piątek, 20 marca 2015

Vampire - Rose XIII

  Siemaneczko :D Lisek ma dla was kilka nowinek.
1. Wreszcie ( jakiś czas temu ) zakupiłam Dying Light i teraz rozwalał głowy jak leci :D Zombie wymiatają. 
2. Z racji tego, iż w pon. i wt. mam matury ustne ( Panie błogosław mnie, abym siary sobie nie zrobiła i to zdała ), zrobiłam jakiś czas temu mały zapasik ( parę rozdziałów 2-3 ). Będę wam je udostępniać 
3. Na urodzinki od Ekipy ( kumpele ) dostałam fajniutkiego misiaczka. Zwie się Edward :D 
4. Jeśli chcecie ze mną popisać ( forma list ), to piszcie na nr. gg 32948452 . Chętnie bym pogawędziła o Alusiu itp. :D 








  Blake zabawiał się z Lykanem czyli pół wilkołakiem, pół człowiekiem. Nie dając się dosięgnąć ostrym jak brzytwa pazurom bestii, przeskakiwał zwinnie z jednego miejsca w drugie, aby odciągnąć zwierze od dwójki towarzyszy. Spod jasnego płaszcza wyciągnął pistolet, który błysnął niebezpiecznie i wypuścił z siebie serię srebrnych naboi. Odgłos wystrzału z początku zdezorientował Lykana, lecz nie na długo. Już po chwili bestia rzuciła się przed siebie wymachując w powietrzu łapami, by chodź raz dosięgnąć atakiem wroga.
- Słaby jesteś wiesz? - Zakpił Blake. Uskoczył przed kolejnym, wymierzony w jego osobę atakiem, po czym wycelował i trafił prosto w głowę, powalając Lykana  na ziemię. Nie odczekał nawet sekundy, kiedy ponownie musiał uchylać się przed łapami bestii. - Słaby, ale zadziorny.
  Lykan zawył ze złości. Nie działały na nie zwykłe naboje, więc Blake musiał się porządnie zastanowić co zrobić, aby wilkołak już nigdy nie stwarzał zagrożenia. Obejrzał się za siebie, dostrzegając łopoczące poły czerwonego płaszcza. Nie miał wątpliwości, że Alucard załatwi bestię jednym machnięciem ręki, ale pragnął się dowiedzieć skąd właściwie wzięła się owa rasa Lykanów.
- Nie radzisz sobie? - Chytry uśmiech zawitał na twarzy starszego wampira, który już dobywał swoich pistoletów. - A może jesteś za słaby na jednego, marnego Lykana?
  Nieoczekiwanie wilkołak znalazł się zbyt blisko wampira, który zdezorientowany nie wiedział, że zaraz jego klata zostanie przebita przez jeden ze szponów bestii. Krew trysnęła na boki, barwiąc białą koszulę Alucarda i jasny płaszcz Blake'a, na co ten drugi zareagował niezbyt przyjemnie. Szybko znalazł się przy wilkołaku i wymierzył mu solidnego kopniaka z pół obrotu.
- Lubiłem ten płaszcz. - Jego oczy zapłonęły czerwienią, dłonie zacisnęły się w pięści, a kły błysnęły. - Tego ci nie wybaczę.
  Kiedy pierś bestii została przebita srebrnym ostrzem, wampiry spojrzały po sobie, a potem na dziewczynę, która stała na grzbiecie Lykana. Jej uśmiech świadczył o tym, że już z nią w porządku, lecz chwiejne kroki, które stawiała po sekundzie nie zwiastowały nic dobrego. Czarna woda, którą wypiła zregenerowała jej ciało i pozwoliła na w miarę niewyczerpujące poruszanie. To co ona zrobiła przechodziło ich oczekiwania względem trunku.
- Czy ona nie powinna leżeć tam - Blake wskazał spróchniały konar - pod drzewem i umierać z bólu?
  Alucard posłał mu mordercze spojrzenie w stylu " Zamknij się, albo kolejnego Lykana nakarmię tobą". Podszedł do dziewczyny, która wyminęła go bez większego wysiłku.
- W porządku? - Spytał, chodź widział, że tak nie było. Złapał Lilith za ramiona i obrócił w swoją stronę, by zaraz dostrzec jej mętny wzrok utkwiony gdzieś daleko.
- Coś ty jej dał? - Blake także podszedł do dziewczyny i pomachał jej ręką przed oczami. Nie reagowała. - Narkotyki?
- Nie idioto - Warknął wampir - Wypiła czarną wodę, ale coś jest nie tak.
  Alucard potrząsnął dziewczynę, by ta wybudziła się z amoku, lecz ona zamknęła oczy i straciła świadomość. Jej ciało stało się bezwładne i nad wyraz lekkie. Blake zdziwiony, nie wiedział co powiedzieć.
- A ty jeszcze pijesz jej krew - Krzyknął po chwili zbulwersowany.
- Zamknij się idioto - Odparł spokojnie starszy, wziąwszy dziewczynę na ręce. Skierował swoje kroki w stronę zaparkowanego auta, usiłując nie grzmotnąć partnera w pusty łeb.
- Jak możesz? Przecież wiesz co jej jest. Próbujesz zgrywać tego złego? A może nie zależy ci na...
- Jeszcze jedno słowo, a obiecuję, że sam przyprowadzę tu Lykana, uprzednio przywiązując cię do drzewa.
  Oczy Alucarda zapłonęły ze wściekłości, co dało znać młodszemu, że pora się zamknąć i nie wszczynać żadnej kłótni oraz nie tykać tematu tabu czyli przeszłości wiekowego wampira. Z grymasem wymalowanym na twarzy otworzył niechętnie drzwi czarnebo BMW, by Alucard mógł ułożyć dziewczynę w środku. Sam zaś zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik.
- Srebrne naboje na niego nie działają - Odparł po dziesięciu minutach jazdy. Nie odzywał się dotąd myśląc jak można stawić czoła bestii, która odporna jest na zwykłe naboje. Nie dawało mu też spokoju to, że Lilith zabiła Lykana zwykłym mieczem. Sprzeczne myśli nie doprowadzą go donikąd, dopóki sam nie weźmie sprawy w swoje ręce i nie zacznie grzebać w stertach starych papierów lub książkach, które są ukryte pod grubą warstwą kurzu.
- Cóż za spostrzegawczość. - Odparł Alucard, kompletnie olewając swojego partnera. Krajobraz na oknem był o niebo ciekawszy od Blake'a.
- Lilith zabiła go mieczem, a nasze naboje nie. - Drążył cały czas. Jeśli Blake coś sobie postanowi, to trudno go od tego odciągnąć. Szczególnie jeśli sprawa jest nad wyraz interesująca i porywająca.
  Alucard skrzywił się wiedziony myślą, iż jego przypuszczenia mogą okazać się prawdziwe lub co gorsza będą mieć odwrotne skutki. Czarna woda została stworzona przez ojca Integry, więc chyba musiał wiedzieć co robi i jakie owa woda może mieć działania uboczne. Wiele lat testował specyfik i żaden ze szczurów doświadczalnych nie przejawiał oznak zagrożenia życia lub czegoś podobnego.
- A może to wszystko ma związek z jej pochodzeniem? - Spytał Blake, skręcając na autostradę.
- Pochodzeniem? - Zdziwił się Alucard. Właśnie, nie pomyślał o tym. Wszakże Lilith wywodzi się od zmiennokształtnych, lecz nie to nie powinno mieć na nic wpływu, a jednak. Może przeoczył jakiś drobiazg grzebiąc w jej przeszłości. Jej matka chorowała,a to właśnie mógłby być czynnik zapalający. Chociaż u Lilith nie było widocznych oznak pogorszenia zdrowia. Może zemdlała z przemęczenia? Ale w takim razie skąd miała siły na zabicie Lykana? I tak właściwie jak go zabiła, skoro ich naboje zostały wytworzone z tego samego materiału co miecz dziewczyny?

****

  Siedziałam na ławce w ogrodzie z twarzą schowaną w szaliku wdychając zapach lawendy, który mnie uspokajał. Nikłe promienie słońca prześwitywały przez gęste, deszczowe chmury, a wiatr lekko targał moje włosy. Liście przybrały rdzawe kolory i szykowały się do opuszczenia rodzinnej gałęzi. Tylko czekały, aż mocniejszy zefir targnie ich nikłą posturą. Przyjrzałam się dokładniej staremu dębowi, który okalał większość ogrodu i przykrywał swoimi wielkimi gałęziami obraz innych, pomniejszych krzewów. 
  Schowałam ręce do kieszeni czując jak zaczynają mi marznąć. Z moich ust ulotniła się para unosząc się wysoko do góry i po chwili znikając. To nie był chłodny dzień, ale też nie za ciepły. W miarę przyjęłam do wiadomości, że zaczyna się jesień. Owszem nie lubiłam zimna, ale upały to było coś czego w ogóle nie mogłam znieść. Kiedy byłam młodsza i mieszkałam przez pewien czas u babci, cały czas przesiadywałam w cieniu rozłożystych drzew, kryjąc się przed promieniami słońca. 
  Raptownie poczułam ciepło. Otworzyłam wcześniej zamknięte oczy i spostrzegłam, że obok na ławce siedzi ktoś jeszcze.
- Puszczaj - Wyrwałam dłoń z uścisku Alucarda. Spojrzałam na niego wrogo, a on wyszczerzył kły. Przesunęłam się na drugi koniec ławki.
  Wampir oparł lewą rękę o oparcie, zakładając jedną nogę na drugą i mierząc mnie spojrzeniem.
- Jak się czujesz? - Spytał niby z troską, lecz ja wyczułam powinność.
- Ujdzie - Prychnęła, odwracając wzrok. Powili zaczynał mnie denerwować. Szczególnie jego dziwne spojrzenie. - Bywało lepiej.
  Ukryłam twarz w szaliku. Co ja mówiłam? Było źle. Spaliłam na całej linii, winiąc się za to, że tak łatwo dałam się pokonać. Wcześniej byłaby to dla mnie pestka, lecz teraz przyznawałam sama przed sobą, że coś się działo. Nie chodzi już o moje umiejętności, a o to co działo się wewnątrz mnie. Od paru dni nie czułam się najlepiej, ale kiedy usłyszałam, że mogę się stąd wyrwać zepchnęłam wszelkie dolegliwości na bok. Byłam zbyt podekscytowana, aby przejmować się drobiazgami.
- Na pewno? - Spytał Alucard. Pochwycił w dłoń kosmyk mych włosów. - Bo wydaje mi się, że coś ci dolega.
  Jego uśmiech onieśmielił mnie i rozpalił moje policzki. Z jednej strony wampir budził we mnie pozytywne emocje. Był przystojny i zgodziłam się sama ze sobą, że nawet mnie pociąga. Z drugiej zaś strony był mroczny i tajemniczy i nie zawahałby się rozerwać mojego gardła na strzępy. Już nie raz, kiedy pił moją krew widziałam rządzę w jego oczach. Więc czy tak naprawdę zależało mi na jego zaufaniu, czy na przetrwaniu?
- Zdaje ci się - Odparłam cicho.
- Powiedz - Naciskał, utrzymując spokojny ton głosu.
  Odwróciłam głowę w jego stronę. Czerwone, jarzące się oczy od razu pochwyciły me spojrzenie. Starałam się utrzymać kontakt wzrokowy i pokazać wampirowi, że wcale nie jestem słaba. Alucard może i miał swoje tajemnice, które niekoniecznie chciałyby ujrzeć światło dzienne, lecz teraz usilnie próbowałam wyciągnąć z niego chodź jedną.
- Jesteś śmieszna wiesz? - Powiedział chichocząc. Jego pewność siebie doprowadzała mnie do białej gorączki. Odrzuciłam chęć wbicia mu w szyję jakiegoś ostrego przedmiotu, biorąc parę głębokich oddechów.
- Spróbuj być poważny w sytuacji, kiedy zawaliłeś na całej linii. - Warknęłam. - Nie, czekaj. Ty zawsze jesteś poważny, opanowany i do tego cyniczny.
  Wstałam gwałtownie i swoje kroki skierowałam w stronę schodów, które widziałam na horyzoncie. Żeby wejść do ogrodu, który znajdował się na tyłach  rezydencji, musiałam zejść owymi schodkami. uprzednio krocząc przez labirynt krzewów i drzew. W tym okresie drzewa zaczynały odstraszać sterczącymi gałęziami, które wyglądały niczym szpony bestii,  natomiast w nocy to szelest nieopadłych dotąd liści przywodził na myśl duchy.
- Sądzisz, że jestem cyniczny? - Alucard zmaterializował się przy mnie, obejmując ramieniem. Szybko wyrwałam się z uchwytu i podreptałam do przodu chcąc znaleźć się w bezpiecznej odległości od jego posępnych łap.
- Cyniczny, arogancki, podstępny i... - Zamyśliłam się teatralnie kładąc palec na brodzie i unosząc głowę do góry, gdzie zobaczyłam nadchodzące czarne chmury. - ... i manipulujesz ludźmi.
  Wampir sposępniał, a na jego twarzy wymalował się grymas niezadowolenia. Zamknąwszy oczy, otwarł je na powrót, aby zgromić mnie czerwonymi tęczówkami. Udałam, że tego nie zauważyłam. Mając w pamięci słowa Waltera, że wampir nienawidzi ludzi, którzy manipulują  innych, w głowie szybko szukałam jakiegoś innego tematu do rozmowy.
- Gardzę manipulacją - Odezwał się po chwili, a jego głos przeszył mnie na wskroś. Gdyby wiał wiatr, to na niego zwaliłabym wywołanie na moim ciele ciarek. Poczułam jak atmosfera staje się ciężka i z każdą sekundą mnie przytłacza.
- Mówisz o gardzeniu manipulacją, a sam postępujesz tak samo - Gdy to powiedziałam wyczułam w moim głosie smutek i rozczarowanie.
  Odwróciłam się do niego przodem stając na drugim stopniu schodków. Patrzyłam na niego z góry. Czułam się pewniej, lecz pod jego wzrokiem w środku byłam małą, skuloną osóbką, która pragnie się stąd wydostać. Nagle straciłam całą pewność siebie, która uleciała ze mnie niczym powietrze. Mogłam tylko patrzeć jak wampir zbliża do mnie swoją twarz z chytrym uśmieszkiem i zatrzymuje kilka centymetrów przed zetknięciem się skóry.
- Owszem. Ja mam w tym szlachetny cel, za to ludzie manipulują innymi dla własnych zachcianek. - Powiedział, cały czas patrząc mi głęboko w oczy.
- Chyba kpisz - Zrobiłam poważną minę. - Wiele ludzi manipuluje innymi dlatego, że nie można inaczej. Może to być na przykład kłamstwo. Kłamiesz, aby pomóc.
- Tak sądzisz?
- Oczywiście - Skrzyżowałam ręce na piersi - Powiedziałbyś umierającemu, że umiera czy trzymałbyś go w nadziei na lepsze jutro? Albo: powiedziałbyś dziecku, że ma raka?
  Alucard uśmiechnął się. Dla niego ta sytuacja wydawała się zabawna, dla mnie nie.
- Ludzie są interesujący, lecz na ogół głupi. - Wampir postąpił krok do przodu, wchodząc na pierwszy stopień. - Okłamujecie siebie samych. Wierzycie w coś, co nie ma prawa bytu. Staracie się być optymistami, a popadacie w depresję. Starasz się dorównać wampirowi, a zawalasz misje. Wszyscy jesteście tacy sami. Dajecie się wykorzystać innym, a potem narzekacie, że wam źle. Jest takie przysłowie: Nie rób innemu dobrze, a nie będzie ci...
  Wymierzyłam mu siarczystego policzka. Jego słowa zabolały. Wbiły się boleśnie w serce. Kiedy spoglądałam na niego myślałam, iż wiekowy wampir zrozumie wady tego świata i postara się je zmienić, lecz tak nie było. Alucard okazał się dupkiem i zakłamanym chamem, a wytykając mi błąd, który był czystym przypadkiem zraził mnie do siebie.
  Dopiero po chwili poczułam jak po moim policzku spływa łza. Otrząsnęłam się z letargu, widząc zdezorientowanego wampira, który nie wierzył w to co zrobiłam. W rzeczywistości ja sama także temu nie dowierzałam. Uderzyłam Alucarda poniżając go? A może znalazłam się na przegranej pozycji, jeśli chodzi o zdobycie jego zaufania? Jedno i drugie założenie było prawdziwe.
- Tak... - Jego słowa były ciche. - Chyba zasłużyłem.
  Alucard włożył ręce do kieszeni płaszcz i wyminął mnie. Stałam otępiała nie wiedząc co robić. Przeprosić? Nie, przecież sam mnie obraził. Ale... ale mogłam zastosować słowną kontrę. Chyba zaczynały mnie dręczyć wyrzuty sumienia.
- Gdy ochłoniesz - Zatrzymał się u szczytu schodów, będąc zwróconym do mnie plecami. - Przyjdź do mojego gabinetu.

****

  Będąc w stanie prawie podobnym do wybuchu bomby atomowej, wparowałam do pokoju. Drzwi o mało nie wyleciały z zawiasów, a przeciąg jaki się zrobił z grubsza oznaczał wyrwanie okna. Moja głowa pękała, a policzki płonęły. Miałam ochotę się na czymś wyżyć, a tym czymś była poduszka, która narobi mniej szkód niż wazon, który mi upodobał od razu, kiedy tu weszłam. Szybko porwałam jasiek w ręce i z całej siły rzuciłam nim o drzwi. Huk temu towarzyszący - nie mały - pozwolił mi trochę ochłonąć. Chodź nie całkiem, to w końcu zaczęłam się uspokajać. Zrobiłam jeszcze kilka okrążeń i przystanąwszy odetchnęłam głęboko. 
  Bezczelny wampir, pomyślałam. Nic sobie robił z tego, iż go uderzyłam, ale to chyba lepiej. Nie wyżył się na mnie. Albo co gorsza nie zabił. 
- Kurwa Alucard! - Krzyknęłam.
  Piekło mnie w piersi. Dosłownie czułam jak płomień rozpiera mnie od środka, próbując wydostać się na zewnątrz. Upadłam na kolana, obejmując się rękoma. Zacisnęłam powieki, błagając, aby ból ustał. Moje serce kołatało jak szalone uderzając o żebra. Strach zwęził mi źrenice i odebrał oddech. Machinalnie wymachiwałam rękoma, czując jak świadomość mnie opuszcza. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo. 
  Płomień zaczął krążyć w moich żyłach burząc krew i przyspieszając akcję serca. Myśli wirowały nie chcąc zebrać się w całość. Nie była to złość. Nie gniew. Więc co? Nieprzyjemne uczucie rozrywało mą pierś. Głowa płonęła jakby miała zaraz wybuchnąć. Plecami oparłam się o łóżko ciężko oddychając. Moje powieki były ciężkie i zmagał mnie sen. Nie! To nie był sen. Słabłam. Czułam jak świat wiruje, a widok przede mną się rozmazuje. Barwy zmieniły się w olejny obraz.
- S-szlak by to... - Chwyciłam się krawędzi łóżka i podniosłam się do góry. Wtaczając się na łóżko, nacisk na moją głowę się zwiększył. Bolały mnie mięśnie i kości, a szczególnie kość ogonowa, która jakby wzięta w uścisk pękała.
  Chwyciłam się za głowę. Czułam jakoby ktoś uwięził ją w imadle i próbował zmiażdżyć. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. I chodź byłam niemalże pewna, że ból będzie trwał wieki, to w mgnieniu oka pulsowanie i pieczenie ustało. Spojrzałam na swe dłonie, które niczym się nie wyróżniały. Spokojnie wzięłam kilka głębokich oddechów i przymknęłam oczy. Odliczyłam w myślach do dziesięciu i na powrót uchyliłam powieki.
  Błyskawicznie wcisnęłam się w poduszki za mną, prawie uderzając głową o wezgłowie łóżka. Na przeciwległej ścianie wisiało lustro, a w nim odbijałam się ja, tyle, że... to nie byłam ja.
- Co jest? - Powiedziałam głosem cichszym od szeptu. Wyciągnęłam przed siebie rękę i dotknęłam płaskiej powierzchni lustra. Opuszki palców nakreśliły niezidentyfikowany wzór.
  Nie mogłam spojrzeć wyżej. Nie chciałam. Bałam się tego co zobaczę. Myślałam, iż to tylko wytwór mojej wyobraźni lub jakieś halucynacje, lecz nie. To było prawdziwe. Odkąd tylko przekroczyłam próg tego domu, moje życie się zmieniło. Ja się zmieniłam. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. A wskazywały na to wilcze uszy i ogon.


Zamieszczam zdjęcie Lykanów. 
Aha. Z racji tego, że nie umiem dokładnie opisywać różnych odczuć, musicie mi to wybaczyć.























5 komentarzy:

  1. matury ustne tak szybko? co to się teraz dzieje xD
    powodzenia ci życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. jezu chryste... matury ustne tak szybko? Powodzenia życzę.
    Muszę przyznać, że kumpele słodziusiego misia ci sprawiły xD. Chodź imię Edward kojarzy mi się ze zmieszchem (Niestety... nienawidzę tej marnej żenady).
    Zombiaki są the best i każdy to wie! Ja też je uwielbiam.

    A teraz przestaje pieprzyć o pierdołach i przechodzę do konkretów.
    Rozdział świetny i chwilami wręcz dramatyczny. I jest pełen zwrotów akcji.
    A najfajniejsza była scena w ogródku po tym jak Lilith się obudziła. Chyba czuć, że jest nim zauroczona. Niestety Aluś jak zwykle swoim zachowaniem musiał to spierdolić za przeproszeniem. Przynajmniej dostał po swojej twarzyczce... może to go czegoś nauczy. Nie wiem. Teraz trzeba czekać na rozwój wydarzeń.
    A teraz moja ulubiona rzecz... czyli nasza łowczyni nabyła wilczego ogona i uszu. To teraz się zacznie niezła jazda.
    To tyle co chciałam powiedzieć.
    Pozdrawiam, życzę ci weny i przede wszystkim powodzenia na maturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię Edward zapożyczyłam z Fullmetal Alchemist :D Anime na sto pro !!! "D
      I tak, mamy tak szybko ustne. :D

      Usuń
    2. Kurde ale gada ze mnie... xD.

      Usuń