No to co mordeczki, zbliżamy się do końca tego opowiadania? Chyba tak, bo porwałam wenę i teraz przetrzymuje ją w swojej głowie. No wiecie, jak jest pomysł trzeba go napisać nie ? XD
Airsu co jak bym bez ciebie zrobiła - ty moja łapko na błędy. No, ale cóż ze mną już tak jest. Nie umiem tego naprawić.
Tak poza OP, Skończyłam Wiedźmian 3 dwa razy :D Jestem z siebie dumna i za niedługo zamierzam skończyć go po raz trzeci.
XD
Kolejna rzecz -
Throne <-- tutaj, kochani moi jest mały, krótki PART do MEP'A. Jako, że kocham Alusia, Hellsing i mord ( XD ), to właśnie Hellsing pojawia się w tym parcie.
Piętnaście sekund zrobione w pięć godzin :D
XD
Ale dobra moje mordeczki, nie przedłużając.
3majcie kolejny rozdział i jak już mówiłam, zbliżamy się do końca.
Wrogowie nie dali nam nawet chwili wytchnienia. Kiedy straciliśmy z oczu Rubena, Blake zajrzał na chwilę do korytarzy pod nami. Wychodząc z nich oznajmił, że lepiej jeśli pójdziemy przodem. Moje myśli krążyły wokół naprawdę wściekłego Alucarda, który - sądząc po głośnym śmiechu - naprawdę dobrze się bawi, tam na dole.
Kiedy opuściliśmy ruiny kościoła, deszcz zaczął niemiłosiernie uderzać nas wielkimi kroplami. Pogoda już całkowicie się popsuła, co uniemożliwiało nam namierzenie Lykana.
- Użyj węchu. - Zaproponował Blake, patrząc na okolicę. Przed nami droga, za nami las. - Jak się nie mylę, a rzadko się to zdarza, to wilki mają niesamowity zmysł węchu.
To co mówił wampir mogło okazać się prawdą, lecz nie byłam pewna czy akurat mi się to uda, biorąc pod uwagę, że nigdy nie ćwiczyłam swoich zmysłów.
Skupiłam się więc na zapachu Rubena, przypominając sobie co zawsze czułam, kiedy obok niego stałam. Chłopak pachniał drogimi perfumami i ziółkami babci.
- Mam! - Odparłam szybko i czmychnęłam na tyły kościoła.
- Czekaj! - Blake złapał mnie za łokieć i zatrzymał w miejscu. - Patrz. - Ręką wskazał na drogę, skąd dostrzegłam grupkę nadjeżdżających postaci. - Ja ich znam.
Obróciłam się w kierunku gości na koniach.
- Ja też. - Powiedziałam z nikłym uśmiechem. - Michael! - Pomachałam przyjacielowi, który zatrzymał konia parę metrów od nas. Z tego co zauważyłam było ich więcej, a na jednym z nich siedziała Richard.
- Cześć mała - Mężczyzna zsiadł z wierzchowca i podszedł do mnie, zamykając w morderczym uścisku. Stęknęłam z bólu. Ramię nadal mnie bolało, a umiejętności regeneracyjne wcale nie działały tak jak powinny. - Tak dawno cię nie widziałem. Myślałem, że ktoś cię porwał, że się zgubiłaś, albo...
- Nie bądź mięczak. - Głos Tamary uciszył szloch mężczyzny. Dziewczyna podeszła do naszej grupki i posłała mi hardy uśmiech. - To nam nie pomoże z Lykanami.
Wiedzieli?
~
Oczywiście. Są łowcami. Myślałem, że po swojej grupie przyjaciół oczekujesz czegoś więcej.
- Alucard? - Obróciłam się z nadzieją, że za moimi plecami zobaczę wampira. Nagle na ramionach poczułam ciężar i zaraz poleciałam do tyłu. Oparłam się plecami o ciało Alucarda z westchnieniem. Uniosłam głowę do góry, gdzie napotkałam szczęśliwe, czerwone tęczówki.
- Zaprosiłem twoich przyjaciół, aby nam pomogli.
Michael podszedł do mnie i ujął moje dłonie w swoje ręce. Jego twarz była smutna czyli coś musiało się stać.
- Kruszyno.... - Zaczął z wahaniem.
Stało się coś naprawdę nie dobrego.
- Twój ojciec... on.... - Poczułam jak Alucard mocniej ściska moje ramiona. Ból w ramieniu ustał tak nagle jak się pojawił. - ... on nie żyje.
Usłyszawszy słowa Michaela, zamurowało mnie. Otworzyłam szeroko oczy, a moje źrenice zwęziły się w szparki.
- Żartujesz... - Szepnęłam z uśmiechem. Michael lubił stroić sobie ze mnie żarty. Kiedy mężczyzna z powagę na mnie spojrzał, moja mina zrzedła, uśmiech stracił blask, a oczy przygasły. Uścisk wampira znów stał się mocniejszy.
- Kochanie...
Zaczęłam się szarpać, rwać, wyrywać byleby tylko.... właśnie co? Co chciałam zrobić?
~
Uspokój się. - Zimna myśl wampira uderzyła w moją głowę. W tym momencie nie miałam zamiaru nikogo słuchać, chciałam po prostu stąd uciec. Jak najdalej.
Poczułam jak ogień we mnie promienieje, rośnie i zaczyna wypełniać mnie całą. Mój ogon zafalował, uszy poruszyły się. Doświadczyłam nagle dziwnego uczucia rozdarcia, jakby moje ciało eksplodowało i na nowo się połączyło.
- Wilk? - Szepnęła z przerażeniem Tamara.
Spojrzałam w dół, gdzie zamiast nóg były łapy z ostrymi pazurami. Rozejrzałam się na boki i nagle wszyscy stali się więksi.
- Lilith. - Richard zmierzał ku mnie szybkimi krokami.
Nie mogłam pozwolić na to, aby teraz mnie zatrzymali.
****
Drzewa mijałam z zawrotną prędkością, w sercu czułam kłucie, a płuca paliły mnie niemiłosiernie. Łapy bolały mnie od stąpania po ostrych przeszkodach, wyczułam krew cieknącą z poduszki. Otaczający mnie las był okropny, śmierdział padliną, zgnilizną i trupem. Zapachy były o tyle intensywne, że robiło mi się nie dobrze.
Łzy zbierające się w kącikach oczu, spłynęły mi nagle po białej sierści. To wszystko bolało, paliło i było okropne, jak tylko może być. Śmierć człowieka, który wychowywał mnie tyle lat była ciosem, tak wielkim, że wyrwał ze mnie coś i pozostawił dziurę. Dziurę tak olbrzymią, że nawet czas nie będzie wstanie jej załatać.
Przystanęłam w końcu i obejrzałam się za siebie. Nikt za mną nie biegł, a odległość jaką pokonałam mierzyła gdzieś z dwa kilometry. Nie wiedziałam czy to za sprawą moich zdolności, czy szybkiego upływu czasu, ale byłam naprawdę daleko od grupki przyjaciół.
Opadłam na ziemię, czując jak wilcza postać dosłownie się rozpływa i zostawia mnie w pierwotnej postaci dziewczyny. Zimny las dotknął mojej skóry i przeszył na wskroś. Byłam naga, co było niemiłym doświadczeniem, ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Zwinęłam się w kłębek, chowając głowę między kolana i obejmując się ramionami. Zaczęłam płakać, wyć, a po czasie dziwne konwulsje zawładnęły moim ciałem. Pogrom informacji jakie mnie dziś zalały, na pewno wpłyną na moje późniejsze decyzje, działania.
Dlaczego akurat tata? Dlaczego musiał umrzeć? Dlaczego? Kto to zrobił?
Uniosłam powoli głowę do góry, natykając się na czarny płaszcz, który dosłownie przez chwilę zawisł w powietrzu, a potem spoczął na moich ramionach szczelnie mnie okrywając. Alucard ukląkł i złapał mnie za ramiona, przyciągając do siebie, a ja wciąż płakałam zatapiając się w jego marynarce. Złapałam bezcelowo materiał ubrania, zamknęłam oczy i znów zaniosłam się szlochem.
- Nie chcę tam wracać. Chcę, żeby to wszystko się skończyło. - Wyrzuciłam z siebie, łamiącym się głosem. Miałam dość wszystkiego, łącznie z życiem.
- Wiesz, że to niemożliwe. - Odparł wampir neutralnym głosem. - Musisz pokonać Rubena, zabić go. To osłabi Krwistych i Watahę.
Podniosłam mętny wzrok na Alucarda. Czy on myślał, że w takim stanie dam radę choćby utrzymać miecz?
- Kiedy pierwszy raz cię spotkałem, takie akcje były dla ciebie niczym.
Ale wtedy ojciec jeszcze żył, a teraz?
- Wstaniesz? - Spytał, luzując trochę uścisk na moich ramionach.
Pokiwałam głową i spróbowałam wstać. Wyszło mi to marnie, bo straciłam dużo krwi i energii. Zachwiałam się w miejscu, poczułam jak cierpnące kończyny się poddają. Alucard podtrzymał mnie pod bok i złapał moją dłoń w swoją. Z daleka ta scena wyglądałaby jak zaklęty w czasie taniec.
- Chyba nie. - Nie wiem czy usłyszałam w jego głosie zmęczenie, czy coś innego. Blask w oczach wampira przygasł trochę, uśmiech znikł, a zastępujący go grymas wyglądał dość groźnie. Alucard wyglądał jakby spowity widocznym zapachem krwi, otoczony przez macki ciemności barwiące las na szkarłat.
- Głowa mnie boli. - Złapałam się za skronie. Tępy ból zaczął nieprzerwanie pulsować.
- Wracamy do posiadłości. - Powiedział stanowczo Aluacard, biorąc mnie na ręce. - Walter musi cię obejrzeć.
****
- Czy ty wiesz, że ona ma wysoką gorączkę, a jej serce za chwilę eksploduje?! - Podniesiony głos Waltera, dobiegający zza drzwi nie przynosił nic dobrego. Nawet gdy schowałam głowę pod poduszkami, stłumiony krzyk lokaja dalej docierał do moich uszu.
~ Nie przejmuj się nim. Dramatyzuje.
- I nie dramatyzuje. Alucard narażasz ją na pewną śmierć. - Powiedział Walter. Skąd wiedział co wampir myśli? Mogłam przypuszczać, że są w takich zażyłych stosunkach, że lokaj wie wszystko o czym Alucard fantazjuje.
Obróciłam się na plecy, wbijając znudzony wzrok w sufit. Jego biel raziła moje oczy, nawet kiedy w pokoju panował półmrok. Mogło to być też spowodowane tym, że moje tęczówki już przeszły z ludzkich na wilcze i teraz widziałam wszystkie najdrobniejsze szczegóły.
- Tamara chce się z tobą widzieć. - Alucard nagle zmaterializował się przed moim łóżkiem, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Czarna koszula do połowy rozpięta idealnie podkreślała jego skryte mięśnie, niespokojnie poruszające się pod materiałem ubrania. - Zaczynam mieć wrażenie, że moje rezydencja stała się dla nich domem.
Uniosłam pytająco brew.
- Co? - Zdziwił się wampir. - Mówię "dla nich", bo ty już jesteś pełnoprawnym mieszkańcem mojej rezydencji.
- Kto o tym zdecydował? - Zaśmiałam się ironicznie. Czyżby wampir śmiał za mnie podejmować takie ważne decyzje? - Bo chyba nie ja.
Alucard obszedł łóżko i usiadł na jego skraju. Chwycił moją dłoń w swoje ręce i zaczął opuszkiem kciuka rysować dziwne zwory na jej wewnętrznej stronie.
- Chyba nie myślisz, że cię wypuszczę.
- Wiesz, że to podchodzi pod ubezwłasnowolnienie? - Zabrałam dłoń i schowałam ją w pościeli. - Nie tobie decydować o moim życiu.
- Ależ właśnie tak. To ja decyduję co robisz, bo jesteś moja. - Alucard wspiął się na mnie i dobrał się do szyi, jednak nie od razu zatopił w niej kły. Pozostawałam bierna, oddychałam spokojnie. Zaczynałam się do tego powoli przyzwyczajać, ale nadal to pozostawało w sferze " nieprzyjemne ".
- Chyba śnisz. - Ponownie się zaśmiałam, złapałam Alucarda za koszule i pociągnęłam w swoją stronę. - To, że jesteś nieśmiertelny, zbyt silny, abym dała ci radę, egoistyczny i zadufany w sobie, nie znaczy, że możesz za mnie decydować.
- Praw mi dalej. - Wyszczerzył kły. - I to nie jest ubezwłasnowolnienie, tylko moja własna konwencja, w której ty stanowisz punkt główny.
Spojrzałam w jego oczy, które z bliska były tak hipnotyzujące, że nie umiałam się od nich obrócić. Miały w sobie coś tajemniczego i przyciągającego, a za razem strasznego i nieprzewidywalnego. Raz mogłam ich pożądać, zaś kolejny raz mogłam przed nimi uciekać.
- Alucard, pożałujesz. - Warknęłam, uśmiechając się kącikiem ust. - Jak tylko wstanę...
- Aha. - Mruknął wampir do mojego ucha. Jego zimny oddech wywołał u mnie ciarki. - Jak wstaniesz. - Powtórzył, łapiąc moje ręce i siadając na moich udach.
- Idiota.
- Ale za to jaki.
- Jaki?
- Nie drocz się. Jesteś chora i nie możesz się denerwować.
- Właśnie. - Wyrwałam ręce z jego uścisku. - Jestem chora i nie mogę się denerwować, więc bądź tak łaskaw i ze mnie zejdź.
Cichy skrzyp drzwi zwrócił moją uwagę, a mina Tamary mnie przeraziła. Dziewczyna wpatrywała się we mnie jak w obrazek ze świecącymi, niebieskimi oczyma.
- Eeee.... to nie to co myślisz. - Zaczęłam się tłumaczyć, widząc jej zaciekawienie i chęć mordu na wampirze, wszakże Tamara była łowczynią. - Alucard złaź.
Wampir spojrzał na mnie z uśmiechem zwycięstwa.
- Do zobaczenia wieczorem. - Szepnął mi w usta, całując je namiętnie.
Jasna cholera, co on sobie nie wyobraża.
Dosłownie zrzuciłam go z siebie nogami, lecz wampir zdążył się rozpłynąć w powietrzu. Zdecydowanie powinnam ukrócić mu smycz... znaczy pokazać pisemny zakaz zbliżania się na co najmniej kilometr, a jeśli się do tego nie zastosuje porażę go paralizatorem.
- Widzę, że jesteście ze sobą zżyci. - Tamara splotła dłonie z tyłu, nachyliła się nad łóżkiem i uśmiechnęła. - Nie wiedziałam, że tak cię do niego ciągnie, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy z jednej rzeczy.
Uniosłam pytająco brew do góry.
- Oświeć mnie jeśli łaska.
- Lilith! - Wrzasnęła, a ja podskoczyłam na materacu. - On jest wampirem,a ty łowcą. - Tamara zaczęła dziwnie gestykulować. Trochę mnie to przeraziło. - Przy pierwszej, lepszej okazji powinnaś mu wbić kołek w serce.
- Wiesz, że to tak nie działa - Poprawiłam kołdrę i opadłam zmęczona na poduszki. - Nie możesz wbić wampirowi kołka w serce.
- Co? Za bardzo by cierpiał? - Tamara zaśmiała się i klapnęła na fotel obok. Do ręki wzięła szklankę wody i upiła spory łyk. - Jest wampirem jak każdy inny.
- Chyba nie wiesz z kim masz do czynienia. - Tamara chyba naprawdę wierzyła, że Alucarda da się pokonać jedynie kołkiem. - To jest Alucard, najstarszy i najsilniejszy wampir na świecie. Zabije cię, nim się obejrzysz.
- A tak po za tym, jak to się stało, że się z nim spiknęłaś? - Skrzyżowała ręce.
Poczułam dziwne mrowienie i falę gorąca oraz spostrzegłam, że nagle moje policzku różowieją.
- Wcale się z nim nie spiknęłam. - Fuknęłam jak kotka. Skąd dzieci biorą takie pomysły. - On... on mnie uratował i teraz spłacam dług. To tyle.
- Taaa. - Tamara cmoknęła. - Tak sobie mów. Widziałam jak się na ciebie patrzy, jak wtedy w lesie za tobą poleciał i jak teraz wepchał ci się do łóżka.
Zabiję, zabiję, zabiję. Obiecuję, że ten przeklęty wampir już nigdy nie ujrzy księżyca, nie napije się krwi i mnie nie tknie. Alucard jesteś... będziesz.... szlak, on już jest trupem. No dobra, będziesz bardziej martwym trupem niż jesteś.
- Lilith? - Tamara spojrzała na mnie dziwnie, przechylając głowę. - Co ty robisz? Zawiesiłaś się?
Nagle oprzytomniałam. Miałam zaciśnięte pięści na kołdrze, a nogi swobodnie zwisały mi za krawędź łóżka. Natomiast wilcze uszy i ogon od razu się pojawiły.
- Właśnie co do tego...
- Nie ważne. - Zamknęłam oczy, podnosząc ton o jedną oktawę za wysoko. - Nie chcę o tym rozmawiać. Jestem zmęczona i chcę iść spać.
Tamara zrozumiała, że chwilowo moje wilcze transformacje były dla mnie drażliwym tematem, więc przymknęła na chwilę oczy i wstała z fotela, kierując się ku wyjściu.
- Wieczorem będzie narada.
I nim zdążyłam zapytać o co chodzi, Tamara zostawiła mnie między tajemnicą, a sposobem przejęcia inicjatywy.