Oki doki Panie Loki. Rozdział napisany i mam nadzieję oraz wielką ochotę na wasze komentarze, które bym schrupała. Jestem ciekawa waszych opinii na temat tej notki. Jak dla mnie, w miarę ujdzie. Będą lepsze, ale proszę też nie zrażać się na wstępnie moją opinią.
Wybór pioseneczki macie dowolny :D
Moje oczy otwierały się i zamykały, jednak nie potrafiły zarejestrować obrazu. Po kilku chwilach moje powieki opadły bezwiednie. Krew gotowała mi się w żyłach, a w głowie huczało. Każda moja komórka, każdy mięsień odmówił posłuszeństwa już jakiś czas temu, dlatego w obecnej chwili leżałam skulona w ramionach mężczyzny w czerwonym płaszczu, który z wolna uwalniał mój organizm od trucizny.
Moje serce biło miarowo i co jakiś czas zdawać by się mogło, że przyspiesza. Nie mogłam tego, natomiast wiedzieć, ponieważ ciężkie myśli zajęły mi głowę. Czułam jak świadomość powoli mnie opuszcza i znika gdzieś w ciemnej przestrzeni. Odniosłam wrażenie jakby wysysano ze mnie całe życie. To wszystko wydawało się jedynie letargiem.
Gdy nagle poczułam lekkie szarpnięcie, moje ręce samowolnie złapały skrawek czerwonego płaszcza, jakby ostrzegając mnie, że zaraz mogę upaść. Wolno otworzyłam zielone oczy i zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić się do promieni księżyca wpadających przez uchylone drzwi. Nie zobaczyłam jasnowłosej kobiety, która wcześniej próbowała mnie zabić, a jedynie czarne, dłuższe do ramion pasma i czerwone, przymrużone oczy.
Spróbowałam się poruszyć i o dziwo udało mi się, jednak gdyby nie ściana, o którą się podtrzymywałam, znów miałabym bliskie spotkanie z podłogą.
- Co zrobiłeś? - Spytałam mimochodem, kiedy oparłam się plecami o zimne deski. Tak samo jak mężczyzna, który już wstał z klęczek, przymrużyłam oczy, oddychając głęboko.
Nie czułam już ucisku w klatce, ani palenia w płucach. Co chwilę, jednak przechodził mnie zimne dreszcze i dziwne mrowienie. Spojrzałam na przejście do salonu, gdzie obok fotela, na ziemi leżała moja kusza i nóż. Zmierzyłam w tamtym kierunku co chwila potykając się i zarazem utrzymując równowagę. Musiałam wyglądać naprawdę śmiesznie, bo czułam na sobie rozbawiony wzrok wampira.
- Nie odpowiedziałeś mi! - Powiedziałam stanowczo.
Schyliłam się po broń i zauważając fotel, opadłam na niego nadal czując osłabienie.
- Nie widzę takiej potrzeby. - Odparł obojętnie, podchodząc do niewielkiego barku na przeciw starego kominka.
Mężczyzna otworzył oszklone drzwiczki serwantki i wyjął z niej zakurzoną butelkę wina. W jego ręce natychmiast zmaterializowały się dwa kieliszki. Otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia. Przypatrywałam się każdemu ruchowi wampira, który mógłby być ostatnim, którym zobaczę.
- Napij się - Powiedział, patrząc na mnie z góry i podając mi już napełniony kieliszek. - Nic ci nie dosypałem, spokojnie. - Uśmiechnął się krzywo, widząc mój nieufny wzrok.
Spróbowałam wina, które okazało się nawet dobre, po czym przymknęłam leniwie oczy, czując jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Te uczucie było znacznie lepsze od tego, kiedy czułam niemiłosierne palenie w klatce.
- Lepiej? - Usłyszałam szelest materiału. Spod pół przymkniętych powiek dostrzegłam jak wampir siada na kanapie na przeciwko.
- Znacznie - Odparłam w pełni odprężona.
Poczułam jak odpływam, jak tracę powoli świadomość. Gdy usłyszałam cichy śmiech, otworzyłam szybko oczy i z wyrzutem oraz obudzeniem spojrzałam na mężczyznę.
- Czego tam dosypałeś? - Wstałam i na chwiejących się nogach podeszłam do wampira, który założył sobie nogę na nogę i upił łyk wina. - Kłamałeś!
- Zwykły środek uspokajający. - Odparł - Nie raz miałem styczność z taką trucizną, a nie chciałbym, abyś rzuciła się na mnie z nożem.
- Zwykły środek uspokajający. - Odparł - Nie raz miałem styczność z taką trucizną, a nie chciałbym, abyś rzuciła się na mnie z nożem.
Zazgrzytałam zębami i złapałam go za poły płaszcz, przyciskając nóż do krtani. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Przyciskając jeszcze mocniej stal do jego gardła, zrobiłam małe nacięcie. Krew cienkim strumyczkiem spłynęła po jego skórze, barwiąc białą koszulę.
Wpatrując się w jego rozjarzone, czerwone oczy, miałam ochotę go zabić. Tu i teraz. Miałam wiele do stracenia, ale propozycja zemszczenia się na nim, była kusząca. Poczułam jak jego zimna dłoń zaciska się na moim nadgarstku i miażdży go w żelaznym uścisku. Syknęłam cicho i szarpnęłam ręką, lecz nie zdołałam się wyrwać.
- Za uratowanie twojego nędznego życia... - Przerwał, podnosząc się z kanapy i górując nade mną - ... oczekuję zapłaty. Sowitej.
Zacisnęłam mocno szczękę. Po moim trupie, pomyślałam.
- Wolałbym gdybyś jednak żyła - Powiedział nagle, a ja skojarzyłam fakty, o których kiedyś słyszałam.
- Wypad z mojej głowy, stary krwiopijco. - Warknęłam na niego.
Kiedy w końcu udało mi się wyrwać z uścisku - chociaż sądziłam, że to on mnie puścił, odskoczyłam od niego, mierząc z kuszy prosto w jego serce. Wzięłam kilka uspokajających oddechów, po czym nieświadomie i całkiem przypadkowo pociągnęłam za spust.
- Chciałem po dobroci. - Uśmiech wampira poszerzył się, ukazując szereg białych kłów. Jednym ruchem pozbył się bełtu i zaczął iść w moją stronę. Natomiast ja zaczęłam się cofać. - Jednak w twoim przypadku muszę zastosować pewne środki.
Momentalnie obróciłam się na pięcie, wybiegając z salon i dopadając drzwi. Zaczęłam szarpać za klamkę, jednak ta nie ustępowała.
- Jasna cholera, przed chwilą były otwarte. - Walnęłam pięścią z całej siły - Dlaczego?
Poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie za ramiona i podnoszą. Zerknęłam przez ramię.
- Masz dwie możliwości. - Zaczął swój wywód - Poddasz się i bez zbędnego gadania mnie wysłuchasz, albo trochę pocierpisz.
- Pieprz się - Wyplułam mu to prosto w twarz, jednak zaraz tego pożałowałam.
Wampir puścił mnie, a ja upadłam na kolana. Następnie zamachnął się i pozbawił mnie tchu jednym kopnięciem. Potoczyłam się po zakurzonej, brudnej i zimnej podłodze, aż nie natrafiłam na pierwszy schodek prowadzący do góry. Podniosłam wzrok. To była moja szansa. Jeśli tylko wdrapię się na górę, to będę wolna.
Złapałam się za brzuch i pochyliłam do przodu, wstając. Po mimo podjętej przeze mnie próby ucieczki, zostałam przygwożdżona do balustrady schodowej, a jeden ze szczebli wbił mi się boleśnie w plecy. Wampir jedną ręką objął moje nadgarstki, unieruchamiając je nad głową, po czym drugą złapał mój podbródek i uniósł do góry tak, że musiałam spojrzeć w jego uradowane oczy.
Zaczęłam go kopać nogami na wszelkie możliwe sposoby, jednak on pozostawał niewzruszony. Mój oddech stawał się coraz wolniejszy, a powieki co chwila opadały w dół. Nie wiedziałam co wampir dosypał mi do wina, ale owe coś zaczynało działać. W jego oczach zapewne byłam małą, naiwną dziewczynką.
Nagle wampir pochylił się i przejechał nosem po mojej tętnicy. Przestraszyłam się, przez co moja krew zagotowała się, dając więcej satysfakcji mężczyźnie. Poczułam jak zahacza kłami o moją skórę i mimowolnie zadrżałam. Przestałam się już wyrywać, widząc, iż to nie ma większego sensu. Bo przecież jakie szanse ma człowiek przeciwko wampirowi?
- Już odpuściłaś? - Spytał, zerkając na mnie z ukosa.
Spuściłam wzrok i wbiłam go w podłogę.
- Bawi cię to?
- Hmm?
Spojrzałam na niego, a moje oczy błysnęły niebezpiecznie.
- Bawisz się ofiarą, którą potem "skonsumujesz". - Poczułam, jak w kącikach moich oczu zbierają się słone łzy. - To okrutne.
Wampir zaśmiał się cicho i puścił mnie w końcu.
- Okrutne powiadasz?
- Oczywiście - Oburzyłam się i mrużąc oczy, spojrzałam na niego. - Nawet nie dałeś mi szansy na...
- Nie dałem!? - Krzyknął, lecz zaraz potem zaczął się śmiać. - Miałaś wybór.
Przypominając sobie co mówił wampir, poczerwieniałam na twarzy.
- Więc? - Spytał - Co wybierasz?
*****
Zerwałam się z łóżka późnym popołudniem, kiedy usłyszałam ryk silnika. Otworzyłam oczy i natychmiast złapałam się za głowę. Moje skronie pulsowały tępym bólem, wywołując także ciarki. Zamrugałam kilka razy, by moje oczy przyzwyczaiły się do lekkiego mroku panującego w pokoju.
- Moja głowa - Stęknęłam, podnosząc się do siadu. - Oddałabym wszystko za aspirynę
- Wszystko powiadasz? - Usłyszałam, teraz już znajomy głos. Nie miałam siły na kolejne sprzeczki, więc zamknęłam oczy i położyłam się z powrotem, obracając się do wampira plecami.
- Nikt cię tu nie prosił, a z resztą... - Uśmiechnęłam się triumfalnie - Kiedy mój ojciec tu wejdzie, nie będziesz miał życia.
- Jestem martwy - Naprostował, a ja prychnęłam poirytowana.
Jak śmiał w ogóle siedzieć w moim pokoju, na moim wygodnym fotelu i kpić ze mnie. Bezczelny, stary dziadyga.
- Proszę. - Usłyszałam odgłos rozpuszczającej się tabletki. - Ale także chciałbym omówić warunki naszej współpracy.
Poczułam nagłą złość. Miałam zamiar sięgnąć po lampkę stojącą obok mojego łóżka i wbić ją wampirowi pomiędzy oczy.
- Jakie warunki współpracy?! - Momentalnie zmierzyłam wampira mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, jednak na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia. - Postradałeś zmysły?
- Uratowałem ci życie, głupia śmiertelniczko! - Warknął, tak samo poirytowany jak ja. Jego tęczówki przybrały karmazynowy kolor i błysnęły niebezpiecznie. - Znaj moją łaskę.
- Też mi coś - Prychnęłam, odwracając wzrok i krzyżując ręce na piersi.
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co niby miałabym dla niego zrobić, żeby spłacić swój dług. Przemyślałam wszystkie za i przeciw, po czym spytałam:
- Jeśli już miałabym się zgodzić, to...co by to było?
Wampir uśmiechnął się.
- Jako iż mój teren względem polowań jest ograniczony, chciałbym, abyś ty została moim dawcą krwi.
Kiedy usłyszałam jego propozycję, albo raczej rozkaz, o mało nie zakrztusiłam się aspiryną, którą trzymałam w ręce.
- Chyba śnisz - Odparowałam od razu. Mój ton był za ostry, lecz cóż. W stosunku do tego dziadygi mam prawo mówić jak mi się podoba. - No co? - Spojrzał na mnie, jakby chcąc ukatrupić na miejscu. - To moja krew i nie tak śpieszno mi ją oddawać.
- Uwierz mi, że za tą propozycją nie kryła się prośba. - Wampir nachylił się, a jego oczy znalazły się na wysokości moich. Wyrwałam pod naporem jego czerwonych tęczówek, lecz coraz trudniej było mi zachować jakąkolwiek kontrolę nad własnym ciałem. Zaczynałam odczuwać pewien respekt.
- Chrzań się padalcu.
Nagle, które trwało znacznie krócej niż ułamek sekundy, leżałam przygwożdżona do łóżka, a nade mną wisiał wampir, który ukazywał swe kły w akcie gniewu. Raczej nie było mi do śmiechu, lecz nie dałam po sobie poznać nawet tego, że się boję.
- Nie pozwalaj sobie na dużo Lilith. - Pierwszy raz usłyszałam jak wymawia moje imię w gniewie. - Jeśli raz zadrzesz z sześćsetletnim wampirem, to ty nie będziesz miała życia. - Uratowałem ci życie. I zapłacisz za to.
Moje oczy wcześniej szeroko otwarte, teraz spoglądały na jego czerwony krawat w uległym geście.
- Moja głowa - Stęknęłam, podnosząc się do siadu. - Oddałabym wszystko za aspirynę
- Wszystko powiadasz? - Usłyszałam, teraz już znajomy głos. Nie miałam siły na kolejne sprzeczki, więc zamknęłam oczy i położyłam się z powrotem, obracając się do wampira plecami.
- Nikt cię tu nie prosił, a z resztą... - Uśmiechnęłam się triumfalnie - Kiedy mój ojciec tu wejdzie, nie będziesz miał życia.
- Jestem martwy - Naprostował, a ja prychnęłam poirytowana.
Jak śmiał w ogóle siedzieć w moim pokoju, na moim wygodnym fotelu i kpić ze mnie. Bezczelny, stary dziadyga.
- Proszę. - Usłyszałam odgłos rozpuszczającej się tabletki. - Ale także chciałbym omówić warunki naszej współpracy.
Poczułam nagłą złość. Miałam zamiar sięgnąć po lampkę stojącą obok mojego łóżka i wbić ją wampirowi pomiędzy oczy.
- Jakie warunki współpracy?! - Momentalnie zmierzyłam wampira mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, jednak na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia. - Postradałeś zmysły?
- Uratowałem ci życie, głupia śmiertelniczko! - Warknął, tak samo poirytowany jak ja. Jego tęczówki przybrały karmazynowy kolor i błysnęły niebezpiecznie. - Znaj moją łaskę.
- Też mi coś - Prychnęłam, odwracając wzrok i krzyżując ręce na piersi.
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co niby miałabym dla niego zrobić, żeby spłacić swój dług. Przemyślałam wszystkie za i przeciw, po czym spytałam:
- Jeśli już miałabym się zgodzić, to...co by to było?
Wampir uśmiechnął się.
- Jako iż mój teren względem polowań jest ograniczony, chciałbym, abyś ty została moim dawcą krwi.
Kiedy usłyszałam jego propozycję, albo raczej rozkaz, o mało nie zakrztusiłam się aspiryną, którą trzymałam w ręce.
- Chyba śnisz - Odparowałam od razu. Mój ton był za ostry, lecz cóż. W stosunku do tego dziadygi mam prawo mówić jak mi się podoba. - No co? - Spojrzał na mnie, jakby chcąc ukatrupić na miejscu. - To moja krew i nie tak śpieszno mi ją oddawać.
- Uwierz mi, że za tą propozycją nie kryła się prośba. - Wampir nachylił się, a jego oczy znalazły się na wysokości moich. Wyrwałam pod naporem jego czerwonych tęczówek, lecz coraz trudniej było mi zachować jakąkolwiek kontrolę nad własnym ciałem. Zaczynałam odczuwać pewien respekt.
- Chrzań się padalcu.
Nagle, które trwało znacznie krócej niż ułamek sekundy, leżałam przygwożdżona do łóżka, a nade mną wisiał wampir, który ukazywał swe kły w akcie gniewu. Raczej nie było mi do śmiechu, lecz nie dałam po sobie poznać nawet tego, że się boję.
- Nie pozwalaj sobie na dużo Lilith. - Pierwszy raz usłyszałam jak wymawia moje imię w gniewie. - Jeśli raz zadrzesz z sześćsetletnim wampirem, to ty nie będziesz miała życia. - Uratowałem ci życie. I zapłacisz za to.
Moje oczy wcześniej szeroko otwarte, teraz spoglądały na jego czerwony krawat w uległym geście.
Chciałam zapaść się pod ziemię i już nigdy stamtąd nie wyjść.
- Zgoda - Odparłam bezbarwnym tonem.
- Grzeczna dziewczynka - Wampir uśmiechnął się, schodząc ze mnie i ponownie siadając na fotelu. Założył nogę na nogę i splótł na kolanie dłonie. - Co trzy dni będę do ciebie przychodził. Godziny nocne pasują?
Chciało mi się śmiać z własnej bezsilności i naiwności. Byłam łowczynią, która w tej chwili powinna posłać do piachu tego bezczelnego wampira, a okazałam się tchórzem, który nawet nie umie spojrzeć mu w oczy. Byłam żałosna i na samą myśl o tym, że ojciec może się o tym dowiedzieć, napawała mnie złość.
- Nie musi wiedzieć. Nawet nie widzę potrzeby, aby mu o tym mówić. - Wampir wstał i odsłonił lekko zasłonę okna, by wyjrzeć na zewnątrz. - Na razie wie tylko tyle ile mu potrzeba.
Zdziwiłam się, unosząc brew do góry.
- Czyli? - Spytałam, nie wiedząc o co mu chodzi. Czasami wydawał mi się taki tajemniczy, chodź znałam go dopiero od kilkunastu godzin.
- Czyli to, że sama trafiłaś do domu i położyłaś się spać. - Wytłumaczył bez owijania w bawełnę.
- Nie zadawał żadnych pytań? - Zapytałam podejrzliwie. Nie chciałam mieć potem żadnych niespodzianek, kiedy stanęłabym z ojcem oko w oko.
- Skądże - Odparł uradowany. - Zgodził się z twoim przyjacielem, który cię tu przywiózł.
- Z jakim znów przyjacielem? - Miałam dość tego, że nie mówi wszystkiego w jednej odpowiedzi.
Wampir odwrócił się w moją stronę i zaczął niebezpiecznie zbliżać. Odsunęłam się pod ścianę, kiedy wyciągał rękę w moją stronę. On natomiast złapał mój podbródek i uniósł do góry. Następnie zbliżył się do szyi i wciągnął powietrze.
- Zaczniemy już dziś - Szepnął, po czym delikatnie wbił kły w moją szyję.
- Zgoda - Odparłam bezbarwnym tonem.
- Grzeczna dziewczynka - Wampir uśmiechnął się, schodząc ze mnie i ponownie siadając na fotelu. Założył nogę na nogę i splótł na kolanie dłonie. - Co trzy dni będę do ciebie przychodził. Godziny nocne pasują?
Chciało mi się śmiać z własnej bezsilności i naiwności. Byłam łowczynią, która w tej chwili powinna posłać do piachu tego bezczelnego wampira, a okazałam się tchórzem, który nawet nie umie spojrzeć mu w oczy. Byłam żałosna i na samą myśl o tym, że ojciec może się o tym dowiedzieć, napawała mnie złość.
- Nie musi wiedzieć. Nawet nie widzę potrzeby, aby mu o tym mówić. - Wampir wstał i odsłonił lekko zasłonę okna, by wyjrzeć na zewnątrz. - Na razie wie tylko tyle ile mu potrzeba.
Zdziwiłam się, unosząc brew do góry.
- Czyli? - Spytałam, nie wiedząc o co mu chodzi. Czasami wydawał mi się taki tajemniczy, chodź znałam go dopiero od kilkunastu godzin.
- Czyli to, że sama trafiłaś do domu i położyłaś się spać. - Wytłumaczył bez owijania w bawełnę.
- Nie zadawał żadnych pytań? - Zapytałam podejrzliwie. Nie chciałam mieć potem żadnych niespodzianek, kiedy stanęłabym z ojcem oko w oko.
- Skądże - Odparł uradowany. - Zgodził się z twoim przyjacielem, który cię tu przywiózł.
- Z jakim znów przyjacielem? - Miałam dość tego, że nie mówi wszystkiego w jednej odpowiedzi.
Wampir odwrócił się w moją stronę i zaczął niebezpiecznie zbliżać. Odsunęłam się pod ścianę, kiedy wyciągał rękę w moją stronę. On natomiast złapał mój podbródek i uniósł do góry. Następnie zbliżył się do szyi i wciągnął powietrze.
- Zaczniemy już dziś - Szepnął, po czym delikatnie wbił kły w moją szyję.
Czytałam opowiadanie Vampire - Rose z zapartym tchem i stwierdzę jedno...
OdpowiedzUsuńTWOJE OPOWIADANIE JEST PO PROSU GENIALNE!!!
Dzięki temu zainspirowałaś mnie do napisania kolejnych rozdziałów na swoim ficku...
Jest wszystko czego wymagam jeśli chodzi o opowiadania z wampirami. No i co najważniejsze jeśli chodzi o Hellsing to mój ukochany Alucard. Kiedy zetknęłam się z tą serią to po prostu skradł moje serducho.
Mam nadzieje, że pojawi się więcej takich rozdziałów... ostrzegam, że z wypiekami będę czekać na next.
POZDRAWIAM!
P.S.
No i zapraszam również na mojego bloga.
http://blood-from-the-blood.blogspot.com/
(A jeśli już zajrzałaś to tak dla przypomnienia)
Zajrzałam spokojnie. Cieszę się, że moje opowiadanie przypadło mi do gustu. W tym momencie i ty mnie zainspirowałaś swoim optymistycznym komentarzem. Dziękuję. Już za chwilę biorę się do pracy z herbatą przy boku :D
UsuńMam taką nadzieję.
UsuńBardzo ciekawe opowiadanie. trochę krótkawe, ale nadrabia fajnością. Czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńPs.Niestety nie oglądałam Hellsinga, więc nie jestem w temacie. Skoro on ją ugryzł to ona stała się wampirem?
Nie stała się XD Musi dojść do wymiany krwi i wtedy, nie wiadomo czy dana osoba przejdzie przemianę. Organizm musi to zaakceptować, inaczej Kaput
Usuń:P
Jak to tak możesz kończyć?! Ejjj! Jest ugryzienie! Boże,jak ty pięknie piszesz! Moja krew~ (ironicznie trochę). Wesołych Świąt wszystkim! :D
OdpowiedzUsuńPS u mnie rozdzialik Pasta
Jest Pasta. *rzuca wszystko i robi haos w pokoju* Boże już lecę :D Tak długo się naczekałam, że aż ostatnio ponownie obejrzałam ostatni odc Hellsing'a i znów się popłakałam :D Już do ciebie lecę oraz gorąco dziękuję za komentarz.
UsuńSorki że nie na temat, przyznaję że nie czytam nowego opowiadania bo nie chcę sobie mącić w zeznaniach. Pytanie mam jedno podstawowe: Czy będziesz kontynuować historię Lokiego? A jeśli tak to kiedy można by się spodziewać rozdziału? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOczywiście będę kontynuować historię naszego Kłamce, aczkolwiek nie wiem kiedy wydam kolejny rozdział. Jest on napisany w 10% i nie chce dalej ruszyć. :D
Usuń