Charles Louis de Montesquieu
- I co o tym wszystkim myślicie? – Spytał Fury, zebranych w
organizacji mścicieli.
- Jak na razie nic
nie robi, więc chyba mamy spokój – Odparła beznamiętnie Natasza
- O nie. – Rzekł stanowczo Tony – Loki na pewno ma w tym
jakiś swój popaprany motyw.– Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie wiem jak wy, ale uważam, że Stark ma rację – Dodał
Clint, opierając się wygodnie na krześle, tak jakby nic się poważnego nie
stało. Wszyscy nagle jak z bicza strzelił, zaczęli krzyczeć jeden przez
drugiego. Tylko doktor Banner siedział spokojnie.
- Spokój do jasnej cholery – Krzyknął ostro Fury, a wszyscy
jak jeden mąż się zamknęli. Z powrotem
zajęli swoje miejsca i spojrzeli wyczekująco na dyrektora. – Na razie wszystko
jest pod kontrolą, jednak nie możemy dopuścić do jakichkolwiek niezgodności,
więc tak jak ustaliliśmy – Zwrócił się do dwójki agentów – Natasza i Clint,
będą obserwować dom w nocy i zdawać natychmiastowy raport. – Tymi słowami
zakończył niewielkie zebranie, po czym wyszedł.
- Się wkurzył – Prychnął Tony i także wstał z zamiarem
wyjścia.
- A ty gdzie? – Spytał Kapitan, mierząc go podejrzliwie
wzrokiem.
- Na mały rekonesans – Odparł i wyleciał z sali jak strzała.
~*~*~*~
Dziewczyna siedziała na dachu domu, samotnie rozmyślając nad
całą sytuacją. Loki, dziwna moc. Myśli krążyły wokół jej głowy, nie dając ani
chwili wytchnienia. Dlaczego ona? Czemu nigdy wcześniej tego nie czuła?
Dlaczego świat jest taki okrutny? I jeszcze to co Loki robił w salonie. Widok
krwi ją przerażał. Pamiętała może szkarłatnej cieczy, kiedy to ojciec ją
ukarał, wbijając zimną stal w brzuch. Mimowolnie przejechała opuszkiem palca po
bliźnie. Westchnęła i podniosła wzrok na granatowe niebo. Kilka zimnych kropel
padło na jej twarz. Zaraz będzie lać. – Pomyślała
i swetrem, owinęła się jeszcze bardziej, aby zatrzymać ciepło. Nie miała nawet
najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Nawet jak zacznie padać. Nagle
dziewczyna usłyszała dziwny dźwięk, podobny do brzęczenia silnika, lecz to nie
było to.
- Jak się masz mała? – Nad jej głową rozbrzmiał męski głos.
Spojrzała na ową postać i zrobiła mu trochę miejsca obok siebie.
- Hej – Odparła. Stark wylądował na dachu, przysiadając się.
- Stało się coś? – Spytał z podejrzeniem.
Co mu mam do cholery
odpowiedzieć. Tak Tony stało się. Dziś w salonie Loki zaczął się ciąć, a mi
kazał leczyć jego rany, ponieważ twierdzi, że mam jakaś tam moc. – Przeszło
jej przez myśl.
- Nic – Skłamała. – A ty czemu tu jesteś?
- Nudziło mi się, więc przyleciałem pogadać.- Odparł gładko.
- Wierzysz w magię? – Spytała nagle. – Znaczy wiem, że ona
istnieje. Przykładem jest Thor i Loki, ale czy jakbyś taką magiczną
moc posiadał, wierzył byś w to?
- Mała – Rozczochrał jej włosy. Mała. Tak zawsze na nią
mówił, od kiedy była jego przyjaciółką – Wiesz, że ludzie nie potrafią
czarować. Znów za długo pisałaś i teraz masz babo placek.
- Może masz rację – Westchnęła ciężko. Nagle usłyszała
dzwoniący telefon.
- Pepper – Uprzedził ją mężczyzna. – Muszę lecieć.
Patrzyła jak odlatuje, pozostawiając za sobą smugę białego
światła. Czy, aby na pewno może uwierzyć w to, że jest normalna? Po tym co
zobaczyła? Po tym czego doznała? Może ignorując tą odmienność, zepchnie ją na
dalsze tory i przestanie o niej myśleć.
~*~*~*~
- Hej mała – Powiedział męski głos. Loki stał oparty o drzwi
dziewczyny, przysłuchując się jej rozmowie z Starkiem. Nie trwała ona długo.
Już dziesięć minut później, dało się usłyszeć dźwięk, który wskazywał na to, że
Tony już odleciał. Spojrzał na swoją rękę. Przedtem pełna cięć i krwi, teraz
bez śladu zadrapania. Dotknął jej delikatnie, jakby chciał wychwycić niewielki
ślad dotyku dziewczyny. Był lekko zszokowany jej słowami i zachowaniem. „ To
boli. Kiedy ktoś na kim ci zależy, cierpi.” Te zdanie, szumiało w jego
głowie od tamtej chwili. Cały czas sobie tłumaczył, że musiał to zrobić, aby
wyzwolić jej moc. Nagle drzwi, o które się opierał, otworzyły się, a on wpadł
do środka.
- Boże Loki, przepraszam – Dziewczyna zakryła usta i pomogła
wstać chłopakowi. Otrzepał kurz z ubrania i spojrzał na szatynkę. Była cała
mokra i trzęsła się z zimna. Wyjrzał przez jej ramię. Na dworze padało jak z
cebra.
- Byłaś na dworze w taką pogodę? – Uniósł brew do góry.
Spuściła wzrok, wpatrując się teraz w swoje buty. Wyglądała jak mała
dziewczynka, która coś przeskrobała. Mężczyzna westchnął zrezygnowany. Zdjął
swoją bluzę i nałożył jej na ramiona. Ona podniosła na niego zdziwiony wzrok, a
na jej twarzy wystąpił niewielki rumieniec.
– Kładź się. – Rozkazał. Posłusznie wykonała polecenie i bez zbędnych
ceregieli, wpełzła pod ciepłą kołdrę.
Loki schodził schodami, kierując się do kuchni, cały czas
zadając sobie pytanie, czemu siedziała na dachu w deszczu? Głupia dziewczyna. – Pomyślał. Podszedł do jednej z szafek i
wyciągnął z niej kubek. Nalał do czajnika wody i poczekał, aż się zagotuje. Po
zrobieniu ciepłej herbaty, ponownie udał się na górę.
- Proszę – Wcisnął jej parujący trunek w dłonie, siadając na
skraju łóżka. Dziewczyna podziękowała nieśmiało i wzięła mały łyczek. Poczuła
jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Odstawiła kubek na szafkę
nocną i opadła na poduszki. Jednak zaraz musiała się podnieść, aby się nie
zakrztusić. Zachłysnęła się powietrzem, a następnie kichnęła. – Przeziębiłaś się
przez to siedzenie w deszczu - Stwierdził oczywiste. Puszczając mimo uszu jego
słowa dziewczyna spytała:
- Co ja mam dalej robić?
Mężczyzna uniósł pytająco brew.
- No z tą mocą – Dodała pospiesznie.
- Najpierw naucz się ją kontrolować, a potem się zobaczy –
Wyjaśnił.
- Ale jak? – Drążyła temat.
- W twoim przypadku, działają silne emocje, nad którymi nie
panujesz. W zasadzie nie umiesz nad nimi panować. Reasumując. Nie zachowuj się
jak dziecko, a wszystko będzie dobrze.
Oburzonym wzrokiem, spojrzała na niego.
- Nie jestem małym dzieckiem – Fuknęła.
- Wcale – Mężczyzna złożył ręczna piersi.
- No przecież mówię – Kolejne kichnięcie.
Loki obrócił głowę w jej stronę i powalił zabójczym
uśmiechem.
- Mam ci przypomnieć z jakiego powodu dziś płakałaś? –
Spytał retorycznie – Mianowicie z żadnego, bo owego nie było.
Teraz to się w niej zagotowało. Płakała błahego powodu. Nic
nie poradzi, że miała takie, a nie inne dzieciństwo i takiego, a nie innego
ojca, który próbował ją zabić. Widok choćby odrobiny krwi, przyprawiał ją o
mdłości, zawrót głowy i płacz. Oburzona, odłożyła kubek na szafkę i gładko
wsunęła się pod ciepłą kołdrę.
- To nie były błahe powody. – Szepnęła. – Wiem, że i ty to
teraz rozumiesz. Znaczy w jakiej sytuacji się znajduję i co przeszłam. Chociaż znam
cię niecały tydzień, także wiem co przeszedłeś i jak się czujesz. Dla każdego
musi to być ciężkim przeżyciem i frustracją, oraz traumą.
Chłopak zwiesił głowę. Jego oczy posmutniały.
- Fakt. Czasami nie panuję nad swoimi emocjami, jednak wtedy
wiem, że jestem człowiekiem, a nie jakąś bezduszną bestią. – Ziewnęła i ukryła twarz w poduszce,
mamrocząc coś jeszcze pod nosem.
On siedział i patrzyła jak zasypia. Powoli jej ciało i
dusza, wchodziły w senny stan. Sam nie wiedział ile, tak na nią patrzył. Kiedy
spała była taka krucha i bezbronna. Wtedy naszła go – sprzeczna z jego sposobem
bycia i z naturą – myśl. Chciał ją chronić, aby tej małej istocie nie stała się
żadna krzywda. Powoli wstał i bezszelestnie przeszedł na drugą stronę łóżka. Jeszcze przez chwilę
wpatrywał się w jej delikatną twarz, po czym ułożył się obok niej. Sam nie
wiedział dlaczego. Jego ciało działało samo, tak jakby miało swoje życie, które
chwilowo pragnie, bliskości drugiej osoby. Jej ciepła, dotyku. Położył się na
prawym boku i spojrzał na nią ponownie. Lekkim gestem, chwycił kilka kosmyków
jej włosów i założył za ucho. Ona mruknęła coś nie wyraźnie i samowolnie
przybliżyła się do niego, wgłębiając się w jego klatkę. Poczuł
wszechogarniający go spokój i dziwne ciepło. Jakby dziewczyna mu je przesyłała.
Jakby wiedziała, czego potrzebuje. On niepewnie objął ją ramieniem i zasnął.
Ta noc była dla niego wyjątkowa. Sen pozbawiony
jakichkolwiek koszmarów i ciepło Ellie. Jej bliskość i świadomość tego, że leży
w jego ramionach. Pragnął tego. Pragnął pocałować jej usta i ich zasmakować.
Poczuć jak to jest, kiedy dwie pragnące siebie osoby, dają upust emocjom.
Poczuć to jak, ponownie można komuś zaufać.
~*~*~*~
~*~*~*~
Rano nastało szybko. Zbyt szybko. Dziewczyna uchyliła swe
powieki. Nie pewna widoku, który ma przed oczami zamrugała. Obok niej spał
Loki. Pierwsza reakcja jaką jej ciało odczuło, było zszokowanie, następnie
zmieszanie, a potem totalnie się zaczerwieniła. Niepewnie spojrzała na niego
jeszcze raz. Spał tak spokojnie, jak małe dziecko. Do tego kilka włosów opadło
mu na twarz. Powoli je odgarnęła. Wpatrywała się w jego twarz, przez ponad
dziesięć minut, zanim zorientowała się, że na nią patrzy. Jego oczy. Takie
zielone i hipnotyzujące. Nie mogła się od nich oderwać. Utonęła w jego
spojrzeniu. Nagle poczuła pod sobą lekkie szarpnięcie. To Loki wyciągał swoją
dłoń z pod jej boku. Głowę miała położoną na jego barku. Zbyt blisko – Pomyślała i chciała się odsunąć, lecz on jej to
uniemożliwił. Wolną ręką, ujął jej policzek i przejechał opuszkiem palców po
gładkiej skórze, zahaczając o usta, na co dziewczyna zareagowała wzdrygnięciem.
Przysunął się bliżej. Poczuła zimno jego skóry, kiedy stykali się ciałami.
Wiedziała co chce zrobić.Serce pobijało rekordy szybkości, a rozum stanowczo
temu zaprzeczał. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Obydwoje znali swój ból.
Utraty kogoś bliskiego, lub życia w samotności. Loki przymknął oczy i nachylił
się w jej stronę. Poczuła jego ciepły oddech na swoim karku, kiedy i tam
obdarowywał ją namiętnymi pocałunkami. Ręce mężczyzny błądziły po jej ciele,
badając każdy jej cal. Był jak zwierze. Zachłanny i agresywny. Pocałunki były
brutalne, lecz z każdą chwilą to wszystko ustępowało. Nagle odsunął się od
niej. Widziała jego zaszklone oczy, które z każdą chwilą nabierały dojrzalszego
koloru. Podniósł się do pozycji siedzącej i obrócił do niej placami. Głowę miał
zwieszoną, a twarz ukrytą w rękach.
- Nigdy nie powinienem czuć czegoś do ludzkiej dziewczyny. –
Mówił załamanym głosem. Sam w końcu musiał to przyznać. Wczoraj w nocy zrobił
to przed sobą, a dziś rano przed nią. Jednak jego serce dyktowało coś innego.
-Loki – Zaczęła – Nie musisz się bać okazywania swoich
uczuć.
- Nie boję się! –Krzyknął, a ona się zatrzęsła. – To co
zrobiłem wtedy w salonie, zapoczątkowało coś, co w ogóle nie powinno się
narodzić. – Wstał i wyszedł, zostawiając ją samą.
~*~*~*~
~*~*~*~
Dziewczyna od ponad godziny siedziała w salonie i
wypatrywała widoków zza okna. Potem zdecydowała się zaczerpnąć jakiejś wiedzy z
Internetu na temat jej nowej mocy. Po kolejnej godzinie szperania i
przeglądania różnych stron, stwierdziła, że piszą same bzdury. Nagle ktoś
zapukał do drzwi. Ciekawa kto to może być, podeszła i je otworzyła. W progu
stała kobieta, a u jej boku mała złotowłosa dziewczynka, trzymająca matkę za
ręce.
- Witaj Ellie – Kobieta obdarowała ją promiennym uśmiechem –
Razem z mężem wyjeżdżamy na wycieczkę w góry, a Mia jest na to za mała. Czy nie
mogłabyś się nią zaopiekować przez dwa dni?
Szatynka uklękła i rozłożyła ręce. Mała od razu do niej podbiegła
mocno przytuliła.
- Oczywiście. Jakże bym mogła odmówić, kiedy wiem, że Mia
jest dla mnie jak siostra.
- Dziękuję ci bardzo. Proszę – Ze skórzanej torebki wyjęła
plik banknotów. – Dziękuję – Powtórzyła.
- Przepraszam, ale nie przyjmę pieniędzy. Czułabym się z tym
nie swojo. Przecież jesteśmy sąsiadami, i wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Kobieta z ledwością powstrzymała łzy. Pomachała im na
pożegnanie i wróciła do domu.
Mia była siedmioletnią córką Lisy i Toma, sąsiadów
mieszkających obok jej domu. Miał długie blond włosy i niebieskie oczy.
Charakter miała łagodny. Była cicha, spokojna i miła. Ellie uważała, że mała
jest w odpowiednim wieku na chodzenie po górach, lecz wiedziała, że rodzice nie
zabrali jej dlatego, że się o nią martwią.
- Mia. Muszę iść do biblioteki, a potem razem pójdziemy na
lody co? – Zaproponowała szatynka, jednak widząc kropelki deszczu na oknie
zmieniła zdanie – Najpierw biblioteka, a potem McDonald. - Podeszła do stołu i na małej kartce napisała
Lokiemu, gdzie będzie.
~*~*~*~
~*~*~*~
- Czego szukasz? – Spytała słodkim głosem dziewczynka. Ellie
brała właśnie do ręki, kolejną książkę o mitologii nordyckiej. Jeżeli w
Internecie nic szczególnego nie pisało, to może w bibliotece znajdzie coś na
temat tej dziwnej magii.
- Szukam pewnej książki o Bogach kochanie – Odparła,
głaszcząc ją po głowie.
- Aha. – Mia zaczęła się śmiać, a szatynka spojrzała na nią
zdziwiona, jej nagłym zachowaniem. –Mam ją – Wykrzyknęła radośnie, podnosząc
książkę do góry. Ellie z niedowierzeniem wzięła lekturę do ręki i dokładnie
obejrzała.
- Już ją przeczytałem. – Przestraszyła się na dźwięk tak
dobrze już znanego głosu. – I wiem co
robić.
~*~*~*~
~*~*~*~
- No chyba żartujesz. – Lekko podirytowana Ellie chodziła
tam i z powrotem po pokoju.
- A czemu nie? To jedyne wyjście. – Odparł mężczyzna
Mała Mia siedziała na kanapie obok bruneta i przysłuchiwała
się ich rozmowie.
- Jest wiele czynników, które stoją nam na drodze. –
Oznajmiła szatynka. Loki podniósł zaciekawiony, brew do góry.
- Po pierwsze. Uciekłeś z więzienia w Asgardzie, więc jak
tam wrócisz to cię ponownie zamkną.
- Aż tak ci na mnie zależy –Wtrącił się, a dziewczyna
zmroziła go wzrokiem, na co umilkł.
- Po drugie. Chyba masz zakaz opuszczania ziemi. A po
trzecie. Co zrobię z Mią. Jej rodzice wyjechali w góry i zostawili ją pod moją
opieką.
- Możemy z tym poczekać, aż przyjadą i wtedy udać się do
Asgardu – Zaproponował z uśmiechem na twarzy.
- Loki ty się chyba nie słyszysz – Obróciła się w jego
stronę, zarzucając na boki rękami. Nagle
stanęła jak wryta w ziemię. Kichnęła – Cholera – Zaklęła pod nosem.
- Na zdrowie - Odparli chórem Mia i Loki.
- Siostrzyczka jest chora i musi się położyć – Mała wzięła
Ellie za rękę i poprowadziła do jej sypialni. Bywała tu już wcześniej, więc
doskonale znała dom i każde jego pomieszczenie. – Twój chłopak jest strasznie miły. Dał mi tą
dziwną książkę, abym ci ją zaniosła. – Oznajmiła wesołym tonem, przykrywając
szatynkę.
- Mia to nie jest mój chłopak. – Odparowała
- Ale ty na niego patrzysz tak… - Zamyśliła – Kiedyś w
pewnej książce wyczytałam, że jak ktoś się tak na kogoś patrzy to jest
zakochany.
- Bądź poważna – Powiedziawszy to, zauważyła otwierające się
drzwi. W progu stanął Loki trzymając tacę z jedzeniem i herbatą. Podał
dziewczynie posiłek i wyszedł.
- A nie mówiłam – Mała klasnęła radośnie w dłonie. –Luuubi
cię – Zamruczała i szybko wybiegła z pokoju, zostawiając Ellie w niewielkim
szoku.
~*~*~*~
~*~*~*~
- Prze Pana – Mia podeszła do bruneta od przodu, wyglądając
zza książki – Czy będę Panu przeszkadzać jak puszczę telewizor? – Spytała
robiąc minę szczeniaka. On tylko pokiwał przecząco głową i wrócił do lektury.
- Jak długo się znacie? – Spytał nagle.
Dziewczynka spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Przysunęła
się bliżej, po czym powiedziała:
- To było wtedy kiedy jej ojciec zaczął robić złe rzeczy.
Pewnego razu u nas w domu, słyszałam rozmowę rodziców. Mówili, że Ellie leży
ciężko ranna w szpitalu i nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Jej ojciec został
wtedy zabrany przez policję i był tam jeden dzień. Te wypadki zdarzały się
coraz częściej. Raz widziałam jak bił ją kablem, a innym razem posunął się do
poparzenia jej ciała żelazkiem. – Mia powiedziała to wszystko wielkim trudem.
Widać było, że zaraz zacznie płakać.
Ile ta dziewczyna wycierpiała, a teraz mimo wszystko pomaga innym – Przeszło mu przez myśl.
- Ty jesteś jej chłopakiem, więc już nie będzie cierpieć, bo
ty ją ochronisz i będziesz dla niej miły – Powiedziała szybko, po czym wróciła
do oglądania. Słowa małej go zatkały.
- Chłopakiem? – Powtórzył.
- Tak – Zaśmiała się – Ona cię kocha, a ty ją.
Nie walcz z tym –
Odezwało się jego sumienie. – Nie
ukryjesz prawdy przed samym sobą.
Mijały kolejne minuty, a on siedział i rozmyślał. Nagle
poczuł wszechogarniające go zmęczenie. Powieki same zaczęły opadać, a on nawet
nie wiedział, w którym momencie zasnął.