piątek, 15 maja 2015

Vampire Rose XVI

  Kiedy uchyliłam ciężkie powieki na dworze panowała ciemność. Jedynie nikłe światło sierpa księżyca padało prostą linią na dywan. Wielkie, czarne kotary zostały rozsunięte i teraz w całości mogła oglądać nocne niebo, a na nim milion migoczących gwiazd. Przez chwilę nie wiedziałam co się stało i gdzie byłam, lecz czując pod sobą coś miękkiego stwierdziłam, że leżę w łóżku. Było mi wygodnie i ciepło, więc jak na razie nie miałam zamiaru się stąd ruszać.
  Poruszyłam ręką i naglę poczułam ukłucie wewnątrz dłoni. Zamrugałam kilkakrotnie. Dopiero, gdy moja świadomość całkowicie powróciła zdałam sobie sprawę, że coś pika. A tym czymś okazała się kroplówka stojąca obok łóżka. Raz jeszcze przeniosłam wzrok na zewnętrzną stronę dłoni. 
- Welfron...? - Szepnęłam, jakby nie pewna tego co czuję pod palcami. - Co się stało?
  Przetarłam wolną ręką zmęczoną twarz. W mojej głowie panował istny chaos, a wspomnienia pokrywała czarna płachta, uniemożliwiająca mi przypomnienie sobie czegokolwiek. Nie byłam wstanie wyobrazić sobie niczego sprzed przebudzenia. Coś usilnie blokowało moją pamięć. Ale czy tak naprawdę chciałam wiedzieć co się stało? Dlaczego leżę pod kroplówką? I dlaczego Richard i Blake śpią na fotelach na przeciwko mnie?
  Mój wzrok padł na dwójkę mężczyzn smacznie śpiących na przyniesionych przez siebie meblach. Richard mruczał coś pod nosem, a założone wcześniej na piersi ręce opadły mu wzdłuż ciała. Blake miał przekrzywioną głową, a obok niego na podłodze leżała sterta książek i jakiś papierów. Obaj panowie widocznie mieli dobre i mocne sny, bo głośne pikanie kroplówki jeszcze ich  nie obudziło. Uśmiechnęłam się lekko. Wyglądali tak niewinnie. 
- Jesteś głupią, nierozważną i nawiną kobietą Lilith. - Znajomy głos rozproszył ciszę. Westchnęłam zrezygnowana. Czy wampir nigdy nie ustąpi? Nie odpuści i nie odejdzie z mojego życia. O wiele lepiej było mi bez niego. Niech go szlak trafi. 
- Wręcz przeciwnie drogi Alucardzie. - Zmrużyłam oczy, by odnaleźć jego sylwetkę w egipskich ciemnościach. - Nie jestem naiwna. Ani głupia. Ani też nierozważna.
  Nagle jego twarz była zbyt blisko mojej, a oczy zabłysły. Lodowaty podmuch powietrza owinął się wokół mojej szyi, wywołując gęsią skórkę. Nie bałam się. Idąc tokiem rozumowania prawdziwego łowcy, powinnam go nawet wyśmiać. Wyśmiać jego sposób myślenia. Alucard dobrze wiedział, że w tym momencie się go nie boję, a pałam niechęcią do jego osoby.
- Ty jesteś naiwny. - Odparłam, uśmiechając się zwycięsko. Udało mi się wywołać na twarzy wampira oczekiwany grymas niezadowolenia. - Myślisz, że teraz będę po twojej stronie? Grubo się mylisz.
  Za żadne skarby tego świata nie wybaczę mu tego co zrobił. Mimo, iż Ruben nie postępował tak jak ja tego chciałam, to nadal był moim przyjacielem. Był. Zagryzłam mocno wargę przebijając skórę. Nie mogłam pozwolić sobie na płacz, w szczególności w obecności wampira. Uznałby mnie za słabą. Chociaż czasami dawałam mu do tego powody, to teraz było inaczej. Moje dłonie zacisnęły się w pięści, a kostki zbielały.
- Ja nigdy się nie mylę. - Powiedział stanowczo cichym głosem. Spojrzałam przez jego ramię. Mówił tak cicho, by nie obudzić pozostałych, lecz ja wiedziała, że gdyby ich tu nie było to krzyczałby tak, aż moje uszy by nie wytrzymały.
  Wytrzymałam jego spojrzenie. Nie ugięłam się nawet, kiedy jego lodowate palce dotknęły mojej wargi, po której spływała stróżka krwi. Wampir przejechał kciukiem po moich ustach, po czym zbliżył się i zlizał krew. Otworzyłam szeroko oczy.
~ Zawsze będziesz po mojej stronie - Jego głos przywrócił mi trzeźwość myślenia. Złapałam Alucarda za koszulę i zbierając w sobie wszystkie siły popchałam do przodu. Welfron, który był przyklejony do zewnętrznej części mojej dłoni urwał się, ciągnąc za sobą całą kroplówkę. Maszyna z hukiem upadła na ziemię budząc przy tym dwóch mężczyzn. Ich obecność wcale mi nie przeszkadzała, ale wampira już tak. Pochylałam się nad nim z żądzą mordu i chęcią wbicia mu czegoś w serce. Zastanawiałam się także nad pozbawieniem go ust, by już nigdy nie wypowiedział żadnego sarkastycznego zdania czy obelgi skierowanej do mnie.
- Lilith - Krzyknął Richard. Słyszałam go jak przez gęstą mgłę. Moją uwaga w stu procentach skupiona była na roześmianym Alucardzie. - Co ty robisz?
- Nie widać? - Warknęłam, cały czas mierząc się wzrokiem z wampirem. Oczywistym było, że gdyby Alucard tylko chciał, mógłby mnie powalić, albo coś w tym stylu. Nie negowałam jego siły i umiejętności, lecz krew, która się we mnie gotowała pobudzała mnie do działania. Przestałam myśleć i pozwoliłam działać ciału.
  Zacisnęłam dłoń w pięść tak mocno, że paznokcie przebiły skórę. Kropelki krwi spłynęły po mojej ręce, zatrzymując się na białej pościeli lub mojej koszulce.
- Panowie raczą opuścić ten pokój. Nasza kochana... - Wampir nie dokończył zdania. Cios jaki mu wymierzyłam skutecznie go uciszył. Czerwony ślad wymalował mu się na policzku.
  Może zadziałało, może nie. Nie byłam pewna. Ale wiedziałam, że Alucard mi tego nie odpuści. Cholera wie co teraz zrobi. Byłam zbyt zdenerwowana, by myśleć o konsekwencjach. Krew szumiała mi w uszach, a klatka piersiowa unosiła się w zastraszającym tempie. Czułam dziwne konwulsje i ucisk w klatce, kiedy spróbowałam nabrać pełnego oddechu.
- Lilith! - Kolejny krzyk należał do Blake'a. Posłałam mu płonące spojrzenie, na co on cofnął się o krok.
- Wypad. - Cichy głos Alucarda opuścił jego gardło.
- Ale... - Richard zbliżył się do łóżka, a ja zobaczyłam w jego oczach niezadowolenie.
- Rób co powiedziałem. - Cień Alucarda zmaterializował się na środku pokoju przybierając kształt wielkiego psa. Jego warczenie było jednoznaczne. Mężczyźni spojrzeli po sobie, po czym skinęli głową i powoli skierowali się do wyjścia. Zdziwiłam się, że tak łatwo się poddali. Obyło się bez słownej potyczki i protestów. - No dobra.
  Czułam jak wampir się podnosi. Momentalnie mój wzrok padł na dwa cienie wyłaniające się zza jego pleców. Widmo pomknęło przed siebie i dopadło moich rąk, oplatając się wokół nadgarstków. Chwilę potem poczułam jak moje ciało unosi się lekko do góry, a potem opada na materac. Cienie unieruchomiły moje ręce nad głową, zajmując się także nogami.
- Nasza kochana łowczyni ma chyba zły dzień... a raczej noc. - Alucard patrzył na okno, przez które na nas dwoje padał blask księżyca. - Chociaż raz mogłabyś być spokojna i dać sobie coś wytłumaczyć.
  Nie słuchałam go, olewając kolejne słowa, które opuściły jego usta. Nabrałam pełnego wdechu i szarpnęłam całym ciałem. Cienie związały moje ręce jeszcze mocniej.
- Nie szarp się. Pogorszysz tylko swoją sytuację. - Prychnął wyniośle. Jedna z jego dłoni powędrowała na mój brzuch. Ciarki przeszły mnie niemal od razu, kiedy jego skóra spotkała się z moją. Zimny dotyk wywołał u mnie jęk. Alucard pochylił się i zlizał kolejne kropelki krwi, które wylewały się z rany na wierzchu dłoni. Czarne włosy wampira łaskotały mnie nie przyjemnie.
- Jeśli mnie nie puścisz to...
- To co? - Wtrącił się, podnosząc do siadu. Czerwone tęczówki od razu pochwyciły moje przerażone spojrzenie.
  Alucard ujął mój podbródek i lekko uniósł do góry.
- Co może mi zrobić taki marny łowca jak ty? Przecież w waszej naturze leży likwidacja wampirów. Spodziewałem się po tobie czegoś innego.
  Krew zawibrowała mi w żyłach. Oczy rozszerzyły się, a puls przyśpieszył.
- Stąpasz po cienkiej linii wampirze. - Odparłam zagryzając zęby. - Daj mi broń, to zobaczysz co potrafi łowca, gdy wampir zabije jego najlepszego przyjaciela.
  Na twarzy Alucarda wymalowała się dosłowna radość. Nie wiem czy mu ulżyło, czy stało się coś innego, ale teraz mogłam usłyszeć jego spokojny śmiech. Nie wychwyciłam drwiny, ani ironii. Wampir usiadł na mnie okrakiem i oparł dłonie na moich nadgarstkach, zbliżając twarz do mojej.
- Naprawdę myślisz, że go zabiłem? - Poczułam się jak rażona prądem. Wstrzymałam oddech na krótką chwilę, nim spytałam:
- Co mu zrobiłeś?
- Poturbowałem, ale nie zabiłem. Myślisz, że marnowałbym czas na kogoś takiego jak on?
  Nikt teraz nie mógł widzieć jak mi ulżyło. Poczułam się lekka jak piórko unoszone na wietrze, jak opadający z drzewa liść. Cienie puściły moje nadgarstki. Przycisnęłam ręce do siebie i wybuchnęłam płaczem. Nie był to smutek, a szczęście.
- A tak po za tym... - Zaczął wampir. - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
  Spojrzałam na niego nie pewna o co mu chodzi. Jego wzrok błądził w okolicach mojej twarzy.
- Nie rozumiem. - Odparłam.
  Alucard oddalił swoją twarz od mojej
- Uszy Lilith. Uszy.
  Szybko podniosłam ręce do góry, dotykając głowy. Pod palcami wyczułam miękkie i gładkie futro. Moje tętno przyspieszyło.

****

  Wytłumaczyłam Alucardowi wszystko od pieprzonego początku, kiedy to moje ciało doznało silnych bólów, a potem zorientowałam się, że wyrosły mi uszy i ogon. Wampir słuchał wszystkiego w ciszy i spokoju, kiwając czasami głową na znak, że rozumie. Byłam przytłoczona. Ja sama nie wiedziałam co się działo.
- Rozumiem - Odparł wampir prawie znudzonym głosem. Ziewnął kilka razy i przeciągnął się.
  Spojrzałam przez okno, gdzie robiło się coraz jaśniej. No tak, wampiry w ciągu dnia muszą się przespać. Ale, Alucard ostatnimi dniami był aktywny, więc stwierdziłam, że jest na tyle wytrzymały, że daje rade działać za dnia. 
- Masz jakiś pomysł? - Spytałam z nadzieją, iż znajdzie jakiekolwiek rozwiązanie.
- Na razie musisz przestać być tak agresywna. Kiedy się złościsz, to twoje moce się uaktywniają. Jednak nie mam pojęcie co się stanie, kiedy inne emocje przejmą twoje ciało. - Wyjaśnił wstając. Podążyłam za nim wzrokiem.
- Gdzie idziesz? - Spytałam bez zastanowienia. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja poczułam dreszcze.
- Spać. Wiesz wampiry muszą odpoczywać inaczej... - Posłał mi uwodzicielskie spojrzenie - ... nikt nie będzie wstanie cię bronić.
  Zrobiłam naburmuszoną minę i pokazałam mu język, czując jak moje emocje się uspokajają. Uszy i ogon zniknęły, więc mogłam zacząć poszukiwania odpowiedzi na własną rękę. Jae-Ha powinien mi pomóc. Nie wydawał się zły. Działał razem z Rubenem, a on także nie był mi przeciwny.
  Z tymi przemyśleniami ubrałam się w zastraszającym tempie i opuściłam swój pokój. Jeśli naprawdę miałam się czegoś dowiedzieć, to Jae-Ha powinien mi pomóc. Problem, jednak był jeden. Nie wiedziałam gdzie go szukać. Facet mógł być wszędzie.
- Chodź - Ktoś pociągnął mnie za rękę. Rozejrzałam się, a przed oczami mignął mi czarny płaszcz.
- Richard? - Zdziwiłam się jego obecnością tutaj. Mężczyzna pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia z rezydencji. Drogę do wielkiego garażu na tyłach domu pokonaliśmy w kilka sekund. Richard z kieszeni płaszcza wyjął kluczyki i otworzył drzwi. W środku dojrzałam błysk czarnego lakieru.
- Uświadom mnie co chcesz zrobić? - Spytałam w końcu.
  Mężczyzna nie odpowiedział. Podszedł do motocyklu i usiadł na nim, odpalając silnik. Potem założył kask i poklepał zachęcająco miejsce za sobą.
- Pojedziesz ze mną - Odparł
- Niby gdzie?
- Chciałaś się czegoś dowiedzieć tak? - Przejrzał mnie? - To wsiadaj i jedziemy.
  Popatrzyłam na niego, jak na ducha. Moje ciało przeszły dreszcz i dziwne zimno.
- Czy ty...
- Lilith... - Zaczął Richard znudzonym głosem - Wiem co się stało. Kiedy naskoczyłaś na Alucarda dałaś upust emocjom i wtedy... - Jego twarz musiała posmutnieć, bo spuścił głowę w dół. - Tak bardzo przypominasz matkę.
  Bez dalszych słów wsiadłam na motocykl za Richardem i objęłam go rękoma w pasie. Mężczyzna uruchomił silnik i razem wyruszyliśmy szukać prawdy.

****

  Z wolna sączyłam kupiony wcześniej sok owocowy, który orzeźwił i ostudził moje narastające emocje. Od godziny razem z Richardem szukaliśmy jakiś poszlak Rubena i Jae-Ha i jak już prawie coś złapaliśmy, trop się urywał i znikał. Owinęłam szczelniej wokół szyi szalik babci i westchnęłam, chowając w nim twarz. Pogoda była jak pod psem. Wkraczając w zimną i deszczową jesień, myślałam, że chodź na chwilę ujrzę jeszcze jasny zachód czy wschód słońca, jednak natura była wredna i zrobiła nam psikusa. Dwudziesty piąty września okazał się kurewskim dniem. 
- Nie masz numeru do Rubena? - Spytał Richard, kręcąc głową w pośpiechu, jakby myślał, że to pomorze mu obejrzeć każdą rzecz z wystawy. Zaplątana ulica Promieni była jedną ciągnącą się aleją sklepów, kawiarenek i stoisk, które teraz w mniej nim dwudziestu procentach były otwarte. 
  Nie zdziwiłam się także, kiedy wielu ludzi spoglądało na naszą dwójkę dziwnym wzrokiem. Nie wiedziałam, że wszystkie pary oczu skupiają się na Richardzie, dopóki nie rozpiął on swojego płaszcza i nie pokazał sutanny pastora. Spytałam go czy nie mógł się chociaż przebrać w garnitur, ale on odparł, że to by była ujma na jego honorze. Pozostawiłam to bez komentarza.
- Chyba mam, ale.... - Wyciągnęłam telefon i przekopałam wszystkie kontakty w poszukiwaniu tego jednego. Nic nie znalazłam, ale gdy ujrzałam znajome imię, na mojej twarzy zagościł chytry uśmiech pomieszany z rezygnacją. 
- Ale? - Ponaglił mnie Richard, zaglądając na wyświetlacz przez ramię.
- Jae-Ha... - Odparłam i nacisnęłam przycisk zielonej słuchawki. Odczekawszy kilka sekund, rozpoznałam jego głos.
- Wiedziałem, że do mnie zadzwonisz kotku. - Radość tryskała z niego niczym z fontanny.
- Słuchaj - Warknęłam na niego. - Nie mam ani ochoty, ani czasu na twoje głupie żarty. Potrzebuję pomocy.
- Od wroga?
- Kto tak uważa?
- Twój kochanek
  Złość we mnie rosła i gdy poczułam na głowie coś ciężkiego od razu się uspokoiłam. Ręka Richarda delikatnie gładziła mnie po głowie. 
- On nie jest moim.... kochankiem. - Zamknęłam oczy czując jak narasta we mnie wstyd. - Słuchaj kundlu, twoim zadaniem jest mi pomóc, inaczej zawiśniesz nad kominkiem mojego.... nad kominkiem Alucarda. 
- Obróć się złotko. 
  Druga strona rozłączyła się. Spojrzałam dziwnie na komórkę, po czym niepewnie się obróciłam. Z każdą chwilą mój gniew narastał, więc Richard nakrył mnie swoim płaszczem, który ukrył pojawiające się uszy i ogon. 
  Jae-Ha i jego uśmiechnięta twarz tworzyły jakąś dziwną sytuację, którą chciałam wykorzystać. Ciekawe jakby wyglądał, gdybym naprawdę powiesiła go nad kominkiem, albo chociaż zrobiła z niego dywan. Czarnowłosy zmierzał w naszą stronę, a jego dziwny strój zaczął falować, kiedy zawiał silniejszy wiatr. 
- Czego ci trzeba cukiereczku? - Mężczyzna spojrzał najpierw na mnie, potem na Richarda, który, aż dziwo, był spokojny. 
- Lilith ma problem z mocą. - Odezwał się Richard. - Jeśli nic z tym nie zrobimy, to przy każdym jej wyskoku, jej uszy i ogon się pojawią. 
  Super tatusiu. Powiedz mu wszystko, kiedy stoimy po środku ulicy, a obok nas przechodząc miliony ludzi. Brawo.
  Jae-Ha zaczął się śmiać.
- No proszę. 


















2 komentarze:

  1. " Poczułam się lekka jak piórko unoszone na wietrze, jak opadający z drzewa liść", "Radość tryskała z niego niczym z fontanny". Umarłam kilka razy przy twoich opisach xD Czasami wybitnie nie pasują do sytuacji, ale rozśmieszają xD To dobrze, żeby nie było!
    Ostatnio wymyśliłam, że ja piszę/pisałam(?), zwracając uwagę bardziej na sadystyczną część.Ty robisz straszny...mętlik.Generalnie nie jestem pewna, co się dzieje, ale widać, że przykładasz wagę do fabuły i tajemnic ._. (w przeciwieństwie do mnie. Chyba).
    Pozdrawiam i wenę ślę-
    Lesio

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzialik świetny. No i genialne opisy strzeliłaś. Ja bym tak za bardzo nie umiała. Innymi słowy było świetnie. Masz u mnie plusika za to, że Aluś i Lilith się wreszcie pogodzili. No i ta scenka jak wampir odkrywa prawdę o jej uszach i ogonie.
    Rozbroiła mnie akcja Richard'a na motorze. O ile jak mniemam to ksiądz, księża na motorach to rzadki widok. Czyli miałam podobne uczucia jak ci ludzie którzy przechodzili obok niego.
    Jezu i znowu ten cały Jae-Ha. Mimo iż pojawił się tylko kilka razy to już go nie lubię. W sumie nie lubię takich gości, którzy zmieniają dziewczyny jak rękawiczki. Jeśli byłoby to możliwe to chciałabym aby główna bohaterka kilka razy kopnęła tego nie wyżytego zmiennokształtnego raz w tyłek, a raz w krok. Może to go czegoś nauczy.
    Mimo wszystko notka genialna, więc ślę weny na kolejne.
    A no właśnie... kiedy pojawi się coś nowego? Tego jestem ciekawa.
    Pozdro...
    Karasu

    P.S.
    Na Resocjalizacji pojawiła się kolejna notka. To raz.
    Na Vampire Witch jest "bardzo ciekawy" one-shot i zapraszam do mnie. To Dwa.

    OdpowiedzUsuń