środa, 26 października 2016

Hermes przebaczeniem, smutkiem, żalem - rozdział 24

- Z-zmienisz mnie? - otwarłam szeroko oczy. Byłam wtulona w jego klatkę, opierając na niej dłonie, które zacisnęłam na czarnej kamizelce. - Nie… - szepnęłam. - Nie chcę być taka jak ty.
- Natalie, umierasz, a ja temu zapobiegnę – odsunął mnie od siebie, patrząc prosto w oczy. - Nie chcesz umrzeć.
Zadrżałam.
- Skąd wiesz?
- Kiedy nie panujesz nad emocjami, twoje myśli są naprawdę głośne – uśmiechnął się lekko.
- Przestań mieszać mi w głowie – warknęłam, odstępując od niego. - Nie chcę być taka jak ty. Ja cię nienawidzę, Alucard. Nie rozumiesz tego?
- To zabolało.
- I miało – skierowałam się w stronę wyjścia z ogrodu. - Odejdź stąd i nigdy już nie wracaj.
Słyszałam jak coś mruczał pod nosem, ale nie zawróciłam. Miałam go dość za wszystkie czasy. Pisane jest mi umrzeć tak, a nie inaczej.
- Więc chcesz się poddać? Chcesz uciec z podkulonym ogonem, jak tchórz? Boisz się stanąć do walki z losem?
Zatrzymałam się. Jednym ruchem, na przekór sobie zdjęłam z siebie arafatkę, kurtkę, a później bluzkę, odsłaniając wszystkie blizny. Jedna, największa ciągnęła się od prawej łopatki wzdłuż całych pleców, a kończyła się przy kości ogonowej – pamiątka po jednej nocy z szaleńcem, kiedy pracowałam w domu publicznym. Więcej blizn pokrywało moją klatkę i ręce.
- Widzisz? - szepnęłam ze smutkiem, będąc nadal obrócona do niego tyłem. - To jest ludzkie cierpienie. To trwało zbyt długo, bym mogła zapomnieć. - Obróciłam się w jego stronę, wyciągając przed siebie ręce i ukazując kolejne rany. - Okaleczałam swoje ręce, by zapomnieć o bólu, jaki przyszedł wraz ze śmiercią matki. Zniszczyłeś nieodwracalnie moje życie, Alucard. Tego nie da się już naprawić.
Zrobił krok w moją stronę.
- Nie podchodź! - krzyknęłam ostrzegawczo. Między nami zalęgła długa cisza, którą przerywał jedynie wiatr szarpiący liście drzew. - Chciałabym ci zaufać, wybaczyć, bo przez chwilę naprawdę cię polubiłam, nasze kłótnie, dogadywanie sobie i takie tam, ale… Ale po tym, jak prawda wyszła na jaw już dłużej nie mogę znieść myśli, że istniejesz. Byłeś kiedyś człowiekiem, owszem, ale zatraciłeś się w zemście, mordzie i w piciu krwi. Teraz jesteś potworem i nic tego nie zmieni.
Milczał przez cały czas, wpatrzony we mnie, w moje oczy, które na nowo się zaszkliły.
- Ty już nie wiesz czym jest ból, smutek i cierpienie – obróciłam się, ubierając. - W tobie nie ma już żadnych uczuć, Alucard. I nawet gdybyś chciał to zmienić – ostatni raz spojrzałam mu w oczy – to już za późno.
Złapał mnie za ramię, pociągnął w swoją stronę i przytulił, otulając ciepłym płaszczem. Zaczęłam się wyrywać niemalże od razu, kiedy pojęłam co się stało. Nie krzyczałam, bo nie widziałam w tym sensu, a jedynie sprowadziłabym na nas większe kłopoty w postaci wkurzonego na maksa Alex'a, Maxwell'a i Makube.
- Pozwól mi poznać swój ból -szepnął mi do ucha.
- Przestań i puść mnie – warknęłam.
Wbił kły w moją szyję, a ja cicho krzyknęłam z bólu. Moją głowę zalała fala emocji, które towarzyszyły mi, kiedy zmarła moja matka. Nie mogłam się ruszyć, a obraz przed oczami przykrył koc wspomnień. Oglądałam każdą chwilę, którą spędziłam z rodziną, widziałam ich śmierć, a potem obraz zmienił się i ukazała to co niegdyś przeżył wampir.
W oddali zamajaczył mi wielki zamek, wokół którego zebrała się spora ilość ludzi z narzędziami rolniczymi. Krzyczeli coś, lecz ja nie mogłam tego usłyszeć. Kolejną rzeczą, którą zobaczyłam były wielkie zamkowe drzwi, przez które prześwitywał promień jasnego światła. Drzwi otworzyły się, a w środku zobaczyłam kobietę o długich blond włosach, niebieskich oczach i sympatycznej twarzy, która trzymała na ręce dziecko. Płaczące niemowlę wymachiwało rączkami, jakby chciało coś złapać, jednak jego ręka opadła na inną, większą dłoń należącą do mężczyzny. Rozpoznałam w nim Alucarda, jednak wtedy wyglądał zupełnie inaczej. Z wyglądu był nieco starszy niż teraz, włosy miał dłuższe, związane w luźny kucyk, a jego oczy nie były czerwone, lecz brązowe. Dziecko po sekundzie się uspokoiło, kiedy tylko go zobaczyło. 
Przełknęłam ślinę, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Ten Alucrd, którego teraz widziałam, w ogóle nie przypominał tego, którego znam. Różnili się od siebie diametralnie – wyglądem oraz zachowaniem. Ten był miły, ciepły i troskliwy w stosunku do dziecka, jak i żony, którą kochał nad życie. Natomiast ten, którego przyszło mi poznać był opryskliwy, cyniczny i egoistyczny. 
Wszystkie jego odczucia napłynęły do mnie ze zdwojoną siłą, kiedy drzwi do wielkiej komnaty otworzyły się całkowicie, a w progu stanął rozwścieczony tłum, wymachujący orężem. Obraz przed moimi oczami nagle stał się mglisty, a potem czarny. 
Otworzyłam oczy, nabierając szybko oddechu. Mój wzrok od razu padł na pokryte żółtymi liśćmi drzewa. Mrok całkowicie otulił okolicę, a ja poczułam przenikliwe zimno. Podniosłam się do siadu, masując bolące skronie. Pod palcami poczułam materiał, który okazał się być płaszczem wampira, natomiast sam Alucard stał oparty o drzewo naprzeciwko.
Uniósł na mnie swe błyszczące, czerwone ślepia.
- Teraz już wiesz wszystko. Poczułaś to co ja czułem, kiedy straciłem bliską mi osobę. - Podszedł do mnie, ukląkł naprzeciwko, łącząc dłonie. - Natomiast ja poczułem wszystko, to co ty czułaś, kiedy zabiłem twoją matkę.
- Co ty do cholery chcesz mi udowodnić? - warknęłam. - Odstawiasz szopkę z projekcją i myślisz, że ci uwierzę?
- Okłamujesz sama siebie. Czułaś to wszystko i temu nie zaprzeczysz – jego oczy zalśniły, a ja poczułam jeszcze większy chłód. O dziwko, kiedy mój wzrok padł na resztę ciała, spostrzegłam, że byłam kompletnie ubrana. - Obydwoje straciliśmy ważne dla nas osoby, czujemy pustkę, ból i smutek, jednak moją żonę zabili ludzie, a twoją matkę zabiłem ja.
- Trafne spostrzeżenie, potworze.
- Przestań mnie tak nazywać.
- A tak nie jest? - odtrąciłam jego dłoń, kiedy chciał złapać mój podbródek. - Alucard zrozum, ja nie mam na sumieniu, żadnego ludzkiego życia, a ty za to masz ich setki, miliony, jak nie więcej.
- Wiem – odpowiedział niemalże od razu.
- Nie, nie wiesz. Próbujesz stać się kimś innym, ale ci to nie wychodzi.
- Jedyne co mi nie wychodzi, to wytłumaczenie ci, że ja też mam uczucia i wielu rzeczy żałuję.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Pokazać ci? - obnażył kły, a ja od razu przyłożyłam rękę do szyi.
- Nie – odparłam stanowczo. - Na dzisiaj wystarczy. Pewnie się o mnie już martwią.
Spróbowałam wstać, ale nagle zabrakło mi sił.
- Nie ruszaj się jeszcze. Twój organizm musi się zrestartować, po tym co ode mnie przyjął.
Wszczepiłam paznokcie w jego płaszcz. Nagle stałam się bardzo zła.
- Zmieniłeś mnie? - spytałam niepewnie, aczkolwiek mój głos nie zadrżał, jedynie stał się ostry jak żyletka.
- Nie, nie zmieniłem – odetchnęłam niezauważalnie z ulgą. - Natalie – zaczął po chwili, niskim głosem, od którego przeszły mnie ciarki.
Naszedł go sentyment?
- Spójrz na mnie – uniósł moją twarz. - Chcę cię ochronić, chcę byś żyła. Odtrącasz moją pomoc i chcesz wziąć wszystko na swoje barki.
- Owszem.
- Więc może podzielisz się tym ciężarem ze mną?
- Czy ty coś sugerujesz?
Chwila milczenia.
- Widziałaś jaki byłem – zgodziłam się ruchem głowy, a on kontynuował: - kochałem swoją rodzinę, gotów byłem oddać za nią życie. Potrafię kochać i współczuć. Żałować i cierpieć. Chcę ci pomóc.
- Ja… - pokręciłam głową. - Nie wiem. To trudne. Nie potrafię ci od tak wybaczyć. Chciałabym, ale…nie potrafię – dodałam ciszej.
- Nie zmuszam cię do tego. Do dziś nie jestem w stanie sobie wybaczyć tego, że pozwoliłem mojej rodzinie zginąć.
Wstałam, ignorując ból. Alucard złapał mnie za ramię i podtrzymał.
- Jasna cholera – warknęłam, zamykając oczy.
Tak naprawdę moja złość już minęła. Teraz byłam obojętna na jakiekolwiek nowe informacje w związku z moją rodziną. Ich już nie było, przez większość życia przeszłam sama, o własnych siłach zdobyłam to co dziś mam. To wszystko mnie zbudowało. Nagłe pojawienie się Alucarda tylko wzmocniło fundamenty. Kiedy wampir nie wywierał na mnie presji i nie przypominał o bolesnej przeszłości, czułam, ze świetny z niego kompan, lecz nie umiałam tego przed sobą przyznać. W rzeczywistości czułam się naprawdę samotna, bo nikomu nie umiałam wyznać co naprawdę czuję. Wampir bez wahania wszystko mi opowiedział i teraz czułam się winna.
- Muszę wracać – powiedziałam, kierując się ku wyjściu z zagajnika. - Przemyślę to wszystko na spokojnie i zastanowię się co dalej.
Mój wzrok padł na słońce chowające się za linią horyzontu. Kiedy zrobiłam krok, natychmiast coś mnie powstrzymało. Wampir obrócił mnie ku sobie i złożył krótki pocałunek na czole.

poniedziałek, 17 października 2016

Hermes słodkością - rozdział 23

Natchnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę. Widniejący na niebie księżyc świecił jasno, a gwiazdy poruszały się powoli jak fala. Zimno zawładnęło moim ciałem, wywołało dreszcze, na moment sparaliżowało.
- Dobrze się czujesz? - spytała wyłaniająca się z ciemności Kat. Opuściłam na nią wzrok, zbywając nikłym uśmiechem.
- Oczywiście – odparłam szybko. - To tylko jakieś dziwne przeczucie.
- Stanie się coś złego? - spytała niepewnie, drżąc niepewnie od przenikliwego zimna.
Zbliżała się jesień i teraz zwykła koszula z krótkim rękawem oraz spodenki nie wystarczą. Poprawiłam płaszcz z logiem Iscariot oraz dwa sztylety przy pasie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Jesień już blisko, a co za tym idzie i moja śmierć.
- No coś ty – poczochrałam jej włosy. Kat nadal była mniejsza ode mnie. - Co może się złego stać?
- Bo ja… - zawahała się. - Słyszałam waszą rozmowę z ojcem Makube. To prawda, że ktoś nas zaatakuje.
Zrobiłam wielkie oczy, ale zachowałam spokój.
- Przecież jest z nami Alex, prawda? - spojrzałam na wychodzącego z budynku księdza, który uśmiechał się miło. Kat obejrzała się.
- To co? - spytał Alex, podchodząc do nas. - Kolacja w Macku?
- Nigdy bym nie pomyślała, że usłyszę to od ciebie.
Pogodziłam się z losem, który zaofiarował mi szybką śmierć. Może to kara za grzechy przeszłości?

Alucard otworzył oczy, prychając. Śnił bardzo rzadko, jednak kiedy już to musiało mu się przytrafić, nie mógł oponować. Wszystko przychodziło samo, a on nie miał na to wpływu. Zamachnął się, strącając ze stolika stojącego obok kieliszek z winek, które wylało się na ziemię. Skądś spłynęła krew.
- Ty tylko na kacu potrafisz śnić? - odezwał się kobiecy głos obok. Alucard jak na komendę złapał się za boląca głowę.
- Skąd wiesz? - spytał słabym głosem.
- Po pierwsze – zaczęła ochoczo kobieta, przysiadając się na łóżko, gdzieś w ciemnym kącie pomieszczenia. - Jestem twoim mistrzem, ja wiem takie rzeczy. Po drugie, kiedy śnisz, to krwawisz, jak już sam mogłeś to zauważyć.
Wampir z nadludzką szybkością dopadł ją na łóżku, przycisnął własnym ciałem do materaca, a dłonie kobiety unieruchomił po bokach głowy. Zaśmiała się, co zbiło go lekko z tropu.
- Na tym świecie żyło i żyje kilka osób, których nie potrafisz skrzywdzić – powiedziała wolno, wyłapując wzrokiem malujące się na jego twarzy różne emocje.
- Czyżby? - obnażył kły, zbliżając się do jej szyi.
- Owszem – rozluźniła się.
- Kto na przykład?
- Ja, Walter, Victoria, Mina i Natalie…
- ….pakt już nie obowiązuje, więc mogę ją nawet zabić – mruknął, przesuwając kłami po jej delikatnej skórze. - Zrobię to nawet z przyjemnością.
- Zobaczymy.
- Rzucasz mi wyzwanie, mistrzu? - podniósł na nią swoje wyblakłe, czerwone oczy. Nie było w nich iskierek zadowolenia.
- Nie, ale… - wyswobodziła się z jego uścisku - … nie dałbyś rady jej zabić.
Zastanowił się.
- Dlaczego?
- Sam sobie odpowiedz – wstała i wyszła, zostawiając wampira z natłokiem dziwnych myśli i emocji.


- Po co to wszystko? - spytałam, widząc w moim pokoju torby ze słodkościami. W sumie trochę cukru nie zaszkodzi.
- Prezenty – powiedział wesoło Vincent, stojący za nią w drzwiach. - Od wszystkich.
- Nie potrzebuję litości – spojrzała na niego z boku. - Jedynie spokoju.
- To też możemy ci zagwarantować – poklepał mnie po ramieniu i obszedł dobierając się do toreb ze słodkościami.
Podeszłam do okna, wyglądając na zewnątrz, gdzie wielkie ogrody sięgały horyzontu. Może poszłabym na spacer, potrzebuję świeżego powietrza, ciszy i spokoju, jednak przy Vincencie będzie do niemożliwe.
- Wychodzę – powiedziałam, ubierając skórzaną kurtkę i szarą arafatkę, którą obwiązałam dookoła szyi tak szczelnie, że żaden wiatr nie będzie mógł się przez nią przebić.
Vin spojrzał na mnie pałaszując w najlepsze.
- Mam tu zostać? - spytał, a ja westchnęłam, puszczając ręce.
- Jak chcesz, ale jeśli nie zostawisz mi choć jednego batonika, powiem Makube – widziałam jak zadrżał, co wywołało u mnie cień uśmiechu.
  Na dworze powitał mnie powiew wiatru, który szarpnął moimi włosami. Nie chcą mieć z nimi więcej do czynienia, wyciągnęłam z kieszeni spodni gumkę i zrobiłam warkocza, który opadł na moje prawe ramię. Schowałam dłonie do kaps i ruszyłam w kierunku wejścia do ogrodu, gdzie w końcu będę mogła zaznać trochę spokoju, po ciągłej kłótni z lekarzami.
Nie mogłam dłużej słuchać, jak namawiają mnie do brania chemii, która i tak mi już nie pomoże. Jednak dzięki niektórym lekom, które przyjmowałam na każdej, comiesięcznej rutynowej kontroli, mój wygląd się nie zmienił, za co byłam ogromnie wdzięczna, bo nie musiałam chować gołej głowy pod czapką.
Weszłam do ogrodu przez małą, uchyloną furtkę, zanurzyłam się w jego głąb, gdzie większość roślin zniżała się ku ziemi i odnalazłam ławkę, na której usiadłam, wpatrując się w last naprzeciwko. Razem z Makube często chodziliśmy zbierać tam grzyby, potem robiliśmy z nich zupę, marynowaliśmy je, albo mieszaliśmy z jajecznicą. Makube był świetnym kucharzem, nie to co Vincent, który potrafi postawić wodę na herbatę bez wody.
Westchnęłam. W sumie to rak jest najlepszym sposobem na śmierć. Można pogodzić się z nieuniknionym przez długi czas. Kiedy umrę już nic nie będzie mnie interesować. W przeciwieństwie do szybkiej śmierci, rak pozostawia nam jeszcze jakiś czasu, podczas którego możemy zrobić to na co zawsze mieliśmy ochotę. Można pożegnać się z bliskimi, zastanowić nad swoimi marnym życiem, pozostawić po sobie ostatnie wiadomości, albo odwiedzić jakieś wyjątkowe miejsca. Po raz ostatni posłuchać ulubionej piosenki, poczytać ukochaną książkę.
Zaśmiałam się. Nigdy w sumie nie tańczyłam na balu, ubrana w piękną suknię z królewiczem z bajki. Uniosłam głowę do góry, patrząc jak ptaki tworzą wielki klucz, odlatując do krajów, gdzie powita je ciepło i słońce.
- Natalie? - usłyszałam znajomy i zarazem znienawidzony głos. Dłonie, które skrywałam w kapsach, zacisnęłam w pięści, zgrzytnęłam zębami.
- Czego tu chcesz? - warknęłam wściekle, nawet nie odwracając wzroku. Przeniosłam go natomiast na drzewa, na których liście już malowały się innymi kolorami.
- Porozmawiać – podszedł. Słyszałam stukot jego butów.
- Nie mamy o czy, potworze. Zniszczyłeś moje życie, to ci nie wystarczy – nie wytrzymałam. Wstałam gwałtownie z ławki i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie. - Musisz mnie jeszcze nachodzić?
Spuścił głowę, co kompletnie mnie oszołomiło. Potwór wyraża skruchę? A to dobre. Nad naszymi głowami zebrały się szare chmury, a blade promienie słońca powoli zaczęły się chować.
- Nie rozśmieszaj mnie – przeniosłam wzrok na różę bez płatków.
- Nie mam zamiaru, po prostu długo myślałem…
- … ty?! Myślałeś?! - zaśmiałam się ironicznie. - Skończ z tymi żartami i wypad, bo zawołam Alexa.
- Może obejdziemy się bez świadków? - zrobił kilka kolejnych kroków w moją stronę, przez co ja mimowolnie się cofnęłam.
- Alucard ja nie żartuję – powiedziałam głośniej, marszcząc czoło.
- Ja też nie, dlatego porozmawiajmy jak ludzie – ponownie postąpił krok do przodu, a ja cofnęłam się, natrafiając ręką na różę pnące się w górę po białej kracie. Syknęłam, gdy zahaczyłam o ostre kolce.
- Ty nie jesteś człowiekiem, a potworem. Nie zrozumiesz co czuje smutny człowiek, który jest na skraju życia, balansujący na naprawdę cienkiej linie. - Obejrzałam krwawiącą dłoń.
- Byłem człowiekiem – on też podniósł głos. Wiatr szarpnął jego włosami, które lekko się zakołysały. - Do dziś noszę w sercu ból po utracie ukochanej. Zrozum, ja też mam jakieś uczucia.
- NIE MASZ! - krzyknęłam, zamykając oczy, z których pociekł łzy. - Inaczej byś jej nie zabił – powiedziałam ciszej, czując w sercu narastający ból.
Odpowiedziała mi cisza.
- Nie chcę mieć w tobie wroga, Natalie – widziałam czubki jego butów, falujący, czarny płaszcz, a potem poczułam jego zimny oddech.
Szybko podniosłam głowę do góry. Górując nade mną, świdrował mnie zmęczonym spojrzeniem bladych oczu. Dosłownie przez ułamek sekundy przemknęła mi przez głowę myśl, że on też cierpi, ale potem stworzyłam wokół siebie mur, który wywalił te bzdurne myśli.
- Stałeś się nim w dniu, kiedy zabiłeś mi rodzinę – szepnęłam ze smutkiem.
- Wiesz, że o tym nie wiedziałem – złapał mnie za rękę i podniósł ją do góry, spoglądając na krew, która pociekła po moim nadgarstku. - Goniłem wampira, który mógłby zabić was obie. Ty żyjesz.
- Już nie długo – uśmiechnęłam się kącikiem ust. - Mam raka.
- Wiem – zdziwiło mnie to. - Dowiedziałem się o tym, kiedy Maxwell zerwał nasz pakt.
No proszę, jak szybko rozchodzą się plotki u naszych drogich księży.
- Jeśli o tym wiesz, to zostaw mnie raz na zawsze w spokoju. Chcę chociaż umrzeć, wiedząc, że jesteś gdzieś daleko.
Jego twarz się nie zmieniła, pozostała obojętna i zimna, jak całe jego ciało.
- Nie zostawię – powiedział po chwili. - Nie będziesz sama.
- Owszem, bo mam tu rodzinę.
- Nie – rzekł zbyt szybko, co zbiło mnie jeszcze bardziej z tropu. Uniosłam brew do góry. - Nie – powtórzył wolno. - Masz mnie.
Zbliżył moją rękę do swoich ust i zlizał krew. Byłam sparaliżowana tym co się właśnie stało, nie mogłam się ruszyć.
- Kiedy Integra dobitnie uświadomiła mnie o tym, że na tym świecie żyją oraz żyły osoby, których nie mógłbym zabić, wymieniła także ciebie – otworzył oczy, w których na nowo zabłysnęły iskierki. - Biłem się z myślami, głowiłem i doszedłem do wniosku, że miała racje. Pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłam miałem ochotę cię zniszczyć, bo wiedziałem, że coś jest nie tak. Każdej kolejnej nocy zastanawiałem się co się z tobą dzieje, co się ze mną dzieje. Od czasów, kiedy żyła Mina nie pokochałem nikogo, bo uważałem, że ludzie są zwykłymi śmieciami, które trzeba usunąć z tego świata. Tak długo przyswajałem tą myśl, że była mi ona priorytetem, ale kiedy poznałem ciebie, coś się zmieniło. Nie miałem pojęcia, a nawet nie chciałem myśleć, że oprócz Miny spotkam kogoś jeszcze, kto mnie zmieni.
Słuchałam go z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Dopuszczałam do siebie myśli, które przedstawiały mi obraz tego, że wampir kłamie, ale szybko zostały one zbite przez te dobre, które całkowicie mu współczuły z powodu śmierci ukochanej. Alucard był człowiekiem, który kochał, płakał, śmiał się i smucił. Utrata kogoś bliskiego zmieniła go diametralnie w potwora.
- Przestań – szepnęłam, zaciskając zęby i powieki. Dlaczego akurat w tym momencie zaczęły mnie nagabywać dobre myśli i wspomnienia o wampirze. Chwile, które razem spędziliśmy, misje, na których się kłóciliśmy i momenty, gdy Alucard wściekał się jak dziecko. - Zamknij się, nie chcę cię słuchać.
Chciałam, bo miał pieprzoną rację.
- Nie musisz być teraz sama.
- Nie jestem sama – szarpnęłam delikatnie ręką, którą trzymał. - Mam rodzinę, która mnie wspiera.
Zamilkł.
- Pozwól mi sobie pomóc. Nie musisz umierać.
- Po co? - spojrzałam na niego szklistym wzrokiem.
- Jesteś jeszcze dzieckiem. Niedoświadczona, naiwna i słaba. Bierzesz na siebie zbyt wiele odpowiedzialności.
- Skąd ty o tym możesz wiedzieć?
- Bo czułem to samo co ty, kiedy siedziałem ci w głowie – krzyknął. - Poznałem twój ból i smutek.
Zamurowało mnie. No tak, przecież na misji czytał moje myśli, ale skąd mogłam wiedzieć, że też może poczuć to samo co ja?
- Gdybym wtedy wiedział, jak to wszystko się skończy, to uratowałbym was. Nie musisz mi wybaczać, bo wiem, że tego nie zrobisz, ale chociaż pozwól mi sobie pomóc. Nie musisz umierać.
- Czy ty się słyszysz?! Alucard, to jest rak, na to nie ma lekarstwa. Nawet pieprzona chemia nie pomoże.
- Ona nie, ale ja tak.
- Co?
Przyciągnął mnie do siebie.
- Wiem, że nie chcesz umierać – oparł dłonie na moich ramionach, ściskając je lekko. - Zmienię cię, wtedy twój organizm sam zwalczy raka.

piątek, 7 października 2016

Liebster Blog Award

  "Nominacje do Liebster Blog Award otrzymuje się od innego autora lub autorki w ramach pochwały za "dobre wykonaną pracę". Zwykle jest ona przyznawana dla autorów blogów o niższej popularności. Jest to szansa na ich promocję i zdobycie większego grona czytelników. Po odebraniu tej nominacji należy odpowiedzieć na pytania, otrzymane od nominującego. Następnie wyznaczyć kolejne jedenaście osób i zadać im inny zestaw jedenastu pytań od siebie. O nominacji trzeba poinformować w komentarzu"


Zostałam nominowana przez Candy Drottning.

Wybaczcie, ale ja nie nominuję nikogo, bo - przepraszam - ale nie mam czasu. Może kiedy indziej :D Na pewno. 



1. Skąd bierzesz inspirację do pisania?
Hmm… Można by powiedzieć, że moja inspiracja ma swoją część ukrytą w różnych piosenkach, kiedy są energiczne wyobrażam sobie różne sytuacje walki itp. Kiedy natomiast piosenki są smutne, wolne i w ogóle takie inne, to w mojej głowie powstają sceny śmierci, utraty kogoś, odejście albo płacz.
Kolejna część inspiracji jest ukryta w różnych książkach, które czytam.
Następna w anime lub mangdze, a inne biorę z różnych sytuacji życiowych, ale przede wszystkim inspirację zawdzięczam mojej naprawdę wyolbrzymionej kreatywności.

2. Lubisz czytać? Jeśli tak, to co?
Fantastykę, romanse i czasem nawet horrory.

3. Masz swojego ulubionego autora?
Tak mam, lecz jest to autorka – Trudi Canavan, bo to na jej „Trylogii Czarnego Maga” płakałam po raz pierwszy.

4. Dlaczego taka, a nie inna tematyka?
Zastanawiałam się nad zmianą tematyki, naprawdę, ale po pewnym wydarzeniu, które miało miejsce naprawdę? - zdecydowałam się na pisanie o wampirach. Niektórzy wiedzą o co chodzi, ale nowe kociaki mogą nie mieć o tym pojęcia. W skrócie – nie wiem czy podczas snu miałam halucynacje, czy działo się to naprawdę, ale wiem jedno, odczucia były prawdziwe. Zasnęłam, ale nagle w nocy się przebudziłam i na balkonie zobaczyłam wysoką, czarną postać z czerwonymi, jarzącymi się niczym dioda w nocy od zasilacza, czerwone oczy. Potem usnęłam ponownie – nie wiem czy to olałam, czy co – ale znów po jakimś czasie się obudziłam. Tym razem poczułam i kątem oka zobaczyłam jak moje łóżko się ugina lekko, za mną ktoś siada, a potem ręką gładzi mnie po głowie.

5. Masz jakieś niezwykłe talenty?
Heheh, nie wiem czy to można nazwać talentem, ale widzę różne, dziwne rzeczy, począwszy od zwykłych, małych szarych, czarnych, białych dymków, na wielkich rzeczach przypominających totem skończywszy. Słyszę też głosy: raz będąc na dwa tygodnie sama w domu (rodzice postanowili sobie chyba ode mnie odpocząć i pojechali na Słowację w góry ) wychodziłam po schodach do swojego pokoju, bo miałam zamiar już iść spać i nagle w połowie się zatrzymałam, ponieważ słyszałam, jak ktoś szepcze moje imię. Jestem do takich rzeczy niemalże przyzwyczajona, więc najzwyczajniej w świecie poszłam spać.
Ale tak poważnie (nie żeby to nie było serio): trochę śpiewam :D Rok w szkole muzycznej wyrobił mi słuch, a śpiew mam po babci i mamcie :)

6. Jak powstały twoje postacie?
Niektóre nie są moje, tylko należą do twórców swoich anime inne zaś tak po prostu stworzyłam na swój wzór, a inne zaś oparłam o swój ideał mężczyzny :D

7. Ukrywasz bloga przed znajomymi?
Nie! Udostępniam rozdział na Facebook'u. Więc każdy mój znajomy, nauczyciel, rodzic, katecheta to widzi :D

8. O czym właśnie myślisz?
Tak na serio? Kiedy w końcu dostanę wolne, bo zaczynam wyglądać jak trup.

9. Masz czasem chwile słabości np.: myślisz o zawieszeniu bloga (czego w żadnym wypadku nie rób!)?
Nie myślę o zawieszeniu, ponieważ to blog utrzymuje moje życie w kupie „D

10. Ulubione angielskie słowo?
Nie zastanawiałam się nad tym w ogóle, ale chyba….hmmmm….”Fly”

11. Ulubione porównanie?
„Jak łysy warkoczem o kant kuli” - to w ogóle jest porównanie :D  

poniedziałek, 3 października 2016

Hermes upadkiem - rozdział 22

Nie kwapił się nawet, aby zachowywać się cicho, gdy jak huragan wtargnął do watykańskiego domu, gdzie mieszkała Natalie. Pierwszym co go powitało, było zdziwienie każdego, kogo spotkał, ominął i zignorował. Potem usłyszał szepty, a w następnych kilku sekundach z jego ciała wystawał poświęcone bagnety. 
- Teraz już nie muszę się powstrzymywać, żeby nie wyłupić ci żywcem tych czerwonych ślepi – syknął Alex, stojący za nim.
Z ciała wampira pociekła krew. Brudząc dywan i kafelki dookoła, Alucard zignorował go i ruszył przed siebie. Wyczuwał dość silne wibrowanie powietrza oraz dziwną aurę, którą poznał od razu, kiedy tylko przekroczył próg tego domu. 
- Alucard?! - krzyknął oniemiały ksiądz, podążając za nim. Naprawdę zaczął się zastanawiać, czy, aby przypadkiem wampir nie dostał ostrego opieprzu od swojej szefowej i teraz nie poprzestawiało mu się w głowie.
Alex rzucił kolejnymi ostrzami, które przeleciały przez ciało wampira. Zmieniony w ciemną mgłę, pomknął przed siebie na piętro, pod trzecie drzwi. Stanął przed nimi, wyczekując czegoś co stanowczo zmieni jego pogląd na ludzkie życie, jednak, gdy coś takiego nie nastąpiło w ciągu kolejnej minuty, Alucard szybkim ruchem otworzył drzwi, wszedł do środka i oniemiał. 
Natalie siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, a trzęsącymi się dłońmi obejmowała pistolet, którym mierzyła sobie w głowę. Alucard natychmiast odtrącił broń na bok, która z hukiem poturlała się pod komodę, chwycił dziewczynę za bluzkę i podniósł do góry, patrząc na nią wrogo. 
- Naprawdę – syknął. - Jesteś głupia i naiwna.
Do pokoju wtargnął Alex od razu atakując wampira. Ten jednak nie bardzo się tym przejął, spojrzał przelotnie na księdza i posłał mu obojętne spojrzenie. Potem razem z dziewczyną znikł w chmurze czarnego dymu. 
- Co za…. - warknął głośno Alex.

Alucard teleportował ich w najbardziej ustronne, oddalone od ludzkiego słuchu i wzroku miejsce, które potocznie zwano parkiem. Tym razem jednak nie był on zwykły parkiem, bo gdzieniegdzie walały się rozwalone pnie drzew, śmieci i połamane ławki. Fachowa nazwa „park” służyła tylko dla wygody. Inni, miejscowi nazywali to śmietniskiem, na którym – chodź nazwa tak wskazuje – wcale nie pozbywano się wielu śmieci. 
Wampir puścił dziewczynę, a ta upadła na kolana, brudząc spodnie w kurzu i brudzie. Twarz miała napuchniętą od płaczu, oczy podkrążone, bladą cerę, a głos wskazywał na to, że już dzisiaj nie będzie się z nią w stanie normalnie porozumieć. Chociaż, mógł spróbować. 
- Coś ty sobie myślała? - spytał, klękając naprzeciwko niej. Natalie nieobecnym wzrokiem wpatrzona była w swoje dłonie, które oparła na ziemi. - Takie zachowanie przystoi tylko tchórzom.
Pociągnęła nosem, odkaszlnęła i przetarła brudną ręką zapłakaną twarz, ścierając nowe, cisnące się jej do oczu łzy. 
- J-ja mam… - zaczęła, ale nadchodzące spazmy szlochu, które wstrząsnęły jej ciałem, uniemożliwiły dalsze tłumaczenie.
- Wiem – powiedział nad wyraz spokojnie.
Wiedział o chorobie, ale kompletnie nie wiedział co ma teraz zrobić. Natalie była tylko zwykłym człowiekiem, a takiemu podaję się chemię, by w razie czego móc ją jeszcze odratować, jednakowoż jeśli było to ostatnie stadium, to niewiele można było zdziałać. Natomiast, gdyby dziewczyna była wampirem…
- Jak bardzo chcesz żyć? - spytał z nadzieją w głosie, że jego plan przyjmie ze spokojem i aprobatą.
- Bardzo – szepnęła, wbijając głowę między kolana. - Nie chcę umierać!
Alucard podniósł ją z ziemi i zaniósł na najbliższą, sprawną ławkę, która nie wołała, jak inne o pomstę do nieba. Ułożył na niej dziewczynę, która oparła się plecami o brudne od kurzu i pajęczyn oparcie. Mętnym wzorkiem wodziła za wampirem, który ukląkł naprzeciwko niej i oparł swoje dłonie na jej kolanach. 
- Słucha, bo nie będę dwa razy powtarzał – zaczął szybko, acz niepewnie. Nigdy nie musiał zniżać się do tego poziomu. - Jest jedno wyjście z tej popapranej sytuacji i nie mówię tu o zwykłym, ludzkim leczeniu.
Natalie zrobiła większe oczy, które błysnęły w świetle księżyca. Dopiero teraz poczuła, że zaczyna się jej robić zimno. Schowała dłonie między nogi, chcąc je chociaż trochę ogrzać. 
- Nikt, żaden lekarz ci już nie pomoże. To zaawansowane stadium raka i twój organizm z minuty na minutę się wyniszcza. Ja mogę temu zapobiec, zmieniając cię.
Dziewczyna przez długą chwilę przetwarzała usłyszane informacje. Kręciła głową, mrugała szybko, a jej serce biło ponad normę. Alucard sam nie wiedział co dzieje się w jej głowie, a wolał tego chwilowo nie sprawdzać, bo mógłby oszaleć od nadmiaru przetwarzanych przez Natalie informacji. Niech sobie to spokojnie poukłada, przemyśli i się zgodz…
- Nie – szepnęła ledwie słyszalnie. Głos jej zadrżał, zamknęła oczy i spuściła głowę, trzęsąc się.
Obawiała się jego reakcji? Dlaczego? Całkowicie ją rozumiał. Jak ktoś taki jak ona – z naturą łowcy ghuli i wampirów – ma zgodzić się na zostanie jedną z nich? Chyba nie do końca przemyślał o przedstawionej jej propozycji. 
- Chcesz umrzeć? - i brnął w to dalej.
- Lepsze to od zostania krwiopijcą – wstała i odeszła od ławki.
Wiatr zakołysał liśćmi drzew, które zagrały mroczną melodię. Ptaki nagle ucichły, powietrze wokół dziwnie zawibrowało. 
- Czy ty się słyszysz? - powiedział oburzonym tonem wampir. Wstając, zacisnął dłonie w pięści, a jego oczy zapłonęły gniewnie. - Wolisz umrzeć?
- Zabiłeś moją mamę – szepnęła, czując jak do jej oczu napływają nowe łzy. Jak w ogóle mogła mu zaufać, nie mówiąc już o tym, że coś w jej wnętrzu się narodziło, jakieś dziwne uczucie. - Myślisz, że przystanę na taką propozycję po tym wszystkim? Jestem zdesperowana, ale nie, aż tak. Chcę przeżyć owszem, ale nie z twojej inicjatywy potworze.
Zabolało go to, choć nie dał po sobie tego poznać. Została w nim cząstka człowieczeństwa, która z każdą chwilą przejmowała nad nim kontrolę. Zaczął wściekać się o byle co.
- Skąd mogłem wiedzieć, że to była twoja matka? - krzyknął. - Gdybym…
- ...gdybyś wiedział, to też byś ją zabił? Bo stała na drodze do twojego celu? - obróciła się do niego ze łzami.
- Nie.
- O – udała zdziwienie. - A może byś się zlitował nad jednym, marnym człowiekiem. Wiesz co Alucard – ponownie obróciła się do niego plecami. Głowę uniosła do góry, oglądając jak niebo zasypują nowe, białe gwiazdy. - Gdybym tamtego dnia mogła wybrać, która z nas umrze, to postawiłabym się na miejscu matki, żeby nigdy w życiu cię nie poznać. Jesteś potworem, przyznaj to.
- Nie zawsze nim byłem – podszedł do niej bliżej.
- Wiem – szepnęła. - Kiedyś byłeś gorszy, bo nie mogłeś uratować ukochanej- wiedziała, że trafiła w jego najczulszy punkt i, że zaraz może spodziewać się rychłej śmierci z jego strony, ale musiała mu to wypomnieć. Coś za coś, wampirze.
- Cofnij to – warknął gniewnie, zastępując jej drogę. Jego czerwone oczy zapłonęły jeszcze bardziej, iż zdawać by się mogło, że zaraz zaczną palić żywym ogniem.
- A czy ty cofnąłeś swoje słowa, gdy wypominałeś mi moją przeszłość?
Alucard pokazał kły, chwycił dziewczynę za bluzkę i podniósł do góry. 
- Cofnij to. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Już dawno mi ją wyrządziłeś, nawet o tym nie wiedząc. Integra nie mówiła ci, jak człowiek potrafi być kruchy? Jak potrafi okazywać więcej uczuć? Jak kocha i jak potrafi oddać życie za bliską jej osobę? - zauważyła zawahanie na jego twarzy. - Nie nauczyła cię tego, psie Hellsing'a?
Wampir puścił ją, jednym ruchem ściągnął z siebie płaszcz, a potem owinął ją materiałem i teleportował się. Kiedy jego nogi oparły się o twardy grunt, poczuł na twarzy morska bryzę, zapach morza i śpiew mew, które jeszcze nie poszły spać. Nadal trzymając dziewczynę na rękach, odwinął materiał z jej głowy i kazał spojrzeć przed siebie. Potem postawił ją na nogach i puścił. 
- Co ty robisz? - spytała niepewnie, patrząc w dół, jak woda wielkimi falami obmywała ostre klify.
- Żaden kontrakt już nas nie obejmuje, ty nie chcesz żyć i mnie znać, więc wybieraj – wskazał drogę w dół.
- Chyba sobie żartujesz? - spojrzała na jego twarz, która w tym momencie była całkowicie pozbawiona emocji.
- Nie – powiedział stanowczo, krzyżując ręce na piersi. - Jeśli nie boisz się śmierci, to skoczysz.
- Niczego się nie boje – odparła hardo. Spojrzała kątem oka na morze pod nią. - Ale chyba nie myślisz, że skoczę.
- Owszem – skinął głową. - Tak właśnie myślę, dlatego ja ci w tym pomogę.
I pchnął ją.