Kochani czytelnicy. Obecnie przebywam na terenie Austrii. Jestem na nartach z rodziną i ich kolegami, więc przez ten tydzień postaram się coś naskrobać w notatkach. Wczoraj po południ, kiedy wróciliśmy ze stoku, zabrałam się za pisanie nowego rozdziału Vampire, lecz kiedy byłam już na jego końcu, niespodziewanie usunęłam go sobie. I chyba możecie sobie wyobrazić moją frustrację i złość wyładowaną na poduszce, która leżała obok mnie :D. Ale DON'T WORRY MY FRIEND. Mam rozdział, napisany w przeciągu kilku godzin. :D
Wrzucam wam także kilka zdjęć z moim udziałem. Jestem zamaskowanym ninja - LadyKiitsune. A właśnie. Postanowiłam zmienić nick ze względu na swoje zainteresowanie lisami i własnym tatuażem :D
SONG --> Mercy
Kłębowisko chmur zakryło tarczę srebrnego księżyca, pozostawiając jedynie kilka gwiazd na granatowym nieboskłonie. Zimne powietrze wkradło się do mojego pokoju przez otwarte okno, w którym stała tajemnicza postać, odziana w czarny płaszcz z kapturem.
- Witaj moja córko - Męski głos wypełnił przestrzeń dookoła.
Po moich plecach przeszły ciarki. Strach ścisnął kołaczące serce, a oddech znacznie przyspieszył. Kątem oka dostrzegłam ruch obok. Zwróciłam głowę w kierunku Tamary, która wycofała się na bezpieczną odległość, opierając się plecami o ścianę obok drzwi.
Mężczyzna wcześniej klęczący na parapecie, teraz kierował się w moją stronę. Odruchowo sięgnęłam do pasa, gdzie zwykle wisiał mój nóż, lecz tym razem go tam nie było. Strach ponownie zawitał w moich oczach, pokazując nieznajomemu jak bardzo się boję. Cofnęłam się do tyłu, natrafiając na krawędź łóżka.
- Szlag... - Szepnęłam pod nosem.
Nie miałam wyjścia. Musiałam wdać się w konfrontację z przeciwnikiem, aby ratować swoje marne życie. I chodź śmierć była kusząca, bowiem nigdy więcej nie musiałabym ponownie stawać oko w oko z Alucardem, to zrezygnowałam z pomysłu poddania się. Nabrałam powietrza i z dumą uniosłam głowę do góry. Nie na darmo zostałam łowcą.
- Kim jesteś? - Po mimo strachu, mój głos wydawał się mocny.
Tajemniczy mężczyzna zatrzymał się nagle i swoimi złotymi oczyma rozglądnął się po pokoju. Zdawać by się mogło, że czegoś szukał, lecz po chwili ponownie skierował swój wzrok w moją stronę. Poczułam się osaczona. Nie mając żadnej drogi ucieczki, zaczynałam odczuwać coraz to większy strach.
- Nie poznajesz mnie? - Spytał zdezorientowany.
Naprawdę nie miałam pojęcia o co tu chodzi i w najbliższej przyszłości nie miałam zamiaru się tego dowiedzieć. Nagle usłyszałam skrzyp drzwi. Obróciłam się ws stronę gdzie znajdowały się wrota do mego pokoju. Tamara pobiegła po chłopaków, czyli mam szansę grać na czas.
- Nie mam pojęcia kim jesteś, ani co tutaj robisz, ale wiec, że...
Nie dokończyłam, ponieważ poczułam nagłe szarpnięcie, a potem silny podmuch wiatru, uderzający o moją twarz. W przeciągu kilku kolejnych minut nie miałam pojęcia co się działo wokół mnie. Czułam tylko zimno i dziwny dźwięk, jakby coś przecinało lub uderzało w masy powietrza. Kiedy w końcu przemogłam się otworzyć oczy, ujrzałam parę potężnych, czarnych skrzydeł. Następnie mój wystraszony wzrok padł na postać w kapturze. Jego złote oczy badały okolicę, co chwila zerkając w moją stronę.
- Nie. Bój. Się - Powiedział uśmiechając się i kładąc akcent na każdy wyraz.
Nie wiem czemu, ale nagle poczułam wszechogarniające mnie ciepło i dziwne uczucie palenia w płucach. Zamknęłam na powrót oczy i nabrałam w płuca letniego, świeżego powietrza. Kiedy na powrót uchyliłam powieki, zobaczyłam wokół siebie gęstą kępę drzewa. Niebo już rozgwieżdżone, teraz ukazywało srebrną tarczę księżyca.
- Ostrzegam - Cofnęłam się na bezpieczną odległość tak, aby mieć pełne pole manewru. Ewentualnie mogłam zacząć uciekać. W mojej głowie już obmyślałam kolejne plany ucieczki.
- Uspokój się Lilith. - Powiedział, a ja wyprostowałam się, zdziwiona tym, że mężczyzna wie jak się nazywam. - Eh... - Westchnął, drapiąc się po tyle głowy - Jesteś całkowitym przeciwieństwem Amandy.
Ten mężczyzna wydał mi się naprawdę dziwnym, więc w ułamku sekundy obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie, omijając wystające korzenie potężnych drzew. Adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach, co wywołało u mnie zwiększoną wydajność organizmu. Nie zważałam na ostre gałązki i wiele innych roślin z okazałymi kolcami. Stawiałam kolejne kroki w zastraszającym tempie, aby jak najszybciej znaleźć się daleko od człowieka, który mógł okazać się gwałcicielem, albo mordercą.
- Lilith!!! - Usłyszałam jego krzyk, który brzmiał niebezpiecznie blisko mnie.
Szybko zerknęłam przez ramię, mając nadzieję, że mężczyzna znajduje się jakieś dobre kilkadziesiąt metrów za mną. Jakie, jednak było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłam czarną smugę dymu pędzącą w moją stronę. Chwilę potem poczułam jak upadam.
- Przecież nie zrobię krzywdy własnej córce. - Powiedział, podchodząc do mnie i opierając ręce na biodrach. - Twoja matka skróciłaby mnie o głowę.
- O czym ty do cholery mówisz. Uprzedzam, że jeste..... - Nie dokończyłam, ponieważ mężczyzna skutecznie uniemożliwił mi dalsze prowadzenie monologu. Jego dłoń zasłoniła mi usta, zaś druga powędrowała do góry. Wokół zaciśniętej pięści mężczyzny zaczęła się kumulować dziwna smuga dymu, która później przybrała kształt ptaka. Tajemniczy jegomość szepnął coś do ucha stworzenia, a ona poszybowało do góry.
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, spróbowałam się wyrwać, lecz uścisk czarnego dumy nie pozwalał mi na nic.
- Słuchaj... - Usłyszałam jego pewny głos. Mężczyzna zwrócił się w moją stronę, a jego złote oczy błysnęły. Zdjął swój kaptur, ukazując pełną twarz skąpaną w blasku księżyca. - Jestem twoim ojcem.
Zamarłam. Moje oczy rozszerzyły się, a oddech przyspieszył. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze.
- Słucham? - Spytałam, po chwili odzyskując zdolność mówienia. - Sorka, ale chyba mnie z kimś pomyliłeś.
- Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale wszystko co mówię jest prawdą. Nazywam się Richard
Mężczyzna podszedł do mnie, a ja w końcu mogłam w pełni ujrzeć jego oblicze. Wyglądał na około trzydzieści lat. Złote oczy, czarne, dłuższe włosy i kilkudniowy zarost.
- Jasne - Zakpiłam - A ja mam ci w to uwierzyć?
- Nie musisz. - Mężczyzna zrobił krok do przodu, a ja w tym samym momencie odskoczyłam do tyłu, uderzając plecami o drzewo. - Sam ci to pokarzę.
Richard ukląkł na przeciwko mnie i złapał moją twarz w swoje dłonie. Następnie zbliżył swoją głowę do mojego czoła, a ja poczułam jak tracę świadomość.
Pole mojego widzenia wypełniły przedziwne projekcje filmowe czy też różne obrazy. Wszystko to otaczało moją osobę i więziło w dziwnej klatce, nie dając szans na ucieczkę. Obejrzałam się dookoła, patrząc po kolei na każdy ekran wiszący w powietrzu. Jeden z nich w szczególności przykuł moją uwagę.
Na łące, gdzie niebieskie niego pokrywało znaczną część obrazu, siedziała mała dziewczynka. Jej długie, brązowe włosy targał letni wiatr, a zielone oczy z ciekawością badały otoczenie. Obok niej, na kocu siedziała para ludzi. Mężczyzna o czarnych włosach śmiał się i otulał ramieniem kobietę siedzącą obok. Wyglądali na szczęśliwą parę, lecz ja dostrzegłam pewien szczegół. Owy mężczyzna miał na sobie czarna sutannę i koloratkę.
Wydało mi się to trochę dziwne, ponieważ z reguły księża nie mogą mieć rodzin, ani żon. Chodź z drugiej strony mógł być pastorem.
- Lilith kochanie. - Usłyszałam miły i radosny głos kobiety. Jej czekoladowe włosy kaskadami spłynęły wzdłuż pleców, kiedy wyswobadzała się z ramion mężczyzny. - Uważaj, aby nie odejść za daleko.
Nagle cały obraz zniknął, pozostawiając za sobą czarną plamę. Po chwili jednak na jego miejscu pojawił się kolejny, gdzie dostrzegłam starszą dziewczynę o brązowych włosach. Siedziała na parapecie i wpatrywała się w wędrujący księżyc. W jej dłoni spoczywała książka, lecz jej tytuł był za trudny do odczytania. Zamazane literki zlewały się ze sobą, tworząc jakieś dziwne bohomazy.
- Wróć cała i zdrowa - Usłyszałam jej cichy szept, skierowany ku górze. - Błagam.
Obraz ponownie utracił swą ostrość i znikł. Następny, który zastąpił jego miejsce, był bardziej ponury. Deszczowe chmury przykryły całe niebo. Grupa ludzi w czarnych ubraniach i z pochylonymi głowami, szeptała słowa modlitwy, a trumna ułożona w głębokim dole, skrywała w sobie tajemnicę.
Spróbowałam zrobić krok do przodu i chodź wydawało się to niemożliwe, udało się. Wkroczyłam w ponurą atmosferę. Projekcja jednak nie była rzeczywista i nie mogłam poczuć kropel deszczu. Podeszłam bliżej dołu, gdzie na jego dnie spoczywała trumna. Spojrzałam w dół, jednak nic nie mogłam dostrzec. Obraz po raz kolejny rozmazał się, lecz tylko wokół głębokiego grobowca.
Niespodziewanie poczułam uścisk na ramieniu. Momentalnie obróciłam się do tyłu, zamierając w tym samym czasie. W tym momencie coś stało się dla mnie jasne i klarowne. Poczułam palące uczucie do kobiety, która stała na przeciwko mnie ze złotym uśmiechem. Moje oczy naraz napełniły się gorzkimi łzami, a ciałem przyległam do jej ciała, obejmując w pasie ramionami.
- Już spokojnie kochanie. - Kobieta, która nosiła imię Amanda, pogłaskała mnie po głowie. Jej palce przeczesywały moje włosy i dawały ciepło. - Jestem przy tobie.
Nagle wszystko stało się jasne. To była moja matka, a grób, przy którym stałam należał do niej. Uczucie żalu i goryczy wypełniło moją pierś. Chciałam płakać, lecz brakło mi oddechu.
- Przypomniałaś sobie. - Powiedziała spokojnie, jakby wiedząc o co chcę spytać. - Doktorzy w klinice Staford podali ci beta blokery, przez co o mnie zapomniałaś.
Odchyliłam głowę dot tyłu, aby spojrzeć na jej spokojną twarz. Amanda promieniała radością i emanowała spokojem. W przeciwieństwie do niej, ja próbowałam pozbierać wszystkie kotłujące się w mojej głowie myśli. Byłam zdruzgotana i cierpiąca.
- Przepraszam. - Wypowiedziałam te słowa z wielką skruchą, chodź nie zrobiłam niczego złego. To nie była moja wina, że nie pamiętałam matki, ani jej śmierci, jednak obwiniałam się za to.
- Nie ma za co. Richard, twój ojciec się tobą zaopiekuje i wszystko będzie dobrze. - Kobieta położyła dłonie na mych ramionach i ucałowała w czoło. Jej osoba powoli zaczęła stawać się przeźroczysta, a ja nagle zapragnęłam zatrzymać czas.
- Nie... nie mamo!!! - Krzyknęłam, kiedy jej duch wzniósł się w powietrze. Biała suknia, w którą była ubrana, zafalowała targana przez wiatr. Wyglądała niczym anioł, który właśnie wypełnił swoją misję i teraz wraca do królestwa niebieskiego.
- Zawsze będę w twoim sercu, kochanie. - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam, nim na powrót otwarłam oczy.
Przez dobre dziesięć minut dochodziłam do siebie, przytrzymywana przez ramiona Richarda, który oparł brodę na mojej głowie. Czułam jego spokojne bicie serca i lekki oddech. Do moich oczu znów napłynęły łzy. Zaczęłam się dusić i dławić, a chcąc nabrać oddechu, czułam piekielne palenie w piersi.
- Spokojnie - Powiedział Richard, patrząc na mnie złotymi oczyma. - Wszystko będzie w porządku. Zaopiekuję się tobą, jak przystało na prawdziwego ojca.
W tamtym momencie zapragnęłam, aby śmierć przyszła po mnie szybciej. A obecność jeszcze jednej osoby, przyprawiła mnie o palpitację serca.
A mnie w te ferie (3 tura) nie czeka nic ciekawego, tylko Witowscy... Zdawaj rozszerzoną chemię, mówili. Będzie fajnie, mówili...
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału... Lubimy mieszać, prawda? Wyciągać porąbane fakty znikąd, prawda? Vint, co ja bym zrobiła bez tej twojej radosnej twórczości?
[przesyła pokłady weny i pozytywnej energii drogą satelitarno-światłowodową]
UsuńHaha kocham mieszać w opowiadaniach :D Dziękuję za motywację i pozdrawiam oraz przesyłam energię do zdania chemii :D
UsuńRany... teraz to mam mętlik w głowie.
OdpowiedzUsuńA najbardziej zastanawia mnie wątek z Richardem. Czy chodziło o Richarda Hellsing'a? O ile dobrze pamiętam w Hellsing'u został zamordowany przez swoją siostrzenicę... Więc jak może być ojcem Lilith..? No ja się pytam! No ja się pytam!
Chyba uwielbiasz mieszać ludziom w głowach. Przykładowo Walter... Też został zabity, a w twoim opowiadaniu żyje i ma się świetnie. Ale w końcu się z tym pogodziłam. Ale Richard? Musisz wyjaśnić o co tu chodzi? Koniecznie.
Czasem to właśnie sprawia, że opowiadanie jest świetne. Czasem autor wymaga, aby czytelnik zaczął główkować, lub zachęcić do czytania.
Czekam na next...
P.s.
UsuńMiłej zabawy w Austrii :D.
Dzięki i jeśli chodzi o Richard'a to mogę powiedzieć, że to nie jest ten z Hell. A co do Wallter'a, to żyje i ma się dobrze :d
UsuńOk... przynajmniej w sprawie Richarda sprawa jest jasna.
Usuńa i zapraszam na rozdziały do mnie. W ogóle ich nie komentujesz. A ja wręcz czekam na twoją opinie.
Podziwiam to, ze nawet na rodzinnym wyjeździe odnajdujesz siły, by przysiąść do bloga i pisać swe opowiadanie. Ja z pewnością nie chciałabym tracić ani jednej chwili na nic innego niż lenistwo xD
OdpowiedzUsuńdobrze, ze nie jesteś taka jak ja
Byłam padnięta po przyjeździe, każdego dnia z nart, ale nie mogłam wytrzymać i nie napisać czegoś. Miałam tyle pomysłów, że mi głowa pękała :D
UsuńTo nie Aluuuucaaaard ;-; Co się dzieje.
OdpowiedzUsuńZobaczysz :D
Usuń