Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
Paulo Coelho
Szatynka po powrocie do domu, od razu pobiegła do pokoju.
Nie jechała autem, ponieważ zamglone od płaczu oczy, utrudniały widoczność. Nie
trudziła się nawet na spokojny marsz, tylko biegła ile sił w nogach, by czym
prędzej znaleźć się w swoich czterech ścianach. Rzuciła się na łóżko i przytuliła
do siebie poduszkę. Była zła, aż się w niej gotowało. A to wszystko
spowodowane rozmową z Lokim. Podniosła się na przedramieniu i spojrzała na
stolik nocny, na którym leżał talerz. Wzięła go do ręki i jednym sprawnym
ruchem, cisnęła w przeciwległą ścianę. Szkło roztrysnęło się na wszystkie
strony, raniąc przy tym dziewczynę. Była za blisko. Ostra krawędź odłamka,
przeciął jej policzek. Poczuła pieczenie, lecz nic z tym nie zrobiła.
Pozwoliła, aby ból wypełnił ją całą.
~*~*~*~
Wracał właśnie do domu, w którym spędzał każdy dzień. Cały
czas dotykał policzka, i za każdym razem czuł to samo. Szczypanie, spowodowane
uderzeniem Ellie. Dopiero gdy zobaczył ją wracającą na piechotę do domu,
uświadomił sobie, że za dużo powiedział. Dziewczyna cierpiała tak samo jak on.
Tylko, że Loki żył ze świadomością, że Odyn żyje. Miał to szczęście, że
chwilowo nie mógł wrócić do Asgardu i go nie oglądać. Nie wysłuchiwać kolejnych
słów, które miały na celu sprowadzenia go na dobrą drogę. Nie był zły. On tylko
kroczył własnymi ścieżkami. Tymi, które uważał za stosowne i pewne. Będąc już u
progu domu, nacisnął klamkę, która ustąpiła od razu, zapraszając do
środka. Z góry dobiegł go płacz
dziewczyny. Przepełniony bólem i rozpaczą. Strachem i niepewnością. Co miał
zrobić? Nie wiedział. Nigdy bowiem nie był w takiej sytuacji. Westchnął i
skierował swoje kroki w stronę jej pokoju. Zatrzymał się przed drzwiami i przez
moment nasłuchiwał. Po chwili zawahania, wszedł. Od razu go zauważyła. Zerwała
się gwałtownie z łóżka i podbiegła do niego, okładając jego osobę pięściami.
- WYNOŚ SIĘ STĄD. NIE CHCĘ CIĘ JUŻ WIĘCEJ WIDZIEĆ. WRACAJ
TAM SKĄD PRZYBYŁEŚ I TAM RAŃ LUDZI. – Każde słowo, było wymawiane z coraz
większą złością. Jednak on pozwolił jej na to. Na rozładowanie złości i
energii. – JESTEŚ GŁUPIM, NIECZUŁYM I WKURZAJĄCYM FACETEM, JAKIEGO W ŻYCIU
SPOTKAŁAM. GDYBYM WIEDZIAŁA JAKI JESTEŚ, NIGDY BYM NIE POZWOLIŁA POSTAWIĆ CI
NOGI W TYM DOMU. – W końcu zareagował. Chwycił ją za nadgarstki i mocno
przytrzymał. Jednak słowem się nie odezwał. Dziewczyna spuściła głowę i płakała
jeszcze mocniej. – Może im mój ojciec był tyranem, ale go kochałam. Miałam dla
kogo istnieć. – Powiedziała słabym i łamiącym się głosem. - Ty Loki masz ojca,
który cię kocha. Wiem to. Rodzicielska miłość jest nieograniczona. Może po
prostu nie umie tego okazać w taki sposób w jaki byś chciał. – Wsłuchiwał się w
jej każde słowo. Mówiła trochę nie wyraźnie przez łzy i pociąganie nosem, ale
rozumiał. I zrobił coś, czego się po sobie nawet nie spodziewał. Przygarnął ją
do siebie i zamknął w ramionach. Położył głowę na jej głowie i zamknął oczy. Dziewczyna
zaś oparła się na jego piersi i wsłuchiwała się w powolne bicie serca.
Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Wiedziała jednak, że tak nie będzie.
Każde miłe przeżycie jest tylko chwilowe.
Coś w nim pękło. Kiedy trzymał Ellie w ramionach, czuł
gorycz i rozczarowanie samym sobą. Teraz zdałeś sobie sprawę, że masz sumienie?
Wspomnienia nagle ożyły. Te chwile,
w których matka przytulała go, kiedy płakał, ponieważ koledzy Thora się z niego
wyśmiewali. Mówili, że jest słaby i bezużyteczny, bo cały czas czyta książki. A
prawdziwy wojownik i władca powinien umieć się bić i być odważnym. Czy uda mu
się z tego otrząsnąć? Z tego poniżenia i obłudy?
Dziewczyna przymknęła oczy, czując jak spokój ogarnia całe
jej ciało. Złość wyparowała z niewiadomych powodów. A może wiadomych? Może nie
chciała się przyznać do tego co obecnie czuła, bo myślała, ze to tylko chory
wymysł jej wyobraźni? Jakieś złudne marzenie? Niepewnie podniosła wzrok do
góry. Widziała jak Loki ma zamknięte oczy i wyraźnie nad czymś myśli. Powoli
odsunęła się od niego, wyślizgując się tym samym z jego ramion. Szybko
zareagował. Otworzył powieki, gdzie jego oczy dziwnie błysnęły i spojrzał na
nią zdziwiony.
- Em…. – Dziewczyna spuściła wzrok. Zmieszanie wymalowało
się na jej twarzy. – Przepraszam, że cię uderzyłam. Poniosło mnie. To był taki
odruch.
Brunet zaśmiał się ukazując rząd perłowo białych zębów.
Ellie lekko się zaczerwieniła i odwróciła głowę. Zapadła niezręczna cisza. Nagle
ktoś zadzwonił do drzwi. Szatynka dziękując Bogu, że tak się stało, szybko
zbiegła po schodach, czując, że Loki idzie za nią. Dziewczyna chwyciła klamkę i
otworzyła. Do środka wpadła czerwona ze wściekłości Jess. W ostatnim momencie
Ellie zdążyła ją zatrzymać, ponieważ ta chciała rzucić się na chłopaka. Aż
promieniowała ze wściekłości.
- Jess spokojnie, bo coś sobie zrobisz. – Powiedziała Elli,
wytężając każdy mięsień, aby powstrzymać przyjaciółkę.
- Puść mnie. – Zawiało grozą. – Zabije tego dupka. – Szatynka
przeniosła wzrok na Lokiego, który stał zmieszany, nie wiedząc o co chodzi.
- Jess wszystko już w porządku. To było małe
nieporozumienie. – Wytłumaczyła
- Ale on cię doprowadził cie do łez. Już nie żyjesz – Wysyczała w jego stronę, a
głos przesiąkł jej jadem.
- Przecież mówię, że wszystko jest w porządku. Już się
pogodziliśmy.
- Najpierw zapłaci za to co zrobił. – Blondynka w końcu
wyrwała się z uścisku Ellie i pobiegła w stronę Lokiego. Stanąwszy przed nim
zamarła w oniemieniu. Był od niej wyższy i emanował jakąś dziwną aurą. Jess
ogarnął lekki strach, lecz nie dała po sobie tego poznać. Zamiast tego,
strzeliła mu z liścia. Chłopak nawet nie drgnął, tylko wpatrywał się w czerwoną
twarz blondynki.
- Zadowolona? – Spytał z ironią. Ona machnęła na niego,
lekceważąco ręką i podeszła do przyjaciółki, obejmując ją ramieniem.
Po kilkuminutowej rozmowie, pożegnały się
ciepło i każda wróciła do swoich spraw. Jess zanim wyszła, rzuciła Lokiemu
ostrzegawcze spojrzenie.
- Przepraszam za nią. Chyba na dziś masz dosyć bicia co nie?
– Ostatnie zdanie powiedziała żartobliwym tonem. Spojrzała na zegarek i
westchnęła przeciągle. Właśnie wybiła dwunasta. Dziewczyna
zmęczona dzisiejszym dniem pełnym wrażeń, usiadła na kanapie, a Loki obok niej.
Nagle zadzwonił telefon. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni bluzy i odebrała.
- Halo? Tak? Co?! Wiesz, która jest godzina? Ale…. No dobrze.
– Rozmowa była szyba. Ellie niechętnie podniosła się z kanapy i skierowała się
w stronę drzwi, rzucając tylko przez ramię, że zaraz wróci.
~*~*~*~
~*~*~*~
- Wiesz, która jest godzina? Dwunasta w nocy, a ja jestem
zmęczona i nie mam siły na żadne pogaduszki – Powiedziała na wstępie, nawet nie
zaszczycając Rogera wzrokiem. Stanęła naprzeciwko niego wyczekująco. Blondyn
podszedł do niej i zamknął w mocnym uścisku, na co dziewczyna zareagowała
zdziwieniem.
- Widziałem jak wracałaś do domu. Biegłaś i płakałaś. Co się
stało? Loki ci coś zrobił? – Zasypał ją masą pytań, a ona miała tego
wszystkiego dość. Wszyscy tylko go o coś obwiniają.
- Nie. Nic mi nie jest. – Odsunęła się od niego i spuściła
wzrok. – Nie musisz się martwić.
- Jesteś na mnie zła?
Tak. Chciała powiedzieć, lecz milczała. Była zła za to, że
wtedy przerwał coś pięknego. Coś co poczuła pierwszy raz w życiu.
- Nie – Skłamała. – Muszę już iść – Obróciła się do niego
plecami i twardym, zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę domu.
- Poczekaj – Zawołał za nią – Mieszkam chwilowo u Starka,
więc jak chcesz to…
- Nie Stev. Mam swoje mieszkanie. – Ostanie słowa
wypowiedziała z goryczą.
~*~*~*~
Patrzył jak wychodzi. Posmutniała w tym momencie. Podszedł
do okna. Przed domem, w niewielkiej odległości stał Kapitan Ameryka, ubrany cywilnie
i wyraźnie na nią czekał. Dziewczyna zaczęła coś mówić, a on tylko patrzył.
Nagle Roger, bez żadnego ostrzeżenia, przytulił ją. W tym momencie Loki poczuł
ukłucie w sercu. Sam nie wiedział dlaczego. Tego
nie mogła wywołać zwykła śmiertelniczka. Tłumaczył sobie. To wszystko nie
trwało zbyt długo. Już po tym jak Ellie oderwała się od Stevena, Loki odszedł
od okna, biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę i poszedł do swojego pokoju.
Usiadł na skraju łóżka i przeczesał włosy ręką, po czym zabrał się za lekturę.
Nie przewrócił kartki od ponad godziny. Cały czas czytał jedno zdanie, ponieważ
jego umysł był zajęty czymś innym, niż obecnym zajęciem. Jego myśli wciąż
wędrowały tam i z powrotem. Od wieczoru w restauracji, przez słowa, które
powiedziała Ellie, aż do sceny na podwórku przed domem. Otrząsnął się z tych
‘’nieodpowiednich’’ myśli. W końcu musi zacząć działać. Jest mało czasu. A jego
plan, ani milimetrem nie ruszył się z miejsca.
~*~*~*~
- I co widzisz? – Spytał Hawkeye. Razem z Nataszą siedzieli
na gałęzi drzewa i obserwowali do Ellie. Już od ponad godziny nie działo się
tam nic wartego uwagi, oprócz niespodziewanej wizyty Kapitana. Rudowłosa
kobieta patrzyła przez lornetkę wyposażoną w noktowizor, na dom. Pokoje
domowników znajdowały się na tym samym piętrze. Okna także były skierowane w
ich stronę.
- Nic – Odparła beznamiętnie. Widząc zmartwienie na twarzy
dziewczyny, Clint przysunął się bliżej i objął ramieniem.
- Spokojnie. Wiem jak ci zależy na jej bezpieczeństwie. Cóż
prawda, że obecnie mieszka z groźnym przestępcą, ale wiem, że da radę. Nie jest
taka słaba jak ci się wydaje. – Kobieta położyła głowę, w zagłębieniu jego
ramienia, zamykając oczy.
- Wiem. – Westchnęła – Wszyscy mściciele mają ich na oku,
ale to nie wystarczy. Loki może zaatakować ją podczas snu. – W jej głosie
pobrzmiewała rozpacz. – Znam ją odkąd była małym dzieckiem i traktuje ją jak
siostrę, więc nie wiem co zrobię jeśli jej zabraknie. – Mężczyzna pogładził ją
uspokajająco po włosach.
- Naprawdę nie masz się czym martwić. Wszystko będzie w
porządku, a jak Loki będzie chciał coś je zrobić, to wkroczymy do akcji. –
Słowa Clinta powoli przywracały jej wiarę w to co robią.
- Dziękuję – Szepnęła. Obróciła głowę w jego stronę i lekko
musnęła wargami jego usta.
~*~*~*~
W tym samym czasie, w Sali treningowej, Kapitan Ameryka, nie
mogąc spać, walił z całych sił w worek treningowy. Tak dawał upust swoim
emocjom, których nie chciał ujawniać przy osobie mu najdroższej. Odkąd
pamiętał, ta urocza i niewinna dziewczyna robiła na nim piorunujące wrażenie.
Do tego dochodziły jeszcze inne aspekty. Ciało, wygląd i sposób w jaki okazuje
swoje zainteresowanie innymi. Cenił ją dlatego, że była miła, szczera, mądra i
piękna. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, a było to trzy lata temu, aż wbiło
go w podłogę. Właśnie był w wierzy Starka i omawiali plan jakiejś ważnej misji,
kiedy do salonu weszła brązowowłosa bogini. Miała wtedy zaledwie dziewiętnaście
lat, ale wyglądała bardzo dojrzale. Powitała obojga promiennym uśmiechem i
zaoferowała swoją pomoc. Już wtedy wykazała się ponadprzeciętną inteligencją.
Drogą dedukcji doszła do prostego rozwiązania. Spędzali ze sobą coraz więcej
czasu, dobrze czując się w swoim towarzystwie. Zaledwie trzy dni później
zaprosił ją na randkę, którą spędzili w uroczej, retro restauracji. Dziewczynie
przypadła ona do gustu. Można to było sądzić po jej minie. Po kolacji wybrali
się na spacer do parku gdzie długie godziny spędzili na rozmowach, schodzących
na tory prywatne. Na pożegnanie Roger wyznał Ellie swoje gorące zainteresowanie
jej osobą, a ona stwierdziła, że mogą zostać tylko przyjaciółmi. Widocznie
miała jakieś niemiłe wspomnienia z tego rodzaju propozycjami. Mężczyzna
zawiedziony, przyjął to do wiadomości i ucałował damie rękę na pożegnanie. Zaakceptował
to, że dziewczyna nie odwzajemnia jego uczuć, jednak miał nadzieję, że kiedyś
zmieni ona swe zdanie. Wszystko toczyło się ładnie, aż do dnia kiedy zaprosił
ją na spacer. Jego oczekiwania uległy zdanie, kiedy poprosiła go o zrobienie
zakupów. Po powrocie do jej domu, czuł się dziwnie. Przypomniał sobie, jaka
musi być samotna, mieszkając bez rodziców. Poczuł ukłucie żalu i zrobił coś
czego nie miał w planach. Jednym, nieoczekiwanym ruchem, przyciągnął ją do
siebie i pocałował. O dziwo, ona oddała mu pieszczotę. Zatracił się w jej
zmysłowym zapachu i smaku delikatnych ust. Ta chwila mogła trwać wiecznie,
jednak on wiedział, że robi źle. Już wcześniej dała mu jasno do zrozumienia co
i jak. Oderwał się od dziewczyny. Przeprosił i wszedł.
~*~*~*~
- No to kolejny piękny dzień. – Szatynka przebudziła się z
błogiego snu i rozciągnęła. – I chyba dziś mam wenę. – Szybko wstała z łóżka i
nawet nie trudząc się, aby ubrać jakieś konkretne ubranie, wyszła z pokoju.
Swoje pospieszne kroki skierowała do salonu. Już wybiegała zza zakrętu, kiedy
zauważyła Lokiego. Równowagę, którą miała utrzymać, schodząc po schodach,
została zachwiana. Gdyby nie refleks mężczyzny, na pewno nieźle by się
potłukła.
- Uważaj – Podtrzymał ją za przedramię i pociągnął w swoją
stronę. Dziewczyna była tak zmieszana zaistniałą sytuacją, że nie wiedziała co
robić, więc tylko podziękowała. Tym razem powoli zeszła po schodach i podbiegła
do laptopa. Kiedy sprzęt już się uruchomił, zaczęła pisać. Mijały godziny, a
ona pisała i pisała. Nie jadła, nie piła, tylko gapiła się w ekran laptopa.
Zegar naścienny wybił godzinę czwartą po południu. Dziewczyna zaskoczona jak
szybko udało się jej napisać kolejny rozdział, odchyliła się na krześle i
przeciągnęła, aż dało się usłyszeć trzask kości.
- Chyba może być – Powiedziała sama do siebie. Rozejrzała
się po salonie, lecz nikogo w nim nie zastała. Wstała i poszła do kuchni.
Stanęła przed drzwiami i wyostrzyła zmysł węchu. Z kuchni wydobywał się ciekawy
aromat. Lekko uchyliła drzwi i zobaczyła Lokiego kombinującego coś przy
kuchence. Na palcach weszła do środka i zajrzała mu przez ramię.
- Co robisz? – Spytała
- Kolację – Odparł luźno.
Dziewczyna spojrzała na zegar i zmarszczyła brwi.
- Jest dopiero czwarta. Czemu tak wcześnie?
- Jadłaś coś dzisiaj? – Odpowiedział pytaniem na pytanie i
zwrócił się w jej kierunku z parującym garnkiem w ręku. Szatynka odsunęła się,
aby zrobić mu miejsce. Zamyśliła się. W
tym rzecz, że nic nie jadłam. – Pomyślała i usłyszała jak burczy jej w
brzuchu. Zajęła miejsce przy stole. Brunet nałożył jedną porcję dla niej, a
drugą dla siebie, po czym zaczął konsumować posiłek.
- Co to jest? – Spytała, widząc coś w stylu, pizzy poukładanej,
kawałek na kawałku.
- Lazania – Odpowiedział.
Nie zważając na to czy jej to zasmakuje, czy też nie,
zabrała się do jedzenia. Po posiłku stwierdziła, że Loki wspaniale gotuje, a
lazania po prostu rozpływała się w ustach.
- Nie chodziłem tak jak Thor się bić, tylko siedziałem przy
książkach. – Wstał od stołu, zbierając naczynia i wkładając je do zmywarki. –
Nawet przy kucharskich.
- A może chciałbyś się przejść. Podobno świeże powietrze
robi na trawienie – Wyjechała z inicjatywą dziewczyna. W odpowiedzi zauważyła
tylko skinienie głowy mężczyzny.
~*~*~*~
- Ale przyjemnie – Westchnęła szatynka. Wiał lekki wiatr i
zanosiło się na deszcz, lecz jej to nie przeszkadzało. Lubiła deszczowe dni, a
tych słonecznych nie za bardzo. Ubrana była w długi szary płaszcz i przejściowe
kozaki. Ręce wsadziła do kieszeni, a policzki ukryła za cienkim szalem,
owiniętym wokół szyi. Mężczyzna za to był ubrany w skórzaną kurtkę, którą Ellie
kupiła zanim u niej zamieszkał, oraz w dżinsy. Spacerowali po parku w ciszy.
Dookoła było tylko słychać świergot ptaków, które nie odleciały jeszcze do
ciepłych krajów. Gdzie nie gdzie pobrzmiewały radosne, dziecięce głosy, a
jeszcze dalej rozmowy starszych ludzi. Ten park był wyjątkowy. Ellie nie raz
chodziła jego ścieżkami i patrzyła jak staruszkowie siedzą na ławkach i się
przytulają. Jak stare dobre małżeństwo. –
Przeszło jej przez myśl. Ukradkiem spojrzała na Lokiego. Cały czas szedł
obok w tym samym tempie, nie odzywając się, tylko patrząc przed siebie, jakby
czegoś wypatrywał.
- Ty posługujesz się magią prawda? – Spytała cicho
dziewczyna. Brunet popatrzył się na nią z zaskoczeniem w oczach. Jednak po
chwili odparł:
- Tak.
- A Thor walczy tylko tym młotem?
- Tak
- Więc przez to się kłócicie? – Spojrzała na niego ze
smutkiem w oczach. Mężczyzna przystanął, a ona razem z nim.
- Czemu cię to interesuje? – Spytał oschle. Ellie odwróciła
wzrok.
- Tak tylko pytam. Nigdy nie miałam rodzeństwa i jak was
widzę, kłócących się to… - Zawahała się. Chciała powiedzieć, że jest jej mu go
żal, ale się powstrzymała. W gruncie rzeczy to on wtedy najbardziej cierpi.
Zawsze żył w cieniu brata, który był faworyzowany i uwielbiany.
- To? – Powtórzył.
Szatynka wyciągnęła ręce z kieszeni i spojrzała mu prosto w
oczy. Były tak hipnotyzujące, a kolorem przypominały szmaragd. Piękny, szlachetny
szmaragd. Ellie nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. W końcu potrząsnęła
głową i powiedziała.
- Po prostu… Jako rodzeństwo powinniście się wspierać, a nie
wzajemnie na siebie polować, jak jakieś bezmyślne bestie. Dlaczego ty go tak
nienawidzisz? – Spytała, chodź znała odpowiedź.
- Dlaczego?! – Prawie krzyknął – Thor jest we wszystkim
lepszy ode mnie. Cały czas to on zbierał wiwaty i oklaski, a ja… Ja stałem w
jego cieniu. Mogłem tylko patrzeć jak go wychwalają. Kiedy już w końcu
postanowiłem zadziałać, obróciło się to przeciwko mnie. Zamknięto mnie i
torturowano. Oto czemu go nienawidzę.
Analizowała każde jego słowo, które było wypowiedziane ze
smutkiem. Żałowała swego pytania. Sprawiła mu tym ból. Tym, że musiał sobie o
tym przypomnieć i jeszcze się przed kimś tłumaczyć.
- Przepraszam – Szepnęła, zamykają oczy. – Przepraszam –
Jęknęła i schowała twarz w dłoniach. W ułamku sekundy poczuła przypływ miliona
emocji. Każda z nich nacierała ze zdwojoną siłą. Kilka łez spłynęło po jej
policzku. Nagle poczuła wibrowanie. Szybko otwarła oczy. –C-co się dzieje? –
Spojrzała na Lokiego, który ze stoickim spokojem, przyglądał się jej.
- Uspokój się! – Krzyknął, a ona jeszcze bardziej się
zdenerwowała. Wokół dziewczyny zaczęły pobłyskiwać małe iskierki. Na przemian
zielone i białe.
- Loki – Posłała mu błagalne spojrzenie. – Co się dzieje?
- Spokojnie. Wystarczy, że się uspokoisz. – Powiedział już
łagodniejszym tonem.
- Ale… ale ja – Wyjąkała, patrząc na paranormalne zjawisko.
Nagle poczuła uścisk. Loki spokojnie do niej podszedł i złapał za rękę.
- Spokojnie – Powtórzył, niemalże szeptem. Dziewczyna
natychmiast poczuła przypływ pozytywnej energii. Zamknęła oczy i wyciszyła się.
Powietrze wokół niej przestało wirować, a iskierki przestały migać. Otworzyła
niepewnie powieki i spojrzała na mężczyznę.
- Co to było? – Spytała, lecz nie dostała odpowiedzi. Brunet
pociągnął ją za sobą w kierunku domu.
~*~*~*~
- Wytłumaczysz mi w końcu, co się dzieje? – Podniosła głos,
zatrzaskując za sobą drzwi. Loki stanął do niej plecami na środku salonu.
- Pamiętasz ranę na dłoni? – Spytał. Dziewczyna spojrzała na
rękę. Odwinęła niewielki opatrunek. Widząc wielką zmianę, otworzyła ze
zdumienia oczy.
- Nie ma – Szepnęła, przyglądając się dłoni. Nie było nawet
zadrapania – Ale co to ma wspólnego z tym co się zdarzyło w parku?
- To, że masz moc Ellie – Odwrócił się do niej, a jego oczy
błysnęły.
- Moc? – Zdziwiła się. Jednak zaraz obróciła to w żart. – Co
ty pleciesz? Ja moc? Przecież nie jestem jakimś tam… - Nie dokończyła, ponieważ
podchodzący do niej Loki skutecznie ją uciszył. Poczuła jego wargi na swoich.
Były takie inne. Zimne, miękkie i zmysłowe. Był delikatny, a za razem brutalny.
Mocno trzymał ją za ramiona, aby mu nie uciekła. Pocałunek trwał i trwał.
Zdawałoby się, że mijają godziny. Ellie poczuła coś, czego nigdy nie doznała,
nawet kiedy Stev ją całował. Ten pocałunek był szczery. Tak jakby Loki przelał w
niego wszystkie swoje uczucia i emocje. Kiedy już chciała coś zrobić, on szybko
się odsunął. Dziewczyna poczuła przyjemne ciepło, rozchodzące się po jej całym
ciele. Nie wiedziała co się dzieje, ale to było przyjemne. Tak jakby ktoś
rzucał na ciebie zaklęcie wiecznego spokoju. Szatynka otworzyła wcześniej
zamknięte oczy.
- I co? – Spytał z zaciekawieniem mężczyzna.
On się jeszcze pyta
co? – Pomyślała.
- Czemu to zrobiłeś? – Spytała po chwili.
- Kiedy byliśmy w parku, a ty zaczęłaś płakać, wywołałaś
bardzo silne emocje. Wtedy ujawniła się twoja moc. Więc spróbowałem jeszcze
raz. Tak dla jasności – Dodaj i uśmiechnął się łobuzersko. Usiadł na kanapie.
Dziewczyna ze zwieszonymi rękami, nie wiedziała co powiedzieć. Było to dla niej
dużym zaskoczeniem, że ona zwykły człowiek ma jakąkolwiek moc.
- Ale jak to? Skąd ja? Nic nie rozumiem – Zrezygnowana
usiadła obok i z westchnieniem spuściła głowę. Zerknęła bezradnie na mężczyznę.
Siedział zamyślony, pocierając palcem brodę.
- Obym się nie pomylił – Szybko wstał z sofy i poszedł do
kuchni. Stanął przy szufladzie z sztućcami i wyciągnął nóż. Ponownie podszedł
do dziewczyny. Ona patrzyła na niego z przerażeniem.
- Co ty… - Przerwała, widząc co robi. Loki delikatnie
przejechał ostrym nożem po wierzchu dłoni, nacinając skórę, tak, że zaczęła
lecieć krew. – Loki co ty robisz? – Ellie gwałtownie zerwała się z kanapy i
chciała dorwać nóż, lecz mężczyzna szybko się wycofał, a ostrze schował za
plecami. Dziewczyna ponowiła swoje zamiary i znów się na niego rzuciła. W
chwili kiedy miała go już dotknąć, on po prostu zniknął. Nagle poczuła silną
dłoń oplatającą jej talię.
- Jak ty? – Spojrzała na niego z pod byka. – Przecież…
- Magia, taka jak twoja. – Wyjaśnił i postawił ją do pionu.
– A teraz sprawdzimy czy, aby na pewno taka, jaką podejrzewam.
Ellie puściła wszystko mimo uszu i przeniosła wzrok na jego
krwawiącą dłoń.
- Musimy to opatrzyć. – Powiedziała i podeszła do szafki,
wyciągając z niej apteczkę.
- Nie – Stanowczo zaprzeczył. – Ty to wyleczysz – Spojrzał
na nią wyniośle.
- Ale ja nie umiem – Powiedziała zrezygnowana. I nagle
zauważyła kolejny ruch mężczyzny. Z każdą sekundą zaczął nacinać nowe
rany. – Nie przestań – Szybko do niego
podbiegła i chwyciła za rękę. Tą, którą robił sobie krzywdę i tą, która
krwawiła – Nie rób tego. Proszę – Jęknęła ze łzami w oczach. Nagle poczuła
znajome ciepło. Jej uwagę przyciągnęło coś jeszcze. Zielono-białe światło,
wydobywające się z jej dłoni. Jej ciało zaczęło działać samo. Wzięła głęboki
oddech i zamknęła oczy, skupiając się na ranach, które już po chwili się
zagoiły.
- A nie mówiłem – Krzyknął zadowolony z zaistniałego
zdarzenia. Spojrzał na dziewczynę. Jej twarz posmutniała, a ona sama siedziała
na podkulonych nogach ze spuszczoną głową.
- Proszę cię Loki – Powiedziała błagalnie – Nie rób tego
więcej. Nie zniosę już widoku krwi.
Widział jak słone łzy spływają po jej policzku. I pierwszy
raz w życiu pomyślał, jak zwykły człowiek potrafi być kruchy, na sam widok
krwi. No ale cóż. Musiał to zrobić, aby się przekonać czy miał rację. I się
udało. Jej kosztem, ale się udało.
Tego się nie spodziewałam że ona będzie władać magią jak Loki niebywałe :)
OdpowiedzUsuńNo no naprawdę bardzo podaoba mi się rozdział tylko co dalej naprawdęnie moge się doczekać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Rox
Ooo!!! Loki, pocałunek, moc... Jezu! Chcę więcej!
OdpowiedzUsuńhttp://welcome-to-the-black-parade1.blogspot.com/
Hej, hej,
OdpowiedzUsuńZatkało mnie.
Mam mieszane uczucia.
Wow, Loki i pocałunek? Nie spodziewałabym się tego. To niesamowite jak ukazałaś tu tyle emocji.
Nie przypuszczałam, że główna bohaterka będzie władać magią.
Zapowiada się ciekawie.
Owszem pojawiło się tu parę (mało znaczących) literówek, które nie wpłynęły w żaden sposób na spójność tekstu.
Jak na razie ode mnie tylko tyle :).
Pozdrawiam,
Darkangel
Wow! Coraz ciekawiej :3
OdpowiedzUsuń