sobota, 16 stycznia 2016

O tym jak Dracula zgwałcił łowcę #5

  Pisałam wieczorami, więc może wyjść trochę sentymentalnie XD Powodzenia w przetwarzaniu tekstu xD


- I co zamierzasz teraz zrobić? - Spytał Alucard.
Razem z Draculą stali w salonie ze wzrokiem wbitym w tlący się w kominku ogień. Płomyki wesoło tańczyły, skacząc z jednego drewienka na drugi, czasami ukazując większy ogień.
- Obiecałem mu, że będę go obserwował. Chciał odejść, a ja nie mogłem go zatrzymać.
- Nie mogłeś? - Zdziwił się Alucard i zaśmiał się ironicznie. - To do ciebie nie podobne. - Oparł dłoń na kominku nachylając się w stronę ognia. - Zawsze trzymałeś ofiary krótko na smyczy.
- Zamknij się. - Warknął Vlad. - On nie jest ofiarą....
- ... To co? Dawca krwi? Zabawka? Pupilek?
- Powiedziałem zamknij się.
Alucard wzruszył ramionami, zatrzymując dalsze drwiny dla siebie. Wziął ze stolika stojącego obok kieliszek wina i napił się.
- Nie wiem co robić. - Szepnął Dracula, zamykając oczy.
****
- Nie wiem co mam robić - Powiedział sam do siebie Ra.
Przechodził koło kościoła, spoglądając na cudowne rzeźbienia i wyrafinowane figury przedstawiające świętych. W oknach widniały szklane odwzorowania różnych sytuacji, a w blasku słońca mieniły sie tysiącami kolorów.
- Ra? Co ty tu robisz? - Zza murów kościoła wyłonił się wysoki brunet. Jego zielone oczy bacznie przyglądały się młodszemu.
- Ojcze Raff. - Ra uśmiechnął się niedbale i podbiegł do mężczyzny uścisnąć mu dłoń. - Właśnie przechodziłem obok.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Nie jesteś tu przypadkiem prawda? - Spytał podejrzliwie. - Nigdy nie przychodzisz bezinteresownie.
Ra zrobił szerokie oczy, zmieszał się i na chwilę zapomniał o oddychaniu. Nigdy nie był w stanie ukryć uczucia niepokoju przed wikariuszem, który nie brał się z niczego. Chłodne spojrzenie niebieskich oczu, usta przeważnie ściągnięte w wąską kreskę i żyłka pulsującą na jego czole, to wszystko było oznaką złości, głębszego zamyślenia i oczywiście zamierzonym zagraniem, by wyciągnąć z Ra wszystkie potrzebne mu informacje.
- Słucham?
Ra obrócił się na pięcie i szybko odmaszerował w drugą stronę.
- Wracaj tu pokrako zniewieściała! - Ojciec Raff pociągnął go za kołnierz i dosłownie siłą zaciągnął na plebanię, która objawiła mu się w postaci szarego domu. Przed wejściem zauważył bardzo ładnie przycięty żywopłot, czerwone bratki i puste oczko wodne, za którym stała buda, a w niej siedział z pozoru przyjazny pitbul.
Ra przełknął głośno ślinę. W duchu modlił się, aby łańcuch, na którym końcu był zwierz się nie zerwał tak szybko jak myślał.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi? - Ojciec usiadł przy stole na przeciwko łowcy. Ten tylko wciągnął niezauważalnie powietrze nosem i odwrócił wzrok.
Jakoś nie specjalnie miał ochotę opowiadać jak to przeprowadzono na nim głębszą operację czy nadaje się na woreczek krwi. W jego zamiarze też nie leżało, by spowiadać się z ubiegłej nocy, podczas której działy się naprawdę różne rzeczy.... tak...hehe.
- Ra, cholera jasna...
- Ojciec nie powinien przeklinać...
- Zamknij jadaczkę!
- .... przed obliczem Pana - Dokończył jak nic nie poruszony pięścią lecącą w jego stronę. Uchylił się przed atakiem i zajął się swoją herbatą. W sumie nawet dobra była.
- Nigdy nie przychodzisz z własnej woli. - Ojciec Raff wydał się załamany leżąc głową na stole. Jego głos był słaby i niewinny zarazem. - Zostawiłeś mnie samego!
- To nie była moja decyzja. - Warknął gniewnie Ra.
Doskonale pamiętał jak dwanaście lat temu organizacja łowców wampirów z Radą na czele zabrała go od ojca Raff. Silą zawlekli go przed oblicze Samuela - głównego zarządcy Radą.
- Byleś wtedy taki młody... - Raff zanurzył się w wspomnieniach, nawet nie zauważając kiedy łowca dokończył herbatę i przeniósł się do salonu.
- I głupi. - Dokończył, szukając koca. Cóż kanapa będzie idealna na krótką drzemkę. - Zostajesz na noc czy ruszasz dalej pomiocie szatana, zwany także... Jak to było?
- Nawet mi nie przypominaj. - Ra przysłonił sobie oczy.
- Mniejsza o to łowco.
Chłopak stanął w miejscu jak porażony z szeroko otwartymi oczami. Pamiętał jak Vlad do niego tak mówił. Wspomnienia szybko naszły go, kiedy usilnie próbował zatrzeć je w tyle swojej głowy. I choć nie wychodziło mu to na tyle dobrze ile by chciał, to chociaż się starał. A to był duży plus.
  Mankamentem wspomnień była ta upojna noc w świetle księżyca. Ra nie do końca pojmował dlaczego wampir pijąc jego krew dostarczył mu tyle przyjemności. Oczywiście, potem było to przedstawione z całkiem innej strony, bo już po wypiciu kilku kropel posoki, Vlad zajął się jego ciałem, które zareagowało samo. Utracił kontrolę nad własnym umysłem i poddał się chwili, mając nadzieję, że tak już zostanie, że ta noc nigdy się nie skończy, że czas stanie w miejscu, a księżyc dalej będzie nieśmiało zaglądał do ich komnaty. 
- Ra! - Raff trzepnął chłopaka po głowie, sprowadzając go tym samym na ziemię.
- Słucham?
- Właśnie nie słuchasz. Mówię do ciebie od dziesięciu minut, a ty bujasz w obłokach. Gadaj co się stało, albo będziesz spał na polu z Puszkiem.
- Puszek? - Zdziwił się Ra. Czy ojciec Raff nazwał tego z pozoru miłego psa Puszek?
- Mój pitbul. - Raff usiadł na kanapie, nakazując młodemu zrobienie tego samego.
  Kiedy Ra usłuchał i usiadł obok pastora, zamilkł na dłuższą chwilę.
- Organizacja... Samuel... Rada - Nie potrafił zebrać myśli, ani zbudować porządnego zdania. - Wyrzucili mnie jak śmiecia. Nie chciałem polować na wampiry, bo uważałem, że one też mają jakieś prawo żyć. Chciałem sam znaleźć odpowiednią drogę do porozumienia, ale Samuel nie słuchał. Wyzwał mnie od zdrajców i wygnał, śląc na mnie innych łowców, którzy mieli mnie wykończyć. - Ra wstał gwałtownie, zaciskając pieści, aż kostki mu zbielały. Vlad mu nic nie zrobił. Nie zabił, nie torturował. Pomógł, uchronił, opatrzył. - Wampiry nie są potworami. One tylko nie potrafią przystosować się do naszych oczekiwać. 
  Raff zerknął na ogień palący się w kominku na przeciwko kanapy. Prawą rękę opierał wygodnie na meblu, drugą zaś ściskał skrawek koca.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? - Spytał powoli dobierając słowa. Wiedział, że jeśli z pytaniami lub ze swoją ciekawością zajdzie za daleko, może przekroczyć tą bezpieczną strefę chłopaka. - Dlaczego to dla ciebie take ważne, Ra? Czy ty....
  Chłopak wściekle zgrzytnął zębami. Coś w środku ścisnęło jego serce i nie chciało puścić. Z sekundy na sekundę czuł coraz większy ból, którego nie umiał przetrawić, tak jakby pustka, która powstała wtedy kiedy wyszedł z zamku, na zawsze miała pozostać otchłanią. 
- Znam go. - Powiedział cicho.
  Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Niebo powoli zalewało się ciemnymi i chłodnymi barwami, słońce odpuściło i schowało się za stalowoszarymi chmurami, które zwiastowały deszcz, a potem okropną burzę. 
- Co? - Raff wstał i chwycił chłopaka za ramię, obracając go ku sobie? - Ra co się dzieje? 
  Łowca milczał, wbijając wzrok w swoje buty.
  Pastor zręcznym ruchem odsłonił szyję chłopaka.















2 komentarze:

  1. Yea. Więc te wampiry
    ...
    ...
    ...
    DAWAJ #6. DAWAJ. JAK JA KOCHAM TAKIE MOMENTY. KIEDYŚ CIĘ ZABIJĘ

    OdpowiedzUsuń