poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Hermes poległym żołnierzem - rozdział 18

Co powiecie na następny rozdział Hermesika "D



- Od kiedy o tym wiecie? - Makube poruszył się niespokojnie w fotelu, okiem łypiąc na siedzącego obok niego Maxwella. Mężczyzna wydawał się być opanowany, ale w środku się w nim dosłownie gotowało. Każdy kto choć krzywo spojrzy na członka organizacji Iscariot, może spotkać się z gniewem Maxwella.
- Od nie dawna. - Integra zaciągnęła się papierosem. - Po ostatnich wydarzeniach, Alucard uchylił rąbka tajemnicy.
- Chyba nie muszę mówić, że to ma zostać między nami? - mruknął ostrzegawczo Maxwell, mrużąc oczy. - A poza tym… - spojrzał kątem oka na Makube … - ostrzegam Hellsing. Jeszcze jeden taki wyskok ze strony twojego psa i po naszej umowie.
Integra uniosła jedną brew do góry.
- Nie chcę zachodzić ci za skórę, bo oboje mamy swoje problemy, ale Alucard chyba wie, że Natalie to nie żaden pieprzony nadczłowiek. O jedną pomyłkę za dużo i dziewczyna straci życie.
- Rozumiem, ale muszę ci przypomnieć, że to właśnie ona zaczęła ten spór – widziała, jak Makube skinął głową, natomiast Maxwell zagryzł zęby.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że to nadal dziecko.
- Powinniście staranniej dobierać członków oddziału.
- To samo mogę powiedzieć o tobie Hellsing.
Obydwoje wyglądali jak wkurzone szopy, a włosy na ich głowach najeżyły się niebezpiecznie, z oczu ciskali piorunami, a dziwne i przerażające pomruki czy warknięcia przywodziły na myśl naprawdę zdenerwowanych drapieżników.
- Dobrze, dobrze moi drodzy – Makube wstał i rozdzielił ich skrzyżowane, pełne nienawiści spojrzenia. - Nie spotkaliśmy się, aby drzeć koty, ale, aby nie dopuścić do upadku morałów naszych podopiecznych, prawda?
Integra odchyliła się na fotelu, Maxwell zrobił to samo, ale z ociągnięciem, jednak w końcu oboje skinęli głowami.
- Świetnie – skwitował, dumny z siebie Makube. - Wróćmy do tego incydentu sprzed siedmiu lat: proszę Panią, Pani Hellsing, aby Pani… hmm...sługa, nie powiedział o kilka słów za dużo na ten temat i to jeszcze przy Natalie.
- Nie wiem dlaczego tak wam zależy, aby utrzymać to w tajemnicy – Integra sięgnęła tym razem po cygaro. - Przecież i tak kiedyś się dowie, a jeśli będziecie to przed nią ukrywać, to tylko pogorszycie sprawę. Lepsza gorsza prawda, niż najlepsze kłamstwo.
Maxwell skinął głową ze spokojem.
- Wiemy, ale jak na razie nie chcemy jej denerwować.
- Boicie się, że zwróci się przeciw wam? Przecież macie takie wspaniałe oddziały.
- Nie o to chodzi – wtrącił Makube. - Natalie ma teraz problemy i chcemy jak najbardziej ograniczyć jej przykrości, a to… nie jest łatwa sprawa.
- Jak chcecie – mruknęła. - Porozmawiam z Alucardem.


Ciemna noc zawitała nad naszymi głowami. Gęste od przechodniów ulice, teraz zionęły pustkami. Latarnie migały, jasno oświetlając chodnik pół okręgiem.
- Prawie jak w horrorze – oznajmił wampir, lustrując wystawę sklepową. Także się jej przyjrzałam.
Manekiny wszakże ubrane, sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały się poruszyć i rzucić się na nas.
- Ale masz wyobraźnię – szepnęłam, a wampir zmierzwił moje włosy. Fuknęłam na niego. - Manekiny nie mogą ożyć.
- Chcesz się założyć?
- Spadaj – odeszłam od niego na kilka metrów. - I nawet nie próbuj – zgromiłam go zimnym spojrzeniem.
Wiatr zawiał mocniej, więc szczelnie zapięłam płaszcz. Idzie jesień, pomyślałam przelotnie.
- Co z naszym przyjacielem, który miotał białymi kuleczkami? - spytałam, gdy skręciliśmy w ciemną uliczkę, a potem wyszliśmy naprzeciw rezydencji.
- Nie wiem – odparł Alucard. - Powiedziałem wszystko Integrze, a ona obiecała, że to sprawdzi – przeczesał palcami czarne włosy, które zakołysały się pod wpływem pędu wiatru.
- Czyli trzeba czekać – westchnęłam bezsilnie.
Rezydencja była całkiem okazała, gdyby jednak nie fakt, że była opuszczona, a środku czekały na nas ghule. Za każdym razem, gdy zjawiałam się na miejscu, które obejmowało obszar oraz sprawę ghuli, robiło mi się potwornie zimno.
- Chodźmy – wskoczyłam na pierwszy schodek. - Chcę już to mieć za sobą.
Alucard pchnął wielkie drzwi, z których posypały się małe drewienka, zostawiając za sobą dziury. Sufit był wysoko nad nami, prezentując znakomicie wykonane malowidło aniołów i Trójcy Świętej. Mankamentem tego był jednak czas, który nieubłaganie płynął zbyt szybko i zostawił za sobą ślady w postaci odpadającego tynku i wyblakłej farby.
- Mogli by to wszystko odnowić, jak skończymy z ghulami.
Po prawej stronie wiły się schody, wyłożone czerwonym materiałem, balustrada w połowie została rozpracowana prze szczury i mole, a żyrandol, który niebezpiecznie trzeszczał, zaraz mógł spaść nam na głowy.
- Nie podoba mi się to – powiedziałam od nie chcenia.
- I prawilnie – poznałam ten głos od razu.
Alucardowi nie trzeba było mówić, by zaraz zaczął strzelać we wszystkich kierunkach, z których nadciągnęły do nas ghule. Potwory swoimi obślizgłymi łapami zaczęły machać w naszą stronę.
- Gdzie on jest? - spojrzałam kątem oka na wampira, który jedynie wzruszył ramionami i strzelał dalej. - Dobra – fuknęłam. - Sama go poszukam.
- Nie – rozległ się gniewny głos wampira. - I nie myśl, że coś z tym zrobisz. Idziemy oboje, bo tym razem możesz nie mieć tyle szczęścia.
- Opiekunka się znalazła – wbiegłam po schodach, omijając naturalne przeszkody w postaci gruzu i desek oraz jednej wielkiej kolumny zwalonej na samej górze.
Przeskoczyłam zwinnie rozwaloną konstrukcję, ominęłam porozrzucane po podłodze obrazy, lecz nie zauważyłam jak moja noga wplątuje się między nogi przewróconego krzesła w efekcie czego wywinęłam orła, przeturlałam się przez długość korytarza, aż pod ścianę i potylicą uderzyłam w klamkę od drzwi.
Usłyszałam śmiech Alucarda.
- Może byś mi pomógł – warknęłam, patrząc na niego spod byka. Trudno było mi się wyplatać z krzesła, więc wampir po chwili mnie z niego wyciągnął i postawił na równe nogi.
Rozmasowałam z tyłu głowę, czując nadchodzący, pulsujący ból. Następnie podjęłam przerwany bieg i lawirowanie między porozrzucanymi wszędzie rzeczami. W pewnym momencie coś przeleciało obok mojej głowy z potwornym świstem.
- Uważaj – krzyknął Alucard.
Następną kulkę odbiłam sztyletem. Ta potoczyła się po podłodze i nagle wybuchła oślepiającym, białym światłem, a pisk, który usłyszałam zwalił mnie z nóg.
- Trzeba się nim zająć, inaczej nie da nam spokoju – wampir chwycił mnie za ramię i wyciągnął z białej kopuły.
Korytarz prowadził cały czas prosto, a na jego końcu były wielkie drzwi, które – o dziwno – były otarte. Weszliśmy do środka. Biblioteka, w której się znaleźliśmy była ogromna: drewniane półki upadały pod ciężarem książek oprawionych w skóry i twarde obicia. Niektóre z regałów leżały na podłodze, lub w dziurze, którą pod sobą stworzyły poprzez ciężar. Przez wielkie balkonowe okno wpadała łuna jasnego światła. Przed oknem dostrzegłam postać w kapturze, nie miała tym razem na sobie maski, bo w najlepsze spożywała jabłko.
- Jak dobrze, że tu jesteście – zawołał donośnym głosem, a białe kule na rozkaz jego ręki okręciły się wokół nas i powirowały jak tornado do góry.
- Co tu się dzieje? - spytałam, całkowicie zdezorientowana.
Mężczyzna stanął w łunie, a jego cień objął nasze. Ręką wskazał na stolik, który stał w rogu, a na którym stał włączony projektor oraz laptop.
- Sama zobacz.
Niepewnie spojrzałam na Alucarda, a on wzruszył jedynie ramionami.
~ Jemu nie można ufać, pamiętaj
~ Wiem, ale jeśli się dowiemy czego chce, może także zgadniemy kim jest?
Alucard zacisnął dłoń na moim ramieniu.
- Będę cię osłaniał – szepnął.
Podeszłam wolnym krokiem do stolika, co chwilę patrząc na mężczyznę i Alucarda, który mierzył w niego z pistoletu. Laptop był włączony, a na pulpicie – na samym środku – widniała tylko jedna ikonka video.
- Co to jest? - spytałam
- Mówiłem – zrobił krok w moją stronę, ale słysząc jak wampir odbezpiecza broń, zatrzymał się. - Sprawdź sama. Przekonasz się kto naprawdę jest ci wierny i chce twojego dobra. Ludzie, którymi się otaczasz, wcale nie pragną, by świat stał się lepszy, a jedynie pogarszają obecną sytuację.
Nim włączyłam filmik chciałam go wysłuchać.
- O co ci chodzi? Czego ty w ogóle od nas chcesz? Atakujesz niepotrzebnie, a teraz to?!
- Chcę twojego dobra, Natalie Heftnire.
Nie zdołałam wydusić z siebie żadnego słowa.
- Twoje pełne imię, Natalie Heftnire – powiedział, opierając się o ścianę przed oknem. Ugryzł jabłko, a ogryzek odrzucił gdzieś za siebie. Mimo, że światło padało na jego sylwetkę, to za żadne skarby nie mogłam dostrzec jego twarzy, jednak głos… głos coraz bardziej kojarzył mi się z kimś, kogo znam. - Urodzona w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku, trzynastego marca o godzinie trzeciej nad ranem.
- Skąd to wszystko wiesz? - spytałam, rad, że jednak ktoś mógł coś o mnie wiedzieć. Nawet jeśli był to nasz wróg. Jest wiele sposobów, by wydobyć z ofiar potrzebne informacje. - SKĄD?! - powtórzyłam głośniej, gdy nie dostałam odpowiedzi.
- Może kłamać – powiedział spokojnie wampir, zbliżając się do mnie.
Alucard stanął za moimi plecami i spojrzał na laptopa, cały czas celując w mężczyznę.
- Wiem, ale to też może być prawda – szepnęłam.
- Przekonasz się czy mówię prawdę, czy jednak kłamię – wskazał na urządzenie, a potem odsunął się, by łuna światła padła na przeciwległą ścianę. Wampir włączył film, a to co zobaczyłam….
Moje życie w tamtym momencie stanęło w miejscu.

3 komentarze:

  1. Dobry rozdział, robi się tajemniczo i jestem ciekawa co będzie dalej. Pssssyt... na końcu cisnął mi się, choć to dziwne i w ogóle, na usta słynny cytat: I'm your father. Nie przejmuj się, ale może się przez to uśmiechnęłaś xD
    Podczas czytania rzucił mi się w oczy fragment: "Korytarz prowadził cały czas prosto, a na jego końcu były wielkie drzwi, które – o dziwno – były otarte. Weszliśmy do środka. Biblioteka, w której się znaleźliśmy była ogromna(...)" to powtórzenie słowa "były/a" troszeczkę rzuca się w oczy.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst o szopach zrobił mi nieodwracalną krzywdę na umyśle.

    OdpowiedzUsuń