu, a ręce rozpostarły się, by po chwili złączyć się.
- Najwyższy oto przedstawiam podróżników z krainy Asów, którzy twego spotkania oczekiwali. - Iris ukłoniła się nisko, a jej skrzydła opadły po bokach, na marmurową posadzkę.
Mężczyzna siedzący na tronie, który prezentował się idealnie w nikłych promieniach słońca, wstał i iście po królewsku zszedł z podwyższenia. Ubrany był z czarne szaty, a jego białe włosy opadały kaskadami, spływając po prostych plecach. Przy pasie miał przymocowany, ciemnofioletową wstęgą miecz. Bardziej prezentował się jako pan ciemności, a nie król aniołów.
- Wprost nie mogłem doczekać się twojego nadejścia Loki - Powiedział ciężkim głosem - Czy to ona? - Spojrzał na Ellie, która nie wiedziała o co chodzi.
Archanioł podszedł do szatynki i przyjaźnie objął ją ramieniem. Mogła przysiąc, że widziała jak Loki się krzywi na ten gest.
- Jak ci na imię moje dziecię?
- Ellie Panie - Odparła bez zająknięcia. Musiała pamiętać o naukach dobrego zachowania, wobec tak wspaniałej istoty.
- Więc Ellie - Cofnął się i ujął jej drobną dłoń, składając na niej szarmancki pocałunek - Nazywam się Michał i witam cię w moim królestwie. Czy cel twej podróży został ci już przedstawiony.
Ellie pokręciła przecząco głową.
- Nie Panie. Mówiono mi, że na miejscu dowiem się o wszystkim.
Michał zwrócił się do Iris, która cierpliwie czekała u boku swojego Pana i czekała na rozkazy.
- Zaprowadź ją do komnaty i wytłumacz wszystko. - Teraz spojrzał na Lokiego - Ja muszę jeszcze porozmawiać z naszym gościem.
                                           
Oke. Rozdzialik napisany. Dzisiaj święto zmarłych, więc grzecznie idźmy się za nich pomodlić.
Tutaj prezentuje kilka obrazków, które najbardziej pasowały mi do opisu kolejnych bohaterów, oraz otoczenia. Pierwszy obrazek przedstawia widok, który Ellie zobaczyła, po przybyciu na Venis. Drugi przedstawia Iris. Spodobała mi się. Trzeci prezentuje Michała. Króla aniołów.