sobota, 12 sierpnia 2017

Hermes ostatnim przodkiem - rozdział 31

- Tak jak prosiłaś, Alucard nie wie, że tu jesteś, ale też nie mamy zbyt wiele czasu.
Spojrzałam na dyrektor Hellsing z przymrużeniem oczu.
- Powiedz mi jak to się dzieje – poprosiłam.
- Myślałam, że będziesz na tyle mądra i sama do tego dojdziesz, ale – zaciągnęła się cygarem i poruszyła niespokojnie na krześle. - Myślę, że mogę ci powiedzieć.
Siedziałam naprzeciwko jej biurka, uważnie chłonąc każde zdanie jakie wypowiedziała. Poprosiłam ją o to spotkanie, bo sama nie byłam pewna czy naprawdę chce być taka, jak Alucard.
- Jednak mam dla ciebie złe wieści. Tylko dziewicę mogą zostać zmienione w wampira, a jak mniemam i z tego co słyszałam od tego egoistycznego dupka, ty nie jesteś dziewicą. Tacy jak ty mogą jedynie zostać ghulami, a tego nie chcesz prawda?
Nie było dla mnie ratunku? Nie ma? Czyli...
- Alucard mnie okłamał - bardziej stwierdziłam, bo wizja własnej śmierci usilnie wbiła mi się w mózg, jak wielka szpilka.
I pomyśleć, że dałam mu się omotać. Byłam wściekła na siebie, na niego i na cały świat. A było już tak dobrze. Naprawdę myślałam, że jednak moje życie kogoś obchodzi, że jest jeszcze ratunek, że nie wszystko stracone, a tu...
- Nie płacz – dłonie kobiety złapały moją zapłakaną buzię. Nawet nie byłam świadoma tego, że płaczę.
- Przepraszam, ale... - zaczęłam rękawem bluzy ocierać słone krople. Odsunęłam się od Integry.
- Nie tego się spodziewałaś, wybacz, ale to prawda. I tak byś się dowiedziała, a lepiej dowiedzieć się tego ode mnie, niż od Alucarda. Znów by cię okłamał.
/*/*/
- Vin! - krzyknęłam na całe mieszkanie w poszukiwaniu kupy brązowych loków.
Wskoczyłam na schody i szybko wbiegłam na górę, do pokoju, który został mu przydzielony. Otwarłam drzwi i zamarłam... Vin...On...
- Czytasz książkę? - przechyliłam lekko głowę w bok.
Vin spojrzał na mnie dziwnie.
- Naprawdę ciekawa – odparł jedynie i wrócił do lektury.
Weszłam do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Dobra, mniejsza o to – usiadłam w nogach łóżka. - Chcę się poddać eutanazji.
Tym razem to on spojrzał na mnie dziwnie. W jego oczach zrodził się jakiś dziwny blask czy może nawet błysk myśli.
- Aha – odparł beznamiętnie. - A ja zostanę papieżem.
- Mówię poważnie! - podniosłam głos, zaciskając dłonie na materiale śnieżnobiałej pościeli.
- Ja też.
Nagle Vin wstał, odłożył książkę i podszedł do biurka. Szybkim ruchem otworzył szufladę i coś z niej wyciągnął. Jak się później okazało, przyjście do jego pokoju było moim największym błędem w życiu, ale tego nie mogłam już wiedzieć.
- Chcesz eutanazji? - przystawił mi nóż do gardła. Jego ruchy były...Jak nie jego. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a Vin zaraz był przy mnie. - Zabiję cię. I to za darmo.
Byłam zbyt zszokowana tym co się stało, by cokolwiek zrobić. Siedziałam nieruchomo, niczym kamień na łóżku i myślałam. Myślałam co się właśnie stało.
- Co ty robisz? - zapytałam cicho.
Vincent wyprostował się i schował nóż, a potem uderzył mnie z całej siły pięścią w twarz. Upadłam na ziemię, pod kaloryfer trzymając się na bolący policzek. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki, w głowie mi się zakręciło, a żołądek nagle wywrócił fikołka. Raptem zdążyłam podnieść na niego wzrok, a zaraz potem poczułam silnego kopniaka w żebra.
Zawyłam z bólu.
- Powiedz, że to wszystko pamiętasz – warknął, łapiąc mnie za bluzkę i podnosząc do góry. Spojrzał mi prosto w oczy. Jego natomiast się zmieniły. Były niemalże białe, jakby zasłonięte mgłą. - W sumie, nie możesz tego pamiętać – puścił mnie, a potem odwrócił się do mnie plecami.
Analizowałam wszystko co się stało, ale nic, naprawdę nic nie układało się w całość.
- Co jest? - spytałam, pomiędzy kaszlnięciami.
- Powiedzieć ci? - odwrócił ku mnie głowę. Zamarłam.
Jego włosy już nie były burzą brązowych loków, a wodospadem czarnych kosmyków, oczy białe, a zęby ostre. Na jego głowie powoli wyłaniały się dwa rogi, owiane czernią i srebrem.
Zatkałam usta dłonią, by nie krzyknąć z przerażenia.
- I co? - spytał, prezentując się w całej swojej okazałości. Ubrania, które miał na sobie teraz przypominały bardziej luźne szaty, niż stary sweter i znoszone dżinsy. - Pamiętasz może Maggie, Aly i Drake'a? Twoich niby znajomych?
Wyciągnął ku mnie czarną dłoń. Jego skóra była jakby pokryta sadzą, węglem?
- Kim...ty jesteś? - zadrżałam, kiedy ukląkł naprzeciwko mnie. - I skąd...
-... o nich wiem? - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, ukazując idealnie ostre uzębienie, jak u wampira. - Spotkaliśmy się już kiedyś. Nie pamiętasz mnie, ale ja ciebie tak.
Złapał skrawek mojej bluzki i uniósł ją do góry, odsłaniając moje blizny. Dotknął jednej z nich zimnymi palcami, a ja zadrżałam. Nie miałam odwagi, by zaprotestować. By cokolwiek zrobić.
- Sam wyryłem na twoim ciele tę ranę – przejechał po bliźnie opuszkiem palca. - Powiedz, że to pamiętasz. Było zabawnie. Wpierw godzinka przyjemności, a potem ty zawołałaś ochronę. Co ja mogłem wtedy zrobić? Zwykły człowiek?
Usilnie próbowałam sobie wszystko przypomnieć. Czasy kiedy byłam...kiedy sprzedawałam własne ciało, by przeżyć. Wiele się wtedy działo.
- Ja... nic nie pamiętam – załapał się za głowę, którą rozsadził ból.
Nagle wokół Vincent'a pojawiło się kilka jasno świecących kul. Tych samych, które widziałam wtedy w chatce. Zachłysnęłam się powietrzem.
- Vin! - krzyknęłam, zrywając się do biegu.
Drzwi jednak okazały się być zbyt daleko, a moje nogi miękły pod naporem skurczu mięśni.
- Gdzie ci tak śpieszno? - upadłam, w porę amortyzując upadek dłońmi.
Vincent usiadł na moich plecach, przyciskając moje ciało do podłogi. Bolało. Nawet bardzo!
- Puść mnie! - wyjąkałam, mrużąc z bólu oczy. - Kim ty w ogóle jesteś?!
Złapał moje włosy i pociągnął je. Chcąc nie chcąc uniosłam głowę do góry i obróciłam ją w jego kierunku.
- Twoim najgorszym koszmarem, wrogiem i dłużnikiem zarazem – powiedział wolno, ukazując kły. - Gdyby nie ty... a raczej tamte wydarzenia, przez które wylądowałem w więzieniu, to nigdy bym się kimś takim nie stał. Zawarłem pakt z samym szatanem, Panem piekieł i wszystkiego co złe. I powiem ci, że wyszło mi to na dobre. Mogę dowolnie zmienić wygląd, posiadam niesamowite zdolności i takie tam.
Jasna cholera, co ja mam zrobić? On jest za silny, nie mam przy sobie sztyletów, a Makube razem z gosposią...Nie ma ich!!! Nikogo nie ma w domu! Jestem sama z...z jakimś strasznym i dziwnym gościem!
- Nie wiesz co masz zrobić, co? - zapytał ironicznie, a ja zacisnęłam zęby. - A ja mam jeden, bardzo fajny pomysł – nachylił się i szepnął: - Wpierw cię zgwałcę, potem zabije, a następnie... jeszcze raz zgwałcę! - zaczął się śmiać.
Przeszły mnie dreszcze na samą myśl, co może zrobić. Bałam się. Po raz kolejny niesamowicie się bałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz