wtorek, 16 grudnia 2014

Vampire - Rose II

No opowiadanie zostało przyjęte. W mojej ocenie z pewnym oporem, ale mam nadzieję, że się przekonacie do tej historii. 

HELLSING < -- tu ( jakby ktoś chciał zobaczyć ) jest moje małe coś, co ostatnimi czasy zabrało mi dużo czasu :D 




  Noc ciemna i zimna, zwiastowała deszcz. Księżyc mimo srebrnej tarczy, teraz schowany za ciemnymi chmurami łkał cicho. Gwiazdy utraciły dawny blask, chowając się za horyzontem. Krople wody, duże i zimne zmoczyły ziemię, która zabrała także krew naszych poległych towarzyszy. Owinięci w grube koce i z rękami złożonymi na piersi, pochowani zostaną i mianem obarczymy ich bohaterami. Dzielnie, ramię w ramię z łowcami wyplenili pomniejsze wampiry, które zemsty szukając, naraziły swojego Pana na utratę kontraktu. 
  Nie przejmowałam się chłodem, który wkradł się pod moją bluzę. Szalik luźno zwisał z mojej szyi, a jego część owinęła tors. Zacisnęłam pięści na kolbie automatycznej kuszy, czując jej ciężar. Nie płakałam jednak, nie umiałam. Część mnie, a raczej część umysłu już planowała jak można odegrać się na tych przeklętych krwiopijcach. Gorączkowo usiłowałam skupić się na prowizorycznym pogrzebie, ale nie potrafiłam. 
  Poczułam ciężar na swoich ramionach. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam na Michaela, który wpatrzony w dal, zdawał się być tak samo nie obecny. Jego niebieskie oczy, już pozbawione tego blasku, teraz były puste.
- Livio i Jull byli honorowymi łowcami. - Zabrzmiał głos mojego ojca, który stał najbliżej ciał poległych. Jego głowa opadła w dół, a oczy nadal pozostawał zamknięte. - Płakać nie będziemy, jednak zemstę poniesiemy. Z uniesionymi orężami staniemy do walki i wyplenimy zło tego świata.
  Pierwszy raz słyszałam jak ojciec mówi w ten sposób. Nie czuł żalu i smutku. Emanowała od niego złość. Czułam i widziałam tą ciemną aurę.
- Chciejmy zaniechać czynienia zła. Pragnijmy jedynie tego co dobre dla ludzi. - Ostatnie słowa wypowiedział niemal do siebie, jednak ja zdołałam wychwycić ich sens. 
  Przymknęłam oczy, wdychając zapach nocnego powietrza zmieszanego z zimnym deszczem. Miałam wiele czasu do przemyśleń. Rano pojadę do babki, a potem obmyślę plan swojego własnego działania. Ja też nie zamierzałam czekać na rozwój wydarzeń. Każdy pragnął zemsty. W końcu byliśmy łowcami, co innego nam pozostało oprócz pomszczenia swoich pobratymców?
  Po pogrzebie wymknęłam się cichaczem do stajni, gdzie czekał na mnie Napoleon. Pies leżał w stogu siana, a na mój widok zamerdał radośnie ogonem. Pogłaskałam go po głowie, czując miękką sierść pod opuszkami palców. Konie już spały, więc miałam chwilę spokoju nim sama oddam się w ręce Morfeusza. 
  Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć o co chodzi z tym kontraktem. Pytając ojca, usłyszałam jedynie, że mam się nie wtrącać. Należałam do łowców i miałam takie samo prawo jak on poznać tajemnicę neutralności obu ras. Westchnęłam, zamykając oczy. W głowie odtworzyłam obraz mężczyzny stojącego w naszym salonie. Jego czerwone oczy przeszyły mnie na wskroś, jakby wwiercając się do duszy. Czarne, dłuższe włosy i blada skóra. Jak mogłam pomyśleć, że może uchodzić za biznesmena? Było oczywistym, że owy mężczyzna był wampirem.
  Nagle Napoleon uniósł łeb do góry i postawił uszy. 
- Hej, co jest? - Spytałam, kładąc mu rękę na grzbiecie.
  Pies ruszył przed siebie, spuszczając głowę w dół i łapiąc jakiś trop. Podążyłam za nim, ciekawa co się dzieje. Wyszliśmy ze stajni w ciemną i zimną noc. Deszcz już przestał padać, jednak z nieba leciała mżawka, co utrudniało mi widoczność. Poprawiłam swój szalik i wypatrując Napoleona, dostrzegłam zarys czyjejś sylwetki.
  Mimowolnie moje ciało spięło się, jednak nie zrażałam się i dalej brnęłam przed siebie, przedzierając się przez ścianę nocy. Zmagał się wiatr, co poczułam natychmiast, kiedy wkroczyłam na łąkę.
- Napoleon! - Zawołałam, jednak odpowiedziała mi tylko cisza. - Szlak, gdzie on znowu polazł.
  Nałożyłam na głowę kaptur, aby moje kasztanowe włosy nie spotkały się z nieprzyjemną mżawką, po czym osłupiałam.
  Przede mną stał wielki, czarny pies. Jego oczy jarzyły się wściekłą czerwienią, a ciężka obroża wydawała nieprzyjemne dźwięki, kołysząc się na wietrze. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w dziwnego stwora, niczym rodem wyjętego z książki o piekle i jego potworach. 
  Cofnęłam się o krok, mając nadzieję, że dziwny pies nie wpadnie na ten sam pomysł. Z cichą nadzieją sięgnęłam ręką na plecy, jednak moja broń została w torbie przy stajni. Zaklęłam cicho, rzucając się w wir nocy. Biegłam nie patrząc za siebie. Moje płuca nabierały dużo powietrza, przez co czułam coraz większy dyskomfort. Uczucie palenia rosło z każdą sekundą. Bałam się. Spróbowałam obejrzeć się za siebie, jednak ten czyn poskutkował tym, że moja noga utkwiła w jakiejś dziurze. 
  Przewróciłam się, amortyzując upadem rękoma. Szybko odwróciłam się w stronę, gdzie stał wielki, czarny pies. Czułam się jakby jego spojrzenie wywiercało mi dziurę w duszy. Serce biło jak oszalałe, a w żyłach gotowała się krew. Nie potrafiłam zebrać myśli. Strach rozszerzył mi źrenice, kiedy pies był coraz bliżej i niemal czując jego oddech, poddałam się. Widziałam, że jeśli zaatakuje, będzie po mnie. 
  Nie słyszałam już swojego szaleńczego oddechu, a jedynie głośne bicie serca oraz krew płynącą w moich żyłach. Dlaczego ta bestia budziła we mnie takie przerażenie? Wampiry były dla mnie niczym, ghoule były jedynie obiektami do wyeliminowania. A on? 
  Pies zbliżył się. Jego oczy zamknęły się, a ja poczułam jak ciepło owija moją szyję. Spojrzałam do góry. Myśli w mojej głowie kotłował się. Zadrżałam mimowolnie, kiedy usłyszałam cichy, głęboki śmiech.
- Lilith! - Znajomy głos, rozjaśnił noc. 
  Babka biegła w moją stronę z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Jej szare oczy, teraz niczym dwa paciorki, lśniły niczym gwiazdy.
- Babciu? - Szepnęłam niemal błagalnie. - Ale jak? Nie rozumiem.
  Babka podeszła do mnie i uklękła, tuląc moją głowę do piersi i obejmując ramionami przemarznięte ciało. Westchnęłam mimowolnie czując ciepło.
- Już spokojnie 
  Spojrzałam ponad jej ramię, myśląc, że dostrzegę za jej plecami wielkiego, czarnego psa. Jednak nic nie zobaczyłam. 


****

  Zasnęłam niemal od razu. Ciepło pościeli wywołało u mnie wspaniałe uczucie bezpieczeństwa. Kiedy kładłam się do łóżka w domu babci, nawet nie miałam zamiaru myśleć o tym, jak znalazłam się na łące obok jej domu. Byłam przestraszona i zdezorientowana. Wierzę w zjawiska paranormalne i istoty, które normalnie nie miałyby prawa bytu na ziemi, jednak czarny pies był czymś w rodzaju: niewyjaśnionej dla mnie rzeczy. 
  Postanowiłam twardo, że nad tym wszystkim zastanowię się rano, kiedy będę opuszczać dom babci razem z Alcatrazem, którego ojciec dostarczy kolejnego dnia. Babka za moją prośbą, uprosiła go, aby przywiózł to konia, ponieważ dobrze zrobi mi poranny spacer. Musiałam ochłonąć, jednak noc i sen nie były najlepsze, abym mogła zaznać całkowitego spokoju. Zdeklarowałam się, że znów udam się do lasu i zbiorę potrzebne dla babki zioła. To mnie uspokajało. Jadąc przez las i nucąc sobie znaną mi od dziecka piosenkę, zaznam całkowitego spokoju, potrzebnego mej duszy.
  Kiedy nastał ranek, przebudziłam się i przewróciłam na prawy bok, aby spojrzeń na okno. Szare niebo zwiastowało deszcz i brzydką pogodę. Z oporem wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek, który zostawiłam na szafce obok łóżka. Ósma godzina. Tak czy inaczej musiałam wstać i zabrać się do roboty.
  Po porannej toalecie, zeszłam do kuchni gdzie czekało na mnie pyszne śniadanie i ciepła kawa, która od razu postawiła mnie na nogi. Podziękowawszy babce za wszystko, wyszłam na dwór, gdzie czekał na mnie Alcatraz. 
- Uważaj na siebie! - Krzyknęła babka, a ja posłałam jej radosny uśmiech.
  Włożyłam słuchawki do uszu i przeskoczywszy niskie ogrodzenie, ruszyłam w stronę lasu. Wiatr lekko szarpał moimi włosami, kiedy zwinnie omijaliśmy krzewy rosnące na łące. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie. Aby słońce znów ukazało się w swojej wspaniałości, aby ptaki powróciły i zaszczyciły nas swoim lekkim głosem. Niebieskie niebo i płynące, białe chmury znów mogłyby zawisnąć nad naszymi głowami. Nikt nie pogardziłby taką wspaniałością. 
- Przyspieszymy? - Zniżyłam głowę i szepnęłam do ucha konia, który od razu pochwycił o co chodzi.
  Alcatraz niemalże płynął w powietrzu. Stuk kopyt zatracił się w błogiej ciszy. Krajobraz znikał z mojego pola widzenia i zamieniał się w pastelową plamę. - Tak mały. Dalej. -  Uśmiechnęłam się. W końcu poczułam, że żyję. To było to. Mój wewnętrzny spokój zaczął powracać. 
  Około południa wróciłam w końcu do domu. Mój uśmiech dalej był widoczny dla wszystkich. Ściskając w ręce torbę z ziołami, zsiadłam z konia i wprowadziłam go do stajni, aby mógł się napić i coś przegryźć. Sama zaś weszłam do domu. W progu przywitała mnie matka, która wróciła nie dawno od swojej koleżanki. Opowiedziała mi, jak to razem spędziły miły wieczór w kinie i na zakupach. Uśmiechnęłam się. Amanda zawsze była radosną i optymistyczną osobą. Swoim szczerym uśmiechem zawsze rozweselała innych. Nawet tych, którzy byli przygnębieni. 
- Idziemy? - Zagadnęłam pewnego razu. Razem z mamą planowałyśmy wspólny wypad na koniach. 
  Zastała nas słoneczna pogoda, więc czemu by nie skorzystać z takiego rarytasu?
- Mimo, że twój ojciec nauczył mnie jazdy konnej, nigdy tak naprawdę nie czułam się dobrze w siodle. - Jej słaby uśmiech sprawił, że na chwilę poczułam się niepewnie. Zawahałam się i chwyciłam ją za rękę.
- Dasz radę. - Obdarzyłam ją szczerym uśmiechem. 


****

- Dziwne istoty 
  Głęboki głos poniósł się echem po pustym pokoju. Czarne zasłony odgradzały złociste promienie słońca od reszty pomieszczenia. Aura chłodu i mroki biła od postaci siedzącej w fotelu. Kieliszek był do połowy pełny, lecz czerwona ciecz zdawała się nie mieć końca. 
- Ale jakże interesujące. - Tym razem śmiech zastąpił obojętny ton. - Szczególnie pewna kobieta, która nic nie mogła zrobić.
  Młodszy mężczyzna o jasnych włosach uśmiechnął się, mimowolnie unosząc dłoń, podparł na niej podbródek. Jego czerwone źrenice utkwiły w martwym punkcie za ramieniem starszego.
- Zainteresowany? - Jego brew uniosła się do gór. - Wiesz, ja to bym od razu brał. Bez zbędnego gadania.
- Nie jestem tobą. - Starszy mężczyzna z włosami czarnymi jak noc, spojrzał na swój kieliszek. Naczynie obracało się w jego dłoni, a długie blade palce zacisnęły się na jego nóżce. 
- Ale jesteś zainteresowany tak? - Młodszy domagał się odpowiedzi, a jego ciekawość wychodziła po za ten pokój. - Widzę to po twojej minie.
- Może... - Czarnowłosy specjalnie przeciągnął ostatnią sylabę, aby dać młodszemu coś nad czym można pogłówkować. Wszakże jego partner lubił zagadki i kazał nazywać się Sherlockiem. 
- Może?! - Oburzenie wymalowało się na twarzy wampira. - Jesteś niemożliwy. 
  Blake wstał i podszedł do okna, rozsuwając lekko zasłony. Słońce nigdy nie sprawiało im problemu, jednak jeżeli chcieliby pozostać dłużej w promieniach ognistej kuli, musieliby zużyć więcej zapasów krwi, co natomiast wiązałoby się z zamówieniem nowej. 
- Nie jestem niemożliwy. - Starszy mężczyzna wstał i podszedł do biurka, gdzie leżał stos dokumentów. Papierkowa robota nie leżała w jego  naturze, więc postanowił znaleźć sobie pomocnika. Owy obiekt zwał się Blake Maffor i był nader inteligentnym wampirem z zamożnej rodziny. - Jedynie lekko zaintrygowany. 
- A nie mówiłem - Blake zerknął przez ramię, a ja jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. Przeszedł odległość dzielącą go od biurka i wziął do ręki teczkę. - Wielki Nosferatu Alucard jest zaintrygowany. - Szepnął do siebie, zagłębiając się w notatkach. - O co chodziło z ostatnią akcją.
  Alucard obrócił się na pięcie i ponownie zasiadł w fotelu. Jego ręka zagłębiła się w czarnych włosach, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Rozpiął kilka guzików białej koszuli, czując straszliwe ciepło w piersi. 
- Łowcy zabili człowieka Arthura. Nie dziwię się mu, że potem szukał zemsty, jednak... - Zawahał się, jakby chcąc przypomnieć sobie minę dziewczyna, kiedy ta stała nad ciałami swoich poległych kolegów. Zaniechał tej czynności. Nie chciał wspominać. - Weszli na nasz teren. W kontrakcie jest wyraźnie zaznaczone, że obie frakcje żyją ze sobą w pokoju. Dopóki nie atakujmy ich, a oni nas, wszystko jest dobrze.
- Ah o to chodziło - Blake, jakby nagle się orzeźwił. - Ale... Nie ważne.
  Blake zawahał się, nie wiedząc co zrobić. Brnąć dalej w temat czy dać spokój i się napić. Postawił na to drugie. Usiadł obok Alucarda i wziął ze stolika pełny już kieliszek. 
- Co kombinujesz? - Zagadnął jednak po chwili. Cisza nie była jego sprzymierzeńcem. - Znaczy wiem, że najbardziej zależy ci na spokoju i tych swoim układach, jednak widzę, że coś naprawdę przykuło twoją uwagę.
  Alucard zamknął oczy i przetarł zmęczoną twarz. Ten młody wampir zawsze umiał go przejrzeć. I chyba był za to wdzięczny losowi, ponieważ sam nie musiał tłumaczyć co się z nim dzieje. 
- Ta dziewczyna - Powiedział z wyraźną niechęcią. - Jej krew pachnie znajomo, aczkolwiek nie jestem pewny. 
- Przypomina ci kogoś? - Spytał zaciekawiony Blake. W jego oczach zapłonęły małe ogniki, które z czasem i rozwojem tajemniczej zagadki, mogą przeobrazić się w wielkie ognisko. - Kogoś...bliskiego?
- Nie! - Zaprzeczył stanowczo Alucard i zmroził partnera spojrzeniem, które mówiło "jeszcze raz poruszysz temat mojej przeszłości, wystawię cię na słońce". - Powiedziałem, że jest znajoma. Nie wiem z kim mogę skojarzyć ten zapach.
  Nagle Blake'a natchnęło. Uśmiechnął się od ucha do ucha i pochylił się do przodu, opierając ręce na kolanach, a na nich brodę. 
- Sprawdź to.
- Jesteś idiotą...
- Nie masz nic do stracenia.
- Nie!
- Ale dlaczego? - Błagalne spojrzenie Blake'a nie wywierało na starszym wampirze żadnego wrażenia. Wręcz uznał pewnego razu, że jest to żenujące. - Naprawdę nie masz nic do stracenia.
- Jeżeli zaraz nie przestaniesz, obiecuję, że stracę twoją głowę. 
  Blake momentalnie odchylił się do tyłu, robiąc wielkie, przerażone oczy.
- Oj, odezwał się Vlad Palownik. - Widząc mrożące krew w żyłach spojrzenie wampira, Blake podjął inny wątek.

Piszcie co sądzicie. :)

HELLSING BACK


















9 komentarzy:

  1. Nie wiem jak inni, ale mi się podoba. Fabuła na razie nie porywa, ale mam nadzieję że sie rozkręci. Miło poczytać czasem coś innego, nawet jeśli jest się fanką Lokiego.
    Ps. Czyżbyś była otaku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem otaku odkąd ukończyłam siedem lat :D Więc długo. Dziękuję za twoją opinię i wierz mi, fabuła się rozkręci :D

      Usuń
  2. Tak że jestem Otaku ;D. Tak ja pisała panna [po wyżej na razie nic ciekawego ale wiem że to drwa zanim akcja się rozkręci tak na dobre. Jak się człowiek rozpisze i wychodzi więcej niż powinno. Ogólnie podoba mi się tzw "To co jest w środku", twoje opisy są całkiem dobre i żadnych błędów nie ma ;)
    Pozdrawiam Lupin
    Ps. W czasie wolnym zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yea punkt dla mnie - zero błędów. :D
      Dziękuję za opinie i oczywiście już śmigam do ciebie :D Otaku łączmy się

      Usuń
  3. ah... wspaniałe opisy, nie trudno o wciągnięcie się w twój styl, który przenosi czytelnika w podróż do rzeczywistości jaką kreujesz.

    nie czaję o czym jest to opowiadanie XD ale podoba mi się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Szatana * Pada na kolana*. Dziękuję za komplement. Postaram się wykorzystać to, że ci się to podoba :D Niezmiernie jest mi miło :D

      Usuń
  4. Szatanie, nie martw się, że nie czaisz, nawet "hellsingowcy" chyba nie do końca czają xD Ja sama coś tam czaję, ale to dlatego, że widziałam Hellsinga...
    Mam nadzieję, Vint, że nie zostawisz tego jak Demon Soull! (I mam nadzieję, że nie będzie tu takiego wątku jak tam, czyt Alucard- główna bohaterka.Już mi wypadło jej imię, wybacz...)
    Będzie to sadystyczne? *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będzie wątku jak z Demona, spokojnie.
      A co do sadyzm, to się zastanowię. Kusząca propozycja Arisu :D. Wiesz jak wywołać u mnie wenę :D.

      Usuń
    2. Sadyzmu* Literówka mi się trafiła :D

      Usuń