środa, 31 grudnia 2014

Majo Kurocho

Majo Kurocho:

1. Jak to jest być wampirem, który ma ponad 500 lat na karku?

Alucard:

Jest to uciążliwe, ze względu na przemijalność życia ludzkiego. Osobiście nie czuję przywiązania do ludzi, jednak czy dane mi będzie spotkać takiego człowieka jak Integra, która - powiedzmy sobie szczerze - jest kobietą ze stali i tak mnie podnieca?
Ludzie są interesującymi istotami, jednak na ogół stwarzają wrażenie mniej inteligentniejszych niż ghule.

2. Jeśli miałbyś dziecko, to jakie by było według ciebie?

Alucard:

Zależy od tego z kim miałbym to dziecko. Jeśli chodzi o człowieka, miałbym pewne wątpliwości czy, aby na pewno chciałbym mieć potomka.
Natomiast jeśli w grę wchodzi wampir, to podjąłbym się próby rozważenia tej propozycji.

3. Co czujesz podczas swoich polowań?

Alucard:

Przepełnia mnie niezwykła radość, że mogę wybić w pień całą masę ghuli. Jest to tak samo podniecające, co widok Integry, kiedy wychodzi spod prysznica. 
Żądza mordu bierze nade mną górę i zatracam się w prawdziwej ekstazie.
Rozkładanie wrogów na czynniki pierwsze, jest naprawdę poczciwym zajęciem.


Vint:

Tak tylko dopowiem, abyście nie brali do siebie wypowiedzi bohaterów. Staram się oddać ich charakter, a Alucard z reguły jest egoistycznym dupkiem, więc wiecie.

HAPPY NEW YEAR 2015



Witajcie kochani. Pomijając fakt, że Arisu mnie zabije za to, że prawdopodobnie nie wstawię dziś notki, mam dla was coś innego. Jednak jak się wezmę, to wstawię jeszcze dzisiaj notkę, ale o późnej porze :D 
Obiecany filmik z okazji nadchodzącego 2015 roku :D 
Życzę wam weny, spełnienia marzeń i śniegu (ależ oczywiście.). 
Nie jestem dobra w składaniu życzeń i tego typu sprawach, ale cóż.
Trzeba być mną
A tak pragnę jeszcze przypomnieć lub może oznajmić.
Pojawiła się nowa zakładka - Hellsing Q&A, więc pytajcie o co chcecie 


Dla zainteresowanych :D
Polecam jej filmiki


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Hatremaya

Hatremaya 

Tony, nie masz problemu z walką w jednej drużynie z rudą zakapiorą, która swego czasu próbowała razem z towarzyszem w czerwonej zbroi wysłać cię na tamten świat, a wszystko to ku czci wujka Józefa i Mateczki Rasiji? Ignorujecie dawne spory czy może jednak czasami gdzieś to pojawia się w waszych relacjach?

Tony
Próbujemy się tolerować. Nie mam za złe tego, że próbowali wysłać mnie na tamten świat, ponieważ powiedzmy sobie prawdę w oczy, kto by nie chciał się mnie pozbyć?
Czasami toczymy pewien zawzięty bój, lecz zawsze kończy się to na ignorancji drugiej strony. 
Nie przepadamy za sobą.


niedziela, 28 grudnia 2014

Vampire - Rose VI

Vi­vere mi­lita­re est


Może wy tego nie odczuwacie, ale ja myślę, że zatraciłam gdzieś moje dobre opisywanie sytuacji. 
Ekhem, niedługo też chciałbym udostępnić filmik, za który się zabieram. Dowiecie się o czym jest, jak go skończę, więc czekajcie :D 




Maroon 5 - Animals (Gryffin Remix) - song


- Lilith! - Usłyszałam znajomy głos oraz narastające stukanie w szybę okna.
  Wyprostowałam się jak struna i przeskakując przez łóżko, które grodziło mi drogę, dopadłam do klamki i wyjrzałam na zewnątrz. Od razu uderzył mnie podmuch wiatru, a pasma moich włosów opadły mi na twarz, uniemożliwiając obserwację tego, co działo się na zewnątrz. 
- Jesteś niemożliwa kochanie. - Rubenowi ręce opadły, a ja dalej trudząc się z upięciem włosów, zaczęłam swój wywód na temat kobiecych problemów. 
- Nie mów do mnie kochanie, pchlarzu - Warknęłam na niego, w końcu wiążąc swoje włosy. 
  Zerknęłam na dół. Obok Rubena stała dziewczyna, mniej więcej mojego wzrostu, może trochę mniejsza. Miała białe włosy, które splotła w warkocz, a jej niebieskie oczy co chwila zerkały na śmiejącego się chłopaka. 
- Chodź tu - Polecił Ruben - Nie mamy całego dnia.
  Obróciłam się na pięcie i wcale nie mając ochoty wychodzić na dwór, wyszłam ze swojego pokoju. Szybko zbiegłam po schodach, przy okazji łapiąc szal i wiążąc go ciasno na szyi, tak, że zakrywał mi połowę twarzy. Z wieszaka zabrałam jeszcze ciepłą bluzę i leżącą obok automatyczną kuszę. W gruncie rzeczy to był jej ostatni wypad w teren, bo już jutro miałam dostać nową broń. O tak. Zabicie matki liczyło się podwójnie, a ja nie miałam ochoty wspominać ojcu, ani Michael'owi o tym, że uratował mnie wampir, wyssał ze mnie truciznę i kazał sobie za to odpłacić.
  Potrząsnęłam głowę i wyszłam przed dom, gdzie czekało na mnie zadanie wyszkolenia Tamry i uporania się z docinkami Rubena. Chłopak wyglądał na zadowolonego z mojej obecności, ale to nie znaczyło, że i ja muszę się tak czuć. Ostatnie wydarzenia miały to do siebie, że chciałam je jak najbardziej zepchnąć na dalsze tory swego umysłu, który i tak był zaśmiecony niepotrzebnymi i zbędnymi informacjami.
  Czytając wczoraj kilka informacji na temat wampirzej arystokracji, natrafiłam na ciekawy artykuł o nie jakim Alucardzie. Inaczej rzecz biorąc, był on najstarszym, a co za tym idzie, najpotężniejszym wampirem na świecie. Niegdyś znany jako Vlad Tepes III Dracula. syn Vlada II Diabła, nabijał ludzi na pal ze szczególnym okrucieństwem oraz chęcią pokazania ich niższości. Przeglądając zdjęcia Vlada, nie mogłam skojarzyć go z Alucardem. Mężczyzna odbiegał od tego, który został przedstawiony na milionach zdjęć. Obydwoje całkowicie się różnili. I w wyglądzie i zapewne w zachowaniu, chodź co do tego drugiego, to nie mogłam być pewna. Wystarczyło nie zachodzić wampirowi za skórę.
  Razem z Rubenem, pokazywaliśmy Tamarze wszystkie sztuczki, które mogłyby się jej przydać podczas starć z nieumarłymi, chodź wiedziałam, że wszystkiego i tak nie zapamięta, to dziewczyna wywarła na mnie wielkie wrażenie. Słuchała tego co mówię i stosowała w praktyce wszystkie chwyty, których nauczył jej Ruben. Posługiwała się włócznią i nie powiem, ale była w tym niemal doskonała.
- Czy trenowałaś wcześniej? - Spytałam, zerkając na mniejszą ode mnie dziewczynę, której włosy lekko podskakiwały na wietrze.
  Pogoda dziś nie dopisała, ponieważ po dwóch godzinach chmury całkowicie zakryły niebo i nie pozwolił słońcu na odrobinę zabawy, a deszcz uniemożliwiał dalsze ćwiczenia na świeżym powietrzu.
- Moje pierwsze treningi odbywały się pod okiem mego dziadka, później ojca, który był w delegacji. Dziadzio nauczył mnie podstawowych chwytów i ruchów, abym w przyszłości nie sprawiała ci problemów. - Jej wzrok spoczął na kubku, którzy trzymała w dłoni.
- Czekaj, wróć. - Zamknęłam oczy i zastanowiłam się chwilę. - Czyli od początku wiedziałaś, że będę twoim nauczycielem?
  Dziewczyna skinęła radośnie głową i upiła łyk wcześniej przygotowanej dla niej herbaty. Spojrzałam przelotnie na Rubena, który bawił się swoim ogonem.
- No pięknie. - Pacnęłam się w czoło. - Czyli Rada decyduje już o wszystkich naszych planach czy zamiarach. Nie zdziwiłabym się, jakby zaraz mieli tu wparować i przedstawić mi plan mojego życia.
  Ruben uśmiechnął się, ukazując kły. Oczy Tamary błysnęły.
- Drzwi Krwistych zawsze są otwarte misiu. - Chłopak cmoknął na mnie, a ja poczułam jak wzbiera we mnie złość.
  Gdybym miała coś ciężkiego pod ręką, nie zawahałabym się i walnęłabym Rubena w ten jego pusty łeb.
- Kim są Krwiści? - Spytała zaciekawiona Tamara.
  Przeniosłam na nią zdziwione spojrzenie. Dokończyłam swoją kanapkę z Nutellą i poczęłam jej wyjaśniać:
- Krwiści są Rządem, który sprawuje piecze nad pomniejszymi organizacjami takimi jak: Wataha, albo Rada Łowców. Kiedy jakaś organizacja, która nie podlega Krwistym zaatakuje naszych sprzymierzeńców, mamy prawo zaciągnąć go przed nas sąd. Wtedy wyrok jest prowadzony przez członka Krwistych, jak i człowieka, który zarządza swoją organizacją. Czyli w tej sytuacji tego, który dopuścił się ataku.
- Aha - Skomentowała jednym słowem Tamara i chyba tyle jej wystarczyło, bo o nic więcej już nie pytała.
- Mała musimy się zbierać - Powiedział nagle Ruben, chowając swoją komórkę do kieszeni - Twoja ciocia się niecierpliwi i mówi, że kolacja stygnie.
- Już idę - Odparła dziewczyna i podążyła do wyjścia za Rubenem, który rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
- Na razie nocuje u jej ciotki, ale wkrótce będziemy mogli powtórzyć ostatnią noc, ale z ciekawszym zakończeniem.
  Ruben objął mnie ramieniem, a ja zmusiłam się do słabego uśmiechu. Pożegnałam dwójkę gości i swe zmęczone kroki skierowałam do łazienki, która była zaraz obok mego pokoju. Ciepła woda pozwoli mi złagodzić ciężar dzisiejszego dnia, który o dziwo odbył się bez żadnych niespodziewanych akcji jak dotychczas.
  Otworzyłam drzwi łazienki, uprzednio zabierając piżamę z pokoju i od razu pozbyłam się ubrań, wchodząc do kabiny prysznicowej. Ustawiłam kurek z wodą na gorącą. Od razu poczułam jak moje ciało się rozluźnia i mięknie pod wpływem przyjemnego ciepła. Wszystkie złe i beznadziejne myśli zepchnęłam w najdalszą część mojej głowy i przymykając oczy, oparłam się o szklane drzwi kabiny.
- Chciałbym ci przypomnieć o naszej umowie.
  W tym momencie poczułam przenikliwe zimno oraz ciężką aurę. Momentalnie otworzyłam oczy i obróciłam się w stronę skąd dobiegał głos.
- Co do...!? - W ostatnim momencie zdołałam pochwycić ręcznik i obwinąć się nim dookoła, dalej będąc pod strumieniem ciepłem wody. - Co ty tu robisz?
  Wyszłam z kabiny, rozlewając pełno wody dookoła. Nie przejęłam się nawet tym, że zrobiłam się czerwona, lecz winę za to zrzuciłam na ciepło panujące w łazience.
- Czyżbyś zapomniała? - Wampir odepchnął się od ściany, o którą wcześniej się opierała i stanął na przeciwko mnie, mierząc moją osobę od góry do dołu.
  Po chwili złapał moje nadgarstki i uniósł do góry, przygwożdżając mnie do ściany, o którą wcześniej się opierał. Zimno kafelek przeszyło mnie na wskroś. Wampir zbliżył swoje usta do mojej szyi, a jego kły nieznacznie się wydłużyły, zahaczając lekko o moją skórę.
- Taka słodka - Szepnął. - Czekałem długo, a teraz mogę zasmakować prawdziwej słodyczy.
- Alucard puszczaj! - Szarpnęłam się, czując jak kły wampira kaleczą moją szyję.
  Ciepła strużka krwi spłynęła po mym obojczyku, wsiąkając w ręcznik, który ledwo się trzymał. Przyłożyłam dłoń do rany i spojrzałam prowokująco na wampira, który obdarzył mnie złośliwym uśmiechem. Jego czerwone oczy zapłonęły rządzą i determinacją, a ja jedynie dostrzegłam niezaspokojone pragnienie.
- Nie przypominam sobie, abym ci się przedstawiał. - Jego uśmiech wyraźnie się poszerzył.
  Stanęłam prosto, poprawiając ręcznik i wycierając krew. Spojrzałam w bok. Cóż nie trzymałam w łazience żadnych narzędzi, a tym bardziej broni, ponieważ nigdy nie miałam do czynienia z wampirem zboczeńcem. A teraz nagle zapragnęłam mieć przy sobie wielki arsenał, poświęcony przez biskupa.
- Przeczytałam o tobie całkiem sporo. - Spróbowałam grać na czas dopóki czegoś nie wymyślę. - Vlad Tepes III. Okrutny książę wołoszczyzny, który wystawiał na pośmiewisko ludzi nabitych na pal. - Zakpiłam.
  Wampir zrobił krok w przód, a ja odruchowo się cofnęłam, natrafiając na ścianę. Jeśli zacznę krzyczeń, to rodzice mogą to usłyszeć, natomiast jeśli pozostanę bierna tej sytuacji, to będzie jeszcze gorzej.
- Więc proponowałbym, abyś przestała - Alucard spojrzał prosto w moje oczy, a ja poczułam, jak siły powoli opuszczają moje ciało. - Nie znasz swojej sytuacji człowieku.
  Jego twarz była coraz bliżej, a chłód ciała przenikał przez mój ręcznik. Niemal czułam jak wyciąga mnie po zimne macki i dosłownie pochłania. Nogi miałam jak z waty, a głos niespodziewanie uwiązł w gardle.
- I tak....się nie poddam... - Poczułam jego zimne usta na swoich. Wampir podniósł mój podbródek dwoma palcami i nie zamykając oczów, wpatrywał się we mnie. Po chwili całkowicie zatraciłam się w ciemności.

****

  Dziwne sny nigdy nie opuszczały mojej podświadomości. I tym razem nie byłam zdziwiona. Stałam po środku ciemnego lasu, który spowity mgłą, przywodził na myśl sceny z horrorów, kiedy dziewczyny dobrowolnie uciekały do gaju i już nigdy stamtąd nie wracały. Zimne powietrze owinęło się wokół mnie niczym suknia, a krople deszczu osiadły na włosach, tworząc małe skomplikowane wzory. 
  Uniosłam dłoń do góry, będąc nie do końca świadomą swoich ruchów czy nawet odczuć. Mgła przewinęła się pomiędzy mymi palcami, delikatnie je łaskocząc. Gdzieś w oddali usłyszałam szelest zielonych liści, a bliżej dostrzegłam ciemne cienie, które zwinnie wędrowały pomiędzy drzewami. Opuszkami wygładziłam suknię, która niespodziewanie przyozdobiła me ciało. Szkarłat wsiąkł we mnie niczym woda, opinając ręce, biodra i nogi. Poczułam się jak w sieci pająka, który tylko czekał, aż jego ofiara wpadnie w sidła. 
  Zaczęłam się szarpać, byle by tylko pozbyć się ciasno przylegającej do mnie sukni. Gorset niewyobrażalnie zacisnął swe węzły, uniemożliwiając mi oddychanie.
- Witaj - Odezwał się nieznany mi głos. Był on cichy, lecz ciężki i głęboki. - Mea filia*
  Zza drzewa wyłoniła się zakapturzona postać z krzyżem na piersi. Płaszcz osłaniał jej całe ciało, a twarz dotąd skryta w cieniu, teraz zwrócona była w moją stronę. 
- Kim jesteś? - Spytałam zbyt ostro.
  Szarpnęłam ręką, lecz ta nadal pozostawała w uwięzi. Tajemnicza postać zaczęła się zbliżać, a ja poczułam chłód na skórze. 
 Zaczęłam walczyć o drogi mi tlen, kopiąc nogami i rękoma rozrywając materiał, który po opadnięciu na zimną i ciemną ziemię, przeobrażał się w krew. Czerwone strugi szkarłatnej substancji zaczęły wsiąkać w podłoże, by po chwili wystrzelić w górę.
  Posoka niczym żywe stworzenie, zaczęła formować dziwne kształty, z których potem powstało coś na kształt człowieka. Zakapturzona postać znikła już z mojego pola widzenia, więc nie kłopotałam się z rozwiązaniem zagadki, któż to był. Ręce owej formy życia, która nic sobą nie prezentowała, dosięgły mojej szyi, delikatnie gładząc każdy jej odkryty skrawek. Zimno rozchodzące się dookoła, tworzyło aurę, która przytłaczała moją, niedawno opanowaną, świadomość.
- Taka słodka
  Momentalnie otworzyłam szerzej oczy, by dokładniej przyjrzeć się dziwnej postaci, która teraz całkowicie przypominała mi znanego wampira.
- A..Alucard? - Nie dowierzałam własnym oczom, ani uszom. I od razu o czym pomyślałam, to to, że wampir zaraz wbije kły w moją szyję. Jeśli to mój sen, to nie omieszkam się zmierzyć z tym wampirem.
  Jednak nic takiego się nie stało. Wampir podszedł do mnie wolnym krokiem i przycisnął do pobliskiego drzewa, gdzie unieruchomił mi ręce. Zbliżył swoją twarz do mojej i przejechał opuszkiem palca po mojej dolnej wardze. Mimowolnie spojrzałam w jego czerwone oczy, które nieobecnym wzrokiem spoglądały na moją szyję. Mężczyzna wydawał się nad czymś usilnie myśleć lub może nawet wspominał. Tego nie mogłam być pewna, ponieważ zaraz poczułam jak zahacza kłami o skórę.
  Moja powracająca świadomość dała mi wiele możliwości odnośnie wykreowania swojego stroju, broni, jak i szans na wgraną. Nie czekając, ani chwili dłużej, wyrwałam się szponom szkarłatnej mazi, po czym odsunęłam się jak najdalej, aby mieć większe pole manewru. 
  W mojej dłoni zmaterializowała się automatyczna kusza, w drugiej natomiast pojawił się wisiorek z krzyżem. Założyłam łańcuszek na szyję i wymierzyłam bronią prosto w serce wampira. Wzięłam kilka głębszych oddechów i nacisnęłam spust. Bełt jednak nie wystrzelił. 
- Słodka - Poczułam zimną dłoń na swojej szyi. Obróciłam się szybko na pięcie, lecz nikogo za sobą nie zauważyłam. Postanowiłam więc ponownie wziąć kilka uspokajających oddechów i zwróciłam się w stronę, gdzie powinien stać wampir. - Już pamiętam ten zapach.
  Wampir jednym ruchem złamał moją kuszę, a ja poczułam jak zimna krew po prostu odpływa, zostawiając strach. Ciemność ponownie wyciągnęła po mnie swoje macki i oplotła się wokół ciała, uniemożliwiając jakiekolwiek ruchu. Ostatnim co zauważyłam nim całkowicie zatraciłam się w czarnej mgle, był złośliwy uśmiech Alucarda. 
  Otworzyłam szeroko oczy i od razu zaczęłam machać rękoma, by dosięgnąć krawatu wampira, który boleśnie wbijał kły w moją szyję. Gdy mi się to udało, poczułam jak zimna dłoń oplata mój nadgarstek i prowadzi go w dół.
~ Leż spokojnie - W mojej głowie rozległ się rozbawiony głos wampira. ~ Inaczej zaboli jeszcze bardziej niż dotychczas.
- Alu... puszczaj mnie! - Krzyknęłam, już pewna potęgi swego głosu.
~ Śniłaś o mnie? - Spytał bezczelnie, a ja wyczułam w jego głosie ton, który podpowiadał mi, że Alucard sam zna odpowiedź na to pytanie.
- Majstrowałeś coś w mojej głowie? - Opadłam z sił i leżąc bezwładnie na poduszce, pozwalałam pić wampirowi moją krew.
~ Może, ale... - Alucard odchylił trochę głowę do tyłu, a ja zobaczyłam jego kły skąpane w mej krwi.
  Przez chwilę wydawało mi się, że ten widok może być podniecający, lecz szybko zniwelowałam tą myśl w zalążku.
  Szybko zerknęłam czy leżę całkowicie naga. Z nieznanej mi przyczyny miałam na sobie męską, czarną koszulę, która sięgała mi do połowy ud.
- Jestem pewny tego, że nie jesteś całkowicie przekonana co do mich intencji.
  Wampir usiadł na moich udach. Obróciłam głowę w bok, spoglądając na okno, które okazało się teraz o wiele ciekawsze od czerwonych tęczówek mężczyzny. Leżałam z rękoma ułożonymi nad głową i wydawało mi się, że w tym momencie nie mogłam nic zrobić. Bo co człowiek może przeciw najstarszemu wampirowi, który bezczelnie wgapia się w nią z tym swoim uśmieszkiem.
- Ale? - Powtórzyłam.
- Hmm? - Skonsternowanie wymalowało się na twarzy Alucarda.
- Nie dokończyłeś myśli - Obróciłam wzrok w jego stronę.
- Nie ważne.
  Wampir począł wstawać, lecz ja, jak głupia drążyłam temat dalej. Chwyciłam mężczyznę za dłoń i pociągnęłam w swoją stronę.
- Wyjaśnij - Zażądałam nagle, całkowicie pewna tego, że mogę mu się postawić. Moje spojrzenie było wyczekujące, co wampir odebrał jako zachętę do dalszej zabawy.
- Rozkazujesz mi? - Jego brew uniosła się do góry.
- Nie... ja - Zawahałam się, lecz zaraz poczułam nagły przypływ sił - Powiedz co robiłeś w mojej głowie.
- Zwykła sztuczka z nagięciem świata nierzeczywistego - Wytłumaczył pośpiesznie. - Podobało się?
- Chyba śnisz - Spróbowałam wstać, jednak gdyby nie pomocna dłoń Alucarda, który chwycił mnie w pasie, to ponownie opadłabym na poduszki i do rana byłabym zdana na jego łaskę. - Zboczeniec.
  Jego cichy i głęboki śmiech, uniósł się echem po pokoju. Gdyby nie to, że wampir okazała się pełnym rząd krwi potworem, to mógłby uchodzić za przystojnego faceta, do którego lgną stada dziewcząt.
- A tak nie jest? - Wyrwał mnie za zamyśleń.
- Oczywiście, że nie... - Powinęłam nogi pod siebie i wstałam. - Jesteś wampirem, a w takich kobiety nie gustują.
  Alucard wstał i podszedł do mnie, opierając swoje, zimne dłonie na mojej tali. Moje policzki od razu przybrały karminowy kolor, jak suknia, w  którą byłam odziana we śnie. Potrząsnęłam szybko głowę.
- Nie powinieneś już iść? - Spytałam z goryczą, nader wyczuwalną w moim głosie. Zamknęłam oczy i oparłam się głową o framugę okna, przez które wpadały promienie księżyca. - Ruben w każdej chwili może tu wejść, a ja nie mam ochoty na kłócenie się z nim lub co gorsza, tłumaczeniem mu wszystkiego. I tak już coś podejrzewa. Wyczuł cię.  
  Mogłam usłyszeć ciche westchnienie wampira, który zniżył swoje usta i zatrzymał je na mojej szyi. Zimno jego warg, kontrastowało z moim wewnętrznym ciepłem. 
- Kiedy po raz pierwszy piłem twoją krew... - Alucard urwał i delikatnie wbił kły w moją szyję. Nie poczułam nawet odrobiny bólu, który wcześniej bardzo mi dokuczał. ~ ... wydawała mi się taka znajoma. 
  Kiedy poczułam, że nogi się pode mną uginają, jedną ręką złapałam się ściany, zaś drugą pochwyciłam nadgarstek wampira. Alucard wyczuwając, że dłużej tak nie postoję, obrócił mnie i złapał za ramiona.
~ Teraz wiem do kogo należała.
  Przechyliłam lekko głowę w bok, aby spojrzeć na jego twarz. Alucard miał zamknięte oczy i wyglądał na spokojnego, kiedy zanurzał kły.
- O czym ty mówisz? - Spytałam słabym i ospałym głosem. Zarzuciłam mu ręce na szyję i całkowicie poddałam się jego uspokajającemu dotykowi. 
  Prawą dłoń Alucard położył na moich plecach, drugą zaś podtrzymywał mnie w pasie. Chciałam się wyrwać, ale plan spalił na panewce, kiedy moje powieki same zaczęły opadać. Poczułam się słaba i senna. Za dużo krwi, pomyślałam, zaciskając mocno powieki. 
~ Mój Mistrz odszedł dziesięć lat temu. Musiałyście się kiedyś, nieświadomie spotkać i zmieszać swoją krew. 
~ Krew twojego mistrza płynie w moich żyłach? - Zadałam pytanie w myślach.
  Alucard poruszył się niespokojnie, unosząc głowę do góry. Obiema rękami złapał mnie w pasie, po czym wziął na ręce i ułożył na łóżku. Powoli odwróciłam się w jego stronę, wyciągając rękę, którą złapał. 
- Ale jak to możliwe? - Ostatkami sił walczyłam z nadchodzącą sennością, która spowiła całe me ciało. 
- Nie wiem - Odparł, a jego oczy zalśniły. - Pamiętasz kobietę o długich blond włosach i niebieskich oczach? 
  Zastanowiłam się chwilę, lecz to wymagało większego wysiłku, na który obecnie nie było mnie stać. 
- Ja... n- nie mam pojęcia - Szepnęłam, zakrywając ręką oczy. 
  Wampir wszedł na łóżko i obrócił mnie w swoją stronę, po czym usiadł na moich udach. Z każdą sekundą jego twarz była coraz bliżej, aż w końcu poczułam zimno jego warg. 
~ Pomyśl 
  Jego słowa usłyszałam niczym przez gęstą mgłę, która spowiła mój umysł. Ostatnią myślą, która trafiła do mojej świadomości, to ostre przekleństwo, które określało czary wampirów. 






































środa, 24 grudnia 2014

Vampire - Rose V

  

World On Fire




Okrucieństwo Vlada nie zna granic, jednak teraz nie o tym.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia pragnę złożyć wam najszczersze życzenia z głębi mojego bijącego radośnie serduszka.
Dużo szczęścia, pomyślności, Lokiego i Alusia pod choinką, Nutelli i kinderek.
Żeby nigdy nie zabrakło wam weny do pisania, świetnych pomysłów i kubków z herbatą, kawą czy kakaem, gdy będziecie stukać w klawiaturę :D 
Wszystkiego dobrego życzę wam ja czyli Vinterry

Les Friction - World On Fire - song



  Nim odważyłam się zejść do salonu, gdzie ojciec razem z Michael'em omawiali jakąś ważną sprawę, minęło kilka dobrych godzin. Dokładnie osiem, ponieważ po uprzednim "wyssaniu" krwi, zasnęłam, co chwilę się przebudzając i odwracając na drugi bok. Do teraz, kiedy siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w księżyc, nie mogłam uwierzyć, że tak podle dałam się wykorzystać jakiemuś wampirowi. Rozumiem, że dług to dług, ale żeby spłacać go w taki sposób?
  Zerwałam się z łóżka pod nagłym naporem gniewu. Omiotłam wzrokiem pokój i dostrzegając na biurku światło telefonu, podeszłam i odebrałam.
- Słucham?! - Palnęłam z wyrzutem, nawet nie wiedząc kto do mnie dzwoni.
- Tak się wita starych znajomych?
  Prychnęłam zirytowana, lecz po chwili ochłonęłam.
- Przepraszam Ruben. Mam zły dzień... - Spojrzałam na srebrną tarczę księżyca - ...noc. A tak w ogóle co cię naszło, że dzwonisz do mnie o drugiej w nocy?
  Po drugiej stronie słuchawki zapanowała głęboka cisza.
- Wyjdź na balkon i ... i postaraj się nie krzyczeć dobra?
  Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to o co prosił. Przemierzyłam odległość dzieląca mnie od okna, przy okazji omijając wiele zbędnych rzeczy rozrzuconych po podłodze, po czym przekręciłam klamkę i wyszłam na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Mimowolnie się cofnęłam, lecz czyjaś ręka złapała mnie za ramię, a po chwili poczułam, że zostałam pocałowana w czoło. Już brałam wielki zamach, aby zdzielić nieproszonego gościa po głowie, lecz powstrzymałam się widząc złote, błyszczące tęczówki.
- Viola!! Witaj kotku. - Ruben podszedł do mnie i zamknął w swoich ramionach. - Tęskniłaś?
  Zerknęłam na niego z ukosa. Odkąd ostatni raz go widziałam, a było to kilka lat temu, zmienił się. Dłuższe, ciemne włosy sięgały mu do ramion, a kilka pasem opadało mu na czoło. Wyglądał niemalże uroczo, gdyby nie to, że poczułam coś miękkiego w dłoni.
- Ruben? - Spytałam niepewnie, jakby chcąc się upewnić czy to, aby na pewno on. - Co to jest?
  Uniosłam rękę do góry, w której spoczywał pokaźnych rozmiarów, kłębiasty, czarny ogon.
- O, a to - Zdziwił się i wyszczerzył, ukazując kły. - Wiesz miałem ci powiedzieć trochę wcześniej, ale jakoś tak zapomniałem.
  Chłopak odsunął się ode mnie, jakby wyczuwając, że zaraz mogę wybuchnąć. Moje oczy zapłonęły złością i gniewem. Miałam ochotę rzucić się na Rubena i okładać go pięściami dopóki, dopóty nie powie mi wszystkiego. Lecz biorąc pod uwagę jego tajemniczość, to i tak nie dowiem się wszystkiego, choćbym błagała go na kolanach.
- Gadaj!
  Ruben zaśmiał się, po czym chwycił mnie i podniósł do góry. Zaczęłam się wyrywać i w miarę możliwości nie krzyczeć za głośno, aby swoimi wrzaskami nie sprowadzić tutaj rodziców, ani Michaela.
- Puszczaj mnie pokrako! - Zdzeliłam go w końcu po głowie. Kiedy chciałam wyprowadzać następny atak, Ruben położył mnie na łóżku.
  Jego zimny oddech owiał moją szyję, a oczy rozszerzyły się nieznacznie, ukazując zdziwienie. Chłopak złapał mnie za ramiona i przejechał wzdłuż rąk, łapiąc za nadgarstki.
- Spokojnie kotku! - Błysk w oku trochę mnie przeraził. - Wszystko ci wytłumaczę.
- Złaź ze mnie futrzaku. - Warknęłam w jego stronę, a on posłusznie usiadł obok mnie.
  Podniosłam się do siadu i skrzyżowałam ręce na piersi, zerkając na niego wyczekująco. Miałam szczerą ochotę wyrwać mu ten przeklęty ogon, by więcej nie patrzeć jak nim słodko merda.
- Więc? - Ponagliłam go dość ostrym tonem, mrużąc oczy.
- Kiedy Krwiści zapoczątkowali niemałą wojnę z Watahą, Rada zaczęłam wcielać w swoje szeregi wielu żołnierzy. A raczej zmiennokształtnych - Poprawił się i zrobił urażoną minę - Jako, iż mój ojciec zasiada w owej Radzie, byłem pierwszy na linii ognia, który został wcielony do jednostki.
- Mówisz o nich jak o siłach wojskowych, a nie normalnej organizacji jak nasza - Przerwałam mu.
- Rada tak siebie określa - Naprostował, gestykulując - Chce mieć całkowita pewność, że ludzkie służby oraz rządy, nie będą wchodzić im w paradę. Dlatego jesteśmy nazywani żołnierzami. W gruncie rzeczy chodzi o papierkową robotę. Gdyby nie to, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, to Rada nie miałaby się o co spierać.
  Słuchałam tego wszystkiego z zainteresowaniem i pobłażaniem. Spoglądając w złote oczy Rubena, miałam pewne wątpliwości czy, aby na pewno Rada Watahy działa zgodnie z prawem. Wydawało mi się, że ich "żołnierze" są zwyczajnym mięsem armatnim, a starszyzna wykorzystuje wszystkie środki, aby postawić na swoim.
  Ruben wstał i stanął obok łóżka, unosząc głowę do góry i szukając czegoś jak pies. W gruncie rzeczy był on podobny do psa.
- Co robisz? - Spytałam, całkowicie nie mając zielonego pojęcia dlaczego jego ogon tak się nastroszył.
- Jakiś dziwny zapach - Powiedział do siebie. - Czujesz?
  Spróbowałam wyczuć coś dziwnego, lecz ja nie byłam zmiennokształtnym i niczego takiego nie wyłapałam. Spojrzałam na chłopaka. Jego wzrok był męty, jakby był w jakimś letargu. Zrzuciłam winę na to, że jest po prostu dziwny. Nagle Ruben stanął nieruchomo i powoli obrócił głowę w moją stronę.
- Lilith? - Spytał dziwnym tonem, a ja przyznam, że lekko się przestraszyłam. W ogóle nie poznawałam mojego przyjaciela sprzed kilku lat. - Czy ty masz jakieś układy z wampirami?
  Totalnie mnie zamurowało. Moje oczy zapewne przypominały teraz pięciozłotówki, a otwarta buzia pokazywała zdziwienie. Spróbowałam coś powiedzieć, jednak żadne, odpowiednie słowo nie przychodziło mi do głowy. Zaczęłam gorączkowo myśleń nad jakimś kłamstwem, ale przypominając sobie kilka informacji na temat zmiennokształtnych, zaniechałam tej czynności. Ich nie da się tak łatwo oszukać. Potrafią wyłapać nawet najdelikatniejszy zapach, co w obecnej sytuacji było dla mnie poważnym problemem.
- To...skomplikowane - Wydukałam, nie będąc pewna swego głosu. Powoli wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę drzwi.
- Lilith! - Naciskał i zaczął się zbliżaj, zaganiając mnie w kozi róg. - Kto tu był. Czuję jego zapach. To nie był jakiś podrzędny wampir. To... ktoś wyżej postawiony. - Ruben przycisnął mnie do ściany, opierając ręce po bokach mojej głowy. - Kto to jest! - Warknął, ukazując swoje kły.
- Ruben przestań.
  Spróbowałam wyszarpać nadgarstki, lecz chłopak był silniejszy.
- Lilith, jesteś łowcą wampirów. - Powiedział z wyrzutem. - Nie możesz się z nimi zadawać.
- Ty nie decydujesz o moim życiu pchlarzu. - Odchyliłam głowę do tyłu i mocno przywaliłam Rubenowi, który zatoczył się i upadł na łóżko.
  W tym czasie miałam okazję, aby dobyć swoją kuszę. Podbiegłam do szafy i otworzyłam drzwi, jednak kiedy miałam sięgnąć po broń, chłopak złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zatoczyliśmy się do tyłu i wpadliśmy na łóżko.
- Przestań się szarpać - Unieruchomił moje ręce - Nie chcę walczyć.
  Nie byłam pewna co do jego intencji, ale nie wyczułam także wrogości. Westchnęłam przeciągle i wyswobodziłam się z jego uścisku. Wstałam z łóżka i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Wampir uratował mi życie. - Widząc zdziwienie w jego oczach, kontynuowałam. - Kiedy razem z ojcem i Michael'em pojechaliśmy na polowanie, ja rzuciłam się w pogoń za matką, a ta wstrzyknęła mi jakąś truciznę. Gdyby nie ten wampir, to już dawno gryzłabym ziemię.
- Mogłaś tak od razu powiedzieć. - Odparł wielce obrażony i oburzony. Złapał się za nos,  z którego leciała mu krew.
  Przyglądałam się temu z lekkim uśmiechem.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie. Jesteś idiotą. Dałeś się pobić dziewczynie. - Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej chusteczki. Następnie usiadłam obok Rubena na łóżku i cofnęłam jego rękę, aby zetrzeć krew. Coś innego, jednak przyciągnęło moją uwagę. - Rozpraszasz mnie.
  Ruben zaśmiał się.
- Rozprasza cię to? - Powtórzył, na co ja zdenerwowałam się.
- Owszem. Schowaj te uszy, bo wytargam ci ogon. - Skończywszy bawić się z jego "ranami", wstałam i podeszłam do okna. - Czego tak właściwie ode mnie chcesz?
- Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - Ruben wstał i podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie. Oparłam głowę o jego tors i wciągnęłam głośno powietrze. - Pamiętasz?
- Nigdy nie dasz mi o tym zapomnieć? - Spytałam zerkając na niego z ukosa.
- Staliśmy na tarasie domu twojej babki, której nie było obecnie z nami. Księżyc świecił tak samo jak teraz, a gwiazdy przyszły mu z pomocą, aby przyozdobić granatowy nieboskłon. Byłaś młodsza, a w ręku trzymałaś kubek z herbatą. Zapytałem czy jest ci zimno. Ty jednak nie odrywałaś wzroku od srebrzystej tarczy księżyca. Podszedłem do ciebie i objąłem jak teraz. Oparłaś głowę na mojej piersi i przymknęłaś oczy. Kiedy się obróciłaś...
  Nie musiał nic więcej mówić. Obróciłam się gwałtownie i przywarłam do niego ustami. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w pasie. Przymknęłam oczy i pogłębiłam pocałunek, samej nie wiedząc, że to ja zaczynałam popychać go w stronę łóżka. Wplątał palce w moje włosy i lekko pociągnął moją głowę, odchylając ją do tyłu. Z pocałunkami zjechał niżej, badając szyję, obojczyk, a później zatrzymał się i spojrzał na moją twarz. Oddychałam płytko i miałam na pół przymknięte oczy. Ruben delikatnie przejechał językiem po mojej wardze, przygryzając ją. Jęknęłam z rozkoszy i znów przylgnęłam do jego ust. Teraz liczył się tylko on i jego ciepły oddech spowijający moją twarz. Z wahaniem wsadziłam rękę w jego gęste włosy. Przesypywały się między palcami, delikatnie je łaskocząc. Zadowolona przymknęłam powieki, czekając na odpowiedź mężczyzny. Ten z siłą wpił się w moje usta i już po chwili pogrążyliśmy się w namiętniejszym pocałunku. Błądziłam dłońmi po jego torsie, który opinała bawełniana koszulka. Czułam przyspieszone bicie jego serca, które idealnie komponowało się z moim własnym. W tym momencie tworzyliśmy jedność. Przestrzeń między nami wypełniały niewypowiedziane słowa i skrywana od dawna chęć działania na przekór wszystkiemu. Poczułam jak dłoń Rubena zsuwa się na moje plecy, chcąc zminimalizować pustkę między naszymi ciałami. Oplotłam rękoma jego kark z zapałem przyciągając do siebie.
  Noc była zimna i ciemna, jednak promienie księżyca i migoczące gwiazdy wskazywały nam drogę.

                                                                                 ****

  Blake wyraźnie zdenerwowany wyszedł z pokoju Alucarda i skierował się w stronę kuchni, skąd miał przynieść szanownemu hrabiemu kilka woreczków krwi. Jego postawa wyrażała obojętność na każde pytania zadawane mu przez służbę czy też kilku wojskowych, którzy tworzyli małą armię. Minę miał zawziętą, a oczy rozszerzone ze złości Gdyby w chwili obecnej miałby komuś zdrowo przyłożyć, byłby to Alucard. 
- Czy hrabia jest u siebie? - Spytał Walter, kiedy Blake wszedł do kuchni, z rozmachem wyważając drzwi, które ledwo trzymały się na starych zawiasach.
  Walter westchnął zrezygnowany. Miał na uwadze to, że Blake czasami potrafi być nie znośny, ale kiedy był wręcz nie do zniesienia i zrzędził, lokaj wycofywał się, dając mu całkowicie wolną rękę.
- Ależ jest! - Blake uśmiechnął się krzywo i z rozmachem otworzył drzwi lodówki z krwią. Wziął pierwszy, lepszy woreczek, a potem następny i z hukiem zatrzasnął drzwiczki. - I jeśli zaraz nie przestanie mi rozkazywać, to się z nim policzę. 
  Lokaj spojrzał na niego dziwnym wzrokiem i otworzył buzię, by coś powiedzieć, ale w tej chwili nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Westchnął ponownie i zabrał plik kartek leżących na stole. Miał zanieść je szanownemu hrabi, ale jeśli owy hrabia jest nie w humorze, to nie będzie się narzucał. 
  Blake z takim samym impetem wyszedł z kuchni i wrócił do pokoju szanownego wampira. Rzucił w jego stronę woreczki z krwią i ciężko usiadł na fotelu. Alucard odłożył swój "posiłek" na biurko i powrócił do przerwanej czynności, polegającej na wypatrywaniu jakiegoś ciekawego obiektu za oknem. Pogoda tej nocy wydawała się bardzo interesującym tematem do rozmów, jednak Blake nie chciał słuchać Alucarda.
- Coś jeszcze Hrabio? - Spytał przez zaciśnięte zęby, rozmasowując sobie skronie. 
  Alucard nie raczył odpowiedzieć na jego pytanie. Przeczesał zmierzwione od wiatru włosy i przymrużył oczy. Godzinę wcześniej zabijał jeszcze ghule, ale gdy coś go podkusiło i pojawił się w pokoju Lilith, miał ochotę się na kimś wyżyć. Złość rozpierała go od środa i nie przestała dopóki nie wpakował kolejnych kilka dziesięciu kul w ciała ghuli. Ale nawet to nie wystarczyło. Teraz miał szczerą ochotę zabić jakiegoś kundla, który zabiera to co do niego należy. 
- Hej mówię do ciebie! - Blake stanął na przeciwko starszego wampira i pomachał mu ręką przed oczyma, robiąc niezadowoloną minę. Ten, jednak spojrzał na niego z pobłażaniem i wyminął jego osobę, kierując się w stronę biurka, z którego zabrał woreczek z krwią. - Nie ignoruj mnie.
- Ależ ja cię nie ignoruję drogi detektywie. - Alucard ostrymi kłami rozdarł woreczek, wlewając naraz całą zawartość do gardła. 
- To o co ci chodzi? - Młodszy usiadł na fotelu, zagłębiając się w nim i krzyżując ręce na piersi, jak nie zadowolone dziecko, które nie dostało cukierka. - Jesteś dziś jak chodząca bomba zegarowa. Lada chwila i buum. - Zademonstrował eksplozję, unosząc ręce do góry. 
- O nic. - Odparł obojętnie, zabierając się za ostatni woreczek.
- Właśnie widzę - Prychnął Blake i zniecierpliwiony wymijającymi odpowiedziami Alucarda, wstał z fotela i stanął na przeciwko niego. - Gadaj.
- Rozkazujesz mi?
- Owszem - Młodszy wampir pochylił się do przodu. - Odkąd Integra opuściła ten świat, stałeś się rozwydrzonym, niekontrolującym swych żądz, zakłamanym i bardziej aroganckim wampirem.
  Alucard zmrużył oczy, po czym wstał i z góry spojrzał na Blake'a. Chwycił go za poły ciemnej marynarki i rzucił nim o pobliską ścianę, wyciągając zaraz Jackala. Wycelował prosto w jego głowę i pociągnął za spust. 
- Jeszcze raz wspomnisz o Integral, to gorzko tego pożałujesz. - Jego głos był wręcz przerażający i mrożący krew w żyłach.
- Oczywiście - Sprostował szybko Blake, po czym wstał jak gdyby nigdy nic i wyszedł z pokoju z obrażoną miną.
  Alucard powrócił do przerwanej czynności. Usiadł ponownie w fotelu i dopił ostatnie kropelki krwi, po czym zaklął pod nosem. Minęło zaledwie dziesięć lat od kiedy szanowna Hellsing opuściła świat żywych, a on dalej rozpamiętuje. Zapach jej krwi, jej smak i to jak na niego działała. Tak pobudzająco i szaleńczo, zwłaszcza wtedy kiedy wybierał się na akcję. Pamiętał to uczucie w piersi, kiedy zamieniał w proch kolejne ghule, kiedy śmiał się w niebo głosy, gdy zabijał matki tych potworów i w końcu zaznał także smutku, kiedy stracił jedynego, godnego sobie przeciwnika. 
- Oh Integro - Westchnął zatracając się w czarnych smugach swoich cieni - Walter ponownie chciałby zobaczyć twoją roześmianą twarz. 


  Pojawił się niedaleko pewnego domostwa, gdzie w pokoju na górze paliło się małe światło. Już za dwie godziny powinno wzejść słońce, a on mógł pozwolić sobie na jeszcze jedną wycieczkę. Szczególnie teraz, kiedy czuł zapach kundla z Watahy. Sam się sobie dziwił, że tak się zdenerwował na wieść o niespodziewanym gościu, który może utrudnić mu jego działania w związku z dziewczyną. 
  Przeszedł zaledwie kilka kroków, nim usłyszał szelest, a zaraz potem zauważył dwie pary niebieskich oczu. Ukląkł i przywołał do siebie psa, który zapewne należał do Lilith. Sądząc po obróżce na szyi, on musiał do niej należeć.
- Napoleon tak? - Uśmiechnął się lekko i pogłaskał psa po głowie. Z początku myślał, że zwierze będzie chciało się na niego rzucić, jednak potem przekonał się, że pies nie jest agresywny. 
  Przerywając zabawę z zwierzakiem, wstał i wyprostował się, wypatrując w oknie znikającego światła. Już raz tu dzisiaj był, lecz coś nie dawało mu spokoju. Miał jakieś niemiłe przeczucie, że kundel nie jest tym za kogo się podaje. Oczywiście mógłby to sprawdzić, lecz na razie pozostanie tu i będzie obserwował dopóki pozwoli mu na to zmęczenie, które dawało już o sobie znać.
  Wampir ziewnął przeciągle i zniknął, pojawiając się w pokoju dziewczyny. Przed jego oczami ukazał się jakże uroczy - chodź nie dla niego, widok dwóch ciał złączonych razem. Wiedział, że tej nocy do niczego nie doszło, ale w przyszłości może okazać się inaczej. Z własnego doświadczenia widział, że długie przebywanie z kobietą w końcu zakończy się tylko jednym. 
  Alucard wolnym krokiem obszedł łóżko i stanął obok dziewczyny, która spała odwrócona plecami do chłopaka, a zwrócona przodem do okna, przez które padały promienie zachodzącego księżyca. Schylił się i delikatnie przejechał dłonią po jej policzku, na co ona wzdrygnęła się, a jej serce nieznacznie przyspieszyło. Wampir zdziwił się i zaraz na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Byłby zadowolony gdyby wyczuła jego obecność, albo może namiastkę tego, podczas snu. Odsunął się i spojrzał na jej spokojną twarz. Kogo ona mu tak bardzo przypominała? I dlaczego poznawał tą krew. 
- Zimno... - Usłyszał głos dziewczyny, która odtrącała rękę chłopaka i po szyję zakryła się kołdrą. 
  Wampir uśmiechnął się słabo, po czym zniknął, a jego cienie jeszcze przez chwilę wirowały w powietrzu. 


****

- Lilith - Usłyszałam głos ojca, który siedział w salonie z kubkiem parującej herbaty - Możesz tu przyjść?
  Dokończyłam jeść śniadanie i włożyłam brudne naczynia do zmywarki, po czym wolnym krokiem weszłam do salonu. Ciepło rozpalonego kominka powitało mnie niemal od razu, kiedy usiadłam na kanapie obok rodzica. Rozłożyłam się wygodnie, krzyżując ręce na piersi i wyciągając nogi przed siebie. Oparłam się wygodniej o zagłówek, przekręcając głowę na bok. 
- Rozmawiałem wczoraj z Michael'em na temat nowych rozporządzeń Rady. - Zaczął, a ja wiedziałam, że kroi się coś grubszego. Zawsze gdy tata wołał mnie do salonu na "rozmowę", miałam przeczucie, że Rada znów coś wykombinowała. Jakby nie mogli dać sobie spokoju na parę miesięcy. - W związku z tym, że przyjęto nowych członków i są oni dość niedoświadczeni... będziesz musiała wyszkolić kilka sztuk - Uśmiechnął się, jakby chcąc powiedzieć tym, że: "tak oczywiście, dasz sobie radę i pokażesz tym dupkom z rządu, że nas się nie lekceważy".
- Naprawdę muszę? - Westchnęłam bezradnie, opuszczając głowę w dół. - Sama niecałe kilka tygodni temu ukończyłam szkolenie, a teraz zwalają mi na głowę więcej roboty. Czasami chciałbym być zwykłym człowiekiem. 
  Ojciec od razu pojął, że nie jestem zainteresowana tym pomysłem. Uśmiechnął się do siebie i odstawił kubek na stolik obok kanapy. Następnie wstał i położył mi dłoń na głowie, po czym rozczochrał mi włosy.
- Dasz sobie radę
  Prychnęłam na niego, kiedy wychodził z salonu.
- A nie mówiłam.
  Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Odebrałam szybko, nawet nie patrząc kto dzwoni. 
- Witaj kochanie - Po drugiej stronie słuchawki odezwał się znajomy głos. - Przepraszam, że tak wcześnie sobie poszedłem, ale wzywali i nie mogłem tego olać.
- Spoko - Rzuciłam od niechcenia. Nie miałam jakoś ochoty rozmawiać z Rubenem, ale jak dzwoni to co zrobię. - Jak mnie mam, przyjedziesz jeszcze?
- Ależ oczywiście kotku. Mam ci przecież pomóc w szkoleniu.
  Nie powiem, ale zdziwiłam się jego wypowiedzią. Niby dlaczego członek Watahy, zmiennokształtny ma pomagać łowcy w szkoleniu kolejnego łowcy? Rozkaz odgórny? Nie sądzę.
- O tym dowiedziałam się dosłownie przed chwilą, więc nie wiem co i jak. - Wytłumaczyłam i wstałam z kanapy, aby udać się do swojego pokoju i ubrać coś bardziej stosownego niż krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach.
- Będziesz pomagać w szkoleniu niejakiej Tamarze Cioran.
- Ruska? - Spytałam zdziwiona
- Rumunka, a dokładniej pochodzi z okręgu Arad. Ma szesnaście lat i jest dość kumata. - Zaśmiał się i przyłożył słuchawkę do drugiego ucha.
- Skąd to wszystko wiesz? - Zapytałam podejrzliwie, wchodząc do pokoju i włączając w telefonie opcje głośno mówiącą. 
  Z szafy wygrzebałam czarne dżinsy i szary sweter. Idealny na taką pogodę jak teraz. Deszcz znów nieustępliwie stukał w parapet, a słońce chyba dało za wygraną, ponieważ nie miało szans w starciu z kłębowiskiem chmur. 
- Bo jestem w Radzie i ona obok mnie stoi, a raczej wygląda przez okno. - Wytłumaczył gładko Ruben. - Dobra kończę, bo twój dziadek się niecierpliwi.
  Gdy chciałam o coś jeszcze zapytać, chłopak rozłączył się. I dałabym sobie głowę uciąć, że słyszałam jego śmiech. 
- Zakaz spania kundlom w moim łóżku. - Krzyknęłam do siebie.




JESZCZE RAZ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO 






















sobota, 20 grudnia 2014

Vampir - Rose IV



Oki doki Panie Loki. Rozdział napisany i mam nadzieję oraz wielką ochotę na wasze komentarze, które bym schrupała. Jestem ciekawa waszych opinii na temat tej notki. Jak dla mnie, w miarę ujdzie. Będą lepsze, ale proszę też nie zrażać się na wstępnie moją opinią.
Wybór pioseneczki macie dowolny :D 


 Moje oczy otwierały się i zamykały, jednak nie potrafiły zarejestrować obrazu. Po kilku chwilach moje powieki opadły bezwiednie. Krew gotowała mi się w żyłach, a w głowie huczało. Każda moja komórka, każdy mięsień odmówił posłuszeństwa już jakiś czas temu, dlatego w obecnej chwili leżałam skulona w ramionach mężczyzny w czerwonym płaszczu, który z wolna uwalniał mój organizm od trucizny. 
  Moje serce biło miarowo i co jakiś czas zdawać by się mogło, że przyspiesza. Nie mogłam tego, natomiast wiedzieć, ponieważ ciężkie myśli zajęły mi głowę. Czułam jak świadomość powoli mnie opuszcza i znika gdzieś w ciemnej przestrzeni. Odniosłam wrażenie jakby wysysano ze mnie całe życie. To wszystko wydawało się jedynie letargiem.
  Gdy nagle poczułam lekkie szarpnięcie, moje ręce samowolnie złapały skrawek czerwonego płaszcza, jakby ostrzegając mnie, że zaraz mogę upaść. Wolno otworzyłam zielone oczy i zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić się do promieni księżyca wpadających przez uchylone drzwi. Nie zobaczyłam jasnowłosej kobiety, która wcześniej próbowała mnie zabić, a jedynie czarne, dłuższe do ramion pasma i czerwone, przymrużone oczy. 
  Spróbowałam się poruszyć i o dziwo udało mi się, jednak gdyby nie ściana, o którą się podtrzymywałam, znów miałabym bliskie spotkanie z podłogą.
- Co zrobiłeś? - Spytałam mimochodem, kiedy oparłam się plecami o zimne deski. Tak samo jak mężczyzna, który już wstał z klęczek, przymrużyłam oczy, oddychając głęboko.
  Nie czułam już ucisku w klatce, ani palenia w płucach. Co chwilę, jednak przechodził mnie zimne dreszcze i dziwne mrowienie. Spojrzałam na przejście do salonu, gdzie obok fotela, na ziemi leżała moja kusza i nóż. Zmierzyłam w tamtym kierunku co chwila potykając się i zarazem utrzymując równowagę. Musiałam wyglądać naprawdę śmiesznie, bo czułam na sobie rozbawiony wzrok wampira.
- Nie odpowiedziałeś mi! - Powiedziałam stanowczo. 
  Schyliłam się po broń i zauważając fotel, opadłam na niego nadal czując osłabienie. 
- Nie widzę takiej potrzeby. - Odparł obojętnie, podchodząc do niewielkiego barku na przeciw starego kominka. 
  Mężczyzna otworzył oszklone drzwiczki serwantki i wyjął z niej zakurzoną butelkę wina. W jego ręce natychmiast zmaterializowały się dwa kieliszki. Otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia. Przypatrywałam się każdemu ruchowi wampira, który mógłby być ostatnim, którym zobaczę. 
- Napij się - Powiedział, patrząc na mnie z góry i podając mi już napełniony kieliszek. - Nic ci nie dosypałem, spokojnie. - Uśmiechnął się krzywo, widząc mój nieufny wzrok. 
  Spróbowałam wina, które okazało się nawet dobre, po czym przymknęłam leniwie oczy, czując jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Te uczucie było znacznie lepsze od tego, kiedy czułam niemiłosierne palenie w klatce. 
- Lepiej? - Usłyszałam szelest materiału. Spod pół przymkniętych powiek dostrzegłam jak wampir siada na kanapie na przeciwko.  
- Znacznie - Odparłam w pełni odprężona. 
  Poczułam jak odpływam, jak tracę powoli świadomość. Gdy usłyszałam cichy śmiech, otworzyłam szybko oczy i z wyrzutem oraz obudzeniem spojrzałam na mężczyznę. 
- Czego tam dosypałeś? - Wstałam i na chwiejących się nogach podeszłam do wampira, który założył sobie nogę na nogę i upił łyk wina. - Kłamałeś!
- Zwykły środek uspokajający. - Odparł - Nie raz miałem styczność z taką trucizną, a nie chciałbym, abyś rzuciła się na mnie z nożem.
  Zazgrzytałam zębami i złapałam go za poły płaszcz, przyciskając nóż do krtani. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Przyciskając jeszcze mocniej stal do jego gardła, zrobiłam małe nacięcie. Krew cienkim strumyczkiem spłynęła po jego skórze, barwiąc białą koszulę.
  Wpatrując się w jego rozjarzone, czerwone oczy, miałam ochotę go zabić. Tu i teraz. Miałam wiele do stracenia, ale propozycja zemszczenia się na nim, była kusząca. Poczułam jak jego zimna dłoń zaciska się na moim nadgarstku i miażdży go w żelaznym uścisku. Syknęłam cicho i szarpnęłam ręką, lecz nie zdołałam się wyrwać. 
- Za uratowanie twojego nędznego życia... - Przerwał, podnosząc się z kanapy i górując nade mną - ... oczekuję zapłaty. Sowitej.
  Zacisnęłam mocno szczękę. Po moim trupie, pomyślałam.
- Wolałbym gdybyś jednak żyła - Powiedział nagle, a ja skojarzyłam fakty, o których kiedyś słyszałam. 
- Wypad z mojej głowy, stary krwiopijco. - Warknęłam na niego. 
  Kiedy w końcu udało mi się wyrwać z uścisku - chociaż sądziłam, że to on mnie puścił, odskoczyłam od niego, mierząc z kuszy prosto w jego serce. Wzięłam kilka uspokajających oddechów, po czym nieświadomie i całkiem przypadkowo pociągnęłam za spust. 
- Chciałem po dobroci. - Uśmiech wampira poszerzył się, ukazując szereg białych kłów. Jednym ruchem pozbył się bełtu i zaczął iść w moją stronę. Natomiast ja zaczęłam się cofać. - Jednak w twoim przypadku muszę zastosować pewne środki.
  Momentalnie obróciłam się na pięcie, wybiegając z salon i dopadając drzwi. Zaczęłam szarpać za klamkę, jednak ta nie ustępowała.
- Jasna cholera, przed chwilą były otwarte. - Walnęłam pięścią z całej siły - Dlaczego?
  Poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie za ramiona i podnoszą. Zerknęłam przez ramię.
- Masz dwie możliwości. - Zaczął swój wywód - Poddasz się i bez zbędnego gadania mnie wysłuchasz, albo trochę pocierpisz. 
- Pieprz się - Wyplułam mu to prosto w twarz, jednak zaraz tego pożałowałam. 
  Wampir puścił mnie, a ja upadłam na kolana. Następnie zamachnął się i pozbawił mnie tchu jednym kopnięciem. Potoczyłam się po zakurzonej, brudnej i zimnej podłodze, aż nie natrafiłam na pierwszy schodek prowadzący do góry. Podniosłam wzrok. To była moja szansa. Jeśli tylko wdrapię się na górę, to będę wolna. 
  Złapałam się za brzuch i pochyliłam do przodu, wstając. Po mimo podjętej przeze mnie próby ucieczki, zostałam przygwożdżona do balustrady schodowej, a jeden ze szczebli wbił mi się boleśnie w plecy. Wampir jedną ręką objął moje nadgarstki, unieruchamiając je nad głową, po czym drugą złapał mój podbródek i uniósł do góry tak, że musiałam spojrzeć w jego uradowane oczy.
  Zaczęłam go kopać nogami na wszelkie możliwe sposoby, jednak on pozostawał niewzruszony. Mój oddech stawał się coraz wolniejszy, a powieki co chwila opadały w dół. Nie wiedziałam co wampir dosypał mi do wina, ale owe coś zaczynało działać. W jego oczach zapewne byłam małą, naiwną dziewczynką. 
  Nagle wampir pochylił się i przejechał nosem po mojej tętnicy. Przestraszyłam się, przez co moja krew zagotowała się, dając więcej satysfakcji mężczyźnie. Poczułam jak zahacza kłami o moją skórę i mimowolnie zadrżałam. Przestałam się już wyrywać, widząc, iż to nie ma większego sensu. Bo przecież jakie szanse ma człowiek przeciwko wampirowi? 
- Już odpuściłaś? - Spytał, zerkając na mnie z ukosa.
  Spuściłam wzrok i wbiłam go w podłogę. 
- Bawi cię to?
- Hmm?
  Spojrzałam na niego, a moje oczy błysnęły niebezpiecznie.
- Bawisz się ofiarą, którą potem "skonsumujesz". - Poczułam, jak w kącikach moich oczu zbierają się słone łzy. - To okrutne.
  Wampir zaśmiał się cicho i puścił mnie w końcu.
- Okrutne powiadasz?
- Oczywiście - Oburzyłam się i mrużąc oczy, spojrzałam na niego. - Nawet nie dałeś mi szansy na...
- Nie dałem!? - Krzyknął, lecz zaraz potem zaczął się śmiać. - Miałaś wybór.
  Przypominając sobie co mówił wampir, poczerwieniałam na twarzy.
- Więc? - Spytał - Co wybierasz?

*****


  Zerwałam się z łóżka późnym popołudniem, kiedy usłyszałam ryk silnika. Otworzyłam oczy i natychmiast złapałam się za głowę. Moje skronie pulsowały tępym bólem, wywołując także ciarki. Zamrugałam kilka razy, by moje oczy przyzwyczaiły się do lekkiego mroku panującego w pokoju.
- Moja głowa - Stęknęłam, podnosząc się do siadu. - Oddałabym wszystko za aspirynę
- Wszystko powiadasz? - Usłyszałam, teraz już znajomy głos. Nie miałam siły na kolejne sprzeczki, więc zamknęłam oczy i położyłam się z powrotem, obracając się do wampira plecami. 
- Nikt cię tu nie prosił, a z resztą... - Uśmiechnęłam się triumfalnie - Kiedy mój ojciec tu wejdzie, nie będziesz miał życia.
- Jestem martwy - Naprostował, a ja prychnęłam poirytowana.
  Jak śmiał w ogóle siedzieć w moim pokoju, na moim wygodnym fotelu i kpić ze mnie. Bezczelny, stary dziadyga. 
- Proszę. - Usłyszałam odgłos rozpuszczającej się tabletki. - Ale także chciałbym omówić warunki naszej współpracy.
  Poczułam nagłą złość. Miałam zamiar sięgnąć po lampkę stojącą obok mojego łóżka i wbić ją wampirowi pomiędzy oczy. 
- Jakie warunki współpracy?! - Momentalnie zmierzyłam wampira mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, jednak na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia. - Postradałeś zmysły?
- Uratowałem ci życie, głupia śmiertelniczko! - Warknął, tak samo poirytowany jak ja. Jego tęczówki przybrały karmazynowy kolor i błysnęły niebezpiecznie. - Znaj moją łaskę.
- Też mi coś - Prychnęłam, odwracając wzrok i krzyżując ręce na piersi. 
  Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co niby miałabym dla niego zrobić, żeby spłacić swój dług. Przemyślałam wszystkie za i przeciw, po czym spytałam: 
- Jeśli już miałabym się zgodzić, to...co by to było?
  Wampir uśmiechnął się.
- Jako iż mój teren względem polowań jest ograniczony, chciałbym, abyś ty została moim dawcą krwi. 
  Kiedy usłyszałam jego propozycję, albo raczej rozkaz, o mało nie zakrztusiłam się aspiryną, którą trzymałam w ręce. 
- Chyba śnisz - Odparowałam od razu. Mój ton był za ostry, lecz cóż. W stosunku do tego dziadygi mam prawo mówić jak mi się podoba. - No co? - Spojrzał na mnie, jakby chcąc ukatrupić na miejscu. - To moja krew i nie tak śpieszno mi ją oddawać. 
- Uwierz mi, że za tą propozycją nie kryła się prośba. - Wampir nachylił się, a jego oczy znalazły się na wysokości moich. Wyrwałam pod naporem jego czerwonych tęczówek, lecz coraz trudniej było mi zachować jakąkolwiek kontrolę nad własnym ciałem. Zaczynałam odczuwać pewien respekt. 
- Chrzań się padalcu.
  Nagle, które trwało znacznie krócej niż ułamek sekundy, leżałam przygwożdżona do łóżka, a nade mną wisiał wampir, który ukazywał swe kły w akcie gniewu. Raczej nie było mi do śmiechu, lecz nie dałam po sobie poznać nawet tego, że się boję.
- Nie pozwalaj sobie na dużo Lilith. - Pierwszy raz usłyszałam jak wymawia moje imię w gniewie. - Jeśli raz zadrzesz z sześćsetletnim wampirem, to ty nie będziesz miała życia. - Uratowałem ci życie. I zapłacisz za to. 
  Moje oczy wcześniej szeroko otwarte, teraz spoglądały na jego czerwony krawat w uległym geście. 
Chciałam zapaść się pod ziemię i już nigdy stamtąd nie wyjść.
- Zgoda - Odparłam bezbarwnym tonem.
- Grzeczna dziewczynka - Wampir uśmiechnął się, schodząc ze mnie i ponownie siadając na fotelu. Założył nogę na nogę i splótł na kolanie dłonie. - Co trzy dni będę do ciebie przychodził. Godziny nocne pasują?
  Chciało mi się śmiać z własnej bezsilności i naiwności. Byłam łowczynią, która w tej chwili powinna posłać do piachu tego bezczelnego wampira, a okazałam się tchórzem, który nawet nie umie spojrzeć mu w oczy. Byłam żałosna i na samą myśl o tym, że ojciec może się o tym dowiedzieć, napawała mnie złość.
- Nie musi wiedzieć. Nawet nie widzę potrzeby, aby mu o tym mówić. - Wampir wstał i odsłonił lekko zasłonę okna, by wyjrzeć na zewnątrz. - Na razie wie tylko tyle ile mu potrzeba.
  Zdziwiłam się, unosząc brew do góry.
- Czyli? - Spytałam, nie wiedząc o co mu chodzi. Czasami wydawał mi się taki tajemniczy, chodź znałam go dopiero od kilkunastu godzin.
- Czyli to, że sama trafiłaś do domu i położyłaś się spać. - Wytłumaczył bez owijania w bawełnę.
- Nie zadawał żadnych pytań? - Zapytałam podejrzliwie. Nie chciałam mieć potem żadnych niespodzianek, kiedy stanęłabym z ojcem oko w oko. 
- Skądże - Odparł uradowany. - Zgodził się z twoim przyjacielem, który cię tu przywiózł.
- Z jakim znów przyjacielem? - Miałam dość tego, że nie mówi wszystkiego w jednej odpowiedzi.
  Wampir odwrócił się w moją stronę i zaczął niebezpiecznie zbliżać. Odsunęłam się pod ścianę, kiedy wyciągał rękę w moją stronę. On natomiast złapał mój podbródek i uniósł do góry. Następnie zbliżył się do szyi i wciągnął powietrze. 
- Zaczniemy już dziś - Szepnął, po czym delikatnie wbił kły w moją szyję.




























czwartek, 18 grudnia 2014

Vampire - Rose III




Arisssssuuu. Witaj. W pełni przysięgam, że fabuła nie będzie taka jak w Demonie. Postaram się o to i wiedz, że me słowo obietnicą. Wszakże wena mnie rozpiera, lecz czasu odbiera. Święta zaglądnęły także i do mnie. 
Więc.
Cóż.
Nom.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Muzykę do połowy tekstu wybieracie sami, natomiast potem (nie zmuszam, wolny kraj) jest muzyka podana, więc jak chcecie to robicie tylko "klik" i cieszycie się rozdziałem. 
Jak nakazał Vlad Tepes III Dracula - Aluś :D 





  
 Przemierzając szare, puste i długie korytarze rezydencji, Alucard stwierdził jedno. Nudziło mu się i to bardzo. Cóż miał porabiać, kiedy ghule już nie są tak aktywne jak przedtem i żadna wampir-matka nie ma zamiaru zmieniać innych ludzi w te obrzydliwe bestie. Oczywiście cieszył się z faktu, że kilka "inteligentnych" ludzi przetrwa, ale to tylko kropla w morzu, a nawet oceanie. Naprawdę nie obraził by się gdyby coś, a może nawet ktoś zapewniłby mu odrobinę rozrywki. 
  Z ponurą miną ruszył dalej, natrafiając na drzwi do swojej sypialni. Czasami żałował, że w tej rezydencji nie ma lochów, w których mógłby się zaszyć i spokojnie przeleżeć kolejne lata w trumnie, co jakiś czas wychodząc na małe polowanie w celach rekreacyjnych. Wampir pchnął drzwi, a w środku czekała na niego niemała niespodzianka. Owym prezentem był rozwalony na kanapie Blak'e, który w najlepsze popijał sobie jego wino. Alucard zmrużył niebezpiecznie oczy, po czym stanął za swoim współpracownikiem. Ten jakby wyczuwając wrogą i nader niebezpieczną aurę, obrócił się.
- O, hej - Przywitał się, udając, że nic się nie stało. - Co tu robisz?
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. To moja sypialnia. - Zauważył znacząco, kładąc nacisk na "moja". - Nie masz nic do roboty.
  Alucard zabrał mu kieliszek i sam dopił ostatnie kropelki wina, aby napełnić naczynie ponownie. Usiadł wygodnie na skraju łóżka i napił się.
- I co? - Spytał nagle Blake
- O co ci chodzi? - Spytał zdezorientowany Alucard. Spojrzał na swojego partnera i przymrużył oczy. 
  Blake wstał i podszedł do okna, opierając się o framugę i wyglądając na zewnątrz. Pogoda z samego rana nie wnosiła nic dobrego dla ludzi, jednak dla wampirów deszczowe chmury był wręcz błogosławieństwem. 
- O dziewczynę. - Rozpromienił się. 
  Alucard westchnął. Jak temu knypkowi coś wejdzie do głowy, broń boże coś ciekawego, to nawet śmierć go od tego nie odciągnie. Dopnie wpierw swego, by później pławić się w sławie. 
- Mówiłem ci przecież, że masz...
- Wiem. - Przerwał mu stanowczo - Mam się nie wtrącać, ale zobacz jaką okazję chcesz przepuścić. -  Blake stanął na przeciwko Alucarda i westchnął. - Kiedyś takie coś od razu przykułoby twoją uwagę.
Robisz się stary. 
- Stary powiadasz? Mam ci przypomnieć kto ostatnio nie umiał wytropić matki? - Starszy wampir spojrzał na niego z perfidnym uśmieszkiem. 
- To się nie liczy. - Blake skrzyżował ręce na piersi, po czym nagle jakby wyrwany z amoku, ocknął się i dopadł drzwi, otwierając je na oścież. 
  W progu stał mężczyzna, który dobiegał powoli do siedemdziesiątki. Jego postawa jak zawsze nie naganna, miała w sobie elegancje, a za razem budziła strach gdyby tylko się jej lepiej przyjrzeć.
- Walter - Uradował się Blake. - Wiedziałem. Co masz?

****

- Mamy go! - Krzyknęłam uradowana, kiedy skończyłam rozmawiać z jednym z naszych źródeł informacji. - Współrzędne prześle mi na tableta.
  Razem z ojcem i Michael'em wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Dostaliśmy nie dawno pewne wiarygodne informacje, że piętnaście kilometrów od naszego domu, w małej wiosce grasuje grupka ghuli.Oczywiście nie zabrakło tam też matki, która stanowiła o wiele większe wyzwanie.  
  Ucieszyłam się, ponieważ od tak dawna nie miałam styczności z tymi potworami. Nie żebym lubowała się w zabijaniu ghuli, ale uważałam to za małą formę treningu. A może raczej rywalizacji z Michael'em, który obwieścił całej Radzie Łowców, że wybije więcej potworów niż ja. W związku z tym, ojciec powiedział, że będzie sędzią i pod koniec każdego tygodnia obliczy nasze wyniki. 
  Uważałam to za lekką bzdurę, ponieważ mieliśmy ochraniać zwykłych obywateli, a nie bawić się w "kto więcej zabije". 
- To co mała? - Michael obrócił się na siedzeniu i zerknął na mnie. Jego twarz była jak zwykle rozpromieniona. - Zakłady? 
  Eh, musiałam jednak przyznać, że nie można pozostać obojętnym na jego niebieskie oczy, które zawsze wynegocjowały to co chciały. 
- Nowa kusza. - Powiedziałam, krzyżując ręce na piersi i odwracając wzrok.
- Oł, mała. Pojechałaś. - Mężczyzna roześmiał się.
  Michael miał wtyki w Radzie, więc mogłam żądać nawet nowego samochodu, albo czegoś naprawdę drogiego. Jednak nigdy go nie wykorzystywałam. 
- No dobra stoi. - Zgodził się po pięciu minutach intensywnego myślenia. Analizował każde za i przeciw, mając na uwadze to, że mogę podbić stawkę jeśli się nie zgodzi. - Hmm, co ty byś mogła mi dać, kiedy bym wygrał? Co?
- W sklepie mnie już znają i powoli uważają za pijaka, kiedy przychodzę do nich po kolejną zgrzewkę piwa. Raz się nade mną zlituj. - Zaśmiałam się. - Miej litość.
  Nagle ojciec zatrzymał się i szybko zgasił silnik samochodu. Razem z Michaele'em wyjrzeliśmy przez okna. W promieniu około kilkaset metrów, aż roiło się od ghuli. Pospiesznie dobyliśmy naszych broni i pognaliśmy na spotkanie z przeznaczeniem. 
  Pierwszy strzał należał do mnie. Będąc blisko jednego z ghuli, wycelowałam w niego kuszą. Jego ciało natychmiast zmieniło się w popiół. Zerknęłam za siebie, jednak kiedy już chciałam wyciągnąć broń przeznaczoną do bliskiego kontaktu z wrogiem, usłyszałam świst, a po chwili zauważyłam jak potwór pada na ziemię, a w jego głowie tkwi strzała. 
  Posłałam dziękujący uśmiech w stronę Michael'a, który zgromadził wokół siebie sporą grupkę ghuli. Nie był to, jednak dla niego żaden problem. Mężczyzna wyciągnął z pochwy przy nodze nóż, po czym rzucił się na wrogów. 
- Jemu nigdy się to nie znudzi.
  Obróciłam się w stronę, skąd nadchodziły kolejne posiłki wroga. Z daleka wypatrzyłam nawet matkę. Była to kobieta o złotych włosach, ubrana w potarganą, białą suknię. Natychmiast rzuciłam się w wir walki, wystrzeliwując kolejne bełty i przebijając nożem pierś ghuli. Każdy następny potwór był potężniejszy od poprzedniego. Musiałam oszczędzać siły na przywódcę tej wesołej gromadki ludożerców. Kolejny raz zamachnęłam się nożem, wbijając go, aż po samą rękojeść w głowę ghula. Kątem oka zobaczyłam jak wampir-matka ucieka.
- Zajmijcie się pozostałymi! - Krzyknęłam tak, aby dwójka mężczyzn usłyszała mój głos w natłoku przeraźliwych krzyków i jęków. 
  Ojciec spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz zaraz skinął mi głową i zaatakował nacierającego na niego potwora. Jego szpada idealnie trafiała w serce. 
- Dobra - Powiedziałam sama do siebie. Wzięłam głęboki oddech i pobiegłam w głąb lasu za matką, która chyba niekoniecznie chciała być pozbawiona swego życia. Lecz chyba lepszym stwierdzeniem było by "pozbawiona swego ciała".
  Nie zastanawiając się nad niczym, przeskakiwałam kolejne wystające korzenie i konary poległych drzew. Wymijałam ostre krzewy i rośliny, które nie ułatwiały mi szybkiego biegu. Musiałam przyznać w duchu, że wampir okazał się nad wyraz szybki. Nie pozostawałam jednak bierna. 
  Kiedy w końcu zobaczyłam jak kobieta się zatrzymuje, zrobiłam to samo, łapiąc oddech w piekące mnie już płuca.
- Chyba muszę ponowić moje treningi. - Szepnęłam do siebie, chociaż i tak wiedziałam, że skończy się na leżeniu w łóżku i wcinaniu ciasteczek z Napoleonem. 
  Ściągnęłam z pleców kuszę, po czym cichym krokiem skierowałam się w stronę drewnianej chatki, do której weszła wampirzyca. Powoli uspokoiłam oddech i wsłuchałam się w rytmiczne bicie mego serca. Delikatnie pchnęłam stare, drewniane i skrzypiące drzwi, po czym weszłam do środka. Powitało mnie jakże urokliwe wnętrze. Wszędzie wisiały wielkie pajęczyny, a kurz unosił się w powietrzu i był tak gęsty, że tworzył idealną zasłonę. 
  Stawiając kolejne kroki, nie zwróciłam nawet uwagi na to, że podłoga usłana deskami, skrzypi, zdradzając moją obecność w tym domku oraz pozycję. 
- Biedna, mała dziewczynko - Usłyszałam niski, kobiecy głos zaraz obok mojego ucha. 
  Zamachnęłam się kuszą, lecz przecięłam tylko powietrze, a kurz dostał się do moich oczu oraz buzi, co wywołało kaszel. Zasłoniłam ręką usta, by zaraz naciągnąć na nie szal. Chociaż odrobinę mogłam zasłonić się przed unoszącą się warstwą brudu. Musiałam natychmiast zaczerpnąć świeżego powietrza.
  Dopadłam do drzwi, jednak te nie dały się tak łatwo otworzyć. Spróbowałam mocnym kopnięciem, które spotkało się z piekącym bólem nogi. Rozejrzałam się dookoła, lecz w tej mgle z kurzu nic nie było widać. Na oślep szłam, szukając jakiegoś okna. 
- Pobaw się ze mną kochanie. - Poczułam na ramieniu ciężar i od razu odskoczyłam na bok, machając jak nawiedzona rękoma. 
- Odwal się! - Wrzasnęłam. 
  Podjęłam próbę znalezienia jakiegokolwiek okna i gdy w końcu natrafiłam na klamkę, szarpnęłam ją, jednak nic się nie stało. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tylko deski.
- Cholera! - Zaklęłam. - No pięknie. 
- I co dalej? -   Po mojej prawej stronie rozległ się niski śmiech kobiety. Słyszałam jak stawia kroki i zbliża się coraz bardziej. 
  Wycelowałam w bliżej nieokreślone miejsce, po czym pociągnęłam za spust. Bełt wystrzelił z zawrotną prędkością, trafiając niestety w ścianę. Zaklęłam pod nosem i wystrzeliłam jeszcze kilka pocisków, które spotkał ten sam los co ich poprzednik. 
- Kurwa! - Nie wytrzymałam. Puściłam kuszę, a ta z hukiem upadła na ziemię. Z pochwy przy pasku wyjęłam nóż i ruszyłam na wampirzycę. 
  W biegu otwarłam oczy, próbując cokolwiek dostrzec, lecz kurz uniemożliwiał mi to. Machałam ostrzem na prawo i lewo,  z nadzieją, że może chociaż drasnę kobietę, jednak nim się spostrzegłam, blondynka złapała mnie w pasie.
- Zabawimy się? - Wyrwała mi nóż z ręki i przystawiła do mojego gardła. Zimna stal otarła się o moją skórę. - Byłaś strasznie niegrzeczna. Kobietą nie przystoi używać takich brzydkich słów. 
  Za wszelką cenę próbowałam się wyrwać, ale uścisk wampirzycy nie pozwalał ruszyć mi się nawet o centymetr. Poczułam jak jej ręka wędruje na moje biodro, a potem wślizguje się pod bluzę. Chłodne dłonie wywołały u mnie dreszcze.
- Puść mnie! - Kolejny raz spróbowałam się szarpnąć. - Puszczaj. 
  Kobieta podcięła mnie, a ja upadłam na kolana. Momentalnie obróciłam się w jej stronę. Krzywy uśmiech zagościł na jej twarzy, kiedy siadła na mnie okrakiem. W jej ręce zmaterializowała się strzykawka z ciemnym płynem. 
- Kiedyś byłam pielęgniarką. - Jej głos był niski i straszny. Spróbowałam uspokoić oddech i poskładać wszystkie rozszalałe myśli do kupy. - Bardzo lubiłam zajmować się chorymi. Wiesz rozmawiałam z nimi, kiedy czuli się samotni. Bawiłam się z dziećmi, kiedy te nie miały kontaktu z rodzicami. O, i pewnego razu nawet mogłam uczestniczyć w operacji. Podawałam wtedy narzędzia lekarzowi, bo moja przełożona zachorowała.
  Im więcej mówiła, tym większe miałam szanse na wydostanie się. Co chwila spoglądałam na jej twarz i strzykawkę. Cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że mój czas powoli się kończy. 
- Słuchaj mnie jak do ciebie mówię. - Kobieta otwartą dłonią uderzyła mnie w twarz. - Nie ignoruj mnie ty mała szmato. 
  Nagle poczułam ukłucie w okolicy serca. Ciepło momentalnie rozeszło się po moim ciele. Zaczęłam czuć się naprawdę dziwnie. Jakby moja głowa miała za chwilę eksplodować. Poruszyłam rękoma, jednakowoż te ani trochę mnie nie posłuchały. 
- I co? Było warto? - Kobieta kciukiem zahaczyła o moje usta, zbliżając się niebezpiecznie. - Mogłaś tu nie przychodzić, ale... - Urwała w pół zdania i przejechała nosem po mojej szyi. - Hmm, pięknie pachnie. 
  Zamarłam. Otworzyłam szeroko oczy, a moje serce prawie przestało bić. W pokoju słychać było jedynie urwany oddech kobiety.
- Musi być smaczna. - Powiedziała, triumfalnie się uśmiechając. - Powiedz, jesteś dziewicą?  
  Nie miałam najmniejszego zamiaru jej odpowiadać. Ale gdy tylko zobaczyłam w jej oczach błysk, wiedziałam, że tak łatwo się z tego nie wywinę. 
- Jesteś? - Ponowiła pytanie z większą dozą w głosie. 
  Zmrużyłam oczy, po chwili zamykając je całkowicie. Jeśli tu i teraz moja krew miała być wyssana przez wampira, to proszę bardzo. 
- Nie doczekanie twoje. - Zebrałam w sobie ostatnie pokłady siły. Odpychając się biodrami od podłogi, spróbowałam przekręcić się na prawy bok. I co o dziwo, zdezorientowana wampirka całkowicie straciła panowanie nad własnym ciałem. Natomiast w moim ciele zachodziły najróżniejsze reakcje, o których nawet nie miałam pojęcia. 
  Kiedy kobieta zbierała się z podłogi, ja rzuciłam się w stronę drzwi, utykając na jedną nogę, która już nie długo całkowicie zesztywnieje. Jak reszta ciała. 
- Dam radę - Powtarzałam sobie w myślach jak mantrę. 
  Doczołganie się do tych drzwi, było dla mnie sprawdzeniem siły i wytrzymałości. Obejrzałam się za siebie. Wampirzyca stała w korytarzu, a jej dłoni połyskiwał mój nóż. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Nie miałam szans. Teraz kiedy było już tak niedaleko do wolności, wszystko zaczęło mieszać mi się w głowie. Strzępki urwanych myśli wirowały wokół mojej głowy, próbując stworzyć jakiś plan ucieczki. Choćby mały zarys. 
  Usłyszałam huk i otwarłam wcześniej zamknięte oczy. Nade mną wisiało ciało kobiety, a jej uśmiech odsłaniał rząd śnieżnobiałych kłów, które już za chwilę miały zatopić się w mojej szyi. Położyłam ręce na jej klatce, próbując ją odepchnąć, lecz siły już całkowicie opuściły moje ciało. Pod naciskiem jej dłoni, opadłam na kolana, podtrzymując się z ledwością na rękach. 
- Zaczęło działać. - Szepnęła mi do ucha. - Zaraz całe twoje ciało ogarnie paraliż, a ja spokojnie napoje się twoją krwią, dziewico. 
  Uniosłam głowę do góry i ujrzałam parę czerwonych oczu. Wyrażały chęć mordu i zniszczenia, lecz także głodu i pragnienia. Zacisnęłam mocno zęby i próbując dosięgnąć jej sukni, złapałam jedynie powietrze, a kurz gładko przesunął się pomiędzy moimi palcami. 
- Jesteś moja! - Wampirzyca uklękła i zbliżyła kły do mej szyi. 
  Moje ciało bezwładnie opadło w jej ramiona, dając jej tym samym możliwość ugryzienia mnie. Zamknęłam oczy z bezsilności i własnej głupoty. 
- Ludzie. - Odezwał się nowy głos. Męski. Poznawałam go, jednak słyszałam jak przez mgłę. - Naiwni i słabi. 
  Poczułam jak uścisk wampirzycy słabnie i następnej chwili puszcza mnie, a ja upadam na ziemię. Ledwo mogłam oddychać. Trucizna w moim organizmie robiła już swoje. Leżałam na brzuchu, więc trudno było mi cokolwiek dostrzec. 
  Pomiędzy krzykami kobiety, a strzałami słyszałam jedynie śmiech. Słyszałam i czułam. 
- Cholera! - Zaklęłam. Podparłam się rękoma, ignorując rozchodzący się po moim ciele niewyobrażalny ból. Spojrzałam przez ramię, w warstwie kurzu dostrzegając zarys czerwonego materiału. - Kim...
  Ponownie upadłam na ziemię. Ręce się pode mną ugięły. Dałam sobie już spokój z ponownym wstawaniem, bo wiedziałam, że zakończy się to fiaskiem. 
- Wstaniesz? - Usłyszałam nad sobą wyraźny, głęboki głos, który mroził krew w żyłach. 
- Nie. - Oparłam, wypuszczając z płuc powietrze. Coraz trudniej mi się oddychało. Czułam jak coś dosłownie gniecie mi klatkę piersiową. - Chyba...
  Dostałam ataku kaszlu. Uniosłam się na przedramionach, a głowę opuściłam w dół. Wyplułam zalegającą w mojej buzi krew. 
- Wiesz - Zaczął wampir, jakby z ociągnięciem - Możesz tu zostać, a ta trucizna wyżre wszystko w twoim ciele, albo dasz się ugryźć i...
- Nie. Nie mam zamiaru zmieniać się w takie monstrum jak ona. - Zaprzeczyłam stanowczo, nie wiedząc nawet, że krzyczę. 
  Nagle poczułam zimne palce mężczyzny na swojej szyi. Delikatnie jeździł od góry do dołu, jakby chcąc zbadać gdzie są moje żyły. 
- Nie dałaś mi dokończyć.
  Otwarłam szeroko oczy. Jasna cholera, pomyślałam. 
- Albo dasz się ugryźć, a ja wyssę z ciebie tą truciznę. - Zaproponował, a ja poczułam jak się szczerzy. 
  Z trudem obróciłam głowę w jego stronę. Szybko natomiast uległam całkowitemu paraliżowi. Mężczyzna, który klęczał obok mnie, był tym, który rozmawiał z moim ojcem w salonie. Czarne włosy, opadające na ramiona, przykryte były czerwonym kapeluszem, a ciemna marynarka schowana pod płaszczem, gdzie swoje miejsce znalazły także dwa pistolety. 
- Ty jesteś... - Nie umiałam wydusić z siebie słowa. Kaszel dopadł mnie niemal od razu, kiedy chciałam wydobyć z siebie jego imię. 
  Kilka kropel krwi spłynęło po moim nadgarstku. 
- Co wybierasz? 
  Wszystkie znane mi przekleństwa, wirowały mi właśnie wokół głowy. Nie miałam zielonego pojęcia co miałam zrobić. Czekać, aż ojciec w końcu połapie się, że od dłuższego czasu mnie nie ma? Dać zabić się truciźnie? Czy ugryźć wampirowi.
- Ja...



Komy motywują
Komy motywują
Komy motywują
Momy motywują
wtf!!! :D
Czekam na opienie