czwartek, 31 grudnia 2015

Sylwester

Nadszedł czas świętowania Sylwestra. 
Życzę każdemu udanej zabawy, która mam nadzieję zaowocuje nowymi znajomościami, związkami i może czymś więcej :D

Jestem kiepska w składaniu życzeń, ale cóż :D
Po wszystkim, a być może nawet jeszcze dziś dostaniecie fajną fotkę :D 

Udanej zabawy kochani !!!

czwartek, 24 grudnia 2015

Vampire Rose Christmas Special



Wesołych Świąt moje misiaczki wierne :D 
Dużo szczęścia, pomyślności, a wieczorem pełno gości :D 
Kolacja będzie wam smakować, gdy razem przy stole będziecie się radować. :D
W nowym roku będzie lepiej. :D
Więc trzymajcie kciuki i czekajcie :D 

Nie umiem wymyślać życzeń, a chciałam je wam podarować tak od serca, bo te z internetów są oklepane i się powtarzają.
Ale naprawdę życzę wam wszystkiego dobrego, bo dzięki wam zaszłam tak daleko. 
Zdałam ten przeklęty egzamin teoretyczny z naprawdę zadowalającym wynikiem, bo, aż 71 punktów.
Dziękuję za wasze wsparcie :D 
Kiedy miałam operację też byliście ze mną. Jesteście naprawdę świetni , więc z okazji tego wielkiego święta mam dla was świąteczny rozdział :D 
Starałam się, aby wyszedł w miarę śmiesznie, poważnie i słoooodko :D 
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? 

DZIĘKUJĘ WAM. 




  Obudziłam się w nadzwyczaj dobrym humorze, ponieważ dziś były święta Bożego Narodzenia - w Polsce bardzo hucznie obchodzone, dlatego też zmobilizowałam wszystkich w rezydencji, aby pomogli mi przygotować świąteczną kolację i udekorować dom.
  Integra zamknęła się w swoim biurze i powiedziała, że wyjdzie dopiero wieczorem. Nie znałam jej niechęci względem wspólnych przygotowań, ale po usilnym namawianiu jej, dałam sobie w końcu spokój. Richardowi nakazałam, aby znalazł jakąś ładną, żywą choinkę, którą postawimy w salonie.        Michael razem z Blake'em mieli kupić ozdoby na drzewko i jakieś ładne, białe oświetlenia na zewnątrz rezydencji. Ja natomiast razem z Tamarą zamknęłyśmy się w kuchni, uprzednio grzecznie wypraszając z niej Waltera, który spierał się z nami, że ją podpalimy i cały dobytek pójdzie z dymem. Zapewniłam go, że nic takiego się nie stanie, ale Walter był mądrzejszy i czatował przed drzwiami do kuchni z gaśnicą w ręku.
  Alucard natomiast gdzieś zniknął i nie było go gdzieś do późnego popołudnia, kiedy dosłownie wyważył drzwi rezydencji i wszedł chwiejnym krokiem do środka. Zostawiłam na moment Tamarę samą z gotującą się zupą rybną, po czym w trzy sekundy znalazłam się obok wampira.
- Co ci się stało? - Spytałam strzepując z jego włosów śnieg.
- Hmm? - Zdziwił się. - A coś miało się stać?
  Spojrzałam na niego zdezorientowana. Był jakiś dziwny, wychodzi na prawie cały dzień i wraca jakby nigdy nic blady jak...trup. Zaśmiałam się głośniej na tą myśl, a wampir spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie było cię prawie cały dzień. Gdzie ty byłeś? - Spytałam w końcu, niecierpliwiąc się.
  Alucard wyminął mnie i zniknął w ścianie mrucząc coś pod nosem. Zostałam sama w holu, zaciskając dłonie w pięści.
- Lilith! - Z kuchni zawołała Tamara.
  Kątem oka zobaczyłam jak Walter zrywa się do biegu z gaśnicą w stanie gotowości. Pobiegłam za nim, lekko poddenerwowana.
  Za wszelką cenę dowiem się co wampir przede mną ukrywa, lecz teraz miałam na głowie ważniejszą sprawę - rozlaną dookoła zupę rybną.
- Co tu się stało? - Spytał Walter, odkładając na szczęście gaśnicę.
  Tamara uśmiechnęła się niewinnie.
- No, bo wiesz...
- Sama byś tego nie uniosła, więc dlaczego nas nie zawołałaś? - Spytałam, opierając ręce na biodrach. Westchnęłam ciężko, widząc oczy Tamary, które uderzająco przypominały te, którymi kotek ze Shreka przekupywał ludzi.
- Dobra. - Powiedziałam i zaraz zwróciłam się do Waltera. - Pomóż Tamarze to posprzątać, a potem ugotujcie barszcz.
- A ty gdzie idziesz? - Spytała Tamara, kiedy opuszczałam kuchnię.
- Zobaczyć czy inni nie zaplątali się w dekoracje, albo czy tata nie zgubił choinki po drodze.

****

 Ku mojemu zdziwieniu nikt nie miał problemów, no chyba, że do problemu można zaliczyć warunki pogodowe, które skutecznie uniemożliwiały nam zawieszenia oświetlenia na przodzie rezydencji. 
- Zostanę bohaterem domu! - Powiedział nagle Micheal, który stał obok mnie. Był cały biały, bo wcześniej razem z Blake'em rzucali się śnieżkami i lepili bałwany. 
- Słucham? - Spytałam, bo nie dowierzałam jego słowom. - Ty bohaterem domu? Jak ty nawet lampek na choinkę nie potrafisz zawiesić, bez zaplątania się i rozwalenia wszystkiego dookoła. 
  Michael zrobił zbolałą minę. 
- Nie wierzysz we mnie kochanie? - Spytał ze łzami w oczach. 
  Poprawiłam czapkę i szalik, po czym odpięłam kurtkę, zdjęłam ją z siebie i rzuciłam na śnieg.
- Tu trzeba kobiecej ręki. Wy maszerujcie po jeszcze jeden komplet.
  Złapałam białe lampki i wdrapałam się na drabinę - na szczęście była na tyle wysoka, by sięgnąć niższych zabudowań nad wejściem. Zawiesiłam kilka pierwszych metrów lampek na daszku, kiedy nagle zawiał mocniejszy wiatr. Pech chciał, że wcześniej wysłałam chłopaków po jeszcze jeden komplet lampek i zostałam całkiem sama.
- Wspaniale! - Krzyknęłam, jakby miało to zrobić  jakiekolwiek wrażenie na pogodzie. 
  Drabina niebezpiecznie się zachwiała, a ja w przypływie strachu przed upadkiem złapałam się daszku, kiedy straciłam oparcie pod nogami.
- Last Christmas.... - Zaczęłam nerwowo śpiewać.
- Lilith! Jasna cholera! - Richard był moim wybawieniem.
  Rzucił przyniesioną choinkę na ziemię i swoimi czarnymi płomieniami, które oplotły mnie w pasie, ściągnął mnie w dół.
- Ameno... - Zawyłam rozpaczliwie, stojąc już twardo na ziemi.

****

  Włączyłam radio w salonie, z którego poniosły się ciche szumy świątecznej muzyki. Ciepło z kominka rozgrzewało po mnie po małym incydencie na polu i chwilowo uspokoiło. Richard natomiast na chwilę wyszedł, by opieprzyć Michael'a i Blake'a za to, że mnie nie upilnowali, chociaż mówiłam ojcu, że to moja wina, bo sama ich wysłałam po kolejne lampki, ale on upierał się przy swoim.
- Pomogę ci - Tamara złapała kilka szklanych bombek i zawiesiła na choince. Uśmiechała się przy tym jak małe dziecko, które przeżywa swoje pierwsze święta, przez co zrobiło mi się jeszcze cieplej. Cieszył mnie ten widok i mam nadzieje, że tak zostanie jak najdłużej.
- Słuchaj... - Zaczęła niepewnie, jakby nie chcąc mnie spłoszyć samym pytaniem. -... a między tobą i...
- Alucrdem nic nie ma. - Spuściłam wzrok, trochę podupadając na duchu.
  W sumie odkąd zakończyliśmy walkę z Lykanami cały czas mnie zbywał, unikał lub znikał na całe dnie i noce. Czasami zdarzały się między nami sprzeczki, które potem obracaliśmy w żart, ale nic ponad to.
  Alucard jakby zapomniał o tym, że wyznałam mu miłość. I, że on zrobił to samo.
  Czasami w nocy, kiedy nie potrafiłam zasnąć, snułam się po rezydencji, wabiona różnymi głosami, które dochodziły zza drzwi prowadzącymi do gabinetu Integry. Zawsze stałam pod ścianą obok i nasłuchiwałam, jak Alucard się śmieje, jak żartuje i sam zaczyna rozmowę. Niby nie powinnam być zazdrosna, bo wampir powiedział, że pomiędzy nim, a Integrą nic nie ma, jednak... kobieta zawsze czuje więcej. 
  W żadnym bądź razie nie byłam zła na Hellsing, lecz kiedy widziałam ich razem, śmiejących się - czułam w sercu dziwne ukłucie żalu i tęsknoty. 
- To trochę skomplikowane. - Powiedziałam po zakończonym w swojej głowie monologu. 
- Widziałam was wtedy, po bitwie. - Tamara cofnęła się pod kominek i spojrzała na swoje dzieło. - Widziałam jak się przytulaliście. 
- To nic. - Szepnęłam. 
  Nagle zabrakło mi ochoty na dalsze strojenie choinki. 
- Pomóc wam? - Spytał Richard, wchodząc do salonu. 
- Tak. - Odparłam od razu. - Muszę jeszcze coś załatwić. 

****

  Prezenty miałam dla wszystkich. Tamara dostanie szarą bluzę, która spodobała się jej na wystawie, kiedy razem byłyśmy na zakupach. Micheal - nowiutki łuk od naszego wspólnego znajomego z Rady, Blake płaszcz, bo ostatni mu się pobrudził, Richard - elegancki zegarek, Integra - za namową Waltera dostanie zapas cygar, a sam lokaj otrzyma ode mnie bilet do uroczego hotelu, który oferuje wiele wspaniałomyślności dla starszych osób.
  Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że nie wiedziałam co dać Alucardowi. Kiedy pytałam go co lubi, zwykle odpowiadał, że jego święta nie interesują. Wtedy odchodził i zostawiał mnie samą.
  Zamknęłam na chwilę oczy, uspokoiłam oddech, byleby tylko nie wybuchnąć płaczem. 
Co można do jasnej cholery dać wampirowi? Całoroczny zapas najlepszej krwi? Dziewicę obwiązaną czerwoną kokardką? Wodę święconą?
- Zaczynam bredzić. - Skarciłam się w myślach za swoją głupotę. 
  Położyłam dłoń na szaliku od babci - to zawsze mnie uspokajało, więc trwałam tak jeszcze przez chwilę, po czym zabrałam się za pakowanie prezentów. 


****

  O dwudziestej pierwszej wszyscy zasiedli do wielkiego, udekorowanego stołu, który po brzegi wypełniały srebrne zastawy - mięsa, warzywa, owoce, zupy i wina. Miejsce obok mnie było wolne, więc założyłam, że Alucard na pewno się spóźni i przyjdzie wielce obrażony, że musi w czymś takim uczestniczyć. Nawet Integra chwilowo ożyła. 
- Jako, że to nasze pierwsze święta w tym gronie, chciałabym złożyć wam wszystkim gratulacje, że przetrwaliście w rezydencji tyle czasu. - Integra wydawała się być trochę nieobecna, lecz czasami kącik jej ust drżał od ukrywanego uśmiechu, kiedy jej wzrok padał na mnie. - Jest mi niezmiernie miło gościć Tamarę, Richarda, Lilith i Michael'a w naszym gronie. Mam nadzieję, że dożyjemy razem wspaniałej śmierci. 
  Wszyscy wybuchli śmiechem na ostatnie słowa blondynki, po czym w końcu zabraliśmy się za kolację. Była pyszna, bo przygotowane przez Waltera posiłki dosłownie rozpływały się w ustach. Lecz wszystko co dobre, szybko się kończy. 
  Na pustym miejscu w końcu pojawił się Alucard, ubrany w elegancki czarny garnitur i białą koszulę. Prezentował się doskonale, gdyby nie fakt, że w ogóle nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Nie chcąc wywołać żadnej niepotrzebnej kłótni zajęłam się swoim talerzem i delektowaniem się posiłkiem oraz rozmową z Tamarą, siedzącą po mojej prawe stronie. 
  W sumie cała kolacja minęła bez większego problemu. Raz tylko Blake pod wpływem śmiechu wylał całe wino z butelki. Cała zawartość rozlała się po pięknym, śnieżnobiałym obrusie, co spotkało się z morderczym spojrzeniem Integry i Waltera, który ledwo powstrzymał się przed rzuceniem w wampira nożem. 
  Po tym wszystkim udaliśmy się do salonu, gdzie widok zabierał dech w piersiach. Stojąca w kącie choinka biła blaskiem miliona światełek, które odbijały się od szklanych, jak i plastikowych bombek zawieszonych na każdej gałązce. Biorąc pod uwagę fakt, że drzewko było żywe, zapach zmieszany z ciepłem bijącym od kominka był nieziemski i zwalający z nóg. 
- To co? - Spytał Blake, drepcząc ku choince z wiadomym zamiarem. - Zabieramy się za prezenty? 

****
Tu macie muzyczkę do nastrojowej chwili :) - Mattia Cupelli - Love Lost

  Tak jak myślałam, wszyscy ucieszyli się z prezentów, które zajęły ponad połowę pomieszczenia. Ich uśmiechy i śmiechy wywołały u mnie falę śmiechu i uczucie zadowolenia, chodź z drugiej strony mogło to być spowodowane zbyt dużą ilością wina wlanego w siebie. Posmak trunku był lekki i cudownie słodki, co spotkało się z moją aprobatą oraz pochwaleniem Waltera za dobry gust. 
- Staram się - Odparł z uśmiechem, wgryzając się w jabłko, które porwał ze stołu. 
  Tamara zabawiana rozmową z Blake'em i Michel'em bawiła się nad wyraz doskonale. Co chwilę na jej twarzy gościł szczery uśmiech. Integra - stojąc na balkonie paliła otrzymane w prezencie cygaro, co też wywoływało na jej twarzy uśmiech. Walter i Richard stali przy kominku i popijali Whisky. 
- Pozwolisz? - Usłyszałam głos za sobą.
  Siedząc na kanapie, skręciłam ciało i znad kieliszka spojrzałam na górującego nade mną Alucarda, który chyba musiał zmienić koszulę na czarną, bo teraz ledwo co dostrzegałam go w panującym w pomieszczeniu półmroku. 
  Zmieszałam się. Teraz chciał rozmawiać i zniszczyć tą wspaniałą atmosferę? 
- Słucham? - Odłożyłam kieliszek na stoliczek. 
  Wampir wyciągnął przed siebie dłoń, delikatnie chwytając moją. Pociągnął mnie i razem wyszliśmy z pokoju, kierując się długim korytarzem na sam jego koniec. 
  Szliśmy w ciszy i w mroku trzymając się za ręce.
- Powiesz mi w końcu gdzie idziemy? - Spytałam, nie mogąc dłużej wytrzymać tej niezręcznej ciszy.
  Alucard nagle zatrzymał się, otworzył drzwi na przeciwko nas, po czym pociągnął mnie do środka.
Pokój wypełnił mrok i straszliwe zimno, jednak gdy na moich barkach spoczęło coś cięższego, odetchnęłam z ulgą. Ciepło momentalnie rozgrzało mnie od środka.
- Poczekaj. - Powiedział szeptem Alucard.
  Poczułam jak jego obecność nagle ucieka z tego pokoju, jednak po minucie znów się pojawiła. Dookoła nagle zapaliło się milion świec, porozstawianych w przeróżnych miejscach. Teraz dokładnie mogłam przyjrzeć się pokojowi.
  Nie był wielki, lecz przytulny, a na samym środku leżały koce i wielkie, miękkie poduszki. Całość dopełniał widok dwóch kieliszków i wina stojącego obok. 
- Wesołych świąt. - Alucard szepnął mi do ucha, opierając delikatnie dłonie na moich ramionach. 
  Dosłownie rozpłynęłam się pod jego dotykiem. Było mi zbyt ciepło, a czarny sweterek, który miałam na sobie tylko to potęgował. 
  Wampir wyminął mnie, złapał za rękę i pociągnął w dół. Opadliśmy na poduszki dosłownie się w nich zanurzając. Ułożyłam się wygodnie, dostrzegając w blasku świec skupioną minę Alucarda. 
- Unikałeś mnie - Zaczęłam niechętnie. Oczywiście podobał mi się zaaranżowany przez wampira wieczór, jednak w tym musiał być jakiś haczyk. 
- Miałem powody. 
  Zamurowało mnie.
- Wystarczy słowo, a już nigdy mnie nie zobaczysz. - Obróciłam głowę w drugą stronę.
  Zrobiło mi się przykro i z trudem powstrzymywałam łzy. 
- Oh, moja mała łowczyni... - Wampir nagle zmaterializował się przede mną. Oparł ciężar ciała na wyprostowanych rękach i zbliżył swoją twarz do mojej. -... tu nie chodziło o ciebie. 
  Złapał mój podbródek i skierował na swoją twarz. Widziałam jak w jego oczach tańczą małe iskierki zadowolenia. Jego oddech owiał moją twarz, przez co po kręgosłupie przeszły mnie ciarki. 
  Jego usta były miękkie i smakowały winem. Rozluźniłam się - za co podziękowałam winu, które wcześniej wypiłam - i delikatnie objęłam wampira za szyję. Wplotłam palce w jego długie i czarne niczym noc włosy. 
  Alucard przysunął się do mnie i objął jedną ręką w tali, drugą kładąc na moim policzku, jakby bał się, że mogłabym teraz uciec. 
  Cichy pomruk zadowolenia opuścił moje gardło. Alucard delikatnie przygryzł moją dolną wargę, z której pociekła strużka krwi. Nie musiałam nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że jego błyszczą i emanują głodem. 
  Przysunęłam się bliżej, by miał jak najwięcej pola do popisu, przeniosłam ręce na jego tors i powoli zaczęłam bawić się guzikami czarnej koszuli. Marzyłam, by w tej chwili dotknąć jego zimnego ciała, by powoli smakować każdy cal jego skóry. 
~ Jesteś niecierpliwa. - Otworzyłam oczy, by zobaczyć na jego twarzy kpiący uśmieszek. - Kiedyś cię to zgubi. 
  Zamrugałam kilka razy, dotknęłam policzków i uciekłam wzrokiem. Alucard sięgnął za siebie i wyciągnął coś spod poduszki, na której wcześniej leżał. W jego ręce błysnęło coś srebrnego, odbijając światło świec. 
- Zamknij oczy. - Polecił, a ja z ociąganiem zrobiłam to o co mnie poprosił.
  Po chwili poczułam jak coś zimnego i ciężkiego dotyka mojej skóry.
- Z biegiem czasu zapomniałem jak to jest, kiedy ma się kogoś o kogo musisz się troszczyć. - Powiedział powoli, pół szeptem. - Integra jest dla mnie ważna, bo to ona mnie stworzyła, ukształtowała mnie i była moim pierwszym mistrzem. Ty natomiast... - Pokazał mi medalion, który teraz delikatnie spoczywał na mojej piersi - .... stałaś się dla mnie kimś ważnym. Lilith, nie unikałem cię, nie zbywałem. 
  Medalion był srebrny, a w samym jego środku błyszczał czerwony kamień.
- Musiałem to sobie wszystko poukładać. - Złapał moją twarz. - Dawno czegoś takiego nie czułem. Zapomniałem jak to jest kochać, jak to jest kiedy musisz kogoś chronić, bo może stać mu się krzywda. 
- Alucard.... - Szepnęłam, muskając dłonią jego policzek. Poczułam jak zadrżał. Przez tą krótką chwilę pokazał, że gdzieś w nim, w środku drzemie ta cząstka człowieczeństwa. 
- Mordowałem, gwałciłem, plądrowałem i krzywdziłem innych. Z polecenia Integry zrobię wszystko, lecz nie pozwolę cię skrzywić....
  Przerwałam jego wypowiedź namiętnym pocałunkiem, bo dłużej już nie mogłam wytrzymać. Czułam zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. On chyba pomyślał o tym samym bo jego usta znalazły się na moich w tej samej sekundzie. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem nasze warg zaczęły ze sobą w spół pracować, całowaliśmy się coraz namiętniej. A ja chciałam żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi.
   I nagle oderwaliśmy się od siebie. On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po włosach jedną ręką, drugą cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Miałam dość powstrzymywania się. Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego oddech.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam. - Szepnęłam mu do ucha. - Przepraszam, ale ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie przywiązuję uwagi do rzeczy materialnych. - Jego kły lekko zahaczyły o moją skórę przy tętnicy. - Pozwól mi cię zasmakować. 
  Między nami nie było już słów. Alucard ugryzł mnie ,i tym razem poczułam jedynie spełnienie i szczęście. 
  





Prześledziłam tekst, chociaż błędy i tam mogą się pojawić.












wtorek, 22 grudnia 2015

Amnesia - Rozdział 8

  Wiem, wiem, wiem. Rozdział krótki, ale treściwy. W najbliższym czasie spodziewajcie się ONESHOTA z vampów na święta :D
Idę na 13:40 na testy. Nie, nie... wszystko w porządku.
* jasna cholera, jasna cholera, takiego stresa nawet przed maturą nie miałam. Booooże dopomóż. *

Tak tytułem wstępu :D 


Do wieży wróciliśmy dzięki teleportowi Lokiego. Chodź jego moc była ograniczona, to utworzenie małego portalu było pestką. Nikt nawet nie zorientował się, że chwilowo uciekliśmy z domu. Loki zaczarował Jarvisa, by ten jak z nut skłamał Tony'emu o naszej obecności w wieży.
- Nigdy więcej takich wypadów. - Powiedziałam stanowczo, rozkładając się na łóżku. Delsin położył się koło mnie i zamknął oczy szykując się do snu. Miałam zamiar i ochotę zrobić to samo, jednak kiedy moje drzwi otworzyły się z impetem i w progu stanął zadowolony Loki, pożałowałam dnia w którym musiałam go spotkać.
- Sumienie gryzie? - Spytał, zuchwale siadając obok mnie na posłaniu.
  Nie dość, że z niego cwaniak, to jeszcze rządzi się jakby był u siebie.
- Nie. - Skłamałam gładko, przewracając się na bok, byle nie patrzeć w jego oczy.
- Hmm... - Zastanowił się głośno.
  Coś na dworze huknęło, a ja odruchowo zwinęłam się w kłębek, czując jak Delsin robi to samo przy moim boku. Nienawidziłam burzy w takim stopniu, że byłabym w stanie ją wyeliminować raz na zawsze.
- Czego chcesz? - Spytałam sennie. Moje powieki już zdecydowały, że się zamkną, lecz umysł nadal pozostawał świadomy co tylko i wyłącznie działało na moją niekorzyść, ponieważ Loki nadal był w moim pokoju i nadal siedział na moim łóżku.
- Co do tych ograniczeń mocy....
- Nie! - Podniosłam się do siadu, trącając niechcący łeb psa leżącego obok. Delsin mruknął z niezadowolenia i zszedł z łóżka, wychodząc z pokoju. - Nie pomogę ci i kropka.
  Ułożyłam na wygodnie na poduszce, kiedy piorun kolejny raz przeszył blade niebo. W ułamku sekundy byłam pod kołdrą - cała, z trudem oddychając.
- Jesteś uparta. - Loki szarpnął pościel, by chodź trochę mnie odsłonić, jednak ja zapierałam się jak mogłam. Tu mi było dobrze i byłam bezpieczna.
- A ty arogancki i zapatrzony w siebie.
- To nijak ci pomoże w wojnie. - Poczułam jak ciężar na łóżku niebezpiecznie szybko przenosi się bliżej mnie. - Ja też ci nie pomogę, jeśli ty nie zrobisz czegoś dla mnie.
- Jesteś samolubny, Loki.
  Odkryłam się i usiadłam, szybko odsuwając się do tyłu, kiedy twarz Lokiego była zaledwie kilka centymetrów od mojej. Jego uśmiech wywołał u mnie szybki przyrost temperatury i wypieki na twarzy.
- Tak uważasz? - Spytał cicho.
  Złapał pasemko moich włosów, a potem delikatnie dotknął policzka. Jego dłonie były zimne, co szybko mnie ostudziło.
- Tak! - Ścisnęłam kołdrę leżącą na moich kolanach.
  Loki zbliżył się tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech na swojej szyi. Iskierki w jego oczach zamigotały, a uśmiech ponownie wywołał u mnie zdenerwowanie.
- Jesteś tego pewna? - Spytał ponownie.
  Przez jego bliskość nie umiałam trzeźwo myśleć i chodź bym bardzo chciała, to nie potrafiłam skleić normalnie zdania.
  Loki nachylił się do mojego ucha i zaczął coś szeptać. Nie rozumiałam jego słów, były w innym języku, lecz ton, który temu towarzyszył przyprawił mnie o dreszcze na całym ciele. Mag odsunął się z lubieżnym uśmiechem.
  Loki z siłą wpił się w moje usta i już po chwili pogrążyliśmy się w namiętnym pocałunku. Jakaś część mnie była temu całkowicie przeciwna, lecz podświadomie zaczęłam pragnąć jego dotyku. Błądziłam dłońmi po jego torsie, który opinała bawełniana, zielona koszula. Czułam przyśpieszone bicie jego serca, które idealnie komponowało się z moim własnym. Przestrzeń między nami wypełniały niewypowiedziane słowa. Poczułam jak dłoń Lokiego delikatnie zsuwa się na moje plecy, a potem wkrada pod luźną bluzkę. Przeszły mnie ciarki, kiedy poczułam zimno na skórze. Szybko oplotłam rękoma kark Lokiego i przyciągnęłam go bliżej by zminimalizować pustkę między nami.
  Nie wiedziałam, że dla mnie czas w tamtym momencie stanął w miejscu, gdyby nie ciche chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie tak szybko, jak to tylko możliwe i spojrzeliśmy na Ivara siedzącego przed łóżkiem i wpatrzonego w nas.
- Wiedziałem, że macie się ku sobie. - Mimo, iż był wilkiem, dostrzegłam jak się uśmiecha. Piórka na jego grzbiecie zakołysały się lekko. - Wiedziałem.
- Nie...Ivar to nie...to na co to wygląda. - Zreflektowałam się szybko.
  Loki usiadł na brzegu łóżka i wbił zmieszany wzrok w podłogę.
- Tak? Na pewno?
  Przytaknęłam.
- To dobrze, bo mam pewne informacje, które was zainteresują.

****

- Mamy stuprocentową pewność? - Spytał Odyn.
- Z tego co mówiła Sif, to Fenrir w każdym momencie może przypuścić atak. Razem ze smokami dzierży potężną moc. Nie możemy się temu przyglądać z boku. 
- Rozumiem cię synu, jednak co mogą ludzie przeciwko takim istotom. 
  Thor zamyślił się, opierając dłonie na marmurowym balkonie. 
- Pamiętasz Sol? - Spytał nagle. 
  Odyn spojrzał na Thora.
- Mała Sol, tak... - Rozmyślił się. - Pamiętam ją. Uciekała przede mną, a bawiła się tylko z Sif.
- Jest magiem - jak Loki.
  Odyn zdziwił się. Nie takiej informacji oczekiwał, ale musiał przyznać, że wiele spodziewał się po małej Sol, która już za młodu emanowała jakąś garstką magii. Inni tego nie widzieli, lub też nie chcieli widzieć, ale był jeden, który przejął się tym, aż nadto.
  Loki z ukrycia przypatrywał się małej Sol.
- Przypuszczałem, że tak się sprawy mają. Ale... - Odyn przeniósł wzrok na zbliżającą się szybkim krokiem Lady Sif.
  Kobieta uklękła na jedno kolano i przyłożyła pięść do serca.
- Wasza Wysokość. - Wstała. - Północne odziały obronne zauważyły wzmożoną aktywność magicznych stworzeń. Na razie nie zbliżają się do murów, ale z każdym dniem jest i coraz więcej. Nie wyglądają przyjaźnie.
  Thor spojrzał przelotnie na ojca, który ściskał kostur w dłoni. Jego twarz nie wyrażała emocji, był opanowany i spokojny, zapewne znów obmyślał jakiś plan.
- Wzmocnić siły obronne na północy, północnym wschodzie i zachodzie. - Głos Odyna był chłodny. - Jeśli te bestie mają nas zaatakować, warto być przygotowanym na każdą ewentualność. Zakładam, że nie mamy więcej niż tydzień, nim Fenrir zjawi się u wrót. Ustawić kusze na murach, pod nimi zaś katapulty.
  Odyn odwrócił się i wszedł do zamku.
- Pokażemy na co stać bogów.



















piątek, 18 grudnia 2015

Informacja

  Cześć wam....nie... to nie takie fajne przywitanie. Pewnie...na pewno wolelibyście rozdział prawda? Jestem okrutna wiem, ale nawet mając kilka argumentów, które odsunęły mnie od bloga, na stówkę będziecie na mnie źli.
  Nie pisałam - wiem, aż za dobrze.
1. Dalej próbuję zdać to cholerne prawko. Mam egzaminy państwowe, a widząc 67 punktów na ileś tam możliwych, krew mnie zalewa, bo wystarczy jedynie 68, by zaliczyć. Popełniam głupie błędy, załamuję się, bo ciąży na mnie wielka presja ze strony rodziny i to jeszcze bardziej mnie dołuje. Nie jestem orłem jeśli chodzi o naukę, ale staram się i  właśnie wychodzi na to, że wam się żalę... ale muszę gdzieś to z siebie wyrzucić.
  Naprawdę was przepraszam.
2. Idą święta i mamy cały dom do sprzątania, a tego nie jest mało, bo dom jest sporych rozmiarów i wszystkie kąty mają błyszczeć.
  Naprawdę was przepraszam.
3. Mam wiele problemów - nie tylko z rodziną, domem, ale także ze sobą. Jakoś tak nic mi nie wychodzi i nie wiem co się dzieje ani co ma na to wpływ. Chwilowo jestem porażką.
  Na święta mam jednak dla was mały prezencik. Ten kto kocha wampirki, będzie się cieszył, więc czekajcie.

 Naprawdę kocham dla was pisać, a jak jeszcze to się komuś podoba, to płaczę ze szczęścia :)


sobota, 21 listopada 2015

ANKIETA INFORMACYJNA

Cześć

Otóż mam dla was małą ankietę - będzie prawdopodobnie po prawej stornie.

1. Kontynuujemy opowiadanie o Lokim i Sol
2. Zaczynamy nową historię o wampirach. 

Wiem, że jest tu wiele czytelników, którzy nie czytali Rose, ale jest też garstka śledzących tą historię. 
Są też osoby, które z niecierpliwieniem czekają na Lokiego, ale są też tacy, którzy go w ogóle nie czytali.

Nie jestem w stanie zadowolić każdego, więc robię ankietę. 
Pozycja 1 lub 2 z największą ilością głosów wygra, jednak ja postaram się nadrobić Loczka. 

wtorek, 10 listopada 2015

Vampire - Rose XXVII - KONIEC cz. 2

Do rozdziału - kilka piosenek ( nie narzucam, kolejność dowolna )

Audiomachine - Lost Generation
Position Music - Mythical Hero (Alt Piano)
Zack Hemsey - See what I´ve become



~ Oh, - Czyjeś westchnienie ulgi. - Moja mała łowczyni. 
  Coś przeleciało koło mojego ucha ze świstem. Otworzyłam szeroko oczy, by zobaczyć jak Lykan z rykiem rozdzierającym powietrze cofa się do tyłu. Kurczowo ściskał swoją prawą część twarzy, z pomiędzy jego łap ciekła krew.
- Co jest?! - Krzyknął zdezorientowany Jae-Ha.
  Oderwał się ode mnie i tak samo jak stwór zaczął się cofać do tyłu. Rozejrzałam się dookoła, by mieć jakiekolwiek pojęcie co się dzieje. Wszyscy zastygli w bezruchu wpatrzeni we mnie, Jae-Ha i Rubena pod postacią bestii. Nie wiedziałam co się właściwie stało, czy Blake zaczął strzelać ze swojego pistoletu, czy Walter zaatakował Lykana swoimi nićmi.
- Uciekaj Lilith! - Krzyknęła Integra, nacierając na pozostałą dwójkę wrogów, którzy tak samo jak ja nie mieli pojęcie co się dzieje.
  Jej miecz przeciął powietrze między mną, a Jae-Ha, który skontrował to swoim sztyletem.
~ Lilith... - Usłyszałam głoś Alucarda, a raczej poczułam jego myśl.
- Alucard?
  Integra zablokowała nadciągającego na mnie czarnowłosego. Jej miecz błysnął rozcinając krople deszczu i skontrował się z ostrzem wroga,
- Na co jeszcze czekasz! Uciekaj. - Krzyknęła, zwracając się do mnie i odpychając czarnowłosego.
  Raz jeszcze spojrzałam za siebie, gdzie Ruben wił się na ziemi, kurczowo trzymając się za krwawiące oko. Następnie zwróciłam się w stronę rezydencji, przy której stała reszta. Pokuśtykałam do nich, cały czas oglądając się za Alucardem, którego nigdzie nie mogłam dostrzec.
  Walter nagle wyprzedził mnie, mrugając do mnie okiem. To samo zrobiła Tamara rozciągając swoją włócznię. Na schodach zauważyłam także Michaela, który napinał swój łuk. Strzała przeleciała mi nad głową, lecąc wprost na Dunalla, który nadal walczył z tatą. Czarne płomienie muskały delikatnie powietrze i cięły jak dzikie ostrza ciało starca. Ten natomiast odpierał ataki swoim mieczem.
- Kochanie. - Michael podbiegł do mnie i chwycił w pasie, pomagając mi usiąść na jednym schodku. - W porządku? Znaczy...eeee... wiem, że boli, ale wyjdziesz z tego tak?
   Zaśmiałam się krótko. Michael zawsze się o mnie martwił, dlatego uważałam go za starszego brata.
- Tak. - Odparłam. - Potrafię się regenerować, ale to wymaga czasu.
- A co z tobą? - Spytałam z troską. Chodź Michael wyglądał na zdrowego, to coś mi w tym wszystkim nie zgadzało.
  Mężczyzna ukląkł na przeciwko mnie i położył mi dłoń na ramieniu. Czyli coś się stało.
- Pamiętasz jak mówiłem, że mam swój honor, i że umrę jako łowca?
  Kiwnęłam głową na znak, że doskonale go rozumiem, ale moje spojrzenie wyrażało totalną dezorientację.
- No, więc... - Zawahał się i zaśmiał nerwowo.
- Zmieniłem go w wampira, inaczej, by umarł. Miał w swoim ciele truciznę. Gdybym miał ją wyssać, to umarłyby mi na rękach, a tak żyje i ma się dobrze. Na marginesie, czarna woda nie jest odtrutką na trucizny. - Obok Michael'a zmaterializował się Blake.
- Tak, właśnie kochanie. - Mężczyzna zabrał rękę i wstał. - A po za tym chcę dożyć twojego ślubu i chcę zobaczyć moje wnuki... znaczy twoje dzieci.
  Zamarłam w bezruchu. Spojrzałam wpierw na Michael'a, potem na Blake'a, który strzelał do Dunalla. Przetrawiłam powoli informację, nabrałam głębokiego wdechu i wypuściłam powietrze.
- Cieszę się, że żyjesz. - Szepnęłam ze łzami w oczach.
  Gdybym straciła Michael'a - przyjaciela mojego przyszywanego ojca - nie wiedziałabym co ze sobą zrobić.
  Nagle za nami rozległ się potężny huk. Ściana czarnego ognia buchnęła w stronę nieba i rozdzieliła się na dwie części ukazując wycofującego się Richarda. W ślad za nim ruszył Dunall w postaci wielkiego Lykana. Zwierze szarżowało na ojca, który teraz ranny próbował uskakiwać przed jego atakami.
- Blake! - Krzyknęłam na wampira. Ten od razu ruszył do przodu, zatrzymując biegnącego potwora serią z pistoletu. Lykan zatrzymał się na krótką chwilę, w tym samym momencie Richard zdążył wycofać się na bezpieczną odległość.
  Wystawił ręce przed siebie, z których trysnęła fala czarnych płomieni. Moc owinęła się wokół Dunalla, wiążąc go na tle mocno, by stwór nie mógł się ruszyć.
- Tamara! - Richard krzyknął na dziewczynę, która zareagowała od razu. Białowłosa wyskoczyła w górę, uniosła włócznię, która zajęła się czarnymi płomieniami i cisnęła ją prosto w głowę Lykana. Krew trysnęła niczym z fontanny, lecz sam poszkodowany na tym nie ucierpiał. Wydawać, by się mogło, że ten atak wcale go nie ruszył.
- Dobra. - Richard zamachnął się rękoma. Czarne płomienie utworzyły wokół niego wielki mur. - Cofnij się.
  Tamara posłusznie wykonała polecenie.
- Michael! - Teraz Richard krzyknął na mężczyznę stojącego obok mnie.
  Michael naciągnął cięciwę i wypuścił strzałę, która z zawrotną szybkością i impetem uderzyła w płonący na czarno mur. Wybuch był wielki i mogłam sobie dać rękę uciąć, że zabił Dunalla.
- To musiało go zabić. - Szepnął Richard, kiedy znalazł się obok nas.
  Wszyscy przyjęli obronną postawę. Ja także, bowiem moja noga już całkowicie się wyleczyła.
Dym unosił się jeszcze przez chwilę, po czym opadł odsłaniając stojącego nadal Lykana.
- Kurwa! - Zaklęła Tamara, ściskając swoją włócznię. - Jak on może po tym stać, co?!
- Nie wiem. - Odparł Richard.
  Przeniosłam wzrok na Integrę, która nadal ścierała się z Jae-Ha. Mężczyzna za żadne skarby nie chciał odpuścić. To samo mogłam powiedzieć o Pani Hellsing. Obydwoje toczyli zażartą walkę na śmierć i życie.
- Gdzie Ruben? - Szepnęłam do siebie, szukając wzrokiem sporych rozmiarów Lykana. Nigdzie nie umiałam go znaleźć, a przecież takie bydle byłoby widoczne nawet w nocy.
  Spojrzałam na pozostałych. Byli zajęci Dunallem, co dało mi czas, aby niepostrzeżenie się przemknąć do lasu zaczynającego się za ogrodem rezydencji. Mój wyostrzony słuch i węch właśnie wyłapały sygnały Rubena.
- Gdzie ty jesteś Ruben? - Przemknęłam między drzewami, kręcąc na wszystkie strony głową.
  Nagle przeszedł mnie ciąg wibracji. Stanęłam jak wryta w ziemię i przymrużyłam oczy, by dostrzec zarys postaci przed sobą, która tkwiła w miejscu pomiędzy krzakami.
  Zrobiłam kilka kroków do przodu, gdy nagle usłyszałam krzyk.
- Ruben! - Poznałam go od razu.
  Rzuciłam się biegiem przed siebie, ignorując znikającą z moich oczu tajemniczą postać. Nabrałam w płuca powietrze i wypuściłam je ze świstem, następnie skupił się i przyśpieszyłam. Po krótkim, lecz wymagającym biegu wkroczyłam na odsłonięty, niewielki teren. Polana była usłana kwiatami -dość dziwnie jak na rozpoczynającą się jesień, lecz teraz mnie to nie obchodziło.
  Przede mną klęczał Ruben, chwytając się obiema rękami za głowę. Wzrok miał wbity w ziemię, cały się trząsł i wrzeszczał.
- RUBEN! - Zawołałam, a chłopak nagle otrzeźwiał.
 Uszy miał oklapnięte, ogon podwinięty, a w jego oczach czaił się strach i przerażenie. Podbiegłam do niego tak samo roztrzęsiona i chwyciłam go za ramiona lekko potrząsając.
- Lilith? - Spytał cicho.
  Przytuliłam go, położyłam dłoń na głowie i powoli zaczęłam go głaskać.
- Spokojnie. Już dobrze. - Uspokajałam go.
  Ruben oddychał szybko, jego krew gotowała się w żyłach, czułam jak drży.
- Nie. - Wyrwał się i spojrzał na mnie obłąkanym wzrokiem. - Idź stąd! Uciekaj! - Zaczął wrzeszczeć, aż wreszcie wstał. - Odejdź!
- Ruben? - Zaniepokoiłam się. Co prawda nie był już Lykanem, ale to właśnie mnie najbardziej zastanawiało. - Wszystko w porządku?
  Chłopak znów złapał się za głowę i spojrzał do góry. Jego przerażający krzyk poniósł się echem po okolicy.
  Zza ciemnych chmur w końcu wyłonił się księżyc, deszcz przestał padać, a zimne powietrze nagle się ogrzało. Teraz doskonale widziałam zaczerwienione oczy Rubena, kilka szram na jego buzi i zaschniętą krew.
  Nie miał prawego oka.
  Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?
- Ruben!? - Krzyknęłam, by zwrócić jego uwagę.
  Chłopak nie zareagował pozytywnie, chodź spojrzał na mnie, jego spojrzenie było puste i zimne. Opuścił ręce wzdłuż ciała, wzrok znów wbił ziemię i coś zaczął szeptać.
- Uciekaj, Lilith! Proszę.
  Oczywiście, że go nie posłuchałam. Zamiast uciekać, podeszłam bliżej.
- Nie. - Stanęłam na przeciwko niego, wyciągając przed siebie dłoń, by oprzeć ją na policzku i lekko musnąć jego skórę.
  Raptownie Ruben uniósł głowę do góry. Jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech. Prawa strona jego oblicza pozbawiona oka wyglądała okropnie, a zaschnięta dookoła oczodołu krew dodawała temu wstrętu.
- Co.... - Nie zdążyłam dokończyć. Ruben zaśmiał się głośno nie naturalnym i donośnym śmiechem.
  Upadłam na ziemię przed nim, zasłaniając się rękoma. Nie mogłam znieść widoku jego przemiany, a tym bardziej wbitego we mnie wzroku błagającego o pomoc.
- Marne ścierwo... - Za sobą usłyszałam głos Jae-Ha. Mężczyzna trzymał się za krwawiący bok, a po kilku chwilach zaczął kierować się w nasza stronę. - Już nigdy więcej... nie zobaczysz swojego wampirka... umrzesz tutaj... ze mną. - W przerwach pomiędzy słowami nabierał ciężko powietrza i pluł krwią.
- Jak ty? - Szybko wstałam i cofnęłam się do tyłu, natrafiając na cielsko Lykana. - Przecież Integra...
  Jae-Ha złapał mnie za gardło i uniósł do góry, odsłaniając ranny bok - był przebity na wylot, tak że mogłam zobaczyć wnętrzności.
  Zemdliło mnie, dlatego szybko podniosłam wzrok na jego twarz.
- To przez was... pierdolone Hellsing, Alucarda i tą pieprzona sukę Integre. - Czarnowłosy wyjął zza paska przy boku sztylet. Ten sam, którym bronił się przed Integrą. - Przez ciebie.
  Uniósł ostrze wysoko ku górze i gdy miał je wbić, nagle się zatrzymał. Uśmiech zadowolenia pojawił się na jego twarzy.
- Chodź tu. - Powiedział do Lykana, podał mu sztylet i ruchem głowy nakazał czynić swoją powinność.
  Stwór był świadomy swoich czynów i dobrze wiedział co ma robić. Ruben będący w środku na pewno szalał i chciał się wyrwać z sideł ciemności, lecz ta moc była silniejsza od niego.
- Ruben to ja! - Krzyknęłam, by zwrócić uwagę chłopaka, nie bestii.
  Kiedy chciałam się ruszyć, ręce Jae-Ha uniemożliwiły mi to. Mężczyzna przytrzymał mnie i zaczął coś szeptać, co wywoływało u niego coraz to większy uśmiech.
- RUBEN TO JA, LILITH!!!! - Krzyczałam jak opętana, szarpiąc się i próbując wyrwać z uścisku czarnowłosego.
- Nic ci to nie da. - Kilka kropel krwi spłynęło na mój policzek.
  Lykan opadł na ziemię i zbliżył swój łeb do mojej głowy, potem podniósł sztylet i wycelował prosto w serce.
  Mam stoczyć walkę ze śmiercią po raz drugi? 
~ Lilith...
  A z całego tego stresu znów słyszę Alucarda. Jasna cholera! Gdyby Integra miała co do niego rację, to już dawno by tu był.
  Zaczęłam płakać, przestałam się szarpać, pozostałam bierna wydarzeniom, czynom Lykana - Rubena i Jae-Ha.
  Bo jeśli znów chciałam go zobaczyć, to śmierć będzie najlepszym rozwiązaniem. 
~ Tak myślisz? 
  Ja to wiedziałam.
  Uścisk z moich ramion zniknął. Tak samo jak Lykan, który nade mną klęczał. Otworzyłam oczy i zaniemówiłam.
  Czerwony płaszcz falował na wietrze jak fale zbrukane krwią poległych. Czarne włosy niesione przez wiatr wyglądały jak skrzydła kruka, a krwiste spojrzenie oczu wywołało u mnie ciężką nostalgię.
  Jae-Ha leżał martwy na ziemi w swojej własnej krwi ze sztyletem wbitym w głowę. Ruben w swojej normalnej postaci klęczał, lecz nie długo, bo zaraz osłabł i padł na ziemię. Żył, to było najważniejsze.
  A Alucard?
  Stał na przeciwko mnie lekko się uśmiechając, a ja wiedziałam, że ten uśmiech był szczery. Podbiegłam do niego i dosłownie zapadłam się w jego ramionach. Przylgnęłam do niego, głowę wtuliłam w ramię obejmujące mnie mocno, a twarz ukryłam w jego koszuli. Pozwoliłam sobie na gorzki płacz pełen bólu i tęsknoty.
  Pozwoliłam, aby moje łzy w końcu znalazł swoją drogę, by serce w końcu mogło zacząć szybciej bić, by ciało odetchnęło.
  Księżyc był w pełni i świecił jasno nad naszymi głowami obejmując swoimi srebrzystymi ramionami okolicę dookoła. Gwiazdy wtórowały mu, będąc niczym jasny koc. Ciepły wietrzyk muskał moją skórę: dotykał rozgrzanych i mokrych od łez policzków, gładził poszarpane włosy, koił.
- Moja mała łowczyni... - Alucard szepnął mi do ucha i mocno przytulił, jakby nigdy dotąd tego nie robił.  
  Poczułam się bezpiecznie w jego ramionach, bo wiedziałam, że one zawsze obronią mnie przed złym światem i wrogiem.
- Nigdy więcej... mi tego... nie rób. - Powiedziałam, łapiąc co chwilę oddech. Odsunęłam się od niego i zaraz wpiłam w jego zimne usta, które nadal smakowały krwią i winem. - Kocham cię.
  Alucard westchnął, a ja poczułam ja jego ciało się rozluźnia.
~ Prawdziwa miłość nigdy nie umiera, moja mała Łowczyni...
~ Pamiętaj, Nie jesteś Sam. 


No to dotarliśmy do końca tej historii. 
Naprawdę jestem ciekawa waszych opinii.
Co było dla was śmieszne, tragiczne, dramatyczne, piękne. Wyraźcie swoje opinie, a ja w przyszłości postaram się do nich dostosować i dalej udoskonalać swoje hobby - pisarstwo.
Historia Lilith i Alucarda jest już drugą na moim blogu opowieścią, która została doprowadzona do końca.
Mam nadzieję, że skończę pozostałe.
Historie o wampirach na moim blogu nie zostały skreślone i Rose nie jest ostatnią.






















Vampire - Rose XXVI - KONIEC

 Do całego rozdziały wrzucam wam także pioseneczkę :D
Two Steps From Hell - Master of Shadows


 Zastrzygłam wilczymi uszami, zrywając się do biegu w stronę Dunalla. Mężczyzna tkwił z głupim uśmiechem w miejscu i chyba nie miał zamiaru się z niego ruszyć. Natomiast jego ręka drgnęła i poleciała do przodu. Lykan na ten znak ruszył w moją stronę.
  W ostatnim momencie uchroniłam się przed jego atakiem, wyskakując do góry. Miękko i zwinnie wylądowałam na jego uniesionej, tylnej łapie, po czym zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go z pięści w twarz. Stwór zasłonił twarz łapami i zawył przeraźliwie rozdzierając powietrze.
  Richard w tym samym czasie zajął się Dunallem, który gdzieś nagle zniknął mi z pola widzenia. Staruszek wirował w koło ojca z mieczem, tnąc na oślep w szale. Richard tworzył wokół siebie tarczę z czarnych płomieni, broniąc się przed atakami Dunalla.
- Ruben ocknij się! - Krzyknęłam prosto w twarz Lykana, który patrzył na wszystkie strony świata jakby czegoś szukając. Nie miałam przy sobie żadnej broni, jedynie wilcze umiejętności, którymi też nie za bardzo potrafiłam się posługiwać.
  Potwór zrobił krok do tyłu, schylił się i wyparował do przodu w moją stronę. Odskoczyłam, jednak jego ostry i długi pazur rozciął mój policzek, z którego zaraz pociekła krew. Syknęłam czując pieczenie. Otarłam rękawem bluzy posokę i pobiegłam za Lykanem. Starłam się z nim w boju na pięści, z czego on obrywał w większości, ponieważ jego ciało było wielkie i powolne, a moje - może trochę mniej odporne na ciosy, ale szybkie i zwinne.
  Zamachnęłam się ręką i uderzyłam go w nos - najczulszy punkt zwierząt. Następnie wybijając się w powietrze kopnęłam go z pół obrotu. Gdyby nie to, że mam w sobie geny matki, która była zmiennokształtną, nigdy nie wykonałabym takich akrobacji połączonych z niesamowitą siłą.
- Proszę obudź się z tego, RUBEN!!! - Krzyczałam, lecz on w ogóle nie reagował.
  Umknęłam pod łapą potwora, celując pięścią w jego żebra. Nic nie poczuł. Nawet się nie skrzywił, za to ja krzyknęłam głośno z bólu, kiedy jego pazury przeorały moje udo. Ból był niesamowity, a sama rana głęboka. Moje umiejętności regeneracji nie działały tak szybko, by w ułamku sekundy zasklepić tę ranę.
  Nim dostrzegłam kolejny atak Lykana, czarna ściana zablokowała jego natarcie. Zerknęłam szybko w tył. Richard nadal ścierał się z Dunallem, ale kątem oka spoglądał na mnie. Podziękowałam mu za to w duchu i szybko wycofałam się do tyłu, kiedy czarna ściana runęła niczym domek z kart, rozsypując się na wszystkie możliwe strony.
  Ryk Lykana niósł się echem wokół. Był strasznie głośny, że musiałam sobie zatkać uszy.
- Lilith! - Tamara rzuciła w Lykana swoją włócznią. Broń przebiła go na wylot, lecz na niego to wcale nie podziałało. Wręcz przeciwnie - bestia rozwścieczyła się jeszcze bardziej. Białowłosa chwyciła mnie pod ramię, ciągnąc do tyłu, gdy Integra naparła na niego ze swoim mieczem, a Walter atakował go z dystansu.
  Widząc starania przyjaciół poczułam się nagle ciężarem. Nie wiem czy gdzieś umknęła mi scena, kiedy nawet Blake do nas dołączył, ale czas nagle się dla mnie zatrzymał. Wszystko dookoła zamarło w bezruchu, jakby nigdy nie żyło.
  Wstałam, zrobiłam kilka kroków, zamrugałam ze zdziwienia. Wszystko ucichło. Nie mogłam nawet usłyszeć swojego oddechu czy bicia serca.
- Co jest? - Rana na udzie zniknęła, tak samo jak na policzku. Nie było ich. - Coś czuję, że wkroczyłam na nowy poziom regeneracji.
  Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie, chociaż czas był nieodpowiedni, bo byłam w samym środku bitwy, która przesądzi o wszystkim.
  Spojrzałam na Rubena w ciele wielkiego i przerażającego Lykana. Podeszłam do niego i dotknęłam miejsca, w którym powinno być serce. Jego bicia też nie wyczułam.
- Co się w ogóle dzieje? I gdzie ja jestem? - Mówienie na głos od zawsze było dla mnie w czymś rodzaju szybkiego rozwiązania i uzyskania odpowiedzi. Gdy tak robiłam, bardziej rozumiałam sens tego co chcę osiągnąć, zrobić czy zrozumieć.
  Rozejrzałam się dookoła, by odnaleźć coś dziwnego co spowodowało tą nagłą zmianę w sytuacji, lecz nic takiego nie dojrzałam.
- Moja mała łowczyni.
  Zamarłam. Gdy usłyszałam ten tak dobrze znany mi głos, którego pożądałam od samego początku, moje oczy wypełniły się łzami. Szybko zaczęłam kręcić głową, by zobaczyć gdzie jest Alucard, lecz pomiędzy przyjaciółmi i wrogami nie dostrzegłam sylwetki wampira. Jedynie głos mówił mi, że gdzieś tu jest.
- Alucard! - Zacisnęłam pięści, a łzy spłynęły po moim policzku, mieszając się z... krwią?
  Nagle wszystko odżyło, dźwięk walki wypełnił przestrzeń dookoła mnie: krzyki, ścieranie się ze sobą stali i pazurów, odgłosy magii.
- Lilith. - Blake wziął mnie na ręce i usadził na schodach przed drzwiami do rezydencji. - Co ty robisz? O mało cię nie zabił?
  Spojrzałam na niego zdezorientowana. Czy on nie doświadczył tego co ja? Nie wiedział co się właśnie stało? Czas stanął w miejscu, ale chyba tylko dla mnie. Oni nie byli niczego świadomi.
- Co? - Spojrzałam na niego osłupiała. - Przecież Ruben.... Integra, Tama i Walter się nim zajęli.
- Nie o tego stwora mi chodzi. - Blake wskazał palcem na pole bitwy, gdzie nagle przed oczami mignął mi obraz długich, czarnych włosów.
- Jae-Ha! - Zagryzłam zęby, wstając. Powstrzymała mnie ręka Blake'a.
- Nie możesz tak walczyć. - Wskazał teraz na moje udo. - Siedź tu i się regeneruj, za chwilę dołączysz.
- Chyba śnisz! - Na odchodnym zamachałam mu ogonem. Ból już całkowicie odszedł, lecz noga dalej krwawiła, a to stanowiło nie lada problem, bo mogłam się wykrwawić.
  Adrenalina, która teraz buzowała w moich żyłach uświadomiła mi, że muszę się zemścić na tym wypucowanym eleganciku w czerni. To on zabił Alucarda, oszukał nas i teraz za to zapłaci.
- JAE-HA! - Krzyknęłam, nacierając na niego. Oczy przysłoniła mi słodka zemsta. Zamachnęłam się i z całej siły walnęłam mężczyznę w twarz, jednak on uchylił się przed moim atakiem i zanurkował w dół, podcinając moje nogi. Poleciałam do tyłu, czując jak łapie mnie w tali.
- Witaj kotku. - Uśmiechnął się zawadiacko. - Nie wiedziałem, że tak szybko się spotkamy. Przeczuwałem, że do tego dojdzie, ale nie wiedziałem, że dopadniesz mnie w takim stanie.
  Zobaczyłam błysk stali, a potem moją głowę jak i całe ciało - szczególnie udo - przeszył ogromny ból. Zawyłam, a łzy napłynęły mi do oczu. Ciemna fala bólu powaliła mnie na ziemię. Uderzyłam o nią plecami.
  Czarnowłosy wbijał mi sztylet w ranę, która na nowo zaczęła niesamowicie piec i szczypać. Gdzieś w oddali, za mgłą dało się usłyszeć krzyki wszystkich, którzy jeszcze walczyli.
- Jesteś nieznośna. - Jae-Ha szepnął mi do ucha jadowitym tonem, mocniej wbijając ostrze, aż przeszło na wylot.
  Zacisnęłam zęby tak mocno, że moje dziąsła zaczęły krwawić, zamknęłam oczy, ścisnęłam dłonie.
-Spierdalaj od niej. - Tamara wbiegła z rozmachem na mężczyznę, machając włócznią jak opętana. Mimo, iż nie miała jednej ręki, to nadal walczyła znakomicie.
- Jaka zadziorna. - Jae-Ha dosłownie dławił się śmiechem, skacząc jak królik i uchylając się przed atakami białowłosej. - No, no, no Lilith. Twoja przyjaciółeczka jest niezła.
  Zmaterializował się za mną, dotykając lekko mojego ramienia. Kątem oka zdążyłam dostrzec jak jego ubranie faluje pod wpływem wcześniejszego, gwałtownego ruchu. Przeraziłam się.
- Ale ty jesteś lepsza, dlatego... - Złapał mnie pod pachami i uniósł do góry.
  Instynktownie stanęłam na nogach przez co zaraz tego pożałowałam. Ranne udo bolało mnie jak cholera. Przeniosła ciężar ciała na drugą nogę.
-... zabawimy się jeszcze przez chwilę.
  Znad przeciwka, w naszą stronę biegł Ruben. Jego oczy błysnęły złowrogo.
- Tak się składa, że nasz pupilek jeszcze dziś nic nie jadł. - Mężczyzna pociągnął mnie za ramię w stronę Lykana.
  Próbowałam się wyrwać, lecz jego uścisk był zbyt mocny, bym choćby mogła poruszyć ręką.
  Jae-Ha zatrzymał się prze Rubenem, zasłonił się mną i pchnął do przodu. Stanęłam chwiejnie na zdrowej nodze, niepewna zamiarów potwora zaczęłam się cofać, jednak kiedy stojący za mną wróg stanowczo uniemożliwił mi ucieczkę, serce podskoczyło mi do gardła.
  Zagapiłam się na złote oczy Lykana, który stał niebezpiecznie blisko mnie. Czułam jego oddech na swojej skórze, wiedziałam połyskujące na biało ostre kły w paszczy oraz mieniące się pod kroplami deszczu pazury.
- No dalej. - Jae-Ha oparł dłonie na moich plecach i lekko pchnął do przodu. Bestia była zbyt blisko, bym teraz mogła uciec, a biorąc pod uwagę moją ranną nogę, żadna ucieczka nie wchodziła w grę. - To twój ukochany prawda? Przecież cię nie skrzywdzi.
  Lykan podszedł do nas i zniżył swój łeb na wysokość mojej głowy. Przełknęłam głośno ślinę, po czym zamknęłam oczy. Jeśli miałam umrzeć, to wolałam nie widzieć tych nacierających na mnie pazurów.
~ Kocham cię Alucard. - Pomyślałam w ostatnim momencie mojego życia.





























czwartek, 22 października 2015

Vampire - Rose XXV

  Kilka informacji. Otóż: w zakładce SPAM pozmieniałam co nieco, za nie długo też planuję zmienić wygląd bloga.
  W środę zaczynam pracę - dwanaście godzin przez dwa dni, potem wolne, więc nie wiem jak to teraz wypadnie z opowiadaniami. Nie wiem czy znajdę chęci i czas, aby coś napisać, jednak się postaram.
  Poszukuję też osoby uzdolnionej graficznie, znaczy, żeby persona potrafiła mi tworzyć projekt tatuażu. Jeśli ktoś jest chętny zapraszam na priv na Facebooka.
  To chyba wszystko :)


  Richard trzymał mnie kurczowo za rękę, bym nie próbowała się wyrwać. Uciekliśmy Lykanom przy pomocy jego czarnych płomieni i szybkiej teleportacji Blake'a. Wampir nie odzywał się ani słowem tak samo jak ojciec. Patrzyli tylko na mnie w milczeniu, na moje czerwone, zapuchnięte oczy, zaschnięte łzy i spuszczony wzrok.
  Pozwoliłam, by Alucard zginął. Pozwoliłam mu umrzeć. Obwiniałam się za swoją słabość, całą drogę moje myśli były zajęte tylko obrazami, które coraz częściej mnie nawiedzały. Nie mogła minąć spokojna sekunda bez tłoczącego się w głowie pisku Alucarda. Kiedy tylko te wspomnienie ożyło w moich myślach, dreszcze, płacz i wstrząsy ogarnęły mnie na nowo. Nie pomógł nawet ciepły płaszcz Blake'a.
- Co z ostatnim gniazdem? - Spytał nagle Richard.
  Blake zamyślił się na chwilę. Wydawało się, że szuka jakiś odpowiednich słów, lecz jego odpowiedź była szybka.
- Odprowadzimy Lilith do rezydencji i wrócimy tam.... - Spojrzał na mnie przelotnie. - Zniszczymy gniazdo.
  Stanęliśmy przed drzwiami wielkiego domu. Richard z Blake'em zatrzymali się u podnóży schodów i spojrzeli na mnie smutnym wzrokiem. Cóż, nie mogłam się im dziwić. Wyglądałam jak wrak człowieka: blada z pustym wzrokiem i chodem zombie, a czułam się jeszcze gorzej.
- Zajmę się nią. - Mojego ramienia dotknęła czyjaś dłoń. Nie obróciłam się, by zobaczyć kto za mną stoi, było mi to obojętne, tak samo jak to co się teraz stanie. - Chodź Lilith.
  Drzwi zamknęły się za nami, a Integra poprowadziła mnie do pokoju, w którym wcześniej nie byłam. Skrzydła wrót pokazały mi wielkie łóżko z baldachimem, puszysty, ciemnobrązowy dywan, wielką komodę na wprost łoża i ogromne drzwi balkonowe na wprost mnie.
- Jesteś głodna? Chcesz coś pić? - Spytała kobieta, stojąc w progu.
  Nie miałam nawet siły, by jej odpowiedzieć. Wpatrzona w ciemny krajobraz malujący się za oknem, podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam tafli szyby. Była zimna i gładka. Przyłożyłam do niej ciepłe czoło i przez chwilę rozkoszowałam się jej zimnem.
  Jasny księżyc wyłonił się zza kotar ciężkich stalowoszarych chmur i oświetlił delikatnie okolicę. Ogród za rezydencją przypomniał mi chwilę, kiedy razem z Alucardem siedzieliśmy na ławce.
  Powstrzymałam łzy i zagryzłam wargę.
- Wiem, że jesteś smutna, ale mój sługa tak łatwo nie opuści tego świata. - Głos Integry wyrwał mnie z przemyśleń. Leniwie obróciłam się w jej stronę.
- Co? - Wykrztusiłam z siebie, przełykając gulę, która naraz urosła w moim gardle. - Jak to?!
- Tak to. - Kobieta zamknęła za sobą drzwi, gestem każąc mi usiąść na łóżku obok siebie.
  Zachwiałam się w miejscu, lecz postąpiłam kilka kroków do przodu i usiadłam. Wzięłam do rąk ciepłą herbatę i przegryzłam kilka kanapek, nim blondynka zaczęła mi wszystko tłumaczyć.
- Alucard jest nieśmiertelny, ma w sobie tysiąc żyć i nie łatwo go zabić. Musisz poczekać, aż zregeneruje swoje siły i powróci. Tak było niegdyś, kiedy walczył ze swoim nemezis Alexandrem Andersonem. Ksiądz nieźle się trzymał jak na swój wiek, lecz w rezultacie przegrał z Alucardem. Wampir przywołał do siebie prawie wszystkie wygasłe życia, a klecha i tak walczył do upadłego. Co to były za czasy. - Kobieta westchnęła i odchyliła się do tyłu, opierając się o drewnianą belkę.
- Powiedz mi... - Zagadnęłam po głębszym przemyśleniu kilku spraw, które otrzeźwił mój umysł. - Czy my już kiedyś się spotkałyśmy?
  Integra zaśmiała się.
- Kidy byłaś mała twoi rodzicie uczestniczyli w spotkaniu rady Hellsing, na którą zabrali także ciebie. Byłaś mała i pozostawienie cię samej w domu byłoby czymś nierozważnym. O jakim tym byłaś niegrzecznym dzieckiem. Wszędzie cię było pełno. - Ponownie się zaśmiała. - Ale wracając do tematu, tak spotkałyśmy się owego feralnego dnia, kiedy odbył się pogrzeb twojej matki. Kiedy nie mogłaś dłużej patrzeć na otwartą trumnę, uciekłaś i zagubiłaś się w ogrodzie pełnym róż, w którym stałam ja. Obserwowałam pogrzeb z daleka, bo nie lubiłam się mieszać w większe zgromadzenie. Jako, iż byłaś dzieckiem to lubiłaś dotykać wszystkiego co wydawało ci się interesujące. Dotknęłaś kolca róży, a ja zrobiłam to samo, tyle że wcześniej. Reszty możesz się domyślić.
  No czyli moje pytanie priorytetowe dostało odpowiedź, jednak dalej nie wydawałam się przekonana co do rzekomej śmierci Alucarda. Jeśli to co mówiła Integra było prawdą, to nie muszę martwić się, że bliska mi osoba odeszła. Ale pozostawało tylko jedno pytanie.
  Kiedy?


****

  Richard razem z Blake'em wbiegli po schodach do rezydencji prawie wyważając drzwi wejściowe. Tamara, która obecnie siedziała w kuchni z Walterem, wyjrzała na korytarz dostrzegając tylko zarys dwóch falujących płaszczów. Nim skrzydła się zamknęły dziewczyna dojrzała coś jeszcze.

****

- Mamy kłopoty i to poważne. - Blake wparował do pokoju Integry tak gwałtownie, że wcześniej otwarte przeze mnie okna trzasnęły o ścianę. Wzdrygnęłam się, kiedy zimny wiatr dotknął mojej skóry. 
- Zniszczyliśmy ostatnie gniazdo, ale Dunall razem z wielkim Lykanem właśnie kierują się na rezydencję. Ten stwór jest większy od pozostałych. 
  Wielki Lykan?
- Ruben! - Zerwałam się z łóżka i pobiegłam korytarzem do drzwi. Schody pokonałam w niecałą sekundę, a kiedy znalazłam się na zewnątrz przytłoczyła mnie mroczna aura. 
  Z daleka dostrzegłam zarys małej postaci - Dunall oraz coś o wiele, wiele większego. Ryk potwora rozciął powietrze i wkradł się do moich uszu. 
- Lilith. - Richard złapał mnie za ramię, ciągnąc do środka. - Wracaj. W tym stanie nie damy mu rady. 
- Ja mogę mu pomóc. - Szarpnęłam ręką, wyrywając się. Zbiegłam ze schodów i stanęłam w niewielkiej odległości od Dunalla. 
  Mężczyzna trzymał ręce z tyłu, a na jego twarz wypłynął wyniosły uśmiech. Gestem ręki nakazał Lykanowi, aby się zatrzymał. 
- I znów się spotykamy.






















czwartek, 15 października 2015

Vampire - Rose XXIV

Nadrabiam, nadrabiam kochani moi. Cały dzień haruję nad rozdziałami i dziś wyszło mi takie coś, dzielę te rozdziały, aby było ich jeszcze dużo, ale w związku z tym są krótkie i treściwe. Dziś może trochę melancholijnie, ale wiecie jak kocham pisać, kiedy za oknem buro i szaro :D
Do rozdzialiku daję też dwie pioseneczki, przy których swobodniej mi się pisało. Kolejność dowolna, jednak do drugiej części rozdziału, który został oddzielony tym czymś (*), zaleca się słuchać ich dwóch, bo mi spasiły :D

Ale bez długiego wstępu, który i tak zajął mi sporo czasu ( aha, na pewno Kii, tak sobie tłumacz. Po prostu nie chcesz, aby czytelnicy dotarli do przełomowego momentu w opowiadaniu.... ups. Za dużo mielenia ozorem XD ).

Ale wiecie co, nie chcę jeszcze kończyć mojego przemyślenia, które właśnie stworzyłam w głowie. Ci, którzy oglądali Hellsing Ultimate widzieli tą scenę, umieszczoną na obrazku poniżej. Trafiłam na pewien opis, który dosadnie mną wstrząsnął i poruszył tak bardzo, że przypomniałam sobie jak bardzo płakałam na tej scenie.





for some reason when i saw alucarda made this face, I felt all these different emotions for the first time
I couldn't figure out why.
Then i realized something.
This was the first tome.
The first time that Alucard showed the emotions of true sadness, grief and...
defeat.
Alucard looked truly helpless and sad for first time ever, so helpless and sad that this emotions spread to me.

( ten opis zamieścił użytkownik  TheAwesomePossumArt )
Kiseijuu OP

Parasyte OST - Next To You


- Mamy zniszczyć tylko gniazda? - Spytałam.
  Razem z naprawdę zamyślonym Alucardem zmierzaliśmy na północ, gdzie kryło się jedno z wielu gniazd Lykanów. Miałam nadzieję, że wampir nie wparuje tam na pełnym gazie, a przystąpi do obmyślenia jakiegoś planu, abyśmy nie zostali wykryci. Dużo bym dała, by tym razem wyjść ze starcia bez szwanku. I chodź wiedziałam, że to niemożliwe, miałam wielką nadzieję.
- Hmm... tak. - Odparł po chwili. Jego wzrok błądził dookoła, jakby czegoś szukając. Wszystko co umknęło moim oczom, Alucard od razu komentował w dość szorstki sposób.
- Powiesz mi w końcu co się z tobą dzieje? - Stanęłam przed nim z zaciśniętymi pięściami, które oparłam na biodrach. - Jesteś nieobecny i widzę, że usilnie próbujesz powstrzymać się od wygarnięcia mi kilku błahostek.
  Wampir spojrzał na mnie zaciekawiony i lekko zdezorientowany. Czyżby sam nie wiedział co mu chodzi po głowie.
- Wszystko jest w porządku, łowczyni. - Pierwszy raz od bardzo dawna nazwał mnie łowczynią, co trochę zabolało.
  Spuściłam wzrok i wbiłam go w ziemię. Moje ręce zaczynały powoli drżeć co zwaliłam tylko i wyłącznie na ogarniające mnie zimno.
- Nie wierzę ci. - Powiedziałam z goryczą. Co się ze mną działo? Przed chwilą poczułam coś dziwnego, jakbym zaczynała zamieniać się w jakąś zazdrosną, pustą laleczkę. Zagryzłam wargę.
- Posłuchaj Lilith. - Zaczął zmęczonym tonem. - Wieść o powrocie Integry była dla mnie szokiem. Przez naprawdę długi okres czasu była dla mnie Mistrzem. Rozmawiałem z nią, dzieliłem się swoimi sekretami i historiami z odległych lat. Kiedy była smutna pocieszałem ją. Razem naprawdę dużo przeszliśmy i...
- Kochasz ją? - Policzki zaczęły mnie piec, a z oczu popłynęła łza. Widząc wahanie na twarzy wampira, zaśmiałam się bezsilnie i odwróciłam wzrok. - Nie ważne. Idziemy.
- Lilith! - Alucard złapał mnie za ramię.
  Stanęłam, ale się nie odwróciłam. Jedyne czego teraz potrzebowałam, to jego wsparcia, lecz w tej chwili nie mogłam liczyć na nic więcej, niż jeżeli sama jego obecność, której tak bardzo pragnęłam, a zarazem chciałam się jej pozbyć.
- Nasze relacje nie polegały na takiej miłości. - Zacisnął rękę na moim ramieniu.
  Z trudem powstrzymując kolejne cisnące się do oczu łzy, obróciłam się ku niemu.
- Integra była i jest dla mnie ważna, ponieważ to dzięki niej się narodziłem. Odzyskałem utracone życie.
  Wpatrywałam się w niego przez dobre kilkadziesiąt sekund, kiedy to wiatr targał moimi włosami i wkradał się pod moje ciepłe ubranie. Dreszcze przeszły mnie po plecach, kiedy wampir chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Mimowolnie opuściłam wzrok.
- Teraz jesteś ty. - To brzmiało tak banalnie, a zarazem tak dziwnie. Słysząc te słowa z ust krwiożerczego wampira, pomyślałam, że nagle znalazłam się w Zmierzchu. Tak, tani i tandetny film, pomyślałam z przekąsem.
  Zapłakana wpadłam w jego ramiona, łapiąc się czarnego płaszcza. Wampir otoczył mnie ramionami i oparł brodę na mojej głowie.
  Po dłuższej chwili z moje piersi wyrwał się chichot. Wampir spojrzał na mnie dziwnie.
- To dziwne. - Powiedziałam.
- Co? - Spytał, nie wiedząc o co mi chodzi.
- To, że łowca wampirów egzystuje obok wampira. - Ponownie się zaśmiałam i zaraz usłyszałam lekki śmiech Alucarda.
- Przeciwieństwa się przyciągają. - Zacisnął wokół mnie ramiona, po chwili nagle się prostując.
  Poczułam jak szarpie za moją rękę i ciągnie mnie do tyłu. Szybko otrząsnęłam się ze zdziwienia.
- Czego chcesz? - Warknął złośliwie Alucard. W jego dłoni błysnęła lufa pistoletu.
  Jae-Ha stał na przeciwko nas, trzymając się za krwawiące ramię. Dostrzegłam rozerwany materiał jego ubrania i trzy głębokie rany.
- Miłe powitanie. - Chłopak skulił się i upadł na kolana. Chciałam do niego podbiec, lecz chwyt wampira pociągnął mnie do tyłu.
- Co ty robisz? - Wyrzuciłam w jego stronę. - Trzeba mu pomóc, jest ranny.
- Chcesz pomagać wrogowi? - Oczy wampira błysnęły niebezpiecznie.
  Jae-Ha zakaszlał, a z jego ust pociekła krew,
- Chwila.... jaki tam wróg. Chce wam pomóc.
  Szarpnęłam rękę i wyrwałam się z uścisku wampira. Podbiegłam do rannego chłopaka, spoglądając na jego żałosny wygląd. Jego ubranie prawie w całości było podarte, a na ciele dostrzegłam jeszcze kilka dodatkowych ran i zadrapań. Jego niegdyś długie, czarne włosy były teraz postrzępione i klejące się.
- Co się stało? - Spytałam troskliwie, biorąc go pod ramię. Posadziłam go na ziemi obok naburmuszonego Alucarda.
- Dunall.... on mnie zdradził, a raczej pozbył się mnie w dość radykalny... sposób. - Wytłumaczył wolno czarnowłosy.
- Co z nim zrobimy? - Uniosłam głowę do góry.
- Zabijemy.
  Spojrzałam gniewnie prosto w oczy wampira.
- Nie możemy go tak tu zostawić. - Odgarnęłam czarne kosmyki z twarzy Jae-Ha. - Boże jak ty żałośnie wyglądasz.
  Chłopak uśmiechnął się słabo.
- Dzięki za komplement.
  Alucard ukląkł obok nas i złapał mnie za dłoń, ściskając ją znacznie.
- Teleportacji nie przeżyje, a samej cię z nim nie puszczę. Mógłbym go zanieść do Waltera, ale musisz iść ze mną.
- Przecież mogę iść...
- Idziesz ze mną! - Wrogość w głosie Alucarda czasami mnie przerażała.
  Wampir zmienił się w wielkiego, czarnego psa, a na swój grzbiet przyjął Jae-Ha, któremu musiałam pomóc wsiąść. Ja zajęłam miejsce za nim, przytrzymując go w pasie, aby nie spadł.
- Bóg wam to w dzieciach wynagrodzi, dobrzy ludzie. - Powiedział nagle czarnowłosy.
  Alucard obrócił pysk w naszą stronę, kiedy ja w tym czasie robiłam wielkie oczy, wybuchając następnie śmiechem.
~ Mogę go z siebie zrzucić? - Wampir wysłał mi mentalną myśl, w której było wiele oburzenia. ~ Działa mi na ner...
  Wampir nie dokończył. Nagle jego łapy ugięły się, a pyskiem zarył o ziemię, skomląc i piszcząc.
Jae-ha przechylił się na bok lądując obok psa, a ja poleciałam do tyłu. Jednak, kiedy poczułam na sobie ciężar zaraz otworzyłam wcześniej zamknięte oczy.
- Jesteście naiwni. - Jae-Ha zaśmiał się szaleńczo. W jego dłoni, która była niebezpiecznie blisko mojej ręki, dostrzegłam na wpół pełną strzykawkę. - A ty najbardziej.
  Rany chłopaka nagle zagoiły się, a po nich nie została nawet blizna.
- Co jest? - Zaczęłam się wyrywać. Chciałam także kopać, ale siedzący na moich biodrach chłopak uniemożliwiał mi to. - Co robisz?
~ LILITH!!! - Alucard wbił się w mój mózg, krzycząc jak opętany. Słyszałam jego skomlenie jako psa, co jeszcze bardziej mnie dobiło. Nigdy nie umiałam przejść obojętnie obok cierpiącego zwierzęcia, a tu jeszcze to.
  Moje serce zaczęło bić szybko i nieregularnie, a ja poczułam jak w środku płonę.
- No to najlepsi zostali wyeliminowani. - Powiedział zwycięsko Jae-Ha schodząc ze mnie.
  Chciałam poruszyć nogą czy rękę, lecz nie czułam nic. Moje kończyny w ogóle mnie nie słuchały.
Obróciłam głowę w bok, aby widzieć Alucarda. Nad nim stał czarnowłosy, głupio się uśmiechając.
- Skoro obydwoje umieracie mogę wyjawić wam nasz plan. - Jae-Ha kopnął wampira w brzuch, a ja musiałam zamknąć oczy, by nie widzieć wyrazu bólu na jego pysku. Wokół psiego ciała Alucarda owinęły się jakieś srebrne nitki, które powoli wbijały się w jego ciało. - Dunall chciał się was pozbyć jako pierwszych, dlatego wysłał mnie, abym skrócił wasz żywot. Jak widać, udało się bez większego wysiłku. Teraz mam za zadanie rozprawić się z resztą, gdy Lykanie i sam Dunall przejmą zamek królowej, a potem staruszka zabiją. Wszystkie organizacje, a potem cały świat będą się nam kłaniać.
  Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się dziwnie mroczki, kiedy Jae-Ha odchodził. Nie mogłam dłużej walczyć z ogarniającą mnie ciemnością.
  Dałam za wygraną, kiedy usłyszałam ostatni psisk wampira.

****

  Uchyliłam ciężkie powieki. Przede mną rozpostarł się zamazany obraz lasu, ziemi i unoszącego się kurzu. Powietrze wokół mnie zaczęło wibrować i zmieniać się w coś dziwnego. 
  Poruszyłam lekko ręką, aby sprawdzić czy w ogóle mogę coś zrobić. Kiedy dotarło do mnie, że kończyna jest mi posłuszna, wysłałam myśli do nóg. Po chwili klęczałam z pustym wzrokiem wbitym w coś czarnego leżącego przede mną, a wokół czego wiły się srebrne łańcuchy. 
 Czarna plama unosiła się i opadała, jakby oddychała?
  W jednej sekundzie odzyskałam jasność umysłu. 
- ALUCARD!!! - Zerwałam się na równe nogi, ignorując objawy kolejnego omdlenia i kręcenia się w głowie. Dopadłam do wampira i szybko obróciłam go ku sobie, sycząc gdy moja skóra dotknęła srebrnych pnączy. Odskoczyłam oparzona do tyłu.
- Boże co ja mam robić? - Złapałam się za głowę. Mój wzrok błądził od wygasłych oczu wampira, przez srebro otaczające jego ciało, na wszystko wokół skończywszy. - Flara.
  Zreflektowałam się szybko. Z kieszeni bluzy wyrwałam pistolet sygnałowy, który dał mi Walter. Mieliśmy go użyć w tylko ekstremalnej sytuacji. Nigdy bym nie pomyślała, że będę zmuszona zrobić to, kiedy obok był Alucard.
  Uniosłam rękę do góry i pociągnęłam za spust, a czerwony pocisk rozbłysnął na tle granatowego nieboskłonu. 
- To moja wina. - Głos mi się załamał. - Gdybym tylko nie była taka naiwna. 
  Czarny pies przeniósł na mnie swoje marne spojrzenie, a ja poczułam jak uścisk w moim sercu się nasila. Zrobiłam coś złego, co poskutkowało, tym że najbliższa mi osoba cierpi. 
- Przepraszam. - Oparłam czoło o głowę psa, tam gdzie srebrne pnącza jeszcze go nie dosięgły. Z oczu spłynęły mi łzy. - Jestem naiwna, głupia i.... i.... - Pociągnęłam nosem. - I kocham cię. 
~ Uciekaj stąd. - Nagle otworzyłam wcześniej zamknięte oczy, podniosłam szybko głowę i spojrzałam na wampira. 
- Co?!
~ Oni... tu idą. Uciekaj.
- Nie. - Szarpnęłam się w jego stronę. - Nie zostawię cię. 
  Pies warknął, a potem wydał z siebie przeciągły pisk.
~ Jeśli tu zostaniesz... też umrzesz. 
- Alucard! - Wbiłam paznokcie w skórę. Jeśli tylko udałoby mi się zdjąć z niego te srebrne łańcuchy, to ucieklibyśmy razem. 
  Z daleka dobiegły mnie odgłosy łap uderzających o ziemię.
  Musiałam się pośpieszyć. 
  Złapałam pierwszy łańcuch w obie dłonie i spróbowałam go rozerwać. Ze wszystkich sił próbowałam nie krzyczeć z bólu, jaki towarzyszył mi kiedy dotykałam tego srebra. Nie wiedziałam dlaczego na mnie działało to tak samo jak na wampira. 
~ Uciekaj głupia! - Alucard wrzasnął. Wiedziałam, że musiał się wysilić, aby chociaż wysłać do mnie jedną, małą myśl.
- Nie zostawię cię. - Ryki Lykanów były coraz bliżej. Ich grupa liczyła zapewne ponad dwudziestu osobników, z którymi sama sobie nie poradzę. - Nie zostawię cię. - Powtarzałam jak mantrę. Łzy całkowicie przysłoniły mi widoczność i teraz zamglone kształty nakładały się na siebie. 
- Lilith! - Teraz głos Alucarda był prawdziwy, był tym poza myślami, który zawsze słyszałam, kiedy mnie ochrzaniał, kiedy mówił jaka jestem naiwna i głupia. 
- NIE ZOSTAWIĘ CIĘ!!! - Krzyknęłam na całe gardło.
  Poczułam jak obecność Lykanów wypełnia całą okolicę. Obróciłam głowę w ich stronę i otworzyłam szeroko oczy. Potworów była ponad setka, jak nie więcej. Pieczenie w dłoniach zeszło na dalsze tory. 
  Jeśli nie mogłam uratować go w ten sposób, to chociaż powstrzymam Lykanów przed dotarciem do niego. 
  Bestie zawyły złowrogo, a ich ryk zmusił mnie do zatkania sobie uszu. Ta grupa Lykanów zapewne przybyła z gniazda, które mieliśmy rozwalić. 
~ Proszę....uciekaj.
  Poczułam jak moje ciało wypełnia ciepło, a wibracje towarzyszące znanemu mi już uczuciu ogarniają całe moje ciało. Wiedziałam, że wilcza moc we mnie już się aktywowała. 
- Nie mam zamiaru pozwolić, aby kolejna bliska mi osoba zginęła. 
  Zacisnęłam dłonie w pięści i na moment przymknęłam oczy, by na powrót otworzyć je z złotym blaskiem. 
  Zrobiłam krok w przód i nagle poczułam uścisk wokół talii. Czarne płomienie wystrzeliły przede mnie, tworząc wielką ścianę, przez którą prześwitywały zamglone sylwetki Lykanów. Poczułam jak silne ramię ciągnie mnie do tyłu. Kątek oka dostrzegłam jak minęliśmy leżącego wciąż na ziemi Alucarda. Miał zamknięte oczy, a jego klaka piersiowa w ułamku sekundy opadła i więcej się nie podniosła. 
- Nie, nie, nie, ALUCARD!!! - Richard mocniej mnie ścisnął, czując jak chce się wyrwać. - Puść mnie. Musimy go ratować.
- Nie, Lilith. - Krzyknął stanowczo ojciec. - Nie mamy czasu. Jeśli zostaniemy tu dłużej, to Lykanie nas zabiją.
  A Alucard? Przecież jego też zabiją.
~ Uciekaj moja kochana łowczyni...
  Łzy płynęły po moim gorących policzkach, a serce z każdą sekundą przyśpieszało. Czułam jak moje wnętrze wypełnia żal i smutek, jak napady histerii miotały moim ciałem. W tamtym momencie czas zwolnił. Wszystko dookoła pozostało w bezruchu, a cisza zawisła między rzeczywistością, a mylnym wyobrażeniem, że zdołam go uratować. Ilekroć próbowałam biec do przodu, coś ciągnęło mnie do tyłu. Czarna ściana odgrodziła mnie od wampira, grodząc także drogę Lykanów, lecz nie na długo. Po kilku długich minutach widziałam, jak mur rozpryskuje się na boki, jak czarna kurtyna opada ukazując najgorszy widok. Lykanie dopadli leżącego na ziemi wampira, który cicho popiskiwał i skomlał uwięziony w srebrzystych szponach. 
  Nie stracił oddechu, nie umarł, ale jego koniec był bliski. Kiedy jedna z łap wyposażona w ostre pazury przecięła więzy, krew trysnęła na boki, a pisk Alucarda był ostatnim dźwiękiem, który w tamtym momencie na zawsze pozostał w moim sercu. 





























poniedziałek, 12 października 2015

Lisia Kaplica

Wiem, że miał być rozdział, ale jest informacja.
Osoby, które mieszkają w Jastrzębiu Zdroju lub okolicach (Zebrzydowice itp ) - szukam ludzi do założenia grupy tanecznej. Osoby zainteresowane proszone są o kontakt ze mną na Facebook'u

https://www.facebook.com/natalia.slazyk.7

Serdecznie zaprasza. Nie gryzę XD

Ależ oczywiście lisek nie podał szczegółów.
Grupa taneczna będzie się skupiać na nauce choreografii tańców, które prezentują MMD ( Miku Miku Dance ), stroje będą do każdego tańca inne, jednak stawiamy na image związany z Five nights at freddy's. Postać Foxyego jest już zajęta, jednak inne nadal są wolne. 

poniedziałek, 5 października 2015

Amnesia - Rozdział 7

  Jak mniemam ucieszycie się z kolejnego rozdział Amnesii. :D Cóż w tym tygodniu będzie chyba tylko jeden rozdział ze względu na to, że muszę się uczyć do testów na prawko. W sobotę mam egzamin wewnętrzny, a znając mnie wypadnie on źle, bo albo się nie pouczę, albo coś zawalę.
  Tak w ogóle Cana cały czas zasypia mi na kolanach gdy siedzę przy komputerze, przez co moja tylna część ciała drętwieje i nie dopływa do niej krew xD
  Ale bez zbędnych info, zapraszam do rozdziału.




Wybiegliśmy z Lokim na wielki taras, a przed naszymi twarzami - dosłownie brakowało kilku centymetrów - wylądowały kolejne szczątki DoomBot'a. Zielony materiał jego szaty wkręcił się w dziwne wirniki na plecach, przez co teraz one niebezpiecznie się dymiły.
- Nie daj się zauważyć. - Powiedział Loki, chwytając moją dłoń.
  Nie wiem co zamierzał zrobić, ale kiedy podszedł niebezpiecznie blisko barierki oddzielającej nas od przepaści między budynkami, zatrzymałam się. Strach sparaliżował moje ciało, tak, że nie potrafiłam nawet pokręcić głową.
- Co ty chcesz... - I nim zdążyłam zakończyć, Loki chwycił mnie w pasie i odchylił się do tyłu. Momentalnie wtuliłam się w niego, czując na skórze powiew zimnego powietrza, który kamuflował mój krzyk. Natomiast ze strony maga słyszałam tylko śmiech.
  Idiota, idiota, idiota, przeklinałam w myślach. Loki skoczył z tarasu, ciągnąc mnie za sobą.
- Jesteś idiotą! - Krzyknęłam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał.
  Kiedy "lot" się zakończył, spostrzegłam, że stoję już na twardej, ukochanej ziemi, którą od teraz będę czcić i wielbić.
- Streszczaj się. - Loki szarpną mnie za ramię. Schowaliśmy się w jakimś wąskim zaułku, gdzie kosze na śmieci i kartony stanowiły dziewięćdziesiąt procent tła. Oparłam się plecami o szorstką, marmurową ścianę, która schłodziła moje plecy. DoomBoty latały tam i z powrotem wabiąc za sobą Avengersów. Gdzieś nawet zauważyłam biegnącego Rogersa, ale był tak szybki, że tylko mignął mi przed oczyma.
  Kątem oka dostrzegłam, jak Loki mi się przygląda, a skupienie na jego twarzy wyrażało to, że usilnie się nad czymś zastanawiał lub może planował kolejny krok.
- Kokietowałaś go dla zabawy? - Spytał nagle, a ja utkwiłam w jego twarzy zdziwiony wzrok.
- Słucham? - Spytałam tak dla zasady, bo naprawdę nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
  Coś niedaleko nas runęło na ziemię. Otuliłam się szczelniej bluza, którą wcześniej niemalże porwałam z pokoju, kiedy Loki w trybie natychmiastowym chciał mnie wyciągnąć z wieży.
- Nie udawaj głupie. - Loki machnął ręką. - Zabawiałaś się uczuciami Kapitana.
  Zazdrość?
- O czym ty mówisz? - Zebrałam się w sobie. - Nigdy nie bawiłam się niczyimi uczuciami. Prędzej ty byś był to tego zdolny.
  Loki zrobił dziwną minę, z której nie umiałam nic wyczytać. Ponownie machnął ręką, kończąc temat.
  Podążyłam w ślad za nim, kiedy ruszył przed siebie. Mag wystawił głowę z zaułka i obejrzał dokładnie okolicę. Gdy droga była pusta i bezpieczna pobiegliśmy prosto przez jezdnię, uważając także na czujne oczy Avengersów.
- Dlaczego tak w ogóle o to pytałeś? - Zaczęłam ponownie. Jakoś nie dawało mi to spokoju, a jeśli to Loki zaczął temat, to niech go skończy, idiota jeden. - Loki! - Zawołałam za nim, lecz nie reagował na moje prośby.
  Dalej biegł przed siebie.
- Jasna cholera, Loki! - Dogoniłam go i chwyciłam za ramię tak mocno, że musiał się obrócić w moją stronę. - Odpowiedz.
- Czemu cię to interesuje? - Spytał, a jego wyraz twarzy nagle stał się chłodny.
- Ja... - No własnie. Czego chciałam się dowiedzieć? Co chciałam wywnioskować z jego odpowiedzi? - Po prostu chcę wiedzieć.
- Przykro mi, ale muszę cię zmartwić. - Zbliżył się do mnie i oparł dłonie na barkach. Stałam wyprostowana jak struna, a ciarki przeszły mi po plecach. Jakiś dziwny supeł związał mi żołądek.
  Twarz Lokiego była coraz bliżej mojej...
  Nagle pociągnął mnie w dól i razem opadliśmy na stos gazet. Nad naszymi głowami przeleciało ramię robota Dooma. Oddychałam szybko, wpatrzona w jeden punkt na ścianie gdzie stalowe ramię zrobiło wielką dziurę. Potem z przestrachem spojrzałam na Lokiego, który się głupkowato śmiał.
- Palant. - Walnęłam go w pierś i wstałam.
- Uratowałem ci właśnie życie. - Mag wstał i otrzepał się z kurzu. No na pewno nie ukryje tych plam na spodniach przed Avengersami.
- Pal licho. - Machnęłam ręką i ruszyłam przed siebie, jednak po kilku krokach się zatrzymałam i wróciłam do Lokiego. - Co robimy? - Oparłam ręce na biodrach.
- Ratujemy tyłki mścicieli.
  Mag wyminął mnie.
- Ty chcesz kogoś ratować? Ratujesz coś, co nie jest twoim własnym tyłkiem? - No dobra byłam zdziwiona i to na maksa. Loki wyrwał się do przodu jak jakiś bohater i chciał ratować z ukrycia Avengersów. - Jesteś może chory? - Spytałam z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Moja mina była jedyna.
- Nie, dlaczego? - Wydał się zdziwiony moim pytaniem.
- Chcesz. Ratować. Avengersów. - Powiedziałam ze znacznym naciskiem na każde słowo. - Czy ty się słyszysz?
- Uważasz, że jestem ułomny?
- Skądże.
- Więc o co ci chodzi?
- O nic. Znaczy... - Westchnęłam, spuszczając głowę w dół. O nic mi tak naprawdę nie chodziło, ale Loki chciał ratować Avegersów i to było najdziwniejsze. - Idziemy.


****

- No to co, na dzisiaj koniec? Idziemy na Shawarme? - Tony zdjął swój hełm zbroi i odetchnął głęboko. W powietrzu unosiły się zapachy spalenizny, dymu i czegoś jeszcze, czego Stark nie potrafił zidentyfikować. 
- No w sumie. - Powiedział Clint. - Zrobiłem się głodny.
  Avengersi skierowali się zgodnie w stronę ocalałej knajpy, gdzie Tony był już stałym klientem. Jedynie Natasha stała w miejscu ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc gdzieś w dal, gdzie rozwijał się obraz pobojowiska. Jej czujnemu wzrokowi nie umknęło kilka szczegółów: coś co przypominało wielkiego, szarego, pierzastego psa i dwójkę ludzi umykających w jakąś alejkę.
- Tasha, nie idziesz? - Kapitan położył jej dłoń na ramieniu, patrząc w tę samą stronę co ona. 
  Dziewczyna uśmiechnęła się słabo i podziękowała.
- Jak chcesz.
  Natasha odprowadziła Rogersa wzrokiem, aż nie zniknął z jej pola widzenia, następnie sama udała się na rekonesans okolicy, zmierzając w kierunku dziwnych osób i psa. Tak psa. 
  Przeskoczyła kolejne rozwalony DoomBoty, przedostała się bez problemu przez rozwalone auta, płonące dziwne części i wylądowała po drugiej stronie ulicy. Skądś, z jakiegoś miejsca dobiegły ją strzępki rozmów. Wyjrzała zza rogu i.... 























sobota, 3 października 2015

Lisia Kaplica

  Hej kochani. Wiem, że spodziewaliście się rozdziału Amnesii lub Vampków, ale not jet.
Przybyłam do was z wieściami o imieniu kotka. Na pewno wiele z was się tym nie zainteresuje, ale czułam potrzebę podzielenia się z wami tą informacją.
  Otóż kotka ma na imię Cana. Czemu? Przechadzałam się po pokoju i pewnego razu natrafiłam na moją półkę z książkami. Zabrałam do łapek jedną z nich i zaczęłam sobie tak ją przeglądać. Chodzi mi o Trylogię Czarnego Maga, trylogię, która wyzwoliła u mnie pozytywne emocje. Książki Trudi Canavan były pierwszymi moimi lekturami, na których płakałam :D Naprawdę.
Canavan - Cana. Stąd wzięło się imię. Moja ukochana autorka :D