czwartek, 31 grudnia 2015

Sylwester

Nadszedł czas świętowania Sylwestra. 
Życzę każdemu udanej zabawy, która mam nadzieję zaowocuje nowymi znajomościami, związkami i może czymś więcej :D

Jestem kiepska w składaniu życzeń, ale cóż :D
Po wszystkim, a być może nawet jeszcze dziś dostaniecie fajną fotkę :D 

Udanej zabawy kochani !!!

czwartek, 24 grudnia 2015

Vampire Rose Christmas Special



Wesołych Świąt moje misiaczki wierne :D 
Dużo szczęścia, pomyślności, a wieczorem pełno gości :D 
Kolacja będzie wam smakować, gdy razem przy stole będziecie się radować. :D
W nowym roku będzie lepiej. :D
Więc trzymajcie kciuki i czekajcie :D 

Nie umiem wymyślać życzeń, a chciałam je wam podarować tak od serca, bo te z internetów są oklepane i się powtarzają.
Ale naprawdę życzę wam wszystkiego dobrego, bo dzięki wam zaszłam tak daleko. 
Zdałam ten przeklęty egzamin teoretyczny z naprawdę zadowalającym wynikiem, bo, aż 71 punktów.
Dziękuję za wasze wsparcie :D 
Kiedy miałam operację też byliście ze mną. Jesteście naprawdę świetni , więc z okazji tego wielkiego święta mam dla was świąteczny rozdział :D 
Starałam się, aby wyszedł w miarę śmiesznie, poważnie i słoooodko :D 
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? 

DZIĘKUJĘ WAM. 




  Obudziłam się w nadzwyczaj dobrym humorze, ponieważ dziś były święta Bożego Narodzenia - w Polsce bardzo hucznie obchodzone, dlatego też zmobilizowałam wszystkich w rezydencji, aby pomogli mi przygotować świąteczną kolację i udekorować dom.
  Integra zamknęła się w swoim biurze i powiedziała, że wyjdzie dopiero wieczorem. Nie znałam jej niechęci względem wspólnych przygotowań, ale po usilnym namawianiu jej, dałam sobie w końcu spokój. Richardowi nakazałam, aby znalazł jakąś ładną, żywą choinkę, którą postawimy w salonie.        Michael razem z Blake'em mieli kupić ozdoby na drzewko i jakieś ładne, białe oświetlenia na zewnątrz rezydencji. Ja natomiast razem z Tamarą zamknęłyśmy się w kuchni, uprzednio grzecznie wypraszając z niej Waltera, który spierał się z nami, że ją podpalimy i cały dobytek pójdzie z dymem. Zapewniłam go, że nic takiego się nie stanie, ale Walter był mądrzejszy i czatował przed drzwiami do kuchni z gaśnicą w ręku.
  Alucard natomiast gdzieś zniknął i nie było go gdzieś do późnego popołudnia, kiedy dosłownie wyważył drzwi rezydencji i wszedł chwiejnym krokiem do środka. Zostawiłam na moment Tamarę samą z gotującą się zupą rybną, po czym w trzy sekundy znalazłam się obok wampira.
- Co ci się stało? - Spytałam strzepując z jego włosów śnieg.
- Hmm? - Zdziwił się. - A coś miało się stać?
  Spojrzałam na niego zdezorientowana. Był jakiś dziwny, wychodzi na prawie cały dzień i wraca jakby nigdy nic blady jak...trup. Zaśmiałam się głośniej na tą myśl, a wampir spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie było cię prawie cały dzień. Gdzie ty byłeś? - Spytałam w końcu, niecierpliwiąc się.
  Alucard wyminął mnie i zniknął w ścianie mrucząc coś pod nosem. Zostałam sama w holu, zaciskając dłonie w pięści.
- Lilith! - Z kuchni zawołała Tamara.
  Kątem oka zobaczyłam jak Walter zrywa się do biegu z gaśnicą w stanie gotowości. Pobiegłam za nim, lekko poddenerwowana.
  Za wszelką cenę dowiem się co wampir przede mną ukrywa, lecz teraz miałam na głowie ważniejszą sprawę - rozlaną dookoła zupę rybną.
- Co tu się stało? - Spytał Walter, odkładając na szczęście gaśnicę.
  Tamara uśmiechnęła się niewinnie.
- No, bo wiesz...
- Sama byś tego nie uniosła, więc dlaczego nas nie zawołałaś? - Spytałam, opierając ręce na biodrach. Westchnęłam ciężko, widząc oczy Tamary, które uderzająco przypominały te, którymi kotek ze Shreka przekupywał ludzi.
- Dobra. - Powiedziałam i zaraz zwróciłam się do Waltera. - Pomóż Tamarze to posprzątać, a potem ugotujcie barszcz.
- A ty gdzie idziesz? - Spytała Tamara, kiedy opuszczałam kuchnię.
- Zobaczyć czy inni nie zaplątali się w dekoracje, albo czy tata nie zgubił choinki po drodze.

****

 Ku mojemu zdziwieniu nikt nie miał problemów, no chyba, że do problemu można zaliczyć warunki pogodowe, które skutecznie uniemożliwiały nam zawieszenia oświetlenia na przodzie rezydencji. 
- Zostanę bohaterem domu! - Powiedział nagle Micheal, który stał obok mnie. Był cały biały, bo wcześniej razem z Blake'em rzucali się śnieżkami i lepili bałwany. 
- Słucham? - Spytałam, bo nie dowierzałam jego słowom. - Ty bohaterem domu? Jak ty nawet lampek na choinkę nie potrafisz zawiesić, bez zaplątania się i rozwalenia wszystkiego dookoła. 
  Michael zrobił zbolałą minę. 
- Nie wierzysz we mnie kochanie? - Spytał ze łzami w oczach. 
  Poprawiłam czapkę i szalik, po czym odpięłam kurtkę, zdjęłam ją z siebie i rzuciłam na śnieg.
- Tu trzeba kobiecej ręki. Wy maszerujcie po jeszcze jeden komplet.
  Złapałam białe lampki i wdrapałam się na drabinę - na szczęście była na tyle wysoka, by sięgnąć niższych zabudowań nad wejściem. Zawiesiłam kilka pierwszych metrów lampek na daszku, kiedy nagle zawiał mocniejszy wiatr. Pech chciał, że wcześniej wysłałam chłopaków po jeszcze jeden komplet lampek i zostałam całkiem sama.
- Wspaniale! - Krzyknęłam, jakby miało to zrobić  jakiekolwiek wrażenie na pogodzie. 
  Drabina niebezpiecznie się zachwiała, a ja w przypływie strachu przed upadkiem złapałam się daszku, kiedy straciłam oparcie pod nogami.
- Last Christmas.... - Zaczęłam nerwowo śpiewać.
- Lilith! Jasna cholera! - Richard był moim wybawieniem.
  Rzucił przyniesioną choinkę na ziemię i swoimi czarnymi płomieniami, które oplotły mnie w pasie, ściągnął mnie w dół.
- Ameno... - Zawyłam rozpaczliwie, stojąc już twardo na ziemi.

****

  Włączyłam radio w salonie, z którego poniosły się ciche szumy świątecznej muzyki. Ciepło z kominka rozgrzewało po mnie po małym incydencie na polu i chwilowo uspokoiło. Richard natomiast na chwilę wyszedł, by opieprzyć Michael'a i Blake'a za to, że mnie nie upilnowali, chociaż mówiłam ojcu, że to moja wina, bo sama ich wysłałam po kolejne lampki, ale on upierał się przy swoim.
- Pomogę ci - Tamara złapała kilka szklanych bombek i zawiesiła na choince. Uśmiechała się przy tym jak małe dziecko, które przeżywa swoje pierwsze święta, przez co zrobiło mi się jeszcze cieplej. Cieszył mnie ten widok i mam nadzieje, że tak zostanie jak najdłużej.
- Słuchaj... - Zaczęła niepewnie, jakby nie chcąc mnie spłoszyć samym pytaniem. -... a między tobą i...
- Alucrdem nic nie ma. - Spuściłam wzrok, trochę podupadając na duchu.
  W sumie odkąd zakończyliśmy walkę z Lykanami cały czas mnie zbywał, unikał lub znikał na całe dnie i noce. Czasami zdarzały się między nami sprzeczki, które potem obracaliśmy w żart, ale nic ponad to.
  Alucard jakby zapomniał o tym, że wyznałam mu miłość. I, że on zrobił to samo.
  Czasami w nocy, kiedy nie potrafiłam zasnąć, snułam się po rezydencji, wabiona różnymi głosami, które dochodziły zza drzwi prowadzącymi do gabinetu Integry. Zawsze stałam pod ścianą obok i nasłuchiwałam, jak Alucard się śmieje, jak żartuje i sam zaczyna rozmowę. Niby nie powinnam być zazdrosna, bo wampir powiedział, że pomiędzy nim, a Integrą nic nie ma, jednak... kobieta zawsze czuje więcej. 
  W żadnym bądź razie nie byłam zła na Hellsing, lecz kiedy widziałam ich razem, śmiejących się - czułam w sercu dziwne ukłucie żalu i tęsknoty. 
- To trochę skomplikowane. - Powiedziałam po zakończonym w swojej głowie monologu. 
- Widziałam was wtedy, po bitwie. - Tamara cofnęła się pod kominek i spojrzała na swoje dzieło. - Widziałam jak się przytulaliście. 
- To nic. - Szepnęłam. 
  Nagle zabrakło mi ochoty na dalsze strojenie choinki. 
- Pomóc wam? - Spytał Richard, wchodząc do salonu. 
- Tak. - Odparłam od razu. - Muszę jeszcze coś załatwić. 

****

  Prezenty miałam dla wszystkich. Tamara dostanie szarą bluzę, która spodobała się jej na wystawie, kiedy razem byłyśmy na zakupach. Micheal - nowiutki łuk od naszego wspólnego znajomego z Rady, Blake płaszcz, bo ostatni mu się pobrudził, Richard - elegancki zegarek, Integra - za namową Waltera dostanie zapas cygar, a sam lokaj otrzyma ode mnie bilet do uroczego hotelu, który oferuje wiele wspaniałomyślności dla starszych osób.
  Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że nie wiedziałam co dać Alucardowi. Kiedy pytałam go co lubi, zwykle odpowiadał, że jego święta nie interesują. Wtedy odchodził i zostawiał mnie samą.
  Zamknęłam na chwilę oczy, uspokoiłam oddech, byleby tylko nie wybuchnąć płaczem. 
Co można do jasnej cholery dać wampirowi? Całoroczny zapas najlepszej krwi? Dziewicę obwiązaną czerwoną kokardką? Wodę święconą?
- Zaczynam bredzić. - Skarciłam się w myślach za swoją głupotę. 
  Położyłam dłoń na szaliku od babci - to zawsze mnie uspokajało, więc trwałam tak jeszcze przez chwilę, po czym zabrałam się za pakowanie prezentów. 


****

  O dwudziestej pierwszej wszyscy zasiedli do wielkiego, udekorowanego stołu, który po brzegi wypełniały srebrne zastawy - mięsa, warzywa, owoce, zupy i wina. Miejsce obok mnie było wolne, więc założyłam, że Alucard na pewno się spóźni i przyjdzie wielce obrażony, że musi w czymś takim uczestniczyć. Nawet Integra chwilowo ożyła. 
- Jako, że to nasze pierwsze święta w tym gronie, chciałabym złożyć wam wszystkim gratulacje, że przetrwaliście w rezydencji tyle czasu. - Integra wydawała się być trochę nieobecna, lecz czasami kącik jej ust drżał od ukrywanego uśmiechu, kiedy jej wzrok padał na mnie. - Jest mi niezmiernie miło gościć Tamarę, Richarda, Lilith i Michael'a w naszym gronie. Mam nadzieję, że dożyjemy razem wspaniałej śmierci. 
  Wszyscy wybuchli śmiechem na ostatnie słowa blondynki, po czym w końcu zabraliśmy się za kolację. Była pyszna, bo przygotowane przez Waltera posiłki dosłownie rozpływały się w ustach. Lecz wszystko co dobre, szybko się kończy. 
  Na pustym miejscu w końcu pojawił się Alucard, ubrany w elegancki czarny garnitur i białą koszulę. Prezentował się doskonale, gdyby nie fakt, że w ogóle nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Nie chcąc wywołać żadnej niepotrzebnej kłótni zajęłam się swoim talerzem i delektowaniem się posiłkiem oraz rozmową z Tamarą, siedzącą po mojej prawe stronie. 
  W sumie cała kolacja minęła bez większego problemu. Raz tylko Blake pod wpływem śmiechu wylał całe wino z butelki. Cała zawartość rozlała się po pięknym, śnieżnobiałym obrusie, co spotkało się z morderczym spojrzeniem Integry i Waltera, który ledwo powstrzymał się przed rzuceniem w wampira nożem. 
  Po tym wszystkim udaliśmy się do salonu, gdzie widok zabierał dech w piersiach. Stojąca w kącie choinka biła blaskiem miliona światełek, które odbijały się od szklanych, jak i plastikowych bombek zawieszonych na każdej gałązce. Biorąc pod uwagę fakt, że drzewko było żywe, zapach zmieszany z ciepłem bijącym od kominka był nieziemski i zwalający z nóg. 
- To co? - Spytał Blake, drepcząc ku choince z wiadomym zamiarem. - Zabieramy się za prezenty? 

****
Tu macie muzyczkę do nastrojowej chwili :) - Mattia Cupelli - Love Lost

  Tak jak myślałam, wszyscy ucieszyli się z prezentów, które zajęły ponad połowę pomieszczenia. Ich uśmiechy i śmiechy wywołały u mnie falę śmiechu i uczucie zadowolenia, chodź z drugiej strony mogło to być spowodowane zbyt dużą ilością wina wlanego w siebie. Posmak trunku był lekki i cudownie słodki, co spotkało się z moją aprobatą oraz pochwaleniem Waltera za dobry gust. 
- Staram się - Odparł z uśmiechem, wgryzając się w jabłko, które porwał ze stołu. 
  Tamara zabawiana rozmową z Blake'em i Michel'em bawiła się nad wyraz doskonale. Co chwilę na jej twarzy gościł szczery uśmiech. Integra - stojąc na balkonie paliła otrzymane w prezencie cygaro, co też wywoływało na jej twarzy uśmiech. Walter i Richard stali przy kominku i popijali Whisky. 
- Pozwolisz? - Usłyszałam głos za sobą.
  Siedząc na kanapie, skręciłam ciało i znad kieliszka spojrzałam na górującego nade mną Alucarda, który chyba musiał zmienić koszulę na czarną, bo teraz ledwo co dostrzegałam go w panującym w pomieszczeniu półmroku. 
  Zmieszałam się. Teraz chciał rozmawiać i zniszczyć tą wspaniałą atmosferę? 
- Słucham? - Odłożyłam kieliszek na stoliczek. 
  Wampir wyciągnął przed siebie dłoń, delikatnie chwytając moją. Pociągnął mnie i razem wyszliśmy z pokoju, kierując się długim korytarzem na sam jego koniec. 
  Szliśmy w ciszy i w mroku trzymając się za ręce.
- Powiesz mi w końcu gdzie idziemy? - Spytałam, nie mogąc dłużej wytrzymać tej niezręcznej ciszy.
  Alucard nagle zatrzymał się, otworzył drzwi na przeciwko nas, po czym pociągnął mnie do środka.
Pokój wypełnił mrok i straszliwe zimno, jednak gdy na moich barkach spoczęło coś cięższego, odetchnęłam z ulgą. Ciepło momentalnie rozgrzało mnie od środka.
- Poczekaj. - Powiedział szeptem Alucard.
  Poczułam jak jego obecność nagle ucieka z tego pokoju, jednak po minucie znów się pojawiła. Dookoła nagle zapaliło się milion świec, porozstawianych w przeróżnych miejscach. Teraz dokładnie mogłam przyjrzeć się pokojowi.
  Nie był wielki, lecz przytulny, a na samym środku leżały koce i wielkie, miękkie poduszki. Całość dopełniał widok dwóch kieliszków i wina stojącego obok. 
- Wesołych świąt. - Alucard szepnął mi do ucha, opierając delikatnie dłonie na moich ramionach. 
  Dosłownie rozpłynęłam się pod jego dotykiem. Było mi zbyt ciepło, a czarny sweterek, który miałam na sobie tylko to potęgował. 
  Wampir wyminął mnie, złapał za rękę i pociągnął w dół. Opadliśmy na poduszki dosłownie się w nich zanurzając. Ułożyłam się wygodnie, dostrzegając w blasku świec skupioną minę Alucarda. 
- Unikałeś mnie - Zaczęłam niechętnie. Oczywiście podobał mi się zaaranżowany przez wampira wieczór, jednak w tym musiał być jakiś haczyk. 
- Miałem powody. 
  Zamurowało mnie.
- Wystarczy słowo, a już nigdy mnie nie zobaczysz. - Obróciłam głowę w drugą stronę.
  Zrobiło mi się przykro i z trudem powstrzymywałam łzy. 
- Oh, moja mała łowczyni... - Wampir nagle zmaterializował się przede mną. Oparł ciężar ciała na wyprostowanych rękach i zbliżył swoją twarz do mojej. -... tu nie chodziło o ciebie. 
  Złapał mój podbródek i skierował na swoją twarz. Widziałam jak w jego oczach tańczą małe iskierki zadowolenia. Jego oddech owiał moją twarz, przez co po kręgosłupie przeszły mnie ciarki. 
  Jego usta były miękkie i smakowały winem. Rozluźniłam się - za co podziękowałam winu, które wcześniej wypiłam - i delikatnie objęłam wampira za szyję. Wplotłam palce w jego długie i czarne niczym noc włosy. 
  Alucard przysunął się do mnie i objął jedną ręką w tali, drugą kładąc na moim policzku, jakby bał się, że mogłabym teraz uciec. 
  Cichy pomruk zadowolenia opuścił moje gardło. Alucard delikatnie przygryzł moją dolną wargę, z której pociekła strużka krwi. Nie musiałam nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że jego błyszczą i emanują głodem. 
  Przysunęłam się bliżej, by miał jak najwięcej pola do popisu, przeniosłam ręce na jego tors i powoli zaczęłam bawić się guzikami czarnej koszuli. Marzyłam, by w tej chwili dotknąć jego zimnego ciała, by powoli smakować każdy cal jego skóry. 
~ Jesteś niecierpliwa. - Otworzyłam oczy, by zobaczyć na jego twarzy kpiący uśmieszek. - Kiedyś cię to zgubi. 
  Zamrugałam kilka razy, dotknęłam policzków i uciekłam wzrokiem. Alucard sięgnął za siebie i wyciągnął coś spod poduszki, na której wcześniej leżał. W jego ręce błysnęło coś srebrnego, odbijając światło świec. 
- Zamknij oczy. - Polecił, a ja z ociąganiem zrobiłam to o co mnie poprosił.
  Po chwili poczułam jak coś zimnego i ciężkiego dotyka mojej skóry.
- Z biegiem czasu zapomniałem jak to jest, kiedy ma się kogoś o kogo musisz się troszczyć. - Powiedział powoli, pół szeptem. - Integra jest dla mnie ważna, bo to ona mnie stworzyła, ukształtowała mnie i była moim pierwszym mistrzem. Ty natomiast... - Pokazał mi medalion, który teraz delikatnie spoczywał na mojej piersi - .... stałaś się dla mnie kimś ważnym. Lilith, nie unikałem cię, nie zbywałem. 
  Medalion był srebrny, a w samym jego środku błyszczał czerwony kamień.
- Musiałem to sobie wszystko poukładać. - Złapał moją twarz. - Dawno czegoś takiego nie czułem. Zapomniałem jak to jest kochać, jak to jest kiedy musisz kogoś chronić, bo może stać mu się krzywda. 
- Alucard.... - Szepnęłam, muskając dłonią jego policzek. Poczułam jak zadrżał. Przez tą krótką chwilę pokazał, że gdzieś w nim, w środku drzemie ta cząstka człowieczeństwa. 
- Mordowałem, gwałciłem, plądrowałem i krzywdziłem innych. Z polecenia Integry zrobię wszystko, lecz nie pozwolę cię skrzywić....
  Przerwałam jego wypowiedź namiętnym pocałunkiem, bo dłużej już nie mogłam wytrzymać. Czułam zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. On chyba pomyślał o tym samym bo jego usta znalazły się na moich w tej samej sekundzie. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem nasze warg zaczęły ze sobą w spół pracować, całowaliśmy się coraz namiętniej. A ja chciałam żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi.
   I nagle oderwaliśmy się od siebie. On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po włosach jedną ręką, drugą cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Miałam dość powstrzymywania się. Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego oddech.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam. - Szepnęłam mu do ucha. - Przepraszam, ale ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie przywiązuję uwagi do rzeczy materialnych. - Jego kły lekko zahaczyły o moją skórę przy tętnicy. - Pozwól mi cię zasmakować. 
  Między nami nie było już słów. Alucard ugryzł mnie ,i tym razem poczułam jedynie spełnienie i szczęście. 
  





Prześledziłam tekst, chociaż błędy i tam mogą się pojawić.












wtorek, 22 grudnia 2015

Amnesia - Rozdział 8

  Wiem, wiem, wiem. Rozdział krótki, ale treściwy. W najbliższym czasie spodziewajcie się ONESHOTA z vampów na święta :D
Idę na 13:40 na testy. Nie, nie... wszystko w porządku.
* jasna cholera, jasna cholera, takiego stresa nawet przed maturą nie miałam. Booooże dopomóż. *

Tak tytułem wstępu :D 


Do wieży wróciliśmy dzięki teleportowi Lokiego. Chodź jego moc była ograniczona, to utworzenie małego portalu było pestką. Nikt nawet nie zorientował się, że chwilowo uciekliśmy z domu. Loki zaczarował Jarvisa, by ten jak z nut skłamał Tony'emu o naszej obecności w wieży.
- Nigdy więcej takich wypadów. - Powiedziałam stanowczo, rozkładając się na łóżku. Delsin położył się koło mnie i zamknął oczy szykując się do snu. Miałam zamiar i ochotę zrobić to samo, jednak kiedy moje drzwi otworzyły się z impetem i w progu stanął zadowolony Loki, pożałowałam dnia w którym musiałam go spotkać.
- Sumienie gryzie? - Spytał, zuchwale siadając obok mnie na posłaniu.
  Nie dość, że z niego cwaniak, to jeszcze rządzi się jakby był u siebie.
- Nie. - Skłamałam gładko, przewracając się na bok, byle nie patrzeć w jego oczy.
- Hmm... - Zastanowił się głośno.
  Coś na dworze huknęło, a ja odruchowo zwinęłam się w kłębek, czując jak Delsin robi to samo przy moim boku. Nienawidziłam burzy w takim stopniu, że byłabym w stanie ją wyeliminować raz na zawsze.
- Czego chcesz? - Spytałam sennie. Moje powieki już zdecydowały, że się zamkną, lecz umysł nadal pozostawał świadomy co tylko i wyłącznie działało na moją niekorzyść, ponieważ Loki nadal był w moim pokoju i nadal siedział na moim łóżku.
- Co do tych ograniczeń mocy....
- Nie! - Podniosłam się do siadu, trącając niechcący łeb psa leżącego obok. Delsin mruknął z niezadowolenia i zszedł z łóżka, wychodząc z pokoju. - Nie pomogę ci i kropka.
  Ułożyłam na wygodnie na poduszce, kiedy piorun kolejny raz przeszył blade niebo. W ułamku sekundy byłam pod kołdrą - cała, z trudem oddychając.
- Jesteś uparta. - Loki szarpnął pościel, by chodź trochę mnie odsłonić, jednak ja zapierałam się jak mogłam. Tu mi było dobrze i byłam bezpieczna.
- A ty arogancki i zapatrzony w siebie.
- To nijak ci pomoże w wojnie. - Poczułam jak ciężar na łóżku niebezpiecznie szybko przenosi się bliżej mnie. - Ja też ci nie pomogę, jeśli ty nie zrobisz czegoś dla mnie.
- Jesteś samolubny, Loki.
  Odkryłam się i usiadłam, szybko odsuwając się do tyłu, kiedy twarz Lokiego była zaledwie kilka centymetrów od mojej. Jego uśmiech wywołał u mnie szybki przyrost temperatury i wypieki na twarzy.
- Tak uważasz? - Spytał cicho.
  Złapał pasemko moich włosów, a potem delikatnie dotknął policzka. Jego dłonie były zimne, co szybko mnie ostudziło.
- Tak! - Ścisnęłam kołdrę leżącą na moich kolanach.
  Loki zbliżył się tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech na swojej szyi. Iskierki w jego oczach zamigotały, a uśmiech ponownie wywołał u mnie zdenerwowanie.
- Jesteś tego pewna? - Spytał ponownie.
  Przez jego bliskość nie umiałam trzeźwo myśleć i chodź bym bardzo chciała, to nie potrafiłam skleić normalnie zdania.
  Loki nachylił się do mojego ucha i zaczął coś szeptać. Nie rozumiałam jego słów, były w innym języku, lecz ton, który temu towarzyszył przyprawił mnie o dreszcze na całym ciele. Mag odsunął się z lubieżnym uśmiechem.
  Loki z siłą wpił się w moje usta i już po chwili pogrążyliśmy się w namiętnym pocałunku. Jakaś część mnie była temu całkowicie przeciwna, lecz podświadomie zaczęłam pragnąć jego dotyku. Błądziłam dłońmi po jego torsie, który opinała bawełniana, zielona koszula. Czułam przyśpieszone bicie jego serca, które idealnie komponowało się z moim własnym. Przestrzeń między nami wypełniały niewypowiedziane słowa. Poczułam jak dłoń Lokiego delikatnie zsuwa się na moje plecy, a potem wkrada pod luźną bluzkę. Przeszły mnie ciarki, kiedy poczułam zimno na skórze. Szybko oplotłam rękoma kark Lokiego i przyciągnęłam go bliżej by zminimalizować pustkę między nami.
  Nie wiedziałam, że dla mnie czas w tamtym momencie stanął w miejscu, gdyby nie ciche chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie tak szybko, jak to tylko możliwe i spojrzeliśmy na Ivara siedzącego przed łóżkiem i wpatrzonego w nas.
- Wiedziałem, że macie się ku sobie. - Mimo, iż był wilkiem, dostrzegłam jak się uśmiecha. Piórka na jego grzbiecie zakołysały się lekko. - Wiedziałem.
- Nie...Ivar to nie...to na co to wygląda. - Zreflektowałam się szybko.
  Loki usiadł na brzegu łóżka i wbił zmieszany wzrok w podłogę.
- Tak? Na pewno?
  Przytaknęłam.
- To dobrze, bo mam pewne informacje, które was zainteresują.

****

- Mamy stuprocentową pewność? - Spytał Odyn.
- Z tego co mówiła Sif, to Fenrir w każdym momencie może przypuścić atak. Razem ze smokami dzierży potężną moc. Nie możemy się temu przyglądać z boku. 
- Rozumiem cię synu, jednak co mogą ludzie przeciwko takim istotom. 
  Thor zamyślił się, opierając dłonie na marmurowym balkonie. 
- Pamiętasz Sol? - Spytał nagle. 
  Odyn spojrzał na Thora.
- Mała Sol, tak... - Rozmyślił się. - Pamiętam ją. Uciekała przede mną, a bawiła się tylko z Sif.
- Jest magiem - jak Loki.
  Odyn zdziwił się. Nie takiej informacji oczekiwał, ale musiał przyznać, że wiele spodziewał się po małej Sol, która już za młodu emanowała jakąś garstką magii. Inni tego nie widzieli, lub też nie chcieli widzieć, ale był jeden, który przejął się tym, aż nadto.
  Loki z ukrycia przypatrywał się małej Sol.
- Przypuszczałem, że tak się sprawy mają. Ale... - Odyn przeniósł wzrok na zbliżającą się szybkim krokiem Lady Sif.
  Kobieta uklękła na jedno kolano i przyłożyła pięść do serca.
- Wasza Wysokość. - Wstała. - Północne odziały obronne zauważyły wzmożoną aktywność magicznych stworzeń. Na razie nie zbliżają się do murów, ale z każdym dniem jest i coraz więcej. Nie wyglądają przyjaźnie.
  Thor spojrzał przelotnie na ojca, który ściskał kostur w dłoni. Jego twarz nie wyrażała emocji, był opanowany i spokojny, zapewne znów obmyślał jakiś plan.
- Wzmocnić siły obronne na północy, północnym wschodzie i zachodzie. - Głos Odyna był chłodny. - Jeśli te bestie mają nas zaatakować, warto być przygotowanym na każdą ewentualność. Zakładam, że nie mamy więcej niż tydzień, nim Fenrir zjawi się u wrót. Ustawić kusze na murach, pod nimi zaś katapulty.
  Odyn odwrócił się i wszedł do zamku.
- Pokażemy na co stać bogów.



















piątek, 18 grudnia 2015

Informacja

  Cześć wam....nie... to nie takie fajne przywitanie. Pewnie...na pewno wolelibyście rozdział prawda? Jestem okrutna wiem, ale nawet mając kilka argumentów, które odsunęły mnie od bloga, na stówkę będziecie na mnie źli.
  Nie pisałam - wiem, aż za dobrze.
1. Dalej próbuję zdać to cholerne prawko. Mam egzaminy państwowe, a widząc 67 punktów na ileś tam możliwych, krew mnie zalewa, bo wystarczy jedynie 68, by zaliczyć. Popełniam głupie błędy, załamuję się, bo ciąży na mnie wielka presja ze strony rodziny i to jeszcze bardziej mnie dołuje. Nie jestem orłem jeśli chodzi o naukę, ale staram się i  właśnie wychodzi na to, że wam się żalę... ale muszę gdzieś to z siebie wyrzucić.
  Naprawdę was przepraszam.
2. Idą święta i mamy cały dom do sprzątania, a tego nie jest mało, bo dom jest sporych rozmiarów i wszystkie kąty mają błyszczeć.
  Naprawdę was przepraszam.
3. Mam wiele problemów - nie tylko z rodziną, domem, ale także ze sobą. Jakoś tak nic mi nie wychodzi i nie wiem co się dzieje ani co ma na to wpływ. Chwilowo jestem porażką.
  Na święta mam jednak dla was mały prezencik. Ten kto kocha wampirki, będzie się cieszył, więc czekajcie.

 Naprawdę kocham dla was pisać, a jak jeszcze to się komuś podoba, to płaczę ze szczęścia :)