wtorek, 10 marca 2015

Vampire - Rose XII


Dobry, dobry w tę późną godzinę. Udostępniam wam rozdział i oznajmiam, że robię zapasy nowych :D 
Chciałbym także pochwalić się tym co zrobiłam z nudów.
Jako, że wspominałam, że we wstępach dobra nie jestem, czytajcie :D 








 Godzina przeobrażała się w niemiłosierną wieczność, która odciskała na mnie piętno. Siedziałam w kuchni zmęczona czekaniem i wkurwiona tykaniem zegara. Teraz dopiero zrozumiałam, że owe tykanie zegara jest, aż tak denerwujące. Spojrzałam w górę. Moje oczu utkwione były w martwym punkcie gdzieś na suficie.
  Westchnąwszy przeciągle podniosłam się z krzesła i sięgnęłam do szafki po szklankę, aby nalać sobie trochę wody dla orzeźwienia. Suche gardło dawało o sobie znać dopiero, kiedy myślami powróciłam do rzeczywistości. Upiłam sporego łyka i odetchnęłam z ulgą. Obróciłam się i oparłam o blat, po czym poczułam jak szklanka wymyka mi się z dłoni. Szkło rozpadło się na milion kawałków. Spojrzałam na to wszystko bez większego przekonania.
  Niechętnie schyliłam się i pozbierałam większe kawałki, nie chcący tnąc się jednym z nich. Syknęłam z bólu, który zaraz ugościł mnie nieznośnym pieczeniem. Spojrzałam na krew, która ciekła spomiędzy moich palców. Pięknie, pomyślałam. Wstałam i chwiejnym krokiem zaczęłam przeczesywać każdą szafkę w poszukiwaniu bandażu. Po pięciu minutach bezowocnego szukania zdecydowałam, że pójdę do Waltera. 
  Korytarz, który wcześniej pokonywałam w przeciągu paru minut, teraz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Stanęłam na przeciwko drzwi, za którymi krył się pokój lokaja. Zapukałam cicho, a wrota niemal od razu się otworzyły. 
- Przepraszam, że przeszkadzam ale... - Zabrakło mi słów, a wzrok powędrował gdzieś indziej. 
- Pokaż dłoń - Nakazał i wyciągnął przed siebie rękę. 
  Niechętnie spełniłam tę prośbę.
- Nie jest źle. To tylko małe zadrapanie. - Powiedziałam, siląc się na uśmiech.
  Walter dokładnie obejrzał ranę, kiwając bez aprobaty głową. Wciągnął mnie do pokoju zatrzaskując za mną drzwi. Usiadłam na skraju jego łóżka.
- Mogłaś dostać jakiegoś zakażenia - Powiedział, idąc do mnie z małą skrzyneczką w ręku. Usiadł obok na łóżku i wyjął z owego pudełeczka bandaż i wodę utlenioną. - Chociaż nie wygląda na poważną ranę, to lepiej dmuchać na zimne. 
  Walter wydawał się być aniołem stróżem tego domu, a zarazem prawie dziadkiem, który jeszcze się trzyma. Był miły i uprzejmy. Przyjmował każdy zakres obowiązków i wszystko robił sam, bez niczyjej pomocy. 
- Co Alucard sądzi o ludziach? - Wypaliłam.
  Przeszły mnie ciarki, kiedy Walter na mnie spojrzał. Myślałam, że będzie zdenerwowany, zgryźliwy, albo, że mnie spławi. Ku mojemu zaskoczeniu obdarzył mnie nikłym uśmiechem. 
- Hrabia jest dość specyficzny. - Lokaj zabrał się za bandażowanie mojej ręki. Rana nadal szczypała, lecz nie tak bardzo jak na początku. - Wydaję się oschły, zimny i bezczelny, ale jeśli poznasz go od innej strony stwierdzisz, że nie jest nawet taki zły, jakby się mogło wydawać. Jego zaufanie jest na wagę złota i trudno je zdobyć. Jeśli natomiast chodzi o ludzi to uważa, że są zbędni. Nienawidzi także tych, którzy dają się wykorzystywać innym, po przez manipulację. 
- Czyli wybiera sobie tych, którym chce ufać? - Zamyśliłam się. Tak jak powiedział Walter, Alucard był specyficzny w swoim sposobie bycia. Raz miły, raz zły i wkurzający. Nawet czasami zastanawiałam się czy wampir w ogóle posiadał jakiekolwiek uczucia, ale ktoś kto wybierał sobie ludzi, aby im ufać owych uczuć nie powinien posiadać.
  Skrzywiłam się momentalnie, kiedy zacisnęłam dłoń w pięść. Byłam jednak ucieszona, że trafiło na lewą, a nie a prawą. Inaczej nie mogłabym posługiwać się mieczem. A wtedy mogłoby być naprawdę gorąco.
- W porządku? - Spytał z troską Walter, odkładając pudełko do szuflady.
- Tak... chyba tak. - Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Wskazówka zaraz miała wybić oczekiwaną przeze mnie godzinę.
- Nie przejmuj się - Walter położył ciepłą dłoń na mojej głowie. W tym momencie miałam stu procentową rację, że przypominał mi dziadka. - Na niego musisz brać poprawkę.

****

  Dobre dwie godziny jechaliśmy do celu, mijając po drodze ludzi, którzy z opuszczonymi głowami wracali do domu. Ciemne chmury zakryły nikłe promienie słońca. Deszcz wielkimi kroplami zaczął stukać o szybę czarnego BMW, które prowadził Alucard. Spojrzawszy na niego dostrzegłam jedynie zwykłego mężczyznę. Nie wydawał się być groźny czy zły, a tylko znużony i niezainteresowany monologiem, który prowadził Blake. Ja wyłączyłam się po dziesięciu minutach jazdy, wkładając do uszu słuchawki i rozkładając się wygodnie na tylnym siedzeniu. 
  Pogoda pogorszyła się, co niechybnie wpłynęło na nasz nastrój. Zawsze tek było i będzie. 
- Boisz się? - Usłyszałam głos Alucarda, który nadal patrzył przed siebie. Wsparł się na lewej ręce ziewając. Potem zerknął na mnie z ukosa, a jego oczy błysnęły. Czy on mógł mi ufać? 
- Nie mam powodu do bania się. - Odparłam wyłączając muzykę i zdejmując słuchawki. Poprawiłam swój szal wdychając zapach lawendy. - To jest moja praca, jako Łowcy. Gdybym się bała, nie mogłabym wykonywać pracy wampirze. 
  Alucard wyszczerzył kły w chytrym uśmiechu. Zatrzymał auto, a ja zauważyłam rozpościerające się przed nami pole, na którym, na środku stał pokaźny dom. Na jego tyłach udało mi się dostrzec zarys płotu okalającego pewną część pola. Nałożyłam na głowę kaptur bluzy i podążyłam z wolna za Alucardem. 
- Blake zajmuje się piwnicą, a ty ogrodem. - Powiedział wampir, poprawiając płaszcz. - Możesz też przeczesać las, chodź nie wydaje mi się, abyś coś tam znalazła.
- A tak w ogóle czego szukamy? - Spytał Blake, spoglądając na starszego. 
  Przeszłam kilka kroków, uważnie przyglądając się domostwu. Wybite szyby i porozwalane meble ogrodowe, wskazywały na to, że ktoś musiał czegoś tu szukać lub wdał się w bijatykę z gospodarzem. 
- Matki oczywiście. Naoczni świadkowie mówili, że widzieli jak zgraja ghuli kręci się koło tego domu. 
- Kim byli ci świadkowie? - Spytałam
- Nastolatkami, ale mówili prawdę. 
  Nie wiem skąd Alucard to wiedział, chodź mogłam przypuszczać, że to sprawka jego mocy.
- A ty gdzie pójdziesz? - Zwróciłam się w jego stronę, napotykając parę zaintrygowanych tęczówek. 
- Na piętro.
- Oke. - Potwierdziłam skinieniem głowy i ruszyłam na tyły. Deszcz z każdą minutą tracił na sile, aż w końcu zmienił się w mżawkę. 
  Kopnięciem otworzyłam drewnianą furkę i weszłam na ogrodzony teren rozglądając się dookoła. Na podwórku dosłownie nie było nic. Pustka. Jedynie meble ogrodowe i zardzewiała huśtawka. Podeszłam do niej i dotknęłam pokrytej rdzą stali. Rudawy kolor pokrył moje palce, które od razu wytarłam do spodni. 
  Czego ja tu miałam szukać? Śladów ghuli, których nie było? Spojrzałam za siebie. Być może dostrzegłabym w oknie Alucarda lub Blake'a, ale nie posiadając umiejętności takich jak te wampiry, nie mogłam być pewna tego, że zauważyłam uśmiech starego wampira. Obróciłam się i skierowałam w stronę furki, by móc udać się do lasu. Przedzierając się przez gęstwinę zarośli i poskręcane konary drzew, wyszłam na niewielką polankę. Głucha cisza dotarła do moich uszu, więc nie zwlekając dłużej ruszyłam przed siebie.
  Alucard wybiera sobie ludzi, którym chce zaufać - czy było to prawdą, czy raczej stwierdzeniem rzeczywistości. Sama już nie wiedziałam. Może wampir po prostu bał się ufać, bo kiedyś został zdradzony lub upokorzony. Zbyt bezpiecznie poczuł się w czyimś towarzystwie i został zmanipulowany i ośmieszony. A może kogoś pokochał i ta osoba go zdradziła? Wszystkie te opcje mogły mieć swój udział w przeszłości Alucarda, lecz nie byłam pewna czy, aby na pewno tak było. Wszystko mogło się stać. I biorąc pod uwagę to ile ludzi otacza wampira, mogłabym rzec, że stwierdzenie, iż się boi jest prawdą. 
  Niespodziewanie usłyszałam jakiś szelest lub trzask. Spojrzałam pod nogi i niemal nie upadłam. Na ziemi leżała ręka obdarta do połowy ze skóry i odziana w porwany rękaw. Usilnie walczyłam z odruchem wymiotnym i po pewnym czasie udało się powstrzymać mój rozklekotany żołądek. Uklękłam, aby dokładnie przyjrzeć się znalezisku. Czy do tej pory byłam kiedykolwiek świadkiem tego, że ghule pożerały ludzi niczym kanibale? Chyba raczej nie. Bynajmniej było to bardzo dziwne i niespotykane, ale ten świat lubił płatać ludziom niespodzianki. 
  W kilki susach przeszłam kolejną część lasu, by zbadać czy, aby na pewno nie ma tu więcej walających się części ciała. Wdrapałam się na sporych rozmiarów głaz i zaniemówiłam na widok tego, co działo się przede mną. 
  Na ziemi, która pokryła się szkarłatną posoką, klęczało coś co z daleka przypominało wielkiego psa. Jednak gdy się temu przyjrzeć z bliska, okazywało się bestią, która mierzyła co najmniej metr dziewięćdziesiąt. Jej łapy były zakończone ostrymi jak brzytwa pazurami, a w otwartym pysku połyskiwał rząd białych kłów. Ciało stwora było zgarbione i wychudzone, na co wskazywały widoczne żebra. 
- Jasna cholera... - Zabrakło mi tchu, aby powiedzieć coś więcej. Moje ciało zostało sparaliżowane i nie chciało się mnie słuchać. Nim zdążyłam się zorientować, że stwór mnie dostrzegł, leżałam na ziemi przygnieciona jego ciałem. 
  Moje oczy rozszerzyły się ze strachu, a w piersi zabrakło wdechu. Ból przeszył moje prawe ramię, gdzie bestia wbiła swoje pazury. Jej pysk był coraz bliżej mojej szyi, a nieprzyjemny odór dotarł do moich nozdrzy, drażniąc je. Metaliczny posmak w moich ustach przeszkadzał. 
- Alu... - Pisnęłam, zamykając oczy i kuląc się, aby znaleźć się jak najdalej od szczęki bestii wysadzanej ostrymi kłami. Jej złote oczy błysnęły. Poczułam jak jej ciężar maleje, aż w końcu odsunęła się na pewną odległość i zamachnęła się łapa. 
  Położyłam dłoń na klatce wyczuwając rozdarcie na bluzie. Podniosłam lekko głowę do góry i dostrzegłam, że spomiędzy moich palców przecieka krew. Zwinęłam się w kłębek i przewróciłam na drugą stronę, aby się podnieść, lecz udało mi się tylko pozostać w klęczącej pozie. Z oczu popłynęły mi słone łzy. Moje myśli tworzyły jedną wielką rozszalałą burzę, która powiększała się z każdą, minioną sekundą. Nie miałam pojęcia co robić. Nie chciałam nawet myśleć co mogłoby się stać, gdyby zamknęła oczy. Gdybym straciła oddech, a obraz stałby się płótnem olejnym. I w końcu przechyliłabym się na bok i...
- Nie zasypiaj - Do moich uszu, niczym przez mgłę dotarł głos Alucarda. Jego silne ręce podtrzymały mnie za ramiona i nie pozwoliły upaść. 
  Uchyliłam ciężkie powieki, prostując się z wielkim bólem. Za plecami wampira dostrzegłam Blake'a, który stał zwrócony do nas tyłem. Nie patrzyłam Alucardowi w oczy. Nie chciałam. Nie miałam zamiaru spotykać się z jego wyrazem rozczarowania. 
  Poczułam jak wampir wyciąga coś z mojej kieszeni bluzy. Czarna woda, pomyślałam, widząc jak wyciąga korek z fiolki i wlewa mi płyn do gardła. Siłą udało mi się przełknąć gęstą ciecz, która rozlała się po moim organizmie. 
- Zaraz powinnaś poczuć się lepiej.
  Wiedziałam, że przeżyję, ale byłam na siebie zła, że nie mogłam nic zrobić. Zawaliłam na całej linii, jako Łowca. Jako wyszkolony Łowca. 






















4 komentarze:

  1. http://www.quickmeme.com/img/39/39533f829f969304b90a0f7bfdf7471be6f26915611644b7c98c2ec70e3706e4.jpg
    Zmień szablon i dopiero wtedy możesz liczyć na moją jakże profesjonalną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hatre słownym stworem jest... więc przystąpmy do okrzyków zachwytu i czepiania się pierdół. Tj. do oceny noty.
      Diablo podoba mi się pierwsza część rozdziału. Cieszę się gdy ktoś widzi w Alucardzie nie tylko maszynę do masowej rozpierdalanki, ale też inteligentnego gościa z głęboką osobowością, ogromnym doświadczeniem życiowym i dość wyrazistym systemem wartości. Osobnika, który zwykle ignoruje większość jednostek (nendzne człoweki), ale potrafi zarówno nienawidzić jak i kochać. Może u Hirano nie widać tego tak dobrze, ale u Stoker'a lub w świetnej interpretacji Coppoli już tak. I ty idziesz w kierunku tych dwóch ostatnich panów. Tak trzymaj!
      Co do drugiej części noty - niezła, choć nieco przykrótka i za mało krwawa.

      Usuń
  2. Przeczytałam rozdział i jest zarąbisty. Poważnie mówię...
    Co do zaufania, to powiem tylko że Aluś ma swoje lata i jest bardzo "Doświadczony" przez życie. W sumie nawet mu się nie dziwię.
    Ta cała akcja w lesie... łał. Przyznam że to wilczysko... albo to czymkolwiek to było, nieźle poharatało bohaterkę. Ale co się dziwić. Przecież Lilith to tylko człowiek i ma swoje ograniczenia. Jednak powinna była uważać bardziej.
    Co do szablonu, to zamierzałam powiedzieć to samo co Hatermaya po tym jak tu wczoraj zajrzałam... ale teraz nic już nie mówię. Ten szablonik jest o wiele lepszy. Serio. Lubię Lokiego więc jest git ^^.
    No i widziałam filmiki twojej roboty czego dowodem jest komentarz pod filmem to be loved. Myślałam że padnę z zachwytu i tak się stało. No i dałaś mi kolejną inspirację ^^. Tylko szkoda że na telefonie nie mogłam sobie obejrzeć.
    To tyle co chciałam powiedzieć i czekam na rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. a u ciebie jak zwykle zmiana grafiki albo dawno mnie już tu nie było xD
    muahahha

    OdpowiedzUsuń