niedziela, 18 września 2016

Hermes przeżyciem - rozdział 21

   No widzę, że opowiadanie się wam podoba. Powiem wam szczerze, że to wszystko wychodzi na szybko, nie mam zaplanowanego tematu z góry. Mam czasami długie zastoje i w ogóle całkowity brak weny, wtedy też mam dołka, bo mam milion pomysłów, a zdania nie trzymają się kupy, więc no....


Zapraaaaaszam na kolejny rozdział :D



Badania trwały już od dobrych dziesięciu minut, a mnie jak na złość nie wychodziły nawet najprostsze czynności. Stój prosto, nie ruszaj się, nie oddychaj, oddychaj. Wszystko po prostu mi się mieszało, los stawił mi czoła i teraz się mści. Karma w końcu przyszła.
- Obróć się – padło kolejne polecenie, a ja posłusznie obróciłam się tyłem do lustra weneckiego. Pech chciał, że tylko minimalnie się zachwiałam, co od razu poskutkowało zdenerwowaniem ze strony doktorów.
- Masz dziś zły dzień? - spytał jeden z nich, a ja prychnięciem zbyłam jego ckliwą uwagę. - Dobra teraz weź głęboki oddech i przez moment nie oddychaj.
Czerwony promień lasera przeciął mnie wzdłuż brzucha i znikł. Poczułam dziwne mrowienie. Nad wejściowymi drzwiami zamrugała zielona lampka, a do środa wszedł Vincent, całkowicie ignorując moje pytające spojrzenie. Następnie z małego pokoju wyszła lekarka z teczką w ręku, na której trzymała jakiś arkusz.
- Nie czujesz ostatnio jakiś nieprawidłowości w okolicach wątroby lub trzustki? - spytała, a ja zaraz poczułam, że coś jest nie tak.
- Co tym razem? - zdenerwowałam się.
- Nic, tylko rutynowe badanie – odrzekła spokojnym tonem.
- Jasne – prychnęłam, zwracając się ku niej. - To nie jest rutynowe badanie. Tego lasera nigdy nie było na badaniach – wskazałam dziwny sprzęt przyczepiony do ściany, z którego biegło milion kabelków. - Co tym razem przede mną ukrywacie? Co? Mutuję się? Jakie zmiany we mnie zachodzą?
Lekarka spojrzała na mnie dziwnie, ściskając arkusz w ręce. Z pokoju wyszedł Vincent, z poważną miną stanął obok kobiety i zmierzył mnie troskliwym wzrokiem.
- Natalie – jego ton był inny. On zwiastował coś okropnego, o czym ja nie chciałam wiedzieć.
Nie dałam po sobie poznać, że boję się tego co mnie czeka, ale…
- Masz raka wątroby. Ostatnie stadium.
… ale, to co usłyszałam, zakończyło wszystko.

Maxwell nerwowo przestępował z nogi na nogę, oczami wciąż doszukiwał się ciekawych rzeczy w rezydencji, a towarzyszący mu Mabuke już nie umiał wytrzymać. Jego nerwy także puściły.
- Zapraszam do gabinetu – Integra wychyliła się zza drzwi swojego biura, teraz pogrążonego w idealnych ciemnościach, a które zaraz rozbłysło sztucznym światłem lampy, ukazując stojącego przodem do biurka wampira.
Mabuke podbiegłszy do niego, chwycił go za białą koszulę i poderwał do góry, mimo że był od niego niższy o jakieś dziesięć centymetrów.
- TY ZAKAŁO, SPONIEWIERANY PSIE, ZABIJĘ CIĘ! ZABIJĘ!!! - Maxwell chwycił go za ramię i pociągnął do tyłu. Był spokojniejszy, choć nic nie wskazywało na to, aby takowe zachowanie przedstawiać i to jeszcze w obecności Alucarda, który przyjął na twarz prawdziwą maskę obojętności.
- Usiądź i słuchaj – syknął w jego stronę.
- Dziękuję, postoję – wampir złożył ręce na piersi, a Maxwell zgrzytnął zębami, zaciskając dłoń w pięść.
- Jakim cudem Natalie się o tym dowiedziała? - spytał spokojnym tonem.
Wampir spojrzał kątem oka na Integrę, która w milczeniu przygotowywała sobie cygaro, nawet nie zaszczycając go wzrokiem.
Westchnął.
- Ten mężczyzna, o którym wcześniej wspominałem, znalazł się jakimś cudem na miejscu akcji. Natalie za nim pobiegła, a ja ruszyłem za nią, w efekcie znaleźliśmy się w bibliotece, w której on już na nas czekał. Nie przedstawił żadnych konkretnych powodów dlaczego zakłóca nasze misje i dlaczego Natalie jest dla niego taka ważna. Potraktował to jako zabawę, chciał po prostu zobaczyć co się stanie „gdy” - przerwał na chwilę, by wyciszyć wrzące w nim emocje. Podjął po dłuższej chwili milczenia i ciszy. - Potem Natalie zobaczyła nagranie, które przedstawiło cały jej życiorys, począwszy od narodzin, na śmierci rodziny skończywszy.
- Chwila moment – Maxwell machnął dłonią. - Jak to zobaczyła śmierć rodziny, znaczy, widziała jak jej ojciec i matka ginie, ale kto za tym stał?
Nastąpiła kolejna dłuższa chwili niezręcznej ciszy.
- Kto za tym stał? - powtórzył Makube, podnosząc się z fotela, w który wcześniej wcisnął go przełożony. Alucard nadal milczał, ze wzrokiem wbitym w puszysty dywan. - KTO?
- Ja – odparł prawie szeptem, ale tak, by wszyscy go słyszeli.
W pierwszej sekundzie Makube myślał, że wszystko w tym pokoju czym można kogoś zabić, zaraz znajdzie się w jego ręce, która przez długi czas będzie okładać wampira po pysku, ale powstrzymała go dłoń Maxwela. W sekundzie drugiej sam biskup podszedł do Alucarda i wymierzył mu prosto w nos bolesny cios, przez który wampir zachwiał się i oparł o biurko. Przyłożył dłoń do nosa, z którego pociekła krew.
Przez twarz Integry przebiegł cień uśmiechu.
- Hellsing, to koniec naszego pokoju.
Maxwell wyszedł, a zaraz za nim Makube.
Integra odczekała jeszcze chwilę, patrząc na oblicze wampira, który wyglądał co najmniej żałośnie. Jak nie on, pomyślała.
- No to się porobiło – powiedziała w końcu, gasząc cygaro. Wstała, podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Ściemniało się, pogoda coraz bardziej zgryźliwa i nieprzyjemna, ujawniała oblicze nadchodzącej jesieni. - Wiesz co?
Spojrzał na nią z zapytaniem. Integra śledziła wzrokiem odchodzących emisariuszy. Nie w smak jej była ta cała sytuacja.
- Chciałabym cię ukarać, tak, że zapamiętałbyś to do końca swojego marnego życia, Alucard.
- Przecież o tym wiedziałaś – mruknął niezadowolony.
- Owszem – splotła ręce za plecami i przyjrzała się mu uważnie. - Wiedziałam, ale nie myślałam, że kiedykolwiek to wyjdzie na jaw. Nie wiem jakim cudem ten pasożyt zdobył to nagranie, ba, nawet jak je wykreował, ale to wszystko zmierza ku gorszemu.
- Co masz na myśli? - zainteresował się z tajemniczą miną.
- Podaj mi kilka przyczyn zmniejszenia się naszej populacji – usiadła na powrót w fotelu.
Alucard przez chwilę myślał.
- Wojny, choroby, potwory, kanibalizm, degradacja, rasizm, ograniczenie, słaba psychika i ja – powiedział szybko, wyliczając na palcach.
- Choroby – powtórzyła przeciągle w zamyśle, przymykając oczy.
- Nadal nie wiem do czego dążysz – ciągnięcie za język jego szefowej też nie było dobrym pomysłem. Lepiej było poczekać, aż sama zacznie gadać. Wtedy przynajmniej nie dostanie opieprzu.
- Zanim się zjawiłeś, Makube dostał wiadomość od swojego podopiecznego. Ów wiadomość zawierała przykre nań rzeczy…
- Co?! - pośpieszył ją, a Integra spojrzała na niego uważnie. Zobaczył błysk w jej oku.
- Natalie ma raka wątroby. Ostatni stopień, nie zostało jej już wiele czasu.
Osłupiał, oniemiał, stał wryty w podłogę, jak ostatni głupek, nie umiejąc wydobyć z siebie anie jednego słowa. Jedynie mrugał oczami, wpatrzony w jak najbardziej poważne oblicze Integry.
- Nie żartujesz
- Nie
I po tych słowach został po nim tylko wijący się gniewnie cień.

wtorek, 6 września 2016

Hermes ucieczką - rozdział 20

Wbiegłam w ciemną noc. Deszcz stukał niemiłosiernie o stare parapety rezydencji, tworząc nową dla moich uszu melodię tęsknoty, żalu i udręki. Mój płaszcz – cały we krwi – załopotał złowrogo na wietrze. Gdzieś z daleka dobiegły mnie odgłosy jak z horroru. Nie oglądałam się za siebie, w przód także nie patrzyłam, bo widok przysłoniła mi łzawa mgła.
Za żadne skarby świata i w tym życiu, już nigdy, przenigdy, nawet pod karą gróźb czy śmierci, nie zbliżę się do tego wampira. To co zrobił, już na zawsze pozostawi w moim sercu ogromną, czarną, zimną i ziejącą strachem dziurę. Przez niego cierpiałam tyle lat. Tyle lat znosiłam ból i smutek.
- Kurwa! - zawyłam w noc, a mój krzyk uniósł się echem po okolicznych domach, budząc ludzi nawet z głębokiego snu.
Snułam przed siebie, przez stary cmentarz za rezydencją, który zauważyłam z okna biblioteki. Stąpałam po starych, czasami rozkopanych grobach, przebierałam w błocie, piasku i żwirze, byle by jak najdalej od wampira, który zrujnował moje życie.
- Natalie! - usłyszałam stłumiony krzyk Alucarda, który stał na schodach przed rezydencją.
Przyśpieszyłam, ale jak tylko moja noga ugrzęzła między korzeniami wysokiego i rozłożystego dębu, wywróciłam się, brocząc w bagnie. Zrzuciłam z siebie ciążący mi na ramionach płaszcz i wygramoliłam się z trudem z błocka.
Przede mną nagle zmaterializował się Alucard. Wyłoniwszy się z cienia, naparła na mnie ciałem, zamykając w silnych ramionach. Wyrwałam się tak, szybko jak tylko mogłam. Moje serce załomotało w piersi, oddech stał się płytki, oczy rozszerzyły się z nienawiści.
- Poczekaj! - krzyknął, ale ja już gnałam ponownie przed siebie, wbiegając do gęstego lasu.
Ogarnęła mnie cisza i spokój oraz zimno, ciemność i strach. Dobiegłam do ogromnego drzewa, oparłam się o nie i zjeżdżając w dół, opadłam ciężko między kępkami gęstej i mokrej trawy. Źdźbła połaskotały mnie po twarzy, którą wytarłam dłońmi. Deszcz przeciekający między zbrązowiałymi liśćmi, uderzał o moją twarz, obmył ją z krwi, trochę ukoił i zmieszał się z ciepłymi łzami. Nie mogłam powstrzymać szlochu, który, mną wstrząsnął. Podkuliłam pod siebie nogi, schowałam między kolanami głowę i wykrzyczałam wszystko.
Płakałam długo, schowana między krzewami i gęstą trawą. Traciłam powoli siły i chęć płaczu, czułam się wyczerpana, zziębnięta, słaba i brudna. Bardzo brudna. Moje myśli powoli wkradały się na tory snu. Powieki opadły, zamykając za sobą cały obraz lasu.


Długo stał ukryty w cieniu, patrząc, jak skurczona Natalie płacze. Jej drobne ciało drżało z zimna, strachu i bólu, który jej zadał. Płakała długo, dostatecznie, by zapaść w letarg, ale nie podszedł do niej, jednak po cichy, która owinęła się wokół gęstego lasu, odezwał się jego telefon.
- Gdzieś ty jest? - wyraźnie podbudowana Integra, krzyknęła do słuchawki.
- W lesie – odparł, jak najbardziej normalnie. - Stało się coś?
- A i owszem. Wyobraź sobie, że miałeś być z powrotem, jakieś pół godziny temu – blondynka sapnęła wściekle, ale po chwili się uspokoiła. - Co cię zatrzymało.
Nie było sensu łgać, bo Integra i tak by się dowiedziała.
- Natalie wie – powiedział szybko, opierając się o drzewo. Kilka kropel z listków, wślizgnęło mu się za kołnierz płaszcza. Nie przejął się tym. - Wie, że to ja zabiłem jej rodziców.
Cisza.
- Jak bardzo jesteś zła? - spytał, gdy usłyszał, jak oddech Integry przyśpiesza. Nie musiał nawet zgadywać, pytał ze zwykłej ciekawości, jak zareaguje. Ale w skali od jeden do dziesięciu, Integra była wkurwiona w bilionach procentach.
- Alucard – powiedziała spokojnie. Za tym spokojnym tonem kryła się groźba, a potem gdzieś na szarym końcu, po torturach i męczarniach, kara. - Omawiałam z Maxwellem i Makube tę sprawię, więc teraz twoja w tym głowa, aby nasz pakt się nie rozpadł – połączenie zostało przerwane, ale on słyszał, jak coś się rozwala.
Spojrzał na Natalie i w końcu łamiąc opory, podszedł do niej. Spokojnie, bez pośpiechu, ściągając płaszcz i otulając ją. Był zły, wstrząśnięty i czuł się cholernie winny. Zerwał więzi jakie zaczęły ich łączyć, nawet, kiedy stanowiły one jedyne cienką nitkę. Od bardzo dawna się tak nie czuł. Ostatnim razem było to w jego zamku, z żoną, rodziną, bliską mu osobą, którą kochał ponad wszystko i oddałby za nią życie. Potem nie chciał się już wiązać, wypaczył z siebie wszystkie emocje, ale one nadal w nim tkwiły, tylko, że zamknięte głęboko w środku. I, aż do teraz, gdy zamknięta przez wieki skrzynia w końcu się otworzyła, on poczuł żal i smutek, że może stracić coś ponownie. Że już nigdy więcej w swym zasranym życiu tego nie odzyska, dopóki nie przyzna sam przed sobą, że została w nim cząstka człowieczeństwa, którego tak się wypierał przez te wszystkie stulecia.
Chciał się zmienić, nie tylko pod względem odczuć, ale i uczuć oraz gestów i zachowania moralnego. Choćby nie wiedział jak, chciał za jasną, pieprzoną cholerę coś poczuć, mieć coś jeszcze z tego przeoranego przez śmierć życia.
Bo nawet w największym potworze, tkwi mała cząstka czegoś, co nazywają uczuciem.


Obudziłam się zmęczona. Bolały mnie wszystkie możliwe w ciele mięśnie, oczy i powieki. Kiedy dotknęłam policzka poczułam zaschnięte łzy i szczypanie. Z ociąganiem zwlekłam się z łóżka, a w drodze do łazienki wspomnienia z ostatniej misji uderzyły we mnie niczym tsunami, zalewając mnie nagłą pustką, obojętnością. Do przeszłości nie mogłam wrócić, nie mogłam jej zmienić, ale przeszłość już tak. I choć planowałam szybki zgon, po wczorajszym utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że jestem tchórzem.
- Natalie, jesteś tam? - zza drzwi łazienki dobiegł mnie głos Vincent'a. Wychyliłam się z pomieszczenia i mętnym wzrokiem spojrzałam na mężczyznę, który stał obok mojego łóżka. - Jesteś – stwierdził, ale gdy tylko do mnie podszedł, mina mu zrzedła. On o niczym nie wiedział. Może i lepiej. - Wyglądasz okropnie.
- Dzięki za komplement. Ty też – zatrzasnęłam drzwi łazienki, odkręciłam zimną wodę i weszłam pod prysznic, uprzednio zdzierając z siebie piżamkę, w której spałam, a której nawet nie założyłam. W sumie byłam trochę ciekawa, jak znalazłam się w domu, skoro pamiętałam, że zasnęłam w lesie.
Vincent oparł się o drzwi.
- Jak tylko się ogarniesz, to czekają cię co miesięczne badania.
Jęknęłam w duchu. Nienawidziłam tych badać, ale one były naprawdę konieczne. Wiele członków Iscariot musiało je przejść na samym wstępie przed przydzieleniem do oddziału, aby upewnić się, że są zdrowi. Inni po prostu nie wytrzymali presji, którą wywierał na nich Alex i zwiali w pierwszej lepszej sekundzie, kiedy nie patrzył.
- To naprawdę konieczne? - spytałam z nadzieją w głosie, opierając się o przyjemnie chłodne kafelki. - Przecież jestem zdrowa.
Prawie, pomyślałam szybko. Po tym co stało się wczoraj nawet nie miałam siły płakać.
- Tak – odparł zdecydowanie. - Sprawdzimy pracę twojego organizmu oraz ranę na nodze, choć się zagoiła. Lepiej dmuchać na zimne.
- Będę za pięć minut – zakręciłam kurek, owinęłam się ręcznikiem i spojrzałam na swoje marne odbicie w lustrze.
- Poczekam na ciebie, to pójdziemy razem – zaproponował, a ja jedynie wydałam z siebie pomruk. - A tak na marginesie, jak wczorajsza misja?
Uderzyłam pięścią w ścianę obok lustra, nawet nie panując nad odruchami.
- Uuuu – syknął. - Aż tak źle?
- Zamknij się – warknęłam, podminowana.
Ubrałam czyste ciuchy, wyszłam z łazienki, prawie obalając stojącego przy nich Vincent'a i skierowałam się do wyjścia.
- Idziesz czy nie? - stanęłam w korytarzu, mierząc go wzrokiem.
- Yup, kochaniutka – podbiegł radośnie do mnie niczym szczeniaczek. Jeszcze brakowało, by zamerdał ogonem.
O wczorajszym zajściu nie wiedział nikt z Iscariot. Tylko ja, wampir i ten nieznajomy.