czwartek, 15 października 2015

Vampire - Rose XXIV

Nadrabiam, nadrabiam kochani moi. Cały dzień haruję nad rozdziałami i dziś wyszło mi takie coś, dzielę te rozdziały, aby było ich jeszcze dużo, ale w związku z tym są krótkie i treściwe. Dziś może trochę melancholijnie, ale wiecie jak kocham pisać, kiedy za oknem buro i szaro :D
Do rozdzialiku daję też dwie pioseneczki, przy których swobodniej mi się pisało. Kolejność dowolna, jednak do drugiej części rozdziału, który został oddzielony tym czymś (*), zaleca się słuchać ich dwóch, bo mi spasiły :D

Ale bez długiego wstępu, który i tak zajął mi sporo czasu ( aha, na pewno Kii, tak sobie tłumacz. Po prostu nie chcesz, aby czytelnicy dotarli do przełomowego momentu w opowiadaniu.... ups. Za dużo mielenia ozorem XD ).

Ale wiecie co, nie chcę jeszcze kończyć mojego przemyślenia, które właśnie stworzyłam w głowie. Ci, którzy oglądali Hellsing Ultimate widzieli tą scenę, umieszczoną na obrazku poniżej. Trafiłam na pewien opis, który dosadnie mną wstrząsnął i poruszył tak bardzo, że przypomniałam sobie jak bardzo płakałam na tej scenie.





for some reason when i saw alucarda made this face, I felt all these different emotions for the first time
I couldn't figure out why.
Then i realized something.
This was the first tome.
The first time that Alucard showed the emotions of true sadness, grief and...
defeat.
Alucard looked truly helpless and sad for first time ever, so helpless and sad that this emotions spread to me.

( ten opis zamieścił użytkownik  TheAwesomePossumArt )
Kiseijuu OP

Parasyte OST - Next To You


- Mamy zniszczyć tylko gniazda? - Spytałam.
  Razem z naprawdę zamyślonym Alucardem zmierzaliśmy na północ, gdzie kryło się jedno z wielu gniazd Lykanów. Miałam nadzieję, że wampir nie wparuje tam na pełnym gazie, a przystąpi do obmyślenia jakiegoś planu, abyśmy nie zostali wykryci. Dużo bym dała, by tym razem wyjść ze starcia bez szwanku. I chodź wiedziałam, że to niemożliwe, miałam wielką nadzieję.
- Hmm... tak. - Odparł po chwili. Jego wzrok błądził dookoła, jakby czegoś szukając. Wszystko co umknęło moim oczom, Alucard od razu komentował w dość szorstki sposób.
- Powiesz mi w końcu co się z tobą dzieje? - Stanęłam przed nim z zaciśniętymi pięściami, które oparłam na biodrach. - Jesteś nieobecny i widzę, że usilnie próbujesz powstrzymać się od wygarnięcia mi kilku błahostek.
  Wampir spojrzał na mnie zaciekawiony i lekko zdezorientowany. Czyżby sam nie wiedział co mu chodzi po głowie.
- Wszystko jest w porządku, łowczyni. - Pierwszy raz od bardzo dawna nazwał mnie łowczynią, co trochę zabolało.
  Spuściłam wzrok i wbiłam go w ziemię. Moje ręce zaczynały powoli drżeć co zwaliłam tylko i wyłącznie na ogarniające mnie zimno.
- Nie wierzę ci. - Powiedziałam z goryczą. Co się ze mną działo? Przed chwilą poczułam coś dziwnego, jakbym zaczynała zamieniać się w jakąś zazdrosną, pustą laleczkę. Zagryzłam wargę.
- Posłuchaj Lilith. - Zaczął zmęczonym tonem. - Wieść o powrocie Integry była dla mnie szokiem. Przez naprawdę długi okres czasu była dla mnie Mistrzem. Rozmawiałem z nią, dzieliłem się swoimi sekretami i historiami z odległych lat. Kiedy była smutna pocieszałem ją. Razem naprawdę dużo przeszliśmy i...
- Kochasz ją? - Policzki zaczęły mnie piec, a z oczu popłynęła łza. Widząc wahanie na twarzy wampira, zaśmiałam się bezsilnie i odwróciłam wzrok. - Nie ważne. Idziemy.
- Lilith! - Alucard złapał mnie za ramię.
  Stanęłam, ale się nie odwróciłam. Jedyne czego teraz potrzebowałam, to jego wsparcia, lecz w tej chwili nie mogłam liczyć na nic więcej, niż jeżeli sama jego obecność, której tak bardzo pragnęłam, a zarazem chciałam się jej pozbyć.
- Nasze relacje nie polegały na takiej miłości. - Zacisnął rękę na moim ramieniu.
  Z trudem powstrzymując kolejne cisnące się do oczu łzy, obróciłam się ku niemu.
- Integra była i jest dla mnie ważna, ponieważ to dzięki niej się narodziłem. Odzyskałem utracone życie.
  Wpatrywałam się w niego przez dobre kilkadziesiąt sekund, kiedy to wiatr targał moimi włosami i wkradał się pod moje ciepłe ubranie. Dreszcze przeszły mnie po plecach, kiedy wampir chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Mimowolnie opuściłam wzrok.
- Teraz jesteś ty. - To brzmiało tak banalnie, a zarazem tak dziwnie. Słysząc te słowa z ust krwiożerczego wampira, pomyślałam, że nagle znalazłam się w Zmierzchu. Tak, tani i tandetny film, pomyślałam z przekąsem.
  Zapłakana wpadłam w jego ramiona, łapiąc się czarnego płaszcza. Wampir otoczył mnie ramionami i oparł brodę na mojej głowie.
  Po dłuższej chwili z moje piersi wyrwał się chichot. Wampir spojrzał na mnie dziwnie.
- To dziwne. - Powiedziałam.
- Co? - Spytał, nie wiedząc o co mi chodzi.
- To, że łowca wampirów egzystuje obok wampira. - Ponownie się zaśmiałam i zaraz usłyszałam lekki śmiech Alucarda.
- Przeciwieństwa się przyciągają. - Zacisnął wokół mnie ramiona, po chwili nagle się prostując.
  Poczułam jak szarpie za moją rękę i ciągnie mnie do tyłu. Szybko otrząsnęłam się ze zdziwienia.
- Czego chcesz? - Warknął złośliwie Alucard. W jego dłoni błysnęła lufa pistoletu.
  Jae-Ha stał na przeciwko nas, trzymając się za krwawiące ramię. Dostrzegłam rozerwany materiał jego ubrania i trzy głębokie rany.
- Miłe powitanie. - Chłopak skulił się i upadł na kolana. Chciałam do niego podbiec, lecz chwyt wampira pociągnął mnie do tyłu.
- Co ty robisz? - Wyrzuciłam w jego stronę. - Trzeba mu pomóc, jest ranny.
- Chcesz pomagać wrogowi? - Oczy wampira błysnęły niebezpiecznie.
  Jae-Ha zakaszlał, a z jego ust pociekła krew,
- Chwila.... jaki tam wróg. Chce wam pomóc.
  Szarpnęłam rękę i wyrwałam się z uścisku wampira. Podbiegłam do rannego chłopaka, spoglądając na jego żałosny wygląd. Jego ubranie prawie w całości było podarte, a na ciele dostrzegłam jeszcze kilka dodatkowych ran i zadrapań. Jego niegdyś długie, czarne włosy były teraz postrzępione i klejące się.
- Co się stało? - Spytałam troskliwie, biorąc go pod ramię. Posadziłam go na ziemi obok naburmuszonego Alucarda.
- Dunall.... on mnie zdradził, a raczej pozbył się mnie w dość radykalny... sposób. - Wytłumaczył wolno czarnowłosy.
- Co z nim zrobimy? - Uniosłam głowę do góry.
- Zabijemy.
  Spojrzałam gniewnie prosto w oczy wampira.
- Nie możemy go tak tu zostawić. - Odgarnęłam czarne kosmyki z twarzy Jae-Ha. - Boże jak ty żałośnie wyglądasz.
  Chłopak uśmiechnął się słabo.
- Dzięki za komplement.
  Alucard ukląkł obok nas i złapał mnie za dłoń, ściskając ją znacznie.
- Teleportacji nie przeżyje, a samej cię z nim nie puszczę. Mógłbym go zanieść do Waltera, ale musisz iść ze mną.
- Przecież mogę iść...
- Idziesz ze mną! - Wrogość w głosie Alucarda czasami mnie przerażała.
  Wampir zmienił się w wielkiego, czarnego psa, a na swój grzbiet przyjął Jae-Ha, któremu musiałam pomóc wsiąść. Ja zajęłam miejsce za nim, przytrzymując go w pasie, aby nie spadł.
- Bóg wam to w dzieciach wynagrodzi, dobrzy ludzie. - Powiedział nagle czarnowłosy.
  Alucard obrócił pysk w naszą stronę, kiedy ja w tym czasie robiłam wielkie oczy, wybuchając następnie śmiechem.
~ Mogę go z siebie zrzucić? - Wampir wysłał mi mentalną myśl, w której było wiele oburzenia. ~ Działa mi na ner...
  Wampir nie dokończył. Nagle jego łapy ugięły się, a pyskiem zarył o ziemię, skomląc i piszcząc.
Jae-ha przechylił się na bok lądując obok psa, a ja poleciałam do tyłu. Jednak, kiedy poczułam na sobie ciężar zaraz otworzyłam wcześniej zamknięte oczy.
- Jesteście naiwni. - Jae-Ha zaśmiał się szaleńczo. W jego dłoni, która była niebezpiecznie blisko mojej ręki, dostrzegłam na wpół pełną strzykawkę. - A ty najbardziej.
  Rany chłopaka nagle zagoiły się, a po nich nie została nawet blizna.
- Co jest? - Zaczęłam się wyrywać. Chciałam także kopać, ale siedzący na moich biodrach chłopak uniemożliwiał mi to. - Co robisz?
~ LILITH!!! - Alucard wbił się w mój mózg, krzycząc jak opętany. Słyszałam jego skomlenie jako psa, co jeszcze bardziej mnie dobiło. Nigdy nie umiałam przejść obojętnie obok cierpiącego zwierzęcia, a tu jeszcze to.
  Moje serce zaczęło bić szybko i nieregularnie, a ja poczułam jak w środku płonę.
- No to najlepsi zostali wyeliminowani. - Powiedział zwycięsko Jae-Ha schodząc ze mnie.
  Chciałam poruszyć nogą czy rękę, lecz nie czułam nic. Moje kończyny w ogóle mnie nie słuchały.
Obróciłam głowę w bok, aby widzieć Alucarda. Nad nim stał czarnowłosy, głupio się uśmiechając.
- Skoro obydwoje umieracie mogę wyjawić wam nasz plan. - Jae-Ha kopnął wampira w brzuch, a ja musiałam zamknąć oczy, by nie widzieć wyrazu bólu na jego pysku. Wokół psiego ciała Alucarda owinęły się jakieś srebrne nitki, które powoli wbijały się w jego ciało. - Dunall chciał się was pozbyć jako pierwszych, dlatego wysłał mnie, abym skrócił wasz żywot. Jak widać, udało się bez większego wysiłku. Teraz mam za zadanie rozprawić się z resztą, gdy Lykanie i sam Dunall przejmą zamek królowej, a potem staruszka zabiją. Wszystkie organizacje, a potem cały świat będą się nam kłaniać.
  Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się dziwnie mroczki, kiedy Jae-Ha odchodził. Nie mogłam dłużej walczyć z ogarniającą mnie ciemnością.
  Dałam za wygraną, kiedy usłyszałam ostatni psisk wampira.

****

  Uchyliłam ciężkie powieki. Przede mną rozpostarł się zamazany obraz lasu, ziemi i unoszącego się kurzu. Powietrze wokół mnie zaczęło wibrować i zmieniać się w coś dziwnego. 
  Poruszyłam lekko ręką, aby sprawdzić czy w ogóle mogę coś zrobić. Kiedy dotarło do mnie, że kończyna jest mi posłuszna, wysłałam myśli do nóg. Po chwili klęczałam z pustym wzrokiem wbitym w coś czarnego leżącego przede mną, a wokół czego wiły się srebrne łańcuchy. 
 Czarna plama unosiła się i opadała, jakby oddychała?
  W jednej sekundzie odzyskałam jasność umysłu. 
- ALUCARD!!! - Zerwałam się na równe nogi, ignorując objawy kolejnego omdlenia i kręcenia się w głowie. Dopadłam do wampira i szybko obróciłam go ku sobie, sycząc gdy moja skóra dotknęła srebrnych pnączy. Odskoczyłam oparzona do tyłu.
- Boże co ja mam robić? - Złapałam się za głowę. Mój wzrok błądził od wygasłych oczu wampira, przez srebro otaczające jego ciało, na wszystko wokół skończywszy. - Flara.
  Zreflektowałam się szybko. Z kieszeni bluzy wyrwałam pistolet sygnałowy, który dał mi Walter. Mieliśmy go użyć w tylko ekstremalnej sytuacji. Nigdy bym nie pomyślała, że będę zmuszona zrobić to, kiedy obok był Alucard.
  Uniosłam rękę do góry i pociągnęłam za spust, a czerwony pocisk rozbłysnął na tle granatowego nieboskłonu. 
- To moja wina. - Głos mi się załamał. - Gdybym tylko nie była taka naiwna. 
  Czarny pies przeniósł na mnie swoje marne spojrzenie, a ja poczułam jak uścisk w moim sercu się nasila. Zrobiłam coś złego, co poskutkowało, tym że najbliższa mi osoba cierpi. 
- Przepraszam. - Oparłam czoło o głowę psa, tam gdzie srebrne pnącza jeszcze go nie dosięgły. Z oczu spłynęły mi łzy. - Jestem naiwna, głupia i.... i.... - Pociągnęłam nosem. - I kocham cię. 
~ Uciekaj stąd. - Nagle otworzyłam wcześniej zamknięte oczy, podniosłam szybko głowę i spojrzałam na wampira. 
- Co?!
~ Oni... tu idą. Uciekaj.
- Nie. - Szarpnęłam się w jego stronę. - Nie zostawię cię. 
  Pies warknął, a potem wydał z siebie przeciągły pisk.
~ Jeśli tu zostaniesz... też umrzesz. 
- Alucard! - Wbiłam paznokcie w skórę. Jeśli tylko udałoby mi się zdjąć z niego te srebrne łańcuchy, to ucieklibyśmy razem. 
  Z daleka dobiegły mnie odgłosy łap uderzających o ziemię.
  Musiałam się pośpieszyć. 
  Złapałam pierwszy łańcuch w obie dłonie i spróbowałam go rozerwać. Ze wszystkich sił próbowałam nie krzyczeć z bólu, jaki towarzyszył mi kiedy dotykałam tego srebra. Nie wiedziałam dlaczego na mnie działało to tak samo jak na wampira. 
~ Uciekaj głupia! - Alucard wrzasnął. Wiedziałam, że musiał się wysilić, aby chociaż wysłać do mnie jedną, małą myśl.
- Nie zostawię cię. - Ryki Lykanów były coraz bliżej. Ich grupa liczyła zapewne ponad dwudziestu osobników, z którymi sama sobie nie poradzę. - Nie zostawię cię. - Powtarzałam jak mantrę. Łzy całkowicie przysłoniły mi widoczność i teraz zamglone kształty nakładały się na siebie. 
- Lilith! - Teraz głos Alucarda był prawdziwy, był tym poza myślami, który zawsze słyszałam, kiedy mnie ochrzaniał, kiedy mówił jaka jestem naiwna i głupia. 
- NIE ZOSTAWIĘ CIĘ!!! - Krzyknęłam na całe gardło.
  Poczułam jak obecność Lykanów wypełnia całą okolicę. Obróciłam głowę w ich stronę i otworzyłam szeroko oczy. Potworów była ponad setka, jak nie więcej. Pieczenie w dłoniach zeszło na dalsze tory. 
  Jeśli nie mogłam uratować go w ten sposób, to chociaż powstrzymam Lykanów przed dotarciem do niego. 
  Bestie zawyły złowrogo, a ich ryk zmusił mnie do zatkania sobie uszu. Ta grupa Lykanów zapewne przybyła z gniazda, które mieliśmy rozwalić. 
~ Proszę....uciekaj.
  Poczułam jak moje ciało wypełnia ciepło, a wibracje towarzyszące znanemu mi już uczuciu ogarniają całe moje ciało. Wiedziałam, że wilcza moc we mnie już się aktywowała. 
- Nie mam zamiaru pozwolić, aby kolejna bliska mi osoba zginęła. 
  Zacisnęłam dłonie w pięści i na moment przymknęłam oczy, by na powrót otworzyć je z złotym blaskiem. 
  Zrobiłam krok w przód i nagle poczułam uścisk wokół talii. Czarne płomienie wystrzeliły przede mnie, tworząc wielką ścianę, przez którą prześwitywały zamglone sylwetki Lykanów. Poczułam jak silne ramię ciągnie mnie do tyłu. Kątek oka dostrzegłam jak minęliśmy leżącego wciąż na ziemi Alucarda. Miał zamknięte oczy, a jego klaka piersiowa w ułamku sekundy opadła i więcej się nie podniosła. 
- Nie, nie, nie, ALUCARD!!! - Richard mocniej mnie ścisnął, czując jak chce się wyrwać. - Puść mnie. Musimy go ratować.
- Nie, Lilith. - Krzyknął stanowczo ojciec. - Nie mamy czasu. Jeśli zostaniemy tu dłużej, to Lykanie nas zabiją.
  A Alucard? Przecież jego też zabiją.
~ Uciekaj moja kochana łowczyni...
  Łzy płynęły po moim gorących policzkach, a serce z każdą sekundą przyśpieszało. Czułam jak moje wnętrze wypełnia żal i smutek, jak napady histerii miotały moim ciałem. W tamtym momencie czas zwolnił. Wszystko dookoła pozostało w bezruchu, a cisza zawisła między rzeczywistością, a mylnym wyobrażeniem, że zdołam go uratować. Ilekroć próbowałam biec do przodu, coś ciągnęło mnie do tyłu. Czarna ściana odgrodziła mnie od wampira, grodząc także drogę Lykanów, lecz nie na długo. Po kilku długich minutach widziałam, jak mur rozpryskuje się na boki, jak czarna kurtyna opada ukazując najgorszy widok. Lykanie dopadli leżącego na ziemi wampira, który cicho popiskiwał i skomlał uwięziony w srebrzystych szponach. 
  Nie stracił oddechu, nie umarł, ale jego koniec był bliski. Kiedy jedna z łap wyposażona w ostre pazury przecięła więzy, krew trysnęła na boki, a pisk Alucarda był ostatnim dźwiękiem, który w tamtym momencie na zawsze pozostał w moim sercu. 





























5 komentarzy:

  1. - Piękny opis *_*
    - "- Co z nim zrobimy? - Uniosłam głowę do góry. - Zabijemy." a z tego to leżę i nie wstaję XDDD Kocham dosadność Alucarda
    -"- Bóg wam to w dzieciach wynagrodzi, dobrzy ludzie. - Powiedział nagle czarnowłosy." leżę i nie wstaję raz drugi. Umieraaam ze śmiechu




    ALUCARD. ALUCARD! ALUUUUCAAAAARD!!! ;___;
    ...
    i tak przeżyje. Ale takie momenty umiesz pisać ;-; <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a, właśnie. W tym opisie piszeo pierwszym tomie Hellsinga, tak? Gdzie tam Alucard był pokonany? O_o

      Usuń
    2. No tak się śmieszne teksty trafiły śmieszne :d Co do dramatu, to nie wiem, jakoś lubię takie coś pisać. No i przecież wiadomo, że Aluś przeżyje :d Chociaż.
      Alucard był "chwilowo" pokonany przez schrodinger'a.

      Usuń
  2. Widać, że masz poczucie humoru, które w lekki sposób wplatasz w opowiadanie :) Jestem zaciekawiona co się zacznie dziać dalej na blogu :) twoje opowiadanie wciągnęło :) Chce więcej :)
    Tajemnicza Batgirl
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło powitać cię na końcu internetu gdzie czasami postacie z opowiadań są gwałcone przez Vampki :D Ale tak półżartem.
      Dziękuję za ocenę i zapraszam ponownie ;D

      Usuń