środa, 30 września 2015

Amnesia - Rozdział 6

  No wiem no. Nie było dłuuugo Amnesi, ale już jest. Ciut krótka, ale akcje się rozwijają i musicie mi to wybaczyć. A już niedługo w Lisiej Kaplicy pojawi się post + niespodzianka :D Niespodzianka ( dla mnie jest bardzo, bardzo fajna ).
...
A, zapomniałabym. Razem z kuzynką zgrałyśmy się w zdaniu, że razem będziemy nagrywać Mirror dance ( zainteresowanych zapraszam na YT ). Założymy osobny kanał i będziemy sobie tańczyć. Mam nadzieję, że wesprzecie mnie...nas w tym trudnym projekcie. :D


A i no... ten tego... jestem chora XD













  Zasnęłam dopiero o trzeciej nad ranem, męczona potwornym bólem głowy i dziwnymi mdłościami. Ivar wrócił do swojego świata, a ja zostałam sama z dużym problemem na głowie. Co chwilę musiałam odwiedzać łazienkę. Spojrzawszy na swoje marne odbicie w lustrze przypomniała mi się Krwawa Merry, do której byłam teraz uderzająco podobna. Przemyłam twarz zimną wodą i wróciłam do pokoju, w końcu zasypiając.

  Śniłam o złotej łące, drzewach rodzących soczyste owoce oraz rzece - chłodnej o morskim kolorze. Wiatr niespokojnie badał okolice porywając drobne liście i niosąc je daleko. Słońce nie było mocne, jedynie kilka promieni prześwitywało przez nadchodzące, ciemne chmury. Deszcz na pewno będzie dla mnie łaskawy i poczeka, aż się gdzieś skryję. 
  Moje myśli zawirowały nagle, jakby ktoś uwiązał je na sznurze i zaczął wyciągać z głowy. Pulsujący ból w skroniach zwalił mnie z nóg, pozbawiona oddechu złapałam się za szyję. Świat prze oczami nagle przybrał mroczne i zimne barwy, wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, a łąkę pochłonęła wojna. Czas zwolnił, ukazując mi dwie walczące strony. Po jednej z nich wilki i smoki, gdzie dopatrzyłam się Fafnira i Fenrira, po drugiej natomiast Avengers i inni ludzie. 
  Dominowała czerń i czerwień przeplatana czasami bielą i zielenią. Grzmoty biły z nieba, wiatr kąsał, ostrza cięły. 
  Wstałam na drących nogach, oparłam rękę o pień drzewa rosnącego za mną, otworzyłam szeroko oczy. Przede mną rozgrywało się istne piekło. 
  
  Obudziłam się o szóstej nad ranem. Mętnym wzrokiem poszukałam komórki, lecz gdy jej nie znalazłam, poddałam się próbie wstania i pójścia do łazienki. Lustro jak zwykle było chamskie i niemiłe, bo przedstawiło mi obraz jeszcze gorszy niż Krwawa Merry z wczoraj. Wyglądałam jak człowiek po nieudanych egzorcyzmach.
- Kurwa. - Zaklęłam.
  Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod najzimniejszy prysznic, by choć trochę być podobnym do człowieka, jakim byłam w zwyczaju. Woda orzeźwiła mnie natychmiast, wywołując dreszcze, ciarki i nagły napad kataru. Owinąwszy się ręcznikiem, ponownie spojrzałam w lustro, gdzie zobaczyłam mniej podkrążone oczy, barwniejszą karnację oraz jako tako w miarę dobrze ułożone włosy.
- Pal licho. - Wzięłam do ręki szczotkę. - Wyglądam jak mokry pudel.
  Po minutach przygotowań do wyjścia z łazienki, w końcu wyglądałam jak człowiek, choć dalej było mi daleko do ideału. Del zaplątał się wokół moich nóg prosząc wzrokiem kotka ze Sherk'a o wyjście na spacer.
- Za chwilę kochanie. - Powiedziałam, głaszcząc go po głowie.
  Gdzieś huk rozdarł powietrze. Wzdrygnęłam się, przystając. Del zrobił to samo, kładąc po sobie uszy i zaczynając szybko dyszeć.
  Weszłam do salonu, gdzie za oknem szalała burza, grzmoty głośno oznajmiały swoją obecność, a deszcz brudził czyste okna. W pokoju nie było nikogo poza mną i psem, który dorwał się do swojej karmy.
  Westchnęłam.
- Nici ze spaceru. - Powiedziała, posyłając psu przepraszający uśmiech, a w duchu dziękując, że zaczęło padać. Nie miałam dziś ochoty na wyjście z domu szczególnie po tym co dziś mi się przyśniło. Więc bez dalszych, wymuszonych manewrów w stronę okna zawzięłam się i poczęłam przygotowywać śniadanie, na które składała się jajecznica z herbatą.
  Kiedy posiłek był już gotowy, usiadłam na kanapie i spojrzałam na rozległą panoramę Nowego Yorku. Widok skąpanej w bladym świetle, osaczonej zewsząd mleczną mgłą sceny przywodził mi na myśl jakiś film - dramat. Wszystko było takie smutne i pozbawione życia.
- Nie śpisz? - Spytał Loki, wchodząc do kuchni.
  Spojrzałam na niego przez ramię, dostrzegając zmianę stroju. Dziś miał na sobie szare spodnie z dresu i czarną koszulkę z logiem Batmana.
- Nie. - Odparłam cierpko. Coś w jego zachowaniu kazało mi mieć się na baczności oraz traktować z chłodem.
  Del od razu pojął, że w salonie był ktoś jeszcze. Opuścił swoją pustą miskę i skoczył ku Lokiemu, który go pogłaskał.
  Delsin ty zdrajco, posłałam psu mentalną myśl, której nie mógł odebrać. Zwierze tylko zaszczekało i rozwaliło się na brzuchu na kanapie, gdzie siedział Kłamca.
- A ty? - Spytałam, dopijając swoją herbatę. Dla bezpieczeństwa przeniosłam się na fotel obok.
  Loki zmarszczył czoło, milczał przez chwilę, ale zaraz potem rozwiał moje wątpliwości co do moich podejrzeń zawładnięcia światem.
- Nowe otoczenie. - Odparł. - Byłem przyzwyczajony przez długi czas do celi, do małego pomieszczenia i krzyków. Tu jest inaczej - spokojniej.
- Aż dziw co nie? - Parsknęłam śmiechem.
  Jak Avengersi mogli być cicho, skoro nawet przez sen robią wszystko, aby zakłócić innym sen. Nie do pojęcia co czasami robił Banner, kiedy śnił mu się koszmar. Nie wiem jak przez sen zmieniał się w zieloną bestię, ale pokój, który mu przydzielono zawsze był inaczej umeblowany nad ranem.
  Natasha zawsze spała z pistoletem pod poduszką, więc nawet cichy szmer w jej pokoju, wywołał u niej napad paniki i kobieta wpakowywała całą serię z magazynku w ścianę. Gorzej było jak Clint czasami - podczas nocnych wędrówek do lodówki - trafiał do jej pokoju. Ratował go jedynie wyćwiczony refleks i fala krzyków.
  Kapitan spał w miarę spokojnie, ale budził się najwcześniej ze wszystkich, bo o piątej rano. Jak sam powiedział, dla niego najważniejszym było utrzymywanie formy i zdrowego ducha, więc zawsze rano biegał.
  Tony spał do białego rana.
  Thor też - czasami z przerwami na wezwanie młota.
  W skrócie, mieszanie w jednej wieży z superbohaterami mijało się z celem.
- Miałaś koszmar? - Spytał nagle Loki, wyciągając mnie z letargu.
  Zamrugałam kilka razy oczyma, rozważając każdą odpowiedź kilka razy. Skąd Kłamca mógł o tym wiedzieć? Strzelał, a może jakimś dziwnym sposobem wdarł się do mojej głowy i węszył tam?
 - A co ci do tego? - Prychnęłam na niego jak kot.
- Nie wszystkie sny prorocze się spełniają. - Powiedział wolno, błądząc gdzieś wzrokiem. Nagle wstał, obszedł mały stolik i zaczął przechadzać się po salonie. Władczy krok nadal się go trzymał. - Niektóre mają sposobność objawiać się nam w najmniej spodziewanym momencie, inne zaś trafiają w nas jak piorun... - Loki skrzywił się na to słowo. -... mniejsza z tym. - Machnął ręką i podszedł do fotela, w którym siedziałam, wciśnięta tak bardzo, że poczułam sprężynki. - Wojna jest czymś poważnym.
  Kłamca oparł ręce na podłokietnikach, jego oczy błysnęły, uśmiechając się zbliżył się.
- Jaka wojna? - Sprężynki wbiły się w moją kość ogonową. - O czym ty mówisz?
- Fenrir, Fafnir, Avengersi. - Powiedział cierpko. - Oni wszyscy stoczą wojnę. - Ziemię i Asgard pochłonie fala krwi, krzyków, wołań o pomoc. A wiesz dlaczego tak się stanie?
  Skupiłam na nim swój pytający wzrok. Dlaczego Loki tak bardzo dążył do tego, abym przyznała mu rację? Cóż z jednej strony mogłam podejrzewać, że ma niską samoocenę i ktoś musi mu prawić komplementy czy przyznawać rację, z drugiej natomiast myślałam, że naprawdę wdarł się do mojej głowy gdy spałam.
- Grzebałeś w moich snach? - Spytałam w końcu.
- Nie. - Odparł szybko. - Sama przesłałaś mi ich obraz.
  Zimny oddech Lokiego owiał moją szyję. Nie spuszczałam wzroku z jego zielonych tęczówek, bo uznałby to za wygraną, a ja tak szybko nie oddam zwycięstwa. Zmusiłam się, aby wytrzymać jego hipnotyzujące spojrzenie.
- Co ty kombinujesz?
  Loki odsunął się ode mnie z uśmiechem, usiadł na kanapie wygodnie się rozkładając. Jego parszywy uśmiech naprawdę zaczynał mnie wkurzać.
- Nic. - Odparł nonszalancko, a widząc mój wzrok, powiedział: - Spokojnie, nie mam w planach przejęcia władzy nad światem.
  Coś za moimi plecami huknęło, a ja skuliłam się i wtopiłam jeszcze bardziej w fotel. Nienawidziłam burzy, bałam się jej - tych błysków, które niosły za sobą grzmoty. Loki udał, że tego nie widzi i zapatrzył się na panoramę miasta pochłoniętego przez brzydką pogodę.
  Wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, że Loki wiedział o moim śnie. Oczywiście jakoś nie do końca wierzyłam w to, że udostępniłam mu obraz moich myśli, ale perspektywa walki... wojny była trochę przerażająca. Tu, na ziemi, gdzie wychowywałam się przez ostatnie lata miałam rodzinę, przyjaciół, znajomych. Byli tu wszyscy, których kochałam i za których oddałabym życie, wyłączając oczywiście Kłamce.
- Sol! - Za Steve'em zamknęły się skrzydła windy. Mężczyzna szybkim krokiem podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę schłodzonej wody. Następnie stanął przed naszą dwójką, która w ciszy trawiła własne myśli.
  Spojrzałam na mokrego Kapitana.
- Złapał cię deszcz. - Stwierdziłam, dosłownie pożerając go wzrokiem. Pod białą koszulką, która teraz przylegała do jego ciała, malował się mięśnie. Zbyt idealne i zbyt pociągające. Gdyby Kat go teraz zobaczyła, musiałabym ją wsadzić do kaftana bezpieczeństwa. Zapewne rzuciła by się na niego i schrupała jak ciasteczko.
- Tak, akurat jak byłem niecały kilometr od wieży. - Wskazał kciukiem za plecy w stronę widny.
  Kątem oka dostrzegłam świdrujący mnie wzrok Lokiego. Zamyśliłam się. A może tak trochę podenerwować Kłamcę?
  Podniosłam się z fotela, przeszłam do kuchni i zaczęłam od zrobienia herbaty.
- Chcesz też? - Spytałam Steve'a, posyłając mu lubieżny uśmiech.
- Poproszę. - Odparł, odwzajemniając gest. - Ciepła herbata w deszczowy dzień jest czymś czego właśnie potrzebuję.
  Kapitan dosiadł się do kuchennej wyspy, na której postawiłam dwa kubki z torebeczkami herbaty w środku. Kiedy woda w końcu się zagotowała, obsłużyłam Steve'e i siebie, nadal kątem oka łapiąc mordercze, a może... nie... zazdrosne spojrzenie Lokiego? Nie omieszkałam się w tamtej chwili zwycięsko uśmiechnąć.
  Usiadłam obok Rogers'a i złapałam kubek w obie dłonie, grzejąc je. Posyłałam Kapitanowi uśmiechy, bawiły mnie jego żarty i interesowały historie, które mi opowiadał. Gdzieś pomiędzy jedną z nich, usłyszałam trzaskanie drzwi. Pogrążona w rozmowie z Kapitanem, nie zauważyłam nawet jak Loki wychodzi.

****

  Czerwone światło zamigotało nagle w salonie. Alarm rozszedł się po całej wieży, a Jarvis zaczął wyświetlać obraz miejsca katastrofy. Tony nerwowo stukał palcami w ekran swojego telefonu, mrucząc coś pod nosem. Jego wzrok przechodził gładko z obrazu miasta na aparat, gdzie zaraz wybrał numer Pepper. 
- Doom nie pozwala nam się nudzić. - Powiedział Clint, patrząc na miasto przez wielkie okno w salonie. Łuk już trzymał w ręce, gotów w każdej chwili poszybować w dół.
- Ta. - Odparł znudzony Tony.
  Nie wiem czy oni nie widzieli tych wszystkich latających, zielonych robotów czy co, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobią, to jeden z nich zaraz....
  Głośny huk rozległ się za oknem. Tuzin srebrnych i zielonych części wzlatywały w powietrze, by zaraz runąć z niewiarygodną szybkością w dół. Spojrzałam po wszystkich, lecz ostatecznie mój wzrok zatrzymał się na Lokim, którego otaczały czarne płomienie. Miał uniesione ręce, a wzrok wbity w obraz przed siebie.
- Jarvis!!!
- Nie. - Doskoczyłam do Tony'ego, łapiąc go za ręce. - On chciał pomóc, nie widzisz?
  Wiedziałam, że w tej chwili stałam się obiektem, na który spoglądają wszyscy. Zaczerwieniłam się, lecz nie spuściłam morderczego wzroku ze Starka.
- Nie chcę wam przerywać rodzinnej kłótni, ale tam - Natasha wskazała kciukiem na okno i malujące się za nim pole bitwy. - SZALEJĄ ROBOTY DOOMA. Więc ruszcie dupy i jazda.
  Razem z Lokim zostaliśmy w wieży, ponieważ szanowny Pan Stark zabronił nam wychodzić. Szczególnie Kłamcy, który jest nieobliczalny i ma pewne ograniczenia, które już zaczynały słabnąć. Nie wiem co miało wpływ na jego magię, ale czułam jak jego aura i moc wzrasta. 
  Obróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę swojego pokoju, gdy nagle zatrzymał mnie głos Lokiego.
- Tchórzysz? - Spytał zadziornie, co odebrałam jako atak.
  Zacisnęłam dłonie w pięści i pozostając obrócona do niego tyłem, odrzekłam:
- Dlaczego tak sądzisz? - Zwróciłam się ku niemu. Moje oczy dosłownie płonęły. - Nie jestem tchórzem, zapamiętaj to sobie. - Dźgnęłam go palcem w klatkę, na co od zareagował kpiącym uśmiechem.
- Więc. - Złapał mnie za nadgarstki i uniósł je do góry. Jego twarz była coraz bliżej mojej. - Chodź się zabawić.




















  

poniedziałek, 28 września 2015

Vampire - Rose XXIII


 




No coś wam to słabo idzie, to komentowanie. Cisza i świerszcze słychać misiaczki XD








    Szamotałam się niczym zwierzę złapane w pułapkę, przestraszone, chcące stąd uciec, chcące wyrwać się z tego miejsca, gdzie zostało uwięzione. Gdzie patrzą na niego z wrogością w oczach i rządzą mordu wymalowanym na twarzy. Jednak skoro ani las, ani noc nie przyniesie mi pomocy, to czego mam się spodziewać?
  Dunall stał do mnie plecami ze skrzyżowanymi w tyle rękoma. Z wysoko uniesioną głową, wypiętą piersią i wyrafinowanym uśmiechem, mówił coś, czego nawet nie zdążyłam zarejestrować, bo moje ramię znów przeszył ból, kiedy łapa Lykana zacisnęła się na nim boleśnie. Zdławiłam w sobie jęk... krzyk bólu, zaciskając zęby tak mocno, iż myślałam, że zaraz pękną.
- Kiedy już Alucard tu przybędzie, zdziwi się, gdy zobaczy cię skąpaną we własnej krwi. - Dunall zwrócił się do mnie, jego oczy błysnęły niebezpiecznie, na twarzy pojawił się grymas. - Jak zginiesz, już nic nie postawi go na nogi. Raz na zawszę wyplenię krew Hellsingów z tego świata.
  Spojrzałam na niego spode łba. Krew Hellsingów? O co mu do diabła chodzi?
- Rozwiń... myśl. - Odetchnęłam głęboko. Moje umiejętności regeneracji, choć kiepskie w końcu zaczęły prawidłowo wykonywać swoją robotę. Poczułam namiastkę ulgi.
- To ja zabiłem Integrę. - Wyrzucił z siebie z zachwytem, jakby właśnie osiągnął swój cel w życiu. - To przeze mnie Alucard jest słabszy. Ja przyczyniłem się do jego upadku i wkrótce nawet do śmierci. Światem zawładną Krwiści i żadne wampiry nam w tym nie przeszkodzą.
  Zaśmiałam się krótko, co nie uszło uwadze Danulla. Mężczyzna podszedł do mnie, ruchem ręki nakazując bestii, aby odeszła. Złapawszy mnie za ubranie, bez problemu podniósł do góry.
- Myślisz, że Alucard jest słaby? - Spytałam.
- Ja to wiem. - Syknął jadowicie. - Widziałem was nie raz razem. Jego największą słabością jest....
  Coś mignęło obok mojego ucha. Błysk rozświetlił na moment małą przestrzeń pomiędzy mną, a Dunallem, rozdzierający świst przeszył mi bębenki. Starzec puścił mnie, krzycząc i wymachując maniakalnie rękoma. Widziałam jak z jego dłoni tryska fontanna krwi, a on sam zaczyna patrzeć na mnie obłąkańczym wzrokiem.
  Tym razem huk rozległ się znacznie dalej niż poprzednio. Kątem oka zdążyłam zauważyć błysk wystrzału.
- Alucard? - Spojrzałam na ciemne zarośla, jednak postać, która się z nich wynurzyła wcale nie była wampirem.
  Wzrok Dunalla spoczął tam gdzie mój, jego chichot przerwał nagłą ciszę. Nie minęło nawet kilka sekund, a jego mina zrzedła, na twarzy wymalował się grymas niezadowolenia, potem obrzydzenia i strachu.
- Jak? - Szepnął.
  W ciemności błysnęły okulary i srebrna powłoka pistoletu. później powietrze przeciął świst miecza.
- Blake? - Zapatrzyłam się w ciemność, gdzie po chwili zobaczyłam kobiecą postać, która stawiała w naszą stronę szybkie i zdecydowane kroki.
- Jesteś żałosny. - Miękki i zarazem przeszywający głos zbliżył się do nas. Nim przede mną rozegrała się scena rodem wyjęta z filmu akcji gdzie krew i flaki stanowią dziewięćdziesiąt procent filmu, zobaczyłam blond włosy, ostrze długiego miecza i niebieskie oczy. Kobieta w płaszczu rzuciła się na Dunalla z okrzykiem planowanego zwycięstwa i z radosnym uśmiechem na twarzy. Płynnym ruchem wykręciła nad głową młynka odsyłając nadlatującego z góry Lykana, który z głuchym jękiem padł na ziemię. Z ciekawością i strachem obserwowałam to co działo się na polanie.
  Kobieta zdawała się kompletnie ignorować prawa fizyki i wszystko temu podobne. Jej ruchy były szybkie niczym światło, pchnięcia mieczem mocne i celne, tak, że Dunall zaraz leżał na ziemi i zwijał się z bólu, jęcząc pod drzewem. Na jego twarzy malowało się przerażenie pomieszane z wściekłością.
- Alucard jest idiotą. - Nawet nie zauważyłam kiedy blondynka podeszła do mnie. Jej oczy błysnęły zawadiacko - W porządku?
  Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Kim była? Czego chciała? Dlaczego tak nagle się tu zjawiła?
- Integra Fairbrook Wingates Hellsing. Dyrektor organizacji Hellsing, która zwalcza podrzędne wampiry niskich klas. Resztę wyjaśnię ci później. ALUCARD!!!.
  Jej głos przeciął powietrze zbyt szybko, bym mogła spokojnie przetrawić zebrane, nowe informacje.
  Nagle za plecami kobiety, na tle granatowego nieba, gdzie błyskawice znaczyły nowe trasy, zmaterializowała się wielka, czerwona plama. Towarzyszące temu huki, wrzaski i strzały rozwiały moje wątpliwości co do osoby, która w tym momencie stała na przeciwko mnie i z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy przyglądała się złotym włosom.
- Jak? - Spytał wampir. Jego oczy wyblakły nagle, tracąc swój blask. twarz przybrała wyraz zaniepokojenie i szczerego, nieukrywanego zdziwienia.
  Alucard podszedł do kobiety szybkim krokiem, kiedy ta wstawała, złapał ją za ramiona, obrócił ku sobie i zamknął w żelaznym uścisku.
- Myślałem, że nie żyjesz. - W jego głosie pobrzmiewał smutek. Przez chwilę myślałam, że wampir się za chwilę rozpłacze i ku memu zdziwieniu tak było. Pod powiekami Alucarda zbierały się łzy, a twarz ukrył w pięknych włosach kobiety.
- Jeszcze wiele razy cię zaskoczę sługo. - Integra oderwała się od wampira i spojrzała na niego z przekonaniem. - Widzę, że zgotowaliście tu niezłe piekło.
- Chwila, chwila. - Wyrwałam się przed szereg, stając obok kobiety i wampira. - Wytłumaczy mi ktoś co tu się dzieje? Alucard?
- Nie ma na to czasu. - Powiedziała stanowczo Integra. Chwyciła do ręki swój miecz i skierowała się w stronę Dunalla, który zdążył już przybrać swoją prawdziwą formę. Wilkołak stał pod drzewem i spoglądając na nas krzywo, warczał przeraźliwie. - Dunall! - Kobieta wyciągnęła przed siebie ostrze, nakierowując go na ciało potwora. - Koniec twojej marnej zabawy. Odpowiesz przed samą królową. Zdradziłeś jej królewską mość, kraj i swoich pobratymców.
- Jeszcze czego. - Warknął Dunall. Z pomiędzy jego ostrych kłów kapała krew i ślina. - Nie wiem jakim cudem żyjesz, ale to nie koniec. Zabiję cię ponownie, twojego wampira i resztę waszej śmietanki. Nie pozostanie z was nawet proch, a Hellsing przestanie istnieć w mgnieniu oka.
  Wilkołak uniósł solidną łapę do góry, a na jego znak spomiędzy zarośli i z koron drzew skoczyły inne potwory. Warcząc i szczerząc kły rzuciły się na naszą trójkę.
- Alucard zabierz ją stąd. - Rozkazała kobieta, ostrym tonem.
  Przez moment na twarzy wampira pojawiło się zawahanie, lecz w ostateczności po chwili przede mną zmaterializował się dużych rozmiarów, czarny pies. Jego czerwone ślepia błysnęły niebezpiecznie. Zwierzę przeszło pode mną i już po sekundzie siedziałam na jego grzbiecie.
~ Trzymaj się. - Alucard wcale nie wydawał się zadowolony z faktu, że opuszcza Integrę, a mnie naszła myśl, że pomiędzy nimi musiało coś być.
  Pies pomknął w las zostawiając Integrę ze sforą potworów.
- Nic jej nie będzie? - Spytałam, kiedy odgłosy walki zagłuszyła nagła ulewa.
~ Nie...chyba nie. - Ostatnie słowa dodał ciszej, jakby martwiąc się o nią. ~ Wracamy do rezydencji. Tam pomyślimy co dalej. 


****

  Plac przed rezydencją wampira okryła czerwona plama krwi, morze flaków i innych wnętrzności, rozerwane kończyny, stosy kłów i złamanych broni. Nasi towarzysze siedzieli na schodach wymazani w posoce, zmęczeni i bez chęci do dalszych działań. Gdy podeszliśmy bliżej zobaczyłam kilka przerażających rzeczy. 
  Tamara nie miała lewej ręki, Richard siedział z głową spuszczoną w dół, a pomiędzy nimi leżał Michael. Przez jego ubranie przesiąkała krew. Podbiegłam do niego szybko i spojrzałam w oczy prawie bez życia. Dotknęłam dłonią jego rany w boku. 
- Micheal! - Krzyknęłam rozpaczliwie. - Ty nie możesz... nie zostawiaj mnie.
  Gdzieś z tyłu coś wybuchło. 
- Mój czas już się kończy malutka. - Mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń i położył ją na moim policzku, zostawiając na nim ślady krwi. Jego ręka była zimna. 
~ Mogę....
- Zamknij się!
  Wszyscy spojrzeli na mnie przestraszeni. Zamknęłam oczy, by powstrzymać łzy. Zacisnęłam wolną dłoń na materiale ubrania przyjaciela.
- Proszę... - Szepnęłam, padając na kolana. - Nie zostawiaj mnie. - Oparłam głowę na jego nodze. 
- Lilith - Odezwał się Richard. Spojrzałam na niego szybko. Jego palce wskazywał coś za moimi plecami. Obróciłam się. 
  Allucard stał z lekko spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami. 
- Mogę go zmienić. - Powiedział. Nabrałam głośno powietrza, cały czas wpatrując się w jego dziwne oczy. 
- Co? - Zamrugałam kilka razy z niedowierzaniem. 
- Nie. - Szepnął Michael. - Jestem łowcą i umrę z honorem. Wybacz mała...
  Ponownie spojrzałam na zimną i bladą twarz przyjaciela. 
- Nie pozwolę ci umrzeć. - Przystawałam przy swoim. -  Za jasną cholerę nikomu już nie pozwolę umrzeć!!!.
  Mój krzyk poniósł się echem po rezydencji. I nagle mnie oświeciło. 
  Wstałam szybko, wzrokiem odnajdując Waltera, który stał oparty o ścianę. 
- Czarna woda Walter. - Wyrzuciłam z siebie jak z karabinu. - Masz ją?
  Zebrani spojrzeli po sobie, potem na mnie, aż w końcu Walter oznajmił:
- Już się robi. - Uśmiechnął się do siebie i zniknął za drzwiami domu, by powrócić po kilku chwilach z flakonikiem czarnej wody w dłoni. 
- Rana jest śmiertelna, nie mamy więc pewności czy przeżyje. - Powiedział lokaj, wlewając zawartość naczynia do gardła mojego przyjaciela.
- Będziesz żył. - Powiedziałam stanowczo. Jego oczy z każdą chwilą przybierały kolorów, tak samo jak blada twarz. 
  Deszcz padał, niemiłosierne zimno przedzierało się przez nasze przemoczone ubrania, a ja czując narastający chłód zaczęłam się trząść i kaszleć. Jednak, nie mogłam pozwolić sobie teraz na opuszczenie mojego wiernego przyjaciela, którego tylko cienka granica dzieliła od śmierci.
- Musimy go wnieść do środka. - Oznajmił Walter. - Zajmę się nim, a wy obmyślicie kolejny plan. Dunall nie zaprzestanie na takim małym ataku. 
  Richard pomógł lokajowi z przeniesieniem Michaela, Tamara podążyła za nimi. Nie dostrzegłam na jej twarzy nic. Była bez wyrazu, a jej oczy puste niczym zimna otchłań. 
  Nagle poczułam ciężar na ramionach, a potem rozwijające się ciepło. Nie musiałam podnosić wzroku, by wiedzieć, że otula mnie płaszcz wampira. 
- Ile mamy czasu? - Spytałam cicho. Uniosłam głowę do góry, a ciężkie krople deszczu spłynęły po mojej twarzy. Masywne, szare i ciemne chmury nie ustępowały. 
- Nie wiem. 
  Byliśmy sami. Alucard wpatrzony gdzieś w przestrzeń, a ja spoglądająca na chmury. Zrobiłam krok do tyłu, opierając się plecami o plecy wampira. To uczucie przynależności, bycia obok niego, uczucie, że go dotykam, to wszystko było takie dziwne. Nigdy nie pomyślałabym, że będę współpracować... nie, egzystować obok wampira. Byłam łowcą i zmiennokształtnym, a moja przeszłość dopiero się przede mną otwierała. Chciałam wiedzieć tyle rzeczy, chciałam, aby ta głupia bitwa się skończyła, chciałam, aby Michael żył. 
- Myślałem, że Integra nie żyje. Byłem o tym przekonany w stu procentach, a teraz? - Znów słyszałam smutek i gorycz w jego głosie. Zrobiło mi się go żal, bo już wiedziałam, że ta kobieta jest dla niego ważna. 
- Czy to jej krew płynie w moich żyłach? - Spytałam, spuszczając wzrok z chmur i przenosząc go na zamknięte drzwi rezydencji, za którymi czekało na mnie błogie ciepło. Szczelniej otuliłam się płaszczem wampira, powoli wdychając i rozkoszując się jego zapachem. 
- Tak. - Potwierdził Alucard. Kiedy się odsunął, obróciłam się ku niemu i zatopiłam w błogiej przyjemności. Wampir objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie. Nagle czas jakby stanął, a ja poczułam to samo uczucie, które towarzyszyło mi zawsze, kiedy byłam blisko niego. Można by rzec, że z naszej krótkiej historii wychodzi ckliwy romans, lecz ja uważałam inaczej. To była prawdziwa historia stworzona przez człowieka i wampira. 

****

  W salonie przy ciepłym kominku było przyjemnie. Ogień trzaskał w palenisku, a małe ogniki tańczyły wokół żarzącego się drewna. W pokoju panował półmrok, na zewnątrz szalała burza, a deszcz uderzał wielkimi kroplami o parapety. 
  Blake siedział zapadnięty w fotelu, Wlter z pomocą Richarda opatrywał rannych i doglądał Michaela, który obecnie spał, Alucard stał przy oknie ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, a ja siedziałam na kanapie przed kominkiem, wpatrzona w ogień. Wszystkim udzielał się chory nastrój.
- Może, boja wiem... - Zaczął zniecierpliwiony Blake. - ... może powinniśmy się przygotować na kolejne starcie.
- To nic nie da. - Odparł Alucard, a wokół niego zatoczyła się aura ciemności. - Dunall tworzy Lykanów masowo w kilku miejscach. Nie urzęduje w jednym, byłoby to dla niego dość niebezpieczne. 
- To co proponujesz? - Blake przeniósł się do mnie na kanapę. 
- Musimy się rozdzielić i zniszczyć gniazda. - Powiedziałam cicho. Alucard skinął głową. 
- Podzielimy się na dwu osobowe grupy. 
  Wampir spoczął na fotelu obok. Jak na razie ani słowem nie odezwał się o nagłym przybyciu Integry. Wnioskując, że dla niego było to wielkim szokiem, to dla innych będzie podobnie. 
- Lilith idzie ze mną - Powiedział nagle i zaraz kontynuował, przenosząc swoje spojrzenie na resztę. - Ty Blake pójdziesz z Richardem, a Tamara...
- Mogę walczyć, to nic. - Powiedziała hardo dziewczyna. Mimo tak młodego wieku, jej spojrzenie było odważne, a serce waleczne. Cóż, nikt nie mógł jej zatrzymać.
- Pójdziesz z Integrą.
  W pokoju nagle zapadło milczenie i niemiła cisza. Wzrok Waltera i Blake'a padł na Alucarda, który przyjął to na siebie spokojnie. 
- O czym ty mówisz? - Walter w oka mgnieniu znalazł się obok starszego wampira. - Nie uderzyłeś się przypadkiem w głowę? Integra nie żyje.
- To prawda. - Blake wstał. - O czym ty bredzisz, Aluacard...
- ... ma rację.
  Drzwi pokoju otworzyły się, uderzając skrzydłami, a w progu stanęła głowa rodu Hellsing.
- CO?! - Walter razem z Blake'em zrobili zdziwione miny.
  Blondynka hardym krokiem weszła do pokoju, mierząc każdego wzrokiem pełnym zainteresowania. Szczególną uwagę zwróciła na nowe twarze. Ukradkiem zerknęłam na Alucarda, który ku memu zdziwieniu się uśmiechał. Naprawdę się uśmiechał. Nie cynicznie czy szaleńczo, ale szczerze i śmiało.
- Integra jak ty....
- Szczegóły później.
  Jej niebieskie oczy błysnęły. 































sobota, 19 września 2015

Lisia Kaplica

Ruszają prace nad nowym filmem. 
Świetna obsada i dość nietypowa rola główna:

W obliczu wyzwania staje cała ekipa. 

wtorek, 15 września 2015

Lisia Kaplica

Serdecznie zapraszam was do tej zabawy - 50 pytań o mnie. 
Chciałabym poznać swoich czytelników i mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy. Liczę na to.

1. Jak masz na imię?
- Natalia

2. Ile masz lat?
- 19

3. Rzecz, bez której nie możesz wyjść z domu ?
-  Krem Nivea. Dziwne, ale mam problemy z ustami XD

4. Ile masz wzrostu ?
- 162cm.

5. Jaki jest Twój ulubiony sklep w centrum handlowym? 
- Empik, Cropp,  

6. Czy masz jakieś fobie?
- Aham. Nienawidzę pająków

7. Kiedy masz urodziny?
- 13 marca.

8. Twoje największe marzenie?
- Mieć skrzydła

9. Jakich piosenek słuchasz?
- Wszystko co wpadnie w ucho

10. Ulubiony aktor/aktorka?
- Jeszcze się pytacie? A Tom Hiddleston to co? XD

11. Głośna muzyka czy cicha?
 - GŁOŚNA !

12. Ulubiony cytat?
W sumie mam trzy prawdziwe:
-  Jeśli się wyróżniasz jesteś znienawidzony. 
- Jeśli masz gorsze dni, pamiętaj, że po nich przyjdą lepsze. - Dzięki tym słowom, które powiedział nam ksiądz na religii w drugiej lub trzeciej klasie liceum, nie martwię się, aż tak.
- Nie musisz być we wszystkim najlepszy, wystarczy, że jesteś dobry. - To też słowa księdza z mojej starej szkoły. Był naprawdę fajny, śmieszny i dużo żartowaliśmy. Dało się z nim normalnie pogadać. Szanuję go po dziś dzień. :D

13. Jaki kolor koszulki masz na sobie?
- Mam bluzę, szarą z kapturem.

14. Jesteś wolna?
- TAK. 

15. Masz jakieś hobby?
 - Pisanie, czytanie, oglądanie natury.

16. Gdzie idziesz, gdy jesteś smutna?
 -  Hmm, w sumie sama nie wiem. Przeważnie siedzę 24/7 sama w swoim pokoju.

17.Ulubiony kolor?
- Niebieski - oznacza dla mnie kolor nieba czyli wolności i tego co można zobaczyć, kiedy wzniesiemy się ponad ziemię

18. Malujesz się?
- Nie

19. Jaki jest Twój kolor oczu?
- Zielony

20. Czy masz zwierzęta?
- Tak. Pieska - Nora

21.  Kolor ścian w pokoju?
- Brązowy i mam jeszcze fototapetę z lilią

22. Byłaś w tym roku u lekarza?
- Niestety tak.

23. Rozpuszczone czy spięte włosy?
- Ja mam nastroszone, artystyczny nie ład. Krótkie mam, no.

24. Umiesz śpiewać?
- Nom. Chodziłam kiedyś do szkoły muzycznej i grałam na skrzypcach. Dziś żałuję decyzji, że z nich zrezygnowałam. 

25. Czego nie lubisz w ludziach?
- A liczy się stwierdzenie, że ich nienawidzę. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale ja ludziom nie ufam.

26. Czy w odległości 3 metrów od Ciebie jest coś różowego? 
- Nie lubię tego koloru

27. Co chcesz wiedzieć o przyszłości?
- Kiedy w końcu umrę.

28. Czy byłaś kiedyś w innym kraju? 
- Nom.

29. Lubisz ostre przyprawy? 
- Raczej nie.

30. Jaki masz dzwonek w tel? 
- Fall Out Boy - Immortals

31. Czy masz na sobie skarpetki? 
- Nieee.

32. Czy masz opaleniznę?
- Nom. Przywiozłam z Turcji.

33. Co wolisz? hamburgera czy kebaba?
- To i to.

34. Masz jakieś przezwisko/ ksywę?
- Śledzik - od pierwszej klasy podstawówki po dziś dzień.

35. Lubisz chodzić do szkoły?
- Skończyłam trzy szkoły i teraz tęsknię za liceum :(

36. Jesteś leniem?
- Strasznym!

37. Czy lubisz pływać?
- Woda zawsze była moim żywiołem, chodź mam lęk głębokościowy. Polega o na tym, że jak nie widzę dna lub go dostrzegam, ale jest czymś porośnięty, to wpadam w panikę. Boję się też, że coś mnie wciągnie. 

38. Czy wolałabyś zostać zaatakowana przez niedźwiedzia czy stado pszczół?
- Niedźwiedzia, przytuliłabym się do niego.

39. Czy masz piegi?
- Nie.

40. Kiedy chodzisz spać?
-  Zależy. 

41. Czy jesteś uparta?
- Nie wiem, chyba tak i nie naraz.

42. Umiesz zwinąć język w rurkę?
- Nie.

43. Czy kiedykolwiek miałaś operację?
- Tak, usuwali mi torbiel czy tam krwiaka ze śledziony i teraz mam trzy blizny. Uff czuję się jak żołnierz po wojnie. XD

44. czy potrafisz wstrzymać oddech bez zatykania nosa?
- Oczywiście :)

45. Czy brałaś lekcja tańca?
- Nie, nie umiem i nienawidzę tańczyć.

46. Czy wycinasz kupony, a potem z nich korzystasz?
- Hmm, chyba nie.

47. W ilu językach mówisz?
- Angielski, niemiecki, japoński, portugalski, łacina. Z niektórych to tylko proste słówka.

48. Co najbardziej lubisz jeść na śniadanie?
- Śniadania jadam rzadko, ale przeważnie bułeczkę lub chlebek z Nutellą

 49. Czy byłaś kiedyś w harcerstwie?
- Raz w którejś klasie podstawówki.

50. Na jakich stronach masz jeszcze konto?
- Facebook, Twitter, ASK

niedziela, 13 września 2015

Lisia Kaplica

Co byście zrobili gdybym w tym momencie całkowicie, na zawsze, kategorycznie przestała pisać? Koniec Lokiego, wampirków i własnej historii?
Moja egzystencja na blogu wpadła by w czarną i zimną otchłań.
Pogrzebała bym klawiaturę, literki, przecinki i różne znaki.

???

Co jakby Vinterry/LadyKiitsune przestała istnieć?
Jakbym usunęła każde związane ze mną "coś"












Nie, a tak poważnie.
Chyba kupię sobie jeża, bo jeż mi się dziś śnił i był taki słodki.
Miał takie ostre kolce i dziubał, ale wzięłam go na rączki i mnie powąchał, a potem biegał po panelach w domu.
Hmm.
Tak.
Chyba kupię sobie jeża.

Vampire - Rose XXI

 Ja pikole, coś mnie zaraz strzeli. Dałam wam rozdział 22, a nie dałam 21. XD Zabijcie mnie.


  Kiedy nastał wieczór, wiatr się zmógł i księżyc wkroczył na podniebną ścieżkę, otworzyłam oczy. Leżałam na plecach z rękoma ponad głową. Blask sierpa pana nocy wkradł się przez poły na wpół zasłaniających duże okno zasłon. Gwiazdy zaczęły mu wtórować dopiero później, kiedy wszyscy prawdopodobnie już spali.
  Skrzyp drzwi zwrócił moją uwagę. W progu stał Richard z Michael'em, Blake'm i Tamarą, a za ich plecami czaił się Walter z wielką tacą, na której równiuteńko stały filiżanki z kawą i herbatą. Przyjęłam ten gest z uśmiechem, podniosłam się do siadu ciężko stękając i opierając się plecami o ramę łóżka. W całym towarzystwie brakowało mi tylko wampira.
  Tamara spojrzała na mnie porozumiewawczo, co odebrałam za odpowiedź o co chodziło z naradą. Richard trzymał w ręku składany stolik, a Blake kłopotał się z papierami.
- Pozwolisz młoda, że zajmiemy ci dłuższą chwilę. - Uśmiechnął się Michael, wchodząc jako pierwszy. Przysunął sobie fotel do mojego łóżka i rozłożył się na nim wygodnie, natomiast reszta rozłożyła stolik i porozkładała na nim papiery. Tamara siadła w nogach mojego łóżka, nawet na mnie nie patrząc. Jej uwaga w całości skupiła się na Blake'u, który zaczął coś mówić. Walter także zajął miejsce na fotelu, obok Michel'a.
- Spodziewamy się otwartego ataku ze strony Lykanów i Dunala. Gość jest szalony, nieobliczalny i ma kilkadziesiąt nakładów tych bestii. - Wytłumaczył Richard, spoglądając wpierw na mnie, a potem na zebranych. - Z pewnych źródeł wiem, że atak przypuszczą na rezydencję Alucarda.
- Mamy sprzęt i umiemy się bronić. - Wtrąciła niecierpliwie Tamara. Jej niebieskie oczy zapłonęły. Wiedziałam, że dziewczyna rwie się do akcji i chce jak najszybciej wykorzystać swoje umiejętności. Oczywiście nikt nie miał prawa jej tego zabronić, ale Tamara miała tylko szesnaście lat. Jeszcze tylu rzeczy mogła doświadczyć.
- Lilith? - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Richarda, który ściskał moją dłoń. Spojrzałam głęboko w jego oczy doszukując się czegoś co pozwoliłoby mi jakoś poradzić sobie z obecną sytuacją.
- Tak? - Spytałam po chwili milczenia.
- Im chodzi o ciebie.
- Zdążyłam zauważy. - Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Ale nie będę siedzieć z założonymi rękoma i czekać na cud.
- Lilith... - Zaczął zmęczonym głosem Michael, jednak stanowczo mu przerwałam.
- NIE! - Zacisnęłam dłonie w pięści. Teraz była okazja, aby pokazać wszystkim, że nie jestem taka słaba na jaką wyglądam. Miałam dość siedzenia bezczynnie w miejscu, przegrywania i manipulowania moją osobą. Chciałam wszystkim pokazać, że jednak umiem o siebie zadbać, że nie trzeba się mną opiekować, że ja też potrafię walczyć i wygrywać.
  Odrzuciłam kołdrę na bok, ignorując zlęknione i zdziwione spojrzenia zebranych. Wstałam o własnych siłach. Postawiłam stopy na zimnej podłodze, gdzie nawet jej zimno nie wzbudziło we mnie żadnych emocji.
- Nie będzie więcej rozkazów. - Poczułam jak ogon i uszy się materializują. Moje zmysły nagle się wyostrzyły. - Potrafię o siebie zadbać i razem z wami pokonam Lykanów  i .... - Rubena? Tego właśnie chciałam? Aby Ruben przepadł, zginął. Przecież nie był sobą, więc dlaczego tak bardzo upierałam się przy fakcie, że jeszcze można go uratować.
- Zostaniesz tutaj. Jesteś chora i nie dasz rady podnieść nawet miecza, a co dopiero walczyć. - Richard zrobił groźną minę, lecz na mnie ona nie podziałała. Byłam zbyt zdeterminowana, aby ulec.
- Nie! - Podniosłam głos, moje oczy błysnęły. Poczułam jak oddech Richarda też przyspiesza. - Nie jesteś.... Nie możesz mi rozkazywać.
- Owszem, mogę. - Richard złapał mnie za ramiona. - Jesteś moją córką, kocham cię, tak jak kochałem Amandę i nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Wszyscy są tu po to, aby cię chronić.
  Spojrzałam na każdego z osobna. Ich skinienie było jednoznaczne. Zacisnęłam mocno powieki i pięści. Czy hardość ducha właśnie mnie opuszczała, czy znowu zostałam zmanipulowana?
- Atak ma nadejść dziś w nocy. - Oznajmił Blake ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. - Jeśli tutaj zostaniesz będziesz łatwym celem.
- To prawda. - Richard wyprostował się, patrząc w stronę wampira. - Musimy ją ukryć.
  Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
  Zacisnęłam dłonie w pięści, aż kostki mi zbielały, zgrzytnęłam zębami. Oni wszyscy za mnie decydują, wszyscy podejmują za mnie decyzję bez mojej zgody, rozkazują i traktują jak przedmiot, który można przenosić z miejsca na miejsce. Dość!
  Podeszłam do okna, otwierając go i wyglądając na zewnątrz. Ziemia nie była, aż tak bardzo w dole, więc używając wilczych zdolności powinnam bezpiecznie wylądować.
- Macie tu coś w postaci lochów? - Spytała Tamara.
  Ona też przeciwko mnie?!
  Walter odchrząknął, patrząc na mnie. Wiedział?
- Tak, Alucard przetrzymuje tam trumny. - Powiedział, nieśpiesznie.
- Znakomicie. - Richard wydał się najbardziej zaangażowany w moje ukrycie.
  Zacisnęłam dłonie na parapecie, obróciłam lekko głowę i spojrzałam na zebranych. Zwróciłam się do nich przodem i oparłam o okno.
- Nie śpieszno mi do trumny. - Powiedziałam, przechylając się do tyłu. Zdążyłam jeszcze zauważyć jak Michael, Richard i Blake zrywają się ze swoich miejsc i pędzą ku mnie.
  Zimne powietrze owinęło się wokół mnie, a krople deszczu podrażniły skórę. Musiałam się obrócić, by nie uderzyć plecami o bruk, a to było nader łatwe, gdyż wilcze umiejętności poprawiły moją akrobatykę.
  Wylądowawszy lekko na ziemi, od razu wybiłam się z palców i popędziłam ku ogrodowi, gdzie ukryłam się między drzewami. Serce biło mi jak oszalałe. Przyłożyłam rękę do piersi, nasłuchując czy nikt za mną nie biegnie.
- Sama potrafię podejmować decyzje. - Ruszyłam przed siebie w głąb ciemnego lasu okalającego ogród. Wiatr szarpał moimi włosami i wkradał się co rusz pod moje ubranie, przez co z czasem zaczynało mi być coraz bardziej zimno. Objęłam się ramionami, dygocząc. Gdyby deszcz choć na chwilę ustał, to nie byłabym mokra, aż do suchej nitki. - Jasna cholera.
Zrobiłam kilka kroków i oparłam się o drzewo, opadając na ziemię. Podkuliłam pod siebie nogi i ukryłam w kolanach głowę. Powieki mnie piekły, a łzy spływały po policzkach, mieszając się z deszczem.
- Dlaczego opuściłaś pokój? - Głos Alucarda był blisko. Za blisko.
  Uniosłam zapłakany wzrok do góry. Teraz moje czerwone oczy konkurowały z jego. Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami w głuchej ciszy, przerywanej jedynie stukotem wielkich kropel deszczu o liście drzew. Widziałam jak kącik ust wampira drgał nerwowo.
  Odwróciłam mętny wzrok i wbiłam go w ławkę niedaleko.
- Wiesz, że oni po ciebie przyjdą. - Oznajmił cierpko.
  Skinęłam w ciszy głową, dalej mierząc ławkę spojrzeniem.
- Dlatego wszyscy....
- .... nie obchodzą mnie wszyscy. - Wstałam przecierając oczy rękawem za dużej koszuli, która sięgała mi do ud. Alucard znów musiał mnie przebierać, gdy byłam nieprzytomna. - Sama decyduję o swoim losie, wampirze. Dostosuj się do tego.
  Oczy Alucarda zapłonęły gniewnie, zmrużył oczy i lekko poruszył ręką.
- Chcesz coś udowodnić? - Spytał ironicznie, wykrzywiając usta w grymasie. - Jesteś naiwna, dziecinna i narwana, Lilith.
  Oho, jeśli Alucard zwracał się do mnie w gniewie po imieniu, znaczy, że stąpam po bardzo cienkiej linii dzielącej mnie od poważnych kłopotów. Ale.... ale to wszystko naprawdę mnie już denerwowało.
- Tak. - Powiedziałam stanowczo, wlepiając w niego poważne spojrzenie. Stałam prosto z wysoko uniesioną głową, na wprost Nosferatu.
  Alucard wyszczerzył się apatycznie, co skrywało też nutkę zdenerwowania i chłodu. W mgnieniu oka czułam na plecach szorstkość kory drzewa, do którego przyszpilił mnie wampir.
- Słuchaj, bo dwa razy nie będę powtarzał. - Pierwszy raz widziałam u niego taką determinację i nienawiść. - Lykanie to nie przelewki. Wiem co potrafią, bo nie raz zetknąłem się z tego typu potworami.
- Potworem jesteś ty. - Warknęłam, przerywając mu.
  Alucard nie zważał na mój stan umysłu i ciała. Złapał mnie za gardło i ścisnął. Tlen ulotnił się tak szybko, że nie zdążyłam nawet zareagować i nabrać powietrza w płuca. Zaczęłam usilnie walczyć o oddech, gdy w oczach wampira rozgrywała się prawdziwa wojna.
- Alu... - Złapałam jego nadgarstek, próbując go odciągnąć. - .... boli... ugh.
  Wampir zwolnił nagle swój uścisk i poleciał w bok.
- Co ty robisz? - Rozzłoszczony Richard dosłownie tonął w czarnych płomieniach. Jego płaszcz powiewał na wietrze, a nogi już kierowały się w stronę leżącego na ziemi wampira. - Chciałeś ją zabić?
- Nie. - Odparł cierpko wampir.
  Obserwowałam całą sytuację, kuląc się pod drzewem ze łzami. Kaszlałam, a gardło dosłownie mnie paliło, gdy nabierałam kolejne wdechy.
- Tak bardzo chcesz ją chronić, że nie zauważyłeś, że robisz jej krzywdę.
  Richard złapał Alucarda za koszulę i podniósł do góry. Teraz Nosferatu wydawał się słaby i bezbronny, gdy czarne płomienie ojca lizały jego osobę. Był bierny.
- To... nie tak. - Podciągnęłam się do góry.
- A jak?! - Krzyknął Richard, patrząc na mnie. - Teraz go bronisz? Nie zauważyłaś, że jeszcze przed chwilą cię dusił? Lilith otrząśnij się!!!
  Moje oczy rozszerzyły się. Richard chyba pierwszy raz na mnie krzyczał.
- Przestań. - Powiedział spokojnie wampir. Nagle zniknął i pojawił się za mną. Obróciłam szybko głowę, dostrzegając na jego policzku rozcięcie, z którego ciekła krew.
- Odsuń się od niej. - Richard wyciągnął przed siebie dłoń, wokół której powietrze zaczęło falować i materializować coś dziwnego. Czarne płomienie owinęły się wokół niego, podrywając krzyż, zwisający mu na rzemyku.
- Nie chcę jej krzywdy. - Alucard położył mi dłonie na ramionach, a ja mimowolnie się spięłam i wzdrygnęłam. Po kręgosłupie przeszedł mi dreszcz.
- Czy ty się w ogóle słyszysz? - Richard pokręcił głową. - Jesteś potworem.
  Alucard dotknął nosem mojej szyi. Mój puls przyśpieszył, a wampir się uśmiechnął obnażając kły.
- Odejdź od niej. - Czarne płomienie przyjęły kształt długiego i ostrego ostrza. - Powtarzam po raz ostatni.
- Chciałbym, ale... - Poczułam na skórze lekkie ukłucie. Potem świat przed oczami mi zawirował, poczerniał, a grunt spod nóg uciekł za szybko. - ... muszę cie schować.
  Odepchnęłam od siebie wampira. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, potykając się o coś długiego i twardego. Upadek nie był bolesny, bo nie osiadłam na ziemi, a na.... trumnie?
- Chodź. - Powiedział stanowczo wampir, krocząc ku jakimś dziwnym drzwiom. Klamka ustąpiła pod jego naciskiem, a ze środka buchnęło zimne powietrze.
- Jeśli myślisz, że tam wejdę, to grubo się mylisz. Alucard jesteś niepoważny. - Zacisnęłam dłonie na brzegu trumny.
  Nagle wampir zmaterializował się przede mną i wziął mnie na ręce, ignorując wszelkie protesty, wyzwiska, wiązki przekleństw i bicie w klatkę. Kiedy wszedł do ciemnego pokoju, postawił mnie na ziemi. Pochodnie zawieszone na ścianie zapłonęły szybko, buchający ogień od razu ocieplił mały pokoik. W pomieszczeniu stało łóżko i mała szafka, na której zauważyłam wielki dzban z wodą i kubek.
- Jak wszystko się skończy - Zaczął Alucard, obracając się do mnie plecami. - Przyjdę po ciebie.
- Stój. - Nakazałam stanowczo i szybko. Nie miałam zamiaru spędzić tutaj wieczności, kiedy przyjaciele nadstawiali za mnie karku. To także była moja bitwa, którą musiałam wygrać. Musiałam pomóc Rubenowi. - Ja tu nie zostanę, dobrze o tym wiesz.
- Zostaniesz. - Wampir spojrzał na mnie kątem oka.
- Nie. - Musiałam jak najszybciej coś wymyślić. - Też chcę walczyć, chcę pomóc Rubenowi.
  Alucard obrócił się w moją stronę, jego płaszcz zafalował, coś błysnęło.
- Nie rozumiesz jednego, prostego polecenia? - W jego głosie słyszałam złość. Wampir podszedł do mnie i nachylił się, aby moje oczy były na wysokości jego. To była moja szansa.
- Nie.
  Złapałam go za płaszcz i przyciągnęłam do siebie. Jego usta były zimne i cierpkie, smakował winem i krwią. Wampir całkowicie zdezorientowany chwilę tkwił w bezruchu, aż w końcu wyprostował się, obejmując mnie rękoma.
  Puściłam jego płaszcz i zjechałam w dół, tam gdzie trzymał pistolety. Wystarczył tylko jeden ruch, odskok, wymierzenie i pociągnięcie za spust.
- Przepraszam. - Jedna łza spłynęła po moim policzku. - Ale muszę tam iść.
  Alucard mętnym wzrokiem spojrzał na moją twarz. Zachwiał się niebezpiecznie, oparł o ścianę i podtrzymał za brzuch, skąd ciekła krew. Chwilę potem zjechał po murze, zostawiając na niej czerwoną smugę.
  Wybiegłam z pomieszczenia tak szybko jak tylko mogłam, nie oglądając się za siebie, ścierając łzy płynące po policzku, pociągając nosem. Było mi źle, ponieważ skrzywdziłam kogoś mi bliskiego. Kogoś, kto uratował mi życie i się mną zajął.
  Poszukałam wzrokiem wyjścia, potem pchnęłam mosiężne drzwi i wyszłam na korytarz, który kończył się schodami prowadzącymi w górę. Przeskakując po dwa stopnie, znalazłam się na parterze w mniej niż minutę. Kolejny raz natrafiłam na drzwi, z którymi musiałam się już trochę namęczyć.
  Z oddali dobiegły mnie jakieś dziwne dźwięki, jakby brzdęk stali? Wyjrzałam prze okno, wmurowane w ścianę zaraz obok drzwi wejściowych. Na placu przed rezydencją rozgrywało się totalne piekło. Lykanów była ponad setka, a na ich czele Dunall, drąc się w niebo głosy.
  Jeśli miałam stanąć przeciwko jego armii, musiałam mieć broń, a ona jeśli dobrze pamiętam leży w moim pokoju w szafie. Tę odległość pokonałam naprawdę szybko, lecz kiedy weszłam do pokoju, zastał mnie niecodzienny widok. Obok mojego łóżka stał Walter, zaś przy jego boku leżało moje ubranie i broń.
  Lokaj uśmiechnął się tajemniczo.
- Walter? - Spytałam.
- Hrabia kazał ci to przekazać. - Mężczyzna podał mi ubranie. Czarne spodnie, biała koszula na to płaszcz, buty za kostkę i rękawiczki. - Wiedział, że go nie posłuchasz. Ale w sposób jaki to pokazałaś, był nieco....
- Gwałtowny.
- Tak - Zgodził się i stanął w progu.
  Zaniemówiłam, patrząc na ubranie i miecz. Wiedział.
- Pani przyjaciele już się rozgrzewają. Jeśli naprawdę czuję się Pani na siłach, proszę do nich iść.
  Obejrzałam się, lecz drzwi już się zamknęły, pozostawiając mnie samą w pokoju. Nagle dopadła mnie chęć rozpłakania się i wrzeszczenia na całe gardło. Upadłam na kolana, przyciskając ubrania do piersi. Zamknęłam oczy i zawyłam.
- Naprawdę. - Śmiech Alucarda sprowadził mnie na ziemię. - Aż tak się o mnie martwisz?
  Uniosłam szybko wzrok do góry, napotykając wesoło tańczące ogniki w czerwonych tęczówkach. Dosłownie wpadłam wampirowi w ramiona. Przylgnęłam do niego całym ciałem, łzami mocząc jego białą koszulę. Poczułam jak jego ręce opadają na moje ramiona, potem na biodra i przyciągają do siebie. Alucard był zimny, ale teraz sprawiał wrażenie rozgrzanego.
- Przepraszam. - Zaszlochałam głośno. - Ja... naprawdę.
  Wampir położył dłoń na moje głowie, gładząc ją delikatnie, niemalże czule.
- Nie złoszczę się. Wiedziałem, że nie będę mógł cię schować. Jednak - Chwila przerwy, wdech, wydech. - Nie spodziewałem się takiej reakcji.
  Spojrzałam w jego czerwone oczy. Jak długo jeszcze mogłam powstrzymać się przed faktem dokonanym? Jak długo mogłam obojętnie obchodzić się z jego pieszczotami? Jak długo będę sobie wmawiać kłamstwa?
  Pociągnęłam Alucarda za krawat i pocałowałam go namiętnie.
~ Doskonały moment. - Szepnął w moje myśli.
- Zamknij się. - Mruknęłam, uśmiechając się.
  Tak długo, jak będę stąpać po tej ziemi, nie przestanę darzyć uczuciem tego wampira.


























piątek, 11 września 2015

Vampire - Rose XXII

 Wróciłam. Jedenaście dni w tropikach całkowicie mnie rozleniwiły. Jestem opalona (w końcu). Było przecudownie. Jak nie chciałam jechać do Turcji, tak nie chciałam jej opuszczać. Świetna ekipa pracowników.
Animator - Emre
Ratownik - Mucahit ( ten z zajebistymi afro włosami - aż dwa lata starszy xD )
I reszta na drugim zdjęciu. Razem zjeżdżaliśmy na zjeżdżalniach - 11 osób na brzuchu i łapanka za nogi, potem dziewczyny siedziały na ramionach chłopaków i nawzajem próbowałyśmy się zrzucić. 
Dwie rany, aż do krwi na kościach biodrowych - skutek zjeżdżania na brzuchu.
Rozwalone i spuchnięte kolano - Mucahit na mnie w wodzie wpadł XD
Siniak na piszczelu - wychodzenie z wody ( jakim cudem O_o )
Emre - animator - jak dopadł naszych kart, to nam czarował ( mózg rozwalony, za jasną cholerę nie wiem jak on te sztuczki robił ).
Świetni kelnerzy - bawili się z nami równo.
Wygłaskałam wszystkie koty i psy ( jak zawsze ).
Mam koszuleczkę z podpisami i taką zwykłą.
W końcu kupiłam sobie lenonki.
No i robiłam za tłumacza 24/7, bo nikt nic nie rozumiał. XD
Jak filmik z wakacji będzie gotowy, podrzucę wam linkacza :D 
Jednym słowem było cudownie.

A i tak na marginesie - poprawka z marutki mi nie wyszła XD
Ale cóż zdarza się. Teraz tylko muszę poszukać pracy :D 






















 Burza szalała, nieokiełznana, deszcz stukał o posadzkę, wiatr rwał wszystko dookoła. Lykanie nadchodzili z każdej strony, przewodzący nimi Dunall śmiał się głośno. W całym tym rozgardiaszu nie dostrzegłam tylko Jae-Ha. Przecież on pracował dla tego szaleńca, znaczy, to jest on należał do Watahy tak jak Ruben.
  Wyszłam przez główne drzwi rezydencji, dwa drewniane skrzydła uderzyły o marmurową ścianę, lecz nawet to nie zwróciło niczyjej uwagi. Burza była zbyt głośno, by cokolwiek można było usłyszeć.
- Masz. - Alucar wręczył mi douszny komunikator. Spojrzałam na niego pytająco. - Ja odczytam twoje myśli, ale oni nie.
  Spojrzałam przed siebie.
  Tamara co rusz rozwijała i zwijała swoją włócznię, masakrując ciała Lykanów, którzy zgromadzili się dookoła niej. Utworzyli półkole, a dziewczyna próbowała odeprzeć ich atak. Cięła głęboko, robiła młynki, a ostrze włóczni przecinało wszystko. Krew tryskała jak z fontanny, a ruchy białowłosej idealnie prowadził ją w neutralną stronę, gdzie żadna kropla posoki nie splamiła jej osoby.
  Gdzieś z tyłu, za plecami Tamary, dostrzegłam migoczącego pomiędzy potworami Michael'a razem z Richardem. Mój przyjaciel nie był idealnym szermierzem, raczej wolał utrzymywać dystans i zdejmować każdego z łuku, lecz teraz było to niemalże niemożliwe. Przy takiej ilości Lykanów, Richard wspomógł go swoimi czarnymi płomieniami. Ogień lizał każdego potwora, ciął, rozrywał, szarpał jakby miał zęby. Mimo, że Michael miał sztylet, dalej strzelał z łuku. Strzały trafiały w głowy Lykanów, powalając ich wielkie cielska na bruk, gdzie broczyły we własnej krwi.
- Zamierzasz dołączyć... Lilith? - Blake pojawił się obok naszej dwójki. - Co ona tu robi? - Wskazał na mnie palcem z dezaprobatą. - Miałeś ją ukryć!
  Gdzieś na placu przed rezydencją coś huknęło. Czarne płomienie wystrzeliły w górę, tężejąc i ciągnąc za sobą Lykanów. Potwory nabiły się na ostre, czarne kolce. Potem jakby ogień na chwilę zamarł, znikł na sekundę i ponownie wystrzelił w górę, cisnąć w każdego Lykana milionami igieł.
- No, no. - Cmoknął Alucard, uśmiechając się. - Twój ojciec wygrywa.
- Co robi? - Spytałam. Chyba nie do końca wiedziałam co się tam dzieje.
- Załóż słuchawkę.
  Zamontowałam urządzenie w uchu. Krzyki wszystkich dosłownie wbiły mi się do głowy.
~ Trzydziesty. Pobijesz mnie? - Krzyknął Richard.
~ Oczywiście. - Odparła Tamara.
  Zauważyłam jak dziewczyna zwinnie przeskakuję nad przychodzącymi do niej potworami. Kręcąc nad głową młynki, wbiła ostrze w jednego z Lykanów, uniosła go na włóczni i wrzuciła w grupkę, która zmaterializowała się za jej plecami. Ruchy dziewczyny były szybkie, przemyślanie i zdecydowane.
  Nagły wybuch rozświetlił na moment wszystko dookoła.
~ Czterdzieści. - Ryknęła wesoło.
  Blake westchnął z dezaprobatą.
- Zawody w takim momencie.
  Coś zwróciło moją uwagę. Alucard postąpił krok do przodu, wyjmując z czerwonego płaszcz dwa pistolety. Nagle ubranie się na nim zmaterializowało i wyglądał dosłownie tak samo jak podczas naszego pierwszego spotkania w lesie. Nim się zorientowałam, wampira pochłonęły czarne macki, które wystrzeliły do przodu, masakrując Lykanów z potężną siłą.
- Uważaj na siebie. - Blake ścisnął moje ramię. - Każdy się o ciebie martwi. Alucard też będzie cię obserwował.
  I już go nie było. Zostałam sama na schodach rezydencji, a przede mną było istne piekło.

****

  Walczyłam. Była to męczarnia biorąc pod uwagę deszcz czyli kompletnie niedogodne warunki pogodowe, masy Lykanów, którzy nie wiadomo skąd się pojawiali i to, że w ogóle nie umiałam się odnaleźć. Cięłam na oślep jak popadnie i zanurzałam ostrze w ciałach potworów, nawet ich nie zabijając. 
  W momencie, kiedy ich cielska padły na ziemię, spod spodu wystrzeliwały czarne kolce. Krzyki, wrzaski i jęki agonii niosły się po okolicy niczym dźwięk dzwonu oznajmiający południe. Wszystko to było jednym wielkim koszmarem, z którego chciałam się jak najszybciej obudzić.
- Jak ci idzie? - Spytał Richard. Jego ton głosu wcale nie wskazywał na to, że jest ucieszony z faktu, że pojawiłam się na polu bitwy. Wręcz przeciwnie, kiedy tylko mnie zobaczył zaczął krzyczeć i kląć na Alucarda, wymachiwać wszędzie dookoła swoją bronią i przyrzekł, że wypatroszy wampira i powiesi go sobie nad kominkiem.
- Mam... małe problemy. - Odpowiedziałam zmęczonym głosem. Ręce mnie bolały, tak samo nogi i szyja, przez co nie mogłam swobodnie walczyć.
  Niespodziewanie przede mną, wśród nadciągających Lykanów, gdzie ich liczba przekraczała poziom mojego IQ, wyrósł jak spod ziemi czarny, wielki pies o czerwonych ślepiach. Z jego ciemnej, falującej na wietrze sierści wystrzeliły czarne macki, które dorwały każdego potwora i zgniotły, siłą przywodzącą na myśl wielkie imadło.
- Lilith? - Pies dziwnie zamrugał oczami.
- Wszystko w porządku! - Warknęłam, ściskając oburącz miecz. Lykan przede mną, który machał na oślep łapami, zawył po sekundzie, kiedy ostrze wbiło się w jego głowę.
  Opadłszy na ziemię, wbiłam miecz w ziemię i klękłam. Oparłam głowę na dłoniach, które nadal ściskały rękojeść. Oddechy, które brałam, zdawać by się mogły rozrywać mi pierś, ogień dosłownie trawił moje płuca.
- Lilith nad tobą. - Krzyknął Blak, wzbijając się w powietrze, kręcąc beczkę i z pistoletu mierząc w potwora w skoku, który zamachnął się ogromną łapą rozrywając mi ramię.
  Otworzyłam w momencie szeroko oczy z niedowierzania, złapałam za rękę i upadłam kilka metrów dalej, plecami drąc o bruk. Zawyłam z bólu, a mój krzyk rozdarł powietrze i przebił się przez ścianę burzy. Wszyscy wokół rzucili się w moją stronę, jednak potwory były szybsze i zablokowały im drogę.
  Jeden z Lykanów jakby zastygł z bezruchu, obrócił się mierząc mnie złotymi ślepiami i podszedł do mnie. Cofnęłam się z przestrachem pod drzewo wpatrując się bacznie w bestię i jego gwałtowne ruchu. Lykan podniósł mnie do góry, rozerwał resztki płaszczu i cisnął nim o ziemię. Moje ramię rozdzierał ból, kiedy łapa potwora boleśnie się na nim zaciskała. Krew wypełniła moje nozdrza metalicznym zapachem i prawie doprowadziła do mdłości.
  Lykan zawył i złapał mnie w ramiona, unieruchamiając i pozbawiając szansy na ucieczkę. Wybił się z potężnych łap i skoczył przed siebie w las, gdzie zniknęliśmy w ciemnych zaroślach.