poniedziałek, 25 stycznia 2016

O tym jak Dracula zgwałcił łowcę #6

   





Raff zrobił już dziesiąte z kolei kółko. Natarczywe myśli nie chciały opuścić jego głowy tak samo jak wyobrażenie, że Ra dał się ugryźć.
- Kurwa! - Zaklął siarczyście.
- Nie powinieneś klnąc.
Pastor uderzył w niego ostrym spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.
- Nie odzywaj się. - Warknął.
Ra wyobraził sobie, że podobnie może warczeć wściekły Puszek.
- Dlaczego? Jak? Kiedy? - Raff dosłownie zalał pytaniami chłopaka jak tsunami, jednak ten milczał. - Gadaj!
- Kazałeś mi się nie odzywać. - Ra uniósł ręce w geście obrony.
- Nie odwracaj kota ogonem chłopcze, bo inaczej porozmawiamy. - Chwycił go za kołnierz, jednakowoż widząc ponownie zasklepione rany na jego szyi, puścił go. - Kto to był?
- Nie mogę...
- KTO?!
Ra z niechęcią spojrzał w błyszczące oczy pastora. Za żadne skarby nie może mu powiedzieć o Vladzie, inaczej Rada się o tym dowie i przypuścić atak na zamek.
Wszyscy myśleli, że budowla stoi opuszczona już od wieków, ale to Ra dowiódł, że jest inaczej i wcale nie zamierzał dzielić się z ta wiadomością z innymi.
- Nie mogę! - Łowca złapał nadgarstki Raff'a i odrzucił na bok. - Przyszedłem prosić cię o radę, o dobre słowo, namiastkę pocieszenia. A co otrzymuję? Wyrzuty. To moja sprawa co się ze mną dzieje.
- Zaprzeczasz sam sobie łowco.
- Nie nazywaj mnie tak. Tylko on tak może. - Ostatnie zdanie wypowiedział w duchu, czując narastający ból.
Nagle za plecami chłopaka rozległo się pukanie. Oboje stali w bezruchu mierząc ciekawskim, a zarazem przestraszonym spojrzeniem drzwi, za którymi stał komitet powitalny.
- Ojcze powinieneś otworzyć po dobroci. Inaczej te pięknie zdobione drzwi będę musiał usunąć siłą. - Ra znał ten głos.
- Szybko. - Raff chwycił go za poły płaszcza, ciągnąc chłopaka w stronę drugich drzwi prowadzących do ogrodu za domem. Kiedy wrota się otworzyły, do mieszkania wpadła grupka pięciu osób uzbrojonych po zęby.
- Nie ładnie z twojej strony ojcze. Powinieneś przyjąć gości z otwartymi ramionami.
Samuel godnym samego króla krokiem wszedł do domu. Miecz u jego boku zakołysał się, odbijając tlący się w kominku ogień.
Raff przysłonił młodego łowcę.
- Czego tu chcesz? - Warknął niczym zły Puszek, jak wyobraził sobie wcześniej Ra.
- Mamy interes. - Samuel dobył miecza, szybkim ruchem ręki kierując go na klatkę pastora. - Do tego chłopaczka za tobą.
Klinga lekko drasnęła jego sutannę, ale nacisk broni nasilił się, kiedy pastor nie chciał ruszyć się z miejsca.
- Przytrzymajcie go. - Nakazał swojemu oddziałowi. - Strzelać za rozkazem.
Ra spojrzał chłodnym wzrokiem na nieskazitelną twarz Samuela. Jego krótkie, blond włosy teraz zmierzwione przez wiatr opadły mu delikatnie na zaczerwienione od ciepła policzki.
- Ramael. - Powiedział z udawaną czułością. - Szukaliśmy cię tak długo. Gdzie się chłopczyku podziewałeś? Każdy się o ciebie martwił. - Samuel zbliżył się do niego, kładąc swoją zimną dłoń na policzku łowcy. - Szczególnie ja.
Ten wzdrygnął się lekko, lecz dalej nieugięcie mierzył blondyna wzrokiem. Nie podda mu się tym razem.
- Tęskniłem za tobą. - Szepnął mu cicho do ucha, przygryzając delikatnie jego płatek.
Ra zacisnął pięści. Stojący obok mężczyźni zaśmiali się, ale Samuel zgromił ich wzrokiem.
- Wyprowadźcie go. - Głową wskazał na pastora, który zaczął się szarpać i krzyczeć. - I poczekajcie na zewnątrz.
- Ale, szefie... - Jeden z łowców stanął w miejscu.
- To był rozkaz.
- Tak jest!
Ra wzrokiem odprowadził mężczyznę, aż nie zniknął z jego pola widzenia.
- No. - Samuel oddalił się na krok od chłopaka. - Powiesz mi gdzie byłeś po dobroci, czy mam zastosować wobec ciebie karę?
Ra milczał, a jego nieugięte spojrzenie wędrowało z miecza Samuela na jego twarz.
Przywódca dotknął raz jeszcze policzka młodszego, po czym z całej siły uderzył go w brzuch. Łowca zgiął się w pół, łapczywie nabierając i dławiąc się powietrzem.
- Nie ładnie chłopczyku. - Samuel odkrył kołnierz jego płaszcza, dotykając dwóch, niewielkich ran na jego szyi. - Dałeś się ugryźć, a to oznacza natychmiastowe wydalenie z oddziału. Chyba, że...- Tu zrobił pauzę, by chłopak na niego spojrzał. -... powiesz mi, gdzie jest Dracula.
Serce Ra momentalnie stanęło, by po sekundzie zacząć walić jak młotem pneumatycznym. Jego oczy otworzyły się szeroko, kiedy Samuel delikatnie ujął brodę chłopaka i uniósł do góry.
- Czekam Ramael'u.
Choćby miał zginąć i już nigdy nie zobaczyć Vlada, nigdy mu nie powie.
- Sprawdzaliśmy zamek Poenari, ale tam go nie było.
Czyli uciekł, Ra niezauważalnie wypuścił powietrze.
- Gdzie on jest. - Samuel wyciągnął z pochwy na plecach sztylet i wbił go w udo młodzieńca.
Ra krzyknął, dusząc w sobie ostatnie tchnienie. Z jego oczu spłynęła jedna łza, której nikt nie mógł zauważyć.
- Wiesz, moja cierpliwość też ma swoje granice, a ty jesteś bardzo blisko ich przekroczenia.
- Wal się. - Wysyczał chłopak przez zaciśnięte zęby.
- Nie pozostawiasz mi wyboru.
Samuel wstał i z pochwy przy pasie wyciągnął miecz. Ostrze skierował na gardło młodzieńca.
- Umrzesz.
Ra wpatrywał się w czubek ostrej jak brzytwa klingi. Przełknął głośno ślinę. Wiedział, że już nic mu nie pomoże i zginie tutaj, mając w pamięci chwile spędzone z Vladem.
Nagle okno za jego plecami rozprysnęło się na milion kawałków. Wysoki brunet wskoczył przez nie do środka od razu celując z pistoletu w ramię Samuela.
- W porządku?
- Logan! - Ra dosłownie wpadł w jego ramiona.
Uratowany.
Przybyły mężczyzna wycelował z pistoletu i oddał celny strzał prosto w ramię Samuela. Ten zatoczył się i upadł z hukiem na ziemię, krzycząc w niebo głosy.
- Zaraz zjawiają się tu pozostali. Musimy uciekać.
Logan wziął na ręce rannego łowcę i wyszedł szybko tylnym wejściem, w tym samym momencie kiedy grupka Samuela weszła do domu.
- Jak ty? Skąd wiedziałeś?
- Później ci powiem. Musimy uciekać. - Logan wybiegł na ulice gdzie przy płocie stał gniady ogier. Koń prychnął niezadowolony, gdy na jego grzebiecie usadowił się Ra razem z Loganem.
- Nie masz samochodu? Albo chociaż mogliśmy zabrać auto Samuela...
- Przebiłem im opony, na gumie daleko byśmy nie zajechali. - Wytłumaczył szybko Logan.
Ściągnął wodze i pognał konia w stronę obrzeży miasteczka.
Kiedy przed ich oczami wyłonił się obraz łąk, lasów i pól, oboje odetchnęli.
- Dzięki za ratunek. - Ra przetarł oczy. W końcu poczuł ulgę.
- Ta. Zawsze muszę cię ratować. - Logan nagle oparł się o plecy Ra. - Ra... - Zimny oddech owinął się wokół jego szyi.
Łowca mimowolnie się spiął i drgnął.
- Ty chyba nie... - Ra z trudem obrócił się w stronę swojego wybawcy, napotykając troskliwe spojrzenie czerwonych oczu.
W pierwszej chwili się przeraził, potem jego serce zwolniło i nagle przyspieszyło, a oczy zaszkliły się.
- Przecież obiecałem, że będę mieć cię na oku.




niedziela, 17 stycznia 2016

Lisia Kaplica










 Już bardzo niedługo styknie mi  sto tysięcy odsłon na blogu i z tej racji chciałabym się was zapytać czego sobie życzycie z tej okazji?
  Wypowiadajcie się w komentarzach, zawalcie mnie tematami, a ja wybiorę najlepszy i go zrealizuję.

 Alucard: Nie wierzcie jej. Ona kłamie. Jest zbyt leniwa, by się rano z łóżka zwlec dlatego zawsze ją trochę podenerwuję. Już dziewiąty miesiąc siedzi w domu i się nudzi, bo nikt jej do pracy nie chce przyjąć.
Kii: Alusiu drogi, moje złotko. Jak dam ci się spotkać z Alicją to możesz wrócić bez kończyn, dobrze o tym wiesz prawda? Alicja da ci taki wycisk, że czas spędzony ze mną będzie dla ciebie błogosławieństwem.
 Alucard: ....
 Kii: No, więc ( Alucard: nie zaczyna się zdania od " No, więc " )... chcesz zawisnąć? Nie? To siedź cicho, bo nie dostaniesz krwi.
  Więc! * patrzy z przymrużeniem oczu na Alucarda * , piszcie w komentarzach czego chcecie, a ja w miarę swoich możliwości przedstawię wam najbardziej pomysłowy ... pomysł :D




WYBACZCIE TE GIFY, ALE ZNÓW POWRACA MI ROLL NA SHERLOCKA XD





















Amnesia - Rozdział 11

  Dodaję wam kolejny rozdział, a sama za chwilę jadę sobie do Bielska na Sarni stok w celu kupienia kolejnej, zimowej kurtki, bo ostatnia poszła do reklamacji z powodu zepsutego zamku. Oh F4, jak możesz.
  Mam nadzieję, że tym razem jest mniej błędów niż ostatnio :D






- Jak się trzymasz? - Spytała Pepper, wchodząc do pokoju, gdzie siedział Tony.
  Mężczyzna przyglądał się wiszącym w powietrzu, przeźroczystym monitorom, które ukazywały stan nieprzytomnej Sol, jak i Lokiego, leżącego w łóżku obok dziewczyny.
  Słabe promienie wschodzącego słońca oplatały sylwetkę ludzi w pomieszczeniu, które zostało specjalnie przygotowane na tego typu sytuacje. Mała sala operacyjna.
  Tony zdziwiony nagłym pojawieniem się ukochanej, zwrócił się do niej ze zdziwieniem wymalowanym na bladej twarzy. Jego oczy był zapadnięte, a skóra pod nimi zalała się sińcami, twarz, która niegdyś była blaskiem wspaniałości miliardera, teraz wyglądała jak u starego człowieka.
- Tony, odpocznij. Przecież jeśli coś będzie się dziać Jarvis cię poinformuje. - Kobieta położyła mu delikatnie dłoń na ramieniu, co Stark odebrał jako akt tego, by w końcu odpuścił.
  Ale on nie mógł od tak dać za wygraną. Musiał próbować wszystkiego, by tylko wybudzić Sol. Może i aparatura wskazywała na to, że dziewczyna żyje, ale musiał....musiał mieć dowód.
- Inni też do nich zaglądają. Każdy martwi się tak samo. Thor nawet za bardzo. - Wytłumaczyła kobieta. - Proszę, odpocznij. Chociaż jeden dzień.
- Pepper wiesz, że nie mogę. - Tony wrócił do monitorowania funkcji życiowych dziewczyny, bo na Kłamcy w ogóle mu nie zależało, ale... Thor się upierał i też...czasami...rzadziej na niego zerkał.
- Jeśli mnie nie posłuchasz przyślę tu Bannera.
  Stark poważnie się nad tym zastanowił. Spotkanie z kilkugodzinnym monologiem Bruce'a skutkowało tym, że on sam zaraz miał ochotę zapaść w śpiączkę.
- Będę przy niej. - Złożyła mu na policzku czuły pocałunek. Kobieta wyczuła, że chodź trochę się rozluźnił.
  Tony odprowadzany wzrokiem przez Pepper opuścił małą salę operacyjną po upływie tygodnia. Wcześniej ani śniło mu się stamtąd ruszyć. Odkąd Thor powierzył mu Sol, Tony nie był co do tego przekonany czy uda mu się wychować dziecko, lecz teraz, z biegiem lat widział, że ojciec - chodź przybrany - spisał się nie źle.
   
****

  Otworzyłam ciężkie powieki. Czułam się....w miarę, ale ból głowy obezwładnił mnie zaraz po tym, gdy spróbowałam choćby podnieść się do siadu. Zrezygnowałam z dalszych czynności, które w dużym stopniu mi szkodziły i opcjonalnie na powrót ułożyłam się na plecach.
  Przez głowę przebiegło mi milion myśli, które zobrazowały mi ostatnie wydarzenia w moim pokoju. Rażące światło, Loki, Avengersi, Ivar i potem ten rozbłysk, któremu towarzyszył okropny ból.
  Złapałam się za głowę.
  Czemu to wszystko tak się skończyło?
  Dlaczego nic nie poszło zgodnie z naszym planem?
  Zwróciłam wzrok w prawo, gdzie szybko dostrzegłam nieprzytomnego Lokiego. Nie bałam się o jego zdrowie, bo wiedziałam, że Avengersi się nim zajęli. Lecz jeśli już miało mu się coś stać, to dopiero wtedy gdy się obudzi i dojdzie do siebie. Tony był krytycznie nastawiony co do jego osoby, a reszta mścicieli tylko potwierdzała.
- No dobra. - Zawzięłam się w sobie i ignorując szybko nadchodzący ból, usiadłam ciężko oddychając. To było trudniejsze, niż sobie wyobrażałam, pomyślałam i znów spojrzałam na Lokiego pogrążonego w głębokim śnie.
  Wcale się o niego nie martwię. Wcale, a wcale. 
  Zrzuciłam nogi z łóżka, a bose stopy oparłam na zimnych kafelkach. Ciarki przeszły mnie niemal od razu, ale zdusiłam w sobie westchnięcie. Wstałam z posłania szybko przyjmując do wiadomości, że daleko nie zajdę podłączona do kroplówki i innych wymyślnych urządzeń Starka. Chwyciłam pierwszy, lepszy, czerwony kabelek, który był podłączony do mojej ręki. Zerwałam go lekkim ruchem, lecz zaraz poczułam ostry ból w przedramieniu i pieczenie.
  Powstrzymywałam się, aby nie krzyknąć, ale łzy to była inna bajka. Razem z kabelkiem wyrwałam igłę.
  Zrobiłam krok do tyłu, jednak reszta przewodów stanowczo zaprotestowała i mocno zatrzymała mnie przy sobie w efekcie czego poleciałam do tyłu.
  Zachłysnęłam się powietrzem, zamykając oczy, jednakże mój lot do tyłu zakończył się w czyiś ramionach. Oddychałam szybko i urwanie. Spojrzałam za siebie z mocno bijącym sercem.
- No naprawdę. - Westchnął ciężko Loki
  Poczułam jak jego zimny oddech owija się wokół mojej szyi jak szalik. Orzeźwiło mnie to, więc szybko wróciłam do pionowej pozycji.
- Czego chcesz? - Spytałam szybko.
- Ja? - Zdziwił się. - Niczego. Ale wychodzi na to, że ty potrzebujesz pomocy. - Wskazał moje krwawiące przedramię.
  Szybko spojrzałam w tamtą stronę. Widok krwi nigdy mnie nie przerażał, bo zawsze miałam z nią styczność, kiedy mieszkałam w Asgardzie, więc i teraz się tym nie przejęłam.
- Pokaż to, zanim reszta tych debili tu wejdzie i posądzi mnie o to, że chciałem cię zabić, kiedy byłaś nie przytomna. - Loki dotknął delikatnie mojej skóry.
- Ty też spałeś
- Nie.
- Przecież widziałam.
  Spojrzał na mnie z przekonaniem.
- Jesteś bystra, ale spostrzegawcza. - Puścił moją rękę, uśmiechając się. - Nie spałem od dobrych kilku godzin.
- Więc dlaczego nie wstałeś?
  Loki przewrócił oczami robiąc nadąsaną minę, jak obrażone dziecko.
- Stark zacząłby zadawać mi pytania, a ja nie koniecznie chciałem na nie odpowiadać.
- Przecież wiesz, że i tak cię to nie ominie.
  Zamilkł.
- Co się wtedy stało? W pokoju. Dlaczego nam się nie udało...
- Loki dostał swoją własną bronią.
  Do pokoju wszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna w złotej zbroi, pod pachą trzymając hełm. W jego złotych oczach odbijał się blask lamp.
  Spojrzałam na Lokiego, potem na resztę Avengersów wchodzących do pokoju. W tłumie zobaczyłam przepychającego się Thora.
- Jak mogłeś bracie? - Spytał z wyraźnym żalem w głosie. - Myślałem, że ostatnie wydarzenia cię czegoś nauczyły.
  Loki nadal milczał, wpatrzony w moją twarz, kiedy próbowałam rozgryźć co się dzieje.
- Loki co się dzieje? - Spytałam, zwracając się ku niemu.
  Cisza.
- Loki złamał kilka zasad dotyczących jego pobytu tutaj. - Wyjaśnił mężczyzna w złotej zbroi. - Panienko - Zwrócił się do mnie. - Jestem Heimdall, strażnik tęczowego mostu, łączącego dziewięć światów. Przybyłem tu właśnie za sprawą Lokiego.
- Puśćcie mnie!!! - Zza pleców mścicieli mogłam zobaczyć szarpiącego się Tony'ego, trzymanego przez Kapitana. - Sol, nic ci nie jest?
- Panienko. - Moja uwaga w stu procentach skupiła się na strażniku. - Pomagałaś Lokiemu zdjąć jego ograniczenia. - Przytaknęłam przestraszona skinieniem głowy. Stanęłam prosto przed Lokim, który dosłownie się za mną schował ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię. - On jednak wykorzystał twoją niewiedzę i próbował przejąć twoją moc. To była jedno zwrotna wymiana. Gdyby mu się to udało, już nigdy nie mogłabyś się posługiwać magią.
  Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak coś staje mi w gardle, jak mój żołądek wywraca się do góry nogami i zawiązuje w ciasny supeł. Nie umiałam wykrztusić z siebie żadnego słowa, jedynie otwierałam usta, jakbym chciała coś powiedzieć, ale to były tylko nieme słowa kotłujące się w mojej głowie.
  Loki mnie oszukał, a ja mu jeszcze w tym pomogłam. 
  Bardzo powoli obróciłam się w jego kierunku, nadal wsłuchując się w słowa Heimdalla.
- Nie zostaniesz ukarana, bo nic o tym nie wiedziałaś. Nie miałaś pojęcia jak zdjąć jego ograniczenia, nawet wtedy, kiedy Loki ci wszystko wytłumaczył, bo to zaklęcie polegało jedynie na przekazaniu magii.
  Mag wbijał wzrok w podłogę tak mocno, że zdawało się, że zaraz ją przebiję.
  Coś chwyciło mnie za ramię i pociągnęło lekko do tyłu. Thor wyprzedził mnie i założył na rękach Lokiego dwie obręcze.
- Na razie posiedzisz sobie w specjalnym pokoju, który Tony dla ciebie przygotował.
- Tak na wszelki wypadek. - Dodał Clint, jakby bał się, że nagle wszyscy o nim zapomnieli.
  Thor pociągnął brata za ramię, zrywając wszystkie możliwe kable łączące się z jego ciałem. Na nagiej klatce zostały tylko czerwone ślady i krew.
- Oszukałeś mnie. - Szepnęłam.
  Dopiero teraz zrozumiałam, że złość dopiero się we mnie zbierała.
  Loki spojrzał na mnie kątem oka.
- Co jeszcze było kłamstwem? - Wybuchnęłam.
  Wyrwałam się z uścisku Banner'a i podbiegłam do wyprowadzanego maga. Stanęłam z nim twarzą w twarz.
- To wszystko.... to wszystko było kłamstwo? Oszukałeś mnie. - Spoliczkowałam go, lecz widząc jego obojętną reakcję, złość zagotowała się we mnie jeszcze bardziej. - A Fenrir.. - Spuściłam głowę, nie powstrzymując łez - .... i Fafnir? To też twoja sprawka?
  Loki wybałuszył na mnie zdziwione oczy. Chciał coś powiedzieć, ale Thor szarpnął jego ramię i szybkim krokiem wyszli z pokoju.






















sobota, 16 stycznia 2016

O tym jak Dracula zgwałcił łowcę #5

  Pisałam wieczorami, więc może wyjść trochę sentymentalnie XD Powodzenia w przetwarzaniu tekstu xD


- I co zamierzasz teraz zrobić? - Spytał Alucard.
Razem z Draculą stali w salonie ze wzrokiem wbitym w tlący się w kominku ogień. Płomyki wesoło tańczyły, skacząc z jednego drewienka na drugi, czasami ukazując większy ogień.
- Obiecałem mu, że będę go obserwował. Chciał odejść, a ja nie mogłem go zatrzymać.
- Nie mogłeś? - Zdziwił się Alucard i zaśmiał się ironicznie. - To do ciebie nie podobne. - Oparł dłoń na kominku nachylając się w stronę ognia. - Zawsze trzymałeś ofiary krótko na smyczy.
- Zamknij się. - Warknął Vlad. - On nie jest ofiarą....
- ... To co? Dawca krwi? Zabawka? Pupilek?
- Powiedziałem zamknij się.
Alucard wzruszył ramionami, zatrzymując dalsze drwiny dla siebie. Wziął ze stolika stojącego obok kieliszek wina i napił się.
- Nie wiem co robić. - Szepnął Dracula, zamykając oczy.
****
- Nie wiem co mam robić - Powiedział sam do siebie Ra.
Przechodził koło kościoła, spoglądając na cudowne rzeźbienia i wyrafinowane figury przedstawiające świętych. W oknach widniały szklane odwzorowania różnych sytuacji, a w blasku słońca mieniły sie tysiącami kolorów.
- Ra? Co ty tu robisz? - Zza murów kościoła wyłonił się wysoki brunet. Jego zielone oczy bacznie przyglądały się młodszemu.
- Ojcze Raff. - Ra uśmiechnął się niedbale i podbiegł do mężczyzny uścisnąć mu dłoń. - Właśnie przechodziłem obok.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Nie jesteś tu przypadkiem prawda? - Spytał podejrzliwie. - Nigdy nie przychodzisz bezinteresownie.
Ra zrobił szerokie oczy, zmieszał się i na chwilę zapomniał o oddychaniu. Nigdy nie był w stanie ukryć uczucia niepokoju przed wikariuszem, który nie brał się z niczego. Chłodne spojrzenie niebieskich oczu, usta przeważnie ściągnięte w wąską kreskę i żyłka pulsującą na jego czole, to wszystko było oznaką złości, głębszego zamyślenia i oczywiście zamierzonym zagraniem, by wyciągnąć z Ra wszystkie potrzebne mu informacje.
- Słucham?
Ra obrócił się na pięcie i szybko odmaszerował w drugą stronę.
- Wracaj tu pokrako zniewieściała! - Ojciec Raff pociągnął go za kołnierz i dosłownie siłą zaciągnął na plebanię, która objawiła mu się w postaci szarego domu. Przed wejściem zauważył bardzo ładnie przycięty żywopłot, czerwone bratki i puste oczko wodne, za którym stała buda, a w niej siedział z pozoru przyjazny pitbul.
Ra przełknął głośno ślinę. W duchu modlił się, aby łańcuch, na którym końcu był zwierz się nie zerwał tak szybko jak myślał.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi? - Ojciec usiadł przy stole na przeciwko łowcy. Ten tylko wciągnął niezauważalnie powietrze nosem i odwrócił wzrok.
Jakoś nie specjalnie miał ochotę opowiadać jak to przeprowadzono na nim głębszą operację czy nadaje się na woreczek krwi. W jego zamiarze też nie leżało, by spowiadać się z ubiegłej nocy, podczas której działy się naprawdę różne rzeczy.... tak...hehe.
- Ra, cholera jasna...
- Ojciec nie powinien przeklinać...
- Zamknij jadaczkę!
- .... przed obliczem Pana - Dokończył jak nic nie poruszony pięścią lecącą w jego stronę. Uchylił się przed atakiem i zajął się swoją herbatą. W sumie nawet dobra była.
- Nigdy nie przychodzisz z własnej woli. - Ojciec Raff wydał się załamany leżąc głową na stole. Jego głos był słaby i niewinny zarazem. - Zostawiłeś mnie samego!
- To nie była moja decyzja. - Warknął gniewnie Ra.
Doskonale pamiętał jak dwanaście lat temu organizacja łowców wampirów z Radą na czele zabrała go od ojca Raff. Silą zawlekli go przed oblicze Samuela - głównego zarządcy Radą.
- Byleś wtedy taki młody... - Raff zanurzył się w wspomnieniach, nawet nie zauważając kiedy łowca dokończył herbatę i przeniósł się do salonu.
- I głupi. - Dokończył, szukając koca. Cóż kanapa będzie idealna na krótką drzemkę. - Zostajesz na noc czy ruszasz dalej pomiocie szatana, zwany także... Jak to było?
- Nawet mi nie przypominaj. - Ra przysłonił sobie oczy.
- Mniejsza o to łowco.
Chłopak stanął w miejscu jak porażony z szeroko otwartymi oczami. Pamiętał jak Vlad do niego tak mówił. Wspomnienia szybko naszły go, kiedy usilnie próbował zatrzeć je w tyle swojej głowy. I choć nie wychodziło mu to na tyle dobrze ile by chciał, to chociaż się starał. A to był duży plus.
  Mankamentem wspomnień była ta upojna noc w świetle księżyca. Ra nie do końca pojmował dlaczego wampir pijąc jego krew dostarczył mu tyle przyjemności. Oczywiście, potem było to przedstawione z całkiem innej strony, bo już po wypiciu kilku kropel posoki, Vlad zajął się jego ciałem, które zareagowało samo. Utracił kontrolę nad własnym umysłem i poddał się chwili, mając nadzieję, że tak już zostanie, że ta noc nigdy się nie skończy, że czas stanie w miejscu, a księżyc dalej będzie nieśmiało zaglądał do ich komnaty. 
- Ra! - Raff trzepnął chłopaka po głowie, sprowadzając go tym samym na ziemię.
- Słucham?
- Właśnie nie słuchasz. Mówię do ciebie od dziesięciu minut, a ty bujasz w obłokach. Gadaj co się stało, albo będziesz spał na polu z Puszkiem.
- Puszek? - Zdziwił się Ra. Czy ojciec Raff nazwał tego z pozoru miłego psa Puszek?
- Mój pitbul. - Raff usiadł na kanapie, nakazując młodemu zrobienie tego samego.
  Kiedy Ra usłuchał i usiadł obok pastora, zamilkł na dłuższą chwilę.
- Organizacja... Samuel... Rada - Nie potrafił zebrać myśli, ani zbudować porządnego zdania. - Wyrzucili mnie jak śmiecia. Nie chciałem polować na wampiry, bo uważałem, że one też mają jakieś prawo żyć. Chciałem sam znaleźć odpowiednią drogę do porozumienia, ale Samuel nie słuchał. Wyzwał mnie od zdrajców i wygnał, śląc na mnie innych łowców, którzy mieli mnie wykończyć. - Ra wstał gwałtownie, zaciskając pieści, aż kostki mu zbielały. Vlad mu nic nie zrobił. Nie zabił, nie torturował. Pomógł, uchronił, opatrzył. - Wampiry nie są potworami. One tylko nie potrafią przystosować się do naszych oczekiwać. 
  Raff zerknął na ogień palący się w kominku na przeciwko kanapy. Prawą rękę opierał wygodnie na meblu, drugą zaś ściskał skrawek koca.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? - Spytał powoli dobierając słowa. Wiedział, że jeśli z pytaniami lub ze swoją ciekawością zajdzie za daleko, może przekroczyć tą bezpieczną strefę chłopaka. - Dlaczego to dla ciebie take ważne, Ra? Czy ty....
  Chłopak wściekle zgrzytnął zębami. Coś w środku ścisnęło jego serce i nie chciało puścić. Z sekundy na sekundę czuł coraz większy ból, którego nie umiał przetrawić, tak jakby pustka, która powstała wtedy kiedy wyszedł z zamku, na zawsze miała pozostać otchłanią. 
- Znam go. - Powiedział cicho.
  Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Niebo powoli zalewało się ciemnymi i chłodnymi barwami, słońce odpuściło i schowało się za stalowoszarymi chmurami, które zwiastowały deszcz, a potem okropną burzę. 
- Co? - Raff wstał i chwycił chłopaka za ramię, obracając go ku sobie? - Ra co się dzieje? 
  Łowca milczał, wbijając wzrok w swoje buty.
  Pastor zręcznym ruchem odsłonił szyję chłopaka.















Piesku - krótkie opowiadanie

On nie jest zły. Mój pan wcale mnie nie zostawił. On tylko wyszedł, ale zaraz wróci i się mną zajmie.
Poczekam jeszcze chwilę, leżąc na białym puchu, wypatrując go jak wraca, czekając, aż mnie zawoła.
Wtedy zamerdam wesoło ogonem i pobiegnę do niego.
Długo go nie ma.
Zaczynam się martwić.
Jestem głodny, spragniony i jest mi zimno.
Dlaczego drzwi się nie otwierają?
Chciałbym usiąść z moim panem przed ciepłym ogniem i ogrzać się, kiedy on będzie mnie głaskał.
Dlaczego jeszcze go nie ma?
Jestem już naprawdę głodny.
Nie mogę wstać, wszystko mnie boli i jest mi zimno, ale czekam nadal, bo wiem, że mój pan wróci.
Może właśnie już tu idzie?
On chodzi powoli, trzymając w ręku patyk.
Usłyszałem coś!
To tylko dzieci bawiące się na śniegu.
Nadal leżę i nic już nie widzę.
Nie czuję też łap, nie otwieram oczu, jedynie oddycham.
Mojego Pana jeszcze nie ma, ale na pewno zaraz przyjdzie.
O, a to co?
Widzę wszystko: jest ciepło, ładnie i słonecznie.
Widzę bawiące się dzieci.
Widzę inne psy i koty.
- Piesku!
To mój pan!
Biegnę do niego, ciesząc się
- Przepraszam piesku. - Mówi do mnie, a ja szczęśliwy, że go widzę tulę się do niego.
- Mój czas na ziemi się skończył, ale teraz jesteśmy tu razem. I jestem szczęśliwy.
Ja też!

wtorek, 12 stycznia 2016

Informacja.

  Drodzy czytelnicy mojego bloga. Wiem, że jest was wiele i nie każdy ma czas lub chęci na komentowanie moich notek, w związku z tym, że nie wymagam od was w żadnym bądź razie komentowania tego co piszę, chcę was zachęcić niniejszym do innego rozwiązania.
  Chodzi mi o to, aby jednak pozostawić po sobie ślad w komentarzu, ale nie w formie dwustronicowej wypowiedzi, a jedynie małej, lubianej przez wielu emotikony --> :D
  Uśmieszek będzie dla mnie znakiem, że podoba wam się dany rozdział i chcecie mnie zmotywować do dalszego działania, aby trwać przy opowiadaniu :D
  Nie wiem czy pomysł przypadnie wam do gustu, czy też nie :d Mogę mieć tylko nadzieję.
  Oczywiście jeśli chcecie możecie zostawiać także komentarze tekstowe z czego bardzo się ucieszę :D

  A teraz zabieram się za pisanie kolejnych notek :)

  A....bay the way - przez ostatnie dni - trzy razy pod rząd nasi wspaniali siatkarze rozegrali nie łatwe mecze. Z każdym przegranym setem miałam łzy w oczach, a jak się później okazywało - płakałam, kiedy przegrywali całe spotkanie.
  Ale koniec końców szczęście okazało się być po naszej stronie, kiedy to pokonaliśmy drużynę Niemiec na ich własnej ziemi. Razem z ojcem trwaliśmy do końca meczu w przekonaniu, że wygramy - jak się później okazało, mieliśmy rację.
 Kiedy udało nam się zdobyć ostatni punkt w przewadze, razem wybuchliśmy krzykiem, który wystraszył mojego psa i kota - potem także mamę, która stacjonowała w sypiali i oglądała serial.
  Zbiegła do nas, do salonu, bo myślała, że coś się stało, a my razem w pięknych emocjach przeżywaliśmy mecz. Przez dobrą godzinę nie umiałam się otrząsnąć z szoku, że się nam udało.
  Jestem szczęśliwa i dumna z naszej polskiej drużyny, jak i z świetnego trenera Stephan'a Antigi.
  Chłopcy oby tak dalej :D

Przyznajcie - słodziak z niego :D 


sobota, 9 stycznia 2016

Amnesia - Rozdział 10

 Żyję naszą polską siatkówką, więc mnie nie ma. Wczoraj mecz, dziś mecz i jeśli nie wygramy to będę zła i dam sobie karę na bloga Xd
  Nie no, mam nadzieję, że wygramy i pojedziemy do Rio, bo czego innego można spodziewać się po naszej świetnej drużynie i supcio trenerze - Antidze. XD
  No, ale co do rozdziału XD Macie 10 - jest długi i treściwy, kolejny będzie spokojniejszy xd
Cieszyć się xD
  A i wiecie, zastanawiałam się dziś - w tym roku styknie mi dwudziestka XD Stara jestem XD

A i patrzcie na ten gif. Ta minaaaa XD



Głupi Loki, głupi, głupi, głupi. 
  Wyszłam spod spod prysznica od razu owijając się szczelnie ręcznikiem.
  Ja jestem niewdzięczna? 
  Odebrałam wiadomość od Kat, która po raz kolejny pisze, że jej smutno bo Sam okazał się dupkiem.
  Owszem, uratował mi życie, ale to nie znaczy, że mam padać przed nim na kolana i dziękować. Uczył mnie magi i mi pomagał, ale ja wcale go o to nie prosiłam. Wszedł w butach w moje życie i jeszcze ma o to pretensje?
  Walnęłam pięścią w umywalkę, a ta skrzypnęła dziwnie.
- Nie odezwę się do niego ani słowem przez resztę mojego życia. Albo on sam stąd odejdzie, albo prędzej czy później zrobię mu krzywdę.
  Nagle przypomniał mi się pocałunek, którym obdarzył mnie nim rozpętaliśmy między sobą wojnę. Mimowolnie poczerwieniałam po twarzy.
  Głupi!!!
  Zrzuciłam z siebie ręcznik i ubrałam czystą bieliznę. Następnie chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi do pokoju.
- Mam propozycję. - W progu łazienki stał Loki z chytrym uśmieszkiem.
  Zaniemówiłam i znieruchomiałam. Miałam na sobie tylko bieliznę, a mag stał przede mną i lustrował mnie chciwym wzrokiem.
- IDIOTA! - Trzasnęłam drzwiami zbyt mocno, ale plusem było, że nie musiałam go oglądać, a on mnie. Minusem jednak była sprawa, że wszystkie ubrania miałam w pokoju. - Ręcznik.
  Owinęłam się ponownie ręcznikiem i niepewnie chwyciłam za klamkę. Wiedziałam, że Loki stoi w moim pokoju i na mnie czeka z niewiadomych mi powodów.
  Przecież jeszcze kilka godzin temu pokłóciliśmy się i nie chcieliśmy siebie oglądać, a teraz on jest tutaj i na pewno czegoś chce, a ja wiedząc czego - odpowiem mu "nie".
- Możesz stąd iść? - I koniec końców odezwałam się do niego.
- Nie - Padła szybka odpowiedź.
- Więc... czego chcesz?
- Pomocy.
  Nosz... wiedziałam, tylko jak przemówić mu do rozumu, że takowej ode mnie nie otrzyma.
- Wiesz co odpowiem. Tracisz tylko czas. Idź stąd i zostaw mnie w spokoju.
  Loki szarpnął za klamkę i wszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Co...
- Spokojnie. - Loki położył dłonie na moich ramionach. - Nic ci nie zrobię, nie obrażę, ale.... proszę pomóż mi.
  Pierwszy raz widziałam tyle smutku w jego zielonych, spokojnych oczach. Coś z tyłu głowy podpowiadało mi, abym nigdy, przenigdy mu nie ufała, jednak patrząc na jego zbolałą minę, wiedziałam, że naprawdę potrzebuje pomocy.
- Ja... Loki.... nie, to nie tak. - Odwróciłam się do niego plecami, by tylko nie widzieć tego spojrzenia.
- Jeśli nic nie zrobimy, wilki i smoki w końcu zaatakują ziemie królewskie. Odyn im tego nie odpuści i wiele istnień zginie. Chyba nie chcesz czuć się winna za to, że nic nie zrobiłaś.
  Loki miał cholerą rację i nawet jeśli wiązałoby się to ze zdjęciem jego ograniczeń, to musieliśmy działać. Bo jak nie my to kto? Avengers sami sobie nie poradzą.
- Ale... jeśli nawet zdjęlibyśmy twoje ograniczenia, to czy Odyn się w tym wszystkim nie połapie jako pierwszy?
- Wierz mi. Nie zdąży. - Jego zapał, mina i w ogóle hardość ducha na chwilę mnie przyćmiły. - Więc?
  Byłam w wielkiej, czarnej kropce. Z jednej strony musiałam się dowiedzieć na czym stoję w związku z Fenrirem i Fafnirem, z drugiej zaś nie byłam pewna intencji Lokiego.
  Mag był znany z kłamstwa, oszustwa i wielu innych złych rzeczy. Dlaczego więc chciałam mu od tak pomóc? Dlaczego tak szybko wymiękłam?
  Czy skusiłam się po kilku obietnicach, czy widoku tych smutnych oczu?
- Ale przyrzeknij, że nikomu nie stanie się krzywda. Avengersom, Thorowi i innym ludziom nie może spaść włos z głowy. - Widząc jak Loki przewraca oczami, miałam ochotę mu strzelić. - Przyrzeknij. Inaczej ci nie pomogę.
  Mag nachylił się w moją stronę. Byłam zbyt zdezorientowana jego poczynaniami, by zorientować się w miarę szybko co chciał zrobić. Nim jednak zamknęłam oczy, by uciec choćby wzrokiem, Loki oparł swoje czoło o moje, przymykając powieki. Na głowie poczułam delikatny dotyk jego chłodnej dłoni, która delikatnie gładziła moje włosy.
  Jak u małego dziecka, pomyślałam, uśmiechając się lekko i także zamykając oczy.
  Jeszcze kilka godzin temu kłóciliśmy się w najlepsze, a teraz znów czuję jak moje życie nabiera barw.
- Idiota. - Zaśmiałam się cicho.

****

- Więc co mam robić? - Spytałam Lokiego maszerującego po pokoju w te i we te. 
  Umówiliśmy się, wszystko zrobimy w nocy, kiedy wszyscy w wieży będą spać i nikomu nie będzie się chciało chodzić po domu i szukać jakiś ciekawostek. 
  Nim nadeszła godzina, w której mieliśmy razem zdjąć ograniczenia Lokiego, zapoznałam się z wieloma czarami z książki, którą mag wcześniej mi przyniósł. Wiele run zdążyłam już zapamiętać, lecz niektóre nadal sprawiały mi wiele trudności przez co czar, albo nie wychodził, albo miał nieprzyjemne skutki. 
  Do tej pory zastanawiałam się na tym, jak wygląda taki proces ograniczenia lub pozbawienia kogoś mocy. Loki wytłumaczył mi, że to wcale nie jest bolesne jak podejrzewałam, jedynie można poczuć się niekomfortowo, ale potem szybko się można przyzwyczaić. 
- Gotowa? - Spytał poważnie. 
  Kiwnęłam wolno głową. W duchu dalej byłam pewna, że źle robimy. Loki nie mógł zauważyć mojego zdenerwowania, bo ograniczyłam się tylko do zapalenia lampki nocnej, by móc lepiej się skupić. 
  Słysząc szelest koszuli maga zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Jego plecy pokryte były dziwnymi wzorami i runami, które miały symbolizować pieczęć. Czarny tusz rozlewał się wzdłuż jego kręgosłupa w dół, czasami rozchodząc się na boki, by potem znów złączyć się w całość i zakończyć swoją wędrówkę przy lędźwiach. 
- Jesteś pewny, że to nie boli? Robiłeś to już wcześniej? - Byłam tak zdenerwowana, że zaczęłam zadawać głupie pytania. 
  Niepewnie dotknęłam pleców Lokiego , czując pod palcami jego zimną skórę. 
- Głupia. - Zaśmiał się.
  Jego głos w ciemnościach brzmiał jeszcze bardziej tajemniczo i zmysłowo. 
- To tylko magia, ona nie boli.
  Przyłożyłam całą dłoń do jego pleców i zaczęłam szeptać zaklęcie z księgi. Czarne pasy na jego plecach zaczęły świecić, a wokół zamigotało milion malutkich światełek. Jeśli wszystko dobrze pójdzie światełka znikną, tak samo jak tatuaż Lokiego. 
  Poczułam mrowienie pod palcami. Szybko otworzyłam oczy, by zobaczyć co się dzieje. Mag drżał. 
- Loki? - Podniosłam głos.
- Kontynuuj. - Powiedział hardo. - Nic się nie dzieje.
  Zamilkłam, obserwując jeszcze przez chwilę z boku jego twarz. Kłamca też zaczął szeptać zaklęcie, a to oznaczało, że zbliżaliśmy się do końca. 
  Światła powoli zaczęły tracić blask, a ja ucieszona z tego faktu, nie zwróciłam uwagi na to, że przestałam mówić. Blask nagle przybrał na sile. 
- Sol! - Krzyk Lokiego odbił się echem od ścian.
  Poczułam jak powietrze wokół nas znacznie się ociepliło i zaczęło wibrować, dziwne, miarowe uderzenia rozbrzmiały w mojej głowie, a światła nagle ruszyły się w wielu kierunkach, tworząc między mną, a magiem kopułę jasnego płomienia.
  Ciepło dosłownie mnie sparzyło, kiedy spróbowałam dotknąć dziwnej otoczki wokół mnie. Jeśli miałabym przez nią chociaż przebiec, to na pewno poniosłabym jakieś straty. Cofnęłam się więc o krok do tyłu.
- Nie dotykaj tego! - Usłyszałam krzyk Lokiego.
  Mad stał na przeciwko mnie, nerwowo wodząc wszędzie oczami.
- Cholera.
- Co się dzieje? - Nie miałam zielonego pojęcia w co się właśnie wpakowaliśmy, ale sądząc po minie Lokiego, było to coś co na pewno będzie skutkowało potężnymi konsekwencjami.
- Nic, nic... tylko się nie ruszaj. - Powiedział zbyt szybko, bym mogła przypuszczać, że naprawdę wszystko jest w porządku. - Zaraz się tym zajmę.
  Nagle na korytarzu usłyszałam odgłos wielu ciężkich kroków oraz głośnych rozmów.
- Cholera! - Loki nie wiedział czym wpierw miał się zająć.
  W naszą stronę zmierzała ekipa mścicieli i jeśli nie chcieliśmy, żeby dowiedzieli się o naszej małej, magicznej tajemnicy, to mag musiał coś natychmiast zrobić, ale w stanie zdenerwowania, myślenie za bardzo mu nie wychodziło.
  Loki wyszeptał szybko zaklęcie, przez które przed drzwiami utworzyła się czarna tarcza. Słyszałam jak ktoś zaczął szarpać za klamkę, ale nie mógł otworzyć wejścia, ponieważ było ono zagrodzone. Mieliśmy mało czasu, by zrobić cokolwiek z dziwną kopułą, która więziła mnie w środku.
- SOL! - Z korytarza dobiegł mnie krzyk Tony'ego.
- Odsuń się. - Thor musiał wkroczyć do akcji, bo drzwi razem z czarnym murem zaczęły się trząść.
  Spojrzałam przestraszona na Lokiego.
- Zamknij oczy. - Polecił, a ja szybko wykonałam jego polecenie w duchu modląc się, żeby nic nikomu się nie stało.
  Loki ponownie zaczął szeptać jakieś zaklęcie. Mogłam wyczuć jak jego aura się zmienia, zwiększa się jego moc.
  Proszę, szepnęłam w duchu.
  Skuliłam się na ziemi zatykając także uszy. Drżałam ze strachu przed tym co mogło się wydarzyć. Dźwięk łamiącego się muru maga oznajmił mi, że mściciele weszli już do środka. Bałam się otworzyć oczy, ale musiałam się za cholerę dowiedzieć co się dzieje.
  Uchyliłam lekko jedno oko, dostrzegając Thora łapiącego Kłamcę za ramiona. Tony stał po ścianą, ściskając prawą ręką lewą, oparzoną dłoń.
  Musiał dotknąć kopuły. 
  Natasha z Clintem stali w progu i z szeroko otwartymi oczami przyglądali się temu dziwnemu zjawisku krążącemu wokół mnie.
  Cholera jasna. Zawaliłam całą sprawę. To przeze mnie teraz tak to wszystko wygląda. Gdybym tylko nie przestała mówić zaklęcia, Loki nie byłby teraz uwięziony, a ja nie sterczałabym jak dziwak w wielkiej, świetlistej kopule. 
- Skup się Sol. - Ivar zmaterializował się zaraz przy mnie, kuląc ogon, by i jego klatka się sparzyła. - Dasz radę się z tego uwolnić, tylko się skup.
- Ale co mam robić?
  Nagle powietrze przeciął piskliwy dźwięk. Wszyscy zatkali sobie uszy, by jakoś uchronić się od wczesnego stracenia słuchu.
- CO TO JEST? - Tony spróbował przekrzyczeć dźwięk, ale na niewiele mu się to zdało.
- Thot puść mnie! - Krzyknął Loki na brata, który wykręcał jego ręce za plecami. - Wiem jak to zdjąć.
- Już dość narobiłeś. Uwięziłeś Sol!
  To nie tak.
- Coś ty jej zrobił? - Wrzasnął zezłoszczony Clint.
  On nie zrobił nic złego.
  Spojrzenie Natashy mogło zabić.
- Chciałeś ją zabić?
  Nie!
  Podniosłam głowę do góry czując jak przez moje ciało przepływają miliony strumieni magii. Drżenie mych rąk w końcu ustało i już nie czułam strachu, a jedynie głęboki żal za swoją nieuwagę.
- Sol! - Ivar spojrzał na mnie dziwnie. - Co ty...
  Dziwne pieczenie na moim ciele zaczęło nabierać jakiś kształtów i przemyślanych ścieżek.
  Spojrzałam na swoje dłonie, ręce, nogi.
  Skóra pokryła się znanymi mi runami w czarnym kolorze. Na wierzchach dłoni wymalowały się pełne okręgi z głową wilka na prawej i głową smoka na lewej.
~ Słuchaj, bo ci głupi ludzie nie rozumieją. - W mojej głowie odezwał się głos Lokiego.
  Spojrzałam na niego. Thor skutecznie uniemożliwiał mu nawet spojrzenie w moją stronę, ale nie mógł mu udaremnić komunikacji za pomocą telepatii.
~ Wyrecytuj formułkę Gebo. 
~ Ochrona energetyczna? - Spytałam tak dla pewności.
~ Pośpiesz się, inaczej ta bańka pęknie, a my razem z nią.
  Skupiłam się, przypominając sobie formułkę runy Gebo. Nie była ona trudna do zapamiętania, ale jej długość mnie przerażała.
  Poświata nagle zaczęła ulegać drastycznej zmianie, jednak zamiast ciepłego powiewu, moją skórą zawładnął chłód. Wzdrygnęłam się, lecz tym razem nie przerwałam recytowania słów, które miały nas uratować.
~ Jeszcze trochę. 
~ Słabo mi. - Westchnęłam. Czułam jak ulatuje ze mnie cała energia.
~ Wytrzymaj. 
  Kątem oka widziałam jak Loki zaczyna się szarpać z bratem, jednak do akcji wkroczył Tony i pomógł Thorowi uwięzić brata w stalowych ramionach. Natasha wyciągnęła jeden ze swoich pistoletów i zimną lufę przyłożyła magowi do skroni.
  Otworzyłam szeroko oczy i wstrzymałam na chwilę oddech. Kopuła powinna już opaść, ale wcale się na to nie zanosiło.
- SOL! - Za plecami usłyszałam wołanie Bannera. - To przeciążenie... Tony użyj repulsorów, energia musi zostać gdzieś przekierowana inaczej wszystko wybuchnie!
- GŁUPCY! - Krzyknął Loki. ~ Sol licz do trzech, a potem padnij!
  Nie wiedziałam co się dzieje, bo w tym momencie czas stanął dla mnie w miejscu. Oczy wszystkich skierowały się na biegnącego w moją stronę maga, zaś tylko Tony zdążył wezwać swoje rękawice nim wszystko potem pochłonęła światłość.
  Poczułam jak coś we mnie uderza. Zachłysnęłam się powietrzem, zamknęłam oczy i upadłam na ziemię, czując jak ogromny ból rozchodzi się po mojej czaszce. Słyszałam tylko czyiś oddech, zimny i urwany. Potem rozległ się niesamowity huk, jakby wieża Avengers właśnie runęła w dół.
  Regał z książkami, który stał po mojej lewej zaraz obok łóżka zakołysał się niebezpiecznie i pochylił się do przodu. Mój wzrok przysłoniła zieleń, a głowę i resztę szczelnie otuliła czyjaś sylwetka.
 ~ Raz.
  Słyszałam jak Tony uruchamia repulsory. Cały pokój zatrząsł się.
~ Dwa.
  Ciężar na mojej klatce piersiowej się zwiększył.
~ Trzy.
  A potem była tylko....






















czwartek, 7 stycznia 2016

Elfka

Czy tobie podoba się jakiś Avengers lub ktoś z T.A.R.C.Z. - y?


Kii:
Spójrzcie na tą jego minę, kiedy udaje mu się przejść przez szczebelki.
Właśnie taką mam minę, jak zadajecie pytania, a ja mogę na nie odpowiedzieć :D


A tak jest jak nic na blogu się nie dzieje. -->







Ale przechodząc do sedna sprawy/pytania/egzystencji. 

Z Avengers podoba mi się Tony ... Loki,Loki,Loki,Loki



NIE!
Lokens nie jest z Avengers, a tym bardziej nie podlega Fury'emu. ( Ola boga O_O )






Dziękuję za pytanie :D Mam nadzieję, że odpowiedź cię fascynuje :D

Gify mi się spodobały. Nie możecie mnie oceniać! TO wbrew prawu!
*ucieka*

środa, 6 stycznia 2016

Amnesia - Rozdział 9

  Wiem, że rozdział krótki, ale 10 już jest lepsza :D
Daliście się nabrać na mój malutki i bardzo niewinny żart :?






- Fenrir szykuje się do ataku na ziemie królewskie. Odyn chce odeprzeć jego atak. Jak na razie żadna ze stron nie podejmuje pochopnych decyzji, a tym bardziej działań, ale to tylko kwestia czasu. - Wytłumaczył Ivar.
  Loki kątem oka spoglądał na jego nerwowo poruszające się na grzbiecie piórka, ja natomiast z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w niego, jak w ducha.
- Ale... - Zaczęłam. - To nie może być prawda. Przecież Fenrir wie, że jestem bezpieczna. Nie może zaatakować Odyna.
- Nie wiem czemu tak jest. - Ivar podniósł głos.
- On nie działa sam. - Loki wstał, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. - Ktoś musiał maczać w tym palce.
  Kłamca spojrzał z przekonaniem w moje oczy.
- Przecież rozmawialiśmy z nim.
  Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
- Właśnie. - Podniosłam się z łóżka i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Coś się musiało stać, tylko jeszcze nie wiem co. Przecież Fenrir nie zaatakował by nikogo, kto sam nie wypowie mu wojny. - Musimy z nim porozmawiać ponownie.
  Loki tylko przez chwilę wydał się zniesmaczony moim pomysłem, lecz zaraz potem zamyślił się.
- Ostatnim razem nas tam przeniosłeś, dlaczego nie możesz zrobić tego... aha. - Jeśli chcieliśmy ponownie zobaczyć się z wilkiem to Loki musiałby użyć większej mocy niż ostatnio, a na to nikt się nie godził, włącznie ze mną. - Musi być jakieś inne wyjście. - Stanęłam w miejscu.
- Nie ma! - Mag tupnął głośno. - Nie rozumiesz, że Asgardowi zagraża atak ze strony wilków i smoków? Otwórz wreszcie oczy i mi pomóż.
- Mam pomóc tobie? - Zdziwiłam się. - To ty przejrzyj w końcu na oczy. Nikt nie pomoże ci zdjąć ograniczeń, byś mógł sobie latać po mieście i zabijać niewinnych ludzi. Przestań bujać w obłokach i stań w końcu na twardej ziemi. Nie powrócisz na tron, nie masz co się starać.
  Chyba powiedziałam za wiele, bo twarz Lokiego nagle się spięła, usta zwęziły się w cienką kreskę, a w oczach dosłownie palił się ogień.
- Uczę cię, pomagam ci, ratuję życie, a ty mi się tak odwdzięczasz? - Mag zbliżył się do mnie szybkim krokiem. - Gdybym tylko wiedział jak niewdzięczna możesz być, nigdy bym nawet na ciebie nie spojrzał niewdzięcznico.
  Ivar zeskoczył z łóżka z głośnym rykiem i stanął pomiędzy mną, a zezłoszczonym Lokim. Obnażył kły i wbił pazury w ziemię, piórka na jego grzbiecie uniosły się do góry i zakołysały.
- Jeszcze raz z twoich ust padnie jakiekolwiek słowo obrażające moją Panią, to obiecuję, że już nigdy w życiu nie zobaczysz nieba. Połamię ci wszystkie kości, aż będziesz błagał o litość. Potem wgryzę ci się w gardło i  je rozszarpie.
  Nie poznawałam wilka, który wcześniej prosił tylko o podrapanie po brzuchu. Teraz przede mną stała bestia, która gotowa była rozszarpać na kawałki Lokiego.
- Wystarczy Ivar. - Wilk obrócił ku mnie pysk. - Nic się nie stało. Nie biorę słów wygnańca na poważnie. - Spojrzałam na maga. - Naprawdę musiałam go zranić, bo tylko przez ułamek sekundy mogłam dostrzec przebiegający po jego twarzy cień smutku.
  Loki wyminął nas z hardą miną i wyszedł z pokoju.

****

  Drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem tak, że można było przypuszczać, że zaraz wypadną z zawiasów. Zachodzące słońce po raz ostatni tego dnia zaznaczyło nikłą drogę po jego bladej twarzy, by zaraz schować się za wielkimi wieżowcami. 
  Loki podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Był już tak blisko tego, by przekonać do siebie Sol, a w kulminacyjnym momencie stracił nad sobą kontrolę. Dał się ponieść emocjom, które powinien chować głęboko w sobie, by nie przeszkadzały mi w codziennej rutynie jaką była próba zjednania sobie dziewczyny. Gdyby tylko nie nazwała go wygnańcem.
  Przecież nim nie był.
  Oczywiście został wyrzucony z własnego królestwa, domu, ale to nie znaczy, że nie ma gdzie wrócić. Asgard zawsze będzie stał przed nim otworem i nawet głupi Odyn nie zakaże mu tam wstępu.
  Teraz gdy Fenrir na pewno jest pod czyjąś kontrolą, Odyn jest zajęty formowaniem wojsk i obmyślaniem strategi. Taka okazja nie nadarzy się po raz drugi.
  Loki odszedł od okna zamyślony.
  Gdyby tylko zdjął ograniczenia mógłby się teleportować bez wiedzy Heimdalla i Odyna. Oraz głupiego brata - Thora. Jednak bez pomocy innego maga nie zdoła tego zrobić, a przepraszać i prosić na kolanach nie zamierza. Co to, to nie.































niedziela, 3 stycznia 2016

Informacja.



Kończę z pisaniem!

  Ostatnio stało się to dla mnie ciężarem i nie jestem w stu procentach pewna czy dalej będę mogła dźwigać do brzemię. Mam tyle problemów i kłopotów, że na nic nie mam czasu, nerwów ani głowy. 
Wiem, że teraz zjecie mnie żywcem, a ciało nabijecie na pal jak Vlad, ale postanowione. ODCHODZĘ.
Nie płaczcie. Tak po prostu musi być. 
Wypaliło się we mnie to uczucie przynależności do społeczności blogów.










Nie, żartuję XD
Mam się dobrze i mam wenę jak nic na pisanie o Lokim :D
Już niedługo rozdział dziewiąty i potem kolejne :D 
Pozdrawiam szczwany lisek :D 



















sobota, 2 stycznia 2016

Elfka

Tony, jako że przyznałeś się, że nie masz nic przeciwko przespania się z osobą tej samej płci co ty to pozwolę sobie cie zapytać czy masz na kogoś chętkę z Avengers lub z T.A.R.C.Z.y.(kobiety też możesz uwzględnić). Mów prawdę i nie ściemniaj.

Tony:

Nikt z Avengers ani z T.A.R.C.Z.y nie przykuł mojej uwagi na tyle, abym mógł oderwać wzrok od tyłka Lokiego.