Loki napisał do zmarłej matki krótki list.
Przeczytajcie go i wiedźcie, że jedyną miłością na świecie jest matka, która zawsze będzie dla was oparciem.
Nie róbcie jej na złość i nie pozwalajcie, aby się martwiła.
Kocha was najbardziej na świecie i chodź nie każda umie to okazać w taki sposób jaki byście chcieli, to na pewno kocha was z całego serca.
Ważnym jest też, abyście stanęli w jej obronie, kiedy coś będzie jej zagrażało.
Mało jest osób na tym świecie, które umiałyby się poświecić dla drugiego człowieka, lecz kiedy nadejdzie ta pora i ten czas, będziecie wiedzieli co robić.
Kochajcie wasze matki i wspierajcie je, ponieważ ich miłość jest nieograniczona.
Matczyna miłość jest nieograniczona.
I zdałem sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy cię już nie ma.
Chciałbym podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłaś.
Pomimo tego, że od urodzenia byłem inny i nie pasowałem do waszej kochającej rodziny, ty zgodziłaś się mnie przyjąć.
Twoje matczyne skrzydła objęły nade mną opiekę.
Przywitałaś mnie promiennym uśmiechem i ciepłym ramieniem obejmując powiedziałaś, że mnie kochasz.
Sprawiałem tyle problemów i kłopotów.
Denerwowałaś się i martwiłaś, a ja?
Ja nic sobie z tego nie robiłem, ponieważ nie byłem świadomy tego, że kiedyś mógłbym cię stracić.
Niech świat uwierzy w to, że zawsze cię kochałem, kocham i będę kochać.
Nie zmieni tego nic, ponieważ zmieniłem się.
Pocieszałaś, kiedy płakałem, uspokajałaś, kiedy byłem zły.
Liczyłem się tylko ja.
Nie.
Liczyliśmy się obaj.
Braterska miłość także dotknęła mojego zimnego serca.
Wasza nadzieja, wiara i miłość roztopiła sopel lodu tkwiący w moim ciele.
Jednak teraz czuję żal i moje sumienie nie pozwala mi spokojnie żyć.
Gdyby nie moje nieodpowiednie czyny, żyłabyś dalej.
Chciałbym ponownie zobaczyć twój uśmiech i poczuć jak kładziesz rękę na mojej głowie.
Szepczesz do ucha jak bardzo mnie kochasz i, że nigdy mnie nie opuścisz.
Jednak teraz stoję tu i płaczę.
Twój grób ozdobiony najpiękniejszymi kwiatami Asgardu.
Twoje imię wykute w złocie.
I ja, który stoi tu teraz i płacze, ponieważ stracił najważniejszą osobę w swoim życiu.
Song -->
Painful Memories
Heavy Rain
Siedziała na parapecie we własnym pokoju i tępo wpatrywała się w niebo, na którym zawisło milion błyszczących gwiazd. Wtórował im księżyc, który był w trakcie swojej wędrówki po granatowym nieboskłonie.
Dziewczyna podwinęła nogi i objęła je ramionami. Między kolana schowała głowę i zamknęła oczy.
Już za parę dni nadejdzie ten wspaniały dzień, na który wszyscy czekają. Te parę chwil spędzonych w świątecznej atmosferze będzie wyzwoleniem od trudów codziennego życia.
Jednak nie dla niej.
23 grudnia zbliżał się nieubłaganie, a ona nawet nie chciała o tym myśleć. Ten dzień wzbudzał w niej wiele smutnych i ciężkich uczuć. Chciała, aby to nigdy się nie stało, by nie musiała ponownie cierpieć.
- Bella - Zawołała z kuchni mama.
Dziewczyna z prychnięciem spuściła nogi z parapetu i z nonszalancją podeszła do drzwi, by po chwili zejść po schodach i znaleźć się w kuchni.
- Pomóż mi kochanie. - Matka wskazała na stół gdzie leżało surowe ciasto i kilka foremek.
Dziewczyna bez zbędnych słów czy czynów, usiadła na krześle i zabrała się do roboty.
- Dalej jesteś obrażona? - Spytała rodzicielka i zerknąwszy przez ramię na córkę, uśmiechnęła się.
Bella nie odezwała się ani słowem. Uniknęła jej spojrzenia i w cichy bawiła się foremkami.
- Musisz mi pomóc, inaczej nie zdążę na czas.
- Przestań mi w końcu mówić co mam robić. - Odwarknęła dziewczyna, naciskając na ciasto zbyt mocno.
- Nie mówię ci co masz robić, a jedynie proszę o pomoc. - Matka stanęła nad nią.
- Cały czas mówisz mi co mam robić, a ja nie jestem małym dzieckiem. - Bella odsunęła krzesło z taką siłą, że mebel wylądował z hukiem na ziemi.
- Bell...
- Nie! - Dziewczyna cisnęła foremki na ziemię i strąciła ręką leżącą obok miskę z sałatką. - Mam tego dość. Sama się tym wszystkim zajmuj.
Bella ciężkim krokiem opuściła kuchnię. Przeszła przez hol domu i zabierając z wieszaka swoją kurtkę, wyszła trzaskając drzwiami.
Zimny wiatr porwał jej włosy i wepchnął się nieproszony pod ubranie. Dziewczyna mocniej owinęła się szalikiem i z kieszeni wyciągnęła rękawiczki, które już po chwili leżały na jej dłoniach.
- Zawsze mówi co mam robić - Powiedziała, a dym z jej ust uniósł się ku górze. - Zawsze, zawsze, zawsze.
Dziewczyna skierowała swe kroki w stronę paku, gdzie o tej porze już nikogo nie powinno być.
- Nienawidzę świat! - Krzyknęła i usiadła na pierwszej, lepszej ławce. Nałożyła na głowę kaptur, a ręce schowała do kieszeni. - Szkoda, że cię tu nie ma tato - Szepnęła już spokojniej.
- Ależ jestem - Powiedział jakiś głos za nią - Co taka niewinna dziewczynka robi w parku o takiej porze.
Bella szybko odwróciła się i zaraz zmuszona była wstać z ławki i cofnąć się o kilka kroków a tył.
- No chodź nie bój się - Głos pijaka był łamliwy i niewyraźny. W lewej ręce trzymał butelkę z niedopitym piwem, a w drugiej miał nóż. Ostrze lekko pobłyskiwało w świetle księżyca.
I pierwszy raz w życiu Bella poczuła ukłucie paraliżującego strachu. Jej ciało kompletnie jej nie słuchało. Chciała krzyknąć, lecz głos uwiązł jej w gardle. Chciała uciekać, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Grzeczna dziewczynka. - Mężczyzna był coraz bliżej i wydawać by się mogło, że pijanego człowieka można w łatwy sposób powalić, lecz Bella przekonała się, że nie było to do końca prawda.
Pijak złapał ją za ramię, wypuszczając butelkę z rąk, która rozbiła się na milion ostrych kawałków. Pisnęła, lecz zaraz jej krzyk został zagłuszony przez rękę mężczyzny.
- Nie wyrywaj się to nic ci nie zrobię - Cuchnący odór dosięgnął jej nozdrzy. Powstrzymała odruch wymiotny i zaczęła energicznie machać rękoma.
- Bella - Dziewczyna usłyszała wołanie matki. - BELLA!!!
Kobieta zaczęła biec w jej stronę. I kiedy była już na tyle blisko, pijak niespodziewanie puścił dziewczynę, która opadła bezradnie na ziemię.
- On ma nóż - Krzyknęła do rodzicielki.
- Zamknij się! - Pijak zamachnął się ostrzem, które przecięło policzek Belli. Ta syknęła z bólu i trzymając się za krwawiące miejsce, odsunęła się. - Mamy lepszy towar. - Powiedział z szaleńczym uśmiechem, zbliżając się do kobiety.
- Zostaw ją - Powiedziała stanowczo, lecz pijaka nie powstrzymały te słowa.
Rzucił się na nią i zaczął wymachiwać nożem. Kobieta zawzięcie się broniła, unikając każdego kolejnego pchnięcia ostrzem, lecz utraciwszy wiele sił, które wykorzystała podczas biegu, przestała się rzucać.
Mężczyzna korzystając z sytuacji wbił nóż w brzuch kobiety, która wydawszy z siebie krzyk agonii, zrzuciła z siebie napastnika.
- HEJ!!! - Zawołał strażnik miejski, który pełnił patrol akurat w tej części dzielnicy. - ZATRZYMAJ SIĘ!!!
Mężczyzna w mundurze zaczął biec na pijakiem, lecz widząc krwawiącą kobietę, zrezygnował z pościgu. Ukląkł koło niej i wyjął telefon, by zaraz zadzwonić po policję i pogotowie.
- Mamo - Bella podbiegła do matki i spojrzała prosto w jej oczy pozbawione blasku. - Mamo trzymaj się. Zaraz przyjedzie lekarz.
- Ko...kochanie - Sapnęła matka. - Wiesz, że.... zaw...zawsze cię....kochałam.
Łzy, które już po chwili słynęły po policzku dziewczyny, zmieszały się z krwią. Bella chwyciła matkę za rękę i mocno ją ściskając, przyłożyła do serca.
Mijały godziny, a Bella coraz bardziej się niecierpliwiła. Karetka przyjechała dość szybko, aby zabrać jej matkę na ostry dyżur. Lekarze od razu zabrali się za podawanie tlenu i tamowanie krwawienia, które nie chciało ustać.
- Mamo - Szepnęła chowając twarz w dłoniach. - To wszystko przeze mnie.
- Bella Stone? - Spytał lekarz w białym kitlu.
Dziewczyna momentalnie uniosła głowę do góry. Poderwała się z krzesła i stanęła na równi z mężczyzną.
- Co z nią? - Spytała szybko.
- Śpi. Jej stan jest stabilny, ale potrzebuje odpoczynku. Nóż nie przebił żadnych ważnych narządów, ale było blisko. - Lekarz zrobił krok i zatrzymał się za dziewczyną, kładąc na jej ramieniu swoją dłoń. - Twoja mam jest silna.
Dziewczyna nie poczekawszy na nic więcej, pobiegła do pokoju, w którym leżała jej rodzicielka. Drzwi otwarła z impetem, a do środka wleciała jak strzała.
- Mamo - Powiedziała siadając na krześle obok łóżka i chwytając ja za rękę. - Przeprasza, ja nie chciałam. To wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy nie wyszła. Gdybym została i pomogła ci. To... to wszystko byłoby w porządku.
I nagle poczuła na swoim policzku coś ciepłego. To nie były łzy, a rodzicielski dotyk.
- Kocham cię.