Coś mało aktywni jesteście, chociaż ja też. Prawko, co chwilę nie ma mnie w domu, są wakacje, nic mi się nie chce, jestem zmienna i co chwilę tworzę coś nowego.
Tak, można mnie określić jednym słowem - zmienność.
Ale dość o mnie. Tutaj daje wam ładną piosenkę, tak od siebie, nie do rozdziału chodź jak tam chcecie.
A, tu jeszcze macie mój ostatnio stworzony filmik - zajawka na Iorveth'a :D
Czekając na Kat z telefonem w dłoni i ze znudzonym Delsin'em, przeskakiwałam z nogi na nogę. Droga do parku usłana była zakwitniętymi drzewami i roślinami, które wypuściły piękne, kolorowe pąki. Niebo dziś czyste bez żadnej chmurki, biło po oczach swoją intensywnością. Słońce i jego ciepłe promienie łagodnie ogrzewały moje ciało.
Gdy w oddali zauważyłam znajomą burzę loków, zagwizdałam na psa i razem ruszyliśmy w stronę Kat, która energicznie wymachiwała rękoma w bliżej nieokreślonym kierunku. Zdziwiona zachowaniem przyjaciółki od razu poruszyłam kwestię jej dziwnego zachowania.
- Kat, proszę powiedz mi, że nie oglądałaś tych swoich seriali i, że znów ci nie odpierdala? - Ostatnie zdanie wypowiedziałam z nutką większego zainteresowania.
Kat spojrzała na mnie, wyłączyła telefon i agresywnie wrzuciła go do torebki, którą kupiła kiedy razem byłyśmy na zakupach w zeszły weekend. Zerknęłam na jej twarz, która wykrzywiała się w grymasie nie zadowolenia.
- Głupi Sam. - Warknęła, schylając się i biorąc głowę Dela w swoje ręce. Psiak polizał ją po policzku i zamerdał wesoło ogonem. - Widziałam go razem z Nadią, to blondwłosą pindą. Kręciła się koło niego i wystawiała na pokaz swoje dwa melony oraz głupotę.
Zaśmiałam się pod nosem. No to już wiedziałam w czym problem.
- Jesteś zazdrosna o Nadię? - Spytałam, kierując nas na ławkę obok, która stała w cieniu wielkiego, rozłożystego i zielonego dębu. Stąd miałyśmy idealny widok na cały park, gdzie miliony ludzi spędzało swój wolny czas poświęcają się zabawie, odpoczynkowi czy zwykłym spacerom. - Przecież wiesz, że ona nie ma szans u Sama, a zrobiła to tylko dlatego, abyś poczuła się gorzej. Wyluzuj.
- Jak mam wyluzować, kiedy widziałam jak się do niego dobierała!!! - Kat wykrzyknęła, rozkładając ręce na boki, jakby chciała dać upust swoim emocjom, które i tak gotowały się w niej od jakiegoś czasu.
- Mówię ci... - Złapałam ją za ramiona i kazałam spojrzeć w oczy. - Ona. Nie. Dobiera. Się. Do. Sama.
Kat zamrugała kilkakrotnie oczyma i spłonęła. Dosłownie jej policzki przybrały zdrowy odcień czerwieni. Zastanowiłam się chwilę, nim zrozumiałam o co chodzi w mniej więcej dwudziestu procentach. Podążyłam za jej wzrokiem i utkwiłam swoje spojrzenie w zielonych tęczówkach. Loki stał na przeciwko nas z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jego czarny t-shirt opinał widoczny zarys mięśni, a dobrze skrojone dżinsy zadowalały widokiem.
- Co ty tu robisz? - Spytałam podejrzliwym tonem. Del doskoczył do niego i stanął na dwóch tylnych łapach, aby przednie oprzeć mu na brzuchu. Mężczyzna z zadowoleniem pogłaskał go po głowie.
- Wyszedłem na spacer. - Odparł normalnie. Nie wyczułam u niego złych zamiarów, jednak owy spacer mógł okazać się czymś innym, niż zwykłą przechadzką. - Chciałem też poznać twoją piękną koleżankę.
Nawet nie musiałam się obrać, aby stwierdzić, że Kat właśnie się rozpływa, a jej szczęście powraca do ciała. Mimo, iż Sam był jej wymarzonym chłopakiem, nie mogła nie zrobić maślanych oczu do Lokiego.
- Cześć jestem Kat - Wypaliła, zaraz przypominając sobie, że razem zemną brała udział w zawiłej konwersacji w Stark Tower. - Jestem najlepszą przyjaciółką Sol.
Uspokoiłam ją gestem dłoni i porwałam Lokiego za ramię, oddalając się.
- Czego ty ode mnie chcesz? Przecież już ci powiedziałam, że nie ma szans, abym pomogła ci zdjąć ograniczenia.
- Przecież powiedziałem, że wyszedłem się tylko przewietrzyć. - Odparł. - Nie zabiję od razu tysiąca ludzi, tylko spacerując.
Jakoś nie do końca mu wierzyłam. Wydawał się podejrzany od chwili gdy go zobaczyła, a chytry uśmiech utwierdzał mnie w tym przekonaniu.
- No dobra... - Powiedziałam. Zmieniłam kierunek i podeszłam do Kat, która za nic nie odrywała spojrzenia od Kłamcy. - Idziemy? - Spytałam, wyrywając ją z amoku.
- Tak, tak... chyba tak.. - Loki posłał nam szczery uśmiech, a ja pokazałam mu język.
Kiedy razem z Kat pochłaniałyśmy owocowe koktajle, Del wesoło biegał po paru dla psów. Zawsze lubiłam tu z nim przychodzić. Delsin miał tu wielu przyjaciół jak i przyjaciółki, które okazały mu swe zainteresowanie. Kat podziela mój zachwyt.
- Wiesz.... - Zaczęła. - Może, jednak niepotrzebnie się zezłościłam.
A nie mówiłam.
- Sam nie zakocha się w takiej pindzie jak ona.
A co ja ci wcześniej mówiłam.
- Przecież znamy się od dziecka.
Nom.
- I dobrze nam się ze sobą rozmawia.
Serio?! Nie zauważyłam tego, jak razem wymieniacie się swoimi poglądami na temat tych seriali, które was ogłupiają.
- Muszę w końcu do niego zagadać i wszystko powiedzieć.
- Tak zrób. Będę cię mentalnie i duchowo wspierać. - Pociągnęłam łyk koktajlu. W ten słoneczny dzień okazał się on niemal błogosławieństwem.
- O nie kochana. - Kat zerwała się z ławki i spojrzała na mnie, jakby chciała mi coś zrobić. - Idziesz ze mną i będziesz mnie wspierać. Sam jest teraz na zakupach z siostrą, a to jest świetna okazja na podryw.
- Chyba cię coś... - Nie dokończyłam swojego koktajlu. Został on mi brutalnie wyrwany z ręki i dopity. Żegnaj moje błogosławieństwo.
- Fashio Road!!! - Wykrzyknęła - Nadchodzimy.
No pięknie. Dałam się wciągnąć w randkę, prychnęłam w myślach, będąc ciągniętą przez Kat w stronę centrum, które nie było, aż tak daleko stąd. Zawołałam Del'a, który niechętnie odstąpił suczkę imieniem Alice. Szybkim krokiem po pięciu minutach dotarliśmy na miejsce, gdzie Kat od razu skierowała się do Fashion Road. Na horyzoncie ujrzałam blond włosy Beverly, siostry Sama.
- Dobra, plan jest taki.
No pięknie, jeszcze sobie jakiś plan wymyśliła. Boże pomóż.
- Ty zagadujesz Beverly, a ja porywam Sama.
- I co mu powiesz? - Spytałam krzyżując ręce na piersi.
Stałyśmy za stoiskiem z czapkami i chowałyśmy się niczym ninja. Z innego punktu widzenia na pewno wyglądałyśmy idiotycznie.
- No.... powiem mu, że.... eeee.... - Kat zaczęła się jąkać, a ja wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie.
- Słuchaj - Pociągnęłam ją w swoją stronę. - Jesteś dobra w wymyślaniu rzeczy na poczekaniu, więc pójdziesz tam i zaczniesz gadać to co ci serce podpowiada jasne?
Kat pokiwała głową i zrobiła zawziętą minę. Poczułam przypływ radości.
- No dobra, to ja lecę.
Wyszłam zza stoiska, gdzie sprzedawczyni obdarzyła mnie ciekawskim spojrzeniem. Ominęłam ją i podeszłam do Beverly, która właśnie trzymała w ręce jasnoniebieską sukienkę.
- Hej Beverly, cześć Sam. - Przywitałam się i od razu skierowałam do dziewczyny. - Mam do ciebie małą prośbę.
- Stało się coś? - Spytała uprzejmie.
Znałam Beverly od kilku lat, lecz nigdy nie miałyśmy wspólnych tematów i nigdy nie wychodziły nam dłuższe rozmowy. Spotykałyśmy się na wspólnych imprezach i czasem w barze nieopodal kawiarenki Gold, gdzie Beverly pracowała jako kelnerka.
- Tak, ale chciałabym porozmawiać na osobności. - Machnęłam na Sama - Babskie sprawy. - Pociągnęłam dziewczynę jak najdalej od brata. Musiałam na szybko przygotować kilka pomysłów jakimi mogłam bym zająć jej głowę, kiedy Kat będzie majstrować w sercu chłopaka.
- No mów - Ponagliła mnie.
- Em... eee... szukam pracy. - Wypaliłam. - Słyszałam, że tam gdzie pracujesz potrzebują kelnerki.
Przez chwilę myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Miałam stu procentową pewność, że Beverly wcale nie potrzebuje pomocy w barze i, że zrobiłam z siebie największą idiotkę.
- Tak. - Blondynka zamyśliła się. - Szefowa wspominała ostatnio o tym, że potrzebujemy jeszcze kogoś. Ale z góry powiem ci, że to nie praca dla ciebie.
- Dlaczego? - Sama nie wiedziałam dlaczego tak uparcie brnęłam w tym małym kłamstwie. Zerknęłam dyskretnie przez ramię. Kat dobrze sobie radziła. Śmiała się i żywo gestykulowała.
- Wieczorami przychodzą tam nieprzyjemni ludzie i .....
Głośny huk wypełnił całą przestrzeń centrum. Ludzie przestraszeni nagłym dźwiękiem zaczęli oglądać się na wszystkie strony. Potem zaczęło się totalne piekło.
- Co jest?! - Podbiegłam do Kat, która wychylała się przez barierkę i spoglądała w dół, na niższe piętro. Pod nami toczyła się istna walka na śmierć i życie. Jacyś zamaskowani ludzie bili się właśnie z grupką ochroniarzy, lecz stróże prawa długo nie wytrzymali. Kiedy usłyszałam wystrzał z broni, wiedziałam, że jest bardzo źle.
- Musimy stąd uciekać. - Złapałam Kat za rękaw koszulki i pociągnęłam w stronę widny. Naciskając przycisk przywołania jej, zwątpiłam, że w ogóle zjawi się na tym piętrze. - Musieli odłączyć zasilanie.
Wielkie okna centrum pokryła czarna plama, która okazała się solidnymi, antywłamaniowymi roletami. Nagle wszędzie zapanowała egipska ciemność. Nad naszymi głowami, jednak po chwili rozbłysło czerwone, alarmowe światło.
- Co teraz? - Spytała przerażona Kat, cofając się w stronę Sama, który opiekuńczo obejmował przestraszoną siostrę.
Jeśli chciałyśmy uciec tylnym wejście, musiałybyśmy przejść obok ludzi w maskach, a to nie było wcale dobrym pomysłem. Raz jeszcze spojrzałam w dół. Dojrzałam szansę na ucieczkę.
- Hej - Machnęłam na grupkę - Jeśli się pośpieszymy, możemy stąd uciec. Wystarczy przejść za tymi stoiskami, ci w maskach nie powinni nas zauważyć.
Wszyscy zgonie kiwnęli głowami i podążyli za mną na schody. Gęsiego, powoli szliśmy przed siebie, uważając jakie kroki stawiamy i czy, aby złodzieje nas nie zauważą. Przemknęliśmy szybko pod pierwsze stoisko z kosmetykami, gdzie za ladą kryła się starsza pani i matowych, jasnych włosach. Odetchnęłam głęboko przylegając plecami do drewnianej ścianki. Spojrzałam po swoich towarzyszach. Za mną klęczała Kat, potem Beverly, a na końcu bohatersko Sam.
- Nie uda nam się. - Szepnęła Kat, ciągnąc mnie za koszulkę. - Tam jest ich chyba z dwudziestu. Każdy pilnuje swojego terenu i na pewno nas zauważy.
- Uda nam się. Zaufaj mi. - Powiedziałam hardo. - Nie robię tego pierwszy raz.
Beverly i Sam zrobili zdziwione miny. Nie dziwiłam im się. Mówiąc takie rzeczy, mogli pomyśleć sobie o mnie wiele rzeczy.
Omiotłam spojrzeniem wszystko dookoła włącznie z ludźmi w masce, którzy niebezpiecznie trzymali swoje palce na spuście broni. Zadrżałam. Przesunęłam się odrobinę do przodu i po cichu przebiegłam do kolejnego stoiska, gestem ręki nakazując, aby pozostali poszli w moje ślady. Jednak potknięcie się Beverly sprowadziło na nas uwagę włamywaczy.
Kilku zdziwionych mężczyzn obróciło się w naszą stronę, zaraz zwołali resztę i podeszli w naszą stronę. Cofnęłam się do tyłu przerażona.
- Sol - Szepnęła błagalnie Kat, w której oczach zobaczyłam strach. - Pomóż.
Cholera, nie wiedziałam co robić. Jak miałam mierzyć się z uzbrojonymi po zęby facetami, którzy zapewne nie zawahają się strzelić, kiedy im się postawię.
- No proszę, co my tu mamy? - Jeden z zamaskowanych przewiesił sobie broń przez ramię i spojrzał na nas wszystkich. Dookoła mogłam dostrzec ilu ludzi zostało już związanych i uwięzionych w szponach strachu. - Ziomek patrz kto nam się tu jeszcze napatoczył.
Mężczyzna w masce Vendetty podszedł do nas. Ukląkł na przeciwko Kat i złapał ją na brodę, podnosząc do góry. Dziewczyna wydała z siebie zduszony jęk.
- Ta będzie dobra. - Powiedział. Jego głos był basowy i nieprzyjemny. Brzmiał jak zdarta płyta. - Szef dużo za nią dostanie.
Moje oczy rozszerzyły się.
- Jesteście handlarzami ludźmi? - Spytała Beverly, kurczowo trzymając się ramienia brata. Jej wzrok wodził między dwoma, zamaskowanymi facetami.
W tym, jakże dogodnym momencie mogłam po prostu uciec, ale... byłabym najgorszą osobą na świecie, gdybym zostawiła swoich przyjaciół na pastwę losu. Losu i tych mężczyzn.
- Można tak powiedzieć. - Rzekł jeden z nich. - A teraz wstawaj.
Mężczyzna złapał za ramię Kat, która zaczęła się wyrywać.
Jeśli nic nie zrobię, to jej stanie się krzywda. Zacisnęłam pięści i zagryzłam zęby. Muszę coś zrobić.
Poderwałam się do góry i rzuciłam na plecy mężczyźnie. Miałam szansę, bo był zdezorientowany, jednak jego kolega złapał mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Cofnęłam się kilka kroków do i zaraz poczułam na skroniach zimno lufy.
- Patrz jaka narwana ziomuś. - Odezwał się starszy. - Może ją też uda nam się opchnąć?
Przestraszyłam się. Sam i Beverly nadal trwali w tym samym miejscu co przedtem. Nie ruszyli się nawet o centymetr, a chłopak zdawał się w ogóle nie myśleć o tym, aby nam pomóc.
- Zwiąż je i załaduj do ciężarówki.
Poczułam ból w ramieniu, kiedy jeden z mężczyzn brutalnie rzucił mną o ziemię. Zimna posadzka odbiła się na moim ciele dreszczami. Zamrugałam kilkakrotnie oczyma i spojrzałam na Kat. Dziewczyna nadal stała na nogach, podtrzymywana przez jednego z zamaskowanych. Spróbowałam się podnieść, lecz noga mężczyzny na moich plecach uniemożliwiła mi to. Przeklęłam w myślach.
~ Wstawaj - W mojej głowie rozległ się głos. Nie wiedząc o co chodzi, zaczęłam wzrokiem błądzić po wszystkich uwięzionych w centrum. ~ Rusz się idiotko.
Nagle mężczyzna, który stał nade mną, upadł. Spojrzałam na niego. Cały się trząsł jakby jego ciało ogarnęły silne drgawki. Przeniosłam wzrok na drugiego, który podbiegł do kolegi, by mu pomóc. Teraz miałam szansę.
Poderwałam się do biegu w stronę Kat, która stała i wpatrywała się w dwóch mężczyzn zajętych sobą. Rozwiązałam jej ręce.
- Kat bierz tę dwójkę i uciekajcie. - Przerażone spojrzenie przyjaciółki przeniosło się na mnie.
- A ty? Chyba nie masz zamiaru z nimi walczyć. Sol, ja wiem, że mieszkasz z bandą zidiociałych super bohaterów, ale ty nim nie jesteś.
Położyłam dłonie na jej ramionach w uspokajającym geście.
- Nic mi nie będzie. Weź ich i uciekajcie.
- Sol!!!
- Kat, kurwa, bo każę skasować ci wszystkie seriale. Spadaj stąd. - Nie mogłam narażać ich życia. Mniej więcej orientowałam się w dziedzinie magii, więc miałam minimalne szanse na przeżycie.
- Sol... - Zawołała Kat, kiedy pomagała wstać Beverly. Obróciłam się do nich tyłem i spojrzałam na mężczyznę, który już podrywał się do góry. Jego palce zacieśniły się na broni. - Uważaj na siebie.
Usłyszałam ich oddalające się kroki, w momencie kiedy ruszyłam przed siebie. Pamiętałam wiele technik, których nauczyli mnie assassyni, więc w walce wręcz byłam niemalże nie pokonana. Musiałam się tylko zbliżyć na odległość, przy której zamaskowany mężczyzna nie wykona strzału, ponieważ będzie musiał się bronić. Zaczęłam od wyprowadzenia prawego sierpowego, lecz na swojej drodze napotkałam tylko opór powietrza. Mężczyzna uchylił się przed moim atakiem, uskakując do tyłu. Wymierzył we mnie z broni. W samą porę, zdążyłam ponownie podbiec i wytrącić mu ją kopniakiem z ręki.
Zamachnęłam się drugą nogą i powaliłam go kopnięciem z półobrotu. Moim błędem było spojrzenie w bok gdzie dostrzegłam jakiś cień. Mężczyzna chwycił mnie za nogę i pociągnął do siebie, przez co uderzyłam głową w twardą, zimną posadzkę. Przed oczyma zobaczyłam kilka cieni, a zaraz ostry ból rozerwał moją głowę. Chwyciłam się za nią i przewróciłam na bok, zamykając oczy.
- Ty mała suko... - Mężczyzna wydał z siebie przeraźliwy syk i wrzask.
Przerażona spojrzałam w górę. Jego ciałem też zawładnęły drgawki, a sam mężczyzna upadł na ziemię jak jego kolega.
- A może teraz ciebie zwiążemy? - Usłyszałam znajomy głos. Poderwałam się do góry, podbierając się na rękach. Nie obeszło się jednak bez uczucia silnego bólu w głowie.
- Ivar? - Nie wiem czy zadałam pytanie, czy bardziej stwierdziłam, że jest on tutaj razem z.... - Loki?
- Puścić kobietę samą na zakupy, to jak dać się ugryźć Garmowi*. - Powiedział mag, krzyżując ręce na piersi. Jego wzrok był wyniosły i gardzący.
Ivar podszedł do mnie i spojrzał prosto w oczy, po czym przyłożył swoją głowę do mojego czoła. Ból natychmiast znikł, a ja poczułam nieziemską ulgę.
- Skąd wy...
- Zbieraj się. - Nakazał stanowczo Loki. - Mam nadzieję, że umiesz prowadzić motocykl?
Nie do końca wiedziałam o co mu mogło chodzić, jednak po krótkiej chwili przed moimi oczyma zmaterializowała się czarna, błyszcząca maszyna. Ivar zniknął w kłębach czarnego dymu, pozostawiając za sobą jedynie cichy śmiech.
- Co chcesz zrobić? - Spytałam. Zza pleców usłyszałam stłumione głosy. - Loki?
Mag złapał mnie za ramię i siłą usadził na motorze. Miałam kiedyś styczność z tym pojazdem podczas trenowania z Natashą i Clintem. Musiałam czasami jeździć od jednego do drugiego, bo oboje byli nieźle skłóceni. A droga do ich domostw nie była krótka.
- A ty? - Spytałam zakładając czarny kask.
- Oooo. Od kiedy się o mnie martwisz? - Spytał z wyczuwalnym sarkazmem.
Huk wystrzału przerwał nasz monolog. Za mną pojawiła się czarna ściana, jak ta, która obroniła nas przed Ivarem. Spojrzałam na łuskę, która przeniknęła przez materię i upadła ze stukotem na ziemię.
- Uciekaj stąd - Powiedział głośniej, kiedy zaczął się ostrzał. Widziałam jak kolejne pociski zatapiały się w czarnej mazi. - Już!!!
Uruchomiłam silnik. Musiałam się jeszcze przedrzeć przez zabezpieczone wejście.
ah....kocham Avicii świetnie mi sie przy tym czytało twój rozdział
OdpowiedzUsuńW ogóle faktycznie ostatnio ludzie są jacyś mało aktywni, blogi o tematyce Avengers, czy w ogóle z Lokim zanikają, albo wpisy na nich zanikają, nie mówię...sama odeszłam już od tej tematyki, ale zaczynam tak za tym tęsknić, ze myślę o powrocie... eh...moze kiedyś
Kiedyś? Masz na myśli w tej chwili :D No, właśnie. Zauważyłam, że coraz mniej jest blogów o tej tematyce i chyba wiem dlaczego. Nie ma teraz nic nowego, dlatego też ludzie odpuszczają, a jak nadejdzie kolejna część filmu to będzie takich blogów masa.
UsuńCoś właśnie mam takie przeczucia. A co do Avicii - kocham XD
Czekałam na twój nowy rozdział i się doczekałam :D Bardzo mi się podobał, dobrze się czyta, akcja świetna.
OdpowiedzUsuńPozostaje mi tylko pogratulować talentu i czekać na kontynuację ;) Poza tym zapraszam na mojego bloga, również w tematyce Lokiego ---> http://kiedypatrzenaniebo.blogspot.com/
Dziękuję i jak tylko znajdę czas od razu do ciebie wpadam i czytam :D
Usuń