Dzisiaj swe urodziny obchodzi Tom Hiddleston. Wszystkiego najlepszego kotek.
Trzymajcie nową notkę, którą pragnę zadedykować mojemu kuzynowi, który niestety przegrał swoją walkę z rakiem. Nie byłam do niego, aż tak przywiązana co moja kuzynka, lecz łączę się z nią w bólu.
Jest niesprawiedliwym, by ludzie odchodzili w wieku 25 lat.
SONG --> Senbon Zakura
Widziałam czerwone niczym krew tęczówki, które przypatrywały mi się z ciekawością i ... rządzą?
Przez chwilę nie oddychałam. Czułam po prostu zimno, które spływa po moim ciele. Dreszcze lekko drażniły moje plecy, a gęsia skórka pojawiła się na odsłoniętych rękach.
- Alu... - Nie zdążyłam dokończyć.
Moim oczom ukazał się wampir ubrany w długi, czarny płaszcz, który na wietrze układał się w skrzydła. Mimowolnie zacisnęłam pięści i odsunęłam się od Richarda. Moje oczy rozszerzył się, kiedy wampir podszedł bliżej.
- Lilith? - Głos Richarda słyszałam, jak przez gęstą mgłę. On nie wiedział co czaiło się za jego plecami.
Ja natomiast czułam jak aura Alucarda coraz bardziej się poszerza, aż w końcu dosięgła mego ojca. Ten obrócił się i spojrzał na starszego od siebie mężczyznę. Przez chwilę nie wiedziałam co się działo. Ich ruchy były szybkie i lekkie. Nawet nie spostrzegłam kiedy Richard leży na ziemi, przygnieciony nogą wampira.
Szybko zerwałam się na równe nogi, które zaraz się pode mną ugięły. Podparłam się rękami, grzebiąc w błocie. Uniosłam głowę do góry. Alucard patrzył na Richarda głodnym wzrokiem, a jego kły momentalnie się wydłużyły.
- Lilith... - Usłyszałam szept ojca. - Uciekaj.
Coś, jakiś mały głosik podpowiadał mi, abym wykonała to polecenie. Byłam bliska zerwania się do biegu, lecz moje nogi mnie nie słuchały. Mogłam tylko patrzeć i trząść się z zimna i przerażenia. Nigdy nie widziałam u Alucarda takiego spojrzenia. Przerażał mnie i intrygował jednocześnie.
- Nie...nie, nie, nie!!! - Walnęłam pięścią o ziemię, rozpryskując błoto na wszystkie strony. Nie miałam zamiaru tak tu siedzieć i patrzeć jak ginie mój ojciec. Mój prawdziwy ojciec. Nie chciałam tracić kolejnego rodzica.
Po moich policzkach spływały zimne łzy. Podniosłam się, stawiając chwiejnie kolejne kroki w stronę wampira, który lustrował moje poczynania. Nie zrobi mi krzywdy. Nie może, pomyślałam i jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się to prawda. Podeszłam do wampira na tyle blisko, aby objąć go w pasie i przylgnąć głową do jego klatki. Nie może... Te słowa krążyły wokół mojej głowy i rodził nadzieję.
Uniosłam głowę do góry, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu. Przymknęłam oczy i oparłam cały swój ciężar ciała na wampirze, który zdezorientowany, zachwiał się i złapał mnie w pasie. Byłam wyczerpana, a moja głowa z każdą sekundą pulsowała coraz to większym bólem. Gęsta mgła spowiła moje oczy, kamuflując drobne szczegóły.
~ Głupia - Usłyszałam w myślach głos Alucarda. I mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął.
Odchyliłam lekko głowę do góry i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie rób mu krzywdy. - Powiedziałam z przekonaniem.
Księżyc zaświecił mocniej, przebijając się przez ciemne chmury i oświetlając naszą trójkę. To była długa noc, której zakończenia mogłam się nie spodziewać, lecz wszystko było jasne i klarowne.
****
- Nie wiedziałam, że lekarze podali mi beta blokery. - Spuściłam głowę, wpatrując się w swoje dłonie, na których pozostały lekkie zadrapania.
Alucard postanowił, że razem z Richardem, możemy przenocować w jego rezydencji, która okazała się czymś na miarę małego zamku. Było to najlepsze miejsce ze wszystkich. Najgorszym, jednak był dom, gdzie Richard i wampir nie byliby zbyt miło ugoszczeni. Zapewne ekipa Michaela od razu przeszłaby do ataku. A tak mogłam w spokoju wysłuchać całej opowieści ojca.
- Nie mogłaś tego pamiętać. - Ojciec założył nogę na nogę i złączył dłonie. - Beta blokery całkowicie blokują receptory układu współczulnego.
- Dlatego akcja twojego serca zwalnia. - Wtrącił Alucard. - Za każdym razem, kiedy piłem twoją krew, twoje serce stopniowo przestawało bić, co powodowało omdlenia i spadek aktywności organizmu.
- Gryzłeś ją? - Wycedził Richard przez zaciśnięte zęby. Widziałam jak jego pięści zaciskają się, a knykcie bieleją. - Jak śmiałeś? Skoro wiedziałeś, że jej serce po czymś takim mogło nie wytrzymać.
Richard wstał i ze złością wymalowaną na twarzy, podszedł do wampira. Jego dłoń uniosła się wysoko ku górze i zatrzymała dopiero na policzku Alucarda. Ten jednak nie wzruszony, spojrzał na pastora. Jego wzrok był pozbawiony uczuć.
- Lepiej? - Spytał Alucard, szczerząc kły.
Podniosłam wzrok na wampira. Jego oczy błysnęły w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Zastanawiał się dlaczego nie mógł zainwestować w kilka dodatkowych lamp. Westchnęła, wyciągnąwszy się na wygodnej kanapie. Oparłam głowę o ramię i zamknęłam oczy, czując nadchodzące zmęczenie.
- Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz - Wysyczał Richard, wracając na swoje miejsce.
Wampir podszedł do okna, przez które wpadały srebrno-białe promienie księżyca. W tym momencie otworzyłam oczy, poczuwszy jego znikającą aurę. Chociaż nie tyle znikającą, co gasnącą. Jego twarz była pozbawiona emocji, jednak, kiedy pragnął krwi, widziałam na niej pożądanie i chęć zagłębienia swoich kłów w ofierze. Teraz, jednak wyglądał jak zwyczajny mężczyzna. Wydawał się nawet bezpieczny w swej naturze.
- To nie był ostatni raz - Szepnęłam na tyle głośno, aby mój głos dosięgnął nawet Alucarda. - Uratował mi życie, a ja w zamian zostałam jego chodzącą przekąską. - Ostatnie zdanie miało zabrzmieć zabawnie, jednak twarz ojca pozostawała niewzruszona.
Przekręciłam się na plecy, zasłaniając ręką oczy. Chciało mi się spać i tym razem wiedziałam czym była spowodowana ta nagła senność.
- Słucham? - Odezwał się Richard. - Zawarłaś umowę z wampirem? - Ojciec gwałtownie podniósł się z fotela.
- Nie mam pięciu lat, żebyś mi mówił co jest dobre, a co złe. - Wszystkie słowa ulatywały ze mnie niczym powietrze. Mój głos tracił swe siły. - Nie było cię nawet wtedy, kiedy cię potrzebowałam. Nie mówiąc już o tym, że nie wiedziałam, że w ogóle istniejesz.
- Kochanie, to wszystko było dla twojego dobra. Gdybyś dowiedziała się wcześniej, twoje serce mogłoby tego nie wytrzymać. Czekałem na odpowiedni moment.
Moje serce powoli pękało, a ja czułam rosnąca we mnie rozpacz. Nie wiem dlaczego, ale w tamtej chwili pragnęłam spokoju, ciszy i samotności. Nie miałam wiele czasu na przemyślenia.
- Odpowiedni moment? - Podniosłam się do siadu, krzycząc prosto w jego twarz. Po chwili poczułam ciepłe łzy spływające po moich policzkach. Oczy zaczynały mnie szczypać. Traciłam nawet oddech. - A gdyby ten nigdy nie nadszedł? Dalej nie wiedziałabym nic o matce i o tobie.
- Spokojnie... - Richard podszedł do mnie, kładąc mi dłonie na ramionach.
Moim ciałem wstrząsnął szloch. Wyrwałam się z jego uścisku i podbiegłam do uchylonych drzwi, które prowadziły na korytarz. Biegłam przed siebie, pragnąc wydostać się z tej klatki. Chciałam poczuć chłód na ciele, co dałoby mi tylko wyjście z tego domu. Czułam ścisk w sercu.
Kiedy byłam już blisko kolejnych drzwi, poczułam szarpnięcie. Czyjaś ręka obróciła moje ciało i złapała w pasie. Otworzyłam czerwone od płaczu oczy i spojrzałam obojętnie na wampira, który ułożył usta w wąską linię. Jego tęczówki sprawnie wkradły się w głąb mej duszy. Nie powiedział nic. Objął mnie mocniej i przyciągnął do siebie, odnajdując moje usta.
Tym razem nie sprzeciwiałam się temu. Chciałam jak najszybciej zasnąć, odpłynąć, a czary Alucarda były ku temu bardzo pomocne. Przylgnęłam do jego zimnych ust, biorąc wszystko łapczywie i szybko, byle by mieć to już za sobą.
~ Grzeczna dziewczynka - Usłyszałam w głowie jego wredny śmiech.
Zamknęłam oczy i odpłynęłam.
****
- Coś ty jej zrobił? - Ciężki i oskarżycielski głos Richarda spłynął po Alucardzie, jak po kaczce. Wampir całkowicie nie przejmował się tym, że pastor naciera na niego z pięściami. - Odpowiadaj.
Alucard uchylił się przed atakiem, trzymając w swych ramionach śpiącą dziewczynę. Jej włosy kaskadami opadały na ramię wampira, a ręce wygodnie ułożyły się wzdłuż ciała.
- Uspokój się klecho. - Warknął wampir, po czym skierował się w stronę kanapy, gdzie wcześniej leżała Lilith. Ułożył ją wygodnie, uprzednio zabierając koc zwisający z oparcia drugiego fotela. Przykrył nią dziewczynę i spojrzał na jej spokojną twarz pogrążoną w głębokim śnie. - Była zmęczona, a ty dokładałeś swego. Jak na ojca, jesteś godny pożałowania.
Richard spojrzał na niego, zadzierając lekko głowę do góry. Wampir nad nim górował, co nie było pożądaną rzeczą ze strony pastora. I chociaż w tym momencie mógł użyć swej magi, aby zadać jakiekolwiek obrażenia Alucardowi, szybko pozbył się tej myśli, mając na uwadze dobro swojego dziecka.
- Dlaczego jej to robisz? - Spytał z wyrzutem, zerkając na Lilith. Jego mina spoważniała, a wcześniej zaciśnięte dłonie, rozluźniały się.
- Jestem wiekowym wampirem. - Powiedział Alucard, odwracając się do niego plecami. Zrobił kilka kroków, by zaraz wygodnie usadowić się w fotelu. - W tych czasach, znalezienie dobrej krwi jest nie lada wyzwaniem.
- Więc robisz to tylko z powodu własnych zachcianek? - Richard usiadł w fotelu na przeciwko wampira, mierząc go wzrokiem. - Jesteś egoistą. W ogóle nie obchodzi cię jej życie.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś!
Między nimi zaległa ciężka cisza. Zegar wiszący na ścianie, tykał cicho, dając znać, że zbliża się północ. W pomieszczeniu panowała ponura atmosfera. Kilka lamp oświetlających pokój zgasło, pozostawiając po sobie tylko smugę ciemności. Jedynie księżyc zaglądał przez cienką szparę pomiędzy kotarami zasłaniającymi okno.
- Chcę mieć ją przy sobie ze względu na zaistniałe niedawno niebezpieczeństwo. - Powiedział Alucard, przymykając oczy i odchylając się w fotelu.
- Co masz na myśli? - Spytał Richard, nadmiernie zainteresowany podjętym monologiem wampira.
- Ruben, jeden z Krwistych, nie jest tym za kogo się podaje. Owszem może i kiedyś był przyjacielem Lilith, jednak teraz jest inaczej.
Richard spojrzał na dziewczynę i poruszył się niespokojnie. Wiedział kim byli Krwiści. Dużo dla niego znaczyli, ponieważ właśnie w ich siedzibie poznał matkę Lilith. Ona tak samo jak Ruben była zmiennokształtną. Jemu jednak to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Był oszołomiony widokiem Amandy, kiedy ta z wolna przemierzała korytarze organizacji. Jej puszysty ogon dodawał jej uroku tak samo jak uszy. Wtedy była dla niego aniołem. Teraz....
Richard westchnął, schowawszy głowę w dłoniach.
- Nie zatrzymasz jej w tym swoim zamku - Powiedział pewnym głosem pastor. - Nie usiedzi w jednym miejscu, dłużej niż dzień. Ewentualnie dwa. Potem nie da ci spokoju i będzie chciała się stąd wyrwać. A, żeby tego dokonać, zrobi wszystko.