sobota, 25 czerwca 2016

Hermes rozstania - rozdział 12

- Chcesz herbaty? - zagadał Vincent, kiedy weszłam do kuchni.
Moje myśli były daleko i tylko wyuczone umiejętności sprowadziły mnie do tego pomieszczenia.
- Możesz zrobić – burknęłam niezrozumiale, siadając na jednym z krzeseł. Wyłożyłam na stół mały notatnik, z którym przeważnie się nie rozstawałam, bo skrywał w sobie niejedną ważną dla mnie rzecz, i otworzyłam go na czystej stronie.
- Wszystko w porządku? - spytał Vin, widząc jak nieudolnie próbuję połączyć jakieś klocki skomplikowanej układanki.
- Taaaa, chyba wszystko.
- Pomóc ci w czymś? - przysiadł się obok.
- W sumie – zaczęłam, kombinując. - Jak dobrze znasz Alucarda?
Vin zrobił zdziwioną minę.
- Zakochana? - spytał, a ja spaliłam buraka od razu go kontrując:
- Coś ty – prychnęłam. - W tym zarozumiałym idiocie, który myśli, że może mieć wszystko za jedynie piękny uśmiech? Pytam, bo ostatnio… - Zawahałam się przez moment. Czy mogę powiedzieć o dziwnym incydencie Vincentowi? Nie żebym mu nie ufała, ale wrażenie tego, który coś z tym zrobi, sprawia Makube, a nie Vin. Jednak spróbowałam. - … ostatnio, na misji zaatakował nas jakiś mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy, ale skądś kojarzę jego głos. Nie umiem go tylko dopasować do żadnej z postaci, która może uchodzić za potencjale zagrożenie.
- Hmm – Vin zamyślił się. - To trudne, przyznaję, ale…. Może warto spytać Alucarda? Nie wiem, może będzie go skądś kojarzył, albo ktoś z Hellsing'a?
- Nie wiem – odchyliłam się na krześle, zmęczona samym myśleniem. Oj coś czuję, że zasnę jak dziecko. - Nie chcę go pytać, bo wyjdzie, że choć trochę mnie to interesuje.
- Oj, masz kompleksy niższości? - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego wrogo.
- Nie, ale – przygryzłam końcówkę długopisu. - Chcę po prostu dojść do tego sama i pokazać mu, że też coś potrafię.
Woda w końcu dała o sobie znać, więc Vin szybko podbiegł do pieca i wyłączył gaz, nalewając wrzącej wody do dwóch kubków, gdzie były już torebeczki z herbatą.
- Przykro mi Nat, ale ci nie pomogę. Naprawdę chcę, ale ja tego gostka nawet na oczy nie widziałem.
- Wiem – przyznałam ze smutkiem. - Muszę dać sobie radę sama.

- Nie znam go – odparł obojętnym tonem wampir.
Kiedy ponownie spotkaliśmy się na misji moja ciekawska strona nie wytrzymała. Musiałam go wypytać o tego tajemniczego mężczyznę, ale on także nic nie wiedział. W tamtym momencie wróciłam do punktu wyjścia.
- Szkoda – westchnęłam.
- A co ci tak na nim zależy? - zainteresował się nagle. Wydało mi się to bardzo dziwne.
- Takie problemy wolę dusić w zarodku – odparłam, a Alucard zaśmiał się donośnie. - Z czego się śmiejesz?!
- Nie wierzę, żebyś sobie z nim poradziła – poklepał mnie po głowie, a ja szybko uciekłam spod jego dotyku. Wnerwiał mnie dziś coraz bardziej. - Weźmy pod uwagę to, że ostatnio nie pokazałaś zbyt wiele, kiedy nas zaatakował.
- Bo to był atak z zaskoczenia! - warknęłam donośnie, zaciskając dłonie w pięści.
- Musisz być gotowa na takie ataki – przystanął i zwrócił się w moją stronę. - Co byś zrobiła, gdyby teraz nagle się tu pojawił.
Zastanowiłam się przez chwilę. Nie byłam tak szybka ani silna jak Alucard, więc najpewniej atak zostawiłabym w jego rękach, a ja….ja….
- Nie wiem – przyznałam, spuszczając głowę.
- No to spójrz. Podaj mi swoją dłoń. - Niepewnie wyciągnęłam przed siebie rękę, a wampir ja chwycił, przyciągając mnie do siebie.
Jego prawda ręka spoczęła na moich plecach, druga, lewa mocno trzymała rękę. Poczułam się niepewnie i szybko chciałam uwolnić się z tego uścisku, ale on go jedynie wzmocnił.
- Uspokój się – szepnął. - Gdybym chciał cię zabić, to już dawno bym to zrobił kotku.
- Nie nazywaj mnie kotkiem! - syknęłam, mrużąc oczy.
Wcale, a wcale nie podobało mi się to co robił, ale też nie byłam pewna co w ogóle zamierza. Wampir zbliżył twarz ku mojej szyi, jego kły błysnęły, więc zrobiłam krok do tyłu. Nic to nie pomogło, bo mocno mnie trzymał.
- Alucard, puszczaj! - wydarłam się na niego.
- Taki apetyczny kąsek? - przeraziłam się tonem jego głosu.
Zadrżałam ze strachu. Mimo, że wiedziałam, że któregoś dnia może Alucardowi odbić i rzuci się na mnie ze wściekłością w oczach, to odsuwałam te myśli na bardzo dalekie tory.
- Pakt wyraźnie mówi…
-… że ma ci włos z głowy nie spaść i vice versa – uciął zwięźle. - Czy ja cię krzywdzę?
Oniemiałam.
- Nie, ale to jest…
- …. molestowanie? - mogłam wyczuć, że się uśmiechnął. - Odrobina zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziła, Natalie.
Wampir pchnął mnie na ścianę, ściągając mój biały płaszcz Iscariot, który z szelestem opadł na ziemię. Za wszelką cenę próbowałam się uwolnić z jego żelaznego uścisku, ale szybko nadchodzący strach mnie sparaliżował. Kiedyś nie miałam oporów, żeby oddać swoje ciało byle komu, ale teraz…Teraz było inaczej i bardzo chciałam, aby się to skończyło.
Na brzuchu poczułam zimną jak lód dłoń wampira, która powoli sunęła w górę, jego kły zahaczyły o skórę zaraz obok tętnicy, a jego noga znalazła się między moimi udami, rozsuwając je lekko.
- Przecież wiesz jak to jest – szepnął mi do ucha takim tonem, że przez chwilę myślałam, że zwymiotuję. Żołądek podszedł mi do gardła, a z oczu popłynęły łzy. - Nie raz to robiłaś.
Czym mogłam się obronić?
- Więc to nie będzie żaden problem.
Myśl.
Jego dłoń zacisnęła się na moich nadgarstkach i przyszpiliła je do ściany, tuż na moją głową, którą spuściłam w dół, byle by na niego nie patrzeć. Czułam się brudna i słaba. Na samą myśl co za chwilę nastąpi, przewidywałam swoją natychmiastową śmierć, poprzez samobójstwo.
- Twoja krew tak słodko pachnie – przeciągnął nosem po mojej szyi, obojczyku, a potem uniósł moją brodę i spojrzał w zaszklone oczy.
- A co to? - zdziwił się, robiąc zaskoczoną minę. - Dlaczego płaczesz? Przecież dla ciebie to żadna nowość.
Obiecałam sobie szybką śmierć z własnej ręki.
- Czy… czy ty kiedykolwiek… coś czułeś? - spytałam, łamiącym się głosem, wpatrzona w jego czerwone, gasnące tęczówki. - Miałeś kogoś na kim ci zależało? Kochałeś tę osobę i byłeś gotów oddać za nią życie? Czy...czy od zawsze pałałeś nienawiścią do rodzaju ludzkiego, mordowałeś, plądrowałeś, gwałciłeś?
Alucard wydał się totalnie zbity z tropy, co bardzo mnie zdziwiło, bo wywołanie u niego takich uczuć (jeśli jakieś ma), mijało się z cudem, z tego co mówił mi Alex, Makube i Vin.
- Lubisz grać nieczysto? - spytał, luzując trochę uścisk, jednak jego druga ręka złapała mnie za brodę i przybliżyła w swoim kierunku.
- Tak jak ty – syknęłam. - Życie nauczyło mnie, że nie wszystko idzie po twojej myśli.
- Jaka zuchwała. Naszła cię odwaga?
Alucard był coraz bliżej, a ja mogłam dostrzec w jego spojrzeniu prawie wszystko. Nagle poczułam jego zimne wargi na swoich, lecz zdekoncentrowana tym szybkim gestem, zastygłam w bezruchu, bezmyślnie zamykając oczy. Po chwili usłyszałam jego śmiech.
- A nie mówiłem – odepchnął mnie. - Takie jak ty nie pozbędą się raz nabytego doświadczenia.
W tamtym momencie straciłam wolę walki o lepsze jutro.

wtorek, 14 czerwca 2016

Hermes zemsty - rozdział 11 + Informacja ( ważna )

  Witam. Długo nie było rozdziałów, to prawda, ale mam na to solidne wytłumaczenie. Mianowicie mój stan psychiczny sięgnął zera ( w sumie jak zawsze, ale teraz było troszeczkę po za granicę wszelkich możliwości ). Snułam się po domu bez celu, siedziałam w ciemnym, pozasłanianym przez rolety pokoju, marnie jadłam - tylko jak sobie przypomniałam - nie pisałam, spałam, czytałam itp.
  Jestem introwertykiem, a to chyba wie już każdy. Wolę towarzystwo zwierząt od ludzi, bo one nie trują mi dupy o byle gówno. To rzecz number łan.
  Rzecz number tu - kiedyś, chen, chen w klasie trzeciej gimnazjum skręciłam sobie kolano i od tego czasu mam z nim problemy, ale ostatnio miałam wizytę u takiego doktora - co się zna - i powiedział mi, że mogę mieć pękniętą łąkotkę i, że prawdopodobnie trzeba będzie ją zszyć - zabrzmiało boleśnie, ale ok. Jedną operację przeżyłam, to i drugą może też XD, ale wracając do tematu, bo wam się tu żalę, a wy pewnie chcecie konkretów i rozdziałów. 24 czerwca idę na rezonans, on mi pokaże co i jak i co będzie trzeba zrobić, więc się dowiem wszystkiego i będę happy.
  Rzecz number fri - opowiadanie o Lokim wkładam do zakładki zawieszone, bo za żadną cholerę tego nie umiem tknąć, więc wszyscy fani boskiego boga, wybaczcie, ale na chwilę obecną bardziej rajcują mnie wampiry.




  Podkuliłam pod siebie nogi, usadawiając się wygodnie na miejscu pasażera. Otulona byłam płaszczem wampira, zaś on sam wpatrzony był w krajobraz przed sobą. Mijaliśmy budynki, pola, lasy, ale nic konkretnego nie przyciągnęło mojej uwagi.
Westchnęłam, moje gardło było ściśnięte, usta ściągnięte w wąską kreskę, a oczy nadal szczypały od gorzkiego płaczu. Mimo, że przecierałam je tysiąc razy, łzy nie chciały przestać płynąć. Pierwszy raz w życiu przekonałam się jak to jest bać się, że zaraz może czekać się śmierć. Nie byłam na nią przygotowana, to wiedziałam, ale...gdyby przyszła, to stawiłabym jej czoła.
Alucard przyciszył radio, z którego leciała jakaś stara, melancholijna piosenka. Moje powieki jak na zawołanie stały się ciężkie i opadły w dół. Powitała mnie ciemność, kolorowe światełka, dziwne dźwięki i różne obrazy, których nie mogłam pojąć ani w ogóle dostrzec, bo ich zamazane kontury zlewały się w całość. Co chwilę docierały do mnie stłumione głosy, a ich właścicieli widziałam jak przez gęstą, białą mgłę.
Poczułam uścisk na ramieniu, momentalnie otworzyłam oczy, a zaspanym wzorkiem błądziłam po wnętrzu auta.
- Chcesz przenieść się do tyłu? - spytał Alucard. - Będzie ci wygodniej.
Staliśmy na poboczu drogi, przed nami ciągnęła się pustka otoczona jedynie przez gęsty, mroczny, ciemny i straszny las, a ja czułam się jak w horrorze.
- Nie – powiedziałam cicho, czując jak moje serce przyśpiesza. - Nie jestem śpiąca.
Wampir zaśmiał się.
- Tak w ogóle, dlaczego stoimy?
- Mam ważny telefon.
Pomachał aparatem w moją stronę i wyszedł w zimną noc. Widziałam jak opiera się o bok samochodu rozmawiając z kimś. Nie mogłam nic usłyszeć, choć stał naprawdę blisko. Dziwne. Spojrzałam na deskę rozdzielczą – wpół do czwartej. Znów będę odsypiać całą noc. Moja praca nie była zła, ale niosła za sobą konsekwencje tego, że nie przesypiałam nocy. Całe dnie owszem, ale wieczorami przeważnie wychodziłam na misje. Ghule tępiło się naprawdę szybko, ale na matki trzeba było czekać do rana, aż w końcu zwleką swoje truchła do wyznaczonego miejsca.
Najgorsze w sobie było czekanie.
Westchnęłam, krzyżując ręce na piersi i zamykając oczy. Chciało mi się spać, ale jak już powiedziałam mu, że nie czuje się senna, to wypadałoby trzymać się tej wersji. Jeszcze wyszłabym na słabą, a tego nie chciałam za żadne skarby. Potem by tylko kpił....jak wtedy.
  Momentalnie posmutniałam. Nigdy mi nie przeszkadzały docinki innych - przyzwyczaiłam się i czasami nawet to ignorowałam, ale gdy on to robił, to bolało bardziej. Wtedy nie umiałam powstrzymać w sobie złości, a wszystkie emocje wylały się ze mnie jak z garnka. Pokazałam mu swoją słabą stronę, a on to wykorzystał. To tylko pokazuje kim tak naprawdę jest: arogancki, bezczelny, egoistyczny...
- Dupek! - uderzyłam pięścią w tapicerkę, czując pieczenie na skórze. Więcej nie dam mu sobą pogrywać.
- Nie wyżywaj się na aucie - Alucard wrócił - ono też ma uczucia - i pogładził delikatnie kierownicę, szczerząc się jak głupek.
Za wszystkie skarby świata miałam go dość.
- A może za wszystkie skarby świata, chciałabyś się ze mną przespać, co?
Wybałuszyłam na niego oczy, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Po prostu wpatrywałam się w niego, jak w obraz, ale zaraz naszła mnie chęć zniszczenia malowidła, a najlepiej, to bym go spaliła.
- Jesteś... - zaczęłam, ale on szybko wszedł mi w zdanie.
- Tak wiem - uruchomił silnik. - Wszystkim co najgorsze i co kotłuje ci się w tej ślicznej główce. Wracamy.
W ciszy minęło mi półtorej godziny jazdy drogi. Choć może nieświadomie ponownie zasnęłam, otulona spokojny i rytmami piosenek?

  Obudziłam się tego samego dnia około popołudnia. Nie mogłam jednoznacznie stwierdzić która była godzina, bo szanowny telefon postanowił się rozładować, ale sądząc po pomarańczowo - czarownej poświacie słońca, musiało być już późno. Całe szczęście, dzisiejszy wieczór miałam wolny od misji. Tym razem młodsi zajmą się eksterminacją ghuli, a ja odpocznę w zaciszu własnego pokoju z herbatką i książką w ręce. Ewentualnie sięgnę po ładowarkę, która leżała gdzieś na biurku i podłączę w końcu ten telefon.
- Naaaat! - do mojego pokoju jak pocisk wleciał Vin. Spojrzałam na niego zdziwiona. - A wiesz co?
- Nie wiem – zatopiłam głowę w poduszkę. Jeżeli znowu zacznie mnie zasypywać opowiastkami, jak to wyrwał laskę w barze, to wezmę zwlokę się z mojego ukochanego łóżka i pójdę zawracać głowę Makube.
- Bo wiesz…. - Usiadł na łóżku. Zaczyna się, pomyślałam z bólem głowy. - Byłem wczoraj z kumplami w barze i….
Drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a w progu stanął mój wybawca.
- Natalie, mamy poważną sprawę – Makube szedł do środka i chwycił mnie, ciągnąc ku wyjściu. Na odchodnym zdążyłam zobaczyć jeszcze zdziwioną minę Vincent'a.
- Co jest? - spytałam przejęta, a ten tylko się uśmiechnął. Już wiedziałam o co chodzi.
Makube zabrał mnie do swojego biura, gdzie przez kolejne kilka godzin pomagałam mu uzupełniać różne papiery. Była ich masa, a literki i cyferki po długim czasie zaczęły przewracać mi się w głowie. Miałam dość, ale jeśli ktoś poprosił mnie o pomoc, o od tak nie mogłam odmówić lub zrezygnować. No chyba, że chodziło o bardzo wkurzającego wampira, który działał mi na nerwy, kiedy tylko o nim pomyślałam.
- Jak idzie ci na misjach? - spytał Makube, przekładając kolejną stertę papierów. - Mam nadzieję, że się nie przepracowujesz?
- A zabijanie nadmiernej masy ghuli i spadanie z ostatniego piętra budynku można do tego zaliczyć? - już na samo wspomnienie tego, że spadałam w dół, przeszły mnie ciarki.
A co jakby Alucarda wtedy tam nie było? Umarłabym? Zostawiłabym wszystko co kocham. Ale…. Przez moment, naprawdę krótki moment zastanowiłam się dlaczego wampir tak po prostu za mną skoczył. Przecież mógł mnie zostawić, skoro tak mu wadziłam.
- Skoczyłaś z dachu? - biskup zastygł w bezruchu, w dłoniach kurczowo ściskając papiery.
- Nie, nie, nie – zaczęłam dziwnie gestykulować. - Nie skoczyłam, raczej… ktoś mnie zrzucił.
- Alucard? - zrobił podejrzliwą minę.
- Nie – zastanowiłam się przez chwilę. Jak teraz o tym pomyśleć, to w ogóle nie wspomniałam nikomu o tajemniczym gościu, którego spotkaliśmy w opuszczonym psychiatryku. - Kiedy byłam na misji z Alucardem, to spotkaliśmy kogoś jeszcze. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, bo skrywał ją za maską i kapturem, ale głos… głos skądś kojarzę, tylko nie mogę sobie tego przypomnieć.
- Ciekawe – Makube zamyślił się. - Idąc stereotypowym tokiem myślenia takich ludzi, to może chcieć was zaatakować jeszcze raz. Nie wiemy kim jest, jak wygląda i jakie mam motywy.
- Znał Alucarda – wtrąciłam szybko.
Biskup uniósł brew.
- Jeśli zna Alucarda, to możemy wiele się po nim spodziewać.
Podeszłam do jego biurka, z zaciekawieniem wpatrując się w jego spokojną twarz.
- Co masz na myśli?
  Spojrzał na mnie.
- Alucard ma wielu poważnych, groźnych i nieobliczalnych wrogów, których tożsamości nie znamy. Nie wiem nawet czy on ich zna, ale sądząc po tym, że ten, którego spotkaliście na misji go kojarzy, to musimy brać pod uwagę wszystkie możliwe aspekty tej znajomości. Oczywiście te negatywne.
- Czyli ten ktoś może chcieć zniszczyć Alucarda? - w sumie wszystko na to wskazywało. Wampir nie szczycił się dobrą opinią wśród żywych.
- I nie tylko jego – Makube posegregował wszystkie papiery i odłożył na jedną, równą kupkę. - Idąc po nitce do kłębka, w końcu trafi i na nas.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale słowa przyjaciela wprawiły mnie w ponury nastrój. Nie mogłam przestać myśleć o zakapturzonej postaci, która nas zaatakowała i jeśli Makube ma rację, to już niedługo możemy spodziewać się najgorszego.
- Natalie – biskup położył swoją dłoń na moim ramieniu. - Uważaj. Wiem, że jesteś odważna, ale bezmyślne działanie nie przyniesie nic dobrego. Nie mamy wyboru i musimy współpracować z Hellsing'iem, a Alucard – zakładając z góry, że jest celem każdego żywego człowieka, jak i martwego stworzenia – może być większym zagrożeniem dla nas wszystkich, bo to właśnie on ich wszystkich przyciąga.
- Skoro tak, to dlaczego nie wyślą ze mną kogoś innego? - sprzeciwiłam się. Tu nie chodziło o moje dobro, ale o dobro całego Iscariot, które przyjęło mnie pod swoje skrzydła. Nakarmiło, napiło i wychowało, a w szczególności obdarzyło uczuciem, o którym już dawno zapomniałam.
- Możemy z nimi negocjować, ale to nie zależy od nas.
W pokoju nastała głucha cisza. Byłam wpatrzona w jeden punkt – w podłogę, a dokładnie w znak Iscariot. To był mój dom, a domu się nie porzuca, tylko się o niego walczy.