Uczucia samotności doznawałem wiele razy, ale czy mogę powiedzieć, że jest mi ono naprawdę bliskie? Myślę, że tak.
Kiedy codziennie zakładam maskę, na zewnątrz nie czuję nic, jednak w środku moje emocje są jednoznaczne.
Czuję się taki wyobcowany, inny, jakby świat za wszelką cenę próbował mnie odrzucić. Pozbywa się mnie każdego dnia, po kawałku i to boli najbardziej. Boli to, ponieważ widzę jak bliscy ludzie śmieją się, ucztują, bawią, a ja?
Ja jestem sam.
Z jednej strony tego nie chcę. Pragnę jedynie zostać zauważony w pozytywny sposób. Chcę, aby ludzie rozpalili we mnie to co kiedyś, dawno temu zgasło. Z drugiej strony utożsamiam się z tą samotnością, której tak potrzebuję, by przetrwać.
Jest ona częścią mnie. Jest jak tlen, którym oddycham, wodą, którą piję, a zarazem jest mym przekleństwem.
Tylko te maski utrzymują ludzi w przekonaniu, że wszystko ze mną dobrze. Całe życie ich okłamuję mówiąc, że nic się nie stało, że nic mi nie jest.
Jednak, kiedy jestem sam to wszystko ze mnie wychodzi. Daję upust złości. Wyładowuję agresję. Moje łzy mogą spokojnie płynąć, ale dopiero wtedy, kiedy jestem sam.
Kłamstwo pokazuje ile jestem wart, a ukrywanie się jakim jestem tchórzem, by wyznać co naprawdę czuję i sięgnąć po pomocną dłoń.
Rano budzę się z dobrymi myślami, jednak w ciągu dnia na nowo przekonuję się w jakim byłem błędzie.
Wieczorem nim zasnę patrzę w gwiazdy migoczące na nocnym, granatowym niebie. Zastanawiam się wtedy po co żyję i dlaczego jeszcze nie zginąłem z własnej ręki.
Takie myśli nawiedzają mnie.
Jest ich tyle, że mógłbym się nimi podzielić z całą ludzkością.
Kiedy moje myśli wrócą na normalny tor, wtedy układam się na łóżku i myślę ponownie, aż sen nie spowije moich powiek.
Czasami myślę, że każda żywa istota została zaprogramowana, że ma klapki na oczach i podąża drogą wskazaną przez szefa. Wydaje mi się, że jako jedyny mam świadomość swego istnienia i, że to na mnie spada ból i cierpienie wszystkich. Mam nieodparte wrażenie, że to ja cierpię najbardziej, a każdy inny człowiek cieszy się życiem.
Uczucie samotności przytłacza mnie. Izoluje od świata, ludzi.
Powoduje, że bardziej zamykam się w sobie i nie chcę z nikim rozmawiać.
Chciałbym, aby na tym świecie istniało miejsce, w którym żyłbym tylko ja.
Arkadowa kraina przepełniona szczęściem, którego tak mi brakuje...
Piękne *O*
OdpowiedzUsuńFajniasyczne. A może...urocze? Grunt że fajne :D
OdpowiedzUsuńPopłakałam się... Serio. To wzruszające.
OdpowiedzUsuńJeden z piękniejszych momentów i chyba najlepszy prezent świąteczny. Masz dar by słowem pisanym poruszyć ludzkie uczucia.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, ze wchodzę w cudzą prywatność czytając ten fragment - bardzo dobry tekst. To się chwali
OdpowiedzUsuńO jejku Vint, to było piękne. Nie wiem, co konkretnie mam ci napisać, ale podobało mi się i w pewnym momencie czułam się trochę, jakby to było mniej więcej o mnie.
OdpowiedzUsuńCała moja rodzina "świetnie się bawi" a ja tylko udaję, bo jakoś źle się czuję w tej atmosferze... Ta sztuczna uprzejmość też mnie dobija... Ale okey nevermind.
Chodziło o to, że bardzo ładnie wyszedł ci ten post.
Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie.
Ja tak mam w szkole-,- To znaczy fajnie jest, mam przyjaciół, ale szczęśliwa jestem, gdy jestem sama. Ja, jak Loczek, też mam tą ,,maskę''
UsuńShina
Ojej... Dopiero co natrafiłam na Twojego bloga, Vint i już teraz wiem, że mi się spodoba. Chociażby po tym jednym fragmencie.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. :'( Serio, dobrze oddałaś te uczucia... I te maski... Szczerze powiedziawszy, uwiodłaś mnie. Jak tylko skończę poprawiać ten następny rozdział, zabieram się do nadrabiania rozdziałów. :)
Pozdrawiam i czekam na następne rozdziały! C:
Florence ]:'-)
PS- Blog wędruje prosto do mojej "Czytelni"! C: