Jak widzicie jest szósty rozdział. W końcu zabrałam się za pisanie. Pomiędzy graniem w Aiona i BF, nie robię nic. No może jeszcze śpię, jem i czytam :D Ale to standard.
Dziś także chciałbym przedstawić wam pewną piosenkę, która zajmuje obecnie pierwsze miejsce w mojej głowie. Ze względu na to, że zabrałam się za Fate Zero i jego amv, natrafiłam na video --> Fate Zero, które do mnie trafiło. I oglądając owe anime, popłakałam się na pewnej scenie (nie będę spoilerować :D). Powiedzmy, że jest tam pewna postać, która przypadła mi do gustu i uroniłam przez nią łzę :D.
Oczywiście pragnę także gorąco podziękować za komentarze :D This is my inspiration.
I właśnie zapomniałabym - pragnę dodać do swojego ciała kolejny tatuaż. Tym razem strikte związany z Lokim. Jego imię w runach i cytat :D Tylko nie wiem czy hełm by pasował :D
Bez dalszych ceregieli - w moim mniemaniu tłumaczeń - przechodzimy do rozdziału.
Song --> Hope of morning ( kochana piosenka)
Jestem zbyt samotna, by podnieść się z ziemi i stanąć twarzą w twarz z mrokiem otaczającym mnie zewsząd. Dzień po dniu staram się uniknąć macek zimnej czerni, ciągnących mnie w dół. Jakby jakaś magia starała się mnie uwięzić w jestestwie. Niewidzialna ściana zatrzymywała mnie w miejscu i kazała czekać na dalsze cierpienie. Szukając pomocy, nie odnalazłam jej.
Czując jak cienka linka wrzyna się w moją skórę, to wszystko sprawiało wrażenie kawału. Nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje, poddawałam się.
- Odpowiadaj! - Krzyki Tom'a niosły się echem po pokoju, a nawet przypuszczałabym, że po korytarzu, co mogło okazać się niekorzystne. - Czego chcecie od Tarczy i Avengers?
- To dotyczy w dużej mierze mojego pracodawcy. Ja miałam tylko wyciągnąć z ciebie informacje na ich temat.
Tom powoli zbliżył dłoń do mojej twarzy, a ja odruchowo zamknęłam oczy, jednak nie poczułam nic oprócz ciepła. Nie miałam nawet pojęcia, że zaczęłam płakać.
- Kim ty w ogóle jesteś? - Spytał, a w jego oczach zagościł ból.
Przygryzłam wargę i zmusiłam się do wytrzymania jego spojrzenia. To bolało, a nawet wypalało coś w moim środku. Musiałam coś wymyślić, lecz Tom okazał się godnym przeciwnikiem. Cały czas siedział na mnie okrakiem i trzymał moje ręce nad głową. Był silny.
- Nie mogę... - Wyszeptałam, po czym podjęłam się próby przekręcenia na bok, żeby zrzucić go z siebie.
- Mógłbym zawołać ochronę. - Zaczął niepewnie - Lecz wydaje mi się, że oddział specjalne uporałyby się z tobą szybciej.
Zamrugałam kilka razy, po czym moje czy mimowolnie się zamknęły. Huk rozbijającego się okna zagościł w pokoju, a odłamki ze stukotem upadły na podłogę. Księżyc wlał się promieniami niczym woda zalewająca naczynie i wypełniająca je w całości.
W tym momencie także uzyskałam okazję do ponownego podjęcia się wyswobodzenia z uścisku zszokowanego Tom'a. Zebrałam w sobie ostatki sił i pchnęłam go z całej siły na podłogę, mając w pamięci moment, kiedy rozkaz został zmieniony.
- Dalej Luna - Ponaglił mnie Hol. W ręce trzymał najzwyklejsze w świecie M416 CQB i mierzył nim w Tom'a.
Gospodarz powoli zaczynał odzyskiwać świadomość po upadku i uderzeniu się w tył głowy. Jego wzrok był zamglony, lecz w świetle księżyca wydawał się lśnić, jakby...płakał? Pochyliłam się szybko nad mężczyzną i wyciągając z kabury kolegi z Elity nóż, przystawiłam go do gardła Tom'a. Spojrzawszy prosto w jego oczy, nagle zdałam sobie sprawę, że nie mogłam go od tak zabić. Miałam przeczucie, że on jest kluczem do rozwiązania jakiejś, ważnej sprawy.
- Na co czekasz dziewczyno? - Zimny ton przeszył moją głowę. Z szeroko otwartymi oczami, skierowałam się w najciemniejszy kąt pokoju. Srebrne promienie księżyca odbijały się od bladej skóry Lokiego, który z założonymi na piersi rękoma, wpatrywał się we mnie. Jego naglący ton wydał mi się okrutny i bestialski, jednak gdybym go nie znała, powiedziałabym, że nie jest sobą. - Chyba, że chcesz mi się sprzeciwić.
Loki zrobił kilka kroków w moją stronę, jednak nim zbliżył się na tyle, aby mnie dotknąć, cofnął się momentalnie, jakby przestraszony. Jego ręka zamarła w powietrzu, a wokół niej - zawieszone w powietrzu - migotały małe drobinki zielonego pyłu.
- Cholera - Syknął. W jego oczach malował się cień strachu i rozdrażnienia, jednak zaraz spłonął razem z chęcią szybkiego pozbycia się świadków.
Jego obecność w tym pokoju była chwilowa. Nie minęła nawet sekunda, gdy usłyszałam szelest płaszcza, kiedy wychodził. Nim, jednak opuścił pomieszczenie, skinął głową w stronę Hol'a
- Spadaj mała - Mężczyzna chwycił mnie za ramię i mocnym szarpnięciem postawił na nogi. Torując mi drogę do Tom'a, wycelował w niego i pociągnął za spust.
Czas zwolnił i wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Słyszałam szum w głowie, jakby krew właśnie postanowiła właśnie tam się skumulować. Widziałam, jak Hol trzyma palec na spuście, a potem lekko go zgina w wyniku czego moje ciało samo zareagowało. Z impetem popchnęłam mężczyznę na kredens obok. Kula wystrzelona przed kilkoma ułamkami sekund minęła głowę Tom'a o włos. Nim chłopaki zdążyli w jakikolwiek sposób zareagować, chwyciłam gospodarza za ramię i pociągnęłam za sobą, rzucając się w wir ciemności, która wskazywała mi drogę. Czarna nic, jakby połyskująca złotem, ciągnęła się w kierunku tylnego wyjścia z posiadłości.
Zbiegając po schodach, raz obejrzałam się, aby sprawdzić czy Tom biegnie za mną. Kiedy miałam pewność, że znajdujemy się na tyle daleko, aby kule pistoletów nas nie dosięgły, zwolniłam trochę i pozwoliłam na ocenę sytuacji. Moje bose nogi ocierały się o zimną posadzkę, a podarta sukienka od Lokiego sprawiała wrażenie, jakby kreacji na Halloween. Jednak nie zważając na moją garderobę, wzrokiem odnalazłam drzwi, które zaraz otworzyłam kopniakiem.
- Gdzie masz samochód? - Spytałam groźnie. Nie miałam czasu na uprzejmości. Musieliśmy działać szybko. I chociaż wiedziałam, że gdy wrócę do organizacji, będzie mnie czekać nieprzyjemna rozmowa.
Tom wyminął mnie i przeszedł kilka kroków, by zaraz wyciągnąć kluczyki ze spodni i otworzyć drzwi czarnego jaguara. Gwizdnęłam z zachwytu, lecz słysząc wrzaski kolegów z Elity, otrząsnęłam się i usiadłam, zajmując miejsce pasażera.
- Jedź jak najdalej stąd - Szepnęłam niemal błagalnie i patrzyłam, jak krajobraz złocistego domu znika za czarnym horyzontem.
****
W drodze do Petworth zmorzył mnie sen. Oparłszy głowę o szybę i krawędź siedzenia, zamknęłam oczy. Nie męczyły mnie koszmary, lecz pięknie też nie było. Ten sen mogłabym określić mianem monotonii i melancholii.
Szare niebo rozpościerające się, aż po horyzont, wyblakła łąka i wzgórze z samotnym drzewem, pod którym zwykle siedziałam i rozpamiętywałam chwile swego życia. Teraz, jednak kiedy krople deszczu głucho stukały o wielkie liście lipy, miałam wrażenie, jakby zagłuszały każdy inny dźwięk dookoła. Pod palcami stup czułam zimno, a moje włosy targał lekki, ciepły wiatr. Było niemalże idealnie, gdyby nie chropowata kora drzewa, o którą opierałam się gołymi plecami.
Uniosłam powoli ręce do góry, zamykając oczy i czując, jak pojedyncze krople wody spływają po mojej twarzy. Dreszcz przemknął po moim ciele, aż zadrżałam. Wiedziałam, że śnię, jednak w tym stanie nie chciałam zmieniać całego krajobrazu, aby chodź na chwilę poczuć się szczęśliwie. Byłoby to oszukanie samej siebie i chęć pozostania w tym nierealnym świecie.
Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Otworzywszy oczy i spojrzawszy za zegarek, obliczyłam. że spałam niecałe dwie godziny. Jechaliśmy właśnie autostradą, gdzie ruch zagęścił się w miarę, jak zbliżaliśmy się do Petworth.
- I jak? - Głos Tom'a był spokojny.
Przeniosłam wzrok na deskę rozdzielczą i odnalazłam pokrętło od ogrzewania. W radiu leciała piosenka, której dotąd nigdy nie słyszałam. Niosła ze sobą spokój i łagodziła chwilowo mój stres.
- Wszystko szlag trafił - Przejechałam ręką po zmęczonej twarzy. - Teraz na pewno nie mogę pokazać się w... - Umilkłam nagle, zdając sobie sprawę, że wygadałabym w tej chwili czym się zajmuję. Tom wydawał się bystry i inteligenty.
- Nie chcesz to nie mów. - Mężczyzna skręcił w prawo. Skończyła się autostrada, a zaczęła polna droga. W oddali dostrzegłam znak.
Prychnęłam na niego, jakby właśnie mnie obraził. Tom był spokojny i opanowany, a zarazem mogłam dostrzec, jak czasami przez jego twarz przebiega cień strachu. Auto zatrzymało się na poboczu.
- Co zamierzasz? - Tom obrócił się w moją stronę, a ja poczułam się, jakbym traciła oddech. Mimowolnie obróciłam speszony wzrok.
- Nie wiem. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie mogłam jeszcze wrócić do organizacji. - Równie dobrze mogę teraz wysiąść i gdzieś pójść.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Kiedy, jednak moja ręka znalazła się na klamce, poczułam przyjemne ciepło.
- Nie wiem kim jesteś. Nie wiem także czy jestem z tobą bezpieczny, ale nie pozwolę ci iść samej. - Powiedział stanowczo.
Zdziwiłam się, jego nagłym postanowieniem. Ale cóż. Jak dają, trzeba brać. Spokojnie opuściłam rękę i złapałam Tom'a za dłoń. Była silna i ciepła.
- Dziękuję. Jednak uprzedzam, że oni mogą iść naszym śladem. W chwili obecnej....- Zamarłam widząc biały materiał na moich stopach i łydkach. - Ja...
- Kiedy spałaś, pozwoliłem sobie na opatrzenie twoich ran. - Tom ponownie zapalił auto, jednak nie ruszył.
- Dziękuję - Szepnęłam, ponawiając gest.
- Nie musisz, ale chcę wiedzieć jedno. - Spojrzał mi prosto w oczy. - Dlaczego zgodziłaś się wykonać rozkaz pozyskania informacji, skoro nie miałaś zamiaru tego zrobić?
Otworzyłam usta i zamknęłam. I tak kilka razy, aż w końcu skwitowałam to, potarciem skroni.
- Nie mogłam. - Powiedziałam w końcu. - Znaczy chciałam, ale ty... - Nie odważyłam się spojrzeć w jego stronę, bo wiedziała, że jeśli tak postąpię, to od razu powiem mu całą prawdę. Zamiast tego zamknęłam oczy i skuliłam się na siedzeniu.
Zimny dreszcz zsunął się w dół moich pleców. Chyba pierwszy raz w życiu bałam się o to, co może stać się ze mną w przyszłości.
- Nieważne... - Usłyszałam westchnienie Tom'a. Jego ręce dosięgły kierownicy, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zimny dreszcz zsunął się w dół moich pleców. Chyba pierwszy raz w życiu bałam się o to, co może stać się ze mną w przyszłości.
- Nieważne... - Usłyszałam westchnienie Tom'a. Jego ręce dosięgły kierownicy, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę.
****
- Mała, zdradziecka....
Kilka kieliszków poleciało w stronę Hol'a, który ze spuszczoną głową stał w gabinecie Lokiego od ponad godziny i wysłuchiwał kolejnych przekleństw. Raz udało mu się uratować cenny wazon, jednak nie mógł tego samego zrobić z pięknie zdobionymi filiżankami czy kielichami.
- Szefie - Jęknął Rod. Jego białe włosy nastroszone niczym pióra ptaka, wiły się każdy w innym kierunku, co nadawało mu tajemniczości. Czerwone oczy kontrastowały z bladą skórą, lecz bystre postrzegały świat na swój sposób. - Nie omieszkam się przyznać, że te zastawy kosztowały nas wiele wysiłku.
Hol chyba w ostatnim momencie zdążył pociągnąć Rod'a za sobą, zanim kilka noży poleciało w jego stronę. Ostrza wbiły się w ścianę.
- Nie omieszkasz? - Loki wbił w niego groźne spojrzenie. Gdyby umiał zabijać wzrokiem, białowłosy tonął by teraz w swojej krwi. I byłby to miły widok, ponieważ czego Loki teraz pragnął? Dorwać dziewczynę, która sprzeciwiła się jego rozkazom. Nikt, nigdy nie ośmielił się mu sprzeciwić, a ona pozwoliła sobie na więcej niż oczekiwał. - Nędzne robaki! MARIONETKI!!!
Trójka mężczyzn z Elity stojąca w pokoju, zastygła w bezruchu. Wybuch ze strony Lokiego był czymś nowym i dotąd niespotykanym.
- Dałem wam wolną rękę, a wy skompromitowaliście się. Daliście się przechytrzyć dziewczynie.
- Ale to... - Zaczął Hol, jednak stanowcze pociągnięcie go za rękaw przez Ro'da, utrzymało jego myśli w przekonaniu, że nie warto kłócić się z takim szefem, jak Loki. - Znajdziemy ją.
- Mam nadzieję.
Z tymi słowami, Loki pożegnał Elitę. Mężczyźni wyszli w pośpiechu, jakby bali się o swoje marne życie.
- Idioci - Mruknął do siebie.
Podszedł do barku i wyciągnął z niego swoje ulubione, czerwone wino. Z biurka zabrał kieliszek i rozsiadł się na kanapie, pochłaniając ciepło kominka.
Jak mógł dopuścić do sytuacji, która miała miejsce w sypialni jego celu. Prawie się zdemaskował. W istocie, Luna dopuściła się niemałej zdrady, a on obiecał sobie, że surowa kara będzie długa i uciążliwa.
- Z reguły jestem od tego, aby patrzeć - Irytujący głos, którego Loki nie trawił, zawitał w pokoju. Postać, do której owy głos należał, zabrała jeden z kieliszków i usiadłszy wygodnie na fotelu obok, upiła łyk. - Lecz teraz mam pewne wątpliwości co do twojej dyspozycji. Prawie się wydałeś - Zaśmiał się cicho.
Loki spojrzał na niego, jakby chcąc uśmiercić, lecz poprzestał na dopiciu swojego wina. Następnie wstał z kanapy i po sekundzie znalazł się przy oknie. Padający deszcz dawał o sobie znaki, w postaci wielkich kropel, które głośno stukały o parapet. Chłód panujący na zewnątrz dawał się we znaki przechodniom, którzy wracali do domu.
- Nie ucieknie daleko. - Stwierdził Loki. - Nie może, wie jakie są tego konsekwencje.
- Czy, aby na pewno?
Mężczyzna zdjął swoją maskę i podszedł do Lokiego.
- Navarogu!
Sługa cofnął się o krok i ukłonił na tyle nisko, na ile pozwalał mu pas, przy którym wisiała katana. Oblizał suche wargi i uśmiechnął się szaleńczo, kiedy Loki stanął na przeciw niego.
- Oczywiście mój Panie.
Po słudze został jedynie złoty pył, kiedy powracał do swojego świata.
- Z reguły jestem od tego, aby patrzeć - Irytujący głos, którego Loki nie trawił, zawitał w pokoju. Postać, do której owy głos należał, zabrała jeden z kieliszków i usiadłszy wygodnie na fotelu obok, upiła łyk. - Lecz teraz mam pewne wątpliwości co do twojej dyspozycji. Prawie się wydałeś - Zaśmiał się cicho.
Loki spojrzał na niego, jakby chcąc uśmiercić, lecz poprzestał na dopiciu swojego wina. Następnie wstał z kanapy i po sekundzie znalazł się przy oknie. Padający deszcz dawał o sobie znaki, w postaci wielkich kropel, które głośno stukały o parapet. Chłód panujący na zewnątrz dawał się we znaki przechodniom, którzy wracali do domu.
- Nie ucieknie daleko. - Stwierdził Loki. - Nie może, wie jakie są tego konsekwencje.
- Czy, aby na pewno?
Mężczyzna zdjął swoją maskę i podszedł do Lokiego.
- Navarogu!
Sługa cofnął się o krok i ukłonił na tyle nisko, na ile pozwalał mu pas, przy którym wisiała katana. Oblizał suche wargi i uśmiechnął się szaleńczo, kiedy Loki stanął na przeciw niego.
- Oczywiście mój Panie.
Po słudze został jedynie złoty pył, kiedy powracał do swojego świata.
****
- Ładny dom - Powiedziałam, wchodząc do niewielkiego, drewnianego pomieszczenia. Środek był urządzony skromnie, lecz w dobrym guście. Równolegle do drzwi znajdował się salon, w którym na środku stała czarna, skórzana kanapa. Na przeciwko niej, na ścianie wisiał telewizor, zaś pod nim stał mały stoliczek do kawy. Okrągły, puszysty, kremowy dywan pochłaniał większą część podłogi.
- Należał do siostry. - Odparł Tom bez cienia emocji, jakby spodziewając się z mojej strony litości?
Przeszłam przez korytarz, prowadzący do salonu. Oglądając się jeszcze dookoła, dostrzegłam regał z książkami i komodę, na której stały stare, jak i nowe zdjęcia. Podeszłam do niej i przyjrzałam się dokładniej fotografią oraz osobą, które się na nich znajdowały.
Na jednym ze zdjęć rozpoznałam Toma, który mógł mieć wtedy niecałe dwadzieścia lat. Obok niego stała dziewczyna w złotych włosach i białej, zwiewnej sukience. Jej alabastrowa skóra kontrastowała z różami, które trzymała w ręce.
- To jest Elizabeth - Usłyszałam obok jego smutny głos. Nagle zrobiło mi się żal, ponieważ jego siostra nosiła imię, które ja przybrałam, aby dotrzeć do źródła informacji. Uczucie, jednak minęło tak szybko, jak się pojawiło. - Zaprowadzę cię do twojego pokoju. - Tom machnął na mnie ręką.
Podążyłam za nim bez słowa. Schody wijące się ku górze, szklane i nikłe, przemierzyłam bardzo szybko, zważając na to w jakim tempie szedł Tom. Będąc już na górze, przeszliśmy krótki korytarz, na końcu, którego znajdowało się dwoje drzwi na przeciwko siebie.
- Proszę - Tom otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Wnętrze było skromne, jak reszta domu. Stylowo, ale bez przesady.
Na przeciwko drzwi, w ścianie okna okalały biurko, które stało tyłem do dwuosobowego łóżka. Po lewej stronie stał regał z książkami oraz komoda, na której postawiono telewizor.
- Czuj się jak u siebie w domu. - Uśmiech w końcu zawitał na jego twarzy, lecz ja wiedziałam, że to tylko maska, pod którą skrywa smutek.
Tom obrócił się na pięcie i już chciał zamknąć drzwi, kiedy ja chwyciłam klamkę i uniemożliwiłam mu tą czynność.
- Dlaczego zgodziłeś się mi pomóc, skoro wiesz czego...
Nagle Tom złapał moją dłoń i mocno ścisnął. Jego oczy zapłonęły.
- Każdy zasługuje na drugą szansę. - Jego ton stał się poważniejszy. - I w każdym drzemie chodź odrobina dobra.
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, otwierając i zamykając usta. Z mojej piersi wydobył się tylko cichy jęk. Sumienie? Tylko nie we mnie, przeszło mi przez myśl. Pozwoliłam, aby moja ręka bezwiednie wysunęła się z jego dłoni. Drzwi zamknęły się z cichym piskiem, a ja osunęłam się na ziemię, by schować głowę w dłoniach.