niedziela, 22 lutego 2015

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana przez wielkiego Szatana :D 

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. 

1. Co myślisz o mym blogu? Które z opowiadań najbardziej przypadło Ci do gustu? Ew. co byś u mnie zmieniła?
2. Czy gdyby było możliwe nasze spotkanie, udałabyś się na nie, co wtedy byś mi powiedziała? O co byś zapytała?
3. Wyobraź sobie taką sytuację: Spotykasz przypadkiem swego idola, co robisz?
4. Myślisz, że przyjaźń między kobietą, a mężczyzną jest możliwa? 
5. Pantsu misete moratte desu ka ? [XD]
6. Jakiej muzyki słuchasz?
7. Twoja ulubiona piosenka, to....
8. Jakiego bloga byłabyś w stanie mi polecić, dlaczego akurat ten?
9. Jaką książkę chciałabyś mi koniecznie polecić?
10. Jaki film chciałabyś mi koniecznie polecić?
11. Gdybyś miała szansę podróży w czasie, wybrałabyś przeszłość[w tym wypadku konkretnie jakie czasy], czy przyszłość? I dlaczego?

1. Twój blog w 100 % wymiata i bardzo się cieszę, że mam przyjemność czytania twoich wpisów. Do gustu przypadło mi opowiadanie o Łajzie, w którym zawarłaś mojego ulubionego aktora :D Tom'a Hiddleston'a. Nie zmieniłabym natomiast nic, ponieważ dobrze jest, jak jest :D 

2. Oczywiście. Mieć możliwość poznania Szatana i pogadania z nim "face to face" ? Któż by się na to nie skusił :D O co bym zapytała? Nie wiem. W sumie miałabym pytania odnośnie twojego stylu pisania :D 

3. Mdleje. XD Nie no, gdybym spotkała Tom'a hmm... na pewno rozmawiałby z nim o wszystkim i o niczym

4. Oczywiście, że jest możliwa. A bardziej rzecz ujmując, jest to najlepsza przyjaźń. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej jest mieć chłopaka za przyjaciela niż dziewczynę.

5. Koi to kare no neko XD

6. Każdej jaka wpadnie w ucho

7. Obecnie no - Amazarashi - Seasons die on after another 

8. tego ---> http://hellsing-future.blogspot.com/   - ponieważ dziewczyna bardzo fajnie pisze :D

9. Trylogię Czarnego Maga - Trudi Canavan

10. Hobbit Bitwa Pięciu Armii 

11. Przeszłość. Nie mam konkretnych czasów, ale wiem, że żyło się lepiej niż teraz w erze: Facebook itp. Jak dla mnie obcowanie z matką naturą, spotkania z przyjaciółmi bez telefonów i place zabaw były czymś wspaniałym. 

 Dziękuję za nominację Szatanie, jednak nie jestem stworzona do tego typu zabaw XD Przepraszam jeśli kogoś rozczarowałam, ale musicie mi to wybaczyć.













Rozdział 8 " Oszczędź go "


 Zdaję sobie sprawę, że wszyscy czytelnicy czekają za moimi drzwiami z narzędziami tortur, ale ma usprawiedliwienie. Nie byłam w stanie siąść do pisania, ze względu na to, że po prostu byłam zbyt roztrzepana. Nie umiałam się skupić na jednej rzeczy, dłużej niż parę minut. Jednak teraz jest lepiej :D .
Zapraszam do czytania.



Moja (ziewająca) Norka. 

And Song --> Celtic Music - Prophecy (kocham celtycką muzykę)

So, czytajcie, komentujcie i oceniajcie. 







  



  Mrok okalał me ciało wzdłuż i wrzesz. Ciemne macki raniły skórę mojego ciała, a szkarłatna krew tworzyła wraz z moim cieniem, bezkresną otchłań. Zimno wkradło się pod osłaniające mnie ubrania, wywołując wszechogarniające mnie dreszcze. Czułam się niczym obnażona i złamana. Jakby moja świadomość całkowicie mnie opuściła i pozostawiła na pastwę ciemności.
  Przede mną, po chwili rozpostarła się jasna poświata, jakby drzwi do innego świata. Pchnięta myślą, że to może być moja jedyna szansa na ucieczkę z ciemności, biegłam ile sił w nogach. Zatrzymałam się, jednak kilka minut potem ujrzawszy postać w czarnym płaszczu, cofnęłam się o krok.
- L...Loki? - Szepnęłam, nie wiedząc czy to naprawdę on.
  Podeszłam bliżej, na palcach, po cichu. Nie wykonałam żadnego niepotrzebnego czy energicznego ruchu, aby nie zwracać na siebie jego uwagi. Czarne poły płaszcza uniosły się na wietrze, w chwili gdy jasno-zielona poświata otoczyła jego postać. Wyciągnęłam rękę przed siebie i dotknęłam dziwnego pyłu, który wesoło falował w powietrzu.
- Jesteś taka naiwna. - Odezwał się, a ja momentalnie cofnęłam się do tyłu, uderzając plecami o ścianę, która nagle wyrosła za moimi plecami. Wnętrzem dłoni przejechałam po zimnym marmurze, mrużąc oczy. Loki wcale nie ruszył się z miejsca. - Naprawdę, zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem jak uciekasz z tym chłoptasiem.
  Zamrugałam kilkakrotnie, przypominając sobie o kim Loki mówił. Wciągnęłam głośno powietrze i odepchnęłam się od ściany, na powrót kierując się w stronę mężczyzny, który z szerokim uśmiechem, przypatrywał się każdemu mojemu ruchowi.
- O co ci chodzi? - Spytałam podejrzliwie. - I co to za miejsce?
  Czarnowłosy spojrzał w dół, jakby czegoś szukając, jednak zaraz wlepił we mnie dziwne spojrzenie.
- To - Rozpostarł szeroko ręce - Jest twoja podświadomość. Biała, nieskalana żadną rządzą zemsty. A to...
  Powietrze wokół mnie stało się cięższe. Przestrzeń zmieniła swój kolor, przybierając ciemne i mroczne barwy, a cała moja świadomość ulotniła się.
- ... to jest podświadomość Thomasa.
  Z szeroko otwartymi oczyma, przypatrywałam się ciemności. Nie była ona czarna jak smoła, a jedynie lekko oświetlona gasnącą poświatą. Wszędzie dookoła było to samo.
- Co to wszystko ma znaczyć? - Spytałam, nie do końca wierząc swojemu głosowi. Nie odwróciłam się do Lokiego. Dłoni zacisnęłam w pięści, mając już w głowie plan, jak zatruć życie temu palantowi.
- To co widzisz. Gdy twoja podświadomość była biała niczym kartka, jego jest czarna, jak krucze pióra. - Wyjaśnił, a ja wyczułam w jego głosie władzę. - Byłaś naiwna, wierząc mu, że może cię uratować i dać drugą szansę. Naprawdę wierzysz, że Thomas zdoła cię przede mną uratować?
  Nawet nie wiem, w którym momencie Loki znalazł się na tyle blisko, aby złapać mnie za ramiona i obrócić w swoją stronę. Spojrzałam w jego zielone tęczówki, które zahipnotyzowały mnie niemal od razu. W tamtym momencie pragnęłam wyrwać się z nieistniejącej rzeczywistości i uciec jak najdalej.
- To ty jesteś naiwny - Wysyczałam, mrużąc oczy, nieświadoma zagrożenia ze strony mężczyzny. - Nie widzisz, że jako jedyna ci się sprzeciwiłam i odeszłam, a ty dalej sądzisz, że wrócę.
  Powiedziawszy to, odepchnęłam od siebie Lokiego, stając prosto z wysoko uniesioną głową. Czas wypróbować stary trik, szepnęłam do siebie, mając pewność, że jakoś uda mi się stąd wydostać. Zamykając oczy, skupiłam się na wyobrażeniu mojej ukochanej broni. Dokładnie wizualizowałam każdy szczegół Barrett M82A1. Ta broń była niepowtarzalna i idealnie dopasowana do mojej osoby, co stanowiło szansę na wygraną.
  Otwierając oczy, pochwyciłam w dłonie sprzęt przygotowując się do strzału. Miałam tylko jedną szansę, aby rozproszyć panującą wokół ciemność. Nabrałam powietrza, wstrzymałam oddech, zamknęłam lewe oko i przymierzyłam się do strzału. Loki stał na przeciwko mnie, szaleńczo się uśmiechając. Strzeliłam.

****

  Obudziłam się, łapczywie łapiąc oddech. Moje ręce wyciągnięte były do góry i próbowały złapać coś nieosiągalnego, nie widzialnego, co pomogłoby mi wyrwać umysł z ciemności. Ledwo otwierając powieki, mogłam dostrzec iskierkę płomienia, który piął się do góry, chcąc stać się niegasnącym żarem. Ciepło rozchodzące się po moim ciele było przyjemne i wprawiało mnie w stan, z którego nie chciałam rezygnować. Jednak, ciche szepty, głosy, które wypełniały przestrzeń wokół mnie, zmusiły do wytężenia umysłu i skupieniu się na rzeczywistości.
- .... mówił, że to nie była jego sprawa. - Zdołałam wychwycić strzępek rozmowy. - Eh... naprawdę nie wiem dlaczego brał w tym wszystkim udział skoro...
  Mężczyzna przerwał swój wywód. Spojrzał w moją stronę, a grymas niechęci wymalował się na jego twarzy. Rozpoznałam w nim Hol'a, który niegdyś był mym przyjacielem, lecz teraz znalazł się na mojej czarnej liście.
- Szefie - Zawołał. a jego krzyk przyprawił mnie o ból głowy. - Obudziła się.
  No pięknie, pomyślałam. Znów Innocent. 
  Podniosłam się do siadu, przecierając gorące czoło. Spojrzałam na Hol'a który teraz pałał do mnie niechęcią. Nie byłam pewna czy zabije mnie teraz, czy potem. W tej chwili musiałam udawać, że wszystko jest w porządku.
- Mała, naiwna Luna - Obok ucha usłyszałam głos przesiąknięty jadem. Zesztywniałam i zerknęłam z ukosa na Lokiego, który stał za mną, opierając łokcie na zagłówku kanapy. - Wierzyłaś, że cię nie znajdę?
  Czarnowłosy obszedł kanapę, biorąc po drodze lampkę wina i stając na przeciwko mnie plecami do kominka.
- Nie wiem co mi zrobiłeś, ale długo tu nie zabawię - Powiedziałam hardo wstając z kanapy, mierząc Lokiego wzrokiem i obracając się na pięcie, aby opuścić to pomieszczenie. Serce waliło mi niczym młotem, a mój oddech stał się płytszy. Nim się spostrzegłam drzwi zostały zabarykadowane przez Hol'a, który następnie opuścił pokój, stając po drugiej stronie drzwi.
- Wyjdę siłą jeśli będzie trzeba - Powiedziałam, nawet nie się obracając. Wiedziałam, że Loki nadal stał przy kominku, popijając swoje wino.
- Nie sprawiaj więcej żadnych problemów, a przymknę oko na twój wyskok.
- Wiesz co? - Zwróciłam się do niego z wrogością w oczach. - Ty i ten cały Innocent, po mimo ocalenia mi życia, nic dla mnie nie znaczycie. Mieszkałam tu tylko dlatego, że nie miałam gdzie się podziać. Zawsze uważałam cię za padalca i nic nie znaczącego idiotę.
  Nim zdążyłam pomyśleć o tym co powiedziałam, poczułam ostry ból na prawym policzku. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, upadając na ziemię.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać. - Loki podszedł do mnie gwałtownym krokiem i ukląkł łapiąc za koszulkę. - Myślisz, że na darmo uratowałem ci życie? Gdyby nie to, że jesteś pierwszoplanową marionetką w tym teatrze, nigdy bym nie pomyślał o ratowaniu twojego marnego życia.
  Oczy Lokiego zapłonęły rządzą mordu. Natomiast moje wyrażały strach. Bałam się. Naprawdę się bałam. Szczególnie tego co może nadejść jeśli od teraz nie będę go słuchać.
- Ale... - Zaraz na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech. Mężczyzna sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej mały pilocik. - ... Jeśli tak bardzo zależy ci na Thomasie, to... - Nacisnął czerwony przycisk.
  Nad kominkiem zawisł wielki telewizor, który pokazywał niewielkie, białe pomieszczenie, metalowy stół i krzesło. Na owym krześle siedział....
- T-Thomas? - Zająknęłam się, widząc jego zakrwawioną twarz i podarte ubranie. Był nieprzytomny, a jego głowa zwisała w dół. Nad nim stał inny mężczyzna, Richard, który pełnił rolę kata. 
- Hmm - Loki wstał i spojrzał na ekran, uśmiechając się do siebie. - Jeśli ci na nim zależy, proponuję mały układ. Oszczędzę twojego kochasia, jeśli...






















sobota, 14 lutego 2015

Vampire - Rose X


Są Walentynki, czyli nie lubiane przeze mnie święto :D Jak to dla singla :D Społeczeństwo czy to Polskie, czy inne, nie jest zbyt tolerancyjne dla takich jak ja XD. Ale do rzeczy.
Wybyło 50 tyś wyświetleń i .... WOW. Nie spodziewała się tego, biorąc pod uwagę, że jestem jaka jestem i nie dodaje notek regularnie, zamrażam inne opowiadania i zabieram się za nowe, co pewnie nie jest przez was pożądane, ale HEJ. Jestem totalnym dupkiem i oszustką matrymonialną ( tak chociaż mój ojciec mówi XD ), a ja się z tym zgadzam. Ale ponownie przechodząc do rzeczy. Proszę, mam dla was rozdział z okazji Walentynek. Wszystkiego dobrego dla par :D 

A i dla tych, którzy chcą *HUG* - zapraszam :D Czekam z otwartymi ramionami 

Piosenka dzisiaj do wybrania przez was.





 Przebudziłam się około północy. Zmieszana i w miarę wyspana, podniosłam się do siadu, prostując nogi w kolanach i przecierając zmęczoną twarz. Bolały mnie wszystkie możliwe mięśnie, a głowa pulsowała tępym bólem, jakby ktoś próbował się przebić przez mój mózg młotkiem. Westchnęłam przeciągle.
  Omiotłam mętnym wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Jedyne co mogłam dostrzec, to kilka zapalonych świec poustawianych na półkach i komodach. Jedna z nim już powoli przygasała, oświetlając fotel, a w nim jakąś postać. Wnioskując po chłodzie, który niemal zaraz ogarnął moje ciało, wiedziałam, że tą postacią był Alucard. Jednak był tak jakby nieobecny. Spał?
  Zżerała mnie ciekawość. Po mimo bólu rozchodzącego się po moich kończynach, wstałam i na palcach podeszłam do śpiącego wampira. Przyjrzałam mu się dokładnie. Tak spał. I nawet wyglądał normalnie. W sensie, nie wyglądał jakby chciał kogoś zjeść na poczekaniu. Czarne włosy, opadły mu na ramiona kaskadami, zaś jego klata piersiowa unosiła się w równym tempie.
- Już się obudziłaś? - Usłyszałam nowy, nieznany mi, męski głos. Obróciłam się na pięcie. Obok łóżka, w którym spałam, dostrzegłam wysoką postać. - To bądź tak łaskawa i nie budź go. - Wskazał palcem na punkt za moimi plecami, który okazał się Alucardem. - Nazywam się Blake Maffor i jestem współpracownikiem Alucarda.
  Mężczyzna podszedł bliżej, wchodząc w plamę światła rozlaną po podłodze. Teraz mogłam dostrzec go całego. Miał jasne, dłuższe włosy i czerwone oczy.
- Wampir? - Spytałam siebie, czując jak oddech zamiera mi w piersi.
- Czy to dziwne Łowco? - Blake ukłonił się przyciskając rękę do piersi. Następnie ujął moją i ucałował ją w wierzch.
  Szybko wyrwałam się z jego uścisku. Jak na pierwsze spotkanie, wyzwalał we mnie negatywne emocje.
- Nie, ale... - Ukradkiem zerknęłam na Alucarda pogrążonego w śnie.
- Ale co? - Jego głos był ponaglający, jednak nie groźny.
  Cofnęłam się o krok, przybliżając się do fotela. W razie czego będę mieć drugiego wampira pod ręką lub posłuży jako tarcza. Z drugiej strony zdziwił mnie fakt, że Alucard jeszcze spał. Blake wcale nie szeptał i zachowywał się dość głośno, więc to powinno zbudzić czarnowłosego.
  Nie żebym się bała, lecz Blake był jakiś dziwny. Nieprzyjemny i dziwny.
- Boisz się! - Krzyknął, jakby uradowany. - Ha wiedziałem.
  Mężczyzna zrobił kilka kroków w tył i zrobił obrót, odwracając się do mnie plecami. Natychmiast w jego dłoni zmaterializowały się dwa kieliszki. Natomiast w drugiej - butelka wina.
- Napijesz się? - Zapytał, nalewając do obydwóch naczyń czerwonej cieczy. - Wino podobno świetnie działa na krew.
  Blake spojrzał na mnie z ukosa, a jego wzrok był jednoznaczny. Wiedział co się ze mną dzieje. Tylko pytanie skąd? Alucard mu powiedział?
- Skąd wiesz? - Spytałam twardo, podchodząc w jego stronę i łapiąc kieliszek w ręce. Upiłam łyk, krzywiąc się lekko. Nigdy nie byłam zwolenniczką alkoholu.
- Co masz na myśli? - Zaśmiał się, siadając w fotelu. Kilka razy obrócił swój kieliszek w dłoni. Jednak, kiedy napotkał mój wyczekujący wzrok, zaczął mówić. - A, o to ci chodzi. No wiesz...
- Czy wino, aż nadto rozplątało twój język?
  W pomieszczeniu zapadło milczenie. Obydwoje wiedzieliśmy do kogo należał ten głos i mieliśmy nadzieję, że jego właściciel nie jest zbyt poirytowany naszą obecnością. Powoli obróciłam głowę w stronę Alucarda, który z grymasem niezadowolenia zmierzył nas ostrym niczym żyletka wzrokiem. Następnie przeniosłam wzrok na Blake'a, który stał prosto niczym struna z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciała.
- Skądże... - Jego zakłopotanie przerodziło się w widoczny strach. Nie mogłam ukryć uśmiechu, który wkradł mi się na usta.
  Wycofałam się na bezpieczną odległość, stając obok łóżka, na którym wcześniej leżałam. Alucard podszedł do Blake'a. Był od niego wyższy i potężniejszy, a jego aura wypełniała całe pomieszczenie.
- Więc zgodzisz się na opuszczenie tego pokoju bez zbędnych tłumaczeń? - Jego ton stał się ostrzejszy, a oczy zapłonęły.
  Młodszy mężczyzna skinął głową i skierował się w stronę wyjścia, posyłając mi rozbawione spojrzenie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Wpierw wyglądał jakby zaraz miał stąd uciec, a teraz ta sytuacja go bawiła. Nie chciałam tu być. Bardziej cieszyłaby mnie sytuacja, gdybym nie miała na karku dwóch wampirów.
- Jak się czujesz? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Alucarda. Mężczyzna przeczesywał swoje włosy, zerkając na zegar wiszący na ścianie.
- Um... chyba lepiej - Odparłam, powoli wkradając się pod kołdrę. Nie nachodziła mnie ochota na rozmowę z wampirem i naprawdę chciałam uniknąć jakichkolwiek potyczek słownych, lecz życie jest brutalne. Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że w środku odczuwałam strach. Jakby wielka, czarna dziura zżerała mnie od środka. Nie pomagały też czerwone, jarzące się oczy Alucarda, które wwiercały się w moją głowę. - Czy mógłbyś.... um... wyjść?
- Aż tak bardzo przeszkadza ci moja obecność? - Spytał, śmiejąc się wyniośle. - Jak dotąd nie skarżyłaś się na to.
  Wampir zrobił kilka kroków w moją stronę. Odruchowo podciągnęłam kołdrę do góry, zasłaniając szyję. Dłonie zacisnęłam w pięści. 
- Spałam...
- To cię nie usprawiedliwia. 
- Alucard... - Powiedziałam ostro, mierząc go spojrzeniem. 
  Patrzyłam jak podchodzi do łóżka i zbliża się do mnie. A raczej do mojej szyi. Zamarłam w miejscu. Dotąd nie miałam żadnego problemu z odpychaniem go czy innych tego typu rzeczy, lecz tym razem coś mnie zatrzymało. Jakby jakaś niewidzialna siła obciążyła moje ręce i powoli kierowała ku dole. Z szeroko otwartymi oczyma przypatrywałam się poczynaniom wampira, który zadowolony z siebie lub też swojego dzieła, wydłużał swoje kły. 
  I w tym momencie jakby czas zwolnił. Powoli z każdą sekundą odczuwałam narastający strach, który mnie paraliżował. Pozbawiał oddechu i manipulował każdą cząsteczką mego ciała. Byłam tylko obserwatorem. Nie brałam udziału w tym wydarzeniu. Mogłam tylko siedzieć i czekać, aż Alucard zatopi we mnie swoje kły, chłepcząc krew, która z każdym momentem sprawiała, że traciłam siły.
  Teraz wiedziałam co powodowało nieuniknioną słabość mojego organizmu, a i tak nie mogłam temu zapobiec. Wampir tylko pogarszał sytuację, nie dając mi swobody mówienia czy nawet odepchnięcia go od siebie, w celu zaprzestania danej czynności. 
- Grzeczna dziewczynka... - Gdzieś pomiędzy jawą, a rzeczywistością usłyszałam jego cichy śmiech. Rozległ się on gdzieś w mojej głowie i pozostał na całkiem długo, a raczej do chwili, gdy nie poczułam przeszywającego bólu w braku. Uczucie te, przywiodło mnie z powrotem na ziemię. 
  Płonące dotąd świecie zgasły, prowadząc za sobą ciemność, która niemal od razu wypełniła cały pokój. Dotąd nie odczuwalny dla mnie chłód, teraz lekko szarpał moją skórę.
- Puszczaj....mnie...PADALCU! - Zdołałam krzyknąć tak głośno, aby ktoś usłyszał. Lecz chyba moje starania poszły na marne, ponieważ nikt się nie zjawił Odsiecz nie nachodziła. Zaczęłam machać rękoma i kopać nogami. - Cholera...Alucard....
~ Nie martw się. ~ Jego szept wypełnił moje myśli. Nie marnując czasu, ani sił na zbędne słowa, podjęłam takie same działania jak on.
~ Wiesz co się dzieje, gdy...
~ Nie martw się. - Powtórzył przerywając mi. Ton jego głosu się zmienił. Był o wiele spokojniejszy.
  Kiedy koniec końców wampir się ode mnie oderwał, opadłam zmęczona na poduszki. Dopiero co spałam, a znów nie mogłam się oprzeć pokusie zamknięcia oczu. Kurwa, zabiję go. Znajdę sposób i zabiję sukinsyna, pogrążyłam się w myślach, usilnie próbując pozostać świadoma. 
  Alucard nadal był w tym pokoju, co nie było dobrym rozwiązaniem, aby teraz mu dokopać, lecz kolejna okazja mogła nie nadejść tak szybko. Zmusiłam wszystkie mięśnie do ruszenia się. Powoli, przekładając nogi przez krawędź łóżka, wstałam i wolnym krokiem podeszłam do wampira. Alucard zmierzył mnie spojrzeniem i uśmiechnął się.
- Jesteś...cholerny, egoistycznym i idiotycznym wampirem, Alucard. - Zaczęłam swój monolog od dość lekkich słów. - Wiesz jakie jest ryzyko...a jednak i tak stawiasz na swoim. Nie mam zamiaru przebywać w tym domu dłużej niż to konieczne. 
  Zebrałam się w sobie i postawiłam kolejny krok. Przylgnęłam do jego piersi, po czym zamachnęłam się i uderzyłam do pięścią. Z jego perspektywy musiało to wyglądać dziecinnie i śmiesznie, ale siły już mnie opuściły. W tym momencie chciało mi się płakać. I tak też postąpiłam. W duchu przyznałam, że jestem słaba i naiwna. Oraz, że nigdy już nie zaufam wampirom. 


























niedziela, 8 lutego 2015

Vampire - Rose IX


Dzisiaj swe urodziny obchodzi Tom Hiddleston. Wszystkiego najlepszego kotek. 
Trzymajcie nową notkę, którą pragnę zadedykować mojemu kuzynowi, który niestety przegrał swoją walkę z rakiem. Nie byłam do niego, aż tak przywiązana co moja kuzynka, lecz łączę się z nią w bólu. 
Jest niesprawiedliwym, by ludzie odchodzili w wieku 25 lat. 





SONG --> Senbon Zakura




  Widziałam czerwone niczym krew tęczówki, które przypatrywały mi się z ciekawością i ... rządzą?
Przez chwilę nie oddychałam. Czułam po prostu zimno, które spływa po moim ciele. Dreszcze lekko drażniły moje plecy, a gęsia skórka pojawiła się na odsłoniętych rękach.
- Alu... - Nie zdążyłam dokończyć.
  Moim oczom ukazał się wampir ubrany w długi, czarny płaszcz, który na wietrze układał się w skrzydła. Mimowolnie zacisnęłam pięści i odsunęłam się od Richarda. Moje oczy rozszerzył się, kiedy wampir podszedł bliżej.
- Lilith? - Głos Richarda słyszałam, jak przez gęstą mgłę. On nie wiedział co czaiło się za jego plecami.
  Ja natomiast czułam jak aura Alucarda coraz bardziej się poszerza, aż w końcu dosięgła mego ojca. Ten obrócił się i spojrzał na starszego od siebie mężczyznę. Przez chwilę nie wiedziałam co się działo. Ich ruchy były szybkie i lekkie. Nawet nie spostrzegłam kiedy Richard leży na ziemi, przygnieciony nogą wampira.
  Szybko zerwałam się na równe nogi, które zaraz się pode mną ugięły. Podparłam się rękami, grzebiąc w błocie. Uniosłam głowę do góry. Alucard patrzył na Richarda głodnym wzrokiem, a jego kły momentalnie się wydłużyły.
- Lilith... - Usłyszałam szept ojca. - Uciekaj.
  Coś, jakiś mały głosik podpowiadał mi, abym wykonała to polecenie. Byłam bliska zerwania się do biegu, lecz moje nogi mnie nie słuchały. Mogłam tylko patrzeć i trząść się z zimna i przerażenia. Nigdy nie widziałam u Alucarda takiego spojrzenia. Przerażał mnie i intrygował jednocześnie.
- Nie...nie, nie, nie!!! - Walnęłam pięścią o ziemię, rozpryskując błoto na wszystkie strony. Nie miałam zamiaru tak tu siedzieć i patrzeć jak ginie mój ojciec. Mój prawdziwy ojciec. Nie chciałam tracić kolejnego rodzica.
  Po moich policzkach spływały zimne łzy. Podniosłam się, stawiając chwiejnie kolejne kroki w stronę wampira, który lustrował moje poczynania. Nie zrobi mi krzywdy. Nie może, pomyślałam i jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się to prawda. Podeszłam do wampira na tyle blisko, aby objąć go w pasie i przylgnąć głową do jego klatki. Nie może... Te słowa krążyły wokół mojej głowy i rodził nadzieję.
  Uniosłam głowę do góry, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu. Przymknęłam oczy i oparłam cały swój ciężar ciała na wampirze, który zdezorientowany, zachwiał się i złapał mnie w pasie. Byłam wyczerpana, a moja głowa z każdą sekundą pulsowała coraz to większym bólem. Gęsta mgła spowiła moje oczy, kamuflując drobne szczegóły.
~ Głupia - Usłyszałam w myślach głos Alucarda. I mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął.
  Odchyliłam lekko głowę do góry i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie rób mu krzywdy. - Powiedziałam z przekonaniem.
  Księżyc zaświecił mocniej, przebijając się przez ciemne chmury i oświetlając naszą trójkę. To była długa noc, której zakończenia mogłam się nie spodziewać, lecz wszystko było jasne i klarowne.

****

- Nie wiedziałam, że lekarze podali mi beta blokery. - Spuściłam głowę, wpatrując się w swoje dłonie, na których pozostały lekkie zadrapania. 
  Alucard postanowił, że razem z  Richardem, możemy przenocować w jego rezydencji, która okazała się czymś na miarę małego zamku. Było to najlepsze miejsce ze wszystkich. Najgorszym, jednak był dom, gdzie Richard i wampir nie byliby zbyt miło ugoszczeni. Zapewne ekipa Michaela od razu przeszłaby do ataku. A tak mogłam w spokoju wysłuchać całej opowieści ojca.
- Nie mogłaś tego pamiętać. - Ojciec założył nogę na nogę i złączył dłonie. - Beta blokery całkowicie blokują receptory układu współczulnego. 
- Dlatego akcja twojego serca zwalnia. - Wtrącił Alucard. - Za każdym razem, kiedy piłem twoją krew, twoje serce stopniowo przestawało bić, co powodowało omdlenia i spadek aktywności organizmu. 
- Gryzłeś ją? - Wycedził Richard przez zaciśnięte zęby. Widziałam jak jego pięści zaciskają się, a knykcie bieleją. - Jak śmiałeś? Skoro wiedziałeś, że jej serce po czymś takim mogło nie wytrzymać.
  Richard wstał i ze złością wymalowaną na twarzy, podszedł do wampira. Jego dłoń uniosła się wysoko ku górze i zatrzymała dopiero na policzku Alucarda. Ten jednak nie wzruszony, spojrzał na pastora. Jego wzrok był pozbawiony uczuć.
- Lepiej? - Spytał Alucard, szczerząc kły. 
  Podniosłam wzrok na wampira. Jego oczy błysnęły w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Zastanawiał się dlaczego nie mógł zainwestować w kilka dodatkowych lamp. Westchnęła, wyciągnąwszy się na wygodnej kanapie. Oparłam głowę o ramię i zamknęłam oczy, czując nadchodzące zmęczenie.
- Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz - Wysyczał Richard, wracając na swoje miejsce.
  Wampir podszedł do okna, przez które wpadały srebrno-białe promienie księżyca. W tym momencie otworzyłam oczy, poczuwszy jego znikającą aurę. Chociaż nie tyle znikającą, co gasnącą. Jego twarz była pozbawiona emocji, jednak, kiedy pragnął krwi, widziałam na niej pożądanie i chęć zagłębienia swoich kłów w ofierze. Teraz, jednak wyglądał jak zwyczajny mężczyzna. Wydawał się nawet bezpieczny w swej naturze.
- To nie był ostatni raz - Szepnęłam na tyle głośno, aby mój głos dosięgnął nawet Alucarda. - Uratował mi życie, a ja w zamian zostałam jego chodzącą przekąską. - Ostatnie zdanie miało zabrzmieć zabawnie, jednak twarz ojca pozostawała niewzruszona. 
  Przekręciłam się na plecy, zasłaniając ręką oczy. Chciało mi się spać i  tym razem wiedziałam czym była spowodowana ta nagła senność. 
- Słucham? - Odezwał się Richard. - Zawarłaś umowę z wampirem? - Ojciec gwałtownie podniósł się z fotela. 
- Nie mam pięciu lat, żebyś mi mówił co jest dobre, a co złe. - Wszystkie słowa ulatywały ze mnie niczym powietrze. Mój głos tracił swe siły. - Nie było cię nawet wtedy, kiedy cię potrzebowałam. Nie mówiąc już o tym, że nie wiedziałam, że w ogóle istniejesz. 
- Kochanie, to wszystko było dla twojego dobra. Gdybyś dowiedziała się wcześniej, twoje serce mogłoby tego nie wytrzymać. Czekałem na odpowiedni moment.
  Moje serce powoli pękało, a ja czułam rosnąca we mnie rozpacz. Nie wiem dlaczego, ale w tamtej chwili pragnęłam spokoju, ciszy i samotności. Nie miałam wiele czasu na przemyślenia. 
- Odpowiedni moment? - Podniosłam się do siadu, krzycząc prosto w jego twarz. Po chwili poczułam ciepłe łzy spływające po moich policzkach. Oczy zaczynały mnie szczypać. Traciłam nawet oddech. - A gdyby ten nigdy nie nadszedł? Dalej nie wiedziałabym nic o matce i o tobie. 
- Spokojnie... - Richard podszedł do mnie, kładąc mi dłonie na ramionach. 
  Moim ciałem wstrząsnął szloch. Wyrwałam się z jego uścisku i podbiegłam do uchylonych drzwi, które prowadziły na korytarz. Biegłam przed siebie, pragnąc wydostać się z tej klatki. Chciałam poczuć chłód na ciele, co dałoby mi tylko wyjście z tego domu. Czułam ścisk w sercu. 
  Kiedy byłam już blisko kolejnych drzwi, poczułam szarpnięcie. Czyjaś ręka obróciła moje ciało i złapała w pasie. Otworzyłam czerwone od płaczu oczy i spojrzałam obojętnie na wampira, który ułożył usta w wąską linię. Jego tęczówki sprawnie wkradły się w głąb mej duszy. Nie powiedział nic. Objął mnie mocniej i przyciągnął do siebie, odnajdując moje usta.
  Tym razem nie sprzeciwiałam się temu. Chciałam jak najszybciej zasnąć, odpłynąć, a czary Alucarda były ku temu bardzo pomocne. Przylgnęłam do jego zimnych ust, biorąc wszystko łapczywie i szybko, byle by mieć to już za sobą.
~ Grzeczna dziewczynka - Usłyszałam w głowie jego wredny śmiech.
  Zamknęłam oczy i odpłynęłam. 

****

- Coś ty jej zrobił? - Ciężki i oskarżycielski głos Richarda spłynął po Alucardzie, jak po kaczce. Wampir całkowicie nie przejmował się tym, że pastor naciera na niego z pięściami. - Odpowiadaj.
  Alucard uchylił się przed atakiem, trzymając w swych ramionach śpiącą dziewczynę. Jej włosy kaskadami opadały na ramię wampira, a ręce wygodnie ułożyły się wzdłuż ciała. 
- Uspokój się klecho. - Warknął wampir, po czym skierował się w stronę kanapy, gdzie wcześniej leżała Lilith. Ułożył ją wygodnie, uprzednio zabierając koc zwisający z oparcia drugiego fotela. Przykrył nią dziewczynę i spojrzał na jej spokojną twarz pogrążoną w głębokim śnie. - Była zmęczona, a ty dokładałeś swego. Jak na ojca, jesteś godny pożałowania. 
  Richard spojrzał na niego, zadzierając lekko głowę do góry. Wampir nad nim górował, co nie było pożądaną rzeczą ze strony pastora. I chociaż w tym momencie mógł użyć swej magi, aby zadać jakiekolwiek obrażenia Alucardowi, szybko pozbył się tej myśli, mając na uwadze dobro swojego dziecka. 
- Dlaczego jej to robisz? - Spytał z wyrzutem, zerkając na Lilith. Jego mina spoważniała, a wcześniej zaciśnięte dłonie, rozluźniały się. 
- Jestem wiekowym wampirem. - Powiedział Alucard, odwracając się do niego plecami. Zrobił kilka kroków, by zaraz wygodnie usadowić się w fotelu. - W tych czasach, znalezienie dobrej krwi jest nie lada wyzwaniem. 
- Więc robisz to tylko z powodu własnych zachcianek? - Richard usiadł w fotelu na przeciwko wampira, mierząc go wzrokiem. - Jesteś egoistą. W ogóle nie obchodzi cię jej życie. 
- Tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś!
  Między nimi zaległa ciężka cisza. Zegar wiszący na ścianie, tykał cicho, dając znać, że zbliża się północ. W pomieszczeniu panowała ponura atmosfera. Kilka lamp oświetlających pokój zgasło, pozostawiając po sobie tylko smugę ciemności. Jedynie księżyc zaglądał przez cienką szparę pomiędzy kotarami zasłaniającymi okno.
- Chcę mieć ją przy sobie ze względu na zaistniałe niedawno niebezpieczeństwo. - Powiedział Alucard, przymykając oczy i odchylając się w fotelu.
- Co masz na myśli? - Spytał Richard, nadmiernie zainteresowany podjętym monologiem wampira.
- Ruben, jeden z Krwistych, nie jest tym za kogo się podaje. Owszem może i kiedyś był przyjacielem Lilith, jednak teraz jest inaczej. 
  Richard spojrzał na dziewczynę i poruszył się niespokojnie. Wiedział kim byli Krwiści. Dużo dla niego znaczyli, ponieważ właśnie w ich siedzibie poznał matkę Lilith. Ona tak samo jak Ruben była zmiennokształtną. Jemu jednak to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Był oszołomiony widokiem Amandy, kiedy ta z wolna przemierzała korytarze organizacji. Jej puszysty ogon dodawał jej uroku tak samo jak uszy. Wtedy była dla niego aniołem. Teraz....
  Richard westchnął, schowawszy głowę w dłoniach. 
- Nie zatrzymasz jej w tym swoim zamku - Powiedział pewnym głosem pastor. - Nie usiedzi w jednym miejscu, dłużej niż dzień. Ewentualnie dwa. Potem nie da ci spokoju i będzie chciała się stąd wyrwać. A, żeby tego dokonać, zrobi wszystko. 


























poniedziałek, 2 lutego 2015

Vampire - Rose VIII

  Kochani czytelnicy. Obecnie przebywam na terenie Austrii. Jestem na nartach z rodziną i ich kolegami, więc przez ten tydzień postaram się coś naskrobać w notatkach. Wczoraj po południ, kiedy wróciliśmy ze stoku, zabrałam się za pisanie nowego rozdziału Vampire, lecz kiedy byłam już na jego końcu, niespodziewanie usunęłam go sobie. I chyba możecie sobie wyobrazić moją frustrację i złość wyładowaną na poduszce, która leżała obok mnie :D. Ale DON'T WORRY MY FRIEND. Mam rozdział, napisany w przeciągu kilku godzin. :D
Wrzucam wam także kilka zdjęć z moim udziałem. Jestem zamaskowanym ninja - LadyKiitsune. A właśnie. Postanowiłam zmienić nick ze względu na swoje zainteresowanie lisami i własnym tatuażem :D

 SONG --> Mercy


  Kłębowisko chmur zakryło tarczę srebrnego księżyca, pozostawiając jedynie kilka gwiazd na granatowym nieboskłonie. Zimne powietrze wkradło się do mojego pokoju przez otwarte okno, w którym stała tajemnicza postać, odziana w czarny płaszcz z kapturem.
- Witaj moja córko - Męski głos wypełnił przestrzeń dookoła.
  Po moich plecach przeszły ciarki. Strach ścisnął kołaczące serce, a oddech znacznie przyspieszył. Kątem oka dostrzegłam ruch obok. Zwróciłam głowę w kierunku Tamary, która wycofała się na bezpieczną odległość, opierając się plecami o ścianę obok drzwi.
  Mężczyzna wcześniej klęczący na parapecie, teraz kierował się w moją stronę. Odruchowo sięgnęłam do pasa, gdzie zwykle wisiał mój nóż, lecz tym razem go tam nie było. Strach ponownie zawitał w moich oczach, pokazując nieznajomemu jak bardzo się boję. Cofnęłam się do tyłu, natrafiając na krawędź łóżka.
- Szlag... - Szepnęłam pod nosem.
  Nie miałam wyjścia. Musiałam wdać się w konfrontację z przeciwnikiem, aby ratować swoje marne życie. I chodź śmierć była kusząca, bowiem nigdy więcej nie musiałabym ponownie stawać oko w oko z Alucardem, to zrezygnowałam z pomysłu poddania się. Nabrałam powietrza i z dumą uniosłam głowę do góry. Nie na darmo zostałam łowcą.
- Kim jesteś? - Po mimo strachu, mój głos wydawał się mocny.
  Tajemniczy mężczyzna zatrzymał się nagle i swoimi złotymi oczyma rozglądnął się po pokoju. Zdawać by się mogło, że czegoś szukał, lecz po chwili ponownie skierował swój wzrok w moją stronę. Poczułam się osaczona. Nie mając żadnej drogi ucieczki, zaczynałam odczuwać coraz to większy strach.
- Nie poznajesz mnie? - Spytał zdezorientowany.
  Naprawdę nie miałam pojęcia o co tu chodzi i w najbliższej przyszłości nie miałam zamiaru się tego dowiedzieć. Nagle usłyszałam skrzyp drzwi. Obróciłam się ws stronę gdzie znajdowały się wrota do mego pokoju. Tamara pobiegła po chłopaków, czyli mam szansę grać na czas.
- Nie mam pojęcia kim jesteś, ani co tutaj robisz, ale wiec, że...
  Nie dokończyłam, ponieważ poczułam nagłe szarpnięcie, a potem silny podmuch wiatru, uderzający o moją twarz. W przeciągu kilku kolejnych minut nie miałam pojęcia co się działo wokół mnie. Czułam tylko zimno i dziwny dźwięk, jakby coś przecinało lub uderzało w masy powietrza. Kiedy w końcu przemogłam się otworzyć oczy, ujrzałam parę potężnych, czarnych skrzydeł. Następnie mój wystraszony wzrok padł na postać w kapturze. Jego złote oczy badały okolicę, co chwila zerkając w moją stronę.
- Nie. Bój. Się - Powiedział uśmiechając się i kładąc akcent na każdy wyraz.
  Nie wiem czemu, ale nagle poczułam wszechogarniające mnie ciepło i dziwne uczucie palenia w płucach. Zamknęłam na powrót oczy i nabrałam w płuca letniego, świeżego powietrza. Kiedy na powrót uchyliłam powieki, zobaczyłam wokół siebie gęstą kępę drzewa. Niebo już rozgwieżdżone, teraz ukazywało srebrną tarczę księżyca.
- Ostrzegam - Cofnęłam się na bezpieczną odległość tak, aby mieć pełne pole manewru. Ewentualnie mogłam zacząć uciekać. W mojej głowie już obmyślałam kolejne plany ucieczki.
- Uspokój się Lilith. - Powiedział, a ja wyprostowałam się, zdziwiona tym, że mężczyzna wie jak się nazywam. - Eh... - Westchnął, drapiąc się po tyle głowy - Jesteś całkowitym przeciwieństwem Amandy.
  Ten mężczyzna wydał mi się naprawdę dziwnym, więc w ułamku sekundy obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie, omijając wystające korzenie potężnych drzew. Adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach, co wywołało u mnie zwiększoną wydajność organizmu. Nie zważałam na ostre gałązki i wiele innych roślin z okazałymi kolcami. Stawiałam kolejne kroki w zastraszającym tempie, aby jak najszybciej znaleźć się daleko od człowieka, który mógł okazać się gwałcicielem, albo mordercą.
- Lilith!!! - Usłyszałam jego krzyk, który brzmiał niebezpiecznie blisko mnie.
  Szybko zerknęłam przez ramię, mając nadzieję, że mężczyzna znajduje się jakieś dobre kilkadziesiąt metrów za mną. Jakie, jednak było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłam czarną smugę dymu pędzącą w moją stronę. Chwilę potem poczułam jak upadam.
- Przecież nie zrobię krzywdy własnej córce. - Powiedział, podchodząc do mnie i opierając ręce na biodrach. - Twoja matka skróciłaby mnie o głowę.
- O czym ty do cholery mówisz. Uprzedzam, że jeste..... - Nie dokończyłam, ponieważ mężczyzna skutecznie uniemożliwił mi dalsze prowadzenie monologu. Jego dłoń zasłoniła mi usta, zaś druga powędrowała do góry. Wokół zaciśniętej pięści mężczyzny zaczęła się kumulować dziwna smuga dymu, która później przybrała kształt ptaka. Tajemniczy jegomość szepnął coś do ucha stworzenia, a ona poszybowało do góry.
  Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, spróbowałam się wyrwać, lecz uścisk czarnego dumy nie pozwalał mi na nic.
- Słuchaj... - Usłyszałam jego pewny głos. Mężczyzna zwrócił się w moją stronę, a jego złote oczy błysnęły. Zdjął swój kaptur, ukazując pełną twarz skąpaną w blasku księżyca. - Jestem twoim ojcem.
  Zamarłam. Moje oczy rozszerzyły się, a oddech przyspieszył. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze.
- Słucham? - Spytałam, po chwili odzyskując zdolność mówienia. - Sorka, ale chyba mnie z kimś pomyliłeś.
- Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale wszystko co mówię jest prawdą. Nazywam się Richard
  Mężczyzna podszedł do mnie, a ja w końcu mogłam w pełni ujrzeć jego oblicze. Wyglądał na około trzydzieści lat. Złote oczy, czarne, dłuższe włosy i kilkudniowy zarost.
- Jasne - Zakpiłam - A ja mam ci w to uwierzyć?
- Nie musisz. - Mężczyzna zrobił krok do przodu, a ja w tym samym momencie odskoczyłam do tyłu, uderzając plecami o drzewo. - Sam ci to pokarzę.
  Richard ukląkł na przeciwko mnie i złapał moją twarz w swoje dłonie. Następnie zbliżył swoją głowę do mojego czoła, a ja poczułam jak tracę świadomość.
  Pole mojego widzenia wypełniły przedziwne projekcje filmowe czy też różne obrazy. Wszystko to otaczało moją osobę i więziło w dziwnej klatce, nie dając szans na ucieczkę. Obejrzałam się dookoła, patrząc po kolei na każdy ekran wiszący w powietrzu. Jeden z nich w szczególności przykuł moją uwagę.
  Na łące, gdzie niebieskie niego pokrywało znaczną część obrazu, siedziała mała dziewczynka. Jej długie, brązowe włosy targał letni wiatr, a zielone oczy z ciekawością badały otoczenie. Obok niej, na kocu siedziała para ludzi. Mężczyzna o czarnych włosach śmiał się i otulał ramieniem kobietę siedzącą obok. Wyglądali na szczęśliwą parę, lecz ja dostrzegłam pewien szczegół. Owy mężczyzna miał na sobie czarna sutannę i koloratkę.
   Wydało mi się to trochę dziwne, ponieważ z reguły księża nie mogą mieć rodzin, ani żon. Chodź z drugiej strony mógł być pastorem.
- Lilith kochanie. - Usłyszałam miły i radosny głos kobiety. Jej czekoladowe włosy kaskadami spłynęły wzdłuż pleców, kiedy wyswobadzała się z ramion mężczyzny. - Uważaj, aby nie odejść za daleko.
  Nagle cały obraz zniknął, pozostawiając za sobą czarną plamę. Po chwili jednak na jego miejscu pojawił się kolejny, gdzie dostrzegłam starszą dziewczynę o brązowych włosach. Siedziała na parapecie i wpatrywała się w wędrujący księżyc. W jej dłoni spoczywała książka, lecz jej tytuł był za trudny do odczytania. Zamazane literki zlewały się ze sobą, tworząc jakieś dziwne bohomazy.
- Wróć cała i zdrowa - Usłyszałam jej cichy szept, skierowany ku górze. - Błagam.
  Obraz ponownie utracił swą ostrość i znikł. Następny, który zastąpił jego miejsce, był bardziej ponury. Deszczowe chmury przykryły całe niebo. Grupa ludzi w czarnych ubraniach i z pochylonymi głowami, szeptała słowa modlitwy, a trumna ułożona w głębokim dole, skrywała w sobie tajemnicę. 
  Spróbowałam zrobić krok do przodu i chodź wydawało się to niemożliwe, udało się. Wkroczyłam w ponurą atmosferę. Projekcja jednak nie była rzeczywista i nie mogłam poczuć kropel deszczu. Podeszłam bliżej dołu, gdzie na jego dnie spoczywała trumna. Spojrzałam w dół, jednak nic nie mogłam dostrzec. Obraz po raz kolejny rozmazał się, lecz tylko wokół głębokiego grobowca.
  Niespodziewanie poczułam uścisk na ramieniu. Momentalnie obróciłam się do tyłu, zamierając w tym samym czasie. W tym momencie coś stało się dla mnie jasne i klarowne. Poczułam palące uczucie do kobiety, która stała na przeciwko mnie ze złotym uśmiechem. Moje oczy naraz napełniły się gorzkimi łzami, a ciałem przyległam do jej ciała, obejmując w pasie ramionami.
- Już spokojnie kochanie. - Kobieta, która nosiła imię Amanda, pogłaskała mnie po głowie. Jej palce przeczesywały moje włosy i dawały ciepło. - Jestem przy tobie.
  Nagle wszystko stało się jasne. To była moja matka, a grób, przy którym stałam należał do niej. Uczucie żalu i goryczy wypełniło moją pierś. Chciałam płakać, lecz brakło mi oddechu.
- Przypomniałaś sobie. - Powiedziała spokojnie, jakby wiedząc o co chcę spytać. - Doktorzy w klinice Staford podali ci beta blokery, przez co o mnie zapomniałaś.
  Odchyliłam głowę dot tyłu, aby spojrzeć na jej spokojną twarz. Amanda promieniała radością i emanowała spokojem. W przeciwieństwie do niej, ja próbowałam pozbierać wszystkie kotłujące się w mojej głowie myśli. Byłam zdruzgotana i cierpiąca.
- Przepraszam. - Wypowiedziałam te słowa z wielką skruchą, chodź nie zrobiłam niczego złego. To nie była moja wina, że nie pamiętałam matki, ani jej śmierci, jednak obwiniałam się za to.
- Nie ma za co. Richard, twój ojciec się tobą zaopiekuje i wszystko będzie dobrze. - Kobieta położyła dłonie na mych ramionach i ucałowała w czoło. Jej osoba powoli zaczęła stawać się przeźroczysta, a ja nagle zapragnęłam zatrzymać czas.
- Nie... nie mamo!!! - Krzyknęłam, kiedy jej duch wzniósł się w powietrze. Biała suknia, w którą była ubrana, zafalowała targana przez wiatr. Wyglądała niczym anioł, który właśnie wypełnił swoją misję i teraz wraca do królestwa niebieskiego.
- Zawsze będę w twoim sercu, kochanie. - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam, nim na powrót otwarłam oczy.
  Przez dobre dziesięć minut dochodziłam do siebie, przytrzymywana przez ramiona Richarda, który oparł brodę na mojej głowie. Czułam jego spokojne bicie serca i lekki oddech. Do moich oczu znów napłynęły łzy. Zaczęłam się dusić i dławić, a chcąc nabrać oddechu, czułam piekielne palenie w piersi. 
- Spokojnie - Powiedział Richard, patrząc na mnie złotymi oczyma. - Wszystko będzie w porządku. Zaopiekuję się tobą, jak przystało na prawdziwego ojca.
  W tamtym momencie zapragnęłam, aby śmierć przyszła po mnie szybciej. A obecność jeszcze jednej osoby, przyprawiła mnie o palpitację serca.