czwartek, 18 grudnia 2014

Vampire - Rose III




Arisssssuuu. Witaj. W pełni przysięgam, że fabuła nie będzie taka jak w Demonie. Postaram się o to i wiedz, że me słowo obietnicą. Wszakże wena mnie rozpiera, lecz czasu odbiera. Święta zaglądnęły także i do mnie. 
Więc.
Cóż.
Nom.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Muzykę do połowy tekstu wybieracie sami, natomiast potem (nie zmuszam, wolny kraj) jest muzyka podana, więc jak chcecie to robicie tylko "klik" i cieszycie się rozdziałem. 
Jak nakazał Vlad Tepes III Dracula - Aluś :D 





  
 Przemierzając szare, puste i długie korytarze rezydencji, Alucard stwierdził jedno. Nudziło mu się i to bardzo. Cóż miał porabiać, kiedy ghule już nie są tak aktywne jak przedtem i żadna wampir-matka nie ma zamiaru zmieniać innych ludzi w te obrzydliwe bestie. Oczywiście cieszył się z faktu, że kilka "inteligentnych" ludzi przetrwa, ale to tylko kropla w morzu, a nawet oceanie. Naprawdę nie obraził by się gdyby coś, a może nawet ktoś zapewniłby mu odrobinę rozrywki. 
  Z ponurą miną ruszył dalej, natrafiając na drzwi do swojej sypialni. Czasami żałował, że w tej rezydencji nie ma lochów, w których mógłby się zaszyć i spokojnie przeleżeć kolejne lata w trumnie, co jakiś czas wychodząc na małe polowanie w celach rekreacyjnych. Wampir pchnął drzwi, a w środku czekała na niego niemała niespodzianka. Owym prezentem był rozwalony na kanapie Blak'e, który w najlepsze popijał sobie jego wino. Alucard zmrużył niebezpiecznie oczy, po czym stanął za swoim współpracownikiem. Ten jakby wyczuwając wrogą i nader niebezpieczną aurę, obrócił się.
- O, hej - Przywitał się, udając, że nic się nie stało. - Co tu robisz?
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. To moja sypialnia. - Zauważył znacząco, kładąc nacisk na "moja". - Nie masz nic do roboty.
  Alucard zabrał mu kieliszek i sam dopił ostatnie kropelki wina, aby napełnić naczynie ponownie. Usiadł wygodnie na skraju łóżka i napił się.
- I co? - Spytał nagle Blake
- O co ci chodzi? - Spytał zdezorientowany Alucard. Spojrzał na swojego partnera i przymrużył oczy. 
  Blake wstał i podszedł do okna, opierając się o framugę i wyglądając na zewnątrz. Pogoda z samego rana nie wnosiła nic dobrego dla ludzi, jednak dla wampirów deszczowe chmury był wręcz błogosławieństwem. 
- O dziewczynę. - Rozpromienił się. 
  Alucard westchnął. Jak temu knypkowi coś wejdzie do głowy, broń boże coś ciekawego, to nawet śmierć go od tego nie odciągnie. Dopnie wpierw swego, by później pławić się w sławie. 
- Mówiłem ci przecież, że masz...
- Wiem. - Przerwał mu stanowczo - Mam się nie wtrącać, ale zobacz jaką okazję chcesz przepuścić. -  Blake stanął na przeciwko Alucarda i westchnął. - Kiedyś takie coś od razu przykułoby twoją uwagę.
Robisz się stary. 
- Stary powiadasz? Mam ci przypomnieć kto ostatnio nie umiał wytropić matki? - Starszy wampir spojrzał na niego z perfidnym uśmieszkiem. 
- To się nie liczy. - Blake skrzyżował ręce na piersi, po czym nagle jakby wyrwany z amoku, ocknął się i dopadł drzwi, otwierając je na oścież. 
  W progu stał mężczyzna, który dobiegał powoli do siedemdziesiątki. Jego postawa jak zawsze nie naganna, miała w sobie elegancje, a za razem budziła strach gdyby tylko się jej lepiej przyjrzeć.
- Walter - Uradował się Blake. - Wiedziałem. Co masz?

****

- Mamy go! - Krzyknęłam uradowana, kiedy skończyłam rozmawiać z jednym z naszych źródeł informacji. - Współrzędne prześle mi na tableta.
  Razem z ojcem i Michael'em wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Dostaliśmy nie dawno pewne wiarygodne informacje, że piętnaście kilometrów od naszego domu, w małej wiosce grasuje grupka ghuli.Oczywiście nie zabrakło tam też matki, która stanowiła o wiele większe wyzwanie.  
  Ucieszyłam się, ponieważ od tak dawna nie miałam styczności z tymi potworami. Nie żebym lubowała się w zabijaniu ghuli, ale uważałam to za małą formę treningu. A może raczej rywalizacji z Michael'em, który obwieścił całej Radzie Łowców, że wybije więcej potworów niż ja. W związku z tym, ojciec powiedział, że będzie sędzią i pod koniec każdego tygodnia obliczy nasze wyniki. 
  Uważałam to za lekką bzdurę, ponieważ mieliśmy ochraniać zwykłych obywateli, a nie bawić się w "kto więcej zabije". 
- To co mała? - Michael obrócił się na siedzeniu i zerknął na mnie. Jego twarz była jak zwykle rozpromieniona. - Zakłady? 
  Eh, musiałam jednak przyznać, że nie można pozostać obojętnym na jego niebieskie oczy, które zawsze wynegocjowały to co chciały. 
- Nowa kusza. - Powiedziałam, krzyżując ręce na piersi i odwracając wzrok.
- Oł, mała. Pojechałaś. - Mężczyzna roześmiał się.
  Michael miał wtyki w Radzie, więc mogłam żądać nawet nowego samochodu, albo czegoś naprawdę drogiego. Jednak nigdy go nie wykorzystywałam. 
- No dobra stoi. - Zgodził się po pięciu minutach intensywnego myślenia. Analizował każde za i przeciw, mając na uwadze to, że mogę podbić stawkę jeśli się nie zgodzi. - Hmm, co ty byś mogła mi dać, kiedy bym wygrał? Co?
- W sklepie mnie już znają i powoli uważają za pijaka, kiedy przychodzę do nich po kolejną zgrzewkę piwa. Raz się nade mną zlituj. - Zaśmiałam się. - Miej litość.
  Nagle ojciec zatrzymał się i szybko zgasił silnik samochodu. Razem z Michaele'em wyjrzeliśmy przez okna. W promieniu około kilkaset metrów, aż roiło się od ghuli. Pospiesznie dobyliśmy naszych broni i pognaliśmy na spotkanie z przeznaczeniem. 
  Pierwszy strzał należał do mnie. Będąc blisko jednego z ghuli, wycelowałam w niego kuszą. Jego ciało natychmiast zmieniło się w popiół. Zerknęłam za siebie, jednak kiedy już chciałam wyciągnąć broń przeznaczoną do bliskiego kontaktu z wrogiem, usłyszałam świst, a po chwili zauważyłam jak potwór pada na ziemię, a w jego głowie tkwi strzała. 
  Posłałam dziękujący uśmiech w stronę Michael'a, który zgromadził wokół siebie sporą grupkę ghuli. Nie był to, jednak dla niego żaden problem. Mężczyzna wyciągnął z pochwy przy nodze nóż, po czym rzucił się na wrogów. 
- Jemu nigdy się to nie znudzi.
  Obróciłam się w stronę, skąd nadchodziły kolejne posiłki wroga. Z daleka wypatrzyłam nawet matkę. Była to kobieta o złotych włosach, ubrana w potarganą, białą suknię. Natychmiast rzuciłam się w wir walki, wystrzeliwując kolejne bełty i przebijając nożem pierś ghuli. Każdy następny potwór był potężniejszy od poprzedniego. Musiałam oszczędzać siły na przywódcę tej wesołej gromadki ludożerców. Kolejny raz zamachnęłam się nożem, wbijając go, aż po samą rękojeść w głowę ghula. Kątem oka zobaczyłam jak wampir-matka ucieka.
- Zajmijcie się pozostałymi! - Krzyknęłam tak, aby dwójka mężczyzn usłyszała mój głos w natłoku przeraźliwych krzyków i jęków. 
  Ojciec spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz zaraz skinął mi głową i zaatakował nacierającego na niego potwora. Jego szpada idealnie trafiała w serce. 
- Dobra - Powiedziałam sama do siebie. Wzięłam głęboki oddech i pobiegłam w głąb lasu za matką, która chyba niekoniecznie chciała być pozbawiona swego życia. Lecz chyba lepszym stwierdzeniem było by "pozbawiona swego ciała".
  Nie zastanawiając się nad niczym, przeskakiwałam kolejne wystające korzenie i konary poległych drzew. Wymijałam ostre krzewy i rośliny, które nie ułatwiały mi szybkiego biegu. Musiałam przyznać w duchu, że wampir okazał się nad wyraz szybki. Nie pozostawałam jednak bierna. 
  Kiedy w końcu zobaczyłam jak kobieta się zatrzymuje, zrobiłam to samo, łapiąc oddech w piekące mnie już płuca.
- Chyba muszę ponowić moje treningi. - Szepnęłam do siebie, chociaż i tak wiedziałam, że skończy się na leżeniu w łóżku i wcinaniu ciasteczek z Napoleonem. 
  Ściągnęłam z pleców kuszę, po czym cichym krokiem skierowałam się w stronę drewnianej chatki, do której weszła wampirzyca. Powoli uspokoiłam oddech i wsłuchałam się w rytmiczne bicie mego serca. Delikatnie pchnęłam stare, drewniane i skrzypiące drzwi, po czym weszłam do środka. Powitało mnie jakże urokliwe wnętrze. Wszędzie wisiały wielkie pajęczyny, a kurz unosił się w powietrzu i był tak gęsty, że tworzył idealną zasłonę. 
  Stawiając kolejne kroki, nie zwróciłam nawet uwagi na to, że podłoga usłana deskami, skrzypi, zdradzając moją obecność w tym domku oraz pozycję. 
- Biedna, mała dziewczynko - Usłyszałam niski, kobiecy głos zaraz obok mojego ucha. 
  Zamachnęłam się kuszą, lecz przecięłam tylko powietrze, a kurz dostał się do moich oczu oraz buzi, co wywołało kaszel. Zasłoniłam ręką usta, by zaraz naciągnąć na nie szal. Chociaż odrobinę mogłam zasłonić się przed unoszącą się warstwą brudu. Musiałam natychmiast zaczerpnąć świeżego powietrza.
  Dopadłam do drzwi, jednak te nie dały się tak łatwo otworzyć. Spróbowałam mocnym kopnięciem, które spotkało się z piekącym bólem nogi. Rozejrzałam się dookoła, lecz w tej mgle z kurzu nic nie było widać. Na oślep szłam, szukając jakiegoś okna. 
- Pobaw się ze mną kochanie. - Poczułam na ramieniu ciężar i od razu odskoczyłam na bok, machając jak nawiedzona rękoma. 
- Odwal się! - Wrzasnęłam. 
  Podjęłam próbę znalezienia jakiegokolwiek okna i gdy w końcu natrafiłam na klamkę, szarpnęłam ją, jednak nic się nie stało. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tylko deski.
- Cholera! - Zaklęłam. - No pięknie. 
- I co dalej? -   Po mojej prawej stronie rozległ się niski śmiech kobiety. Słyszałam jak stawia kroki i zbliża się coraz bardziej. 
  Wycelowałam w bliżej nieokreślone miejsce, po czym pociągnęłam za spust. Bełt wystrzelił z zawrotną prędkością, trafiając niestety w ścianę. Zaklęłam pod nosem i wystrzeliłam jeszcze kilka pocisków, które spotkał ten sam los co ich poprzednik. 
- Kurwa! - Nie wytrzymałam. Puściłam kuszę, a ta z hukiem upadła na ziemię. Z pochwy przy pasku wyjęłam nóż i ruszyłam na wampirzycę. 
  W biegu otwarłam oczy, próbując cokolwiek dostrzec, lecz kurz uniemożliwiał mi to. Machałam ostrzem na prawo i lewo,  z nadzieją, że może chociaż drasnę kobietę, jednak nim się spostrzegłam, blondynka złapała mnie w pasie.
- Zabawimy się? - Wyrwała mi nóż z ręki i przystawiła do mojego gardła. Zimna stal otarła się o moją skórę. - Byłaś strasznie niegrzeczna. Kobietą nie przystoi używać takich brzydkich słów. 
  Za wszelką cenę próbowałam się wyrwać, ale uścisk wampirzycy nie pozwalał ruszyć mi się nawet o centymetr. Poczułam jak jej ręka wędruje na moje biodro, a potem wślizguje się pod bluzę. Chłodne dłonie wywołały u mnie dreszcze.
- Puść mnie! - Kolejny raz spróbowałam się szarpnąć. - Puszczaj. 
  Kobieta podcięła mnie, a ja upadłam na kolana. Momentalnie obróciłam się w jej stronę. Krzywy uśmiech zagościł na jej twarzy, kiedy siadła na mnie okrakiem. W jej ręce zmaterializowała się strzykawka z ciemnym płynem. 
- Kiedyś byłam pielęgniarką. - Jej głos był niski i straszny. Spróbowałam uspokoić oddech i poskładać wszystkie rozszalałe myśli do kupy. - Bardzo lubiłam zajmować się chorymi. Wiesz rozmawiałam z nimi, kiedy czuli się samotni. Bawiłam się z dziećmi, kiedy te nie miały kontaktu z rodzicami. O, i pewnego razu nawet mogłam uczestniczyć w operacji. Podawałam wtedy narzędzia lekarzowi, bo moja przełożona zachorowała.
  Im więcej mówiła, tym większe miałam szanse na wydostanie się. Co chwila spoglądałam na jej twarz i strzykawkę. Cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że mój czas powoli się kończy. 
- Słuchaj mnie jak do ciebie mówię. - Kobieta otwartą dłonią uderzyła mnie w twarz. - Nie ignoruj mnie ty mała szmato. 
  Nagle poczułam ukłucie w okolicy serca. Ciepło momentalnie rozeszło się po moim ciele. Zaczęłam czuć się naprawdę dziwnie. Jakby moja głowa miała za chwilę eksplodować. Poruszyłam rękoma, jednakowoż te ani trochę mnie nie posłuchały. 
- I co? Było warto? - Kobieta kciukiem zahaczyła o moje usta, zbliżając się niebezpiecznie. - Mogłaś tu nie przychodzić, ale... - Urwała w pół zdania i przejechała nosem po mojej szyi. - Hmm, pięknie pachnie. 
  Zamarłam. Otworzyłam szeroko oczy, a moje serce prawie przestało bić. W pokoju słychać było jedynie urwany oddech kobiety.
- Musi być smaczna. - Powiedziała, triumfalnie się uśmiechając. - Powiedz, jesteś dziewicą?  
  Nie miałam najmniejszego zamiaru jej odpowiadać. Ale gdy tylko zobaczyłam w jej oczach błysk, wiedziałam, że tak łatwo się z tego nie wywinę. 
- Jesteś? - Ponowiła pytanie z większą dozą w głosie. 
  Zmrużyłam oczy, po chwili zamykając je całkowicie. Jeśli tu i teraz moja krew miała być wyssana przez wampira, to proszę bardzo. 
- Nie doczekanie twoje. - Zebrałam w sobie ostatnie pokłady siły. Odpychając się biodrami od podłogi, spróbowałam przekręcić się na prawy bok. I co o dziwo, zdezorientowana wampirka całkowicie straciła panowanie nad własnym ciałem. Natomiast w moim ciele zachodziły najróżniejsze reakcje, o których nawet nie miałam pojęcia. 
  Kiedy kobieta zbierała się z podłogi, ja rzuciłam się w stronę drzwi, utykając na jedną nogę, która już nie długo całkowicie zesztywnieje. Jak reszta ciała. 
- Dam radę - Powtarzałam sobie w myślach jak mantrę. 
  Doczołganie się do tych drzwi, było dla mnie sprawdzeniem siły i wytrzymałości. Obejrzałam się za siebie. Wampirzyca stała w korytarzu, a jej dłoni połyskiwał mój nóż. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Nie miałam szans. Teraz kiedy było już tak niedaleko do wolności, wszystko zaczęło mieszać mi się w głowie. Strzępki urwanych myśli wirowały wokół mojej głowy, próbując stworzyć jakiś plan ucieczki. Choćby mały zarys. 
  Usłyszałam huk i otwarłam wcześniej zamknięte oczy. Nade mną wisiało ciało kobiety, a jej uśmiech odsłaniał rząd śnieżnobiałych kłów, które już za chwilę miały zatopić się w mojej szyi. Położyłam ręce na jej klatce, próbując ją odepchnąć, lecz siły już całkowicie opuściły moje ciało. Pod naciskiem jej dłoni, opadłam na kolana, podtrzymując się z ledwością na rękach. 
- Zaczęło działać. - Szepnęła mi do ucha. - Zaraz całe twoje ciało ogarnie paraliż, a ja spokojnie napoje się twoją krwią, dziewico. 
  Uniosłam głowę do góry i ujrzałam parę czerwonych oczu. Wyrażały chęć mordu i zniszczenia, lecz także głodu i pragnienia. Zacisnęłam mocno zęby i próbując dosięgnąć jej sukni, złapałam jedynie powietrze, a kurz gładko przesunął się pomiędzy moimi palcami. 
- Jesteś moja! - Wampirzyca uklękła i zbliżyła kły do mej szyi. 
  Moje ciało bezwładnie opadło w jej ramiona, dając jej tym samym możliwość ugryzienia mnie. Zamknęłam oczy z bezsilności i własnej głupoty. 
- Ludzie. - Odezwał się nowy głos. Męski. Poznawałam go, jednak słyszałam jak przez mgłę. - Naiwni i słabi. 
  Poczułam jak uścisk wampirzycy słabnie i następnej chwili puszcza mnie, a ja upadam na ziemię. Ledwo mogłam oddychać. Trucizna w moim organizmie robiła już swoje. Leżałam na brzuchu, więc trudno było mi cokolwiek dostrzec. 
  Pomiędzy krzykami kobiety, a strzałami słyszałam jedynie śmiech. Słyszałam i czułam. 
- Cholera! - Zaklęłam. Podparłam się rękoma, ignorując rozchodzący się po moim ciele niewyobrażalny ból. Spojrzałam przez ramię, w warstwie kurzu dostrzegając zarys czerwonego materiału. - Kim...
  Ponownie upadłam na ziemię. Ręce się pode mną ugięły. Dałam sobie już spokój z ponownym wstawaniem, bo wiedziałam, że zakończy się to fiaskiem. 
- Wstaniesz? - Usłyszałam nad sobą wyraźny, głęboki głos, który mroził krew w żyłach. 
- Nie. - Oparłam, wypuszczając z płuc powietrze. Coraz trudniej mi się oddychało. Czułam jak coś dosłownie gniecie mi klatkę piersiową. - Chyba...
  Dostałam ataku kaszlu. Uniosłam się na przedramionach, a głowę opuściłam w dół. Wyplułam zalegającą w mojej buzi krew. 
- Wiesz - Zaczął wampir, jakby z ociągnięciem - Możesz tu zostać, a ta trucizna wyżre wszystko w twoim ciele, albo dasz się ugryźć i...
- Nie. Nie mam zamiaru zmieniać się w takie monstrum jak ona. - Zaprzeczyłam stanowczo, nie wiedząc nawet, że krzyczę. 
  Nagle poczułam zimne palce mężczyzny na swojej szyi. Delikatnie jeździł od góry do dołu, jakby chcąc zbadać gdzie są moje żyły. 
- Nie dałaś mi dokończyć.
  Otwarłam szeroko oczy. Jasna cholera, pomyślałam. 
- Albo dasz się ugryźć, a ja wyssę z ciebie tą truciznę. - Zaproponował, a ja poczułam jak się szczerzy. 
  Z trudem obróciłam głowę w jego stronę. Szybko natomiast uległam całkowitemu paraliżowi. Mężczyzna, który klęczał obok mnie, był tym, który rozmawiał z moim ojcem w salonie. Czarne włosy, opadające na ramiona, przykryte były czerwonym kapeluszem, a ciemna marynarka schowana pod płaszczem, gdzie swoje miejsce znalazły także dwa pistolety. 
- Ty jesteś... - Nie umiałam wydusić z siebie słowa. Kaszel dopadł mnie niemal od razu, kiedy chciałam wydobyć z siebie jego imię. 
  Kilka kropel krwi spłynęło po moim nadgarstku. 
- Co wybierasz? 
  Wszystkie znane mi przekleństwa, wirowały mi właśnie wokół głowy. Nie miałam zielonego pojęcia co miałam zrobić. Czekać, aż ojciec w końcu połapie się, że od dłuższego czasu mnie nie ma? Dać zabić się truciźnie? Czy ugryźć wampirowi.
- Ja...



Komy motywują
Komy motywują
Komy motywują
Momy motywują
wtf!!! :D
Czekam na opienie

























1 komentarz:

  1. Weeee :D Znowu pierwsza. Jak widzę akcja ruszyła, no i prawidłowo! Robi sie ciekawie i...no nie wiem co jeszcze napisać. Czekam na ciąg dalszy
    Ps. Otaku! :D

    OdpowiedzUsuń