piątek, 31 lipca 2015

Vampire - Rose XIX

  Opadłam na zimie z przeciągłym jękiem. Ból w ramieniu był niewyobrażalny. Krew przesiąkała przez moje palce i brudziła materiał ubrań. Ciepła, lepka, a jej metaliczny zapach drażnił mój nos. Nic nie mogłam zrobić, by zapobiec temu paradoksowi. Danul odstąpił ode mnie, podszedł do Rubena i szepnął coś do niego. Lykan zawył ze wściekłością, a jego oczy groźnie zapłonęły.
  Skończyły się żarty i jeśli chciałam przeżyć musiałam za jasną cholerę wstać i stąd uciekać. Rana wcale mi w tym nie pomogła, bowiem krew, która się z niej lała przywiodła tu bestię. Nim Lykan zamachnął się w moją stronę łapą, zdążyłam przeturlać się pod ścianę, oparłam się o nią plecami i trzymając się za ranny bark, odskoczyłam od bestii.
- Nie masz co uciekać! - Z kąta dobiegł mnie krzyk uśmiechniętego Danula. Mężczyzna skrzyżował ręce z tyłu na plecach i biernie obserwował całą farsę.
  Moją uwagę przykuł ruch gdzieś w oddali. Niewidoczny dla wroga, lecz dla mnie jak najbardziej. Chwilę potem na środku zmaterializował się wampir w dłoniach ściskając swoje dwa pistolety.
- Kurwie syny! - Warknął, obnażając kły. - Wypatroszę jak świnię!!!
  Oczy Alucarda płonęły gniewnie, a ich czerwony blask odbijał się w ciemnościach.
  Danul cofnął się o krok, przerażony i nim zakończył swą przemianę w wilka, już leżał po ścianą cicho kwicząc.
- Wszystko w porządku? - Blake wziął mnie na ręce, a ja ucieszona z faktu, że mogę odetchnąć, przymknęłam oczy i oparłam głowę o jego pierś. - Hmm, to chyba znaczy, że nie.
  Z oddali dobiegły mnie wystrzały z pistoletów Alucarda, a sam jego krzyk zapadł w pamięci, jako gniewny i naprawdę wkurwiony.
  Blake natomiast wydawał się spokojny i nie zawracał sobie głowy całym zajściem, jednakowoż jego irytacja wzrosła, kiedy na drodze potkaliśmy bestię podobne Rubenowi. Odstawiwszy mnie pod ścianą, oparłam się o jej chłodny kamień i zjechałam w dół, majacząc z bólu. Cały czas hamowałam wylewanie się krwi z ramienia, jednak na nic się to zda, jeżeli nie dostanę czegoś co tą substancję wchłonie.
  Młodszy wampir stoczył równą walkę z dwoma potworami, klnąc gdzieś po drodze na ich brzydką krew, bo znów ubrudziła mu płaszcz.
- Musimy cię opatrzyć młoda. - Blake objął mnie ramieniem, a ja znów wtuliłam ciężką głowę w jego klatkę. - Ewentualnie podać czarną wodę, ale nikt nie pomyślał o tym, aby ją wziąć. W takim stanie nie możesz się też teleportować z Alucardem, bo cząsteczki rozerwałyby twoje ramię, a wiesz... chyba nie chcesz mieć protezy.
  Wysłuchałam ze spokojem blondyna i skinęłam mu głową na znak, że wszystko rozumiem.
  Nagle do moich nozdrzy wkradł się zapach siarki. Blake wychwycił moje spojrzenie i momentalnie pognał przed siebie. Szybko wdrapał się po drabinie - nie miałam nawet pojęcia jak, skoro trzymał mnie na rękach, ale w to nie wnikałam - i nie zrobił nawet trzech kroków, a spod ziemi ulotnił się ogień, a zaraz po nim nastąpił ogromny wybuch. Siła odrzutu była tak wielka, że strop utrzymujący strych nad nami, załamał się. Gruz posypał się szybko, a Blake na chwilę stracił orientacje.
  Zdrową ręką zasłoniłam oczy, jednak gdy usłyszałam dźwięk bijącego dzwonu, podniosłam głowę do góry. Mosiężny klosz spadał z zawrotną prędkością, a pod nim staliśmy my. Blake jednym ruchem rzucił mnie do przodu, samemu w ostatniej chwili odskakując na bok.
  Chmury dumy, kurzu i języki płomieni zajęły cały kościół, który mimo swej świetności, przed chwilą jeszcze stał Teraz wnętrze okalały jedynie cztery ściany, lecz one też już krucho wyglądały, jakby miały się zaraz na nas zawalić.
  Zakaszlałam kilka razy, wypluwając krew z ust. Klatka bolała mnie na tyle, że utrudniła mi powrócenie do siadu, coś przygniotło moją nogę i wcale nie miało zamiaru puścić. Leżałam między drewnianymi ławkami, a obok mnie walały się tony gruzu. Spróbowałam poruszyć zdrową ręką, która magicznie leżała na moim brzuchu. Z nią wszystko było w porządku, jednak obolałe ramię drugiej kończyny nie do końca chciało współpracować. Zaciskając zęby, potem jednak krzycząc, aż w końcu poleciały łzy, wyrwałam ramię spod ławki, która mnie przygniotła.
  Długi, stalowy pręt wbił się dosłownie o kilka centymetrów od mojej ręki, za co byłam wdzięczna bogu, no bo przecież kościół. Okoliczności i zobowiązanie. Uniosłam głowę do góry, by rozeznać się w sytuacji, jednak jak Blake'a, tak Alucarda nie zauważyłam. Sądząc po wielkim wybuchu hrabia musiał utknąć na dole, a młody detektyw za pewne właśnie się wygrzebuje spod gruzu.
- Lilith! - Usłyszałam głos Blake'a.
- Łaskaw mnie stąd wyciągnąć? - Spytałam, śmiejąc się. Nie wiem dlaczego, ale ta cała sytuacja naprawdę zaczęła mnie bawić. Wyczułam, że ogon i uszy powracają.
- Chwila, sam też mam nie mały problem. - Powiedział wampir, który od człowieka jest o sto razy silniejszy. I kiedy w końcu stanął na równe nogi, spod ziemi wyrósł Lykan - Ruben.
  Blake dobył swoich pistoletów i zaczął strzelać, lecz na bestię to nie działało. Ja natomiast nadal ukryta pod gruzami, spróbowałam się jakoś przeczołgać w inne miejsce. Gdyby nie to, że jedna z ławek przygniatała moją nogę, a ramię nie było w takim marnym stanie, stanęłabym do walki, nawet bez miecza.
  Nagle obok mnie zmaterializowało się ostrze, a obok zawibrowało powietrze, ławka nagle poszybowała do góry i zatrzymała się na ścinie razem z Lykanem. Alucard stanął twardo na ziemi, mierząc bestię wzrokiem.
- W samą porę - Powiedział, zdyszany Blake.
  Wampir pomógł mi wstać, jednak zaraz oznajmił, że sami mamy sobie poradzić z tym Lykanem, bo on ma nierozwiązane sprawy na dole, gdzie buchały płomienie.
- Zostaw go. - Blake złapał mnie za ramię i pociągnął do tyłu, w samą porę, bo bestia właśnie na nas szarżowała. - A teraz do roboty.
  Nie wiem jak miałam walczyć z rozwalonym ramieniem, ale zmusiłam się do myśli, że gorzej już być nie może.
  Ostrze miecza zwinie przeplatało się między moimi palcami, przecinając jednak tylko powietrze, a nie ciało Lykana, który skakał z jednego miejsca w drugie. Blake stał z tyłu i zmieniając co chwilę magazynki w pistoletach, strzelał kolejnymi seriami. Gdy w końcu zdołałam wbić miecz między żebra bestii, przeszedł mnie dziwny dreszcz odrętwienia.
- Ruben? - Spytałam ledwie szeptem. - RUBEN!!!
  Bestia zamachnęła się i uderzyła łapą o ścianę, która posypała się na ziemię. Zdążyłam uchylić się przed atakiem, jednak nie przed kolejnym uderzeniem. Dostałam w brzuch i upadłam na kolana, obejmując się jedną ręką w pasie. Nie mogłam nabrać tchu, a Lykan chyba zamierzał dokończyć, to co zaczął. Kiedy jego łapa pędziła w moim kierunku, nagle się zatrzymała, kilka centymetrów od mojej głowy. Bestia zawyła wściekle, łapiąc się za głowę i odsuwając do tyłu, jej ciałem zawładnęły dreszcze i drgawki.
  Blake podbiegł do mnie i odciągnął do tyłu.
- Czego się zastanawiałaś? Trzeba było bestię zabić! - Warknął zasłaniając mnie swoim ciałem. Spod połów płaszcza Blake wyjął pistolet i strzelił w potwora. Bestia ryknęła, a może raczej zapiszczała na tyle, że musiałam sobie zatkać uszy, popędziła w kierunku wyjścia i tyle ją widzieliśmy. - Wstawaj.

























1 komentarz:

  1. Kilka błędów interpunkcyjnych i powtórzeń, ale spoko ^^ Poza tym to jedno zdanie: "Cały czas hamowałam wylewanie się krwi z ramienia, jednak na nic się to zda, jeżeli nie dostanę czegoś co tą substancję wchłonie.". Coś mi z czasami nie gra O_o Nie wytłumaczę, ale może ktoś zrozumie? Moja propozycja (po minutach męki, bo miałam problem): "Cały czas tamowałam upływ krwi, jednak nie mogło to nic dać, dopóki nie dostałabym czegoś, co by tę substancję wchłonęło"
    A poza tym, pozwól, że będę zgadywać:
    1. Nie może zostać zabita przez istotę nadnaturalną (brzmi jak Pamiętniki Wampirów)
    2. Ruben się ogarnął na moment
    3.Eeee, nie wiem :D
    Pozdrawiam.
    I jak u mnie się jakiś komentarz nie pojawi, to przez następne dwa tygodnie nie będzie żądnej notki ;-;

    OdpowiedzUsuń