Cause I'm only a crack - w tym zamku ze szkła
Wita was Vint. Cóż to jest zapytanie. Odpowiedź jest jedna. Jest to opowiadanie ( o boże serio? Kolejne? Nie przesadzasz? Jedno skończyłaś, drugie przerwałaś, a trzecie jest w trakcie. Kobieto masz tego za dużo ). o wampirkach. Swego czasu prowadziłam blog Demon Soul i można powiedzieć, że pomysł przetrwał. Zaczęło się od kartki papieru, kubka herbaty i dziwnego samopoczucia przy siedzeniu, przy otwartym oknie. ( Uwaga, tu można Vint uznać za dziwną ). Pragnę także napomknąć, że to jest tylko prototyp opowiadania. Nie mam zielonego pojęcia czy będzie ono prowadzone dalej. Sprawdzam się sama czy dam radę je opowiedzieć.
( za wszelkie błędy ort. przepraszam )
CASTLE OF GLASS - songWiatr zmagał się z każdą chwilą, gdy wyjechałam z lasu. Przede mną rozciągała się złocista łąka, a w górze na wyblakłym nieboskłonie, ptaki odbywały podróż do ciepłych krajów. Alcatraz raz za razem strzygł uszami, jakby spodziewając się ataku z wielkich kęp trawy lub pobliskich, bujnych zarośli.
Spięłam lejce konia i zmusiłam go, aby w końcu ruszył się z miejsca. Jadąc spokojnie, poprawiłam torę z ziołami, o które prosiła mnie babka. Staruszka wywodziła się z rodziny, w której z pokolenia na pokolenie przekazywane były tajniki wytwarzania różnych mikstur i środków leczniczych. Wszyscy określali ją mianem Szamanki, dlatego też stała się ona popularna wśród różnych plemion. Te natomiast starały się pozyskać każdy przepis z jej zbiorów, jednak babcia pozostawała nieugięta i uśmiechając się od ucha do ucha, odmawiała. Nie dziwiłam się jej. Sama uważałam, że sprzedanie takich cennych informacji, komuś kto mógł je wykorzystać w bliżej nieokreślony sposób lub przyczynić się do złego, było nie do pomyślenia.
Zbliżała się jesień. Dni stawały się krótsze, a noce zimniejsze. Nie przepadałam za upałem, dlatego też preferowałam koniec wiosny i złocistą jesień. Liście drzew przybierały wtedy różne barwy, co przywodziło mi na myśl obraz wielkiego malarza, który w swoje dzieło tchnął życie i miłość do natury.
Ciaśniej owinęłam się szalikiem, który dostałam od babki w ramach podziękowań za zbieranie dla niej ziół czy też rzadkich roślin i innych składników. Poprawiłam szarą bluzę i westchnęłam. Do domu nie miałam daleko. Od przejechać przez rozległą łąkę, na której rosła wysoka, szara oraz złocista trawa. Niekiedy udawało mi się zobaczyć zające, które wesoło kicały tam i z powrotem oraz sarny i jelenie. Kopytne zwierzęta był oswojone i nie bały się tutejszych rolników oraz domostw.
Dom malował się na szarym horyzoncie. Mieszkałam razem z rodzicami, zaś do babki miałam kolejne kilometry. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ razem z Alcatrazem mogliśmy podczas podróży podziwiać krajobraz i rozległą krainę przedmieść Warszawy. Droga przeważnie zajmowała mi piętnaście minut, więc spokojnie jadąc drogą, witałam się z sąsiadami, którzy wracali od znajomych lub z pracy,
Dwadzieścia lat mieszkania na wsi i nigdy bym nie pomyślała, że mogłabym się przeprowadzić do gwarnego miasta, gdzie wszyscy prowadzą niespokojny tryb życia. Podobało mi się tutaj, na rodzinnej wsi, gdzie każdy znał każdego i nikt nie miał pretensji o to, że musi pracować.
Będąc mniej więcej kilkaset metrów od domu, zobaczyłam jak na nasz podjazd wjeżdża czarny samochód, a zaraz potem wysiada z niego dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Szybko przeszłam do galopu, chcąc jak najszybciej się dowiedzieć kto nas odwiedził. Alcatraz zwinnie przeskoczył niski płot ogródka, po czym przystanął i zaczekał, aż zejdę z jego grzbietu. Torbę z ziołami zostawiłam na ławce obok stajni, gdzie zawsze siedziałam z babcią i razem oglądałyśmy zachody słońca, rozmawiając o życiu. Zdjęłam Alcatrazowi uzdę i zawiesiłam na wieszaku na ścianie budynku, gdzie w środku przebywało jeszcze kilka koni. Ojciec od dziecka uwielbiał te szlachetne zwierzęta, a swoją pasję przekazał mi.
Do domu weszłam tylnymi drzwiami, aby pozostać niezauważona. Cicho otworzyłam drzwi, uważając, aby nie zatrzeszczały, następnie weszłam do środka i zbliżyłam się do salonu, skąd usłyszałam ojca.
- To nie mogli być oni! - Ojciec był wyraźnie zdenerwowany, co wychwyciłam w tonie jego głosu. Wyjrzałam lekko zza ściany i zauważyłam jak żywo gestykuluje, a na jego twarzy maluje się złość.
- Prawda okrutną bywa. - Odezwał się ktoś głębokim głosem - Powstrzymaj swoich ludzi, aby nigdy więcej nie wkraczali na moje tereny. Inaczej... - Mężczyzna zrobił pauzę i spojrzał w moją stronę. Jego czerwone oczy przeszyły mnie na wskroś i mimowolnie poczułam jak przechodzi mnie dreszcz. - ...znajdę sobie nowego dawcę.
- Jak śmiesz?! - Ojciec stanął pomiędzy mną, a mężczyzną w czarnym garniturze i czerwonym krawacie.
****
- Kim byli ci mężczyźni? - Spytałam, odprowadzając wzrokiem czarną Toyot'e.
Ojciec usiadł na krześle obok mnie z kubkiem parującej herbaty w ręce. Frustracja opuściła go już dawno, lecz strach nadal pozostawał w jego umyśle.
- Pamiętasz swoje treningi prawda? - Spytał, a ja momentalnie poczułam jak moje ciało się spina. Wyprostowałam plecy i odwróciłam wzrok w kierunku okna wychodzącego na łąkę.
- Oczywiście - Odparłam tonem pozbawionym jakichkolwiek wątpliwości. - Czym mam je kontynuować?
- Nie! Znaczy... - Westchnął - Ten mężczyzna w czerwonym krawacie...
- Wszystko w porządku? - Spytałam z troską w głosie, kładąc dłoń na ramieniu ojca w pocieszającym geście. Poczułam jak się spina.
- Moi ludzie zapuścili się za daleko. Weszli na teren pewnej osobowości, która jest głową swojej rasy.
Otworzyłam szeroko oczy. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu.
- On... on jest królem wszystkich wampirów.
- Tak - Odparł ojciec wyraźnie zasmucony tym faktem. - Aiden wraz z grupą łowców zapuścił się za daleko i nieświadomie zabił jednego z pomniejszych członków wampirzej arystokracji. Hrabia nie był zadowolony z tego faktu.
- Hrabia? - Zdziwiłam się. Wcześniej dokładnie przyglądając się mężczyźnie w garniturze, sądziłam, że jest tylko jakimś wysoko postawionym człowiekiem. Myliłam się.
- Bliscy owego wampira będą szukać zemsty. - Ojciec wstał z krzesła, zabierając kubek i kierując się w stronę wyjściowych drzwi. - Zadzwoń do Amandy i powiedz jej, żeby nie wracała do domu.
Nim usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, dorwałam telefon i zadzwoniłam do mamy.
****
Zamykając Napoleona - psa rasy Border Collie - w stajni, dostrzegłam kątem oka czerwony wóz. Zdecydowałam się, że na razie nie będę przeszkadzać ojcu w planowaniu. Miał do omówienia kilka spraw z łowcami, więc postanowiłam się przejść.
Uniosłam głowę do góry, gdzie na niebie zauważyłam kilka gwiazd. Nieboskłon nadal pozostawał szary, lecz ciemne chmury zaczynały dominować, dając znak, że dziś nie zobaczy się księżyca. Westchnęłam i zapięłam swoją długą, szarą bluzę z kapturem. Dotknęłam opuszkami palców szala od babci, mając w wspomnieniach jej uśmiech. Za nie długo będę musiała ją odwiedzić.
Skierowałam się w stronę łąki, gdzie wiatr lekko targał długą trawę, która wyglądała teraz jak lewitujące płótno. Zamyśliłam się. Każdy z łowców posiadał swój odmienny styl walki oraz oręż, który dzierżył po poświęceniu, aby skutecznie zwalczać wybryki natury, jakimi były pomniejsze wampiry nie wywodzące się ze szlacheckich rodzin. Tych wysoko urodzonych obdarzyliśmy pokojowym paktem, który został potwierdzony przez obydwie strony. Polegał on na wstrzymaniu swojego oręża i pozostaniu w neutralnych warunkach. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że jacyś idioci zapomnieli się i zaatakowali wampira Hrabiego.
Zerknęłam na zegarek i stwierdziłam, że pora, abym wróciła do domu. Musiałam dowiedzieć się wszystkiego o planie ojca. Na pewno będzie stawiał na nie używanie broni, jednak nie mieliśmy pewności czy wampiry także powstrzymają się od ataku. Zawróciłam i przyspieszyłam kroku, po drodze zabrałam torbę z ławki, w której przechowywałam swoją własną broń. Automatyczną kuszę.
Weszłam do kuchni, gdzie zebrało się już dziewięciu łowców łącznie ze mną i ojcem.
- O Lilith, witaj dziewucho. Jak ty wyrosłaś - Do moich uszu dobiegł dźwięk uderzających się o siebie butelek z piwem. Spojrzałam na Michaela i uśmiechnęłam się.
- Cześć. - Przywiałam się unosząc rękę do góry i siadając na blacie wyspy kuchennej.
- Mała chciałbym cię dzisiaj zobaczyć w akcji. Pamiętasz atak na kościół...
- Nie zebraliśmy się tutaj, aby wspominać stare czasy - Przerwał ojciec donośnym głosem. - Mamy omówić plan działania na wypadek ataku ze strony krwiopic.
Wszyscy spoważnieli i spojrzeli na ojca z powagą oraz determinacją. Kiedy tata mówił poważnie, każdy się go słuchał.
****
- Kiedy wybiła godzina ósma wieczorem, każdy zajął swoją pozycję i przygotował na atak. Ludzie dzierżący broń dalekiego zasięgu, rozstawieni byli w kilku promieniach od domu, zaś ci, bardziej wdający się w bezpośredni kontakt z wrogiem zostali w domu.
- Jeśli chybisz, stawiasz mi sześciopak - Mieachel zmienił pozycję i oparł się o drzewo, na którym zbudowany został domek. Gdy byłam mała, razem z ojcem podjęliśmy się tego zadania. Teraz był idealnym punktem widokowym.
- A jeśli ty chybisz? - Podniosłam trochę głos, aby Michael mnie usłyszał. Zajmowałam górne stanowisko, ponieważ mój wzrok sięgał daleko i był idealny do tego typu akcji.
- Nie ma szans młoda. - Mężczyzna poprawił swój łuk bloczkowy, po czym zaśmiał się gardłowo. - Jestem strzelcem wyborowym, a ty nie dawno skończyłaś szkolenie moja panno.
Zrobiłam oburzoną minę. Usiadłam na wytrzymałych deskach i zwiesiłam nogi w dół. Spojrzałam na swoją kuszę i upewniłam się, że pas z bełtami przy pasie dobrze się trzyma.
- Nie sądzę, aby "nie dawno" sięgało, aż trzech lat wstecz drogi kolego. - Uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Dobra, dobra nie bądź taka mądrą. - Michael odchylił głowę o tyłu, opierając ją o pień drzewa. Westchnął i przymknął oczy. - Kto by pomyślał, że jeszcze będę mieć okazję, aby powalczyć przeciwko wampirom.
Zdziwiłam się, robiąc dziwną minę.
- Przecież masz dopiero czterdzieści lat. - Zauważyłam. - Nie jesteś stary, jednak mogę mieć wątpliwości w związku z twoją celnością.
Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, trzymając się za brzuch. Pomiędzy atakami i krztuszeniem się, słyszałam przekleństwa lecące z ust oburzonego Michaela.
- Stary, ale jary. Zaraz się...
Nie dokończył. Koło jego głowy, centymetr od ucha przeleciał srebrny pocisk. Nabój zatrzymał się w pniu drzewa, a ja szybko stając na nogi, dobyłam kuszy. Michael zrobił to samo. Z daleka słychać było krzyki i wrzaski oraz dźwięk ocierających się o siebie stali.
- No dobra dziewucho. - Powiedział hardo - Patrz się i ucz. Nie koniecznie w tej kolejności, ale liczę na działanie twojego bystrego wzroku.
Zareagowałam od razu. Wytężyłam wzrok, dostrzegając czerwone punkty, lawirujące pomiędzy krzakami i drzewami.
- Na trzeciej! - Krzyknęłam. Strzały wystrzeliły z niesamowitą szybkością, dosięgając swego wyznaczonego celu. Szczątki wampira spopieliły się i uniosły na mocny wietrze. Owinęłam się szalem, po czym dalej rozglądając się, załatwiłam jeszcze dwa wampiry. Klękając i przechodząc pod drewnianą barierką, zeszłam na dół po drabinie. Zeskoczywszy, zwinnie i cicho wylądowałam na ziemi.
- Młoda jesteś gotowa? - Michael przywarł do mnie plecami. - Pora na twój plan.
Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza, by zaraz zagwizdać. Napoleon musiał bezbłędnie wykonać swoje zadanie, gdyż po sekundzie drzwi stajni otworzyły się, a z niej wybiegło stado koni.
- Zrobione. - Powiedziałam. - Teraz raca.
Michael wyciągnął z kabury pistolet hukowy i wystrzelił. Pocisk wyleciał do góry, rozpalając się na czerwono. Przez moment wszyscy łowcy mieli doskonalą okazję na obeznanie w sytuacji, a konie pozwoliły im dostrzec zdezorientowane wampiry. Przystąpiliśmy do masowego ataku. Przedarłam się przez zarośla, kierując się w stronę domu, aby sprawdzić czy z ojcem wszystko w porządku, jednak nim dotarłam do drzwi, drogę zagrodził mi nieumarły.
- Pożałujecie tego śmiertelnicy. - Powiedział, po czym zamachnął się nożem wojskowym. O włos ominęłam ostrej stali, klękając i podcinając wampira. Ten upadłszy na ziemię, zaklął pod nosem i rozpłynął się w powietrzu. - Nie macie prawa stawać z nami na równi.
Usłyszałam koło ucha jego cichy głos. Zamachnęłam się kuszą, mając nadzieję, że chociaż pozbawię go równowagi, lecz mój plan spalił na panewce. Wampir wykręcił mi ręce i zaśmiał się, przykładając mi zimną stal do gardła.
- Pożałujecie tego śmiertelnicy. - Powiedział, po czym zamachnął się nożem wojskowym. O włos ominęłam ostrej stali, klękając i podcinając wampira. Ten upadłszy na ziemię, zaklął pod nosem i rozpłynął się w powietrzu. - Nie macie prawa stawać z nami na równi.
Usłyszałam koło ucha jego cichy głos. Zamachnęłam się kuszą, mając nadzieję, że chociaż pozbawię go równowagi, lecz mój plan spalił na panewce. Wampir wykręcił mi ręce i zaśmiał się, przykładając mi zimną stal do gardła.
- Nie macie z nami szans.
W mojej głowie natłok myśli osiągnął poziom maksymalny. Z sekundy na sekundę miałam coraz to nowsze plany, jednak w obecnej sytuacji ani jeden nie mógł zostać zrealizowany.
- Zostaniecie pochłonięci przez piekło, a Aluca...
Wampir zaniemówił, jednak zaraz zaczął kaszleć i upadł na ziemię zamieniając się w popiół.
W mojej głowie natłok myśli osiągnął poziom maksymalny. Z sekundy na sekundę miałam coraz to nowsze plany, jednak w obecnej sytuacji ani jeden nie mógł zostać zrealizowany.
- Zostaniecie pochłonięci przez piekło, a Aluca...
Wampir zaniemówił, jednak zaraz zaczął kaszleć i upadł na ziemię zamieniając się w popiół.
- Wygrałem sześciopak!!! - Krzyknął Michael, wymachując swoim łukiem, tak, że stojący obok niego Adran mógł za nie długo pozbyć się oka. - Wygrałem mała.
Odetchnęłam z ulgą. Wstałam z klęczek i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie popiół i spalenizna. To był koniec.
Odetchnęłam z ulgą. Wstałam z klęczek i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie popiół i spalenizna. To był koniec.
no to pierwsza rzecz, przy niezbędnym do mego czytania powiększeniu, te przebrzydłe menu wchodzi na tekst bloga i w chuj źle się to czyta, zmień ten układ albo coś, bo aż mnie oczy bolą a ja nie mogę czytać małej czcionki, bo jestem ślepa jak kret i nic nie widzę.
OdpowiedzUsuńdlatego nie przeczytałam tego postu xD czekam aż będzie dało się to czytać
pozdro!
Mam nadzieję, że teraz będzie się dało. XD Nie wiem czemu u ciebie nachodzi na tekst, u mnie jest git.
UsuńWitaj, jest kilka niezgodności w twoim zgłoszeniu do mojego spisu blogów (Blogomania), między innymi to, że nie mogę za bardzo połapać się w kategoriach do których zgłosiłaś swój blog, czy to, że nie widzę u Ciebie ani linka, ani buttona do mojego spisu. Proszę zatem o edycję tych informacji.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam.
Vint miśku słuchaj.Przeszło ci czy co? no rzeczywiście to takie wiesz inne niż się zadaje.Warto by zająć się konkretami ale jeśli sądzisz ze dasz rade okay,wspieram cię w twym postanowieniu.Co do rozdziału est całkiem spoko zapowiada się naprawdę nieźle nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać co będzie dalej tak że czekam i czekam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lupin
Uff, dziękuję. Myślałam, że kom. będą w stylu "eeeee fuuuj, nie pisz o czymś takim". Dziękuję z całego serca. Mam nadzieję wytrwać do końca. Tak jak Pan Szatan, mam zastuj i tekst w zamrożonym stanie. Nie chce pisać na siłę. Obiecuję, że Innocent nie będzie jak Złodzieje :D
OdpowiedzUsuń"eeeee fuuuj, nie pisz o czymś takim" to chyba do mnie xD A w tym pięknym rozdzialiku pojawiły się słowa "nowy dawca", co sprawia,że już będę czytać :D
OdpowiedzUsuńNie, w żadnym razie :D Nowy dawca :D Heheh oczywiście, ktoś przecież musi dokarmiać naszego wampirka :D
Usuń