sobota, 12 sierpnia 2017

Hermes planowaniem ataku - rozdział 34

- Twoje omdlenia są niepokojące – mruknął Makube, przysuwając się do mnie i sprawdzając wierzchem dłoni moje czoło. - Nie chcę cię niepokoić, ale...
- Pieprz się! - warknęłam, zdziwiona potem swoim nagłym, agresywnym zachowaniem. - Przepraszam.
- Wiem, że czujesz się dość... dziwnie – powiedział wolno, jakby warzył słowa. - Ale proszę, musimy zacząć działać.
Wstałam z fotela, kierując się ku drzwiom.
- Wiem.
Wyszłam na korytarz kierując się do biura Hellsing, gdzie dyrektorka miała nam przedstawić informacje na temat mojej ostatniej misji. Ostatnia misja, jak to brzmi. Coś się kończy, coś zaczyna, a mój czas nie ubłagalnie zmierza ku końcowi. Chciałabym jeszcze tyle zrobić.
Otworzyłam wielkie wrota i weszłam do gabinetu, gdzie czekała cała śmietanka towarzyska.
- Jeśli jesteśmy już w komplecie, to proponuję zacząć zebranie.
Spojrzenie moje i Alucarda się skrzyżowało.
/*/*/
- Północ, południe i wschód obstawią moi ludzie podzieleni na małe grupki z snajperami – Integra przeciągnęła palcem po mapie. - Do was należy zachód.
Maxwell dokładnie przyjrzał się planowi.
- Wyślemy nasz najlepszy oddział. Ciężko zbrojni powinni sobie poradzić.
Zapadła cisza.
- Wciąż nie wiemy z czym dokładnie mamy do czynienia – wtrąciłam, krzyżując dłonie na piersi.
- Z czymś o wiele niebezpieczniejszym niż zwykłe ghule – wampir przysunął się ku mnie, co nie uszło uwadze Alex'a, który mruknął coś pod nosem o wypatroszeniu Alucarda i powieszeniu jego głowy nad kominkiem.
- Chcesz czegoś?! - wampir łypnął na niego złowrogo, wystawiając głowę ponad mnie. Pech chciał, że siedziałam skulona pomiędzy nimi i słuchałam jak się przekomarzają.
- Tak, twojej kapitulacji! - Alex zadrżał.
- To da się załatwić, ale wpierw urwę ci ten głupi łeb.
- Chcesz się bić?
- Chodź!
Integra gwałtownie podniosła się z fotela, waląc pięścią w biurko. Szybko znalazła się przy wampirze, który z kwaśną miną obrócił się ku niej. Dyrektorka złapała go za ucho i wytargła z kanapy siłą.
- Do budy! - krzyknęła, popychając go do wyjścia.
W tym samym momencie Makube dorwał już ulatniającego się Alex'a i wywalił go za drzwi.
- Myślisz, że się tam nie pozabijają?
Spojrzałam na Maxwella.
- Mam taką nadzieję – westchnął ksiądz, siadając na kanapie obok mnie. - Nie mam takiego budżetu, żeby zapłacić za zniszczenia rezydencji.
Integra ponownie skupiła się na papierach, ignorując zabawną przekomarzankę wampira z księdzem na korytarzu, którą było słychać, aż tu.
- Wyślesz Alex'a na pierwszą linię obrony? - spytała blondynka.
- Chciałbym – odrzekł Maxwell, wspierając brodę na dłoni. - Inaczej oni pozabijają się tam pierwsi.
- Alucard będzie z młodą – zrobiłam wielkie oczy. Integra zwróciła się bezpośrednio do mnie. - Ustaliliśmy już wcześniej, że bez potrzeby nie będziesz się wtrącać w tą bitwę. Spróbujemy wpierw załatwić to na spokojnie. Alucard będzie naszym asem i mam nadzieję, że nie będę musiała go użyć. Razem będziecie w bezpiecznej odległości.
- Słucham?! - zerwałam się z kanapy, zaciskając pięści. - Chcecie mnie wykluczyć? Znam Vincenta... znałam, a przynajmniej tak mi się zdawało. Wiesz, że przez to zginą niewinni ludzie. Chcesz ich poświęcić.
- Nat – Makube złapał mnie za przegub i pociągnął w dół, tak że musiałam na powrót usiąść. - Nie chcemy robić z tego wielkiej afery. Jeśli uda się go pokonać w najmniej niebezpieczny sposób, to warto spróbować.
- Czy ty się słyszysz?! Czy wy się słyszycie?!
Rypnęłam pięścią o blat biurka i rozzłoszczona opuściłam pokój.
/*/*/
Kolejne dni mijały mi w kompletnym milczeniu, przesiadywaniu w zamkniętym pokoju i takim sobie odżywaniu. Nie potrafiłam zbyt wiele przełknąć. Każdy kęs palił moje gardło, jakbym połykała szpilki. W głowie nadal krążyły mi myśli o zmienionym Vincencie.
Od dnia, kiedy w dość nietypowy sposób opuściłam gabinet Hellsing – bo po co dbać o pięknie rzeźbione drzwi, jak można je wyważyć, a potem spotkać się z przestraszonym wzrokiem każdego kogo się spotkało – nikt mnie nie odwiedził, za co byłam dozgonnie każdemu wdzięczna. Chociaż... brakowało mi Alucarda.
Podkuliłam pod siebie nogi, zamykają oczy i wyobrażając sobie jak wampir mnie teraz obejmuje. Jeśli ktokolwiek powiedziałby mi wcześniej, że aż tak będzie mi zależeć na tym wampirze, wyśmiałabym go. Jednakowoż musiałam sobie w końcu uświadomić, że pokochałam zabójcę mojej rodziny.
Załkałam.
Tyle sprzeczności. Gdybym tylko potrafiła wybierać mądrze, to może dziś by mnie tu nie było. Być może los byłby dla mnie łaskawszy. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na wiele pytań, na które tak bardzo chciałam znać odpowiedzieć.
Dlaczego chciałam umrzeć?
Czy naprawdę tego chciałam?
Czy odważyłabym się popełnić samobójstwo?
- Sama jesteś sprzecznością – usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju się otwierają po raz pierwszy od kilku dni i teraz ich cichy skrzyp wydawał mi się dźwiękiem nie do wytrzymania. - Chcesz żyć i chcesz umrzeć.
Spojrzałam na okrążającego łóżko Alucarda. Wampir wpatrzony gdzieś w przestrzeń gładził delikatnie palcami ramę łóżka, aż dojechał do końca. Potem usiadł przy moich nogach i spojrzał na mnie. Wytrzymałam to palące spojrzenie.
- Czego chcesz? - spytałam cicho.
- Muszę czegoś chcieć, żeby się z tobą spotkać?
Milczałam.
Alucard wspiął się na łóżko i ułożył obok mnie na boku. Dotknął dłonią mojej zaciśniętej na materiale pościeli. Zadrżałam. Zimno jego skóry mnie pobudziło. Pociągnął mnie i zamknął w ramionach.
- Gdybym mógł, nigdy być już cię nie puścił.
Skuliłam się, kiedy zimno jego ciała przedarło się przez cienki materiał mojej koszulki.
- Nie mam zamiaru siedzieć w miejscu i czekać, aż tam wszyscy zginą – mruknęłam niezadowolona.
- Słyszałaś co powiedziała Integra?
- Nie obchodzi mnie to – wyrwałam się z jego ramion, wstając. - Nikt do jasnej cholery nie będzie mi rozkazywać. Mam prawo do własnego wyboru.
Stanęłam przed wielkimi drzwiami balkonowymi. Pogoda była słoneczna, aczkolwiek zimny wiatr uknuł sobie, że dziś podokucza wszystkim, kto wyściubi nos na zewnątrz.
- A tym wyborem będzie walka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz