...
A, zapomniałabym. Razem z kuzynką zgrałyśmy się w zdaniu, że razem będziemy nagrywać Mirror dance ( zainteresowanych zapraszam na YT ). Założymy osobny kanał i będziemy sobie tańczyć. Mam nadzieję, że wesprzecie mnie...nas w tym trudnym projekcie. :D
A i no... ten tego... jestem chora XD
Zasnęłam dopiero o trzeciej nad ranem, męczona potwornym bólem głowy i dziwnymi mdłościami. Ivar wrócił do swojego świata, a ja zostałam sama z dużym problemem na głowie. Co chwilę musiałam odwiedzać łazienkę. Spojrzawszy na swoje marne odbicie w lustrze przypomniała mi się Krwawa Merry, do której byłam teraz uderzająco podobna. Przemyłam twarz zimną wodą i wróciłam do pokoju, w końcu zasypiając.
Śniłam o złotej łące, drzewach rodzących soczyste owoce oraz rzece - chłodnej o morskim kolorze. Wiatr niespokojnie badał okolice porywając drobne liście i niosąc je daleko. Słońce nie było mocne, jedynie kilka promieni prześwitywało przez nadchodzące, ciemne chmury. Deszcz na pewno będzie dla mnie łaskawy i poczeka, aż się gdzieś skryję.
Moje myśli zawirowały nagle, jakby ktoś uwiązał je na sznurze i zaczął wyciągać z głowy. Pulsujący ból w skroniach zwalił mnie z nóg, pozbawiona oddechu złapałam się za szyję. Świat prze oczami nagle przybrał mroczne i zimne barwy, wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, a łąkę pochłonęła wojna. Czas zwolnił, ukazując mi dwie walczące strony. Po jednej z nich wilki i smoki, gdzie dopatrzyłam się Fafnira i Fenrira, po drugiej natomiast Avengers i inni ludzie.
Dominowała czerń i czerwień przeplatana czasami bielą i zielenią. Grzmoty biły z nieba, wiatr kąsał, ostrza cięły.
Wstałam na drących nogach, oparłam rękę o pień drzewa rosnącego za mną, otworzyłam szeroko oczy. Przede mną rozgrywało się istne piekło.
Obudziłam się o szóstej nad ranem. Mętnym wzrokiem poszukałam komórki, lecz gdy jej nie znalazłam, poddałam się próbie wstania i pójścia do łazienki. Lustro jak zwykle było chamskie i niemiłe, bo przedstawiło mi obraz jeszcze gorszy niż Krwawa Merry z wczoraj. Wyglądałam jak człowiek po nieudanych egzorcyzmach.
- Kurwa. - Zaklęłam.
Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod najzimniejszy prysznic, by choć trochę być podobnym do człowieka, jakim byłam w zwyczaju. Woda orzeźwiła mnie natychmiast, wywołując dreszcze, ciarki i nagły napad kataru. Owinąwszy się ręcznikiem, ponownie spojrzałam w lustro, gdzie zobaczyłam mniej podkrążone oczy, barwniejszą karnację oraz jako tako w miarę dobrze ułożone włosy.
- Pal licho. - Wzięłam do ręki szczotkę. - Wyglądam jak mokry pudel.
Po minutach przygotowań do wyjścia z łazienki, w końcu wyglądałam jak człowiek, choć dalej było mi daleko do ideału. Del zaplątał się wokół moich nóg prosząc wzrokiem kotka ze Sherk'a o wyjście na spacer.
- Za chwilę kochanie. - Powiedziałam, głaszcząc go po głowie.
Gdzieś huk rozdarł powietrze. Wzdrygnęłam się, przystając. Del zrobił to samo, kładąc po sobie uszy i zaczynając szybko dyszeć.
Weszłam do salonu, gdzie za oknem szalała burza, grzmoty głośno oznajmiały swoją obecność, a deszcz brudził czyste okna. W pokoju nie było nikogo poza mną i psem, który dorwał się do swojej karmy.
Westchnęłam.
- Nici ze spaceru. - Powiedziała, posyłając psu przepraszający uśmiech, a w duchu dziękując, że zaczęło padać. Nie miałam dziś ochoty na wyjście z domu szczególnie po tym co dziś mi się przyśniło. Więc bez dalszych, wymuszonych manewrów w stronę okna zawzięłam się i poczęłam przygotowywać śniadanie, na które składała się jajecznica z herbatą.
Kiedy posiłek był już gotowy, usiadłam na kanapie i spojrzałam na rozległą panoramę Nowego Yorku. Widok skąpanej w bladym świetle, osaczonej zewsząd mleczną mgłą sceny przywodził mi na myśl jakiś film - dramat. Wszystko było takie smutne i pozbawione życia.
- Nie śpisz? - Spytał Loki, wchodząc do kuchni.
Spojrzałam na niego przez ramię, dostrzegając zmianę stroju. Dziś miał na sobie szare spodnie z dresu i czarną koszulkę z logiem Batmana.
- Nie. - Odparłam cierpko. Coś w jego zachowaniu kazało mi mieć się na baczności oraz traktować z chłodem.
Del od razu pojął, że w salonie był ktoś jeszcze. Opuścił swoją pustą miskę i skoczył ku Lokiemu, który go pogłaskał.
Delsin ty zdrajco, posłałam psu mentalną myśl, której nie mógł odebrać. Zwierze tylko zaszczekało i rozwaliło się na brzuchu na kanapie, gdzie siedział Kłamca.
- A ty? - Spytałam, dopijając swoją herbatę. Dla bezpieczeństwa przeniosłam się na fotel obok.
Loki zmarszczył czoło, milczał przez chwilę, ale zaraz potem rozwiał moje wątpliwości co do moich podejrzeń zawładnięcia światem.
- Nowe otoczenie. - Odparł. - Byłem przyzwyczajony przez długi czas do celi, do małego pomieszczenia i krzyków. Tu jest inaczej - spokojniej.
- Aż dziw co nie? - Parsknęłam śmiechem.
Jak Avengersi mogli być cicho, skoro nawet przez sen robią wszystko, aby zakłócić innym sen. Nie do pojęcia co czasami robił Banner, kiedy śnił mu się koszmar. Nie wiem jak przez sen zmieniał się w zieloną bestię, ale pokój, który mu przydzielono zawsze był inaczej umeblowany nad ranem.
Natasha zawsze spała z pistoletem pod poduszką, więc nawet cichy szmer w jej pokoju, wywołał u niej napad paniki i kobieta wpakowywała całą serię z magazynku w ścianę. Gorzej było jak Clint czasami - podczas nocnych wędrówek do lodówki - trafiał do jej pokoju. Ratował go jedynie wyćwiczony refleks i fala krzyków.
Kapitan spał w miarę spokojnie, ale budził się najwcześniej ze wszystkich, bo o piątej rano. Jak sam powiedział, dla niego najważniejszym było utrzymywanie formy i zdrowego ducha, więc zawsze rano biegał.
Tony spał do białego rana.
Thor też - czasami z przerwami na wezwanie młota.
W skrócie, mieszanie w jednej wieży z superbohaterami mijało się z celem.
- Miałaś koszmar? - Spytał nagle Loki, wyciągając mnie z letargu.
Zamrugałam kilka razy oczyma, rozważając każdą odpowiedź kilka razy. Skąd Kłamca mógł o tym wiedzieć? Strzelał, a może jakimś dziwnym sposobem wdarł się do mojej głowy i węszył tam?
- A co ci do tego? - Prychnęłam na niego jak kot.
- Nie wszystkie sny prorocze się spełniają. - Powiedział wolno, błądząc gdzieś wzrokiem. Nagle wstał, obszedł mały stolik i zaczął przechadzać się po salonie. Władczy krok nadal się go trzymał. - Niektóre mają sposobność objawiać się nam w najmniej spodziewanym momencie, inne zaś trafiają w nas jak piorun... - Loki skrzywił się na to słowo. -... mniejsza z tym. - Machnął ręką i podszedł do fotela, w którym siedziałam, wciśnięta tak bardzo, że poczułam sprężynki. - Wojna jest czymś poważnym.
Kłamca oparł ręce na podłokietnikach, jego oczy błysnęły, uśmiechając się zbliżył się.
- Jaka wojna? - Sprężynki wbiły się w moją kość ogonową. - O czym ty mówisz?
- Fenrir, Fafnir, Avengersi. - Powiedział cierpko. - Oni wszyscy stoczą wojnę. - Ziemię i Asgard pochłonie fala krwi, krzyków, wołań o pomoc. A wiesz dlaczego tak się stanie?
Skupiłam na nim swój pytający wzrok. Dlaczego Loki tak bardzo dążył do tego, abym przyznała mu rację? Cóż z jednej strony mogłam podejrzewać, że ma niską samoocenę i ktoś musi mu prawić komplementy czy przyznawać rację, z drugiej natomiast myślałam, że naprawdę wdarł się do mojej głowy gdy spałam.
- Grzebałeś w moich snach? - Spytałam w końcu.
- Nie. - Odparł szybko. - Sama przesłałaś mi ich obraz.
Zimny oddech Lokiego owiał moją szyję. Nie spuszczałam wzroku z jego zielonych tęczówek, bo uznałby to za wygraną, a ja tak szybko nie oddam zwycięstwa. Zmusiłam się, aby wytrzymać jego hipnotyzujące spojrzenie.
- Co ty kombinujesz?
Loki odsunął się ode mnie z uśmiechem, usiadł na kanapie wygodnie się rozkładając. Jego parszywy uśmiech naprawdę zaczynał mnie wkurzać.
- Nic. - Odparł nonszalancko, a widząc mój wzrok, powiedział: - Spokojnie, nie mam w planach przejęcia władzy nad światem.
Coś za moimi plecami huknęło, a ja skuliłam się i wtopiłam jeszcze bardziej w fotel. Nienawidziłam burzy, bałam się jej - tych błysków, które niosły za sobą grzmoty. Loki udał, że tego nie widzi i zapatrzył się na panoramę miasta pochłoniętego przez brzydką pogodę.
Wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, że Loki wiedział o moim śnie. Oczywiście jakoś nie do końca wierzyłam w to, że udostępniłam mu obraz moich myśli, ale perspektywa walki... wojny była trochę przerażająca. Tu, na ziemi, gdzie wychowywałam się przez ostatnie lata miałam rodzinę, przyjaciół, znajomych. Byli tu wszyscy, których kochałam i za których oddałabym życie, wyłączając oczywiście Kłamce.
- Sol! - Za Steve'em zamknęły się skrzydła windy. Mężczyzna szybkim krokiem podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę schłodzonej wody. Następnie stanął przed naszą dwójką, która w ciszy trawiła własne myśli.
Spojrzałam na mokrego Kapitana.
- Złapał cię deszcz. - Stwierdziłam, dosłownie pożerając go wzrokiem. Pod białą koszulką, która teraz przylegała do jego ciała, malował się mięśnie. Zbyt idealne i zbyt pociągające. Gdyby Kat go teraz zobaczyła, musiałabym ją wsadzić do kaftana bezpieczeństwa. Zapewne rzuciła by się na niego i schrupała jak ciasteczko.
- Tak, akurat jak byłem niecały kilometr od wieży. - Wskazał kciukiem za plecy w stronę widny.
Kątem oka dostrzegłam świdrujący mnie wzrok Lokiego. Zamyśliłam się. A może tak trochę podenerwować Kłamcę?
Podniosłam się z fotela, przeszłam do kuchni i zaczęłam od zrobienia herbaty.
- Chcesz też? - Spytałam Steve'a, posyłając mu lubieżny uśmiech.
- Poproszę. - Odparł, odwzajemniając gest. - Ciepła herbata w deszczowy dzień jest czymś czego właśnie potrzebuję.
Kapitan dosiadł się do kuchennej wyspy, na której postawiłam dwa kubki z torebeczkami herbaty w środku. Kiedy woda w końcu się zagotowała, obsłużyłam Steve'e i siebie, nadal kątem oka łapiąc mordercze, a może... nie... zazdrosne spojrzenie Lokiego? Nie omieszkałam się w tamtej chwili zwycięsko uśmiechnąć.
Usiadłam obok Rogers'a i złapałam kubek w obie dłonie, grzejąc je. Posyłałam Kapitanowi uśmiechy, bawiły mnie jego żarty i interesowały historie, które mi opowiadał. Gdzieś pomiędzy jedną z nich, usłyszałam trzaskanie drzwi. Pogrążona w rozmowie z Kapitanem, nie zauważyłam nawet jak Loki wychodzi.
****
Czerwone światło zamigotało nagle w salonie. Alarm rozszedł się po całej wieży, a Jarvis zaczął wyświetlać obraz miejsca katastrofy. Tony nerwowo stukał palcami w ekran swojego telefonu, mrucząc coś pod nosem. Jego wzrok przechodził gładko z obrazu miasta na aparat, gdzie zaraz wybrał numer Pepper.
- Doom nie pozwala nam się nudzić. - Powiedział Clint, patrząc na miasto przez wielkie okno w salonie. Łuk już trzymał w ręce, gotów w każdej chwili poszybować w dół.
- Ta. - Odparł znudzony Tony.
Nie wiem czy oni nie widzieli tych wszystkich latających, zielonych robotów czy co, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobią, to jeden z nich zaraz....
Głośny huk rozległ się za oknem. Tuzin srebrnych i zielonych części wzlatywały w powietrze, by zaraz runąć z niewiarygodną szybkością w dół. Spojrzałam po wszystkich, lecz ostatecznie mój wzrok zatrzymał się na Lokim, którego otaczały czarne płomienie. Miał uniesione ręce, a wzrok wbity w obraz przed siebie.
- Jarvis!!!
- Nie. - Doskoczyłam do Tony'ego, łapiąc go za ręce. - On chciał pomóc, nie widzisz?
Wiedziałam, że w tej chwili stałam się obiektem, na który spoglądają wszyscy. Zaczerwieniłam się, lecz nie spuściłam morderczego wzroku ze Starka.
- Nie chcę wam przerywać rodzinnej kłótni, ale tam - Natasha wskazała kciukiem na okno i malujące się za nim pole bitwy. - SZALEJĄ ROBOTY DOOMA. Więc ruszcie dupy i jazda.
Razem z Lokim zostaliśmy w wieży, ponieważ szanowny Pan Stark zabronił nam wychodzić. Szczególnie Kłamcy, który jest nieobliczalny i ma pewne ograniczenia, które już zaczynały słabnąć. Nie wiem co miało wpływ na jego magię, ale czułam jak jego aura i moc wzrasta.
Obróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę swojego pokoju, gdy nagle zatrzymał mnie głos Lokiego.- Ta. - Odparł znudzony Tony.
Nie wiem czy oni nie widzieli tych wszystkich latających, zielonych robotów czy co, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobią, to jeden z nich zaraz....
Głośny huk rozległ się za oknem. Tuzin srebrnych i zielonych części wzlatywały w powietrze, by zaraz runąć z niewiarygodną szybkością w dół. Spojrzałam po wszystkich, lecz ostatecznie mój wzrok zatrzymał się na Lokim, którego otaczały czarne płomienie. Miał uniesione ręce, a wzrok wbity w obraz przed siebie.
- Jarvis!!!
- Nie. - Doskoczyłam do Tony'ego, łapiąc go za ręce. - On chciał pomóc, nie widzisz?
Wiedziałam, że w tej chwili stałam się obiektem, na który spoglądają wszyscy. Zaczerwieniłam się, lecz nie spuściłam morderczego wzroku ze Starka.
- Nie chcę wam przerywać rodzinnej kłótni, ale tam - Natasha wskazała kciukiem na okno i malujące się za nim pole bitwy. - SZALEJĄ ROBOTY DOOMA. Więc ruszcie dupy i jazda.
Razem z Lokim zostaliśmy w wieży, ponieważ szanowny Pan Stark zabronił nam wychodzić. Szczególnie Kłamcy, który jest nieobliczalny i ma pewne ograniczenia, które już zaczynały słabnąć. Nie wiem co miało wpływ na jego magię, ale czułam jak jego aura i moc wzrasta.
- Tchórzysz? - Spytał zadziornie, co odebrałam jako atak.
Zacisnęłam dłonie w pięści i pozostając obrócona do niego tyłem, odrzekłam:
- Dlaczego tak sądzisz? - Zwróciłam się ku niemu. Moje oczy dosłownie płonęły. - Nie jestem tchórzem, zapamiętaj to sobie. - Dźgnęłam go palcem w klatkę, na co od zareagował kpiącym uśmiechem.
- Więc. - Złapał mnie za nadgarstki i uniósł je do góry. Jego twarz była coraz bliżej mojej. - Chodź się zabawić.