sobota, 29 sierpnia 2015

Lisia Kaplica

Siemaneczko. Jeszcze nie zginęłam z waszej ręki, a to dobrze o nas wszystkich świadczy :D 
Kocham waszą wyrozumiałość i tolerancję. 
 Dzisiaj się pakujemy na wakacje, idziemy spać około 20-21 godzinki i potem o 3:00 wstajemy. Cóż nie jestem rannym ptaszkiem, ale cóż, jak trzeba to trzeba. 
Za waszym pozwoleniem będę mogła za pośrednictwem Tureckiego internetu ( za jasną cholerkę nawet nie wiem czy tam będzie internet. Zabieram laptopka, bo 32 GB karta nie wydoli jedenaście dni bez wyczyszczenia. XD ) będę mogła różne zdjęcia wam przesyłać na bloga :D 
Co powiecie na taki układ? 
Jeśli nie rozdział to selfie z rekinem? XD

Siedziałam wczoraj na balkonie - o dziwo było ciepło - i oglądałam sobie Pana Księżyca, która na czystym niebie był niemalże jak żarówka podkręcona na full. Normalnie jasno jak w dzień, a moje balkoniczne miejsce jest idealnie do podziwiania takich zjawisk, szczególnie w nocy :D 
No dobra, ale siedzie, oglądam sobie niebo ( Po filmie "Dracula historia prawdziwa". Nie obeszło się bez płaczu na dwóch scenach i dochodzeniu do siebie na ów balkonie przez kolejną godzinę. Jak dla mnie film 10/10. ) i normalnie znów mi płaczki z oczków lecą :D 

W akcie nagłego skutku napisałam sobie wiersz. :D 

Kolejny raz chciałam rozciąć skórę, ale noc i księżyc... on świecił tak mocno nawet za chmurami. Widziałam, czułam jakby jego blask tętnił jak serce bijące szybko. Wiatr zawiał, gładząc moje policzki niczym delikatne muśnięcie dłoni miłości. Płakałam, wiem, że to przez księżyc. Wiedziałam, że on tego nie chciał. Zacisnęłam dłoń na chusteczce, w której leżała żyletka. Schowałam ja do kieszeni i raz jeszcze spojrzałam na księżyc. Widziałam promienie, które przedzierały się przez granatowy nieboskłon jak pazury. Księżyc był biały, złoty i srebrny. Dzięki jego blasku okolica była widoczna gołym okiem. Polane spowiła mgła koloru mleka, białe promienie tuliły wszystko do snu, a na sam koniec chmury przybrały kształt smoka - wielkiego z błyszczącym okiem, które na mnie spojrzało. Wiedziałam co to wszystko znaczyło. Po prostu poczułam, że to musiało być to. Podziękowałam. Pierwszy raz, szczerze za pomoc. Potem był też kwiat. Kwiat z złotymi płatkami. 

Taki sobie mi wyszedł, ale pisałam to co czułam XD Dosłownie. 
No, ale cóż. Nie mogę więcej napisać, bo torba sama się nie spakuje, prawda :D ?
No, wiec, ten tego..... Powodzenia w szkole :D 

środa, 26 sierpnia 2015

O tym jak Dracula zgwałcił łowcę #4

 
  W przerwie pomiędzy jazdami, narzekaniem, że nie mam co robić, jedzeniem, narzekaniem, że ostatnio umierałam, bo siedziałam boso na balkonie do północy gdzie temp. była bliska zeru - napisałam coś co według mnie zasługuje na wasze uznanie. :D
  Otóż przed wami kolejna część GWAŁTU.
Treść przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia, zawiera sceny gwałtu. - I tak wiem, że każdy to przeczyta, ale żeby potem nie było pretensji, że przeze mnie musicie iść do psychiatry. Nie, on mi już nie pomoże. 

Kupiłam sobie książki na wylot, mam ich osiem, a jedną z nich jest "Zakochany Dracula"







 Dominacja Ra nie trwała zbyt długo. Było to jak mrugnięcie, jak nagły rozbłysk światła. Znalazł się pod Drsculą tak szybko, że nawet nie zdążył zdławić w sobie jęku rozkoszy, który wyrwał się z jego piersi.
  Dłoń wampira błądziła po jego ciele, badając każdy zakątek i zapamiętując go dokładnie. Ra wygiął plecy w łuk i krzyknął  ściskając w dłoniach pomiętą, aksamitną pościel. Kiedy chłopak wylądował na łóżku, zimno przebiegło po nim gwałtownie, zatrzymując powietrze w jego płucach. Wampir uśmiechnął się kącikiem ust, ukazując biały, długi kieł, do którego dołączył potem drugi wbijający się w szyję łowcy. Ra wszczepił paznokcie w skórę Draculi. Podniósł się gwałtownie, siadł na jego biodrach okrakiem i wpił się agresywnie w jego usta, smakując je dokładnie. Przygryzł jego dolną warge do krwi, zlizując posokę z błyskiem w oczach.
  Ra odnalazł zapięcie spodni wampira, szepnął mu do ucha kilka słów, na które Vlad zaśmiał się i w końcu dopiął swego. Ujął w dłoń męskość wampira, która była już niemalże gotowa do dalszych działań na łowcy. Chłopak poruszył dłonią kilka razy w górę i w dół, a przebijający się przez jego barierę przyjemności głos wampira i jęk doprowadził go niemal do podobnego stanu.
  Nie mogąc już wytrzymać, Vlad zsunął z siebie łowce, kładąc go na pościeli, pośród miękkich poduszek, zdarł z siebie jednym, gwałtownym ruchem spodnie i wbił się w chłopaka. Ten ryknął gwałtownie, zachłysnął się powietrzem, ścisnął nogami biodra wampira.
  Vlad spoglądał na niego z ciekawością. Jego czerwone oczy błyszczały, kontrastrując z mrokiem panującym w pokoju. Ra był poniekąd zadowolony z faktu, że jest ciemno, ponieważ wampir nie mógł dostrzec jego rumieńców. Chociaż?
  - Tak ci się tylko zdaje. - Jego głos wbił się w głowę łowcy zbyt gwałtownie, by mógł zahamować swoje odruchy. Zasłonił ręką oczy.
  Kiedy Dracula przyspieszył, Ra jęknął gardłowo. Wampir chwycił jego dłoń i przyssał się do nadgarstka, z którego pociekła krew. Uczucie spełniania było prawie takie same, jakby Dracula wpił się w jego szyję, jednak ku temu było jeszcze daleko.
  - Proszę...
    Wampir przestał się poruszać, spojrzał ze zdziwieniem na twarz łowcy i uśmiechnął się.
  - O co prosisz? - Postanowił chwile się z nim pobawić, podroczyć.
  - Vlad.  - Warknął urwanie. Poczuł jak wampir się z niego wysuwa. - Nie... ja zaraz....
  Dracula wbił kły w jego szyję, rozkoszując się smakiem świeżej i młodej krwi. Poczuł jak ciało pod nim drży, wije się i kręci. Wampir zjechał wolną ręką w dół, sunąc po wrażliwej skórze łowcy. Kiedy odnalazł męskość chłopaka, zacisnął na niej dłoń i zaczął doprowadzać młodszego do szaleństwa, do szczytu rozkoszy.
  - Boże! - Krzyknął Ra. Emocje kotłowały się w nim. Jego oddech był szybki, urwany i gdzieś pomiędzy jękami i krzykami, Vlad usłyszał prośbę. - Proszę.... tak.... jeszcze,Vlad !!!
  To właśnie reakcje chłopaka, jego krzyki i błyszczące oczy zniewoliły umysł wampira, który za mgła widział tylko i czuł pożądanie. Jego dzika natura przejęła nad nim władze, uwięziony w szponach rozkoszy, wampir miał tylko jeden cel.
   Wszedł gwałtownie, bez słowa w chłopaka i zaczął energicznie poruszać biodrami. Ra zacisnął powieki, spod których pociekły pojedyncze łzy. Dusząc w sobie krzyki, przelotnie spojrzał na twarz Draculi pełną zachwytu i pożądania. W jego czerwonych tęczówkach odbijał się on, łowca tak przyjemnie zgwałcony przez najsilniejszego wampira na świecie.
  Vlad co chwile przyspieszał i zwalniał, celowo, by słodki głos łowcy prosił go o więcej.
  - Szybciej Vlad! - Ra złapał go za przedramiona, ściskając znacznie. Paznokciami rozciął jego bladą skórę, z małej ranki pociekła stróżka krwi.
  - Działasz na mnie jak narkotyk. - Szepnął mu do ucha, na co chłopak zajęczał głośno.
  Wampir uderzał o jego prostatę, doprowadzając go prawie do utraty świadomości.
  - Dlaczego.... - Zajęczał Dracula w ucho chłopaka. - .... jeszcze nie uciekłeś?
  Łóżko pod nimi zaczęło niebezpiecznie trzeszczeć i obijać się o ścianę, na której utworzyły się małe zagłębienia.
  - Dlaczego? - Powtórzył Ra. Czy, aby na pewno mógł mu teraz odpowiedzieć? Teraz gdy nie umiał skleić pożądanie jednego zdania? Teraz gdy, niemalże dławi się własnymi łzami i jękami?
  - Nie.... nie wiem. Nie... - Wampir przyspieszył. Jak na złość teraz, kiedy Ra coś wydedukował. - Boże.
  - Zostaw tego Boga w spokoju. - Warknął Vlad. Złapał twarz łowcy w swoje zimne dłonie przytrzymując ją, aby jego usta stłumiły krzyk dochodzącego.
  Ra mógł przysiąść, że Dracula także wydaje z siebie jęki zadowolenia. Jego przyspieszony oddech owinął się wokół jego szyi, kiedy wampir opadł na chłopaka, przyciągając go ramieniem i całując zaborczo w krwawe wargi. Ich języki splotły się w dzikim tańcu. Nie było już walki o dominację, którą Ra przegrałby na samym starcie. Ten pocałunek był jak płatek śniegu, wkładający się między napuchnięte wargi w mroźny dzień.
  - Bolało? - Mruknął Vlad w jego szyję, w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą zabójczo tętniło.
  - Rano nie wstanę. - Odparł Ra. Jego wzrok spoczął na parapecie okna, gdzie księżyc wesoło malował wzory. Noc była letnia, nie za zima, nie za ciepła. Była wręcz idealna.
  Gdyby tylko nie musiał martwić się o swój życie, czy opuściłby zamek? Czy zostawił by Dracule? Miałby zrezygnować z tego co do tej pory razem stworzyli? Może i była to tylko chwila egzystowania ich dwojga razem, lecz gdyby opuściły tą twierdzę, poczułby pustkę.
  Ra odwrócił się do Draculi, spojrzał głęboko w jego czerwone, mieniące się oczy, dostrzegając ich głębię. Oparł głowę na ręce i lekkim, niemalże niewyczuwalnym gestem odgarnął czarne kosmyki z twarzy wampira. Ten tylko uśmiechnął się leniwie i zamknął oczy.
  - Nie zatrzymam cie. - Szepnął ledwie słyszalnie. Ra uniósł brew do góry. - Jeśli zapragniesz, odejdź. Będę miał na ciebie oko.
  Coś w łowcy pękło. Nie żeby był sentymentalny, jest przecież mężczyzną... ale. Vlad wydał się nagle taki samotny, kruchy i smutny.
  Bez zastanowienia Ra wtulił się w jego pierś.
  - Polują na ciebie. - Zaplątał palec w jego długie, czarne włosy. - Nie chcę odchodzić.
  - Za dobrze ci tu?
  - Nie idioto! - Ra fuknął i uderzył go lekko pięścią w pierś. Zaraz potem zamknął oczy, nabrał powietrza i wypuścił go ze znaczącą ulgą. - Będę cię bronił dopóki, dopóty nie zabraknie mi sił.
  - Ra...
  Chociaż Dracula pierwszy raz nazwał go po imieniu, ten przerwał mu stanowczo.
  - Cicho, pozwól mi chociaż skończyć. Potem będzie czas na twoje ckliwe przemyślenia. - Ra otworzył powoli powieki, wdychając przyjemny zapach wampira. - Zrozumiałem coś, ale nie wiem jak ubrać to w słowa. Wiem, że jeśli bym odszedł, straciłbym coś, co pozwoliło mi na życie w tym ponurym świecie.
  Dracula przeciągnął dłonią po torsie łowcy, który wzdrygnął się, lecz nie zamilkł.
  - Coś się skończyło, coś zaczęło. - skwitował, całując wampira i potem nagle się odwrócił na drugi bok i zamknął oczy, jak najszybciej zakrywając czerwone policzki.
  Dracula zamruczał mu do ucha i przyciągnął do siebie. Momentalnie ich ciała dopasowały się do siebie jak puzzle.
  A księżyc radośnie zaglądał do pokoju, rysując na ich ciałach dziwne wzory.
 

Lisia Kaplica

Wyjeżdżam na wakacje, kierunek Turcja. Jeśli nie przyjadę, Arisu masz moje pozwolenie na zakończenie Vampire Rose XD

Oj, wiecie jak lubię się z wami misiaczki droczyć :d
Ale tak na serio, wyjeżdżam w niedzielę o 4:00 na lotnisko, potem o 8:00 lot i trzy długie godziny w samolocie. Mam zapas ośmiu książek, więc mam nadzieję, że na jedenaście dni mi starczy.
Wracam dnia 10 września, a 11 mam wyniki z poprawki z matury matematycznej XD
Mam nadzieję, że moi czytelnicy, którzy też niestety nie zdali, zdadzą i będą żyć szczęśliwie :D 

środa, 12 sierpnia 2015

Lisia Kaplica

Aham, chciałam się jeszcze z wami podzielić tym filmikiem. 
Powstał zaledwie w cztery godziny :D

O tym jak Dracula zgwałcił łowcę #3

 Dobry, dobry.
 Chcem się pochwalić.
Zrobiłam pierwszego Crack'a :D


A tu sobie jeszcze wstawię Gwałt #3

Za błędy przepraszam, poprawiałam o pierwszej w nocy i chciało mi się spać, ale poświęciłam się dla was mordeczki. :D 


  Ra grzał dłonie przy kominku, patrząc jak roztańczone płomienie muskają trzaskające drewno, iskierki tworzyły dziwne kształty, a ciepło przyjemnie oddziaływało na chłopaka, w sposób kojący i uspokajający. Pozbył się już dziwnego uczucia, które towarzyszyło mu zawsze, kiedy Dracula zakradał się do niego od tyłu. Upchał to gdzieś głęboko w tyle swojej głowy i zamurował – tak na wszelki wypadek. Wolał nie myśleć o tym więcej, bo jeszcze doszedłby do wniosku, że coraz bardziej mu się to podoba, a tu przecież trzeba skupić się na pracy i papierkach.
Owszem, może zamek, w którym – chwilowo – przebywał był ruiną, ale tak wyglądał tylko z zewnątrz, na pierwszy rzut oka okazał się istnym pobojowiskiem i niebezpiecznym miejscem, jednak w rzeczywistości, wewnątrz było przytulnie, ładnie, a większość pokoi była zadbana. Sam Dracula zapewniał, że dołożył wszelkich starań, aby to miejsce nie kojarzyło się Ra z salami śmierci. Kuchnie, łazienki, sypialnie – wszystko było utrzymane w idealnym stanie, a sam chłopak zdziwił się jak Hrabia mógł dokonać czegoś takiego sam.
- Mój drogi. - Rozległo się ciche westchnienie. Gdzieś w okolicy biurka, przy którym zwykł siadać Ra z tonami papierów, mógł dostrzec zarys rosłej postaci, jej majestatycznie powiewającej peleryną i czarne włosy opadających kaskadami na silne ramiona ukryte pod czerwoną szatą. Ramiona, które już nigdy nie wypuszczą go z tego zamku. - Mam na karku ponad pięćset lat, a ty dalej wątpisz w moja siłę, umiejętności i … - Przerwał na chwilę, wpatrując się dziwnie w Ra, który stał przed nim dość blisko i badawczo mu się przyglądając.
- Nie masz zmarszczek. - Zauważył zuchwale chłopak, przechylając ciekawsko głowę. - Masz zadbaną, młodą skórę i zero cieni pod oczami.
- Twoja krew czyni cuda, widzisz. - Dracula zaśmiał się cicho. - Jak rana?
Ra dotknął miejsca, gdzie bandaż okrywał jego brzuch dookoła. Zarys opatrunku dało się wyczuć nawet pod grubą warstwą ubrań, które łowca miał na sobie.
- W sumie, już mi lepiej. Myślę, że już jutro mogę iść zapolować. - Uśmiechnął się szczerze, dumny ze swojego organizmu, który tym razem nie płatał mu dziwnych figli.
- Dobrze. - Dracula skinął głową z aprobatą. - Jeśli potrzebujesz broni...
- Jakże niefortunnie moją złamałeś.
- ... zaprowadzę cię do zbrojowni. - Wampir kontynuował niewzruszony. - Moja kolekcja jest dość duża i okazała. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. - Uśmiechem zbył mroczne spojrzenie Ra.
****
Dracula kroczy ledwo oświetlonym korytarzem, który kończył marmurowymi schodami prowadzącymi w dół. Na ich końcu były drzwi, mosiężne ze złotymi zdobieniami. Ra drepczący za wampirem rozglądał się uważnie, aby spamiętać drogę prowadzącą do zbrojowni i kiedy w końcu do niej doszedł, o mało nie wbił się w wampira, który nagle zatrzymał się na środku. Ra wyjżał znad jego ramienia. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem. Zbrojownia - tak jak mówił Vlad - w rzeczywistości naprawdę była wielka, a w jej skład wchodziły wyłącznie bronie białe. Niektóre z nich były zardzewiałe, wyszczerbione lub najzwyczajniej w świecie nie zdatne do użytku.
Dracula westchnął. Sam nie zaglądał tu od jakiegoś czasu. Gdzieś pomiędzy spotkaniami i obiadami rozmyślał nad przyjściem tutaj, lecz zwykle o tym zapominał. Chodź może robił to umyślnie.
- Proszę - Oznajmił wampir, wchodząc do środka i rozglądając się. - Do wyboru, do koloru.
Ra był zachwycony, zahipnotyzowany i niemało zaskoczony. Nigdy nie spodziewałby się, że jakikolwiek wampir zaprosi go do własnej zbrojowni. Prędzej spodziewał by się tego, że krwiopijca wbije w niego każde z tych ostrzy - te tępe wchodziły by wolniej - a potem będzie podtrzymywać go przy życiu, aby jeszcze pocierpiał.
Chłopak kręcił głową w każdym kierunku i zdawać, by się mogło, że zaraz mu odleci. Ra przeszedł kilka kroków i przyestanął, bo oto przed nim, na ścianie wisiało cudo tego świata. Rękojeść barwiona krwistą czerwienią, przeplatana wijącymi się wokół siebie smokami i idealnie wpasowała się w jego dłoń. Broń była idealnie wyważona, lekka, poręczna i praktyczna. Ra pchnął nią kilka razy, zamachnął się i wyprowadził kilka bloków, aby sprawdzić, czy aby na pewno oręż dobrze wykona swoje zadanie.
Nagle Ra poczuł na ramionach ciężar. Spojrza przychylnie z czułością na miecz i złapał go w obie dłonie. Zimna stal złagodziła dziwne pieczenie.
- Araziel - Powiedział cicho Vlad. Ra mógł przysiąc, że słyszał w jego głosie nutkę tęsknoty. - Miecz należał do mojego syna.
- Miałeś syna? - Chłopak zdziwił się, obracają w stronę wampira. Jego wzrok szukał jakiś oznak zawahania, cienia wątpliwości czy czegokolwiek innego.
- Tak. - Vlad przeciągnął odpowiedź, wzdychając. - Postanowił żyć na własną rękę. Nie wiem gdzie jest, co robi ani czy w ogóle żyje, lecz śmierci z jego strony bym się nie spodziewał.
Ra zamilkł na chwilę , przetrawiając wszystkie informacje i spoglądając co chwila na miecz trzymany w ręku.
- Weź go, jeśli ci pasuje. Nie mam żalu do Alucarda o to, że mnie zostawił. Moje dzieciństwo też do łatwych nie należało.
Ra już chciał zapytać czy Dracula nie podzielił by się z nim informacjami na temat przeszłości wampira, lecz stanowcze kroki Vlada w kierunku wyjścia, utwierdziły go w przekonaniu, że przyjdzie jeszcze czas, aby się wszystkiego dowiedzieć. Jeśli wcześniej chodzącą lodówka wampira nie postanowi kopnąć w kalendarz.
****
Polowanie względem Ra wypadło dobrze. Oczywiście mogło być lepiej, gdyby nie ból promieniujący z rany w boku, ale zabicie ponad stu ghouli było zadowalające. Granatowe niebo usłane gwiazdami zapowiadało bezchmurną noc, a orzeźwiający zefir szarpał liśćmi drzew. Cisza wypełniała okolicę niedaleko zamku Draculi, z którego czujnie spoglądał na łowce. Już przed wyjściem oznajmił, że będzie miał na niego oko w razie jakiś dziwnych komplikacji. Ra nie rozumiał o co chodziło wampirowi. Jakie komplikacje? Czyżby znany krwiopijca wiedział co może się stać, jeśli on uda się na polowanie?
- Albo on zaczyna mi mieszać w głowie, albo to moje paranoje. - Głos chłopaka nie brzmiał pewnie. Miał pewne wątpliwości co do obietnic wampira i co do ich spełnienia. Myślał, że gdy tylko wypije jego krew, od razu pośle go do piachu, a tu proszę, jeszcze w jednym łóżku wylądowali.
Ra wzdrygnął się na samą myśl o chłodnych dłoniach wampira, jego przyjemnym dotyku, hipnotyzujących oczach i bijącą od nich tajemniczą czerwienią.
- Nigdy bym nie pomyślał, że jeszcze zobaczę Araziela w akcji. - Lustro przemyśleń Ra rozbił czyiś głos. Młody, spokojny.
Chłopak odwrócił się w stronę jego źródła, zamierając na chwilę. Przed nim stał wysoki mężczyzna o białych długich włosach, nienaturalnym kolorze skóry i tych, tajemniczych ślepiach. Ubrany jedynie w płaszcz, skórzane spodnie i wysokie buty od zbroi, nic sobie robił z chłodnej nocy. Przy jego pasie wisiał dość długi miecz.
- Kim jesteś? - Ra ścisnął rękojeść Araziela, gotów by zaraz rozpocząć swoje natarcie na nieznajomego.
- Spokojnie. - Mężczyzna uniósł dłoń w uspokajającym geście. - Nie chcę walczyć.
Ra niespokojnie się poruszył, unosząc niezauważalnie głowę do góry. Mógł przysiąc, że w tym momencie Dracula patrzy na niego. Czuł to.
- Czego chcesz? - Mięśnie białowłosego drgnęły, kiedy zrobił krok do przodu, złote ślepa błysnęły niebezpiecznie. Ra złapał miecz w dłonie i uniósł do góry, kierując ostrze na przeciwnika.
- Ojciec nie mówił ci kim jestem? - Spytał mężczyzna, przystanąwszy. Wiatr zawiał mocniej, a jego szata zafalowała.
Ra przetworzył w głowie informacje na różne tematy, o których dyskutowali razem z Draculą.
- Już się z tobą zabawił? - Spytał z uśmiechem białowłosy. - Masz na sobie jego zapach.
- Alucard? - Upewnił się Ra. - Jesteś synem Vlada.
- Czyli jednak rozmawialiście na mój temat. - Mężczyzna zniknął i zmaterializował się chwilę potem za łowcą, dotykając delikatnie jego ramienia. Ra odskoczył od niego jak porażony prądem, przyciskając końcówkę miecza do jego nagiej piersi. - Hej, przecież mówiłem, że nie mam złych zamiarów.
- A ja nie mam w nawyku ufać wampirom. - Odparł jadowicie Ra.
- Zaufałeś mojemu ojcu.
Tak, musiał przyznać w duchu Ra. Jakoś szczególnie nie zadowolił go ten fakt, jednak musiał przyznać, że znajomość z Draculą ma coś w sobie. Nie chodziło tu o przyjemność, której doznawał niemalże codziennie, ale o coś zupełnie innego. On bronił go przed innymi łowcami.
- Milczysz, a to oznacza, że mam racje.
Ra już nie lubił wampira. Nie przypadły mu do gustu. Alucard ponownie zniknął. Chłopak pojął, że zaraz zmaterializuje się za jego plecami, jednakowoż kiedy się obrócił nikogo tam nie zastał. Za to poczuł zimne usta wampira na swojej szyi, zbyt blisko tętnicy, która mocno pulsowała. Silne dłonie oplotły jego ciało i przycisnęły do siebie. Ra próbował się opierać, jednak nie mogąc wygrać z nadludzką siłą krwiopijcy. Ostre kły zachaczyły o jego skóry.
- Alucard! - Potężny, mroczny i cierpki głos Draculi rozciął powietrze i skórę białowłosego. Ra poczuł na sobie ciepła maź, klejąca się do skóry i barwiąc ubranie. Krew, lecz nie jego. - Trzymaj się od niego z daleka.
Alucard leżał na plecach na zimnej ziemi z szeroko otwartymi z zachwytu oczami. Jego kącik ust zadrżał, kiedy zobaczył jak Vlad się nad nim pochyla.
- Witaj tatku. - Powiedział z u miechem, a Dracula wyczuł w jego głosie sarkazm. Złapał syna za poły szat i uniósł wysoko do góry.
- Tatku? - Brew starszego wampira powędrowała do góry. - Zebrało ci sie na sentymenty?
Alucard spojrzał to na Ra, to na ojca i z niesmakiem przewrócił oczami.
- Sprawiłeś sobie nową zabawkę? Ale czy nie powinieneś jej wyrzucić? Zawsze tak robiłeś.
Ra poczuł uścisk w sercu i dziwne zimno w okolicy mózgu. Jakby jego wspomnienia nagle zaczęły zamarzać. Zamknął na chwile oczy, a gdy je otworzył spostrzegł stojącego przed nim wampira w czerwonej szacie. Ten położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął znacząco.
- Musisz mi to wybaczyć. - Ra nie zdążył zapytać Vlada co właśnie zamierza zrobić. Kiedy kły wbiły się w jego szyję momentalnie odpłynął. 

****
Obudził się z wiązanka przekleństw, zaciśniętymi dłońmi i ustami, które układały się w wiązką kreskę. Kiedy dotarło do niego także, że leży w łóżku wampira, zrzucił z siebie kołdrę i o mało nie zabił się, schodząc z łóżka. Podreptał z niesmakiem w stronę drzwi i wyszedł na ciemny i zimny korytarz. Spojrzawszy za siebie, ujrzał stojące przy łóżku buty, które ubrał od razu.
Może i był wkurzony, ale zimno mu w nogi nie będzie.
Ra wymaszerował z pokoju i udał się do salonu, skąd dobiegły go ciche strzępy rozmów. Dracula rozmawiał ze swoim synem, ale sens ich wypowiedzi nie dobiegał uszom łowcy. Ściany i drzwi były zbyt grube, nawet gdy przyłożył do nich głowę, a wtedy poczuł zimną dłoń oplatającą jego szyję. Wzdrygnął się, kiedy Vlad przeszedł przez ścianę.
- Wyspałeś się? - Spytał niemalże z troską. Jego oczy emanowały spokojem.
- Dlaczego.... mi to zrobiłeś? - Ra zaciskał dłonie w pięści. Spuścił głowę, jakby bojąc się wzroku wampira.
- Musiałem porozmawiać z synem. - Odparł neutralnie, a łowca w tym momencie spojrzał na białowłosego, który wynurzając się zza pleców ojca, pomachał mu. Jego uśmiech poszerzył się, kiedy Ra dopadło zdenerwowanie. Wampir wyczuł szybsze bicie jego serca, nerwowy urwany oddech i bitwę myśli, jednak tylko on pławił się w uśmiechu, bo Dracula spoglądał krytycznie na swojego kochanka.
- Byłbym rad, gdybyś stąd poszedł - Powiedział do Alucarda, nie obracając się ku niemu.
Alucard wyminął ta dwójkę, łobuzersko łapiąc spojrzenie łowcy.
- Jeszcze się spotkamy. - Powiedział na odchodnym.
Ra doznał nie małego uczucia ulgi, kiedy białowłosy zniknął z jego pola widzenia. Strach ustąpił miejsca konsternacji.
- Alucard nie zrobi ci krzywdy. - Powiedział z czułością wampir. - Nie musisz się go obawiać, lecz proszę też, byś na niego nie szarzował.
Ra od razu zgodził się z prośbą Vlada, po czym nagle stracił grunt pod nogami, świat przed jego oczyma zniósł barwy i rozmył się jak obraz olejny, żołądek podszedł mu do gardła, a umysł zarejestrował, że nie całą sekundę potem stał przed Draculą w jego sypialni. Ponownie.
- Ta rozmowa nie należała do przyjemnych i lekkich. - Vlad zrobił kilka kroków w stronę łowcy. Jego oczy wesoło zamigotały.
Ra chyba w tamtym momencie stracił wszelkie poczucie moralności, trzeźwość umysłu i kontrolę nad ciałem, bo wpił się w usta Draculi tak zachłannie jak zwierz. Wplątał mu palce w długie, czarne włosy przeczesując je i lekko ciągnąc. Przygryzł dolną wargę wampira, słysząc jęk zadowolenia. Dracula od razu pojął grę i chcąc przyciągnąć łowce bliżej siebie, złapał go za biodra. Ra jednak miał trochę inne plany. Otóż teraz to on dokona gwałtu na Draculi.

piątek, 7 sierpnia 2015

Amnesia - rozdział 5

 

Z racji tego, że Vampire już się kończy, postanowiłam się zająć ( z przerwami na Smite ) Amnesią. W zanadrzu mam jeszcze jeden rozdział, więc muszę za to ostro wziąć, a wasz kop w dupę by się tu przydał. Ogółem jest tak: mam pokój od południa i w dzień mam saunę ( wpada ktoś się wygrzać? - parowa ), wiec rozdziały piszę dosłownie w nocy, ( macie szansę teraz zaobserwować spadające perseidy, szczególnie z 12/13 sierpnia, gdzieś od od 1 -4 w nocy. ) kiedy oczy mi się kleją i nie wiem co z tego wychodzi. Akcja jest szybka, bo nie lubię zbyt zapychać ( oczywiście robię to cały czas ).
A tak ogólnie..... no....tego.... mało was jakoś. Nic z tych rzeczy, że lecę na komentarze, bo ja nigdy dla nich nie psiałam. Lubię was uszczęśliwiać. Podoba wam się - jest super, chcecie więcej - ja piszę więcej. Nigdy nie zyskałabym takiej reputacji, gdyby nie wy. ( Uwaga: Kii się rozkleja, słuchając dość smutnej muzyki. ). 
uff.
KOCHAM WAS XD
*HUUUUUUUG*


  Od końca jasnego korytarza dzieliły mnie dosłownie metry, kiedy ruszyłam z piskiem opon. Miałam dwa wyjścia. Pierwszym z nich było dosłownie przywalenie w ścianę i szybka śmierć, drugim zatrzymanie się i przeskanowanie głowy w poszukiwaniu jakiejś runy, która pomogłaby mi rozwalić wejście.
~ Nie zatrzymuj się. - W głowie usłyszałam zdyszany głos Lokiego. ~ Wiem, że się boisz, ale przyśpiesz.
- Kurwa Loki przede mną jest ściana. Jeśli w nią uderzę, to nie przeżyję.
- Przyśpiesz!!! 
  Zrobiłam tak jak kazał i zamknęłam oczy. Moje serce było jak oszalałe, słyszałam jego dudnienie w piersi, jakby zaraz chciała połamać mi wszystkie żebra. Pomiędzy gęstą mgłą, przez którą nic nie słyszałam, rozległ się huk, a motor zatrzymał się w mgnieniu oka. Bałam się otwierać oczy.
- Nat, Clint zabierać stąd cywili. Kapitanie leć do Lokiego. - Głos Tony'ego rozległ się w słuchawce każdego avengera. Uchyliłam powieki i zobaczyłam jego roześmianą twarz. - Cześć cukiereczku. Bałaś się, gdy tatusia nie było?
  Nie wiem czy w tamtym momencie chciało mi się płakać, czy śmiać, ale gdy rzuciłam się Starkowi w ramiona poczułam wszechogarniającą ulgę.
- Hej, już dobrze cukiereczku. - Tony pogładził mnie ręką w zbroi po głowie. - Idą twoi kumple, więc schowaj łzy.
  Obróciłam się i od razu podbiegłam do Kat, którą prowadziła Natasha.
- Kat w porządku? - Spytałam, obejmując ją ramionami i zamykając w stalowym uścisku. Dziewczyna zakaszlała kilka razy i obróciła się w stronę, gdzie właśnie zauważyłam Lokiego.
- Tak. - Odparła, uśmiechając się. - Przystojny bóg mnie uratował.
  Zerknęłam ukradkiem na przechodzącego obok mnie Kłamcę, który zaczął rozmawiać o czymś z Tony'm. Skąd wiedział gdzie jestem? Czy to on wezwał Avengersów? I właściwie dlaczego mnie uratował, skoro on tylko odsiaduje swój wyrok na ziemi. Mógł zostać w domu i czytać te swoje stare księgi.
~ Aż tak zdziwiona? - Loki zaśmiał się cicho. Nadal rozmawiał ze Starkiem, a na mnie w ogóle nie zwracał uwagi.
~ Trochę. - Odparłam, patrząc na jego plecy. ~ Mogłeś po prostu to olać.
~ Wtedy nie miałbym swojej uczennicy i radości z tego, że mogę jej uprzykrzyć życie. 
~ Wal się.
~ Oj, nie przystoi damie mówić takich rzeczy.
  Zakończyłam tę bezsensowną rozmowę ciszą. Gdzieś w tłumie wypatrzyłam Sama i Beverly, którzy obejmowali się na wzajem. Dziewczyna cała się trzęsła, a jej brat w ogóle nie podniósł na nas wzroku. Chociaż może to nawet dobrze.
  Spokojną atmosferę przerwał dźwięk syren policyjnych. Radiowozy w kolumnie zaczęły parkować przed centrum, a z pojazdów wyszli policjanci. Po wstępnym zabezpieczeniu zniszczonego terenu, zabrali się za pomaganie cywilom, którzy nadal trwali związani. Karetka przyjechała dopiero pięć minut później, tłumacząc się, że ich samochód doznał awarii w drodze tutaj.
  Avengersi zostali jeszcze na miejscu, aby przeszukać galerię w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak, lecz ich trop urwał się, gdy byli już bardzo blisko sedna całej sprawy, która oscylowała wokół handlarzy ludźmi. Razem z Kat i Lokim wróciliśmy pieszo do wierzy, gdzie czekał na nas Banner. Przebadawszy Kłamcę w niewiadomym dla mnie celu, skinął głową i pozwolił mu opuścić swoje laboratorium. Gdy z niego wychodził, jego mina zrzedła, a ciało spięło się. Wodziłam za nim wzrokiem dopóki nie znikł w swoim pokoju.
- To jak? Herbata, kawa?
- Sugerujesz mi kawę po tym co się stało? - Kat rozsiadła się na wielkiej kanapie i odchyliła głowę do góry, wzdychając. - Ja potrzebuję ziółek na uspokojenie, a nie kofeiny na pobudzenie.
  Zabrałam się za przygotowane dwóch herbat, lecz po czasie stwierdziłam, że zrobię też jedną Bannerowi, który za pewne cały dzień spędził w laboratorium. Nie wiedziałam dlaczego Bruce w ogóle nie reaguje na flirty Natashy, skoro ona otwarcie daje mu do zrozumienia, że go kocha.
- Kat? - Zagadnęłam przyjaciółkę, która już prawie odpływała na kanapie.
- Hmm?
- Co myślisz o relacji Bannera i Natashy? - Zalałam wszystkie trzy kubki wodą, włożyłam do nich torebki i odczekałam chwilę, aby się zaparzyły. Następnie posłodziłam je odpowiednią ilością cukru i dodałam plasterek cytryny dla poprawy smaku. Kiedy Kat dostała swój napój i zamyśliła się nad zadanym przeze mnie wcześniej pytaniem, ulotniłam się na sekundę i zaniosłam Bannerowi jego herbatę. Usłyszawszy promienne "dziękuję" uśmiechnęłam się i wróciłam do salon, gdzie dostrzegłam Kat głaszczącą Del'a i ...
- Nie wiedziałam, że masz kolejnego psa. - Powiedziała Kat, drapiąc Ivara pod pyskiem. - Nigdy nie widziałam takiej rasy. Jest duży, miękki i ma piórka.
  Pochwyciłam spojrzenie wilka, które mówiło: "Nie waż się wtrącać, bo jest mi przyjemnie."
- To nie jest pies. - Rzekłam, siadając obok nich. Postanowiłam wyjaśnić przyjaciółce jak się sprawy mają, zaczynając od ochrzanienia Lokiego za to, że sam mnie do tego wszystkiego namówił. Kat była wyrozumiała i wiedziała o nas wszystko, jednak, kiedy mag wyrósł tuż przed jej oczyma odziany jedynie w czarne spodnie, oniemiała. Włosy Lokiego były mokre, co świadczyło, że wyszedł dopiero spod prysznica. Nie mogłam nie spojrzeć na jego doskonale wyrzeźbiony brzuch i idealne rysy mięśni. Pominęłam także fakt, że Kat gapi się na niego, jakby Loki był ósmym cudem świata.
- Czego chcesz? - Spytałam, aż nader za ostro. Mag pochwycił moje spojrzenie i łobuzersko się uśmiechnął. Nie odpowiedział na moje pytanie. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej puszkę coli. następnie rozsiadł się na kanapie na przeciwko nas i zabrał się na picie. - Nie widzisz, że rozmawiamy?
- Ale mnie to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. - Kat uśmiechnęła się flirciarsko i gdy zobaczyłam, że wyciąga telefon musiałam działać.
- Słyszałam, że jutro macie ważny egzamin i musisz już iść się uczyć. A to ci pech. - Pociągnęłam Kat za rękę i dosłownie wrzuciłam ją do windy, rzucając na odchodnym " przepraszam ".
  Oparłam się o zimne drzwi dźwigu i westchnęłam jak po całogodzinnym maratonie. W tym czasie Loki zdążył wypić całą puszkę coli i podszedł do mnie. Jakoś nie umiałam skupić się na jego oczach, bo błądziłam wzrokiem po jego klatce.
- Twoja koleżanka jest dziwna...
- Wiem - Wtrąciłam nim powiedział wszystko. Wyminęłam go i skierowałam się w stronę pokoju.
- ... a ty jeszcze bardziej.
  Odwróciłam się na pięcie.
- Masz zamiar tu stać i prawić mi komplementy?
  Loki jedynie wzruszył ramionami i pstryknięciem palców wyczarował sobie koszulkę. Zmierzyłam go wzrokiem. Wiedziałam, że jego pojawienie się w negliżu jest tylko na pokaz, a i tak mnie to zdenerwowało.
- Chodź - Mag złapał mnie za rękę i poprowadził na balkon, gdzie Tony przeważnie ląduje swoją zbroją. - Pokaże ci coś.
  Niebo nad Nowym Yorkiem dziś rozświetliło milion gwiazd. Księżyc gdzieś w oddali zerkał na nas przychylnym okiem, a ciężkie chmury znikły. Loki puścił mnie i sam stanął na przodzie. Ustawił się do mnie plecami, a ręce uniósł do góry. Zielona łuna światła opuściła jego ciała i poszybowała do góry tworząc grzebień kolorów. Zjawisko przypominało zorzę polarną.
- Piękne - Szepnęłam, patrząc w górę. Nie mogłam oderwać wzroku od tańczących kolorów i błyszczących gwiazd, które na tle nieba migotały wesoło.
- Magia bywa też zdradliwa - Powiedział Ivar, stając obok mnie. Jego sierść lekko dryfowała na wietrze, a oczy wpatrzone w jeden punkt, błyszczały.
- Owszem - Loki obrócił się i do nas podszedł. - Ale jeśli znasz jej punkt zaczepienia, to możesz stworzyć coś pięknego. - Mag złapał mnie w pasie jedną ręką, drugą ujmując dłoń i porywając do tańca.
  Z nieba dosłownie wylała się wolna muzyka, dopasowana idealnie do sytuacji. Magia nadal była dla mnie tajemnica, jednak z czasem ją zrozumiem i stworzę coś tak pięknego jak to co właśnie płynęło po niebie. Loki prowadził w tańcu i spoglądając na mnie, uśmiechnął się zalotnie. Odwdzięczyłam się tym samym.




























wtorek, 4 sierpnia 2015

Vampire - Rose XX

 

No to co mordeczki, zbliżamy się do końca tego opowiadania? Chyba tak, bo porwałam wenę i teraz przetrzymuje ją w swojej głowie. No wiecie, jak jest pomysł trzeba go napisać nie ? XD
Airsu co jak bym bez ciebie zrobiła - ty moja łapko na błędy. No, ale cóż ze mną już tak jest. Nie umiem tego naprawić. 
Tak poza OP, Skończyłam Wiedźmian 3 dwa razy :D Jestem z siebie dumna i za niedługo zamierzam skończyć go po raz trzeci. 
XD
Kolejna rzecz - Throne <-- tutaj, kochani moi jest mały, krótki PART do MEP'A. Jako, że kocham Alusia, Hellsing i mord ( XD ), to właśnie Hellsing pojawia się w tym parcie. 
Piętnaście sekund zrobione w pięć godzin :D 
XD
Ale dobra moje mordeczki, nie przedłużając.
3majcie kolejny rozdział i jak już mówiłam, zbliżamy się do końca.




   Wrogowie nie dali nam nawet chwili wytchnienia. Kiedy straciliśmy z oczu Rubena, Blake zajrzał na chwilę do korytarzy pod nami. Wychodząc z nich oznajmił, że lepiej jeśli pójdziemy przodem. Moje myśli krążyły wokół naprawdę wściekłego Alucarda, który - sądząc po głośnym śmiechu - naprawdę dobrze się bawi, tam na dole.
  Kiedy opuściliśmy ruiny kościoła, deszcz zaczął niemiłosiernie uderzać nas wielkimi kroplami. Pogoda już całkowicie się popsuła, co uniemożliwiało nam namierzenie Lykana.
- Użyj węchu. - Zaproponował Blake, patrząc na okolicę. Przed nami droga, za nami las. - Jak się nie mylę, a rzadko się to zdarza, to wilki mają niesamowity zmysł węchu.
  To co mówił wampir mogło okazać się prawdą, lecz nie byłam pewna czy akurat mi się to uda, biorąc pod uwagę, że nigdy nie ćwiczyłam swoich zmysłów.
  Skupiłam się więc na zapachu Rubena, przypominając sobie co zawsze czułam, kiedy obok niego stałam. Chłopak pachniał drogimi perfumami i ziółkami babci.
- Mam! - Odparłam szybko i czmychnęłam na tyły kościoła.
- Czekaj! - Blake złapał mnie za łokieć i zatrzymał w miejscu. - Patrz. - Ręką wskazał na drogę, skąd dostrzegłam grupkę nadjeżdżających postaci. - Ja ich znam.
  Obróciłam się w kierunku gości na koniach.
- Ja też. - Powiedziałam z nikłym uśmiechem. - Michael! - Pomachałam przyjacielowi, który zatrzymał konia parę metrów od nas. Z tego co zauważyłam było ich więcej, a na jednym z nich siedziała Richard.
- Cześć mała - Mężczyzna zsiadł z wierzchowca i podszedł do mnie, zamykając w morderczym uścisku. Stęknęłam z bólu. Ramię nadal mnie bolało, a umiejętności regeneracyjne wcale nie działały tak jak powinny. - Tak dawno cię nie widziałem. Myślałem, że ktoś cię porwał, że się zgubiłaś, albo...
- Nie bądź mięczak. - Głos Tamary uciszył szloch mężczyzny. Dziewczyna podeszła do naszej grupki i posłała mi hardy uśmiech. - To nam nie pomoże z Lykanami.
  Wiedzieli?
Oczywiście. Są łowcami. Myślałem, że po swojej grupie przyjaciół oczekujesz czegoś więcej.
Alucard? - Obróciłam się z nadzieją, że za moimi plecami zobaczę wampira. Nagle na ramionach poczułam ciężar i zaraz poleciałam do tyłu. Oparłam się plecami o ciało Alucarda z westchnieniem. Uniosłam głowę do góry, gdzie napotkałam szczęśliwe, czerwone tęczówki.
- Zaprosiłem twoich przyjaciół, aby nam pomogli.
  Michael podszedł do mnie i ujął moje dłonie w swoje ręce. Jego twarz była smutna czyli coś musiało się stać.
- Kruszyno.... - Zaczął z wahaniem.
  Stało się coś naprawdę nie dobrego.
- Twój ojciec... on.... - Poczułam jak Alucard mocniej ściska moje ramiona. Ból w ramieniu ustał tak nagle jak się pojawił. - ... on nie żyje.
  Usłyszawszy słowa Michaela, zamurowało mnie. Otworzyłam szeroko oczy, a moje źrenice zwęziły się w szparki.
- Żartujesz... - Szepnęłam z uśmiechem. Michael lubił stroić sobie ze mnie żarty. Kiedy mężczyzna z powagę na mnie spojrzał, moja mina zrzedła, uśmiech stracił blask, a oczy przygasły. Uścisk wampira znów stał się mocniejszy.
- Kochanie...
  Zaczęłam się szarpać, rwać, wyrywać byleby tylko.... właśnie co? Co chciałam zrobić?
Uspokój się. - Zimna myśl wampira uderzyła w moją głowę. W tym momencie nie miałam zamiaru nikogo słuchać, chciałam po prostu stąd uciec. Jak najdalej.
  Poczułam jak ogień we mnie promienieje, rośnie i zaczyna wypełniać mnie całą. Mój ogon zafalował, uszy poruszyły się. Doświadczyłam nagle dziwnego uczucia rozdarcia, jakby moje ciało eksplodowało i na nowo się połączyło.
- Wilk? - Szepnęła z przerażeniem Tamara.
  Spojrzałam w dół, gdzie zamiast nóg były łapy z ostrymi pazurami. Rozejrzałam się na boki i nagle wszyscy stali się więksi.
- Lilith. - Richard zmierzał ku mnie szybkimi krokami.
  Nie mogłam pozwolić na to, aby teraz mnie zatrzymali.

****

  Drzewa mijałam z zawrotną prędkością, w sercu czułam kłucie, a płuca paliły mnie niemiłosiernie. Łapy bolały mnie od stąpania po ostrych przeszkodach, wyczułam krew cieknącą z poduszki. Otaczający mnie las był okropny, śmierdział padliną, zgnilizną i trupem. Zapachy były o tyle intensywne, że robiło mi się nie dobrze.
  Łzy zbierające się w kącikach oczu, spłynęły mi nagle po białej sierści. To wszystko bolało, paliło i było okropne, jak tylko może być. Śmierć człowieka, który wychowywał mnie tyle lat była ciosem, tak wielkim, że wyrwał ze mnie coś i pozostawił dziurę. Dziurę tak olbrzymią, że nawet czas nie będzie wstanie jej załatać.
  Przystanęłam w końcu i obejrzałam się za siebie. Nikt za mną nie biegł, a odległość jaką pokonałam mierzyła gdzieś z dwa kilometry. Nie wiedziałam czy to za sprawą moich zdolności, czy szybkiego upływu czasu, ale byłam naprawdę daleko od grupki przyjaciół.
  Opadłam na ziemię, czując jak wilcza postać dosłownie się rozpływa i zostawia mnie w pierwotnej postaci dziewczyny. Zimny las dotknął mojej skóry i przeszył na wskroś. Byłam naga, co było niemiłym doświadczeniem, ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Zwinęłam się w kłębek, chowając głowę między kolana i obejmując się ramionami. Zaczęłam płakać, wyć, a po czasie dziwne konwulsje zawładnęły moim ciałem. Pogrom informacji jakie mnie dziś zalały, na pewno wpłyną na moje późniejsze decyzje, działania.
  Dlaczego akurat tata? Dlaczego musiał umrzeć? Dlaczego? Kto to zrobił?
  Uniosłam powoli głowę do góry, natykając się na czarny płaszcz, który dosłownie przez chwilę zawisł w powietrzu, a potem spoczął na moich ramionach szczelnie mnie okrywając. Alucard ukląkł i złapał mnie za ramiona, przyciągając do siebie, a ja wciąż płakałam zatapiając się w jego marynarce. Złapałam bezcelowo materiał ubrania, zamknęłam oczy i znów zaniosłam się szlochem.
- Nie chcę tam wracać. Chcę, żeby to wszystko się skończyło. - Wyrzuciłam z siebie, łamiącym się głosem. Miałam dość wszystkiego, łącznie z życiem.
- Wiesz, że to niemożliwe. - Odparł wampir neutralnym głosem. - Musisz pokonać Rubena, zabić go. To osłabi Krwistych i Watahę.
  Podniosłam mętny wzrok na Alucarda. Czy on myślał, że w takim stanie dam radę choćby utrzymać miecz?
- Kiedy pierwszy raz cię spotkałem, takie akcje były dla ciebie niczym.
  Ale wtedy ojciec jeszcze żył, a teraz?
- Wstaniesz? - Spytał, luzując trochę uścisk na moich ramionach.
  Pokiwałam głową i spróbowałam wstać. Wyszło mi to marnie, bo straciłam dużo krwi i energii. Zachwiałam się w miejscu, poczułam jak cierpnące kończyny się poddają. Alucard podtrzymał mnie pod bok i złapał moją dłoń w swoją. Z daleka ta scena wyglądałaby jak zaklęty w czasie taniec.
- Chyba nie. - Nie wiem czy usłyszałam w jego głosie zmęczenie, czy coś innego. Blask w oczach wampira przygasł trochę, uśmiech znikł, a zastępujący go grymas wyglądał dość groźnie. Alucard wyglądał jakby spowity widocznym zapachem krwi, otoczony przez macki ciemności barwiące las na szkarłat.
- Głowa mnie boli. - Złapałam się za skronie. Tępy ból zaczął nieprzerwanie pulsować.
- Wracamy do posiadłości. - Powiedział stanowczo Aluacard, biorąc mnie na ręce. - Walter musi cię obejrzeć.

****

- Czy ty wiesz, że ona ma wysoką gorączkę, a jej serce za chwilę eksploduje?! - Podniesiony głos Waltera, dobiegający zza drzwi nie przynosił nic dobrego. Nawet gdy schowałam głowę pod poduszkami, stłumiony krzyk lokaja dalej docierał do moich uszu. 
~ Nie przejmuj się nim. Dramatyzuje. 
- I nie dramatyzuje. Alucard narażasz ją na pewną śmierć. - Powiedział Walter. Skąd wiedział co wampir myśli? Mogłam przypuszczać, że są w takich zażyłych stosunkach, że lokaj wie wszystko o czym Alucard fantazjuje. 
  Obróciłam się na plecy, wbijając znudzony wzrok w sufit. Jego biel raziła moje oczy, nawet kiedy w pokoju panował półmrok. Mogło to być też spowodowane tym, że moje tęczówki już przeszły z ludzkich na wilcze i teraz widziałam wszystkie najdrobniejsze szczegóły.
- Tamara chce się z tobą widzieć. - Alucard nagle zmaterializował się przed moim łóżkiem, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Czarna koszula do połowy rozpięta idealnie podkreślała jego skryte mięśnie, niespokojnie poruszające się pod materiałem ubrania. - Zaczynam mieć wrażenie, że moje rezydencja stała się dla nich domem.
  Uniosłam pytająco brew.
- Co? - Zdziwił się wampir. - Mówię "dla nich", bo ty już jesteś pełnoprawnym mieszkańcem mojej rezydencji.
- Kto o tym zdecydował? - Zaśmiałam się ironicznie. Czyżby wampir śmiał za mnie podejmować takie ważne decyzje? - Bo chyba nie ja.
  Alucard obszedł łóżko i usiadł na jego skraju. Chwycił moją dłoń w swoje ręce i zaczął opuszkiem kciuka rysować dziwne zwory na jej wewnętrznej stronie.
- Chyba nie myślisz, że cię wypuszczę.
- Wiesz, że to podchodzi pod ubezwłasnowolnienie? - Zabrałam dłoń i schowałam ją w pościeli. - Nie tobie decydować o moim życiu.
- Ależ właśnie tak. To ja decyduję co robisz, bo jesteś moja. - Alucard wspiął się na mnie i dobrał się do szyi, jednak nie od razu zatopił w niej kły. Pozostawałam bierna, oddychałam spokojnie. Zaczynałam się do tego powoli przyzwyczajać, ale nadal to pozostawało w sferze " nieprzyjemne ".
- Chyba śnisz. - Ponownie się zaśmiałam, złapałam Alucarda za koszule i pociągnęłam w swoją stronę. - To, że jesteś nieśmiertelny, zbyt silny, abym dała ci radę, egoistyczny i zadufany w sobie, nie znaczy, że możesz za mnie decydować.
- Praw mi dalej. - Wyszczerzył kły. - I to nie jest ubezwłasnowolnienie, tylko moja własna konwencja, w której ty stanowisz punkt główny.
  Spojrzałam w jego oczy, które z bliska były tak hipnotyzujące, że nie umiałam się od nich obrócić. Miały w sobie coś tajemniczego i przyciągającego, a za razem strasznego i nieprzewidywalnego. Raz mogłam ich pożądać, zaś kolejny raz mogłam przed nimi uciekać.
- Alucard, pożałujesz. - Warknęłam, uśmiechając się kącikiem ust. - Jak tylko wstanę...
- Aha. - Mruknął wampir do mojego ucha. Jego zimny oddech wywołał u mnie ciarki. - Jak wstaniesz. - Powtórzył, łapiąc moje ręce i siadając na moich udach.
- Idiota.
- Ale za to jaki.
- Jaki?
- Nie drocz się. Jesteś chora i nie możesz się denerwować.
- Właśnie. - Wyrwałam ręce z jego uścisku. - Jestem chora i nie mogę się denerwować, więc bądź tak łaskaw i ze mnie zejdź.
  Cichy skrzyp drzwi zwrócił moją uwagę, a mina Tamary mnie przeraziła. Dziewczyna wpatrywała się we mnie jak w obrazek ze świecącymi, niebieskimi oczyma.
- Eeee.... to nie to co myślisz. - Zaczęłam się tłumaczyć, widząc jej zaciekawienie i chęć mordu na wampirze, wszakże Tamara była łowczynią. - Alucard złaź.
  Wampir spojrzał na mnie z uśmiechem zwycięstwa.
- Do zobaczenia wieczorem. - Szepnął mi w usta, całując je namiętnie.
  Jasna cholera, co on sobie nie wyobraża.
  Dosłownie zrzuciłam go z siebie nogami, lecz wampir zdążył się rozpłynąć w powietrzu. Zdecydowanie powinnam ukrócić mu smycz... znaczy pokazać pisemny zakaz zbliżania się na co najmniej kilometr, a jeśli się do tego nie zastosuje porażę go paralizatorem.
- Widzę, że jesteście ze sobą zżyci. - Tamara splotła dłonie z tyłu, nachyliła się nad łóżkiem i uśmiechnęła. - Nie wiedziałam, że tak cię do niego ciągnie, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy z jednej rzeczy.
  Uniosłam pytająco brew do góry.
- Oświeć mnie jeśli łaska.
- Lilith! - Wrzasnęła, a ja podskoczyłam na materacu. - On jest wampirem,a ty łowcą. - Tamara zaczęła dziwnie gestykulować. Trochę mnie to przeraziło. - Przy pierwszej, lepszej okazji powinnaś mu wbić kołek w serce.
- Wiesz, że to tak nie działa - Poprawiłam kołdrę i opadłam zmęczona na poduszki. - Nie możesz wbić wampirowi kołka w serce.
- Co? Za bardzo by cierpiał? - Tamara zaśmiała się i klapnęła na fotel obok. Do ręki wzięła szklankę wody i upiła spory łyk. - Jest wampirem jak każdy inny.
- Chyba nie wiesz z kim masz do czynienia. - Tamara chyba naprawdę wierzyła, że Alucarda da się pokonać jedynie kołkiem. - To jest Alucard, najstarszy i najsilniejszy wampir na świecie. Zabije cię, nim się obejrzysz.
- A tak po za tym, jak to się stało, że się z nim spiknęłaś? - Skrzyżowała ręce.
  Poczułam dziwne mrowienie i falę gorąca oraz spostrzegłam, że nagle moje policzku różowieją.
- Wcale się z nim nie spiknęłam. - Fuknęłam jak kotka. Skąd dzieci biorą takie pomysły. - On... on mnie uratował i teraz spłacam dług. To tyle.
- Taaa. - Tamara cmoknęła. - Tak sobie mów. Widziałam jak się na ciebie patrzy, jak wtedy w lesie za tobą poleciał i jak teraz wepchał ci się do łóżka.
  Zabiję, zabiję, zabiję. Obiecuję, że ten przeklęty wampir już nigdy nie ujrzy księżyca, nie napije się krwi i mnie nie tknie. Alucard jesteś... będziesz.... szlak, on już jest trupem. No dobra, będziesz bardziej martwym trupem niż jesteś.
- Lilith? - Tamara spojrzała na mnie dziwnie, przechylając głowę. - Co ty robisz? Zawiesiłaś się?
  Nagle oprzytomniałam. Miałam zaciśnięte pięści na kołdrze, a nogi swobodnie zwisały mi za krawędź łóżka. Natomiast wilcze uszy i ogon od razu się pojawiły.
- Właśnie co do tego...
- Nie ważne. - Zamknęłam oczy, podnosząc ton o jedną oktawę za wysoko. - Nie chcę o tym rozmawiać. Jestem zmęczona i chcę iść spać.
  Tamara zrozumiała, że chwilowo moje wilcze transformacje były dla mnie drażliwym tematem, więc przymknęła na chwilę oczy i wstała z fotela, kierując się ku wyjściu.
- Wieczorem będzie narada.
  I nim zdążyłam zapytać o co chodzi, Tamara zostawiła mnie między tajemnicą, a sposobem przejęcia inicjatywy.