poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 5

Zra­niona miłość może wy­wołać ta­kie sa­me skut­ki co nienawiść.
Charles Louis de Montesquieu


- I co o tym wszystkim myślicie? – Spytał Fury, zebranych w organizacji mścicieli.
-  Jak na razie nic nie robi, więc chyba mamy spokój – Odparła beznamiętnie Natasza
- O nie. – Rzekł stanowczo Tony – Loki na pewno ma w tym jakiś swój popaprany motyw.– Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie wiem jak wy, ale uważam, że Stark ma rację – Dodał Clint, opierając się wygodnie na krześle, tak jakby nic się poważnego nie stało. Wszyscy nagle jak z bicza strzelił, zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego. Tylko doktor Banner siedział spokojnie.
- Spokój do jasnej cholery – Krzyknął ostro Fury, a wszyscy jak jeden mąż się zamknęli.  Z powrotem zajęli swoje miejsca i spojrzeli wyczekująco na dyrektora. – Na razie wszystko jest pod kontrolą, jednak nie możemy dopuścić do jakichkolwiek niezgodności, więc tak jak ustaliliśmy – Zwrócił się do dwójki agentów – Natasza i Clint, będą obserwować dom w nocy i zdawać natychmiastowy raport. – Tymi słowami zakończył niewielkie zebranie, po czym wyszedł.
- Się wkurzył – Prychnął Tony i także wstał z zamiarem wyjścia.
- A ty gdzie? – Spytał Kapitan, mierząc go podejrzliwie wzrokiem.
- Na mały rekonesans – Odparł i wyleciał z sali jak strzała.
                                                                 ~*~*~*~
Dziewczyna siedziała na dachu domu, samotnie rozmyślając nad całą sytuacją. Loki, dziwna moc. Myśli krążyły wokół jej głowy, nie dając ani chwili wytchnienia. Dlaczego ona? Czemu nigdy wcześniej tego nie czuła? Dlaczego świat jest taki okrutny? I jeszcze to co Loki robił w salonie. Widok krwi ją przerażał. Pamiętała może szkarłatnej cieczy, kiedy to ojciec ją ukarał, wbijając zimną stal w brzuch. Mimowolnie przejechała opuszkiem palca po bliźnie. Westchnęła i podniosła wzrok na granatowe niebo. Kilka zimnych kropel padło na jej twarz. Zaraz będzie lać. – Pomyślała i swetrem, owinęła się jeszcze bardziej, aby zatrzymać ciepło. Nie miała nawet najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Nawet jak zacznie padać. Nagle dziewczyna usłyszała dziwny dźwięk, podobny do brzęczenia silnika, lecz to nie było to.
- Jak się masz mała? – Nad jej głową rozbrzmiał męski głos. Spojrzała na ową postać i zrobiła mu trochę miejsca obok siebie.
- Hej – Odparła. Stark wylądował na dachu, przysiadając się.
- Stało się coś? – Spytał z podejrzeniem.
Co mu mam do cholery odpowiedzieć. Tak Tony stało się. Dziś w salonie Loki zaczął się ciąć, a mi kazał leczyć jego rany, ponieważ twierdzi, że mam jakaś tam moc. – Przeszło jej przez myśl.
- Nic – Skłamała. – A ty czemu tu jesteś?
- Nudziło mi się, więc przyleciałem pogadać.- Odparł gładko.
- Wierzysz w magię? – Spytała nagle. – Znaczy wiem, że ona istnieje. Przykładem jest Thor i Loki, ale czy jakbyś taką magiczną moc posiadał, wierzył byś w to?
- Mała – Rozczochrał jej włosy. Mała. Tak zawsze na nią mówił, od kiedy była jego przyjaciółką – Wiesz, że ludzie nie potrafią czarować. Znów za długo pisałaś i teraz masz babo placek.
- Może masz rację – Westchnęła ciężko. Nagle usłyszała dzwoniący telefon.
- Pepper – Uprzedził ją mężczyzna. – Muszę lecieć.
Patrzyła jak odlatuje, pozostawiając za sobą smugę białego światła. Czy, aby na pewno może uwierzyć w to, że jest normalna? Po tym co zobaczyła? Po tym czego doznała? Może ignorując tą odmienność, zepchnie ją na dalsze tory i przestanie o niej myśleć. 
                                                                  ~*~*~*~
- Hej mała – Powiedział męski głos. Loki stał oparty o drzwi dziewczyny, przysłuchując się jej rozmowie z Starkiem. Nie trwała ona długo. Już dziesięć minut później, dało się usłyszeć dźwięk, który wskazywał na to, że Tony już odleciał. Spojrzał na swoją rękę. Przedtem pełna cięć i krwi, teraz bez śladu zadrapania. Dotknął jej delikatnie, jakby chciał wychwycić niewielki ślad dotyku dziewczyny. Był lekko zszokowany jej słowami i zachowaniem. „ To boli. Kiedy ktoś na kim ci zależy, cierpi.” Te zdanie, szumiało w jego głowie od tamtej chwili. Cały czas sobie tłumaczył, że musiał to zrobić, aby wyzwolić jej moc. Nagle drzwi, o które się opierał, otworzyły się, a on wpadł do środka.
- Boże Loki, przepraszam – Dziewczyna zakryła usta i pomogła wstać chłopakowi. Otrzepał kurz z ubrania i spojrzał na szatynkę. Była cała mokra i trzęsła się z zimna. Wyjrzał przez jej ramię. Na dworze padało jak z cebra.
- Byłaś na dworze w taką pogodę? – Uniósł brew do góry. Spuściła wzrok, wpatrując się teraz w swoje buty. Wyglądała jak mała dziewczynka, która coś przeskrobała. Mężczyzna westchnął zrezygnowany. Zdjął swoją bluzę i nałożył jej na ramiona. Ona podniosła na niego zdziwiony wzrok, a na jej twarzy wystąpił niewielki rumieniec. – Kładź się. – Rozkazał. Posłusznie wykonała polecenie i bez zbędnych ceregieli, wpełzła pod ciepłą kołdrę.
Loki schodził schodami, kierując się do kuchni, cały czas zadając sobie pytanie, czemu siedziała na dachu w deszczu? Głupia dziewczyna. – Pomyślał. Podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z niej kubek. Nalał do czajnika wody i poczekał, aż się zagotuje. Po zrobieniu ciepłej herbaty, ponownie udał się na górę.
- Proszę – Wcisnął jej parujący trunek w dłonie, siadając na skraju łóżka. Dziewczyna podziękowała nieśmiało i wzięła mały łyczek. Poczuła jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Odstawiła kubek na szafkę nocną i opadła na poduszki. Jednak zaraz musiała się podnieść, aby się nie zakrztusić. Zachłysnęła się powietrzem, a następnie kichnęła. – Przeziębiłaś się przez to siedzenie w deszczu - Stwierdził oczywiste. Puszczając mimo uszu jego słowa dziewczyna spytała:
- Co ja mam dalej robić?
Mężczyzna uniósł pytająco brew.
- No z tą mocą – Dodała pospiesznie.
- Najpierw naucz się ją kontrolować, a potem się zobaczy – Wyjaśnił.
- Ale jak? – Drążyła temat.
- W twoim przypadku, działają silne emocje, nad którymi nie panujesz. W zasadzie nie umiesz nad nimi panować. Reasumując. Nie zachowuj się jak dziecko, a wszystko będzie dobrze.
Oburzonym wzrokiem, spojrzała na niego.
- Nie jestem małym dzieckiem – Fuknęła.
- Wcale – Mężczyzna złożył ręczna piersi.
- No przecież mówię – Kolejne kichnięcie.
Loki obrócił głowę w jej stronę i powalił zabójczym uśmiechem.
- Mam ci przypomnieć z jakiego powodu dziś płakałaś? – Spytał retorycznie – Mianowicie z żadnego, bo owego nie było.
Teraz to się w niej zagotowało. Płakała błahego powodu. Nic nie poradzi, że miała takie, a nie inne dzieciństwo i takiego, a nie innego ojca, który próbował ją zabić. Widok choćby odrobiny krwi, przyprawiał ją o mdłości, zawrót głowy i płacz. Oburzona, odłożyła kubek na szafkę i gładko wsunęła się pod ciepłą kołdrę.
- To nie były błahe powody. – Szepnęła. – Wiem, że i ty to teraz rozumiesz. Znaczy w jakiej sytuacji się znajduję i co przeszłam. Chociaż znam cię niecały tydzień, także wiem co przeszedłeś i jak się czujesz. Dla każdego musi to być ciężkim przeżyciem i frustracją, oraz traumą.
Chłopak zwiesił głowę. Jego oczy posmutniały.
- Fakt. Czasami nie panuję nad swoimi emocjami, jednak wtedy wiem, że jestem człowiekiem, a nie jakąś bezduszną bestią.  – Ziewnęła i ukryła twarz w poduszce, mamrocząc coś jeszcze pod nosem.
On siedział i patrzyła jak zasypia. Powoli jej ciało i dusza, wchodziły w senny stan. Sam nie wiedział ile, tak na nią patrzył. Kiedy spała była taka krucha i bezbronna. Wtedy naszła go – sprzeczna z jego sposobem bycia i z naturą – myśl. Chciał ją chronić, aby tej małej istocie nie stała się żadna krzywda. Powoli wstał i bezszelestnie przeszedł  na drugą stronę łóżka. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jej delikatną twarz, po czym ułożył się obok niej. Sam nie wiedział dlaczego. Jego ciało działało samo, tak jakby miało swoje życie, które chwilowo pragnie, bliskości drugiej osoby. Jej ciepła, dotyku. Położył się na prawym boku i spojrzał na nią ponownie. Lekkim gestem, chwycił kilka kosmyków jej włosów i założył za ucho. Ona mruknęła coś nie wyraźnie i samowolnie przybliżyła się do niego, wgłębiając się w jego klatkę. Poczuł wszechogarniający go spokój i dziwne ciepło. Jakby dziewczyna mu je przesyłała. Jakby wiedziała, czego potrzebuje. On niepewnie objął ją ramieniem i zasnął.
Ta noc była dla niego wyjątkowa. Sen pozbawiony jakichkolwiek koszmarów i ciepło Ellie. Jej bliskość i świadomość tego, że leży w jego ramionach. Pragnął tego. Pragnął pocałować jej usta i ich zasmakować. Poczuć jak to jest, kiedy dwie pragnące siebie osoby, dają upust emocjom. Poczuć to jak, ponownie można komuś zaufać.
                                                                               ~*~*~*~
Rano nastało szybko. Zbyt szybko. Dziewczyna uchyliła swe powieki. Nie pewna widoku, który ma przed oczami zamrugała. Obok niej spał Loki. Pierwsza reakcja jaką jej ciało odczuło, było zszokowanie, następnie zmieszanie, a potem totalnie się zaczerwieniła. Niepewnie spojrzała na niego jeszcze raz. Spał tak spokojnie, jak małe dziecko. Do tego kilka włosów opadło mu na twarz. Powoli je odgarnęła. Wpatrywała się w jego twarz, przez ponad dziesięć minut, zanim zorientowała się, że na nią patrzy. Jego oczy. Takie zielone i hipnotyzujące. Nie mogła się od nich oderwać. Utonęła w jego spojrzeniu. Nagle poczuła pod sobą lekkie szarpnięcie. To Loki wyciągał swoją dłoń z pod jej boku. Głowę miała położoną na jego barku. Zbyt blisko – Pomyślała i chciała się odsunąć, lecz on jej to uniemożliwił. Wolną ręką, ujął jej policzek i przejechał opuszkiem palców po gładkiej skórze, zahaczając o usta, na co dziewczyna zareagowała wzdrygnięciem. Przysunął się bliżej. Poczuła zimno jego skóry, kiedy stykali się ciałami. Wiedziała co chce zrobić.Serce pobijało rekordy szybkości, a rozum stanowczo temu zaprzeczał. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Obydwoje znali swój ból. Utraty kogoś bliskiego, lub życia w samotności. Loki przymknął oczy i nachylił się w jej stronę. Poczuła jego ciepły oddech na swoim karku, kiedy i tam obdarowywał ją namiętnymi pocałunkami. Ręce mężczyzny błądziły po jej ciele, badając każdy jej cal. Był jak zwierze. Zachłanny i agresywny. Pocałunki były brutalne, lecz z każdą chwilą to wszystko ustępowało. Nagle odsunął się od niej. Widziała jego zaszklone oczy, które z każdą chwilą nabierały dojrzalszego koloru. Podniósł się do pozycji siedzącej i obrócił do niej placami. Głowę miał zwieszoną, a twarz ukrytą w rękach.
- Nigdy nie powinienem czuć czegoś do ludzkiej dziewczyny. – Mówił załamanym głosem. Sam w końcu musiał to przyznać. Wczoraj w nocy zrobił to przed sobą, a dziś rano przed nią. Jednak jego serce dyktowało coś innego.
-Loki – Zaczęła – Nie musisz się bać okazywania swoich uczuć.
- Nie boję się! –Krzyknął, a ona się zatrzęsła. – To co zrobiłem wtedy w salonie, zapoczątkowało coś, co w ogóle nie powinno się narodzić. – Wstał i wyszedł, zostawiając ją samą.
                                                                  ~*~*~*~
Dziewczyna od ponad godziny siedziała w salonie i wypatrywała widoków zza okna. Potem zdecydowała się zaczerpnąć jakiejś wiedzy z Internetu na temat jej nowej mocy. Po kolejnej godzinie szperania i przeglądania różnych stron, stwierdziła, że piszą same bzdury. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Ciekawa kto to może być, podeszła i je otworzyła. W progu stała kobieta, a u jej boku mała złotowłosa dziewczynka, trzymająca matkę za ręce.
- Witaj Ellie – Kobieta obdarowała ją promiennym uśmiechem – Razem z mężem wyjeżdżamy na wycieczkę w góry, a Mia jest na to za mała. Czy nie mogłabyś się nią zaopiekować przez dwa dni?
Szatynka uklękła i rozłożyła ręce. Mała od razu do niej podbiegła mocno przytuliła.
- Oczywiście. Jakże bym mogła odmówić, kiedy wiem, że Mia jest dla mnie jak siostra.
- Dziękuję ci bardzo. Proszę – Ze skórzanej torebki wyjęła plik banknotów. – Dziękuję – Powtórzyła.
- Przepraszam, ale nie przyjmę pieniędzy. Czułabym się z tym nie swojo. Przecież jesteśmy sąsiadami, i wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Kobieta z ledwością powstrzymała łzy. Pomachała im na pożegnanie i wróciła do domu.
Mia była siedmioletnią córką Lisy i Toma, sąsiadów mieszkających obok jej domu. Miał długie blond włosy i niebieskie oczy. Charakter miała łagodny. Była cicha, spokojna i miła. Ellie uważała, że mała jest w odpowiednim wieku na chodzenie po górach, lecz wiedziała, że rodzice nie zabrali jej dlatego, że się o nią martwią.
- Mia. Muszę iść do biblioteki, a potem razem pójdziemy na lody co? – Zaproponowała szatynka, jednak widząc kropelki deszczu na oknie zmieniła zdanie – Najpierw biblioteka, a potem McDonald. - Podeszła do stołu i na małej kartce napisała Lokiemu, gdzie będzie.
                                                                       ~*~*~*~
- Czego szukasz? – Spytała słodkim głosem dziewczynka. Ellie brała właśnie do ręki, kolejną książkę o mitologii nordyckiej. Jeżeli w Internecie nic szczególnego nie pisało, to może w bibliotece znajdzie coś na temat tej dziwnej magii.
- Szukam pewnej książki o Bogach kochanie – Odparła, głaszcząc ją po głowie.
- Aha. – Mia zaczęła się śmiać, a szatynka spojrzała na nią zdziwiona, jej nagłym zachowaniem. –Mam ją – Wykrzyknęła radośnie, podnosząc książkę do góry. Ellie z niedowierzeniem wzięła lekturę do ręki i dokładnie obejrzała.
- Już ją przeczytałem. – Przestraszyła się na dźwięk tak dobrze już znanego głosu.  – I wiem co robić.
                                                                    ~*~*~*~
- No chyba żartujesz. – Lekko podirytowana Ellie chodziła tam i z powrotem po pokoju.
- A czemu nie? To jedyne wyjście. – Odparł mężczyzna
Mała Mia siedziała na kanapie obok bruneta i przysłuchiwała się ich rozmowie.
- Jest wiele czynników, które stoją nam na drodze. – Oznajmiła szatynka. Loki podniósł zaciekawiony, brew do góry.
- Po pierwsze. Uciekłeś z więzienia w Asgardzie, więc jak tam wrócisz to cię ponownie zamkną.
- Aż tak ci na mnie zależy –Wtrącił się, a dziewczyna zmroziła go wzrokiem, na co umilkł.
- Po drugie. Chyba masz zakaz opuszczania ziemi. A po trzecie. Co zrobię z Mią. Jej rodzice wyjechali w góry i zostawili ją pod moją opieką.
- Możemy z tym poczekać, aż przyjadą i wtedy udać się do Asgardu – Zaproponował z uśmiechem na twarzy.
- Loki ty się chyba nie słyszysz – Obróciła się w jego stronę, zarzucając na boki rękami.  Nagle stanęła jak wryta w ziemię. Kichnęła – Cholera – Zaklęła pod nosem.
- Na zdrowie - Odparli chórem Mia i Loki.
- Siostrzyczka jest chora i musi się położyć – Mała wzięła Ellie za rękę i poprowadziła do jej sypialni. Bywała tu już wcześniej, więc doskonale znała dom i każde jego pomieszczenie.  – Twój chłopak jest strasznie miły. Dał mi tą dziwną książkę, abym ci ją zaniosła. – Oznajmiła wesołym tonem, przykrywając szatynkę.
- Mia to nie jest mój chłopak. – Odparowała
- Ale ty na niego patrzysz tak… - Zamyśliła – Kiedyś w pewnej książce wyczytałam, że jak ktoś się tak na kogoś patrzy to jest zakochany.
- Bądź poważna – Powiedziawszy to, zauważyła otwierające się drzwi. W progu stanął Loki trzymając tacę z jedzeniem i herbatą. Podał dziewczynie posiłek i wyszedł.
- A nie mówiłam – Mała klasnęła radośnie w dłonie. –Luuubi cię – Zamruczała i szybko wybiegła z pokoju, zostawiając Ellie w niewielkim szoku.
                                                                  ~*~*~*~
- Prze Pana – Mia podeszła do bruneta od przodu, wyglądając zza książki – Czy będę Panu przeszkadzać jak puszczę telewizor? – Spytała robiąc minę szczeniaka. On tylko pokiwał przecząco głową i wrócił do lektury.
- Jak długo się znacie? – Spytał nagle.
Dziewczynka spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Przysunęła się bliżej, po czym powiedziała:
- To było wtedy kiedy jej ojciec zaczął robić złe rzeczy. Pewnego razu u nas w domu, słyszałam rozmowę rodziców. Mówili, że Ellie leży ciężko ranna w szpitalu i nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Jej ojciec został wtedy zabrany przez policję i był tam jeden dzień. Te wypadki zdarzały się coraz częściej. Raz widziałam jak bił ją kablem, a innym razem posunął się do poparzenia jej ciała żelazkiem. – Mia powiedziała to wszystko wielkim trudem. Widać było, że zaraz zacznie płakać.

Ile ta dziewczyna wycierpiała, a teraz mimo wszystko pomaga innym – Przeszło mu przez myśl.
- Ty jesteś jej chłopakiem, więc już nie będzie cierpieć, bo ty ją ochronisz i będziesz dla niej miły – Powiedziała szybko, po czym wróciła do oglądania. Słowa małej go zatkały.
- Chłopakiem? – Powtórzył.
- Tak – Zaśmiała się – Ona cię kocha, a ty ją.
Nie walcz z tym – Odezwało się jego sumienie. – Nie ukryjesz prawdy przed samym sobą.
Mijały kolejne minuty, a on siedział i rozmyślał. Nagle poczuł wszechogarniające go zmęczenie. Powieki same zaczęły opadać, a on nawet nie wiedział, w którym momencie zasnął.

piątek, 20 września 2013

Rozdział 4

Hejka. Zdziwiłam się jak zobaczyłam takie miłe komentarze :D Jestem bardzo wdzięczna, że ktokolwiek czyta moje opowiadanie i rad, że zostawia pochwały, bądź krytykę :D Rozdziały będą się pojawiać raz na tydzień, z racji tego, że mam szkołę. Oczywiście jak najdzie mnie wena może ich być więcej :D Tak więc jeszcze raz wam dziękuję. A i przepraszam za wszystkie błędy :3


Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie is­tnieje żaden powód do miłości.
Paulo Coelho


Szatynka po powrocie do domu, od razu pobiegła do pokoju. Nie jechała autem, ponieważ zamglone od płaczu oczy, utrudniały widoczność. Nie trudziła się nawet na spokojny marsz, tylko biegła ile sił w nogach, by czym prędzej znaleźć się w swoich czterech ścianach. Rzuciła się na łóżko i przytuliła do siebie poduszkę. Była zła, aż się w niej gotowało. A to wszystko spowodowane rozmową z Lokim. Podniosła się na przedramieniu i spojrzała na stolik nocny, na którym leżał talerz. Wzięła go do ręki i jednym sprawnym ruchem, cisnęła w przeciwległą ścianę. Szkło roztrysnęło się na wszystkie strony, raniąc przy tym dziewczynę. Była za blisko. Ostra krawędź odłamka, przeciął jej policzek. Poczuła pieczenie, lecz nic z tym nie zrobiła. Pozwoliła, aby ból wypełnił ją całą. 
                                                                       ~*~*~*~
Wracał właśnie do domu, w którym spędzał każdy dzień. Cały czas dotykał policzka, i za każdym razem czuł to samo. Szczypanie, spowodowane uderzeniem Ellie. Dopiero gdy zobaczył ją wracającą na piechotę do domu, uświadomił sobie, że za dużo powiedział. Dziewczyna cierpiała tak samo jak on. Tylko, że Loki żył ze świadomością, że Odyn żyje. Miał to szczęście, że chwilowo nie mógł wrócić do Asgardu i go nie oglądać. Nie wysłuchiwać kolejnych słów, które miały na celu sprowadzenia go na dobrą drogę. Nie był zły. On tylko kroczył własnymi ścieżkami. Tymi, które uważał za stosowne i pewne. Będąc już u progu domu, nacisnął klamkę, która ustąpiła od razu, zapraszając do środka. Z góry dobiegł go płacz dziewczyny. Przepełniony bólem i rozpaczą. Strachem i niepewnością. Co miał zrobić? Nie wiedział. Nigdy bowiem nie był w takiej sytuacji. Westchnął i skierował swoje kroki w stronę jej pokoju. Zatrzymał się przed drzwiami i przez moment nasłuchiwał. Po chwili zawahania, wszedł. Od razu go zauważyła. Zerwała się gwałtownie z łóżka i podbiegła do niego, okładając jego osobę pięściami.
- WYNOŚ SIĘ STĄD. NIE CHCĘ CIĘ JUŻ WIĘCEJ WIDZIEĆ. WRACAJ TAM SKĄD PRZYBYŁEŚ I TAM RAŃ LUDZI. – Każde słowo, było wymawiane z coraz większą złością. Jednak on pozwolił jej na to. Na rozładowanie złości i energii. – JESTEŚ GŁUPIM, NIECZUŁYM I WKURZAJĄCYM FACETEM, JAKIEGO W ŻYCIU SPOTKAŁAM. GDYBYM WIEDZIAŁA JAKI JESTEŚ, NIGDY BYM NIE POZWOLIŁA POSTAWIĆ CI NOGI W TYM DOMU. – W końcu zareagował. Chwycił ją za nadgarstki i mocno przytrzymał. Jednak słowem się nie odezwał. Dziewczyna spuściła głowę i płakała jeszcze mocniej. – Może im mój ojciec był tyranem, ale go kochałam. Miałam dla kogo istnieć. – Powiedziała słabym i łamiącym się głosem. - Ty Loki masz ojca, który cię kocha. Wiem to. Rodzicielska miłość jest nieograniczona. Może po prostu nie umie tego okazać w taki sposób w jaki byś chciał. – Wsłuchiwał się w jej każde słowo. Mówiła trochę nie wyraźnie przez łzy i pociąganie nosem, ale rozumiał. I zrobił coś, czego się po sobie nawet nie spodziewał. Przygarnął ją do siebie i zamknął w ramionach. Położył głowę na jej głowie i zamknął oczy. Dziewczyna zaś oparła się na jego piersi i wsłuchiwała się w powolne bicie serca. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Wiedziała jednak, że tak nie będzie. Każde miłe przeżycie jest tylko chwilowe.  
Coś w nim pękło. Kiedy trzymał Ellie w ramionach, czuł gorycz i rozczarowanie samym sobą.  Teraz zdałeś sobie sprawę, że masz sumienie?  Wspomnienia nagle ożyły. Te chwile, w których matka przytulała go, kiedy płakał, ponieważ koledzy Thora się z niego wyśmiewali. Mówili, że jest słaby i bezużyteczny, bo cały czas czyta książki. A prawdziwy wojownik i władca powinien umieć się bić i być odważnym. Czy uda mu się z tego otrząsnąć? Z tego poniżenia i obłudy?
Dziewczyna przymknęła oczy, czując jak spokój ogarnia całe jej ciało. Złość wyparowała z niewiadomych powodów. A może wiadomych? Może nie chciała się przyznać do tego co obecnie czuła, bo myślała, ze to tylko chory wymysł jej wyobraźni? Jakieś złudne marzenie? Niepewnie podniosła wzrok do góry. Widziała jak Loki ma zamknięte oczy i wyraźnie nad czymś myśli. Powoli odsunęła się od niego, wyślizgując się tym samym z jego ramion. Szybko zareagował. Otworzył powieki, gdzie jego oczy dziwnie błysnęły i spojrzał na nią zdziwiony.
- Em…. – Dziewczyna spuściła wzrok. Zmieszanie wymalowało się na jej twarzy. – Przepraszam, że cię uderzyłam. Poniosło mnie. To był taki odruch.
Brunet zaśmiał się ukazując rząd perłowo białych zębów. Ellie lekko się zaczerwieniła i odwróciła głowę. Zapadła niezręczna cisza. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Szatynka dziękując Bogu, że tak się stało, szybko zbiegła po schodach, czując, że Loki idzie za nią. Dziewczyna chwyciła klamkę i otworzyła. Do środka wpadła czerwona ze wściekłości Jess. W ostatnim momencie Ellie zdążyła ją zatrzymać, ponieważ ta chciała rzucić się na chłopaka. Aż promieniowała ze wściekłości.
- Jess spokojnie, bo coś sobie zrobisz. – Powiedziała Elli, wytężając każdy mięsień, aby powstrzymać przyjaciółkę.
- Puść mnie. – Zawiało grozą. – Zabije tego dupka. – Szatynka przeniosła wzrok na Lokiego, który stał zmieszany, nie wiedząc o co chodzi.
- Jess wszystko już w porządku. To było małe nieporozumienie. – Wytłumaczyła
- Ale on cię doprowadził cie do łez. Już nie żyjesz – Wysyczała w jego stronę, a głos przesiąkł jej jadem.
- Przecież mówię, że wszystko jest w porządku. Już się pogodziliśmy.
- Najpierw zapłaci za to co zrobił. – Blondynka w końcu wyrwała się z uścisku Ellie i pobiegła w stronę Lokiego. Stanąwszy przed nim zamarła w oniemieniu. Był od niej wyższy i emanował jakąś dziwną aurą. Jess ogarnął lekki strach, lecz nie dała po sobie tego poznać. Zamiast tego, strzeliła mu z liścia. Chłopak nawet nie drgnął, tylko wpatrywał się w czerwoną twarz blondynki.
- Zadowolona? – Spytał z ironią. Ona machnęła na niego, lekceważąco ręką i podeszła do przyjaciółki, obejmując ją ramieniem.
Po kilkuminutowej rozmowie, pożegnały się ciepło i każda wróciła do swoich spraw. Jess zanim wyszła, rzuciła Lokiemu ostrzegawcze spojrzenie.
- Przepraszam za nią. Chyba na dziś masz dosyć bicia co nie? – Ostatnie zdanie powiedziała żartobliwym tonem. Spojrzała na zegarek i westchnęła przeciągle. Właśnie wybiła dwunasta. Dziewczyna zmęczona dzisiejszym dniem pełnym wrażeń, usiadła na kanapie, a Loki obok niej. Nagle zadzwonił telefon. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni bluzy i odebrała.
- Halo? Tak? Co?! Wiesz, która jest godzina? Ale…. No dobrze. – Rozmowa była szyba. Ellie niechętnie podniosła się z kanapy i skierowała się w stronę drzwi, rzucając tylko przez ramię, że zaraz wróci.
                                                                                   ~*~*~*~
- Wiesz, która jest godzina? Dwunasta w nocy, a ja jestem zmęczona i nie mam siły na żadne pogaduszki – Powiedziała na wstępie, nawet nie zaszczycając Rogera wzrokiem. Stanęła naprzeciwko niego wyczekująco. Blondyn podszedł do niej i zamknął w mocnym uścisku, na co dziewczyna zareagowała zdziwieniem.
- Widziałem jak wracałaś do domu. Biegłaś i płakałaś. Co się stało? Loki ci coś zrobił? – Zasypał ją masą pytań, a ona miała tego wszystkiego dość. Wszyscy tylko go o coś obwiniają.
- Nie. Nic mi nie jest. – Odsunęła się od niego i spuściła wzrok. – Nie musisz się martwić.
- Jesteś na mnie zła?
Tak. Chciała powiedzieć, lecz milczała. Była zła za to, że wtedy przerwał coś pięknego. Coś co poczuła pierwszy raz w życiu.
- Nie – Skłamała. – Muszę już iść – Obróciła się do niego plecami i twardym, zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę domu.
- Poczekaj – Zawołał za nią – Mieszkam chwilowo u Starka, więc jak chcesz to…
- Nie Stev. Mam swoje mieszkanie. – Ostanie słowa wypowiedziała z goryczą.
                                                                             ~*~*~*~
Patrzył jak wychodzi. Posmutniała w tym momencie. Podszedł do okna. Przed domem, w niewielkiej odległości stał Kapitan Ameryka, ubrany cywilnie i wyraźnie na nią czekał. Dziewczyna zaczęła coś mówić, a on tylko patrzył. Nagle Roger, bez żadnego ostrzeżenia, przytulił ją. W tym momencie Loki poczuł ukłucie w sercu. Sam nie wiedział dlaczego. Tego nie mogła wywołać zwykła śmiertelniczka. Tłumaczył sobie. To wszystko nie trwało zbyt długo. Już po tym jak Ellie oderwała się od Stevena, Loki odszedł od okna, biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę i poszedł do swojego pokoju. Usiadł na skraju łóżka i przeczesał włosy ręką, po czym zabrał się za lekturę. Nie przewrócił kartki od ponad godziny. Cały czas czytał jedno zdanie, ponieważ jego umysł był zajęty czymś innym, niż obecnym zajęciem. Jego myśli wciąż wędrowały tam i z powrotem. Od wieczoru w restauracji, przez słowa, które powiedziała Ellie, aż do sceny na podwórku przed domem. Otrząsnął się z tych ‘’nieodpowiednich’’ myśli. W końcu musi zacząć działać. Jest mało czasu. A jego plan, ani milimetrem nie ruszył się z miejsca.
                                                                               ~*~*~*~
- I co widzisz? – Spytał Hawkeye. Razem z Nataszą siedzieli na gałęzi drzewa i obserwowali do Ellie. Już od ponad godziny nie działo się tam nic wartego uwagi, oprócz niespodziewanej wizyty Kapitana. Rudowłosa kobieta patrzyła przez lornetkę wyposażoną w noktowizor, na dom. Pokoje domowników znajdowały się na tym samym piętrze. Okna także były skierowane w ich stronę.
- Nic – Odparła beznamiętnie. Widząc zmartwienie na twarzy dziewczyny, Clint przysunął się bliżej i objął ramieniem.
- Spokojnie. Wiem jak ci zależy na jej bezpieczeństwie. Cóż prawda, że obecnie mieszka z groźnym przestępcą, ale wiem, że da radę. Nie jest taka słaba jak ci się wydaje. – Kobieta położyła głowę, w zagłębieniu jego ramienia, zamykając oczy.
- Wiem. – Westchnęła – Wszyscy mściciele mają ich na oku, ale to nie wystarczy. Loki może zaatakować ją podczas snu. – W jej głosie pobrzmiewała rozpacz. – Znam ją odkąd była małym dzieckiem i traktuje ją jak siostrę, więc nie wiem co zrobię jeśli jej zabraknie. – Mężczyzna pogładził ją uspokajająco po włosach.
- Naprawdę nie masz się czym martwić. Wszystko będzie w porządku, a jak Loki będzie chciał coś je zrobić, to wkroczymy do akcji. – Słowa Clinta powoli przywracały jej wiarę w to co robią.
- Dziękuję – Szepnęła. Obróciła głowę w jego stronę i lekko musnęła wargami jego usta. 
                                                                        ~*~*~*~
W tym samym czasie, w Sali treningowej, Kapitan Ameryka, nie mogąc spać, walił z całych sił w worek treningowy. Tak dawał upust swoim emocjom, których nie chciał ujawniać przy osobie mu najdroższej. Odkąd pamiętał, ta urocza i niewinna dziewczyna robiła na nim piorunujące wrażenie. Do tego dochodziły jeszcze inne aspekty. Ciało, wygląd i sposób w jaki okazuje swoje zainteresowanie innymi. Cenił ją dlatego, że była miła, szczera, mądra i piękna. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, a było to trzy lata temu, aż wbiło go w podłogę. Właśnie był w wierzy Starka i omawiali plan jakiejś ważnej misji, kiedy do salonu weszła brązowowłosa bogini. Miała wtedy zaledwie dziewiętnaście lat, ale wyglądała bardzo dojrzale. Powitała obojga promiennym uśmiechem i zaoferowała swoją pomoc. Już wtedy wykazała się ponadprzeciętną inteligencją. Drogą dedukcji doszła do prostego rozwiązania. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, dobrze czując się w swoim towarzystwie. Zaledwie trzy dni później zaprosił ją na randkę, którą spędzili w uroczej, retro restauracji. Dziewczynie przypadła ona do gustu. Można to było sądzić po jej minie. Po kolacji wybrali się na spacer do parku gdzie długie godziny spędzili na rozmowach, schodzących na tory prywatne. Na pożegnanie Roger wyznał Ellie swoje gorące zainteresowanie jej osobą, a ona stwierdziła, że mogą zostać tylko przyjaciółmi. Widocznie miała jakieś niemiłe wspomnienia z tego rodzaju propozycjami. Mężczyzna zawiedziony, przyjął to do wiadomości i ucałował damie rękę na pożegnanie. Zaakceptował to, że dziewczyna nie odwzajemnia jego uczuć, jednak miał nadzieję, że kiedyś zmieni ona swe zdanie. Wszystko toczyło się ładnie, aż do dnia kiedy zaprosił ją na spacer. Jego oczekiwania uległy zdanie, kiedy poprosiła go o zrobienie zakupów. Po powrocie do jej domu, czuł się dziwnie. Przypomniał sobie, jaka musi być samotna, mieszkając bez rodziców. Poczuł ukłucie żalu i zrobił coś czego nie miał w planach. Jednym, nieoczekiwanym ruchem, przyciągnął ją do siebie i pocałował. O dziwo, ona oddała mu pieszczotę. Zatracił się w jej zmysłowym zapachu i smaku delikatnych ust. Ta chwila mogła trwać wiecznie, jednak on wiedział, że robi źle. Już wcześniej dała mu jasno do zrozumienia co i jak. Oderwał się od dziewczyny. Przeprosił i wszedł.
                                                                              ~*~*~*~
- No to kolejny piękny dzień. – Szatynka przebudziła się z błogiego snu i rozciągnęła. – I chyba dziś mam wenę. – Szybko wstała z łóżka i nawet nie trudząc się, aby ubrać jakieś konkretne ubranie, wyszła z pokoju. Swoje pospieszne kroki skierowała do salonu. Już wybiegała zza zakrętu, kiedy zauważyła Lokiego. Równowagę, którą miała utrzymać, schodząc po schodach, została zachwiana. Gdyby nie refleks mężczyzny, na pewno nieźle by się potłukła.
- Uważaj – Podtrzymał ją za przedramię i pociągnął w swoją stronę. Dziewczyna była tak zmieszana zaistniałą sytuacją, że nie wiedziała co robić, więc tylko podziękowała. Tym razem powoli zeszła po schodach i podbiegła do laptopa. Kiedy sprzęt już się uruchomił, zaczęła pisać. Mijały godziny, a ona pisała i pisała. Nie jadła, nie piła, tylko gapiła się w ekran laptopa. Zegar naścienny wybił godzinę czwartą po południu. Dziewczyna zaskoczona jak szybko udało się jej napisać kolejny rozdział, odchyliła się na krześle i przeciągnęła, aż dało się usłyszeć trzask kości.
- Chyba może być – Powiedziała sama do siebie. Rozejrzała się po salonie, lecz nikogo w nim nie zastała. Wstała i poszła do kuchni. Stanęła przed drzwiami i wyostrzyła zmysł węchu. Z kuchni wydobywał się ciekawy aromat. Lekko uchyliła drzwi i zobaczyła Lokiego kombinującego coś przy kuchence. Na palcach weszła do środka i zajrzała mu przez ramię.
- Co robisz? – Spytała
- Kolację – Odparł luźno.
Dziewczyna spojrzała na zegar i zmarszczyła brwi.
- Jest dopiero czwarta. Czemu tak wcześnie?
- Jadłaś coś dzisiaj? – Odpowiedział pytaniem na pytanie i zwrócił się w jej kierunku z parującym garnkiem w ręku. Szatynka odsunęła się, aby zrobić mu miejsce. Zamyśliła się. W tym rzecz, że nic nie jadłam. – Pomyślała i usłyszała jak burczy jej w brzuchu. Zajęła miejsce przy stole. Brunet nałożył jedną porcję dla niej, a drugą dla siebie, po czym zaczął konsumować posiłek.
- Co to jest? – Spytała, widząc coś w stylu, pizzy poukładanej, kawałek na kawałku.
- Lazania – Odpowiedział.
Nie zważając na to czy jej to zasmakuje, czy też nie, zabrała się do jedzenia. Po posiłku stwierdziła, że Loki wspaniale gotuje, a lazania po prostu rozpływała się w ustach.
- Nie chodziłem tak jak Thor się bić, tylko siedziałem przy książkach. – Wstał od stołu, zbierając naczynia i wkładając je do zmywarki. – Nawet przy kucharskich.
- A może chciałbyś się przejść. Podobno świeże powietrze robi na trawienie – Wyjechała z inicjatywą dziewczyna. W odpowiedzi zauważyła tylko skinienie głowy mężczyzny.
                                                                                 ~*~*~*~
- Ale przyjemnie – Westchnęła szatynka. Wiał lekki wiatr i zanosiło się na deszcz, lecz jej to nie przeszkadzało. Lubiła deszczowe dni, a tych słonecznych nie za bardzo. Ubrana była w długi szary płaszcz i przejściowe kozaki. Ręce wsadziła do kieszeni, a policzki ukryła za cienkim szalem, owiniętym wokół szyi. Mężczyzna za to był ubrany w skórzaną kurtkę, którą Ellie kupiła zanim u niej zamieszkał, oraz w dżinsy. Spacerowali po parku w ciszy. Dookoła było tylko słychać świergot ptaków, które nie odleciały jeszcze do ciepłych krajów. Gdzie nie gdzie pobrzmiewały radosne, dziecięce głosy, a jeszcze dalej rozmowy starszych ludzi. Ten park był wyjątkowy. Ellie nie raz chodziła jego ścieżkami i patrzyła jak staruszkowie siedzą na ławkach i się przytulają. Jak stare dobre małżeństwo. – Przeszło jej przez myśl. Ukradkiem spojrzała na Lokiego. Cały czas szedł obok w tym samym tempie, nie odzywając się, tylko patrząc przed siebie, jakby czegoś wypatrywał.
- Ty posługujesz się magią prawda? – Spytała cicho dziewczyna. Brunet popatrzył się na nią z zaskoczeniem w oczach. Jednak po chwili odparł:
- Tak.
- A Thor walczy tylko tym młotem?
- Tak
- Więc przez to się kłócicie? – Spojrzała na niego ze smutkiem w oczach. Mężczyzna przystanął, a ona razem z nim.
- Czemu cię to interesuje? – Spytał oschle. Ellie odwróciła wzrok.
- Tak tylko pytam. Nigdy nie miałam rodzeństwa i jak was widzę, kłócących się to… - Zawahała się. Chciała powiedzieć, że jest jej mu go żal, ale się powstrzymała. W gruncie rzeczy to on wtedy najbardziej cierpi. Zawsze żył w cieniu brata, który  był faworyzowany i uwielbiany.
- To? – Powtórzył.
Szatynka wyciągnęła ręce z kieszeni i spojrzała mu prosto w oczy. Były tak hipnotyzujące, a kolorem przypominały szmaragd. Piękny, szlachetny szmaragd. Ellie nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. W końcu potrząsnęła głową i powiedziała.
- Po prostu… Jako rodzeństwo powinniście się wspierać, a nie wzajemnie na siebie polować, jak jakieś bezmyślne bestie. Dlaczego ty go tak nienawidzisz? – Spytała, chodź znała odpowiedź.
- Dlaczego?! – Prawie krzyknął – Thor jest we wszystkim lepszy ode mnie. Cały czas to on zbierał wiwaty i oklaski, a ja… Ja stałem w jego cieniu. Mogłem tylko patrzeć jak go wychwalają. Kiedy już w końcu postanowiłem zadziałać, obróciło się to przeciwko mnie. Zamknięto mnie i torturowano. Oto czemu go nienawidzę.
Analizowała każde jego słowo, które było wypowiedziane ze smutkiem. Żałowała swego pytania. Sprawiła mu tym ból. Tym, że musiał sobie o tym przypomnieć i jeszcze się przed kimś tłumaczyć.
- Przepraszam – Szepnęła, zamykają oczy. – Przepraszam – Jęknęła i schowała twarz w dłoniach. W ułamku sekundy poczuła przypływ miliona emocji. Każda z nich nacierała ze zdwojoną siłą. Kilka łez spłynęło po jej policzku. Nagle poczuła wibrowanie. Szybko otwarła oczy. –C-co się dzieje? – Spojrzała na Lokiego, który ze stoickim spokojem, przyglądał się jej.
- Uspokój się! – Krzyknął, a ona jeszcze bardziej się zdenerwowała. Wokół dziewczyny zaczęły pobłyskiwać małe iskierki. Na przemian zielone i białe.
- Loki – Posłała mu błagalne spojrzenie. – Co się dzieje?
- Spokojnie. Wystarczy, że się uspokoisz. – Powiedział już łagodniejszym tonem.
- Ale… ale ja – Wyjąkała, patrząc na paranormalne zjawisko. Nagle poczuła uścisk. Loki spokojnie do niej podszedł i złapał za rękę.
- Spokojnie – Powtórzył, niemalże szeptem. Dziewczyna natychmiast poczuła przypływ pozytywnej energii. Zamknęła oczy i wyciszyła się. Powietrze wokół niej przestało wirować, a iskierki przestały migać. Otworzyła niepewnie powieki i spojrzała na mężczyznę.
- Co to było? – Spytała, lecz nie dostała odpowiedzi. Brunet pociągnął ją za sobą w kierunku domu.
                                                                                        ~*~*~*~
- Wytłumaczysz mi w końcu, co się dzieje? – Podniosła głos, zatrzaskując za sobą drzwi. Loki stanął do niej plecami na środku salonu.
- Pamiętasz ranę na dłoni? – Spytał. Dziewczyna spojrzała na rękę. Odwinęła niewielki opatrunek. Widząc wielką zmianę, otworzyła ze zdumienia oczy.
- Nie ma – Szepnęła, przyglądając się dłoni. Nie było nawet zadrapania – Ale co to ma wspólnego z tym co się zdarzyło w parku?
- To, że masz moc Ellie – Odwrócił się do niej, a jego oczy błysnęły.
- Moc? – Zdziwiła się. Jednak zaraz obróciła to w żart. – Co ty pleciesz? Ja moc? Przecież nie jestem jakimś tam… - Nie dokończyła, ponieważ podchodzący do niej Loki skutecznie ją uciszył. Poczuła jego wargi na swoich. Były takie inne. Zimne, miękkie i zmysłowe. Był delikatny, a za razem brutalny. Mocno trzymał ją za ramiona, aby mu nie uciekła. Pocałunek trwał i trwał. Zdawałoby się, że mijają godziny. Ellie poczuła coś, czego nigdy nie doznała, nawet kiedy Stev ją całował. Ten pocałunek był szczery. Tak jakby Loki przelał w niego wszystkie swoje uczucia i emocje. Kiedy już chciała coś zrobić, on szybko się odsunął. Dziewczyna poczuła przyjemne ciepło, rozchodzące się po jej całym ciele. Nie wiedziała co się dzieje, ale to było przyjemne. Tak jakby ktoś rzucał na ciebie zaklęcie wiecznego spokoju. Szatynka otworzyła wcześniej zamknięte oczy.
- I co? – Spytał z zaciekawieniem mężczyzna.
On się jeszcze pyta co? – Pomyślała.
- Czemu to zrobiłeś? – Spytała po chwili.
- Kiedy byliśmy w parku, a ty zaczęłaś płakać, wywołałaś bardzo silne emocje. Wtedy ujawniła się twoja moc. Więc spróbowałem jeszcze raz. Tak dla jasności – Dodaj i uśmiechnął się łobuzersko. Usiadł na kanapie. Dziewczyna ze zwieszonymi rękami, nie wiedziała co powiedzieć. Było to dla niej dużym zaskoczeniem, że ona zwykły człowiek ma jakąkolwiek moc.
- Ale jak to? Skąd ja? Nic nie rozumiem – Zrezygnowana usiadła obok i z westchnieniem spuściła głowę. Zerknęła bezradnie na mężczyznę. Siedział zamyślony, pocierając palcem brodę.
- Obym się nie pomylił – Szybko wstał z sofy i poszedł do kuchni. Stanął przy szufladzie z sztućcami i wyciągnął nóż. Ponownie podszedł do dziewczyny. Ona patrzyła na niego z przerażeniem.
- Co ty… - Przerwała, widząc co robi. Loki delikatnie przejechał ostrym nożem po wierzchu dłoni, nacinając skórę, tak, że zaczęła lecieć krew. – Loki co ty robisz? – Ellie gwałtownie zerwała się z kanapy i chciała dorwać nóż, lecz mężczyzna szybko się wycofał, a ostrze schował za plecami. Dziewczyna ponowiła swoje zamiary i znów się na niego rzuciła. W chwili kiedy miała go już dotknąć, on po prostu zniknął. Nagle poczuła silną dłoń oplatającą jej talię.
- Jak ty? – Spojrzała na niego z pod byka. – Przecież…
- Magia, taka jak twoja. – Wyjaśnił i postawił ją do pionu. – A teraz sprawdzimy czy, aby na pewno taka, jaką podejrzewam.
Ellie puściła wszystko mimo uszu i przeniosła wzrok na jego krwawiącą dłoń.
- Musimy to opatrzyć. – Powiedziała i podeszła do szafki, wyciągając z niej apteczkę.
- Nie – Stanowczo zaprzeczył. – Ty to wyleczysz – Spojrzał na nią wyniośle.
- Ale ja nie umiem – Powiedziała zrezygnowana. I nagle zauważyła kolejny ruch mężczyzny. Z każdą sekundą zaczął nacinać nowe rany.  – Nie przestań – Szybko do niego podbiegła i chwyciła za rękę. Tą, którą robił sobie krzywdę i tą, która krwawiła – Nie rób tego. Proszę – Jęknęła ze łzami w oczach. Nagle poczuła znajome ciepło. Jej uwagę przyciągnęło coś jeszcze. Zielono-białe światło, wydobywające się z jej dłoni. Jej ciało zaczęło działać samo. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, skupiając się na ranach, które już po chwili się zagoiły.
- A nie mówiłem – Krzyknął zadowolony z zaistniałego zdarzenia. Spojrzał na dziewczynę. Jej twarz posmutniała, a ona sama siedziała na podkulonych nogach ze spuszczoną głową.
- Proszę cię Loki – Powiedziała błagalnie – Nie rób tego więcej. Nie zniosę już widoku krwi.
Widział jak słone łzy spływają po jej policzku. I pierwszy raz w życiu pomyślał, jak zwykły człowiek potrafi być kruchy, na sam widok krwi. No ale cóż. Musiał to zrobić, aby się przekonać czy miał rację. I się udało. Jej kosztem, ale się udało.
- To boli – Przyłożyła zaciśniętą dłoń do serca – Kiedy ktoś na kim ci zależy, cierpi. – Powiedziawszy to, wstała z puchatego dywanu i szybkim krokiem udała się do swojego pokoju.


Tak mam je na tapecie fona :D

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 3



- GDZIE ON DO CHOLERY JEST?! – Fury chodził rozwścieczony tam i z powrotem. Mściciele nie wiedząc o co chodzi, zebrali się w grupkę i postanowili zapytać. Dyrektor wyjaśnił im powód zamieszania, a oni popatrzeli na niego zdziwieni.
- Sam przecież powiedziałeś, że dajesz mu szansę i teraz jest u Ellie – Wyjaśniła Natasza.
-  Stark – Zwrócił się do bruneta – Powiedziałeś, że Ellie miała koszmary, w których był Loki prawda? – Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową – Loki umie manipulować ludźmi.
- Czyli? To znaczy?.... – Zaczęła Pepper, a Nick przytaknął.
- Wszyscy mają czekać w gotowości! – Krzyknął – Wy – Skierował się do mścicieli – Podzielicie się na dwie grupy i otoczycie dom Ellie. Natasza, Clint i Thor pierwsza, Stark, Hulk i Steven druga. Ruszać się już.
                                                              ~*~*~*~
Godzina dwudziesta trzecia w nocy. Młoda szatynka właśnie kończyła swoją książkę, kiedy usłyszała nieprzyjemne dźwięki, pochodzące z zewnątrz. Niepewnie wstała i zgasiła wszystkie światła. Podeszła do okna i odsłoniła jedną z zasłon, wyglądając na zewnątrz, jednak nikogo tam nie zauważyła. Szybkim, lecz cichym krokiem podeszła do krzesła, którym wisiał jej sweter. Wziąwszy go, wszyła na dwór w celu sprawdzenia co mogło wywołać te odgłosy. Nie przeszła nawet kawałka, a już poczuła, że coś ja łapie w pasie.
- Ciii spokojnie – Głos Stevena ją uspokoił.
- Co ty tu robisz? – Spytała cicho.
- Przyszliśmy zabrać Lokiego z powrotem – Wyjaśnił.
- Czekaj? My? Jest tu reszta mścicieli? – Odsunęła się od niego i spojrzała w oczy.
- Tak. Kiedy Loki wkradł się do twoich snów, zmanipulował wtedy Furego. Nikt nie wie w jaki sposób, ale tu nie jest bezpiecznie.
Dziewczyna nie zważając na słowa Kapitana, pobiegła szybko do domu. Do pokoju, w którym spał brunet. Nim zdążyła jednak przekroczyć próg, drogę zablokował jej dyrektor tarczy.
- Nick co to ma znaczyć? – Wydyszała z siebie.
- To co widzisz. Loki mną manipulował i wpłynął na moją decyzję, dlatego zabieramy go z powrotem. – Szatynka spojrzała przez jego ramię i zobaczyła ponownie skutego chłopaka.
- Nie możecie go zabrać! – Krzyknęła protestując, lecz nikt jej nie słuchał.
- Nie ty decydujesz co możemy, a co nie.
Dziewczyna spojrzała błagalnie na Tonyego, który stał przy aucie. Clint i Natasza właśnie prowadzili do niego Lokiego, co nie spodobało się dziewczynie. Podbiegła do nich i kopniakiem zamknęła drzwi pojazdu, stając między agentami.
- Jeśli chcecie go zamknąć – Rzekła stanowczo – To mnie też zabierzcie i wsadźcie do tej klatki.
Wszyscy popatrzyli na nią zdziwieni. Nie wiedzieli co w tej chwili zrobić. Przed szereg wystąpił Thor.
- Ellie zrozum, że Loki jest niebezpieczny, a ty nie jesteś w stanie się przed nim obronić. Wiem do czego jest zdolny i co kiedyś robił. Na pewno nie chciałabyś tego doświadczyć na własnej skórze. – Wyjaśnił spokojnie, kierując czasami spojrzenie w stronę brata, który nie wzruszony całym wydarzeniem, stał sobie spokojnie.
- Ty akurat jesteś jedynym, który go nie rozumie. Nie wiesz co przeszedł tam w Asgardzie. Jak cierpiał, bo nigdy nie okazano mu czułości i miłości. Zawsze się z niego wyśmiewaliście, szydziliście i poniżaliście. A teraz chcecie zamknąć go w klatce, niż dać drugą szansę na poprawę. Tym tylko pogorszycie sprawę. – Jej zachowanie wzbudziło we wszystkich zachwyt, lecz nie dali po sobie tego poznać. Stali i niemo wpatrywali się w dziewczynę, która zaciekle broniła tego, który mordował tysiące. Czy ona nie ma o niczym pojęcia? Takie pytanie wędrowało w ich głowach. – Fury proszę. Zrozum, że to co robisz nie zawsze jest dobre. On też jest człowiekiem. Może nie takim jak my, ale jednak nim jest. Wiem przez co przeszedł. To samo spotkało kiedyś i mnie – Zjechała ręką na brzuch. Bliznę można było wyczuć nawet przez cienki materiał swetra. – Wiem co to znaczy cierpieć w samotności. Wiem jak to jest kiedy rodzicie cię cały czas okłamują. – Na wspomnienia z dziecięcych lat, kilka łez spłynęło po jej policzku. – Albo Loki zostaje, albo zamykacie mnie z nim.
Nick zrezygnowany popatrzył na towarzyszy, którzy chyba dali się przekonać. Słowa dziewczyny były głębokie i wzruszające, a jej upór tylko to pogarszał. Nie miał wyboru. Po raz kolejny musiał ulec. Podszedł do Lokiego i zdjął mu kajdany.
- Słuchaj – Chwycił go za kołnierz – Jeśli coś jej zrobisz to…
- To spotka mnie kara gorsza niż w Asgardzie. – Dokończył – Powtarzasz się.
- Zwijamy się – Rozkazał dyrektor. Nie patrząc za siebie, wsiadł do czarnego mercedesa i odjechał z resztą ekipy.
Dziewczyna odprowadzała pojazd wzrokiem, aż nie zniknął za zakrętem, dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
- Nie potrzebowałem pomocy – Odezwał się nagle brunet.
- Gdyby nie ja, to znowu byś posiedział w klatce. Chciałeś tego? – Warknęła na niego. Zanim weszła do domu obrzuciła go morderczym spojrzeniem. Drzwi otworzyły się z hukiem. Ellie usiadła wkurzona na sofie i złożyła ręce na piersi. Pustym wzrokiem, wpatrywała się w ekran telewizora. – Dlaczego nim manipulowałeś? – Jej twarz posmutniała.
- Inaczej nigdy by się na takie coś nie zgodził – Wyjaśnił spokojnie Loki i usiadł obok niej.
- Chciałeś się zmienić, a wychodzi na to, że tego nie chcesz. – Powiedziała cicho. Podwinęła nogi pod siebie i oparła głowę na kolanach. Dlaczego się zgodziła na takie coś, wiedząc na jakie ryzyko się naraża. Dlaczego nie posłuchała Tonyego? Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Z tymi pytaniami zasnęła.
                                                                       ~*~*~*~
Musiał to zrobić, inaczej plan by się nie powiódł.  Miał nadzieję, że zaklęcie będzie działało dłużej. Teraz siedział na kanapie i patrzył na księżyc, malujący się blaskiem na oknie. Nagle poczuł na ramieniu opór. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył jak głowa dziewczyny się o niego opiera. Była tak zmęczona nocnym pisaniem i wcześniejszym zdarzeniem, że zasnęła na siedząco. Loki westchnął. Też był zmęczony. Nie spał od ponad trzech dni. Obejrzał się przez ramię. Ściągnął z oparcia kanapy duży i ciepły koc, po czym przykrył siebie i dziewczynę i tak samo zasnął. Noc dla niego nie była jednak tak dobra. Kolejny koszmar. Siedział jako król na tronie Asgardu, lecz jego wszyscy poddani zniknęli. Przemierzał długie i ciemne korytarze zamku w poszukiwaniu chociaż jednej żywej duszy. Nikogo nie było. Jego smutek rósł. Ty razem naprawdę czuł się opuszczony. Nawet przez swojego brata, który nim nie był. Jeśli nie ma nikogo komu miałby rządzić, to po co żyć? Dla kogo? Noc była długa i bolesna. Szczególnie dla niego. To uczucie pustki nie daje siły do dalszego działania. Wręcz przeciwnie. Wysysa z ciebie wszystko co żywe i zostawia samą, pustą powłokę. I czeka na twoją śmierć.
- Loki! – Poczuł jak ktoś nim szarpie – Loki! – Czyjeś wołanie. I te ciepłe ręce na jego ciele. – Loki. – Za trzecim razem, chłopak szybko otworzył oczy. Przestraszony co się dzieje, oraz wspomnieniami ostatniego snu, nie wiedział skąd w jego dłoni pojawiła się włócznia. Nie kontrolując swoich ruchów, zamachnął się nią, tak że jej koniec, ostry i niebezpieczny, zostawił trwały ślad na policzku dziewczyny. Ta pisnęła z bólu i spadła z kanapy, zasłaniając ranę. Dopiero teraz do niego dotarło co zrobił. Zerwał się z sofy i ukląkł przy szatynce. Przeklął w myślach, to że akurat ona dostała. Na jej miejscu mógł pojawić się na przykład Stark. Tak. Jemu wyrządziłby największą krzywdę.
- Boli – Ellie przyciskała rękę do rany, aby w najmniejszym stopniu zatamować krwawienie.
- Pokaż to – Loki siłą odciągnął jej dłoń. Rana była głęboka i krwawiła niemiłosiernie. Dotknął jej policzka na co ona zareagowała lekkim wstrząsem, wywołanym zimnej jego dłoni. – Jeśli będziesz się tak szarpać, to się wykrwawisz, a potem nic już nie zrobimy. – To w małym stopniu ją uspokoiło. Mężczyzna pomógł się jej podnieść i usiąść na kanapie, sam zaś zajął miejsce obok. Ponownie położył swoją dłoń na jej policzku,a ona zachowała spokój. Cały czas obserwowała jego ruchy. Tak dokładne i subtelne. Nagle usłyszała, że coś szepcze. Poczuła lekkie pieczenie, tam gdzie była rana, a po chwili całkowitą ulgę. Przejechała w tamtym miejscu dłonią, a rany nie było.
- Co zrobiłeś? – Spytała, po chwili.
Mężczyzna uśmiechnął się znacząco, lecz zaraz jego mina zrzedła.
- Czemu mnie obudziłaś?
- Krzyczałeś prze sen – Wyjaśniła
- To powód, żeby mnie budzić? – Spytał ponownie, teraz z wyższością.
- Śnił ci się koszmar, a ja wiem jak to jest. Czujesz się wtedy wyczerpany i przestraszony. Wtedy najlepiej mieć kogoś obok siebie, kto cię wyciągnie z tego koszmaru. – Widać było, że oczekuje od niego jakiegoś dobrego słowa. Może nawet dziękuję? Lecz nic nie nastąpiło. Zrezygnowana ześlizgnęła się z kanapy i poszła do kuchni. Zaparzyła sobie i Lokiemu kawę, po czym zamyślona usiadła przy stole. Podparła głowę na dłoni, opartej na łokciu i wyjrzała przez okno. Świat malował się w szarych barwach. Wyglądało to tak jakby nigdy słońce nie chciało gościć na niebie. Do tego wszystkiego zaczął padać deszcz. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Ellie spojrzała zdziwiona na Lokiego, a ten odpowiedział jej tym samym. Wstała, odsuwając krzesło do tyłu i przeszła przez pokój. Chwyciła niepewnie za klamkę. Gdy otworzyła drzwi, jej oczom ukazał się kolorowy widok. Całkowicie kontrastujący z pogodą.
- Kwiaty dla mojej kochanej przyjaciółki – Zza bukietu, bujnych i kolorowych, oraz przecudnie pachnących roślin, wyłoniła się średniej wielkości postać. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Do tego była szczupła i ładna. Mogła uchodzić za modelkę.
- Jess co ty tu robisz? – Szatynka rzuciła się na szyję blondynce. – Nie wiedziałam cię do wieków. Wchodź – Gestem ręki zaprosiła ją do środka.
- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. – Zapadła chwila ciszy – Twoja książka już jest w sprzedaży. Udało się Ellie – Cieszyła się jak małe dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. Szatynka stała przez chwilę oniemiała. Sprzedała się. Ta wiadomość ciągle do niej nie docierała.  – Mike powiedział, że sprzedała się za trzydzieści tysięcy.
- Aż tyle? Nie mogę w to uwierzyć. Udało się. – W końcu na jej twarzy zagościł promienny uśmiech. – Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
- Chciałam osobiście ci to powiedzieć i zobaczyć twoją minę. – Klasnęła w ręce jak dziecko – No a teraz…. – Ściszyła głos i odciągnęła dziewczynę na bok – Kto to jest?
- To jest… - Nie dane jej było skończyć, ponieważ Jess znów zabrała głos.
- Twój nowy chłopak. Gratulacje dziewczyno. – Klepnęła ją po plecach, jak starego dobrego przyjaciela – W końcu kogoś sobie znalazłaś i to nie byle kogo. – Przyjrzała się dokładnie Lokiemu, z zamyśloną twarzą. Ellie cały czas próbowała dojść do głosu, lecz blondynka jej to uniemożliwiała. Mężczyznę to najwyraźniej bawiło. Nie odzywał się, tylko uśmiechał i czekał na reakcję dziewczyny. – Jak się nazywasz?
- Loki – Odparł brunet i od razu spojrzał na Ellie, która przyglądała się całej sytuacji.
- Jess to nie jest….
- Hmmm. Dobrze zbudowany. Twoja twarzy i oczy mówią, że jesteś inteligentny i bystry, a postawa świadczy o tym, że dużo przeszedłeś. – Teraz zwróciła się ku szatynce – No, no Ellie. Ładnego sobie faceta znalazłaś. – Na powrót spojrzała na Lokiego. – Ellie z natury jest łagodną i pogodną dziewczyną, która jak się uprze to nie odpuści. Tak jest z jej książkami. Kiedy zacznie pisać jedną, skończy ją do końca. Tyczy się to też ciebie. Jeśli cię pokochała to do śmierci. Wiele przeszła i nigdy nie miała ukochanej osoby, możliwie, że ty jesteś pierwszy, więc jeśli ją skrzywdzisz to… - Zamyśliła się – Rozkwaszę cię jak jabłko.
- Jess! – Krzyknęła dziewczyna. – Daj mi w końcu coś powiedzieć.
- Tak kochanie – Odpowiedziała słodko blondynka, posyłając jej radosny uśmiech.
- To nie jest mój chłopak, tylko…przyjaciel. Przyjechał z daleka i nie miał się gdzie zatrzymać, więc zaproponowałam mu nocleg u siebie. – Wyjaśniła. Żyłka na jej czole przestała już ta pulsować, jakby miała zaraz pęknąć. Teraz było widać, że Jess się pogubiła. Była zmieszana.
- O – Mruknęła – Ale mniejsza o to. Jak jesteś jej przyjacielem to zasady obowiązują te same.
- Jess – Warknęła na nią.
- Spokojnie kotku – Położyła jej dłoń na ramieniu – Słuchaj – Zaczęła – W sobotę o ósmej jest przyjęcie z okazji wydania twojej nowej książki. Imprezę organizuję ja, więc nie musisz się o nic martwić. Przyjdą wszyscy twoi fani i wielbiciele. Będziesz musiała przeczytać chociaż jeden fragment książki, potem autografy i takie tam. – Blondynka skierowała się w stronę drzwi. Założyła na siebie szary płaszcz i szczelnie owinęła szalikiem. – Do zobaczenie. – Nim wyszła powiedziała coś jeszcze – A osoby towarzyszące mile widziane – Mrugnęła do nich okiem i się ulotniła.
Ta cała sytuacja mająca miejsce w domu Ellie wydawała się dziwna, a za razem śmieszna.
- To była twoja koleżanka? – Spytał Loki i wskazał palcem już zamknięte drzwi.
- Taa – Mruknęła – Jessie Cross. Znamy się od żłobka i zawsze trzymałyśmy się razem. To ona zainspirowała mnie do napisania pierwszej książki. ‘Trwała przyjaźń na wieczność’ – Eh… Więc w sobotę jest impreza. – Dziewczyna spojrzała na kalendarz wiszący na ścianie. – To za trzy dni. Szczerze jakoś nie lubię takich przyjęć. Wolę posiedzieć w domu i coś pooglądać, napisać, poczytać. 
                                                                      ~*~*~*~
Trzy dni upłynęły w zastraszającym tempie. Ellie cały czas była zasypywana sms i telefonami mścicieli. Pytali czy na pewno nie zmieniła zdania. Tony też dzwonił co pięć minut.
- Powtarzam ci kolejny raz Tony. Nie jestem małym dzieckiem i umiem o siebie zadbać. – Kolejny raz to samo zdanie. – Co? Nie. Siedzi i czyta książkę. Nie. Nie możesz wpaść. Pa. – Zakończywszy rozmowę, zrezygnowana popatrzyła na Lokiego. Całe jego skupienie było w książce, którą czytał od ponad godziny, bez przerwy. Nosiła tytuł ‘’ Na wieki’’. Opowiadała o samotnej dziewczynie, mieszkającej na wsi, która straciła rodziców w katastrofie lotniczej. Właśnie mieli ją odwiedzić, lecz nie dotarli do celu. Dziewczyna zamknęła się w sobie i nie chciała z nikim dzielić tego smutki, który spoczywał na dnie jej serca. Pewnego dnia poznała chłopaka. Za wszelką cenę próbował do niej dotrzeć, lecz ona pozostawała w swojej skorupie. Kiedy przypomniała sobie dalszą część książki, aż łzy napłynęły jej do oczu. Na koniec i ten chłopak umiera. Popełnia samobójstwo, ponieważ jego ukochana go odtrąciła. Ellie spojrzała na zegar. Wbiła właśnie siódma. Jeszcze godzina do przyjęcia. Cały czas myślała w co się ubrać. Niezdecydowana ruszyła na górę do swojego pokoju. Z szafy wyjęła całkiem ładną sukienkę. Z tyłu przypominała gorset, a z przodu była lekko marszczona i sięgała do kolan.
- Może być – Mruknęła do siebie i zaczęła robić makijaż. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiła się malować. Dlatego wystarczyła jedynie kredka, cienie i szminka. Ponownie spojrzała na zegar. W pół do ósmej. Dojazd zajmie jej niecałe dziesięć minut. Przyjęcie odbywało się w jednej z ekskluzywnych restauracji.  Dziewczyna wstała z krzesła i podeszła do lustra. Po stwierdzeniu, że wygląda znośnie, udała się do salonu, w którym już czekał gotowy Loki. Szatynka powoli i z gracją schodziła po stopniach. Kiedy brunet ją zobaczył oniemiał, lecz nie dał po sobie tego poznać. Wyszedłby na słabego. Odwrócił szybko wzrok i powędrował w stronę drzwi. 
                                                                           ~*~*~*~
- Świetne przyjęcie nieprawdaż? – U boki Ellie zjawiła się jej przyjaciółka.
- Tak, tak świetne – Westchnęła – Szczególnie gdy każdy coś od ciebie chce. W moim przypadku, wiele zdjęć.
Jess poklepała ją przyjacielsko po plecach i powiedziała:
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Chodź – Pociągnęła ją za sobą w stronę sceny – Zaraz zaczynasz.
Ellie stanęła przy niewielkim piedestale i otworzyła książkę na pierwszej stronie. Nabrała powietrza do płuc i powoli wypuściła, czując rozluźnienie. Zebrani zajęli swoje miejsca na krzesłach przed sceną i w skupieniu czekali na to co się miało zdarzyć. Szatynka szukała wzrokiem Jess. Ona zaś pomachała jej. No dobra. To zaczynamy. Ostatnia myśl i zaczęła.
- To zdarzyło się ubiegłego roku. Miałam wtedy zaledwie dwanaście lat, a pamiętam jakby było to wczoraj. Wspomnienia ożywają z każdą chwilą. Mroczna otchłań i krzyki. Wyrażały ból i rozpacz. Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam gdzie jestem. Dopiero kiedy usłyszałam dźwięk syreny, przypomniałam sobie co się stało. Wypadek. Złapałam się za głowę. Nieznośny ból, pożerał mnie od środka. 
- Mamo – Zawołałam. Powoli podniosłam się  na równe nogi, czując pieczenie na odsłoniętych częściach ciała. Ogień, który się rozprzestrzeniał, musiał mnie poparzyć. Jednak teraz to nie było ważne. – Mamo – Krzyknęłam głośniej, lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi. Czułam jak słone łzy, powoli spływają po moich rozgrzanych policzkach. – Gdzie jesteś? – Szepnęłam słabym głosem. Nagle coś sobie uświadomiłam. Auto. Przecież jechaliśmy w nim kiedy to się stało – Przeszło mi przez myśl. Szybko poszukałam wzrokiem pojazdu. Stał niedaleko. Nie. Raczej leżał rozwalony. Każda jego część była w innym miejscu. Podeszłam bliżej. Oparłam się na nim i pochyliłam się do przodu, by zobaczyć czy mojej mamy nie ma przypadkiem w środku. Była. Siedziała na miejscu kierowcy. Miała zamknięte oczy i cała była we krwi. – Mamo. Hej. Mamo – Wślizgnęłam się do środka, lecz zaraz potem poczułam jak czyjeś silne ręce chwytają mnie w tali i pociągają. – Nie! – Krzyknęłam – Zostaw mnie. Tam jest moja mama. – Ów osobnik jednak nie posłuchał. Widziałam jak kilku strażaków i policjantów próbuje wyciągnąć matkę z auta. Mnie zaś trzymano mocno, bym się tam nie znalazła i nie widziała jej zwłok. Była martwa. Zauważyłam to kiedy nieśli ją do karetki. Zapewne próbowali przywrócić jej życie. Nadaremnie. Nie chciałam dopuścić do siebie czarnej rzeczywistości. Chciałam, aby mama żyła. Chciałam, żeby powiedziała, że wszystko jest w porządku. Żeby mnie przytuliła i powiedziała kocham cię. Jednak to już nigdy nie nastąpi. Zostałam sama. Nie mam nikogo. Całą nadzieję pokładałam w matce i jej czynach. Rozpłakałam się na dobre. Nie miałam już sił, aby się opierać. Poddałam się. Policjanci wprowadzili mnie do auta i odwieźli w bezpieczne miejsce.
Ellie spojrzała na twarze ludzi zebranych, po to, aby posłuchać tego jednego fragmentu książki. I zobaczyła coś, co wywołało u niej mieszane uczucia. Wszyscy trzymali w rękach chusteczki i ocierali słone łzy. Jak to się stało, że to co napisała, mogło wywołać, aż takie emocje? Spojrzała na przyjaciółkę, która robiła to co inny. Zmieszana szatynka zeszła ze sceny, w rytm oklasków i gwizdów, co uznała za dobry omen. Nagle przy niej znalazła się Jess.
- Ellie to było świetne. Patrz co zrobiłaś. Oni się popłakali. – Powiedziała przez łzy. Przytuliła dziewczynę, tak mocno, że aż jej żebra połamała.
- Dziękuję. – Wydusiła – Czy ten jeden mały fragment mógł, aż tyle zrobić.?
- To nie było to Li – Li. Zdrobnienie jej imienia, którego używała tylko jej przyjaciółka. – Był to sposób w jaki to przeczytałaś. Widziałam jak wkładasz w to całe serce i duszę. Nie wiem czy wiesz, ale jak czytasz nie ważne czy dla siebie, czy dla kogoś. Potrafisz wejść w taki trans, że nie wiem.
Kątem oka zobaczyła jak Loki opuszcza lokal. Skończyła rozmawiać z Jess i poszła w jego ślady. Otworzyła drzwi, a zimne powietrze owinęła się wokół niej. Po całym ciele poczuła przechodzące dreszcze. Rozejrzała się dokoła. Loki stał przy barierce i wyraźnie był nieobecny.
- Coś się stało? – Spytała podchodząc i opierając ręce na zimnej poręczy. Spojrzała przed siebie. Widok padał na wielki ogród. Chociaż było ciemno, on mienił się milionami kolorów, w blasku małych lamp. Drzewa, krzewy, kwiaty. Była połowa jesieni, więc ochłodzenie dawało o sobie znać. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Po długiej ciszy, jednak nie dostała odpowiedzi, więc postanowiła zmienić temat. – Jak ci się podobał fragment?
- Wy ludzie nie wiecie co to znaczy cierpieć naprawdę. Może i macie jakieś pojęcie o bólu, lecz co następuje potem, jest dla was niewiadomym. – Te słowa poraziły ją jak piorun. Wpatrywała się w beznamiętną twarz mężczyzny w oniemieniu. – To co tam było, to tylko część prawdziwej samotności i nostalgii.
- Co ty mówisz? – Zaczęła, lecz jego spojrzenie wywarło u niej strach. Ona jednak się nie poddała, wytrzymała to i mówiła dalej – Ci wszyscy, którzy tu przyszli mogli przeżyć coś gorszego, niż to co opisałam w książce. Nie wiem co, ale wiem, że jest im ciężko. Loki nie jesteś jedynym, który cierpi, bo rodzicie mieli go gdzieś. Czy twój własny ojciec próbował zabić cię nożem? Czy śmiał ci się w twarz, kiedy opowiadałeś mu o swoich marzeniach? Czy kiedykolwiek cię okłamał? – Te wszystkie słowa, wyleciały z niej jak z procy. Nie obchodziło ją to, co sobie o niej pomyśli. Po prostu musiała to z siebie wyrzucić.
- Tak! – Krzyknął rozgniewany i obrócił się do niej przodem – Ojciec całe życie mnie okłamywał. Nie mówił mi prawdy. Cały czas myślałem, że jestem następcą tronu Asgardu, lecz tak nie było. Żyłem w złudnym marzeniu. Łudziłem się, że kiedyś ktoś mnie doceni. Myślałem, że jak zrobię coś wielkiego, godnego uwagi Odyna, to wszyscy mnie zauważą i nie będę już żył w cieniu brata. Nie. On nie jest moim bratem. Odyn nie jest moim ojcem, a Frigga nie jest moją matką. Żyję tylko po to, aby cierpienie, smutek i ból innych, spadały na mnie. – Był tak samo wściekły jak ona. Rozumiała go w stu procentach, ale przecież nie można być takim egoistą i nie myśleć o innych. – Może to i lepiej, że twój ojciec nie żyje. Nie cierpisz. – Teraz to wmurowała ją w ziemię. On twierdzi, że lepiej jest żyć bez kogoś, niż żyć z kimś kto ośmiesza cię całe życie. Trochę w tym racji, ale i nieprawdy. Ona wolała, aby jej rodzice żyli. Miałaby wtedy świadomość, że istnieje dla kogoś. Teraz czuła tylko pustkę. Wyprostowała się i spojrzała na Lokiego. Ściągnęła dłoń i wymierzyła mu cios w policzek, aż został po nim czerwony ślad.
- Wolę nawet teraz żyć sama, niż z tobą i mieć świadomość, że jesteś egoistą i chamem – Odwróciła się na pięcie i wróciła do środka. Salę przebiegła tak szybko, żeby nikt nie zauważył jej czerwonych oczu i płynących łez. Lecz jednak ktoś ją zobaczył. Jess. Jednak nie podbiegła do niej i nie zapytała czemu płacze. Wiedziała, że Ellie w takich chwilach lubiła samotność. Wolała wypłakać się w poduszkę, dać upust wzbierającym w niej emocjom.