Przepraszam, że tak teraz wyszło, ale muszę nie stety zawiesić bloga. Jestem w totalnej rozsypce i prawie się dziś nie rozpłakałam przez pewną osobę. No cóż, lisek też ma uczucia. Zostałam całkowicie zignorowana. Tak bywa, szczególnie w miłości. Nic na to nie poradzimy.
Jeszcze raz was przepraszam, bo wy na tym najbardziej ucierpicie. Nie będziecie na razie mogli śledzić dalszych losów naszych bohaterów. Przepraszam.
Kiedyś w jednym filmie usłyszałam raz... "Że serce boli kilka lat". Jak widać to się potwierdziło w twoim wypadku, po tym co wyczytałam tutaj. Pewnie ten kto ci to zrobił, okazał się kompletnym idiotą. Mam nadzieje, że znajdziesz kogoś lepszego.
OdpowiedzUsuńA reszta powinna cię zrozumieć. Ja cię rozumiem, bo wiem że jesteś tylko człowiekiem, który ma lepsze i gorsze dni. Nie to żebym wydawała się nachalna czy bóg wie jakim. Po prostu mówię jak w życiu jest. Pamiętaj o tym. Ale jak chcesz dać sobie spokój, to se daj... odpocznij i zajmij się innymi sprawami. A jeśli poczujesz cię gotowa na poszukanie nowej miłości to miej nadzieje, że tym razem będzie dobrze, a nawet i lepiej.
Dobra. Nie wiem jak inni, ale ja nie ucierpiałam na tym, skoro miałaś solidne powody. Rozumiem to i nie jestem zła. Tylko wróć jak nabierzesz siły.
Pozdrawiam.
Chciałabym zrozumieć, ale nie mam serca. Serio. Jestem totalnym emocjonalnym inwalidą. Koleżanka wyje z powodu nagłej śmierci Clintashy, a ja rozkminiam na głos dlaczego Tasha jest lepsza od "Arweny" i walę uroczym tekstem: "To nie wiedziałaś że Burton ma żonę?".
OdpowiedzUsuńNie będę cię pocieszać bo nie od tego tu jestem. Mogę ci zaproponować mentalnego kopa w rzyć i butelkę domowej roboty wiśniówki. Nie utykaj przeszłości. Idź pewnie do przodu jak czołg i rań tych którzy chcą zranić ciebie, a zostaną tylko ci którzy podążają w tym samym kierunku co ty.
Dasz sobie radę ;) Mój były już narzeczony z dnia na dzień stwierdził że to koniec "bo tak". Że niby (nagle) przestaliśmy do siebie pasować. Nie chciał nic więcej powiedzieć i pewnych rzeczy dowiadywałam się od wspólnych znajomych. Też byłam zdruzgotana ale z pomocą przyjaciół i też twojego opowiadania (bo sytuacja miała miejsce raptem 3 miesiące temu), wyszłam z dołka żyję dalej. Moja rada to spędzanie czasu z przyjaciółmi i oderwanie się od tego tematu. Nie wiem co się stało, ale zawsze najlepszym wyjściem jest odpędzenie od siebie czarnych myśli. Z czasem przychodzą wnioski które mogą obrócić sytuację na twoją korzyść i wręcz może zaczniesz się cieszyć że tak się stało. U mnie tak to zadziałało bo spadła aura "zakochania" albo bardziej " zauroczenia" i zobaczyłam jakim jest człowiekiem. My kobiety jesteśmy silne, znosimy więcej przykrości w życiu niż faceci i zawsze dajemy sobie z nimi radę ;] Pozdrawiam i życzę spokoju ducha :* Monika
OdpowiedzUsuńNiestety jak Hatre nie jestem w stanie cię zrozumieć. A przynajmniej nie do końca. Jedynego chłopaka, jakiego miałam, ja sama rzuciłam po prawie roku zastanawiania się, jak to zrobić (nie chciałam go zranić- i tak to zrobiłam...). Ja nie ucierpiałam, więc nie wiem, jak to jest ;-; Ale oczywiście wyzdrowiej z utraty :) Wiem, że dasz radę. Wierzę w ciebie <3
OdpowiedzUsuń~Alicja
to weź i napisz kolejny rozdział jako alternatywną fabułę w którym powoli w najprostszych zdaniach... zmienisz losy bohaterów tak aby pozwoliły ci przywrócić siły lub wiarę w siebie...no weź... no weź... królik cię prosi...
OdpowiedzUsuń