wtorek, 10 listopada 2015

Vampire - Rose XXVI - KONIEC

 Do całego rozdziały wrzucam wam także pioseneczkę :D
Two Steps From Hell - Master of Shadows


 Zastrzygłam wilczymi uszami, zrywając się do biegu w stronę Dunalla. Mężczyzna tkwił z głupim uśmiechem w miejscu i chyba nie miał zamiaru się z niego ruszyć. Natomiast jego ręka drgnęła i poleciała do przodu. Lykan na ten znak ruszył w moją stronę.
  W ostatnim momencie uchroniłam się przed jego atakiem, wyskakując do góry. Miękko i zwinnie wylądowałam na jego uniesionej, tylnej łapie, po czym zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go z pięści w twarz. Stwór zasłonił twarz łapami i zawył przeraźliwie rozdzierając powietrze.
  Richard w tym samym czasie zajął się Dunallem, który gdzieś nagle zniknął mi z pola widzenia. Staruszek wirował w koło ojca z mieczem, tnąc na oślep w szale. Richard tworzył wokół siebie tarczę z czarnych płomieni, broniąc się przed atakami Dunalla.
- Ruben ocknij się! - Krzyknęłam prosto w twarz Lykana, który patrzył na wszystkie strony świata jakby czegoś szukając. Nie miałam przy sobie żadnej broni, jedynie wilcze umiejętności, którymi też nie za bardzo potrafiłam się posługiwać.
  Potwór zrobił krok do tyłu, schylił się i wyparował do przodu w moją stronę. Odskoczyłam, jednak jego ostry i długi pazur rozciął mój policzek, z którego zaraz pociekła krew. Syknęłam czując pieczenie. Otarłam rękawem bluzy posokę i pobiegłam za Lykanem. Starłam się z nim w boju na pięści, z czego on obrywał w większości, ponieważ jego ciało było wielkie i powolne, a moje - może trochę mniej odporne na ciosy, ale szybkie i zwinne.
  Zamachnęłam się ręką i uderzyłam go w nos - najczulszy punkt zwierząt. Następnie wybijając się w powietrze kopnęłam go z pół obrotu. Gdyby nie to, że mam w sobie geny matki, która była zmiennokształtną, nigdy nie wykonałabym takich akrobacji połączonych z niesamowitą siłą.
- Proszę obudź się z tego, RUBEN!!! - Krzyczałam, lecz on w ogóle nie reagował.
  Umknęłam pod łapą potwora, celując pięścią w jego żebra. Nic nie poczuł. Nawet się nie skrzywił, za to ja krzyknęłam głośno z bólu, kiedy jego pazury przeorały moje udo. Ból był niesamowity, a sama rana głęboka. Moje umiejętności regeneracji nie działały tak szybko, by w ułamku sekundy zasklepić tę ranę.
  Nim dostrzegłam kolejny atak Lykana, czarna ściana zablokowała jego natarcie. Zerknęłam szybko w tył. Richard nadal ścierał się z Dunallem, ale kątem oka spoglądał na mnie. Podziękowałam mu za to w duchu i szybko wycofałam się do tyłu, kiedy czarna ściana runęła niczym domek z kart, rozsypując się na wszystkie możliwe strony.
  Ryk Lykana niósł się echem wokół. Był strasznie głośny, że musiałam sobie zatkać uszy.
- Lilith! - Tamara rzuciła w Lykana swoją włócznią. Broń przebiła go na wylot, lecz na niego to wcale nie podziałało. Wręcz przeciwnie - bestia rozwścieczyła się jeszcze bardziej. Białowłosa chwyciła mnie pod ramię, ciągnąc do tyłu, gdy Integra naparła na niego ze swoim mieczem, a Walter atakował go z dystansu.
  Widząc starania przyjaciół poczułam się nagle ciężarem. Nie wiem czy gdzieś umknęła mi scena, kiedy nawet Blake do nas dołączył, ale czas nagle się dla mnie zatrzymał. Wszystko dookoła zamarło w bezruchu, jakby nigdy nie żyło.
  Wstałam, zrobiłam kilka kroków, zamrugałam ze zdziwienia. Wszystko ucichło. Nie mogłam nawet usłyszeć swojego oddechu czy bicia serca.
- Co jest? - Rana na udzie zniknęła, tak samo jak na policzku. Nie było ich. - Coś czuję, że wkroczyłam na nowy poziom regeneracji.
  Uśmiechnęłam się na to stwierdzenie, chociaż czas był nieodpowiedni, bo byłam w samym środku bitwy, która przesądzi o wszystkim.
  Spojrzałam na Rubena w ciele wielkiego i przerażającego Lykana. Podeszłam do niego i dotknęłam miejsca, w którym powinno być serce. Jego bicia też nie wyczułam.
- Co się w ogóle dzieje? I gdzie ja jestem? - Mówienie na głos od zawsze było dla mnie w czymś rodzaju szybkiego rozwiązania i uzyskania odpowiedzi. Gdy tak robiłam, bardziej rozumiałam sens tego co chcę osiągnąć, zrobić czy zrozumieć.
  Rozejrzałam się dookoła, by odnaleźć coś dziwnego co spowodowało tą nagłą zmianę w sytuacji, lecz nic takiego nie dojrzałam.
- Moja mała łowczyni.
  Zamarłam. Gdy usłyszałam ten tak dobrze znany mi głos, którego pożądałam od samego początku, moje oczy wypełniły się łzami. Szybko zaczęłam kręcić głową, by zobaczyć gdzie jest Alucard, lecz pomiędzy przyjaciółmi i wrogami nie dostrzegłam sylwetki wampira. Jedynie głos mówił mi, że gdzieś tu jest.
- Alucard! - Zacisnęłam pięści, a łzy spłynęły po moim policzku, mieszając się z... krwią?
  Nagle wszystko odżyło, dźwięk walki wypełnił przestrzeń dookoła mnie: krzyki, ścieranie się ze sobą stali i pazurów, odgłosy magii.
- Lilith. - Blake wziął mnie na ręce i usadził na schodach przed drzwiami do rezydencji. - Co ty robisz? O mało cię nie zabił?
  Spojrzałam na niego zdezorientowana. Czy on nie doświadczył tego co ja? Nie wiedział co się właśnie stało? Czas stanął w miejscu, ale chyba tylko dla mnie. Oni nie byli niczego świadomi.
- Co? - Spojrzałam na niego osłupiała. - Przecież Ruben.... Integra, Tama i Walter się nim zajęli.
- Nie o tego stwora mi chodzi. - Blake wskazał palcem na pole bitwy, gdzie nagle przed oczami mignął mi obraz długich, czarnych włosów.
- Jae-Ha! - Zagryzłam zęby, wstając. Powstrzymała mnie ręka Blake'a.
- Nie możesz tak walczyć. - Wskazał teraz na moje udo. - Siedź tu i się regeneruj, za chwilę dołączysz.
- Chyba śnisz! - Na odchodnym zamachałam mu ogonem. Ból już całkowicie odszedł, lecz noga dalej krwawiła, a to stanowiło nie lada problem, bo mogłam się wykrwawić.
  Adrenalina, która teraz buzowała w moich żyłach uświadomiła mi, że muszę się zemścić na tym wypucowanym eleganciku w czerni. To on zabił Alucarda, oszukał nas i teraz za to zapłaci.
- JAE-HA! - Krzyknęłam, nacierając na niego. Oczy przysłoniła mi słodka zemsta. Zamachnęłam się i z całej siły walnęłam mężczyznę w twarz, jednak on uchylił się przed moim atakiem i zanurkował w dół, podcinając moje nogi. Poleciałam do tyłu, czując jak łapie mnie w tali.
- Witaj kotku. - Uśmiechnął się zawadiacko. - Nie wiedziałem, że tak szybko się spotkamy. Przeczuwałem, że do tego dojdzie, ale nie wiedziałem, że dopadniesz mnie w takim stanie.
  Zobaczyłam błysk stali, a potem moją głowę jak i całe ciało - szczególnie udo - przeszył ogromny ból. Zawyłam, a łzy napłynęły mi do oczu. Ciemna fala bólu powaliła mnie na ziemię. Uderzyłam o nią plecami.
  Czarnowłosy wbijał mi sztylet w ranę, która na nowo zaczęła niesamowicie piec i szczypać. Gdzieś w oddali, za mgłą dało się usłyszeć krzyki wszystkich, którzy jeszcze walczyli.
- Jesteś nieznośna. - Jae-Ha szepnął mi do ucha jadowitym tonem, mocniej wbijając ostrze, aż przeszło na wylot.
  Zacisnęłam zęby tak mocno, że moje dziąsła zaczęły krwawić, zamknęłam oczy, ścisnęłam dłonie.
-Spierdalaj od niej. - Tamara wbiegła z rozmachem na mężczyznę, machając włócznią jak opętana. Mimo, iż nie miała jednej ręki, to nadal walczyła znakomicie.
- Jaka zadziorna. - Jae-Ha dosłownie dławił się śmiechem, skacząc jak królik i uchylając się przed atakami białowłosej. - No, no, no Lilith. Twoja przyjaciółeczka jest niezła.
  Zmaterializował się za mną, dotykając lekko mojego ramienia. Kątem oka zdążyłam dostrzec jak jego ubranie faluje pod wpływem wcześniejszego, gwałtownego ruchu. Przeraziłam się.
- Ale ty jesteś lepsza, dlatego... - Złapał mnie pod pachami i uniósł do góry.
  Instynktownie stanęłam na nogach przez co zaraz tego pożałowałam. Ranne udo bolało mnie jak cholera. Przeniosła ciężar ciała na drugą nogę.
-... zabawimy się jeszcze przez chwilę.
  Znad przeciwka, w naszą stronę biegł Ruben. Jego oczy błysnęły złowrogo.
- Tak się składa, że nasz pupilek jeszcze dziś nic nie jadł. - Mężczyzna pociągnął mnie za ramię w stronę Lykana.
  Próbowałam się wyrwać, lecz jego uścisk był zbyt mocny, bym choćby mogła poruszyć ręką.
  Jae-Ha zatrzymał się prze Rubenem, zasłonił się mną i pchnął do przodu. Stanęłam chwiejnie na zdrowej nodze, niepewna zamiarów potwora zaczęłam się cofać, jednak kiedy stojący za mną wróg stanowczo uniemożliwił mi ucieczkę, serce podskoczyło mi do gardła.
  Zagapiłam się na złote oczy Lykana, który stał niebezpiecznie blisko mnie. Czułam jego oddech na swojej skórze, wiedziałam połyskujące na biało ostre kły w paszczy oraz mieniące się pod kroplami deszczu pazury.
- No dalej. - Jae-Ha oparł dłonie na moich plecach i lekko pchnął do przodu. Bestia była zbyt blisko, bym teraz mogła uciec, a biorąc pod uwagę moją ranną nogę, żadna ucieczka nie wchodziła w grę. - To twój ukochany prawda? Przecież cię nie skrzywdzi.
  Lykan podszedł do nas i zniżył swój łeb na wysokość mojej głowy. Przełknęłam głośno ślinę, po czym zamknęłam oczy. Jeśli miałam umrzeć, to wolałam nie widzieć tych nacierających na mnie pazurów.
~ Kocham cię Alucard. - Pomyślałam w ostatnim momencie mojego życia.





























5 komentarzy:

  1. Cóż mogę napisać. Historie ostatnio śledziłam dosyć pobieżnie, ale końcówka świetna. Kocham zabijanie głównych bohaterów na koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabijanie głównych bohaterów kojarzy mi się z Grą o Tron. Osobiście nie lubię i nie czytam, ale dużo się o tym mówiło. Dziękuję za opinię :)

      Usuń
  2. Podbijam komentarz Sztyletnicy... tylkocoz Alusiem? Może jakaś zemsta? Będzie Vampire Rose cz. 2? Zemsta Alucarda?
    Skończyłam czytać w chwili końca piosenki ;)
    - Lesio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lesiu poczytaj to zobaczysz co się stanie :D

      Usuń
    2. Ale co mam poczytać,jak to jest ostatni rozdział? :O

      Usuń