środa, 26 października 2016

Hermes przebaczeniem, smutkiem, żalem - rozdział 24

- Z-zmienisz mnie? - otwarłam szeroko oczy. Byłam wtulona w jego klatkę, opierając na niej dłonie, które zacisnęłam na czarnej kamizelce. - Nie… - szepnęłam. - Nie chcę być taka jak ty.
- Natalie, umierasz, a ja temu zapobiegnę – odsunął mnie od siebie, patrząc prosto w oczy. - Nie chcesz umrzeć.
Zadrżałam.
- Skąd wiesz?
- Kiedy nie panujesz nad emocjami, twoje myśli są naprawdę głośne – uśmiechnął się lekko.
- Przestań mieszać mi w głowie – warknęłam, odstępując od niego. - Nie chcę być taka jak ty. Ja cię nienawidzę, Alucard. Nie rozumiesz tego?
- To zabolało.
- I miało – skierowałam się w stronę wyjścia z ogrodu. - Odejdź stąd i nigdy już nie wracaj.
Słyszałam jak coś mruczał pod nosem, ale nie zawróciłam. Miałam go dość za wszystkie czasy. Pisane jest mi umrzeć tak, a nie inaczej.
- Więc chcesz się poddać? Chcesz uciec z podkulonym ogonem, jak tchórz? Boisz się stanąć do walki z losem?
Zatrzymałam się. Jednym ruchem, na przekór sobie zdjęłam z siebie arafatkę, kurtkę, a później bluzkę, odsłaniając wszystkie blizny. Jedna, największa ciągnęła się od prawej łopatki wzdłuż całych pleców, a kończyła się przy kości ogonowej – pamiątka po jednej nocy z szaleńcem, kiedy pracowałam w domu publicznym. Więcej blizn pokrywało moją klatkę i ręce.
- Widzisz? - szepnęłam ze smutkiem, będąc nadal obrócona do niego tyłem. - To jest ludzkie cierpienie. To trwało zbyt długo, bym mogła zapomnieć. - Obróciłam się w jego stronę, wyciągając przed siebie ręce i ukazując kolejne rany. - Okaleczałam swoje ręce, by zapomnieć o bólu, jaki przyszedł wraz ze śmiercią matki. Zniszczyłeś nieodwracalnie moje życie, Alucard. Tego nie da się już naprawić.
Zrobił krok w moją stronę.
- Nie podchodź! - krzyknęłam ostrzegawczo. Między nami zalęgła długa cisza, którą przerywał jedynie wiatr szarpiący liście drzew. - Chciałabym ci zaufać, wybaczyć, bo przez chwilę naprawdę cię polubiłam, nasze kłótnie, dogadywanie sobie i takie tam, ale… Ale po tym, jak prawda wyszła na jaw już dłużej nie mogę znieść myśli, że istniejesz. Byłeś kiedyś człowiekiem, owszem, ale zatraciłeś się w zemście, mordzie i w piciu krwi. Teraz jesteś potworem i nic tego nie zmieni.
Milczał przez cały czas, wpatrzony we mnie, w moje oczy, które na nowo się zaszkliły.
- Ty już nie wiesz czym jest ból, smutek i cierpienie – obróciłam się, ubierając. - W tobie nie ma już żadnych uczuć, Alucard. I nawet gdybyś chciał to zmienić – ostatni raz spojrzałam mu w oczy – to już za późno.
Złapał mnie za ramię, pociągnął w swoją stronę i przytulił, otulając ciepłym płaszczem. Zaczęłam się wyrywać niemalże od razu, kiedy pojęłam co się stało. Nie krzyczałam, bo nie widziałam w tym sensu, a jedynie sprowadziłabym na nas większe kłopoty w postaci wkurzonego na maksa Alex'a, Maxwell'a i Makube.
- Pozwól mi poznać swój ból -szepnął mi do ucha.
- Przestań i puść mnie – warknęłam.
Wbił kły w moją szyję, a ja cicho krzyknęłam z bólu. Moją głowę zalała fala emocji, które towarzyszyły mi, kiedy zmarła moja matka. Nie mogłam się ruszyć, a obraz przed oczami przykrył koc wspomnień. Oglądałam każdą chwilę, którą spędziłam z rodziną, widziałam ich śmierć, a potem obraz zmienił się i ukazała to co niegdyś przeżył wampir.
W oddali zamajaczył mi wielki zamek, wokół którego zebrała się spora ilość ludzi z narzędziami rolniczymi. Krzyczeli coś, lecz ja nie mogłam tego usłyszeć. Kolejną rzeczą, którą zobaczyłam były wielkie zamkowe drzwi, przez które prześwitywał promień jasnego światła. Drzwi otworzyły się, a w środku zobaczyłam kobietę o długich blond włosach, niebieskich oczach i sympatycznej twarzy, która trzymała na ręce dziecko. Płaczące niemowlę wymachiwało rączkami, jakby chciało coś złapać, jednak jego ręka opadła na inną, większą dłoń należącą do mężczyzny. Rozpoznałam w nim Alucarda, jednak wtedy wyglądał zupełnie inaczej. Z wyglądu był nieco starszy niż teraz, włosy miał dłuższe, związane w luźny kucyk, a jego oczy nie były czerwone, lecz brązowe. Dziecko po sekundzie się uspokoiło, kiedy tylko go zobaczyło. 
Przełknęłam ślinę, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Ten Alucrd, którego teraz widziałam, w ogóle nie przypominał tego, którego znam. Różnili się od siebie diametralnie – wyglądem oraz zachowaniem. Ten był miły, ciepły i troskliwy w stosunku do dziecka, jak i żony, którą kochał nad życie. Natomiast ten, którego przyszło mi poznać był opryskliwy, cyniczny i egoistyczny. 
Wszystkie jego odczucia napłynęły do mnie ze zdwojoną siłą, kiedy drzwi do wielkiej komnaty otworzyły się całkowicie, a w progu stanął rozwścieczony tłum, wymachujący orężem. Obraz przed moimi oczami nagle stał się mglisty, a potem czarny. 
Otworzyłam oczy, nabierając szybko oddechu. Mój wzrok od razu padł na pokryte żółtymi liśćmi drzewa. Mrok całkowicie otulił okolicę, a ja poczułam przenikliwe zimno. Podniosłam się do siadu, masując bolące skronie. Pod palcami poczułam materiał, który okazał się być płaszczem wampira, natomiast sam Alucard stał oparty o drzewo naprzeciwko.
Uniósł na mnie swe błyszczące, czerwone ślepia.
- Teraz już wiesz wszystko. Poczułaś to co ja czułem, kiedy straciłem bliską mi osobę. - Podszedł do mnie, ukląkł naprzeciwko, łącząc dłonie. - Natomiast ja poczułem wszystko, to co ty czułaś, kiedy zabiłem twoją matkę.
- Co ty do cholery chcesz mi udowodnić? - warknęłam. - Odstawiasz szopkę z projekcją i myślisz, że ci uwierzę?
- Okłamujesz sama siebie. Czułaś to wszystko i temu nie zaprzeczysz – jego oczy zalśniły, a ja poczułam jeszcze większy chłód. O dziwko, kiedy mój wzrok padł na resztę ciała, spostrzegłam, że byłam kompletnie ubrana. - Obydwoje straciliśmy ważne dla nas osoby, czujemy pustkę, ból i smutek, jednak moją żonę zabili ludzie, a twoją matkę zabiłem ja.
- Trafne spostrzeżenie, potworze.
- Przestań mnie tak nazywać.
- A tak nie jest? - odtrąciłam jego dłoń, kiedy chciał złapać mój podbródek. - Alucard zrozum, ja nie mam na sumieniu, żadnego ludzkiego życia, a ty za to masz ich setki, miliony, jak nie więcej.
- Wiem – odpowiedział niemalże od razu.
- Nie, nie wiesz. Próbujesz stać się kimś innym, ale ci to nie wychodzi.
- Jedyne co mi nie wychodzi, to wytłumaczenie ci, że ja też mam uczucia i wielu rzeczy żałuję.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Pokazać ci? - obnażył kły, a ja od razu przyłożyłam rękę do szyi.
- Nie – odparłam stanowczo. - Na dzisiaj wystarczy. Pewnie się o mnie już martwią.
Spróbowałam wstać, ale nagle zabrakło mi sił.
- Nie ruszaj się jeszcze. Twój organizm musi się zrestartować, po tym co ode mnie przyjął.
Wszczepiłam paznokcie w jego płaszcz. Nagle stałam się bardzo zła.
- Zmieniłeś mnie? - spytałam niepewnie, aczkolwiek mój głos nie zadrżał, jedynie stał się ostry jak żyletka.
- Nie, nie zmieniłem – odetchnęłam niezauważalnie z ulgą. - Natalie – zaczął po chwili, niskim głosem, od którego przeszły mnie ciarki.
Naszedł go sentyment?
- Spójrz na mnie – uniósł moją twarz. - Chcę cię ochronić, chcę byś żyła. Odtrącasz moją pomoc i chcesz wziąć wszystko na swoje barki.
- Owszem.
- Więc może podzielisz się tym ciężarem ze mną?
- Czy ty coś sugerujesz?
Chwila milczenia.
- Widziałaś jaki byłem – zgodziłam się ruchem głowy, a on kontynuował: - kochałem swoją rodzinę, gotów byłem oddać za nią życie. Potrafię kochać i współczuć. Żałować i cierpieć. Chcę ci pomóc.
- Ja… - pokręciłam głową. - Nie wiem. To trudne. Nie potrafię ci od tak wybaczyć. Chciałabym, ale…nie potrafię – dodałam ciszej.
- Nie zmuszam cię do tego. Do dziś nie jestem w stanie sobie wybaczyć tego, że pozwoliłem mojej rodzinie zginąć.
Wstałam, ignorując ból. Alucard złapał mnie za ramię i podtrzymał.
- Jasna cholera – warknęłam, zamykając oczy.
Tak naprawdę moja złość już minęła. Teraz byłam obojętna na jakiekolwiek nowe informacje w związku z moją rodziną. Ich już nie było, przez większość życia przeszłam sama, o własnych siłach zdobyłam to co dziś mam. To wszystko mnie zbudowało. Nagłe pojawienie się Alucarda tylko wzmocniło fundamenty. Kiedy wampir nie wywierał na mnie presji i nie przypominał o bolesnej przeszłości, czułam, ze świetny z niego kompan, lecz nie umiałam tego przed sobą przyznać. W rzeczywistości czułam się naprawdę samotna, bo nikomu nie umiałam wyznać co naprawdę czuję. Wampir bez wahania wszystko mi opowiedział i teraz czułam się winna.
- Muszę wracać – powiedziałam, kierując się ku wyjściu z zagajnika. - Przemyślę to wszystko na spokojnie i zastanowię się co dalej.
Mój wzrok padł na słońce chowające się za linią horyzontu. Kiedy zrobiłam krok, natychmiast coś mnie powstrzymało. Wampir obrócił mnie ku sobie i złożył krótki pocałunek na czole.

1 komentarz:

  1. Wchodzę dziś nudząc się i BAM!
    Nowy rozdział! I to od TYGODNIA! You made my day! ^-^
    /Kadia

    OdpowiedzUsuń