Dobry, dobry.
Chcem się pochwalić.
Zrobiłam pierwszego Crack'a :D
A tu sobie jeszcze wstawię Gwałt #3
Za błędy przepraszam, poprawiałam o pierwszej w nocy i chciało mi się spać, ale poświęciłam się dla was mordeczki. :D
Ra grzał dłonie
przy kominku, patrząc jak roztańczone płomienie muskają
trzaskające drewno, iskierki tworzyły dziwne kształty, a ciepło
przyjemnie oddziaływało na chłopaka, w sposób kojący i
uspokajający. Pozbył się już dziwnego uczucia, które
towarzyszyło mu zawsze, kiedy Dracula zakradał się do niego od
tyłu. Upchał to gdzieś głęboko w tyle swojej głowy i zamurował
– tak na wszelki wypadek. Wolał nie myśleć o tym więcej, bo
jeszcze doszedłby do wniosku, że coraz bardziej mu się to podoba,
a tu przecież trzeba skupić się na pracy i papierkach.
Owszem, może zamek, w którym – chwilowo – przebywał był ruiną, ale tak wyglądał tylko z zewnątrz, na pierwszy rzut oka okazał się istnym pobojowiskiem i niebezpiecznym miejscem, jednak w rzeczywistości, wewnątrz było przytulnie, ładnie, a większość pokoi była zadbana. Sam Dracula zapewniał, że dołożył wszelkich starań, aby to miejsce nie kojarzyło się Ra z salami śmierci. Kuchnie, łazienki, sypialnie – wszystko było utrzymane w idealnym stanie, a sam chłopak zdziwił się jak Hrabia mógł dokonać czegoś takiego sam.
Owszem, może zamek, w którym – chwilowo – przebywał był ruiną, ale tak wyglądał tylko z zewnątrz, na pierwszy rzut oka okazał się istnym pobojowiskiem i niebezpiecznym miejscem, jednak w rzeczywistości, wewnątrz było przytulnie, ładnie, a większość pokoi była zadbana. Sam Dracula zapewniał, że dołożył wszelkich starań, aby to miejsce nie kojarzyło się Ra z salami śmierci. Kuchnie, łazienki, sypialnie – wszystko było utrzymane w idealnym stanie, a sam chłopak zdziwił się jak Hrabia mógł dokonać czegoś takiego sam.
- Mój drogi. -
Rozległo się ciche westchnienie. Gdzieś w okolicy biurka, przy
którym zwykł siadać Ra z tonami papierów, mógł dostrzec zarys
rosłej postaci, jej majestatycznie powiewającej peleryną i czarne
włosy opadających kaskadami na silne ramiona ukryte pod czerwoną
szatą. Ramiona, które już nigdy nie wypuszczą go z tego zamku. -
Mam na karku ponad pięćset lat, a ty dalej wątpisz w moja siłę,
umiejętności i … - Przerwał na chwilę, wpatrując się dziwnie
w Ra, który stał przed nim dość blisko i badawczo mu się
przyglądając.
- Nie masz
zmarszczek. - Zauważył zuchwale chłopak, przechylając ciekawsko
głowę. - Masz zadbaną, młodą skórę i zero cieni pod oczami.
- Twoja krew czyni
cuda, widzisz. - Dracula zaśmiał się cicho. - Jak rana?
Ra dotknął
miejsca, gdzie bandaż okrywał jego brzuch dookoła. Zarys opatrunku
dało się wyczuć nawet pod grubą warstwą ubrań, które łowca
miał na sobie.
- W sumie, już mi
lepiej. Myślę, że już jutro mogę iść zapolować. - Uśmiechnął
się szczerze, dumny ze swojego organizmu, który tym razem nie
płatał mu dziwnych figli.
- Dobrze. - Dracula skinął głową z aprobatą. - Jeśli potrzebujesz broni...
- Jakże niefortunnie moją złamałeś.
- ... zaprowadzę cię do zbrojowni. - Wampir kontynuował niewzruszony. - Moja kolekcja jest dość duża i okazała. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. - Uśmiechem zbył mroczne spojrzenie Ra.
****
Dracula kroczy ledwo oświetlonym korytarzem, który kończył marmurowymi schodami prowadzącymi w dół. Na ich końcu były drzwi, mosiężne ze złotymi zdobieniami. Ra drepczący za wampirem rozglądał się uważnie, aby spamiętać drogę prowadzącą do zbrojowni i kiedy w końcu do niej doszedł, o mało nie wbił się w wampira, który nagle zatrzymał się na środku. Ra wyjżał znad jego ramienia. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem. Zbrojownia - tak jak mówił Vlad - w rzeczywistości naprawdę była wielka, a w jej skład wchodziły wyłącznie bronie białe. Niektóre z nich były zardzewiałe, wyszczerbione lub najzwyczajniej w świecie nie zdatne do użytku.
Dracula westchnął. Sam nie zaglądał tu od jakiegoś czasu. Gdzieś pomiędzy spotkaniami i obiadami rozmyślał nad przyjściem tutaj, lecz zwykle o tym zapominał. Chodź może robił to umyślnie.
- Proszę - Oznajmił wampir, wchodząc do środka i rozglądając się. - Do wyboru, do koloru.
Ra był zachwycony, zahipnotyzowany i niemało zaskoczony. Nigdy nie spodziewałby się, że jakikolwiek wampir zaprosi go do własnej zbrojowni. Prędzej spodziewał by się tego, że krwiopijca wbije w niego każde z tych ostrzy - te tępe wchodziły by wolniej - a potem będzie podtrzymywać go przy życiu, aby jeszcze pocierpiał.
Chłopak kręcił głową w każdym kierunku i zdawać, by się mogło, że zaraz mu odleci. Ra przeszedł kilka kroków i przyestanął, bo oto przed nim, na ścianie wisiało cudo tego świata. Rękojeść barwiona krwistą czerwienią, przeplatana wijącymi się wokół siebie smokami i idealnie wpasowała się w jego dłoń. Broń była idealnie wyważona, lekka, poręczna i praktyczna. Ra pchnął nią kilka razy, zamachnął się i wyprowadził kilka bloków, aby sprawdzić, czy aby na pewno oręż dobrze wykona swoje zadanie.
Nagle Ra poczuł na ramionach ciężar. Spojrza przychylnie z czułością na miecz i złapał go w obie dłonie. Zimna stal złagodziła dziwne pieczenie.
- Araziel - Powiedział cicho Vlad. Ra mógł przysiąc, że słyszał w jego głosie nutkę tęsknoty. - Miecz należał do mojego syna.
- Miałeś syna? - Chłopak zdziwił się, obracają w stronę wampira. Jego wzrok szukał jakiś oznak zawahania, cienia wątpliwości czy czegokolwiek innego.
- Tak. - Vlad przeciągnął odpowiedź, wzdychając. - Postanowił żyć na własną rękę. Nie wiem gdzie jest, co robi ani czy w ogóle żyje, lecz śmierci z jego strony bym się nie spodziewał.
Ra zamilkł na chwilę , przetrawiając wszystkie informacje i spoglądając co chwila na miecz trzymany w ręku.
- Weź go, jeśli ci pasuje. Nie mam żalu do Alucarda o to, że mnie zostawił. Moje dzieciństwo też do łatwych nie należało.
Ra już chciał zapytać czy Dracula nie podzielił by się z nim informacjami na temat przeszłości wampira, lecz stanowcze kroki Vlada w kierunku wyjścia, utwierdziły go w przekonaniu, że przyjdzie jeszcze czas, aby się wszystkiego dowiedzieć. Jeśli wcześniej chodzącą lodówka wampira nie postanowi kopnąć w kalendarz.
****
Polowanie względem Ra wypadło dobrze. Oczywiście mogło być lepiej, gdyby nie ból promieniujący z rany w boku, ale zabicie ponad stu ghouli było zadowalające. Granatowe niebo usłane gwiazdami zapowiadało bezchmurną noc, a orzeźwiający zefir szarpał liśćmi drzew. Cisza wypełniała okolicę niedaleko zamku Draculi, z którego czujnie spoglądał na łowce. Już przed wyjściem oznajmił, że będzie miał na niego oko w razie jakiś dziwnych komplikacji. Ra nie rozumiał o co chodziło wampirowi. Jakie komplikacje? Czyżby znany krwiopijca wiedział co może się stać, jeśli on uda się na polowanie?
- Dobrze. - Dracula skinął głową z aprobatą. - Jeśli potrzebujesz broni...
- Jakże niefortunnie moją złamałeś.
- ... zaprowadzę cię do zbrojowni. - Wampir kontynuował niewzruszony. - Moja kolekcja jest dość duża i okazała. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. - Uśmiechem zbył mroczne spojrzenie Ra.
****
Dracula kroczy ledwo oświetlonym korytarzem, który kończył marmurowymi schodami prowadzącymi w dół. Na ich końcu były drzwi, mosiężne ze złotymi zdobieniami. Ra drepczący za wampirem rozglądał się uważnie, aby spamiętać drogę prowadzącą do zbrojowni i kiedy w końcu do niej doszedł, o mało nie wbił się w wampira, który nagle zatrzymał się na środku. Ra wyjżał znad jego ramienia. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem. Zbrojownia - tak jak mówił Vlad - w rzeczywistości naprawdę była wielka, a w jej skład wchodziły wyłącznie bronie białe. Niektóre z nich były zardzewiałe, wyszczerbione lub najzwyczajniej w świecie nie zdatne do użytku.
Dracula westchnął. Sam nie zaglądał tu od jakiegoś czasu. Gdzieś pomiędzy spotkaniami i obiadami rozmyślał nad przyjściem tutaj, lecz zwykle o tym zapominał. Chodź może robił to umyślnie.
- Proszę - Oznajmił wampir, wchodząc do środka i rozglądając się. - Do wyboru, do koloru.
Ra był zachwycony, zahipnotyzowany i niemało zaskoczony. Nigdy nie spodziewałby się, że jakikolwiek wampir zaprosi go do własnej zbrojowni. Prędzej spodziewał by się tego, że krwiopijca wbije w niego każde z tych ostrzy - te tępe wchodziły by wolniej - a potem będzie podtrzymywać go przy życiu, aby jeszcze pocierpiał.
Chłopak kręcił głową w każdym kierunku i zdawać, by się mogło, że zaraz mu odleci. Ra przeszedł kilka kroków i przyestanął, bo oto przed nim, na ścianie wisiało cudo tego świata. Rękojeść barwiona krwistą czerwienią, przeplatana wijącymi się wokół siebie smokami i idealnie wpasowała się w jego dłoń. Broń była idealnie wyważona, lekka, poręczna i praktyczna. Ra pchnął nią kilka razy, zamachnął się i wyprowadził kilka bloków, aby sprawdzić, czy aby na pewno oręż dobrze wykona swoje zadanie.
Nagle Ra poczuł na ramionach ciężar. Spojrza przychylnie z czułością na miecz i złapał go w obie dłonie. Zimna stal złagodziła dziwne pieczenie.
- Araziel - Powiedział cicho Vlad. Ra mógł przysiąc, że słyszał w jego głosie nutkę tęsknoty. - Miecz należał do mojego syna.
- Miałeś syna? - Chłopak zdziwił się, obracają w stronę wampira. Jego wzrok szukał jakiś oznak zawahania, cienia wątpliwości czy czegokolwiek innego.
- Tak. - Vlad przeciągnął odpowiedź, wzdychając. - Postanowił żyć na własną rękę. Nie wiem gdzie jest, co robi ani czy w ogóle żyje, lecz śmierci z jego strony bym się nie spodziewał.
Ra zamilkł na chwilę , przetrawiając wszystkie informacje i spoglądając co chwila na miecz trzymany w ręku.
- Weź go, jeśli ci pasuje. Nie mam żalu do Alucarda o to, że mnie zostawił. Moje dzieciństwo też do łatwych nie należało.
Ra już chciał zapytać czy Dracula nie podzielił by się z nim informacjami na temat przeszłości wampira, lecz stanowcze kroki Vlada w kierunku wyjścia, utwierdziły go w przekonaniu, że przyjdzie jeszcze czas, aby się wszystkiego dowiedzieć. Jeśli wcześniej chodzącą lodówka wampira nie postanowi kopnąć w kalendarz.
****
Polowanie względem Ra wypadło dobrze. Oczywiście mogło być lepiej, gdyby nie ból promieniujący z rany w boku, ale zabicie ponad stu ghouli było zadowalające. Granatowe niebo usłane gwiazdami zapowiadało bezchmurną noc, a orzeźwiający zefir szarpał liśćmi drzew. Cisza wypełniała okolicę niedaleko zamku Draculi, z którego czujnie spoglądał na łowce. Już przed wyjściem oznajmił, że będzie miał na niego oko w razie jakiś dziwnych komplikacji. Ra nie rozumiał o co chodziło wampirowi. Jakie komplikacje? Czyżby znany krwiopijca wiedział co może się stać, jeśli on uda się na polowanie?
- Albo on zaczyna mi
mieszać w głowie, albo to moje paranoje. - Głos chłopaka nie
brzmiał pewnie. Miał pewne wątpliwości co do obietnic wampira i
co do ich spełnienia. Myślał, że gdy tylko wypije jego krew, od
razu pośle go do piachu, a tu proszę, jeszcze w jednym łóżku
wylądowali.
Ra wzdrygnął się
na samą myśl o chłodnych dłoniach wampira, jego przyjemnym
dotyku, hipnotyzujących oczach i bijącą od nich tajemniczą
czerwienią.
- Nigdy bym nie
pomyślał, że jeszcze zobaczę Araziela w akcji. - Lustro
przemyśleń Ra rozbił czyiś głos. Młody, spokojny.
Chłopak odwrócił
się w stronę jego źródła, zamierając na chwilę. Przed nim stał
wysoki mężczyzna o białych długich włosach, nienaturalnym
kolorze skóry i tych, tajemniczych ślepiach. Ubrany jedynie w
płaszcz, skórzane spodnie i wysokie buty od zbroi, nic sobie robił
z chłodnej nocy. Przy jego pasie wisiał dość długi miecz.
- Kim jesteś? - Ra
ścisnął rękojeść Araziela, gotów by zaraz rozpocząć swoje
natarcie na nieznajomego.
- Spokojnie. -
Mężczyzna uniósł dłoń w uspokajającym geście. - Nie chcę
walczyć.
Ra niespokojnie
się poruszył, unosząc niezauważalnie głowę do góry. Mógł
przysiąc, że w tym momencie Dracula patrzy na niego. Czuł to.
- Czego chcesz? -
Mięśnie białowłosego drgnęły, kiedy zrobił krok do przodu,
złote ślepa błysnęły niebezpiecznie. Ra złapał miecz w dłonie
i uniósł do góry, kierując ostrze na przeciwnika.
- Ojciec nie mówił
ci kim jestem? - Spytał mężczyzna, przystanąwszy. Wiatr zawiał
mocniej, a jego szata zafalowała.
Ra przetworzył w
głowie informacje na różne tematy, o których dyskutowali razem z
Draculą.
- Już się z tobą
zabawił? - Spytał z uśmiechem białowłosy. - Masz na sobie jego
zapach.
- Alucard? - Upewnił
się Ra. - Jesteś synem Vlada.
- Czyli jednak
rozmawialiście na mój temat. - Mężczyzna zniknął i
zmaterializował się chwilę potem za łowcą, dotykając delikatnie
jego ramienia. Ra odskoczył od niego jak porażony prądem,
przyciskając końcówkę miecza do jego nagiej piersi. - Hej,
przecież mówiłem, że nie mam złych zamiarów.
- A ja nie mam w
nawyku ufać wampirom. - Odparł jadowicie Ra.
- Zaufałeś mojemu
ojcu.
Tak, musiał
przyznać w duchu Ra. Jakoś szczególnie nie zadowolił go ten fakt,
jednak musiał przyznać, że znajomość z Draculą ma coś w sobie.
Nie chodziło tu o przyjemność, której doznawał niemalże
codziennie, ale o coś zupełnie innego. On bronił go przed innymi
łowcami.
- Milczysz, a to
oznacza, że mam racje.
Ra już nie lubił
wampira. Nie przypadły mu do gustu. Alucard ponownie zniknął.
Chłopak pojął, że zaraz zmaterializuje się za jego plecami,
jednakowoż kiedy się obrócił nikogo tam nie zastał. Za to poczuł
zimne usta wampira na swojej szyi, zbyt blisko tętnicy, która mocno
pulsowała. Silne dłonie oplotły jego ciało i przycisnęły do
siebie. Ra próbował się opierać, jednak nie mogąc wygrać z
nadludzką siłą krwiopijcy. Ostre kły zachaczyły o jego skóry.
- Alucard! -
Potężny, mroczny i cierpki głos Draculi rozciął powietrze i
skórę białowłosego. Ra poczuł na sobie ciepła maź, klejąca
się do skóry i barwiąc ubranie. Krew, lecz nie jego. - Trzymaj się
od niego z daleka.
Alucard leżał na
plecach na zimnej ziemi z szeroko otwartymi z zachwytu oczami. Jego
kącik ust zadrżał, kiedy zobaczył jak Vlad się nad nim pochyla.
- Witaj tatku. -
Powiedział z u miechem, a Dracula wyczuł w jego głosie sarkazm.
Złapał syna za poły szat i uniósł wysoko do góry.
- Tatku? - Brew
starszego wampira powędrowała do góry. - Zebrało ci sie na
sentymenty?
Alucard spojrzał
to na Ra, to na ojca i z niesmakiem przewrócił oczami.
- Sprawiłeś sobie
nową zabawkę? Ale czy nie powinieneś jej wyrzucić? Zawsze tak
robiłeś.
Ra poczuł uścisk w sercu i dziwne zimno w okolicy mózgu. Jakby jego wspomnienia nagle zaczęły zamarzać. Zamknął na chwile oczy, a gdy je otworzył spostrzegł stojącego przed nim wampira w czerwonej szacie. Ten położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął znacząco.
- Musisz mi to wybaczyć. - Ra nie zdążył zapytać Vlada co właśnie zamierza zrobić. Kiedy kły wbiły się w jego szyję momentalnie odpłynął.
Ra poczuł uścisk w sercu i dziwne zimno w okolicy mózgu. Jakby jego wspomnienia nagle zaczęły zamarzać. Zamknął na chwile oczy, a gdy je otworzył spostrzegł stojącego przed nim wampira w czerwonej szacie. Ten położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął znacząco.
- Musisz mi to wybaczyć. - Ra nie zdążył zapytać Vlada co właśnie zamierza zrobić. Kiedy kły wbiły się w jego szyję momentalnie odpłynął.
****
Obudził się z wiązanka przekleństw, zaciśniętymi dłońmi i ustami, które układały się w wiązką kreskę. Kiedy dotarło do niego także, że leży w łóżku wampira, zrzucił z siebie kołdrę i o mało nie zabił się, schodząc z łóżka. Podreptał z niesmakiem w stronę drzwi i wyszedł na ciemny i zimny korytarz. Spojrzawszy za siebie, ujrzał stojące przy łóżku buty, które ubrał od razu.
Może i był wkurzony, ale zimno mu w nogi nie będzie.
Ra wymaszerował z pokoju i udał się do salonu, skąd dobiegły go ciche strzępy rozmów. Dracula rozmawiał ze swoim synem, ale sens ich wypowiedzi nie dobiegał uszom łowcy. Ściany i drzwi były zbyt grube, nawet gdy przyłożył do nich głowę, a wtedy poczuł zimną dłoń oplatającą jego szyję. Wzdrygnął się, kiedy Vlad przeszedł przez ścianę.
- Wyspałeś się? - Spytał niemalże z troską. Jego oczy emanowały spokojem.
- Dlaczego.... mi to zrobiłeś? - Ra zaciskał dłonie w pięści. Spuścił głowę, jakby bojąc się wzroku wampira.
- Musiałem porozmawiać z synem. - Odparł neutralnie, a łowca w tym momencie spojrzał na białowłosego, który wynurzając się zza pleców ojca, pomachał mu. Jego uśmiech poszerzył się, kiedy Ra dopadło zdenerwowanie. Wampir wyczuł szybsze bicie jego serca, nerwowy urwany oddech i bitwę myśli, jednak tylko on pławił się w uśmiechu, bo Dracula spoglądał krytycznie na swojego kochanka.
- Byłbym rad, gdybyś stąd poszedł - Powiedział do Alucarda, nie obracając się ku niemu.
Alucard wyminął ta dwójkę, łobuzersko łapiąc spojrzenie łowcy.
- Jeszcze się spotkamy. - Powiedział na odchodnym.
Ra doznał nie małego uczucia ulgi, kiedy białowłosy zniknął z jego pola widzenia. Strach ustąpił miejsca konsternacji.
- Alucard nie zrobi ci krzywdy. - Powiedział z czułością wampir. - Nie musisz się go obawiać, lecz proszę też, byś na niego nie szarzował.
Ra od razu zgodził się z prośbą Vlada, po czym nagle stracił grunt pod nogami, świat przed jego oczyma zniósł barwy i rozmył się jak obraz olejny, żołądek podszedł mu do gardła, a umysł zarejestrował, że nie całą sekundę potem stał przed Draculą w jego sypialni. Ponownie.
- Ta rozmowa nie należała do przyjemnych i lekkich. - Vlad zrobił kilka kroków w stronę łowcy. Jego oczy wesoło zamigotały.
Ra chyba w tamtym momencie stracił wszelkie poczucie moralności, trzeźwość umysłu i kontrolę nad ciałem, bo wpił się w usta Draculi tak zachłannie jak zwierz. Wplątał mu palce w długie, czarne włosy przeczesując je i lekko ciągnąc. Przygryzł dolną wargę wampira, słysząc jęk zadowolenia. Dracula od razu pojął grę i chcąc przyciągnąć łowce bliżej siebie, złapał go za biodra. Ra jednak miał trochę inne plany. Otóż teraz to on dokona gwałtu na Draculi.
Aha.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Alucard" i następną linijkę, a potem się cofnęłam, bo zapomniałam, że to nie jest o Alucardzie z Hellsinga, więc nie mówią o Vladzie xD