poniedziałek, 13 lipca 2015

Vampire Rose XVIII



Cześć.










   30 września okazał się dniem, który znienawidziłam zaraz po otworzeniu oczu i spojrzeniu na swoje ręce. Na nadgarstkach zatrzaśnięto mi kajdanki, do których przymocowany był łańcuch. Splot ciągnął się pod łóżkiem i kończył przywiązany do stalowej, niewielkiej rury pod oknem. Co zdziwiło mnie najbardziej, kłódka, która łączyła wszystko do kupy była naprawdę wielka. Oczywiście od razu podbiegłam do okna, o mało nie zabijając się na podłodze, na którą upadłam, bowiem moje nogi we śnie zaplątały się w pościel. Zbadałam ciekawe zjawisko, które wywołało u mnie niechęć i zarazem chęć mordu na wampirze.
- Alucard, jesteś zwykłym skurwysynem, któremu nie śmierć będzie straszna, a mój gniew. - Warknęłam do siebie. Wszystko wskazywało na to, że resztę dnia, a może resztę życia spędzę przykuta do rury.
  Na poszukiwaniu klucza spędziłam kilka dobrych godzin, które przerywał tylko Walter przynosząc śniadanie i przekąski. Gdy spytałam się go, o co tu chodzi, odparł, że nie wiem, lecz ja wiedziałam, że coś leżało na rzeczy, bo się dziwnie uśmiechał.
- Widzę, że się dobrze bawisz. - Powiedział złośliwie Alucard. Opierał się ramieniem o ścianę, do której było mi bardzo blisko, a zauważywszy wazon z kwiatami stojący na biurku, od razu pochwyciłam pomysł. Wzięłam go w skrępowane ręce i spojrzałam wyniośle na wampira. Ten od razu zrozumiał o co chodzi i w ostatnim momencie uchylił się przed wazonem, który roztrzaskał się o ścianę. Milion kawałków porcelany potoczyło się po podłodze.
  Alucard uśmiechnięty wyrósł przede mną i zaśmiał się krótko.
- Rozbiłaś piękny wazon, moja droga. - Szepnął mi do ucha.
  Zerwałam się w jego stronę, jednak wampir zdążył zniknąć w swoich cieniach, a ja złapałam jedynie powietrze. Ryknęłam ze złości, machając ogonem. Tak, wcześniej poczułam, że te parę drobiazgów znów uprzykrzy mi życie. Lekarstwo Jae-Ha przestało działać. Moje kły wydłużyły się tak jak u wampira, a sierść na uszach zjeżyła się.
- Słodka zemsto, nadchodzę - Rzuciłam się w stronę drzwi, o które opierał się plecami Alucard, jednak nim zdążyłam do niego dobiec, kajdany zacieśniły się na moich nadgarstkach. Spojrzałam za siebie i zauważyłam, że łańcuch jest napięty do granic możliwości. Naszła mnie myśl czy by nie szarpnąć nim tak kilka razy, może by puścił.
- Uspokój się, bo ci żyłki pękną. - Jego śmiech coraz bardziej przyprawiał mnie o chęć zaciśnięcia mu tego łańcucha na szyi.
- Żeby zaraz coś tobie nie pękło. - Warknęłam. - Rozkuj mnie.
- Nie. - Odparł bez chwili zastanowienia. Obszedł mnie dookoła i specjalnie dotknął moich uszy, by jeszcze bardziej mnie podburzyć.
- Alucard, kurwa! Ruben jest w niebezpieczeństwie, muszę mu pomóc. - Ostatnie zdanie, wywołało u mnie smutek. Co jeśli Ruben już nie żyje?
- Dlaczego czasami nie dasz sobie wytłumaczyć kilku rzeczy, tylko od razu robisz się agresywna. Twoje serce może kiedyś nie wytrzymać. - Wytłumaczył, siadając na łóżku.
- Mam to gdzieś. Dawaj kluczyk.
  Alucard uniósł pytająco brew, a ja uniosłam kajdanki do góry. Otarcia na nadgarstkach zaczęły mnie drażnić oraz nieprzyjemnie szczypać.
- Obiecujesz, że nie porwiesz się z motyką na słońce? - Spytał, cierpliwie czekając na moją odpowiedź. Skinęłam głową na znak zgody i "podałam" mu moje ręce z kajdankami. Stal cicho brzdękła i upadła na ziemię.
  Rozmasowałam bolące ręce i ciekawie spojrzałam na wampira, którego cienie zbierały kawałki wazonu i składały go z powrotem.
- I nic? - Zapytałam. Wampir się zdziwił.
- Co nic?
- O tak mnie puściłeś. -Stwierdziłam sucho.
- Wiem,
  Wampir usiadł na łóżku i założył nogę na nogę.
- Jesteś dziwny.
- Ty też. - Uśmiechnął się.
  Mimo, iż pamiętałam jak mnie wkurzył, to teraz ta złość minęła i pozostawiła po sobie miłe uczucie.
- Jednak... - Zaczęłam niepewnie, nie wiedząc jak Alucard zareaguje na moje postanowienie. - Chcę uratować Rubena i zrobię to sama lub z twoją pomocą.
- Dlaczego się tak przy tym upierasz. Wiesz, że on już nie będzie sobą.
  Tak, dobrze o tym wiedziałam i próbowałam się przed tym bronić.
- Ale masz szczęście. - Powiedział nagle Alucard, podając mi mój płaszcz łowcy razem z bronią. - Czekam przy bramie.
  Kiedy wampir znikł, przyjrzałam się mojemu ekwipunkowi.

****

  Z tego co powiedział mi Alucard, miejsce gdzie przetrzymywali Rubena było oddalone od rezydencji o jakieś siedemdziesiąt kilometrów, a sama podróż minęła nam na zwyczajnych rozmowach. Nikomu nie powiedzieliśmy, że wyruszamy w taką podróż, jednak Walter coś zaczynał podejrzewać. 
  Blake siedzący - tym razem, na tylnym siedzeniu chyba zasnął, bo od dobrej godziny nie musiałam już słuchać jego paplania, jaki to jest wspaniały. Za oknami deszcz dudnił o maskę auta, a burza, która się rozpętała nieprzyjemnie drażniła moje uszy. Nienawidziłam burzy. Może nie bałam się jej tak bardzo, lecz to grzmoty i huki i błyski były najgorsze. Wtuliłam głowę w szalik i oparłam głowę o szybę, patrząc na Alucarda. Gdyby ktoś nie byłby świadomy tego, że jest on wampirem, uznałby go za najnormalniejszego w świecie faceta. 
  Nagle jego chłodna dłoń spoczęła na moim kolanie. Nie powiedziałam nic, jednak w mojej głowie rozpętał się huragan myśli, twarz zrobiła się lekko się zarumieniła, a oczy szybko odbiegły od tej sytuacji. Dlaczego mu pozwalałam na taki akt pokazywania uczuć? Nie wiem, może w tej chwili tego potrzebowałam. 
  Krajobraz za oknem zmieniał się jak w kalejdoskopie: łąki, lasy, miasta, wsie. Wszystko mignęło mi przed oczyma zbyt szybko, bym mogła dostrzec ich piękno. 
- Jesteś na mnie obrażona? - Ręka Alucarda pochwyciła moją dłoń i lekko ją ścisnęła. Mówił ściszonym głosem, nie chcąc obudzić Blake'a.
  Spojrzałam na niego zdezorientowana, jednak z jego twarzy nie mogłam wyczytać o co może mu chodzić. Kilka razy zerknął w moją stronę, aby się upewnić, że go usłyszałam. Ścisnęłam jego dłoń, a potem splotłam nasze palce. 
- Nie jestem, po prostu... - No właśnie, coś mnie dręczyło, a ja nie wiedziałam co to było. Jakoś nie potrafiłam się martwić teraz o Rubena. W głowie siedziało mi coś innego. - Nie wiem.
  Alucard westchnął przeciągle. Poczułam jak nagle moje ciało promieniuje ciepłem. Spokojnym, bezpiecznym ciepłem.
- Mówiłeś, że ci ją przypominam. - Zaczęłam nagle drążyć temat, którego wampir chyba wolałby unikać.
  Tak jak myślałam, Alucard znów milczał dłuższą chwilę nim się odezwał. 
- Czy moja przeszłość, aż tak bardzo cię interesuje, że zamierzasz rozdrapywać rany starego wampira? 
- Alucard... - Powiedziałam przeciągle. - Nie o to mi chodzi.
- A o co? Bo na razie odbieram to jako atak, a takie postępowanie zazwyczaj kończy się karą. - Mrugnął do mnie okiem. Czy teraz się ze mną drażnił, czy nie, nie mogłam stwierdzić. 
- Chrzań się. - Zabrałam rękę i włożyłam ją do kieszeni bluzy ukrytej pod płaszczem. 

  Kiedy w końcu dojechaliśmy do celu, moim oczom ukazał się stary, drewniany kościół. Przydrożna tabliczka mówiła, że jesteśmy w Patronowicach, wsi o której nie miałam pojęcia. Mieścina była o siedemdziesiąt, pieprzonych kilometrów od rezydencji. Nim dotarliśmy na miejsce, deszcz ustał i teraz tylko lekko kropiło, jednak nie zapowiadało się, aby słońce miało jeszcze dzisiaj wyjść. 
- To na pewno tutaj? - Spytałam dla pewności, podchodząc do Alucarda, który zagłębił się w papierach. Stanęłam pomiędzy nim, a Blake'em i oparłam dłonie na biodrach. 
- Tak. - Mruknął cicho. W tych papierach naprawdę musiało być coś ciekawego, bo wampir ani przez chwilę na mnie nie spojrzał. Nawet gdy zaczęłam go dźgać palcem pod żebrami. 
~ Jeśli zaraz nie przestaniesz, to cię zgwałcę. - Wysłał mi myśl, a ja od razu przyjęłam grzeczną postawę po prawej stronie Blake, byle jak najdalej on Alucarda.
- No dobra. - Powiedział blondyn, zacierając ręce i postępując krok do przodu. - Jak mus, to mus.
  Weszliśmy do pustego kościoła. Ściany były pokryte grzybem, a tynk zaczął sypać się z sufitu, który w każdej chwili mógł runąć na ziemię. Obrazy były pozdzierane, a niektóre nawet zamalowane jakimś graffiti. Na całość składał się brud i unoszący się w powietrzu kurz. Zatkałam nos szalikiem babci, a oczy mocno przetarłam. 
- Jak chcecie tu znaleźć laboratorium Watahy? - Spytałam, wyobrażając sobie, jak sami przewodniczący organizacji nas witają z otwartymi ramionami. 
- Nie oglądałaś nigdy programów detektywistycznych, albo nie czytałaś książek o tej tematyce? - Pokręciłam przecząco głową.
- Czytałam tylko romanse i fantastykę, a wampiry w nich opisane nie były tak zarozumiałe i dziwne jak Alucard. - Posłałam mu pretensjonalne spojrzenie.
- Oj dziewczyno. Mało wiesz o świecie. - Powiedział wesoło.
  Blake podszedł do ołtarza, z którego został - dosłownie - zdarty biały materiał i spojrzał wpierw na boki, a potem nachylił się do przodu. 
- W książkach detektywistycznych zawsze pokazuje się jak ma się wybrnąć z danej sytuacji lub... - Blake obszedł ołtarz i postukał kilka razy nogą w ziemię, a ja z Alucardem spojrzeliśmy pytająco po sobie. - ... znaleźć ukryte wejście. Viola!
  Szybko znalazłam się obok młodego wampira i spojrzałam na klapę w podłodze. Klękłam i złapałam za mosiężną klamkę, która ustąpiła bez zbędnego wysiłku. Z kwadratowego wnętrza w podłodze zionął podmuch zimnego powietrza. Mimowolnie się wzdrygnęłam. 
  Blake zagwizdał w podziwie. 
- No pięknie. 
  Zeszłam po stalowej drabinie na dół i gdy stanęłam twardo na nogach, rozejrzałam się dookoła. Było tu tak ciemno, że nie mogłam dostrzec nawet własnych dłoni. Mrok całkowicie otulił korytarz przede mną. 
- Nic nie widzę. - Warknęłam z bezsilności. Nagle poczułam jak czyjeś ręce podnoszą mnie do góry. Wskoczyłam Alucardowi na barana, owijając ręce wokół jego szyi z przerażenia, bo właśnie przed chwilą poczułam jak coś przemknęło po mojej nodze. Wtuliłam głowę w jego plecy i zamknęłam oczy. Alucard był wampirem i dla niego takie egipskie ciemności to pikuś. 
  Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Czasami schodziliśmy po pochyłym, a kilka razy musieliśmy dreptać pod górę. Nie wiem skąd wampir znał drogę.
- Boisz się? - Szepnął, lekko odwracając głowę. 
- Skądże - Prychnęłam. Niech sobie nie myśli, że wielka Lilith się czegoś boi. 
- To może chcesz iść na własnych nogach?
- Nie! - Zaprotestowałam szybko i twardo, wyobrażając sobie co mogę spotkać na swojej drodze. 
  Alucard zaśmiał się cicho i postawił mnie na ziemi. Złapał mnie szybko za rękę.
- Nic tu nie ma. A gdy się potkniesz, to cię złapię. - Zapewnił stanowczym głosem. - A po za tym już jesteśmy.
  Nagle moim oczom ukazała się łuna światła, która przedostała się pod drzwiami do chłodnego korytarza. Ze środka dało się wyłapać strzępki rozmów i.... krzyki?
  Szybko podbiegłam do drzwi i chcąc je otworzyć, moja ręka zamarła, a raczej została powstrzymana. 
- Poczekaj. - Nakazał Alucard. - Nie wejdziemy tam od razu. Będą nieco zdziwieni naszą wizytą. 
  Posłałam mu groźne spojrzenie.
- To jak niby chcesz się tam dostać? 


 ****

  Ruben milczał od godziny. Czasami tylko zerkał na różne narzędzia rozłożone na stole przed nim, jednak kiedy w końcu powiedziano mu dlaczego tu jest, jego głos odmówił mu posłuszeństwa. Teraz kiedy jego ręce były skrępowane skórzanymi pasami, a nogi bezwładnie zwisały, wiedział, że to na co się zgodził było najgorszym w jego życiu. Jego mokre od potu włosy kleiły mu się do nagiej piersi, z której ciekła krew. Rany jakie mu zadali nie były głębokie, ale szczypały, a ostry ból nie był jego partnerem życiowym.
  Z jednej strony cieszył się, że za chwilę będzie po wszystkim, lecz z drugiej klął na siebie. Lilith już go nie pozna, bynajmniej nie mentalnie, psychicznie, ani... Ruben zmieni się.  Zmieni się nie do poznania, a to wszystko wina tego, że nie miał innego, pieprzonego wyboru. Musiał wybierać pomiędzy życiem, a śmiercią. Albo on, albo Lilith, a dziewczyny nigdy nie poświęci, bo była mu zbyt droga. Kochał ją. I chociaż wiedział, że teraz zbratała się z wampirem, nadal miał nadzieję. 
- Jak tam ogoniasty? - Jae-Ha wszedł do pomieszczenia zbyt radosny, jak na zwykłą kontrolę. - Za parę minut będziesz wolny jak ptak. Tyle, że... - Zaniósł się ciężkim śmiechem. - No wiesz, oni jednak będą cię kontrolować.
- Mam to gdzieś. - Ruben splunął na ziemię, zaraz przed butami starszego. Jego uszy uniosły się nieznacznie i wychwyciły cichy dźwięk. - I tak będziecie gnili w piekle.
- Oj nie przesadzaj. - Jae-Ha podszedł do Rubena i palcem przejechał po jego odsłoniętej, gorącej skórze. Znamię jakie miał na prawej piersi ukazywało ślad po pazurach. Pamiętał, jak na samym początku przewodniczący z zimną krwią zdarł z niego ubrania i zostawił po sobie ślad. - Jesteś naprawdę uroczym wilczkiem. 
  Jae-Ha zaśmiał się i stanowczym ruchem przejechał paznokciami po policzku Rubena, także na nim zostawiając ślad. 
- Wiesz jaka Lilith jest łatwowierna? - Ruben podniósł głowę, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. - Byłem u niej, kiedy ty bawiłeś się z wampirem i wiesz co? Najlepsze w tym wszystkim było to, że prawie całkowicie mi się oddała.
  Ruben szarpnął rękoma, a skórzane pasy odrobinę się poluzowały. 
- Jej usta są takie miękkie i zmysłowe. - Jae-Ha rozmarzonym wzrokiem błądził po małym pokoju, a kiedy natrafił na odpowiednie narzędzie uśmiechnął się. Dosięgnął strzykawki ze złotym płynem, a igłę przyłożył do serca chłopaka. - Jej ciało było gorące i chętne.
  Ruben po raz kolejny się szarpnął i było to na tyle mocne, że prawie zerwał okowy. Jae-Ha zdecydowanym ruchem wbił mu strzykawkę, a chłopak krzyknął głośno. Jego ciało przeszył ogrom bólu, by na chwilę zdrętwieć i rozgrzać się do czerwoności. Węzy powstrzymujące Rubena opadły, a sam chłopak upadł na kolana z głową przy ziemi. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz i drgawki. 
- Wstań kochany. - Czarnowłosy złapał go za ramiona i z niewyobrażalną siłą postawił do pionu. - Pokaż mi swoje piękne oczy.
  Tęczówki Rubena były teraz czerwone i niebezpiecznie świeciły. Jego ciało zaczęło się przeobrażać. Czarne włosy znacznie się wydłużyły i teraz swobodnie opadały mu kaskadami na ramiona. Żyły stały się coraz bardziej widocznie i większe, a krew w nich krążąca płynęła szybciej. Jego skóra porosła sierścią, nogi i ręce zmieniły się w łapy z ostrymi jak brzytwa pazurami.
- O tak! - Podniecił się Jae-Ha, widząc owoc pracy jego i kolegów. - Prawdziwy Lycan. Najprawdziwszy. Tamte płotki nawet ci do pięt nie dorastają.
  Ruben zawył złowrogo. Nie miał świadomości kim teraz był, ani co robił. Jego umysł był jak w klatce, do której potrzeba klucza, a klucz mieli tylko ci, którzy stworzyli to monstrum. 

****

  Zatkałam sobie uszy, kiedy zza drzwi wydobył się przeraźliwy krzyk, a potem ryk. Alucard za wszelką cenę nie chciał mnie wpuścić do środa, mimo, iż pytałam dlaczego. Blake natomiast ponaglał nas, abyśmy jak najprędzej opuścili podziemie i wrócili do kościoła, gdzie będziemy mieć większe pole manewru. 
- Jakiego manewru? - Spytałam zdenerwowana. 
- No wiesz jak się zacznie...
- Zamknij się Blake! - Ryknął Alucard. Pierwszy raz usłyszałam, żeby wampir w złości zwracał się do swojego kolegi po imieniu. Moje tęczówki rozszerzyły się znacznie i chodź nadal nic nie widziałam, mogłam przysiąc, że kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. 
  Raptem poczułam jak co łapie mnie od tyłu i pociąga w głąb korytarza. Wydarłam się tak głośno, że zwróciłam uwagę Alucarda i Blake'a, którzy nadal trwali w tej samej pozycji. Zauważyłam jak ruszyli w moim kierunku, jednak to co mnie ciągnęło było szybsze, a wampiry zniknęły z horyzontu. 
  Kopiąc, waląc i drąc się w niego głosy, próbowałam w jakikolwiek sposób wyswobodzić się z uścisku. Pod palcami wyczułam miękką sierść, a kiedy obróciłam głowę dostrzegłam parę złotych tęczówek. Kiedy coś przypominające przerośniętego wilka na dwóch łapach mnie postawiło, zaraz straciłam oddech. 
  Gdy czyjaś ręka trzymała mnie w wodzie mocno za szyję, usłyszałam krzyk i śmiechy. Głosy dochodziły do mnie jak zza ściany lub mgły. Nie mogłam zrozumieć sensu rozmów. Ktoś unieruchomił mi ręce za plecami i wyciągnął głowę z wody. 
  Szybko rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że byłam w kanałach. Na samym środku stała wielka misa na metalowym stole i to właśnie w niej mnie topiono. Kiedy już chciałam coś powiedzieć, poczułam, że znów ląduje głową w misie. Uprzednio nabierając powietrza, skupiłam się na myślach, które miały dotrzeć do Alucarda. 
- Dlaczego wilk sprzymierzył się z wampirami? - Po wyciągnięciu mojej głowy z misy, usłyszałam ciężki, starszy głos. Tym razem spróbowałam się obrócić i wymierzyć kopniaka mojemu katowi, lecz ten odskoczył i ponownie zanurzył moją głowę w wodzie. 
  Nie zdążyłam nabrać powietrza, a ciecz dostała mi się do gardła i nosa. 
- Przeklęte pomioty szatana. - Silny uścisk zamiótł mną jak szmacianą lalką. Poleciałam do tyłu, uderzając o twardą i zimno ścianę. Z jękiem oparłam łokcie i ziemię i podniosłam głowę do góry. W kanałach było jaśniej niż przy drzwiach na korytarzu. Mogłam dostrzec rosła posturę mego prześladowcy, jego złote oczy, starą, pomarszczoną twarz i groźne spojrzenie. Jego szata dryfowała w powietrzu pod wpływem gwałtownych ruchów, kiedy się do mnie zbliżał. 
  Sięgnęłam ręką po miecz na plecach i ucieszona z faktu, że nadal tam był, dobyłam ostrza i stanąwszy prosto na nogach, skierowałam go na oprawcę. 
  Ten jedynie zaśmiał się krótko i podszedł do mnie na tyle blisko, że ostrze przebiło go na wylot, nie robiąc na nic żadnego wrażenia. Puściłam miecz i uskoczyłam w bok, lądując źle na nodze przez co wygięła się ona pod nienaturalnym kątem. Poczułam ostry ból. 
- Kim jesteś? - Spytałam ciężko. 
  Mężczyzna wyjął zakrwawione ostrze ze swojego brzucha i cisnął nim w kąt. 
- Danul van Roth - Przedstawił się krótko. - Trzeci możnowładca znakomitego rodu. Filozof, naukowiec i badacz. Stworzyłem właśnie coś, co zaraz powinnaś ujrzeć, Lilith.
- Skąd mnie znasz i o czym ty bredzisz? - Skierowałam wzrok na wysoką, ciemną posturę wchodzącą do kanału przez kraty. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a na środek wystąpił istny potwór. 
  Wyglądem przypominał Lykana, którego wcześniej spotkałam, jednak jego oczy były czerwone i bardziej groźniejsze. 
- Oto twój kochany Ruben. - Danul szybko zademonstrował siłę Lykana na manekinie, który stał obok niego. Bestia rozszarpała swymi ostrymi pazurami lalkę i rzuciła nią na środek. Marionetka zatrzymała się tuż pod moimi nogami, a ja ze strachem spojrzałam na Danula. Moja broń leżała gdzieś w ciemnym kanale i tylko czekała na swojego pana. Gdyby tylko udało mi się ją dosięgnąć, byłabym o wiele spokojniejsza.
- Kłamiesz! - Krzyknęłam i chodź dobrze wiedziałam, że mój przyjaciel jest w ciele tej bestii, nie mogłam przyjąć tego do wiadomości. 
- Ależ wręcz przeciwnie moja droga. Ruben zgodził się na ten eksperyment. - Danul podszedł do mnie i zamczystym ruchem wymierzył mi siarczystego policzka. Upadłam na kolana. - Miał wybrać życie twoje lub swoje. Zakochany głupiec. 
  Spojrzałam na Lykana, który sapał ciężko. Przestępował z łapy na łapę i parskał nerwowo. 
- Ruben - Szepnęłam.
- Ruben cię nie pamięta. Ba, nawet cię nie zna. Nie w tej postaci. - Danul postąpił kilka kroków do przodu, stając na przeciwko mnie. - Dla niego jesteś jedynie mięsem.
  Nagle Danul złapał mnie za ramię i gwałtownie uniósł do góry. W jego ręce błysnęła stal.
- Ale nim on się tobą zabawi, wpierw ja uczynię ci coś za co musisz zapłacić - Zazgrzytał zębami.
  Uniósł ostrze na wysokość mojego barku i powoli zanurzył je w moim ciele. Krzyknęłam z promieniującego bólu. Zachłysnęłam się powietrzem, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Złapałam obiema rękami nadgarstki starca i zacieśniłam na nich swój uchwyt. Przymknęłam jedno oko i zagryzłam zęby.
- Podoba się? - Spytał jadowicie. Nabrałam do piersi pełnego oddechu i krzyknęłam.





Hej, moje przywitanie powinno być pełne podziwu. Dlaczego go odrzucacie? *hlip* Jesteście źli. Buuuu

















3 komentarze:

  1. Nikt jeszcze nie skomentował? Dafuk?
    Sadystyczny rodzialik. Małe sadysty lubią takie rozdzialiki. Chcą więcej.
    Świetnie jest znowu móc czytać "Rose". Akcja zasuwa jak wściekła i wciąga tak, że mimo długiego rozdziału chcesz więcej. No więc czekam. Na więcej. Albo na "Amnesię".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Hatre :). No jesteś pierwsza w komentarzach. Inni zapewne wyjechali na wakacje, są z rodziną, albo coś innego.
      Jak już wcześniej wspomniałam, nie piszę dla komentarzy i szanuję tych, którzy tylko czytają. Sama należę do osób, które tylko czytają, nie komentują, jestem postronną obserwatorką.

      Usuń
  2. Hm. Mam internet tylko przy recepcji ośrodka, a kompa z rozdziałem zabrałam do pokoju, więc skomentuję teraz. I nachodzi mnie jedna, główna myśl, Kii...
    Czy ty chcesz zrobić romans z Alucardem? XD

    OdpowiedzUsuń