sobota, 12 sierpnia 2017

Hermesie błagam... - rozdział 37

- Jak to wszyscy? - Vincent spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
Czyżbym go w końcu zaskoczyła? - pomyślałam.
Z daleka usłyszałam krzyki i tupot ciężkich butów żołnierzy. Odgłosy wyciąganych mieczy otarły się o dźwięk nabijanych pistoletów. Uśmiechnęłam się, bo pierwszy raz słyszałam, jak Makube przeklina.
Vincent puścił mnie i odskoczył na bezpieczną odległość. Następnie poczułam jak czyjeś silne ręce łapią mnie i ciągną do tyłu, by następnie uchronić mnie przed salwą poświęcanych naboi oraz lecącymi ze wszystkich stron bagnetami Alexa.
Demon unikał wszystkiego, nawet się przy tym nie męcząc. Jego ciało poruszało się samoistnie, prawie jakby nie wymagało kontroli. Obserwowałam wszystko przykryta czerwonym płaszczem.
- Jesteś naprawdę...
- Powtarzasz się – wyszarpałam się z uścisku. - Puść mnie i... - pociągnęłam płaszcz za sobą - ... to zatrzymuję, bo robi się zimno.
- No proszę – wampir skrzyżował ręce na piersi.
Minęła nas druga grupa watykańskich sił wsparcia.
- Odważna z ciebie dziewczyna – obok nas pojawiła się Integra, naciągając na ramiona płaszcz. - Nie chcesz może odwiedzić moich oddziałów?
- Spasuję tym razem – skupiłam wzrok na pędzącym w moją stronę Makube.
Nie wyglądał na szczęśliwego.
- Nat! - zamknął mnie w uścisku, lecz zaraz sprostował swoją postawę, odsunął się na długość ramion i zmierzył krytycznym spojrzeniem. - Nic ci nie jest, ale masz szlaban na lody na całe życie! Jak mogłaś tak ryzykować? Oczywiście wina w całości leży po stronie wampira, ale ty też nie jesteś święta, a głupia.
- Nie śmiałbym przypuszczać inaczej – Maxwell parsknął śmiechem. - Oddziały same doskonale radzą sobie z tym podlotkiem.
- Wycofaj ich! - krzyknęłam błagalnie, otulając się ciaśniej płaszczem wampira. - Nie wiesz z czym masz do czynienia. Makube – zwróciłam się do ojca. - Przemów im do rozsądku. To nie jest ktoś kto łatwo zginie z rąk naszych oddziałów czy żołnierzy Hellsing. To demon. Jego siła cały czas rośnie. Nie damy mu rady.
- Co sugerujesz? - spytała dyrektorka.
Zastanowiłam się przez chwilę, dokładnie analizując każdy aspekt niewygodnej sprawy demona. Nie dało się go tak łatwo pokonać, jego ciało regenerowało się tak samo jak ciało Alexa, siłą dorównywał Alucardowi. Był niemalże niezniszczalny. Ale...
- Ale... - zaczęłam dokańczać na głos swoje myśli.
- Ale? - wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie.
- Pani Integro – zrzuciłam z siebie płaszcz, który Alucard złapał w ostatnim momencie. Wstrzymałam oddech kiedy każdy krytycznie mierzył spojrzeniem moje rany. - Czy jest tu gdzieś jakieś miejsce, może bunkier? Coś w tym stylu?
- Niedaleko torów kolejowych? - blondynka spojrzała pytająco na wampira.
- Za mostem są tory, za torami jest stary i opuszczony bunkier Niemców.
- Co ty kombinujesz?
Uśmiechnęłam się.
- Kontrolowana eksplozja.
- Chcesz go zamknąć w jednym pomieszczeniu z ładunkami wybuchowymi? - Niebieskie niczym bezkresny ocean oczy Integry błysnęły.
- Masz w swoich szeregach speca od materiałów wybuchowych? - bardziej stwierdziłam niż spytała, bo swego czasu, kiedy stacjonowaliśmy jeszcze w rezydencji Hellsing, poznałam niejakiego Pipa Bernadotte.
- Alucard pójdziesz z nią i z Pipem. Kiedy będziecie gotowy powiadomisz mnie o tym.
- Tak jest, moja Pani – wampir wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Ale moment! - pociągnęłam Integrę za rękaw, kiedy już chciała nas opuścić. - Musimy go tam zwabić, a nikt inny się do tego nie nadaje, jak ja.
- Znowu chcesz ryzykować?! - oburzony Maxwell szarpnął mnie za ramię.
Spojrzałam na niego z odwagą wymalowaną na twarzy.
- Dam sobie radę.
- W takim razie na moment kiedy Pip będzie podkładał ładunki wybuchowe w bunkrze, odłożę cię z bezpieczne miejsce.
Skinęłam na niego głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz