poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 1 " Najlepsi z najlepszych "

 Witam bardzo serdecznie.
Długo mnie nie było to prawda, lecz wyjaśnienie jest jedno.
Matura.
Mamy teraz tyle kółek, na których wszystko powtarzamy, że piszę rozdziały tylko w weekend'y. I to jeszcze wtedy, kiedy mam wenę.
Muszę także nagrywać "Zagrajmy" i obrabiać filmy.
Nie bójcie się jednak.
Nie opuszczę was, tak jak wy nie opuściliście mnie.
Ja tylko patrzyłam, jak licznik odwiedzin rośnie.
Wierzcie mi lub nie, ale nie umiałam wyjść z podziwu.
To po pierwsze.
Po drugie.
Ostatnio zastanawiałam się (czy. kminiła chyba z trzy tygodnie) co oznacz mój nick. Co miałam na myśli, kiedy go stworzyłam.
A grałam sobie w jedną grę (CombatArms) i patrzę na mapkę - pada śnieg.
I tak sobie myślę, "kurcze coś z Winter wymyślę".
A do tego bardzo podoba mi się praca Sniper'a, więc Vinterry oznacza Białą Śmierć.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oddychałam powoli, co chwila zerkając na boki czy, aby na pewno nikt nie podążał moim śladem, aż do domu Smith'ów. Obecnie byli oni moim jedynym celem i musiałam jak najszybciej uporać się z robotą, ponieważ boss – szef Innocent, się niecierpliwił.
  Każdy kto ma chociaż trochę oleju w głowie, wie, że nie ma sensu zadzierać z szefem. Jeśli, jednak taki jegomość, by się znalazł, wtedy wszyscy wiedzieli, że długo już nie pociągnie. Aczkolwiek nasz lider miał też swoich „pupili” , którzy byli na każde jego zawołanie i przyjmowali najcięższe misje.
  Nie godziło się to, to jednak z moimi postanowieniami. Oczywiście nie miałam nic przeciwko temu, bo kto by nie chciał, aby odwalać za niego najcięższą robotę? Chodzi o to, że nie lubiłam gdy każdy podlizywał się Lokiemu
  Z punktu widzenia Emm'y – koleżanki po fachu, to ja łasiłam się do szefa, lecz w rzeczywistości było inaczej. Kiedy tylko Tom zwoływał Elitę, byłam tam także ja. Jednak nie wiedzieć czemu, nie zlecano mi nigdy ciężkich zadań
  I ostatnim razem było tak samo.
- Jeśli to wszystko, to wypad – Loki obrócił się z gracją na skórzanym krześle i wbił wzrok w zamglony krajobraz malujący się za oknem.
  Był początek października i pogoda z dnia na dzień robiła się coraz gorsza. Temperatura spadała co rusz poniżej dziesięciu stopni, a wiatr nieubłaganie wkradał się pod niedopięty płaszcz czy kurtkę.
  Nie lubiłam zimna, więc znów stałam blisko kominka i ogrzewałam zmarznięte ręce. Spojrzałam kątem oka na wychodzących ludzi. Doliczyłam się trzech chłopaków w tym mnie i do teraz zastanawiałam się co ja tu robię.
  Za każdym razem, kiedy Elita zostawała zwoływana do pokoju boss'a, myślałam jak zadać to jedno pytanie, które dręczy mnie od dnia przyjęcia.
- Pytaj. - Usłyszałam niski głos. Szybko przeniosłam wzrok na Lokiego, który obrócił się w moją stronę z szarmanckim uśmiechem na twarzy. Nigdy nie umiałam odgadnąć jego emocji. Może dlatego, że tak dobrze je chował, albo w ogóle ich nie miał. - Przecież nie gryzę. Pytaj.
  Kiedy ponowił pytanie, skupiłam się na cieple rozchodzącym się po moim ciele. Płomienie igrające w kominku, tworzyły nowy, nieznany dla mnie taniec, który wydawałby się ukojeniem dla przemarzniętego ciała.
- Dlaczego tu jestem? - Spytałam w końcu, przymykając lekko oczy.
- Już ci mówiłem...
- Nie chodzi mi o Innocent – Przerwałam mu szybko i kontynuowałam dalej, widząc niepewność malującą się na jego twarzy. - Dlaczego wybrałeś mnie do Elity. Jest wiele innych ludzi czekających na to miejsce. Są o wiele lepsi, bardziej wykształceni i wytrenowani.
- Miałem swoje powody.
  Nagle jego głos stał się bardziej wyrazisty. Głęboki, basowy i ujmujący szept, dotarł do moich uszu. Ciepłe dłonie objęły mnie w pasie, przyciągając do siebie.
- To może w końcu mi je zdradzisz?
- Jeśli mi pozwolisz.
  Otworzyłam szybko oczy i odsunęłam się. Zrobiwszy planowany krok do tyłu, dojrzałam w oczach Lokiego iskierki, które niebezpiecznie zataczały się wokół jego źrenic.
- Nie – Jego twarz momentalne spoważniała. Poczułam chłód bijący od jego osoby, który mnie sparaliżował.
Czułam się teraz niczym mrówka wobec buta. Nie miałam zamiaru zadzierać z Lokim, a tym bardziej sprawdzać jak daleko sięga granica jego cierpliwości.
Przyjęłam do wiadomości odmowę i kiedy już miałam wychodzić, szef złapał mnie za ramię. Nie spojrzałam na niego, ponieważ zobaczyłabym zapewne minę, która wyrażała by pogardę wobec mojej osoby, dlatego też wyszarpałam rękę z jego uścisku i opuściwszy głowę w dół zacisnęłam pięści.
- Dowiem się wszystkiego.
  Po tych słowach wyszłam przez lekko uchylone drzwi i od razu skierowałam się w stronę pokoju, jednak, kiedy otworzyłam i przeszłam przez wrota, zauważyłam cień przesuwający się razem ze mną.
- Volpar przysłało ostatnio paczkę – Loki wyciągnął zza pleców spory pakunek i podał go mi. - Potwierdzają, że ten model jest o wiele lepszy od poprzedniego. Nie musisz się martwić o to czy się złamie czy nie.
  Łypnęłam na Lokiego spojrzeniem, które mówiło „ wyjdź, albo pożałujesz”. Sama nie wiedziałam skąd w tamtej chwili miałam odwagę, aby w ten sposób go wyprosić, jednak przesyłka od Volpar'u mnie intrygowała i byłam coraz bardziej niecierpliwa, kiedy boss zaczął się uśmiechać.
  Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, po czym rozwiązałam czerwoną, aksamitną wstążkę, a czarny materiał opadł swobodnie na ziemię z towarzyszącemu przy tym szelestowi.
  Moim oczom ukazał się samopowtarzalny wielokalibrowy karabin wyborowy. Barrett M82A1 był moim marzeniem, od kiedy usłyszałam coś na temat broni od mojego ojca.
  Już w dzieciństwie, kiedy miałam mniej więcej sześć lat, mój ojczym zabierał mnie na strzelnice. Jack był strzelcem wyborowym w wojsku i jeździł na misję, z których przeważnie wracał. Aż do pewnego razu, kiedy czekając przed drzwiami na powrót ojca, zastałam tylko jego dowódcę ubranego w elegancki strój.
  Jak przystało na żołnierza, przekazał mi wieści i czekał, chociaż sama nie wiedziałam na co. Nie umiałam wtedy zapłakać. Nie zrobiło się się smutno czy nawet żal. Czułam jedynie pustkę i chęć zemsty, która z czasem zaczynała przysłaniać mi widoczność.
  Dwa miesiące później, będąc już pełnoletnią osobą, zaczęłam obracać się w złym towarzystwie. Jednak nie paliłam, nie piłam i nie brałam narkotyków. Moim zadaniem było rozpoznanie terenu i ostrzeganie kolegów przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Zawsze ukryta, w cieniu czekałam na ich powrót.
  Mniej więcej po roku nadano mi przezwisko, które – według mojego mnie mania – budziło postrach. Mówili na mnie Sniper, zgodnie z tym co sobą prezentowałam. Zimna, bez uczuć, bez względna i zarazem doskonała.
  Po długiej przerwie, ponownie zaczęłam chodzić na strzelnice, gdzie z czasem nauczyłam się precyzyjności. Nie było to trudne, lecz wymagało opanowania i zimnej krwi.
  Kiedy i to zaczynało mnie nudzić, dowiedziałam się, że koledzy z mojej paczki posiadają o wiele lepsze modele broni. Nie miałam pojęcia skąd je brali, lecz wiedziałam, że musiałam skorzystać z takiej okazji.
  Pewnego sobotniego popołudnia, cała nasza szóstka wybrała się do lasu za domem jednego z kolegów. Zabraliśmy ze sobą cały sprzęt i potrzebne narzędzia, aby przymocować do drzewa tarcze. Wtedy po raz pierwszy miałam w swych rękach karabin wyborowy, model SWD. Był ciężki, lecz nie zwracałam na to uwagi, ponieważ zawsze oddawałam strzał z pozycji leżącej.
  Raz za razem pociągając za spust, wyobrażałam sobie, że strzelam do tych, którzy odebrali mi ojca. Złość wypełniła mnie całą i pozwoliła oddać każdy, celny strzał. Byłam z siebie dumna.
  Lecz zabawa nie trwała wiecznie. Nikt nas nie pilnował, a zgraja nastolatków biegających z bronią była czymś w rodzaju przestępstwem, wykroczeniem. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że może stać się nam krzywda, dopóki jeden z chłopaków nie wszedł na moją linię ognia.
  Był to młody, szesnastoletni dzieciak o blond, kręconych włosach i niebieskich oczach, który bawił się patykiem i rzucając go w moją stronę, nie zauważył, że w tym samym momencie właśnie pociągnęłam za spust.
  Kwiecistą łąkę, przysłoniła płachta czerwieni, która tworzyła koło. Stłumione wrzaski, krzyki i szlochy poniosły się echem, płosząc mieszkańców lasu. Moje oczy wpatrzone w jeden, niewidzialny punkt, płonęły, a nikły uśmiech zagościł na mojej twarzy.
  Gdyby ktoś mnie zobaczył w tym właśnie momencie, uznałby mnie za psychiczną i potrzebującą pomocy oraz szybkiego transportu przed sąd. Nie znałam odpowiedzi na pytanie dlaczego wtedy czułam radość i chęć wycelowania ponowie. To był impuls.
  Z transu wyrwało mnie pukanie, więc energicznie potrząsnęłam głową, jakby chcąc zepchnąć wszystkie wspomnienia na inne tory i podeszłam, aby otworzyć. Już w progu uderzył mnie smakowity zapach kebaba.
- Głodna? - Przywitał mnie promienny uśmiech Eric'a. Był on naszym kucharzem, tak samo, jak inni trudnił się w zabijaniu. Chociaż lepszym określeniem byłoby to, że po prostu eksterminował, tych którzy zaszli mu za skórę.
  Popatrzyłam głodnym wzrokiem na kebaba i odbierając talerz zaprosiłam kolegę do pokoju.
- Sory, ale nie dzisiaj mała. - Powiedział, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Eric miał ponad trzydzieści lat, więc do każdego, kto był dziewczyną, zwracał się mała, lecz ja wyczułam, że dla mnie ma zarezerwowany specjalny ton.
- Dłaczego. Pszeciesz nie masz dsisz misji? - Spytałam niewyraźnie, dobierając się do pysznego mięska, trafiając po drodze także na soczystego ogórka.
- Nie mów z pełną jadaczką Luna. - Skarcił mnie i obdarzył rodzicielskim spojrzeniem. Następnie wręczył mi list, który przyjęłam z niechęcią.
  Kiedy ktoś z zabójców dostaje list do rąk, to oznacza tylko jedno.

6 komentarzy:

  1. Właśnie też kiedyś kminiłam co oznacza twój nick. Ale spostrzegam, że fanka różnego rodzaju gier, to fajnie, bo ja też gram i to sporo.
    Toż to jest molestacja w pracy! Szef nie powinien obejmować w pasie podwładnej, ale to Loki, jemu wolno XD. W ogóle pomysł świetny :P Intrygująco się zapowiada i jestem bardzo ciekawa jak to się dalej rozwinie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się świetnie a ja na pewno będę czytać i Ci dopingować. Pomysł ciekawy, Loki bardzo intrygujący jak zawsze zresztą :-). Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już jestem very zainteresowana i chętna do dalszego czytania :)
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  4. haaa!!! wróciłaś
    no nareszcie, sporo ci to zajęło i zaczęłam się już martwić, ze tak coś długo to trwa
    no pora wiec zabrac sie do poczytania

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma jak to powrót z buta . . . . i słusznie.Jest mi trochę szkoda że pozostawiłaś tamto opowiadanie ale rozumiem mi tez by się nie chciało ciągnąć tego w nieskończoność.Kurde mam epic zakończenie "I spadła atomówka i tak właśnie zginęły dinozaury!' fajne nie? ;-;"
    Czekam na szybki next
    Pozdrawiam Lupin(Dawniej R.O.A.H.)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mrau, zaczyna się - nie powiem - ciekawie. Oby taki klimacik się utrzymał. ^^

    OdpowiedzUsuń