piątek, 19 czerwca 2015

Vampire Rose XVII

 Kto powiedział, że usuwam bloga? Powariowaliście? Mam was zostawić na pastwę przerażającej nudy? To, że ostatnimi czasy w ogóle nic nie pisałam, nie znaczy, że porzucam moje dziecię. Zajęłam się pisaniem książki, która mam nadzieję zakończy swój żywot jeszcze w tym roku. Inną sprawą był Wiedźmin 2 Zabójca Królów, którego ogrywałam przez ostatnie trzy dni. Gra pochłonęła mnie na tyle, że przeszłam ją tak szybko i domagam się więcej mojego ulubionego bohatera, Iorwetha. Poza tym, miałam na głowie także pisane krótkiego opowiadania z Fnaf'a ( Five nights at freddy's ). Skończyłam je pisać i jak tylko dacie mi znać, mogę je tu udostępnić. Kolejną sprawą jest prawo jazdy, które właśnie robię. Znaczy byłam na pierwszym wykładzie i muszę załatwić jeszcze kilka spraw, w pon na 16 mam następne.
No dobra, to chyba na tyle we wstępniaku. Rozdział krótki, lecz zabieram się za pisanie kolejnych i mam nadzieję, że wyjdą takie jakie chce. 
 A, i ostatnio dorwałam książkę Bram Stoker'a Dracula.

I macie na pocieszenie nurka, który głaszcze rekina.




 Jae-Ha zaprowadził nas do małej kafejki oddalonej od miejskiego zgiełku. Cisza i spokój emanowały z wnętrza budynku i pozwalały poczuć się jak w domu. Szyld nad kawiarenką miał na sobie srebrne zdobienia, a napis "Sweet Melody" wyryty był w drewnie. Mogłam dostrzec jak osadzone w nim dziwne kamienie połyskują delikatnie, kiedy małe promienie słońca otrą się o nie. Środek kafejki nie był ekskluzywny, a domowy. Nie było tu najnowszych urządzeń pierwszej klasy, pięknych boksów i witających klientów kelnerek. Za ladą stał tylko jeden barista o krótko ściętych, brązowych włosach i tego samego koloru oczach.
  Jego uśmiech przywitał nas miło, a gestem ręki zachęcił do zajęcia specjalnego miejsca. W tamtej chwili myślałam, że barista zna Jae-Ha i, że zmiennokształtny jest tu stałym klientem, lecz jak się później dowiedziałam mężczyzna o brązowych włosach był kimś w rodzaju informatorem. Jae-Ha opowiedział nam jak się poznali i na czym mniej więcej polega jego praca, a gdy do naszego stolika przyniesiono trzy parujące, ciepłe kawy, czarnowłosy przeszedł do rzeczy. 
- Więc czego ode mnie oczekujesz? - Spytał z nonszalancją, upijając łyk kawy. 
- Jak mogłeś już zauważyć... - Pierwszy odezwał się Richard, łypiąc na mnie okiem. Ja natomiast byłam pogrążona w myślach i hipnotyzowałam kawę. - Lilith nie panuje nad sobą. 
- Nie nad sobą, a nad emocjami. 
  Richard dotknął mojego ramienia, a ja od razu poderwałam głowę do góry. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i kiwając porozumiewawczo głową spojrzeliśmy na czarnowłosego, którego uśmiech był jeszcze szerszy niż dziecka. 
- Pamiętasz jak tamtej nocy zjawiłeś się u mnie w pokoju? - Jae-Ha oparł głowę na ręce i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - Pomogłeś mi zapanować nad szalejącymi emocjami. Czułam wtedy spokój i... coś jeszcze. 
- Brom - Odparł Jae-Ha, bawiąc się serwetką. 
- Słucham? - Richard oparł dłonie na stoliku, który mimo przytwierdzenia do ziemi, lekko się zakołysał. - Dałeś jej brom?
- Nie bój się. - Czarnowłosy machnął na niego ręką i odchylił się do tyłu, wyglądając przez okno.
- Jak mam się nie bać cholerny psie. - Richard opuścił swoje miejsce i podszedł do Jae-Ha, którego w trzy sekundy postawił na nogi. Łapiąc go za ubranie, podniósł do góry. Czarnowłosy jak gdyby nigdy nic, oparł dłonie na jego nadgarstkach. - Lilith ma problemy z sercem, a ty jej jeszcze pakujesz jakieś świństwo?
  Mogłam przyglądać się tej sytuacji i pozostać bierną lub też zabrać sprawy w swoje ręce i uspokoić dwójkę narwanych dzieci. Ciężki wybór. 
- Powiecie mi o co chodzi? - Spytałam ze spokojem. Richard spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić, a Jae-Ha zaśmiał się. Ten typ powoli mnie wkurzał. 
- Brom jest stosowany w przemyśle chemicznym. Produkuje się z niego gazy łzawiące i trujące....
- Ale też jako lek uspokajający. 
- W dużej mierze jako trucizna....
- Ale nie zawsze. 
- ZAMKNIJ SIĘ KUNDLU.
  Nie wytrzymałam. Wstałam od stołu, przewracając przy okazji moją kawę. Podeszłam do obydwóch panów i spojrzałam na nich złowrogo. Czułam jak powoli wilcze uszy pojawiają się na mojej głowie, a ogon łaskocze nogi. 
- Oooo - Zaskoczenie Jae-Ha nie miało granic. - Możemy to przetestować.
  Richard oderwał się od czarnowłosego i chwycił mnie za ramię ciągnąc w stronę wyjścia. W ostatnim momencie, kiedy tato łapał za klamkę, zatrzymałam się łapiąc się stolika. Ta scena musiała wyglądać naprawdę śmiesznie.
- Nie. Wróć. - Wywinęłam się z jego uścisku i teraz to ja trzymałam go za nadgarstek. - Nie denerwuj się.
  Richard spojrzał na mnie zimno. Zaraz jednak przymknął oczy i westchnął.
- Spróbuj jej tylko coś zrobić, a Alucard będzie twoim najmniejszym zmartwieniem. - Powiedział ostro, mierząc Jae-Ha spojrzeniem, które mogłoby zabijać.
- Alucard? - Uniosłam pytająco brew.
- Nie wyczułaś go? - Richard wyjrzał przez okno kawiarenki i spojrzał w górę. - Jest tutaj.
  Podeszłam do drzwi, gwałtownie je otwierając i wychodząc na zewnątrz. Przede mną wyrósł wampir w swoim idealnie dopasowanym garniturze. Spojrzałam na niego spode łba.
- Myślisz, że puściłbym cię samą? - Spytał wyniośle, a ja poczułam się jak małe dziecko, które, aż nadto potrzebuje czyjejś opieki.
- Niewykluczone, ale jestem z Richardem...
- I z kundlem. - Dokończył za mnie wampir.
  Zacisnęłam dłonie w pięści i wróciłam do kawiarenki. Wampir podążył za mną i badawczo spojrzał na czarnowłosego, który nie przestawał się uśmiechać.
- No proszę. Do radosnej gromadki dołączył także wielowiekowy wampir najwyższej klasy. - Jae-Ha zaczął bić brawo. - Morderca dzieci, gwałciciel kobiet, zwykły skurwysyn, który myśli, że wszystko dostanie.
  Zaległa grobowa cisza, którą przerywała tylko cicha praca zegara naściennego. Wmurowało mnie w ziemię, kiedy usłyszałam co powiedział zmiennokształtny. Od razu zauważyłam, jak Alucard zagryza zęby i usilnie próbuje się powstrzymać przez zamordowaniem Jae-Ha. Jego czerwone tęczówki co chwilę spoglądały to na mnie, to na zmiennokształtnego.
- Jeśli już się poznaliście, to przejdźmy do rzeczy. - Powiedziałam, zacierając ręce.
  Jae-Ha sięgnął do kieszeni swojego stroju i wyciągnął z niej pełną butelkę dziwnego płynu. Jego kolor był szary, lecz metaliczny, nie miał zapachu. Z drugiej kieszeni, czarnowłosy wyciągnął strzykawkę, a mnie od razu przeszła fala gorąca. Nie lubiłam lekarzy, dentystów ani strzykawek i reszty dziwnych przyrządów.
  Jae-Ha nakazał mi gestem ręki, abym usiadła. Mężczyzna zajął miejsce obok i złapał moją rękę, nakierowując strzykawkę na żyłę w nadgarstku. Igła powoli zanurzyła się w mojej ręce, a ja zacisnęłam oczy i zęby, by tylko nie krzyknąć z bólu. Zaraz, jednak było po wszystkim.
  Nie od razu poczułam jak moje uszy i ogon znikają. Musiała minąć dobra chwila, którą wszyscy przesiedzieliśmy w milczeniu, aby specyfik zaczął działać. Czując niewyobrażalne ciepło, wiedziałam, że dodatkowe kończyny przestają istnieć na chwilę obecną.
- Widzicie? - Spytał ze spokojem zadowolony Jae-Ha. - Nic jej nie jest.
- Masz szczęście kundlu. - Alucard wstał, zabierając swoją marynarkę i kładąc mi ją na ramionach. Uścisk jego dłoni zwiększył się, kiedy na niego spojrzałam, on natomiast cały czas mierzył się spojrzeniem z czarnowłosym.
  Rozejrzałam się po kawiarence, stwierdzając fakt, że Richard gdzieś zniknął.
- Gdybym nie miał pewności co się z nią stanie, nigdy bym jej tego nie podał, wampirze. - Syknął Jae-Ha, a ja pierwszy raz zobaczyłam na jego twarzy cień zdenerwowania. Jego oczy pociemniały niebezpiecznie, kiedy Alucard wyjaśniał mu jak się sprawy mają.
- Idziemy. - Powiedział, szarpiąc mnie za ramię.
  Powoli miałam dość tego, że wszyscy mi rozkazują i traktują jak dziecko. Alucard widniał na liście jako pierwszy do odstrzału.
- Puść mnie - Zażądałam wpierw spokojnie, by ostudzić chodź trochę jego zapał.
  Wampir spojrzał na mnie wściekle, a jego czerwone oczy dosłownie cisnęły językami płomieni. Jeśli Alucard ma jakieś powiązanie z ogniem piekielnym, to wcale się nie zdziwię. Złapawszy mnie za ramiona, Alucard obrócił mnie w swoją stronę i po raz ostatni posłał gniewne spojrzenie zmiennokształtnemu.
  Teleportowaliśmy się.

                                                                       ****

  Kiedy Alucard postawił mnie na równe nogi w moim pokoju, od razu zdarłam z siebie jego marynarkę i cisnęłam ją w kąt. Byłam tak wściekła, że zdziwiłam się, że ani uszy, ani ogon się nie pojawiają. Lek Jae-Ha musiał zadziałać.
- Słuchaj wampirze. - Oczy Alucarda zwęziły się w szparki, a sam ich posiadacz skrzyżował ręce na piersi uśmiechając się wyzywająco. - Nie szczerz kłów. Mam cię dość. Ciebie, twoich chorych pobudek i nadopiekuńczości. Umiem sobie poradzić, nie mam pięciu lat, że trzeba nade mną wisieć i kontrolować każdy krok.
- Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji - Warknął Alucard, a jego mina zrzedła. - Nigdy nie ufaj Krwistym. Są nieobliczalni, a nieludzie, którzy zasilają szeregi ich armii potrafią być bezlitośni.
- Jak ty? - Spytałam, odwracając się powoli w jego stronę. Chyba musiałam trafić w jego czuły punt, bo wampir zamilkł, a ja wyczułam jak jego aura coraz bardziej się poszerza i coraz bardziej mnie przytłacza.
  Alucard postąpił kilka kroków do przodu i nachylił się nade mną.
- Owszem, gdy byłem człowiekiem dopuściłem się wszystkich tych czynów. Mordowałem, gwałciłem, grabiłem i ośmieszałem. Sprawiało mi to radość, a moi poddani prosili o więcej. Nie miałem litości dla wroga. Nabijałem na pal ciała poległych i publicznie ich ośmieszałem. Gardziłem nimi, wierzyłem, że mogę zgarnąć cały świat dla siebie, jednak to była tylko mrzonka, a wszystko co miałem straciłem jednej nocy. Skazano mnie za wszystkie grzechy i skazano ściąć.
  Słuchałam go uważnie, czując jakiś dziwny uścisk w piersi. Groza? Smutek? Nie, to nie było to. A może współczucie?
- Dlaczego taki byłeś? - Spytałam w końcu, obracając się ku niemu. - Dlaczego nienawidziłeś ludzi?
  Wampir zawahał się, a jego oczy straciły cały blask, który wcześniej mógł równać się z ogniem piekielnym.
- Straciłem kogoś, kto we mnie uwierzył. - Powiedział i na chwilę zamknął oczy. Następnie wyprostował się i skierował w stronę oka, przez które wyjrzał na zewnątrz. Na dworze się rozpadało, co oznaczało, że za chwilę nadejdzie długo wyczekiwana przeze mnie jesień. Lubiłam tę porę roku, ponieważ słońce nie piekło jak w lato, a nie było tak chłodno jak w zimie. Idealna temperatura dla mojej osoby.
- Kim ona była? - Wiedziałam, że chodzi o kobietę. Może żonę, może córkę lub siostrę. Chciałam, aby to wyszło od niego, bo skorupa, która okrywała jego serce była zbyt twarda i w tej chwili musiała odpaść chociaż jej malutka część.
  Alucard znowu milczał, a cisza wypełnia się jego wspomnieniami i bólem. Stał do mnie plecami, a ja widziałam jak jego sylwetka z czasem staję się coraz bardziej niewyraźna.
- Śmieszna sprawa. - Odrzekł z prychnięciem. - Była dla mnie najważniejsza. Stała się kimś, komu mogłem zaufać i powierzyć swoje sekrety. Kochała mnie i zawsze przy mnie była. - Alucard obrócił się do mnie przodem. Ujrzałam na jego twarzy mieszankę złości, bólu i tęsknoty, lecz także mały promień szczęścia. - A najśmieszniejsze jest to, że bardzo ją przypominasz.
  Ponownie tego samego dnia mnie zamurowało. Nie wiedziałam co mam zrobić ani nawet jak się zachować. Wiedziałam jedynie, że Alucard zaczyna powoli odsłaniać się przede mną, co było dużym krokiem w kierunku zrozumienia go.
- Kiedy cię zobaczyłem, wtedy na polanie, kiedy likwidowałaś ghule, poczułem, że mój świat może jeszcze nabrać jakichkolwiek barw. - Wampir przeczesał palcami swoje włosy i rozpiął kilka guzików swojej śnieżnobiałej koszuli.
  Poczułam w okolicy brzucha jakieś dziwne mrowienie, które natychmiast przerzuciłam na inne tory. Wcześniej zastanawiałam się na kilkoma rzeczami dotyczącymi Alucarda, jednak wszystko zostało przeze mnie odepchnięte.
  Wampir zaśmiał się głośno sprowadzając mnie do rzeczywistości. Potrząsnęłam niewidocznie głową i usiadłam na skraju łóżka. Potem opadłam na nie, wpatrując się w sufit.
- Nie powiedziałam, że ufam Krwistym. Nie zgadzam się z ich ideologią i poglądami, jednak nie chciałbym mieć ich za wroga. Ruben jest moim przyjacielem.
- Eksperymentują na nim.
  Zerwałam się gwałtownie do siadu. Moje oczy rozszerzyły się znacznie.
- Co powiedziałeś? - Mogło mi się tylko zdawać, lecz musiałam jeszcze raz usłyszeć co powiedział. - Powtórz to, natychmiast. - Podeszłam do wampira, łapiąc go za koszulę i przyciągając w swoją stronę.
- Słyszałaś. Rzeczywistość potrafi być brutalna, łowco. Musisz pogodzić się z tym, że twoi przyjaciele odejdą lub umrą. - Puściłam go w gniewie i skierowałam się w stronę szafy. Jeśli to co powiedział Alucard jest prawdą, to nie mogłam siedzieć w rezydencji z założonymi rękoma. Musiałam działać, nie ważne czy sama, czy z pomocą. Ruben był moim przyjacielem, a ja nie miałam zamiaru zostawiać go na pewną śmierć. - Nie masz na to wpływu.
- Zaraz będę mieć! - Warknęłam, mając dość jego gadania. Zaczęłam ubierać swój strój łowcy, by zaraz dorwać pochwę z mieczem. Zawiesiłam ją sobie na plecach, poprawiając jeszcze szal od babci.
- Co ty robisz? - Spytał zdezorientowany Alucard. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę unosząc ją do góry.
- Puszczaj mnie! - Zaczęłam się szarpać. Jego uścisk był coraz mocniejszy, jednak ja też nie miałam zamiaru dać za wygraną.
- Nigdzie się stąd nie ruszasz. - Powiedział zimno.
- Nie słucham cię wampirze. - Wyrwałam się z jego uścisku. Podeszłam do drzwi i złapałam za klamkę, która nagle została mi w dłoni. Spojrzałam na nią dziwnie i zaraz poleciałam do tyłu. Wampir złapał mnie mocno i rzucił na łóżko, przygwożdżając do niego solidnie.
- Kurwa Alucard!!! - Wrzasnęłam przeciągle. Mężczyzna miażdżył mi klatkę przez co, coraz trudniej było mi złapać oddech. W kącikach oczu poczułam łzy. - Puszcza....
- Zostajesz tutaj. - Prawą ręką unieruchomił mi ręce nad głową, a drugą złapał mnie za pod brudek. Wiedziałam, że w tej chwili po głowie chodziła mu myśl uśpienia mnie, jednak nie zezwoliłam na to, a żaden wiekowy wampir nie będzie mnie trzymał przy sobie wbrew mojej woli.
  Alucard przybliżył się do mnie. Dostrzegłam szanse na zrzucenie go, więc od razu podniosłam biodra do góry i obróciłam się na lewy bok. Zdezorientowany wampir puścił mnie i upadł na podłogę, uderzając tyłem głowy o stolik stojący obok łóżka. Szybko zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna.
- Lilith, ostrzegam cię.
  Ostrzegaj mnie ile chcesz, pomyślałam wściekle. Mocując się z klamka od okna, kątem oka dostrzegłam cienie wampira. Odskoczyłam od nich i wyciągnęłam swój miecz. No trudno, jeśli tak chcesz rozwiązać tą sprawę, to proszę bardzo.
  Zamachnęłam się, a czarna macka rozpłynęła się w powietrzu. Kilka następnych także i kiedy jedna z nich - największa owinęła się wokół mojej ręki, miecz upadł na ziemię z hukiem. Alucard szedł w moim kierunku, głośno stąpając po ziemi. Nim poczułam na policzku piekący ból, wiedziałam, że wściekł się nie na żarty. Chociaż zdziwiona byłam, że tak łatwo wytrąciłam go z równowagi.
  Policzek piekł mnie niesamowicie od uderzenia wampira. Poczułam jak zbiera mi się na płacz, jednak mrugając zaskakująco szybko oczyma powstrzymałam łzy. Oczy wampira dosłownie płonęły i zdawać, by się mogło, że ten ogień mnie pochłonie. Wierzyłam, że zaraz się uspokoi, jednak nadzieja jest dla głupich. Alucard odsłonił długie kły i mocno wbił się w moją szyję. Krzyknęłam, ból był niesamowity, a samo ugryzienie wywołało u mnie zawroty głowy. Nim zemdlałam, poczułam jak mnie łapie.

























5 komentarzy:

  1. milczysz jak zaklęta a teraz piszesz, udusić, to mało xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załatwiłam swoje sprawy i mogę zająć się w końcu blogiem :)

      Usuń
  2. Czyli nie tylko ja nawalam w Wieśka? Utknęłam na zadaniu z Kejranem i nie mogę się opanować walki z 3+ przeciwnikami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kejrana wzięłam na luzie zabiłam. Napisz mi potem kogo ścieżkę wybrałaś: Iorweth czy Roche? Osobiście wzięłam cudnego elfa - wiewiórkę :D

      Usuń
    2. Co wy mówicie ;-; Nie gram w Wiedźmina (komp nie wytrzyma). Najpierw strefa rozwoju: m.in "pod brudek" pisze się "podbródek" ^^ A mocy: Jezzuuu, Alucard się zwierza XDD

      Usuń